Wybuchy złości - jak sobie poradzić, do kogo się udać?
Mam 27 lat. Mam męża i 2 dzieci (3 lata i 1 rok). Odkąd pamiętam, miałam problemy z wyrażaniem emocji. Reagowałam zbyt gwałtownie na rzeczy, które mnie denerwowały i reagowałam agresją oraz krzykiem. Od kilku miesięcy wszystko się nasiliło. Wiele rzeczy, czasem drobnostek, wyprowadza mnie z równowagi. Szybko się denerwuję - pod wpływem błahych rzeczy. W jednej chwili wzbiera we mnie złość i nie potrafię nad sobą zapanować. Wtedy trzęsę się w środku i mam ochotę krzyczeć - tylko po to, by cały ten stres z siebie wyrzucić. Na zewnątrz nie jestem szczególnie smutna - z pozoru wszystko jest ok - taki wizerunek mam dla osób trzecich.
W domu wszystko jednak wygląda inaczej. Podnoszę głos na rodzinę - krzyczę na dzieci, jestem niemiła dla męża. Każda drobnostka jest powodem do tego, by zrobić mu jakąś uwagę - a zaczynając na drobnostkach, drążę i drążę - napędzając się - i w końcu wybucham. W środku czuję się smutna- niewiele rzeczy mnie szczerze cieszy. Wszystko jest raczej obojętne - takie codzienne. Nie czuję ekscytacji, euforii - wielkiego cierpienia też nie - tylko wciąż taką zwyczajną obojętność. W chwilach złości, czuję potrzebę płaczu albo odizolowania. Ciągle myślę o tym, że nie spełniam się zawodowo, że tracę czas, bo nie mam pracy swoich marzeń, bo za mało umiem i że nie jest tak, jakbym chciała, żeby było.
Uważam, że nie jestem dobrą mamą - nie potrafię bawić się z dziećmi, męczą mnie - jednocześnie bardzo je kocham - tylko nie umiem z nimi być. Bardzo kocham swojego męża, jednak nie potrafię się z nim porozumieć. Czuję, jakby miarą mojej miłości do niego była ilość awantur i krzyku. Rzadko mam ochotę na jakiekolwiek zbliżenia. A wtedy też czuję tylko smutek. Z pozoru - nawet dla mnie wszystko jest ok - tylko we mnie w środku jest coś, czego nie potrafię nazwać, a co nie pozwala mi się uporać z emocjami i atakami złości, co sprawia, że nic mnie nie cieszy. Proszę o wskazówkę. jak mam z tym walczyć. Rozważam udanie się do specjalisty, jednak nie wiem, jak zacząć (z jednej strony boję się, że może to nie żadna depresja tylko mój "trudny charakter", z drugiej wstydzę się swojego postępowania...). Nie wiem też, do kogo się udać, jak zacząć...