Nienawidzę siebie - co mam zrobić?

Jako dziecko wychowałem się na wsi. Mieszkałem razem z mamą babcią i dziadkiem. Moi rodzice są po rozwodzie. Ojciec podobno bił mnie jak byłem mały i taki powód podaje mama. Ja nie mogę stwierdzić, że to prawda, bo odkąd sięgnę pamięcią to on już z nami nie mieszkał, a byłem zbyt mały żeby to pamiętać. Ojciec odwiedzał mnie co dwa tygodnie w niedziele. Jako że nie mam rodzeństwa, zawsze bawiłem się sam. Czasami odwiedzała nas kuzynka, która jest rok starsza ode mnie i to tak naprawdę jedyna osoba, z którą raz na jakiś czas mogłem się pobawić. W wieku 6 lat przeprowadziłem się z mamą ze wsi do pewnej miejscowości, w której to znajdowała się szkoła podstawowa, do której od września zacząłem uczęszczać. Z pomocą mamy uczyłem się bardzo dobrze, chociaż byłem nieśmiały i zamknięty w sobie. Jako dziecko interesowały mnie mało przyziemne rzeczy. Kiedy większość chłopców interesowała się samochodami, sportem, ja wolałem czytać o zwierzętach, szczególnie o dinozaurach. Fascynowała mnie fantastyka i science-fiction – takie też filmy lubiłem oglądać najbardziej. Podczas trwania roku szkolnego nie wychodziłem nigdy pobawić się z kolegami. Po prostu bałem się gdzieś wyjść bez mamy. Podczas wakacji wyjeżdżaliśmy z mamą do dziadków i tam się sam bawiłem. W 3 klasie po raz ostatni odwiedził mnie mój ojciec. Do dziś nie mam z nim kontaktów. Moje spokojne życie zmieniło się w 4 klasie kiedy to pewna trójka chłopców zaczęła ze mnie publicznie kpić. Zaczęło się to na wf. Nie wiem dlaczego to robili, czy dlatego że byłem nieśmiały i skryty, czy dlatego, że z wf nie byłem zbyt dobry, a może śmieli się z mojego wyglądu. Nie chodzili oni do mojej klasy tylko do klasy równorzędnej. Kiedy spotykałem ich na boisku, czy na wf to wymyślali na mnie coraz to nowsze przezwiska. W 6 klasie dostałem swój pierwszy komputer i od tamtej pory gry komputerowe stały się moim jedynym hobby. Kiedy skończyłem podstawówkę, zacząłem chodzić do gimnazjum. Niefortunnie okazało się, że będę w klasie z tą trójką chłopców. W tedy zaczęło się piekło. Praktycznie dokuczali mi codziennie na każdej przerwie, a nawet na lekcjach jak tylko wydarzyła się okazja. Inni klasowicze, których nie znałem widząc to, również zaczęła się ze mnie nabijać. W efekcie nabijała się ze mnie prawie cała klasa, nowi koledzy i koleżanki wyrobili sobie o mnie opinie jako o popychadle i klasowej pierodle. Zacząłem być jeszcze bardziej wstydliwy. Zaczęły mi się intensywnie pocić ręce, zaczęło mi cuchnąć z ust, z nerwów ciężko mi było jeść. Zacząłem się również często czerwienić, szczególnie przy dziewczynach, które też mnie wyśmiewały. Wystarczy że jakaś się odwróciła, odezwała do mnie, bądź usiadła koło mnie to już robiłem się czerwony jak rak. Zacząłem się gorzej uczyć. W domu przestałem się uczyć. Mama już nie kontrolowała mojej nauki tak jak kiedyś. Żeby wyładować stres całe dnie grałem na komputerze. Najbardziej przeszkadzało mi w sobie to, że jestem nieśmiały i że nie mam o czym rozmawiać z innymi ludźmi. Przestała mnie nawet odwiedzać kuzynka, z którą bawiłem się jak byłem mały. Do tej pory nie wiem dlaczego. Taki stan rzeczy trwał, aż skończyłem gimnazjum. Kiedy dostałem się do pewnego liceum, myślałem, że moje życie się odmieni. Nowa szkoła, środowisko, koledzy pozwolą zapomnieć o tym wszystkim. Okazało się, że jest równie źle jak nie gorzej. Znowu znalazła się pewna osoba, która zaczęła ze mnie kpić. Wyszydzał mnie za mój wygląd, poruszanie się, za nieśmiałość i za to, że byłem zamknięty w sobie i nie miałem o czym rozmawiać z nimi. W efekcie znów stałem się obiektem kpin ze strony całej klasy. Uczyłem się tam jeszcze gorzej. Zacząłem często wagarować, kręciłem się bez sensu po mieście, albo jeździłem autobusem w kółko. Nie mogłem już wytrzymać. W końcu jakoś udało mi się skończyć liceum i zdać maturę. Dostałem się na studia. Okazało się, że ludzie na moim kierunku są bardzo w porządku i wreszcie zaznam spokoju. Teraz mogło by się wydawać, że już jest w porządku, ale paradoksalnie jest jeszcze gorzej. Większość ludzi na roku się nie znała. Z czasem zaczęli się poznawać i przyjaźnić. Wszyscy oprócz mnie. Wydaję mi się, że to przez to, że nie mam o czym z nimi rozmawiać. Chodzę bez przerwy smutny, nie potrafię się nawet uśmiechnąć. Wszyscy przyjaźnią się, rozmawiają odwiedzają się w akademikach, organizują prywatki, a nawet zawierają głębsze niż przyjaźń znajomości. Ja, chociaż początkowo byłem przez nich zapraszany np. na sylwestra, nigdy nie skorzystałem z tego, bo nigdy nie byłem na żadnej imprezie. To co mnie naprawdę boli to to, że nie potrafię się z nimi zaprzyjaźnić, a bardzo bym chciał, bo jestem bardzo samotny. Kiedy jestem przy nich czuje się jak piąte koło u wozu. Mam wrażenie, że nikogo nie obchodzę, bo o czym tu ze mną gadać. Rzygać mi się chce kiedy patrzę na to jak się śmieją i rozmawiają. Tak bardzo chciałbym być na ich miejscu. Chociaż wszyscy tam są dla mnie mili i uprzejmi to i tak mam wrażenie, że wyśmiewają mnie za plecami. Nie mogę tego potwierdzić, bo niczego takiego nie słyszałem. Po prostu takie mam przeczucie. Wydaję mi się, że wszyscy ludzie czują do mnie niechęć. Takie uczucie towarzyszy mi wszędzie: w autobusie, w kościele, na ulicy, czy nawet w rodzinie. Wydaję mi się, że wszyscy się ze mnie nabijają. Nawet kiedy ktoś na ulicy na mnie patrzy, czy nawet uśmiecha to wydaję mi się, że kpią z mojego wyglądu, albo z czegoś innego. Z reguły jestem bardzo przygnębiony, ale wystarczy, że uda mi się z kimś nawiązać rozmowę, chociaż na 5 minut to jestem szczęśliwy jakby jakaś dziewczyna się ze mną umówiła. Teraz mam 20 lat, prawie 21. Jestem bardzo samotny. Nie mam żadnych kolegów, ani już tym bardziej przyjaciół, czy dziewczyny. Jedna koleżanka na roku bardzo mi się podoba, jest również nieśmiała, ale i tak nie mam odwagi do niej wystartować, bo i tak nie wiem o czym z nią rozmawiać, a zresztą która by chciała coś takiego jak ja? Mam bardzo niską somoocenę i tak naprawdę nienawidzę siebie i swojego życia. Chociaż nie jestem najgorszym studentem na roku to i tak mam wrażenie, że jestem najgorszy. Od 2010 roku zacząłem użalać się nad sobą. Wmawiam sobie, że jestem najbardziej beznadziejną osobą na świecie, że jestem głupi, brzydki i potwornie nudny, że nikt mnie polubi, nie pokocha i już do końca życia zawsze będę sam. Od niedawna zacząłem bić się po głowie ciężkimi przedmiotami. Prawie codziennie wieczorem mam taką chwilę, że przez ok. 2 godziny gnębię się i wmawiam sobie różne rzeczy. Jestem pewien, że za jakiś czas popełnię samobójstwo, bo moja samotność i pogłębiająca nienawiść do siebie mnie zniszczą. Na razie tego nie zrobię, ponieważ mieszkam z mamą i babcią (dziadek już nie żyje). Byłoby to bardzo egoistyczne, gdybym je tak zostawił. Babcia ma już prawie 80 lat, więc pewnie już długo nie pożyje, a moja mama ma wrodzoną wadę serca, oraz tętniaka w sercu, co też nie wróży długiego żywota. To moje najbliższe i jedyne osoby, ale one i tak nic nie wiedzą o moich problemach i myślę, że nawet się nie domyślają, bo zawsze udaję, że wszystko jest w porządku. Jestem zbyt skryty, aby o tym powiedzieć. Wydaję mi się, że jestem taki bez charakteru. Zauważyłem, że większość chłopców czerpie wzorzec męskości od swoich ojców, a ja tak naprawdę go nigdy nie miałem. Nie wiem co to znaczy być mężczyzną. Mam problemy nawet z podejmowaniem decyzji. Jąkam się kiedy mówię. Moje życie to tak naprawdę nauka i dom i komputer. Z nikim się nie spotykam. Wolny czas spędzam w czterech ścianach w swoim pokoju przed komputerem. Nigdzie nie wychodzę, no chyba, że do sklepu czy dentysty itp. Nawet całe wakacje spędzam w pokoju i tak przez całe życie. Sylwester w tym roku, jak co roku spędziłem sam. Zamiast oglądać fajerwerki po prostu spałem. Nigdy nie byłem na imprezie. Nie umiem tańczyć (i nawet nie wyobrażam sobie, że mógłbym to zrobić - chyba spaliłbym się ze wstydu), nie byłem nigdy pijany i założę się, że niewielka ilość alkoholu by mnie upiła, a w rozmowie też jestem kiepski. Po prostu mam wrażenie, że prawdziwe życie przecieka mi między palcami, a ja nie potrafię nic z tym zrobić. Niczym się już właściwie nie interesuję, no może tylko grami komputerowymi i muzyką. Nawet nie wiem kim bym chciał w życiu zostać, ani jaki zawód wykonywać. Może po prostu nie chce być już tym kim jestem. Moim największym marzeniem jest obudzić się pewnego dnia jako inny człowiek. Chciałbym wszystko zacząć od nowa. Wiem, że to i tak się nigdy nie wydarzy, a nawet gdyby to i tak wszystko bym spieprzył. Nienawidzę swojego ojca. Kiedy sobie pomyśle, że jestem chociaż częściowo do niego podobny do ogarnia mnie wstyd i zażenowanie. Nie cierpię kiedy ktoś z rodziny mi mówi, że jestem do niego podobny. A to z wyglądu, a to z charakteru. Po prostu uważam, że to gnida i nieudacznik. Tak jak ja z resztą. Ciężko znaleźć mi motywację do nauki. Najczęściej wyobrażam sobie, że uczę się z kimś. Rozmawiam z tą osobą i razem się uczymy. Wiem, powinienem się leczyć. Nawet jak byłem mały to wyobrażałem sobie czasami, że się z kimś bawię. Tak, żeby było mniej samotno. W ogóle ja strasznie dużo myślę. Mam wrażenie, że życie toczy się w mojej głowie. Ja chyba myślę bez przerwy. W ogóle jestem bardzo bierną osobą. Moim zdaniem największym moim problemem jest to, że nie mam o czym rozmawiać z ludźmi. Niczym ciekawym się nie interesuję. W moim życiu nic się nie dzieję, nigdzie nie bywam, nie zwiedziłem żadnych ciekawych miejsc na świecie. Nigdy nie byłem za granicą, a najbardziej oddalone miejsce od mojego domu znajduje się z jakieś 300 km. W Polsce oczywiście. Nie mam żadnych ciekawych lub śmiesznych anegdot do opowiedzenia. Po prostu we mnie nie ma nic co mogłoby kogokolwiek zainteresować. Jeśli chodzi o moją wiarę to nie chcę wierzyć w Boga, choć wydaję mi się, że w niego wierzę. Chociaż sam nie wiem czy wierzę w niego, czy może w jakaś uosobioną formę rozpoznawania dobra i zła. Sumienie? Nie wiem nawet dlaczego nie chce w niego wierzyć. Może po prostu cały czas mam wrażenie, że ktoś patrzy mi na ręce kiedy robię coś złego. Nie wiem. Czuję do Boga złość. Czasami mam ochotę się do niego pomodlić, ale wiem, że to i tak nic nie da. Ja nawet nie wiem jak z nim rozmawiać. Nie wiem jaki ma sens wyklepywanie co chwilę tych głupich formułek – modlitw. Przecież on i tak tego nie słucha. A nawet gdy próbuję z nim rozmawiać jak z człowiekiem to i tak nie mam co liczyć, że mi pomoże, bo zwracam się do niego wtedy, gdy jest mi bardzo źle – a przecież powinienem to robić zawsze. W ogóle nie pojmuję jak można kochać kogoś kogo nie widać, z kim nie można porozmawiać, co najwyżej prowadzić monolog. Kiedyś ksiądz na mszy świętej powiedział, że Boga powinniśmy kochać bardziej niż jakakolwiek osobę na ziemi, np. mamę, żonę. Osoba, która tak go kocha chyba nie może być normalna. Nie wyobrażam sobie tego. Nawet przytoczył jakąś przypowieść o jakimś mężczyźnie, który to najbardziej na świecie kochał swoje dziecko. Potem to dziecko umarło, a ten mężczyzna cierpiał. Bóg zabrał mężczyźnie to dziecko, bo on kochał je bardziej od Boga. Ostatnio mam problemy z wypróżnianiem się. Mogę to robić tylko w domu. Kiedy jestem na wydziale to jestem tak zdenerwowany, że nie mogę się załatwić. Ani mocz, ani kał. Czasami jak mocno mi się chce to muszę wrócić do domu. Nie byłem z tym u lekarza. Zastanawiam się czy to może być objaw nerwicy – moja babcia ją ma. Piszę to wszystko chyba po to, bo mam ochotę się komuś wyżalić. Nie wiem czy po prostu powinienem się przestać użalać nad sobą bo to tylko młodzieńcze frustracje, czy to prawdziwy problem. Może powinienem się skupić na moich bliskich, a nie na sobie. Może jestem po prostu cholernym egoistą, który myśli tylko o sobie. A może powinienem pójść do psychologa, który wytrząsnął by mi te głupoty z głowy. Musiałbym o tym powiedzieć mamie. Nie wiem gdzie takiego dobrego psychologa w okolicy znaleźć. Wstydzę się do kogoś pójść i tak wyżalać. Znacznie łatwiej jest to napisać niż powiedzieć. Najgorsze jest to, że gdy czytam to co napisałem to to w najmniejszym stopniu nie oddaje tego co czuję.

MĘŻCZYZNA, 21 LAT ponad rok temu

Witam!
Pana problemy są bardzo poważne i nie należy ich bagatelizować. Jako dziecko nie miał Pan rówieśników, z którymi uczyłby się Pan relacji społecznych. To mogło wpłynąć na dalsze kontakty z ludźmi. W szkole rówieśnicy wykorzystywali Pana nieśmiałość i skrytość, by naśmiewać się z Pana.
Proszę jednak pamiętać, że każdy z nas jest inny i wyjątkowy. Pan również jest wyjątkowy. Mimo dokuczania ze strony kolegów poradził Pan sobie i ukończył gimnazjum, następnie liceum. Na studiach trafił Pan w nowe towarzystwo. Jednak nie jest tak łatwo przełamać się i zmienić swoje wyuczone zachowania. W liceum był Pan wycofany, czuł się zagrożony i nie nawiązywał kontaktów, bo rówieśnicy z Pana żartowali. Teraz przenosi Pan zachowania i myślenie z tamtego czasu na nowe osoby. Pisze Pan, że inni są na studiach dla Pana mili. Pan natomiast boi się, że i tak za plecami Pana wyśmiewają. Myślę, że wcale tak nie musi być.
Dla Pana bezpieczniej jest nie angażować się w jakiekolwiek relacje, bo tego się Pan nauczył w ciągu swojego życia. Będąc samotnym nikt Pana nie zrani. Budzi to w Panu konflikt - z jednej strony ciągle zachowuje się Pan jak w szkole średniej, z drugiej odczuwa bardzo silną potrzebę nawiązywania relacji.
Myślę, że pomóc Panu w przezwyciężeniu tych problemów może rozpoczęcie psychoterapii lub spotkań z psychologiem. Warto popracować nad swoimi wewnętrznymi konfliktami i trudnościami, gdyż ma Pan szansę na stanie się osobą, o jakiej Pan marzy. Pisze Pan, że chciałby rano obudzić się jako ktoś inny. Sądzę, że da się tego dokonać, choć czas w jakim mogą nastąpić zmiany będzie zapewne dłuższy. Jednak dzięki pomocy psychologicznej może Pan robić kroki ku poprawie swojego stanu.
Pomoc psychologiczna dostępna jest bezpłatnie w ośrodkach Państwowych (m.in. w Centrum Interwencji Kryzysowej, Centrum Pomocy Rodzinie, Ośrodku Pomocy Społecznej). Jest Pan dorosły i nie musi informować swojej rodziny o podjęciu się konsultacji psychologicznej. Warto o konkretne miejsca, gdzie uzyska Pan taką pomoc bezpłatnie zapytać w Ośrodku Pomocy Społecznej w Pana mieście lub poszukać informacji w Internecie. 

Pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Nienawidzę swojego męża. Co ja mam zrobić?

Od 24 lat jestem mężatka, ale nie szczęśliwą. Nie wiem co mam ze sobą robić, jak się zachowywać, nie rozumiem mojego męża coraz bardziej - zawsze myślałam, że czym dłużej jesteśmy tym bardziej go znam, ale to nie prawda. Problem tkwi w tym, że ciągle jestem obarczana winą przez niego.

Mamy 5 dzieci - wini mnie, że to z mojej winy jest ich tyle, że powinnnam się zabezpieczyć itp., że przez to musi sam pracować, a wie o tym, że jestem osobą chorą - mam dyskopatię, nerwobóle mięśni, doszła mi cukrzyca - twierdzi, że to lenistwo, bo nie chce mi się iść do pracy. Na domiar tego on krzykiem wszystko wymusza, nigdy mu się nic nie podoba - mam dość jego ciągłego krzyku na mnie i dzieci. Jestem szczęśliwa gdy go nie ma, gdy go nie słyszę. Nie mogę stawać w obronie dzieci nawet jeśli one mają rację, bo zaraz zaczyna krzyczeć, że mam iść do mamusi, że jestem niepotrzebna w tym domu, że nic nie robię tylko leżę itp., a to nie prawda - dzieci i on mają wszystko podane do ręki, ciągle słyszę podaj to, daj to, idź tam, a gdy chcę powiedzieć co mnie boli, że też bym chciała tak, jak oni mieć podane - nieraz zwykłe "dziękuję" by wystarczylo - to nie, bo ja zraz jestem problemowa, tylko bym krzyczała itp.

Jemu wolno wszystko, a mi nic. Gdy dzieciom zwracam uwagę, że tak czy tak źle robią on mnie nie poprze - dzieci mogą chamsko się odzywać, przeklinać itp. - jemu to nie przeszkadza, a gdy go proszę aby choć raz potwierdził, że mam rację, że tak powinno być jak ja mówie to nie, ale gdy on wyje na nie to ja musze potwierdzac że tatuś ma rację. Szlag mnie trafia. Nie mam ochoty na nic, nie umiem się śmiać, cieszyć, jestem zrezygnowana, nienawidzę męża. Jego słowa mnie nieraz przygniatają, bolą tak mocno, że nie chce mi się żyć, że wolałabym umrzeć i być na tamtym świecie, aby nie słyszeć tego co potrafi powiedzieć. Nigdy nie słyszę słów, że mnie kocha, że potrzebuje itp. - ciągle zła, niedobra, do niczego, ale inne ładne, zgrabne, powabne, a ja to oziębła baba jestem - do niczego się nie nadaję, tylko na szrot. Ludzie mają go za wspaniałego człowieka - on potrafi się maskować, ma chyba 2 oblicza.

Poznalam kogoś 2 lata temu. Ta osoba jest dobra dla mnie, miła itp., ale boję się, że z czasem będzie taki sam jak on, że to samo przechodzić będę. Wolę być sama z dziećmi, ale wiadomo - dzieci rosną, trójka jest pelnoletnia, mają swoje życie. Nie wiem jak mam dalej żyć, co mam robić. Proszę o pomoc, gdyż jestem bezsliną osobą - brak mi wiary w siebie, brak poczucia bezpieczeństwa. Nawet tej osobie, ktorą poznałam nie wierzę, gdyż jestem nieufna. Proszę o poradę. Z poważaniem, Serafina.

KOBIETA, 45 LAT ponad rok temu

Witam!

Działania Pani męża wpływają bardzo negatywnie na Pani samopoczucie. W związku obie osoby są odpowiedzialne za ilość dzieci. Sama Pani nie jest w stanie zajść w ciążę, potrzebny jest mężczyzna, który też może się zabezpieczać. Uważam też, że dzieci to szczęście a nie przekleństwo.

Pani mąż powoduje, że czuje się Pani bezwartościowa i nic nieznacząca. A jest Pani wspaniałą i silną kobietą. Dla rodziny przełamuje Pani swoje fizyczne słabości, stara się, by wszystko było jak należy i jeszcze "usługuje" mężowi. Ma Pani prawo do swojego życia, do życzliwości, odpoczynku i spokoju. Ma Pani prawo czuć się docenioną, atrakcyjną i wartościową. Bardzo dobrze, że ma Pani osobę, która Panią docenia i otacza czułością.

Mąż najwyraźniej nie chce pracować nad relacją - pasuje mu rola Pani, jako podległej służącej, na której może się wyżywać do woli. Warto, żeby zmieniła Pani coś w swoim życiu. Warto rozpocząć terapię psychologiczną. Pomoc bezpłatną uzyska Pani w Ośrodkach Pomocy Społecznej i w Ośrodkach Interwencji Kryzysowej.

Może Pani także zapisać się na kurs asertywności i starać się przeciwstawić mężowi i egzekwować swoje prawa. Potrzebuje Pani wsparcia i profesjonalnej opieki, ponieważ Pani stan psychiczny będzie się pogarszał. Praca z psychoterapeutą może Panią podbudować i dać siłę do pracy oraz zmian w swoim życiu.

Pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Co mam ze sobą zrobić?

Witam. Mam 19 lat, 170 cm i ważę niecałe 47 kg. Odchudzałam się od dwóch lat, ale spadek wagi nigdy tak naprawdę nie przekroczył 4 kg, które zresztą zawsze potem wracały i moja waga oscylowała wokół 60 kg. Okresy gdy "dietowałam" i dużo ćwiczyłam przeplatały sie z okresami ciągłych imprez i przez alkohol i podjadanie zawsze wracało mi wszystko co zgubiłam. Pod koniec sierpnia coś we mnie pękło, postanowiłam, że dalej tak być nie może, czułam się bardzo gruba i niezadowolona z siebie (odkąd pamiętam miałam kłopoty z samoakceptacja, stąd chyba też moje problemy z piciem zbyt dużych ilości alkoholu, problemy w kontaktach międzyludzkich itp). Przeszłam na dietę 600 kcal i po dwóch miesiącach, nie licząc może trzech małych kompulsów, spadło mi 11 kg. Zwiększyłam trochę dawkę kalorii do 800, co zaowocowało kolejnymi dwoma na minusie, ale w znacznie wolniejszym tempie.

Musiałam wymienić cala garderobę, zdaję sobie sprawę z tego, że bardzo schudłam, ale tylko gdy porównuje ubrania. Gdy staję przed lustrem w bieliźnie lub nago, ciągle wszędzie widzę fałdki tłuszczu. Resztka mojego zdrowego rozsądku mówi mi, że coś jest nie tak, ale nic nie poradzę, że nie umiem zobaczyć się inaczej. Jestem ciągle przemęczona i zmarznięta, chciałabym jeść więcej, nawet te 1000 kalorii, chociaż na początek, ale strasznie boję się, ze przytyję. Myślę, że zwolnił mi metabolizm, bo jadłam za mało zbyt długo, ale nie chce przytyć, nie muszę już chudnąć, ale nie mogę przytyć, zbyt dużo wysiłku mnie to kosztowało...

Moja mama jest zła, znajomi się martwią, a ja tylko śmieję się i próbuję obrócić to wszystko w żart, ale ile tak można? Spisuję wszystko co zjem, liczę nawet kalorie ze słodzika, czy herbaty, byle tylko nie przyjąć ich za dużo... Nie wiem co mam robić, chciałabym zacząć normalnie żyć i funkcjonować jak normalny człowiek. Nie umiem jednak poradzić sobie z moimi emocjami, ze złą sytuacją w domu i tęsknotą za osobą, którą kiedyś bardzo kochałam. Jeśli chodzi o psychologów, to mam raczej złe doświadczenia, dlatego wzbraniam się jak mogę przed wizytą, mimo iż mama mnie namawia i w sumie wiem, ze powinnam... Czuję się potwornie. Przestalam wychodzić gdziekolwiek, bo boję się, że ktoś mnie czymś poczęstuje, albo puszczą mi hamulce, gdy pijana będę przechodzić obok budki z kebabem...

MĘŻCZYZNA, 19 LAT ponad rok temu

Witam serdecznie.

Wszystko wskazuje na to, że zachorowałaś na anoreksję.
Anoreksja jest zaburzeniem o dużej śmiertelności, przewlekłym i podstępnym przebiegu.

O jej powikłaniach możesz przeczytać np. na łamach naszego serwisu: http://portal.abczdrowie.pl/skutki-anoreksji, http://portal.abczdrowie.pl/od-anoreksji-do-nieplodnosci.

Anoreksja jest zaburzeniem psychicznym, a jej podstawową formą leczenia jest psychoterapia.

Psychoterapeuta może być psychologiem lub lekarzem.

Jesteś osobą dorosłą i sama decydujesz o tym, czy rozpoczniesz leczenie, czy nie. Spróbuj jednak sobie wyobrazić, jak będzie wyglądało Twoje życie za 2- 3 lata? Co możesz zyskać, jeśli zaczniesz się leczyć? Z tego co piszesz, liczenie kalorii i inne związane z jedzeniem zachowania pochłaniają mnóstwo Twojego czasu. Być może wolałbyś spędzać go w inny sposób.

Jest oczywiste, że gdy zaczniesz jeść większą ilość kalorii- przytyjesz. Ty jednak musisz przytyć, bo Twoja masa ciała jest znacznie poniżej normy (Twój BMI to 16.3 kg/m2, dolna norma BMI to 18.5 kg/m2, a anoreksję rozpoznaje się gdy jest on mniejszy od 17.5 kg/m2).

Typowe dla anoreksji jest zaburzone postrzeganie własnego ciała- jako zbyt grubego i dopatrywanie się w fałdach skóry- fałdów tłuszczu. Skóra ma fałdy, ponieważ jest ze skóry, a nie gumy.

To, że zaczynasz dostrzegać swoje problemy emocjonalne to dobry znak i duży krok ku wyzdrowieniu.

Polecam Ci również znakomity podręcznik samopomocy ,,Bulimia- program terapii" M. Cooper i G. Todd. Może być dobrym dodatkiem do profesjonalnego leczenia.

Serdecznie pozdrawiam

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty