Jak sobie poradzić z narcyzmem?
Witam! Jestem 28-letnią singielką, poniekąd z własnego wyboru, mimo iż od najmłodszych lat marzyłam o prawdziwej miłości. Bywałam w związkach, pierwszy (ok. 7 lat temu) był najdłuższy, tj. 3 lata, i najbardziej się w niego zaangażowałam. Mimo to zerwałam z chłopakiem, gdyż od początku bycia z nim, mimo mojego angażu, czułam w środku niezrozumiały dla mnie do końca niepokój, a z tym powiększającą się toksykę, która mnie niszczyła (był to związek na odległość). Dzisiaj już wiem, że sama poniekąd przyczyniałam się do owej toksyki, bowiem nie wyrażałam uczuć, udawałam, że nic się nie dzieje zamiast porozmawiać, bałam się odrzucenia, ukrywałam zazdrość itd.
Nie żałuję jednak tego, co się stało, gdyż w moim odczuciu i tak prędzej czy później związek by się rozpadł. Pomijając moje wtedy zachowanie, chłopak ten był bardzo zamknięty i ciężko było nam naprawdę otworzyć się przed sobą i zaufać. Część z moich partnerów to typy narcystyczne, pociągające wizualnie, jednak ich nadmierne zainteresowanie sobą, egoizm powodował natychmiastowe zerwanie takich więzi z mojej strony. Mężczyźni, którzy natomiast okazywali mi ciepło i to wszystko, czego kobiecie do szczęścia potrzebne, w moim odczuciu nie pociągali mnie osobowościowo, jak i wizualnie, stąd dochodziło do kolejnych rozpadów, niestety z mojej znowu strony.
Z perspektywy mojej przeszłości, troszkę się dzisiaj zmieniło, tzn. nie zwracam już większej uwagi na urodę mężczyzn, ale na to, co mogą zaoferować kobiecie w kwestii przede wszystkim emocjonalnej. Jestem typem kobiety, która lubi być adorowana, czuć się bezpiecznie i pewnie, a nie typem kobiety podrywaczki, jeśli chodzi o poszukiwanie partnera życiowego. Jestem idealistką, która wytrwale czeka, wypatruję kandydata, z którym będę chciała "zaryzykować" życie we dwoje. Z drugiej jednak strony, będąc w wieku, w jakim jestem, więcej o tym myślę, aniżeli robię coś w tym kierunku. Chyba nie wierzę już, że mogę znaleźć odpowiedniego dla mnie partnera, przyzwyczaiłam się częściowo do bycia samej i stąd brak działania, inicjatywy z mojej strony w nadmienionej problematyce.
Nie potrafię też przyjaźnić się z kim popadnie. Przyjaźnie dobieram bardzo wybiórczo. Liczy się dla mnie jakość, nie ilość. Ogólnie trudno mi nawiązywać relacje z ludźmi, bowiem niewielu potrafi mnie zinteresować, a poza tym czuję się dobrze sama ze sobą. Dużo czasu spędzam sama i nie czuję się z tym źle. Aha, nie wiem czemu, ale dosyć często zdarzało/a mi się przyciągać m.in. osoby o problemach natury psychicznej. To zjawisko bardzo mnie zastanawia, szczególnie że takowe osoby otwierają się przede mną, jakby podświadomie szukały pomocy...? ;) Trudno mi cokolwiek dokończyć czy to w kwestii studiów, czy pracy. Ciężko mi jest przystosować się do środowisk, w których przyszło mi funkcjonować.
Osobiście lubię kontakty z ludźmi podobnymi mentalnie do mnie (trochę innymi:) i takich też przyciągam), o duszy wrażliwej, artystycznej, pozostali mnie nie interesują, mimo że wykazują zainteresowanie moją osobą, nudzą mnie i męczą. Lubię ciszę i bycie sama ze sobą, jednak te chwile są tak częste, że zastanawiam się, czy ja tak naprawdę jestem zdolna do mieszkania z kimś pod jednym dachem, czy jestem zdolna do wspólnego życia, no i czy to nie jest objaw jakiegoś zachwiania psychicznego?
Odczuwam lęk, szczególnie przed pójściem do nowej pracy, gdyż boję się, że wykażę się niekompetencją, niewiedzą w określonych dziedzinach, szczególnie kiedy praca nie jest związana z moimi zainteresowaniami. Niestety, niewiele na świecie mnie interesuje poza tym, co lubię (sztuka). Boję się podjąć jakiegokolwiek wyzwanie, bowiem odnoszę wrażenie, że jestem gorsza od innych, m.in. przez introwertyczną naturę/zamykanie się na świat, ludzi.
Niegdyś (jak byłam dzieckiem i nastolatką) ojciec trzymał mnie bardzo krótko, mama była znów nadopiekuńcza. Ojciec nie okazywał mi czułości i tak jest w zasadzie po dzień dzisiejszy. Zawsze ode mnie wymagał i często krytykował, nie pamiętam zbytnio wspierających, budujących słów z jego ust, poza tym charakteryzowała go impulsywność. Mama jest bardziej wrażliwa, jednak po dzień dzisiejszy traktuje mnie jak dziecko, co mnie bardzo irytuje, jednak staram się przymykać oko na te rzeczy, ze względu na ich wiek. Osobiście przez to mam duże problemy z okazywaniem uczuć bardziej własnej rodzinie aniżeli obcym osobom;/
Proszę napisać otwarcie, jakiej natury problemy mogą kryć się w mojej osobowości i jak z tym pracować? Czy konieczna jest wizyta u psychologa, jeśli taką konieczność Pani/Pan stwierdzi (podejrzewam)? Jestem świadoma pewnych elementów nieprawidłowości w mojej strukturze osobowościowej i tego, że ma to związek w relacji (szczególnie w okresie dzieciństwa) z rodzicami, jednak bardzo proszę o rozwinięcie problemu. Pozdrawiam