Moja bliska koleżanka ma depresję - jak mogę jej pomóc?

Witam, Ona ma 20 lat. Poznaliśmy się na wspólnym wyjeździe w góry w lutym br. organizowanym przez naszą uczelnię. Później również co jakiś czas spotykaliśmy się na różnych takich wyjazdach. W czerwcu spotkaliśmy się już prywatnie. Bardzo miło i przyjemnie spędzaliśmy czas wtedy - rozmawialiśmy, chodziliśmy po parku, po mieście, piliśmy kawę w kawiarence... Ogólnie bardzo sympatyczna była i przyjaźnie nastawiona. Jednak w wakacje wszystko się zaczęło zmieniać. Rzadziej ze sobą rozmawialiśmy, gdy proponowałem spotkanie, to tłumaczyła się, że "nie ma ochoty spotykać się w najbliższym czasie". W wakacje spotykaliśmy się tylko 2 razy - przy okazji wyjazdów na obóz żeglarski i w góry. Jak się wtedy spotykaliśmy ok. godziny przed wyjazdem, to też miło rozmawialiśmy, coś zjedliśmy w McDonaldzie i było tak jak przed wakacjami. Tylko, że za drugim razem początkowo nie chciała się spotkać przed wyjazdem, bo "już była umówiona", jednak gdy do niej zadzwoniłem w dniu wyjazdu, to powiedziała, że z koleżanką się umówiła i że mogę dołączyć do nich, a nie chciała się spotkać, bo tam gdzie mieszkałem miałem bliżej by wsiąść do pociągu (ja mieszkam w Sopocie, ona w akademiku w Gdańsku, ale na stałe w Słupsku). Jednak już podczas tych wyjazdów wakacyjnych nie była już tak otwarta jak wtedy... Tylko czasami zdarzało się, że udało nam się miło chwilkę pogadać, czy jak wręczałem jej osobisty prezent od siebie, bo miała też wtedy urodziny. Jednak po tym wyjeździe do tej pory praktycznie już się prawie nie odzywała, może krótko, parę razy... Telefon odebrała ode mnie tylko raz, we wrześniu, kiedy jej zaproponowałem wspólne wyjście na koncert w nowo otwartej, nowoczesnej hali w Gdańsku. Najpierw powiedziała, że nie wie, a potem żebym sobie za dużo nie wyobrażał, bo wydaje się jej, że ja ją traktuję jak kogoś więcej niż koleżankę... To jej odpowiedziałem, że ją traktuję jak koleżankę i tylko chce z nią spędzić miło trochę czasu. To odpowiedziała, że zobaczy, ale żebym sobie nic nie obiecywał... Od tamtej pory do dzisiaj nie odebrała żadnego telefony ode mnie, ani nie odpisała na żadnego sms-a też (dzwoniłem czy pisałem do niej raz na tydzień mniej więcej). Na gadu-gadu też się do mnie nie odzywała od wakacji, oprócz chyba jednego razu (góra 2-3), gdy ją zapytałem czy jedzie z nami w listopadzie na weekend na jeden z naszych wyjazdów rehabilitacyjnych. Któregoś dnia w październiku widziałem, że ma opis na GG "[*]". Domyślałem się, że ktoś bliski jej umarł. Pomyślałem wtedy też o jej ojcu, bo mi wspominała na jednym z naszych wspólnych spacerów w czerwcu, że ma ciężko chorego tatę. Modliłem się też (i nadal się modlę) codziennie za nią, za jej rodzinę, by się do mnie odezwała, byśmy się spotkali tak jak wtedy… No i pewnego razu, jak wracałem z zajęć, a szedłem akurat na peron kolejki, zauważyłem ją z koleżanką stojącymi przy kasie biletowej. Minąłem je, wchodząc powoli na peron i czekając na nie na peronie. Akurat wtedy przyjechał pociąg w moim kierunku i szybko podjąłem decyzję, że jednak nie wsiądę, a będę na nie czekał... Zszedłem więc zobaczyć, czy przypadkiem sobie nie poszły gdzieś indziej. Wtedy akurat szły na peron już. Więc przywitałem się, powiedziałem, że się cieszę że się spotkaliśmy w końcu i zapytałem co u niej. Ona na taką zmieszaną, trochę wyglądała, osowiałą... I powiedziała mi to, co nadal tkwi mi głęboko w pamięci i czego się obawiałem - zmarł jej ojciec. To powiedziałem, że mi przykro, że jej współczuję, że gdyby mi powiedziała wcześniej to bym jej dał spokój... Ona tylko machnęła ręką, co zrozumiałem jako "nic się nie stało". Dalej wyglądała na taką osowiałą, jakoś nieswoją, trochę zamkniętą... jednak jak o czymś zaczęliśmy gadać to odpowiadała w miarę normalnie i miło, prawie jak kiedyś, ale to nie było już to samo... W międzyczasie kolejna kolejka w moim kierunku jechała i spytała się mnie czy to nie moja, a ja że "może być moja, ale chcę pogadać jeszcze i pojadę z nimi zaraz, że mi się nie spieszy chyba, że nie chce ze mną rozmawiać". Wtedy ona odparła "nie no, czy ja coś mówię?" i tak jeszcze rozmawialiśmy trochę. Pytałem się jej czy kontaktowała się z tą naszą opiekunką od wyjazdów, ale mówiła, że nie, ale zadzwoni do niej. Jednak jak od tamtej pory do dzisiaj pytałem tej pani, czy z nią rozmawiała, to mówiła, że nie, że też próbowała się do niej dodzwonić, i tylko nagrała się jej, ale i tak nie oddzwoniła. Ponadto, jak wysiadałem na swojej stacji, żegnając się powiedziałem, żeby się do mnie odezwała jak wróci i powiedziała, że się odezwie, ale jednak się nie odezwała... Od jakiegoś czasu też chodzę na wizyty do psychologa z powodu innych moich dolegliwości, ale opowiadam też tej psycholog o mojej sytuacji z tą koleżanką. Poradziła mi, żebym jednak nie rezygnował i nadal wykazał się wobec niej altruizmem i empatią, bym jej delikatnie uświadomił, że może mi zaufać, że zawsze może liczyć na moją pomoc... Mam więc takie pytanie: jak ją mogę przekonać do siebie, pomóc jej w trudnych chwilach, byśmy znowu mogli ze sobą rozmawiać i spotykać się tak jak to było pół roku temu? Pozdrawiam

MĘŻCZYZNA ponad rok temu
 Joanna Moczulska-Rogowska
Joanna Moczulska-Rogowska

Witam,
Śmierć bliskiej osoby, zwłaszcza rodzica jest bardzo trudną emocjonalnie sytuacją. Potrzeba czasu na to by pogodzić się ze stratą. Jednak zazwyczaj się to ludziom udaje. Warto pamiętać, że strategie radzenia sobie jakie ludzie stosują są różne. Jedni potrzebują w trudnych chwilach obecności innych osób, inni wolą samotność. Człowiek ma prawo wyboru, ma także prawo do tego by wybrać sobie osoby, które będą dla niego wsparciem w trudnych chwilach. Czasami zdarza się, że osoby, które bardzo chcą pomóc znajomemu odbierane są przez tego znajomego jako łamiące jego granice.
Z tego, co Pan napisał, spotkał Pan koleżankę w towarzystwie, tak więc nie jest ona raczej osobą samotną. Dlaczego więc tak bardzo martwi się Pan o nią i tak bardzo zależy Panu na tym aby to właśnie Pan był źródłem wsparcia dla niej?
Z tego co Pan pisze można by wnosić, iż Pana koleżanka próbowała zerwać z Panem kontakt - unikała spotkań, nie kontaktowała się. Nie ma mocy, która umożliwiłaby nam przekonanie drugiego człowieka do tego, aby się z nami przyjaźnił, czy chciał spędzać czas. Choć może to być dla nas przykre, jeśli druga strona nie chce, musimy się z tym pogodzić.

Pozdrawiam serdecznie!

redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty