Problemy z psychiką - czy mam szansę na udany związek?

Mam 19 lat. I mam dosyć duży problem. Jestem z moim chłopakiem od ponad półtora roku. Początki były nawet fajne. Zabiegał o mnie, traktował mnie z należytym szacunkiem, wspierał mnie, mogłam liczyć na jego dobre słowo. I mimo przeżyć, jakie przeszedł. Jest z rodziny alkoholicznej, mieszka na trudnej dzielnicy, nie może liczyć na wsparcie rodziców ani braci. Jego ojciec bił go od czasu jak był dzieckiem, chciał podnieść rękę na jego i na jego brata (ma brata bliźniaka) kiedy jeszcze byli niemowlętami. Zrobiłby to gdyby jego matka nie interweniowała. Nie było u nich nigdy normalnej rodzinnej rozmowy. Wyrzucili go ze szkoły, sprawiał problemy wychowawcze. Nie mógł liczyć na wsparcie kuratorki. Ignorowała jego wypowiedzi. Większą uwagę przywiązywała do tego, co mówiła jego matka. Już od dziecka chodził niedożywiony. Kradli z bratem jedzenie żeby zaspokoić głód. Pali papierosy od 10. roku życia. Miał 20 dziewczyn przede mną. Uważam, że u każdej poszukiwał miłości i zainteresowania jakiego nie otrzymał w domu rodzinnym. Wracając do tematu. Imprezował sporo, dużo pił, miał styczność z narkotykami, ale nie był uzależniony od narkotyków. Żeby każdy swój ból uśmierzyć popijał, to było jednym z powodów, dla którego rzuciło go kilka dziewczyn, aczkolwiek nie wiedziałam o tym. Wiec mimo tych wszystkich problemów, których nie znałam zakochując się w nim, układało się nam, wspierałam go. Pisze wiersze, przelewa swoje bóle na papier, prowadzi też dzienniki z życia. Postrzegałam jego jako wrażliwego człowieka, łaknącego miłości, przepełnionego cierpieniem. Nie zdawałam sobie sprawy, że posiadał tyle złych przeżyć. Wszystko zaczęło się zmieniać z czasem. Upił się, wdał w bójkę i złamano mu nos. Niby taki początek. Dowiedziałam się po fakcie. Mimo to obiecał mi, że to się nie powtórzy. Na początku związku mówił mi o tym, że mu zależy na mnie, że mnie kocha (w sumie szybko się do mnie przywiązał), powiedział, że na mnie nigdy nie podniesie ręki i nie wyzwie mnie. Przechodziłam z nim przez różne trudne sytuacje. Wyjechałam pracować za granice w wakacje i po jakiś 2 tygodniach wyznał mi, że pije od dwóch tygodni, rodzice go wyrzucili z domu. Tęsknił za mną i przez to pił, co mnie ogromnie wyprowadziło z równowagi. Niejednokrotnie miały miejsce takie sytuacje, w których nie panował nad sobą. Początki były spokojne, z czasem coraz gorzej. Od samego początku moi dziadkowie nie akceptowali go, rodzina też. Nie podobał się im jego styl ubierania się, to że nosi długie włosy. Ale raczej najbardziej, że nie ma pracy i nie uczy się. Dorabiał dorywczo, lecz nie udało mu się załatwić niczego na dłużej. Mama go na zimę po raz kolejny wyrzuciła z domu, szukał wsparcia w rodzinie, lecz nie mogli mu pomoc na dłużej, babcia go najbardziej wspierała i jest najbliższą jemu osobą oprócz mnie. Zdenerwowałam się, udałam się na rozmowę do jego brata, potem z nim do jego domu, do matki. Byłam przy nim, rozmawiałam z jego mamą. Wyznała że go kocha, że psycholog jej radziła tak z nim postępować. Przyjęła go z powrotem do domu. Nie wspomniałam jednak o moich problemach, regularnie co jakiś czas, nawet będąc na imprezie, upijał się. I mówił mi po fakcie. Nie wspominałam, że próbowałam z nim zrywać kilkakrotnie, nie będąc na tyle silna by udźwignąć cały ciężar związany z jego zachowaniami i krytyką innych mojego związku z nim. Krytykowano również mnie, wyśmiewano się. Niejednokrotnie mówił mi, że się zabije, jeśli od niego odejdę, że jestem jego ostatnią dziewczyną. Ma za sobą próby samobójcze... Jak już wspominałam było coraz gorzej. Były okresy kiedy był dla mnie miły i troskliwy, ale najwięcej było tych, w których się kłóciliśmy i tych, które były zbyt trudne dla mnie. Z czasem zaczęłam się czuć coraz bardziej wypalona. Potrafił być podły dla mnie, kiedy płakałam mówił: "i czego ryczysz? Nie masz po co". Zdarzały się sytuacje, że mnie szarpał. Miałam niejednokrotnie siniaki. Wyżywał się na różnych rzeczach. Niejednokrotnie pomagałam mu jak był pijany, nie zostawiłam go. Wspierałam go cały czas. Niejednokrotnie się szarpaliśmy. Potrafił do mnie zadzwonić po pijaku, powiedzieć że jestem kur*a, szmata, dziwka, a następnego dnia powiedzieć, że nic nie pamięta (jednokrotny incydent). Za każdym razem mnie przeprasza kiedy się upije. Przynosiłam mu jedzenie żeby miał co jeść. Troszczyłam się o niego. Mimo wszystko. Zamieszkał w mieszkaniu po zmarłym wujku. Miał prace przez wakacje, ale to tyle. Pomagałam ja i moja mama. Przez cały ten okres straciłam sens i chęci do życia, zaczęłam mieć myśli samobójcze. Zrobiłam się agresywniejsza dla niego. Mimo że nigdy tak się nie zachowywałam. Jak bezczelnie się do mnie odezwał ostatnio, rzuciłam się na niego z rękoma. Oczywiście wywiązała się szarpanina, chciałam się powiesić na kablu od żelazka i o mały włos by mi się udało... przygryzłam sobie język. W porę się otrząsnęłam. Pobiegłam do pokoju, w którym był i zdyszana odparłam „pomóż mi”. Pomógł. Kilkakrotnie próbowałam to zrobić, ale tym razem było na poważnie. Mieliśmy też okresy, że było dobrze, zaczęliśmy rozmawiać ze sobą, ostatnio był kolejny incydent. Napił się, znowu mnie tym zdenerwował, wyznał mi, że chce się zmienić, że nie umie, że się stara i nie umie, że chce się zmienić, że chce skorzystać z pomocy, chce się leczyć. Odbyliśmy poważna rozmowę. Powiedział, że wystarczy ze przy nim będę. Wczoraj wróciła moja mama z zagranicy. Miała imieniny wiec zostałam. Powiedział, że będzie ok. Dzwoniłam i pytałam się co u niego, mówił że ok. Był u taty. Nie pił, a potem wrócił do domu. Wczoraj w nocy dzwoniłam i nie odbierał. Myślałam że śpi. Dziś rano zadzwonił. Powiedział, że nie wie co się stało, że jest cały zakrwawiony, że mu krew z nosa leci. Że nie ma telefonów i kilku swoich rzeczy. Potem wyznał, że kumpel do niego zadzwonił i że poszedł do niego pić. I nie pamięta reszty, jak wrócił ani nic. Powiedziałam, że mu się to należało widać, powiedział, że wie, ale nie wie co zrobić. Dzwoniłam do kumpla i nie odebrał. Prosił żebym przyjechała, ale nie mogłam. Napisałam, że nie mogę. Rozmawiałam z moją mamą. Nie mam już siły na to. Jestem wykończona psychicznie. Nie czuje się już w ogóle szczęśliwa. Lecz dzięki rozmowie z moją mamą i przyjaciółką, która była u mnie dzisiaj zrozumiałam, że powinnam bardziej się skupić na sobie. Na nauce i na dostaniu się na studia. Od razu mówię, że mam również własne pasje, zainteresowania (gram na gitarze, chodzę na fakultety do szkoły, śpiewam w szkole muzycznej). Lecz to jakoś w tym wszystkim nie daje mi radości. Rozmowa z moja przyjaciółką podniosła mnie na duchu. Bardzo się zmieniłam przez te półtora roku. Zatraciłam gdzieś tą radosną cząstkę siebie. Zawsze byłam radosna. Miewałam problemy jak każdy, ale nie aż tak. Teraz nie ma dnia żebym nie płakała. A mój chłopak denerwuje się kiedy nie mam dla niego czasu. Drugi dzień się nie widzimy. Myślę poważnie nad tym, że chciałabym to zakończyć definitywnie, kocham go, ale nie mam siły na kolejne nerwy, tym bardziej, że miałam już poważne zaburzenia. Byłam w szpitalu psychiatrycznym, z podejrzeniem o padaczkę na tle nerwowym, byłam wówczas z moim pierwszym poważnym chłopakiem (mój były, byłam z nim przed obecnym). Boje się, że nie pomogę mu, ani on mi, bo każde z nas potrzebuje pomocy (chodzę do psychologa). Mój obecny chłopak nie chodzi gdyż nie ma ubezpieczenia zdrowotnego. Wiem już, że mam dosyć, ale co ja mam zrobić. Dodatkowo w lutym jego rodzice się rozwodzą, on ma dół psychiczny, czuje się bezwartościowy i jest chory, potrzebuje pomocy. Mam z nim zerwać? Najbardziej przeraża mi to, że mogłabym być tak bezduszna, lecz ja też pragnę szczęścia, boję się kolejnej z jego reakcji, on nie pogodziłby się z utratą mnie, boję się, że zacznie mnie prześladować lub się powiesi. Boje się jego zachowania. Dziś rozmawiałam o tym z przyjaciółką czy powinnam stopniowo się od niego oddalać, przestawać się angażować w jego sprawy? Doradziła mi żebym mu nie mówiła, że go kocham... :( Kocham go, ale to jest wszystko takie chore i skomplikowane. Nie wiem co robić. Proszę, doradźcie mi jak mam postępować. To ja napisałam ten anonimowy artykuł jakiś czas temu. Próbowałam zerwać z moim chłopakiem ostatnio ostatecznie, lecz poprosił o ostatnią szanse. Dałam mu ją. Nie miały miejsca żadne niepokojące incydenty. Oprócz tego, że ostatnio pił przez 3 dni - niedużo, ale pił. Powiedział mi, że nie umie odmówić, kiedy ktoś mu proponuje alkohol. Wcześniej mu się to udawało, a teraz sięga po kieliszek. Mówi, że podejmie leczenie, że mu zależy na tym żeby się zmienić i że sam źle się z tym czuje. W styczniu przywrócą mu ubezpieczenie, powiedział, że od razu pójdzie do psychologa… Ja wiem, że on już nie daje rady w tym poczuciu beznadziei swojego losu i życia (problemy z pracą, brak szkoły, brak wsparcia u rodziców i rodzeństwa). Koledzy mu nie pomogą, tylko poleją. Powiedziałam mu, czy wie o tym, że najlepszym rozwiązaniem byłaby dla niego hospitalizacja, powiedział, że tak. Wie, że w szpitalu mu pomogą. Ja o tym wiem. Spędziłam jakiś czas w szpitalu psychiatrycznym i to jest miejsce, w którym naprawdę człowiek się zmienia. Staje się silniejszy psychicznie. Zaczyna coraz bardziej rozumieć samego siebie (leżałam na oddziale młodzieżowym). Wiele osób trafiło tam na leczenie z uzależnienia. I powychodziło z tego. Chcę wiedzieć, czy z perspektywy specjalisty psychologa jest jakaś szansa aby taki związek przetrwał, zmienił się. Wiem, że jest toksyczny.

KOBIETA, 19 LAT ponad rok temu

Czy warto do siebie wracać po rozstaniu?

Zadaje pani trudne pytania, tym bardziej, że kontakt ze specjalistą jest internetowy.  Oczywiste jest, że sytuacja w jakiej się pani znajduje jest trudna, ponieważ z jednej strony chce pani dać poczucie bezpieczeństwa chłopakowi, z drugiej jednak taka relacja z chłopakiem panią niszczy.
Chciałabym zwrócić pani uwagę na fakt, że chłopak jak na razie obiecuje poprawę, ale tak naprawdę nic w tym kierunku nie robi. Tłumaczenie się brakiem ubezpieczenia jest tak naprawdę ucieczką od odpowiedzialności za siebie. Pani chłopak może zwrócić się do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie gdzie uzyska darmowy dostęp do psychologa. Może także po przedstawieniu swojej sytuacji uzyskać prawo do zapomogi, zasiłku (oczywiście jeżeli komisja rozpatrzy pozytywnie jego wniosek). W niektórych miejscowościach istnieją punkty zgłoszeń dla osób uzależnionych, myślę, że tam ubezpieczenie nie jest wymagane. Poza tym, jeżeli chłopak nie pracuje, to powinien zgłosić się do urzędu pracy i zarejestrować jako osoba bezrobotna - wówczas uzyska ubezpieczenie.
Nie chcę stawiać pani w trudnej sytuacji, ale na pewno nie odpowiem na pytanie, co powinna pani zrobić. Proszę jednak pomyśleć o sobie. Czy tkwienie w takim związku nie niszczy pani? Myślę, że odpowiedź na to pytanie pani zna. W tej chwili zachowuje się pani nie jak partnerka, ale jak matka, która swojej roli wypełnić nie potrafiła. A ma pani tylko 19 lat. Proszę nie obarczać się odpowiedzialnością za partnera, ale jasno wyznaczyć granice, których on będzie przestrzegał.
Rozstanie może zmotywować go do podjęcia walki z nałogiem, ale także może przyczynić się do zachowań bardziej autodestrukcyjnych. Trudno jest to przewidzieć. Jednak pani  w tym momencie może poprosić go wyłącznie o leczenie.
Związek przetrwa jeżeli jasno określi sobie pani czego tak naprawdę oczekuje od partnera oraz od tego na czym zależy tak naprawdę partnerowi. Proszę nie dać się wmanewrować w poczucie winy
Pozdrawiam
 

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty