Skąd te emocje?
Od pewnego czasu usiłuję odnaleźć odpowiedź na pytanie dotyczące dziwnych emocji, których sama nie potrafię określić i nazwać. Zacznę od tego, że zaraz po ukończeniu studiów popadłam w dość poważne przygnębienie, które ostatecznie skończyło się zdiagnozowaniem depresji i leczeniem, które na szczęście dość szybko przyniosło efekty. Nawrót nastąpił kilka miesięcy później, gdy poszłam do nowej pracy. Kolejne nawroty związane były z problemami w związku. O dziwo - zakończyły się wraz z ostatecznym odejściem byłego partnera. Przez 7 miesięcy nie miałam żadnych stanów depresyjnych, niedługo po rozstaniu z poprzednim partnerem poznałam kogoś nowego, na kim bardzo mi zależało, jesteśmy razem pół roku. Ostatnio dostałam też nareszcie nową pracę - za dobre pieniądze, na wymarzonym stanowisku. Zaczynam ją niebawem. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie nawrót tych dziwnych stanów niepokoju, które są dla mnie zupełnie sprzeczne z tym, co naprawdę czuję i myślę. Najprościej mogę opisać to w ten sposób - odczuwam bardzo męczące fale dziwnego, silnego napięcia, niepokoju, którego jednak nie nazwę strachem. Nie trwa on stale, w ciągu dnia wzmaga się, łagodnieje i znika, potem wraca. Potwornie męczy mnie stanie w miejscu, siedzenie, przebywanie wśród ludzi, ciągle muszę być w ruchu. To, co najbardziej mnie zastanawia to, to, że zupełnie tracę zainteresowanie partnerem, myśl o nim wręcz wzmaga ten niepokój, a jednak chcę się z nim spotkać i myśl o samotnym wieczorze bez niego zupełnie nie wchodzi w grę. Przebywając z nim, rozmawiając, przytulając się do niego, wszystko wydaje się być w porządku, jednak co jakiś czas znów odczuwam te dziwne uczucie, natrętnie myśli, że nic do niego nie czuję, a później zasypiam obok szczęśliwa, że go mam... To jest wręcz paranoja. Dodam, że zanim przeniosłam na niego swoje niepokoje i napięcia, miałam kilkudniowy okres przygnębienia - po pierwsze w związku ze zmianą pracy, po drugie - bo partner nie miał dla mnie czasu, wydawał się być oschły, co odczytałam jako koniec jego zainteresowania mną, przez 2-3 dni z tego powodu nie jadłam i nie spałam. Stąd moje pytanie - skąd biorą się u mnie tak sprzeczne emocje? Jednego dnia płaczę, bo nie wyobrażam sobie życia bez niego, a - dosłownie - następnego dnia sama myśl o nim wzmaga czy też wywołuje negatywne emocje? Problem pogmatwany, ale jednak jest. Nie umiem nazwać, opisać tych emocji, które mną kierują... Jedyne, co przychodzi mi na myśl, to właśnie bardzo silny niepokój, bardzo nieprzyjemny stan napięcia... Nie wiem, co zrobić...