Zaborcza i konserwatywna matka
Dzień dobry, mam pewien problem z rodzicami mojego chłopaka. Mam 20 - no już 21 lat, studiuję, z moim chłopakiem jestem od niespełna 3 lat. Rodzice T. są starsi niż moi, bardzo religijni - porządni ludzie. Niestety wyznają ortodoksyjne zasady (chyba dalej myślą, że nie współżyjemy). Są dla mnie mili, nie mogę powiedzieć, że nie - natomiast mama cały czas mówi, że na wszystko mamy czas. Nie możemy spać razem, T. nie może u mnie nocować, mawia: masz swoje łóżko, masz dom, stale wydzwania, jest zła, że T. nie spędza z nimi już tyle czasu co kiedyś. On jest starszy o rok (ma 2 lata młodszą siostrę), również studiuje, natomiast musi się pytać o pozwolenie na wszystko.
Wiem, że oni chcą dobrze, martwią się, że nie skończymy studiów. My jesteśmy dorosłymi ludźmi i znamy ryzyko ciąży, uważamy, zabezpieczamy się. T. nie może oczywiście wspomnieć o tym mamie. Na wieść, że współżyjemy dostałaby zawału. Przecież nieślubne dziecko to byłaby hańba dla całej rodziny. Cała rodzina, jak już wspomniałam jest bardzo religijna. Nie jest to wadą, ale podchodzę do religii w bardzo liberalny sposób, co pewnie im nie odpowiada. Zawsze w ich towarzystwie czuję się nieswojo, stale myślę o tym, co mówię, przez to często plącze mi się język. Mama mojego lubego patrzy na wszystko surowym okiem, tata natomiast nie ma nic do gadania. Obawiam się, że mama widzi we mnie potencjalnego wroga, a T. jest jej ukochanym dobrym synusiem. Nie może się pogodzić, że jest już dorosły, zarabia.
Była taka sytuacja, że rodzice T. wyjechali w góry, chłopak oczywiście zaprosił mnie do siebie na 2 dni. Mama się o tym dowiedziała i wyraziła swoje niezadowolenie, nie życzy sobie obcej osoby w swoim domu. Wiem, że ma rację, jednak poczułam się dziwnie - przecież nie jestem taka obca. Stwierdziła, że nie powinniśmy spać razem, ponieważ nie jesteśmy małżeństwem. Całość mnie przytłacza, siostra T. - Kasia - ma dużo łatwiej. Obawiam się, że o wspólnym mieszkaniu przed ślubem mogę tylko pomarzyć, a gdy już zamieszkamy, mama wpadnie w syndrom opuszczonego gniazda i nie da nam żyć. Tutaj mogę jeszcze dodać, że są bardzo rodzinni, wspólne obiadki przy jednym stole, stałe odwiedziny najbliższej rodziny. Jestem inaczej wychowana, mam dużą swobodę, lubię swoją rodzinę, ale co za dużo, to niezdrowo. Obawiam się, że wiążąc się z moim ukochanym, wiążę się z całą tą szopką i że wszystko mnie przerośnie. Mi zależy tylko na tym by był blisko, a stałe uśmiechanie się do jego mamy sprawia, że za niedługo dostanę szczękościsku, nie wytrzymam i wybuchnę.
Czuję się przytłoczona, ciągle się martwię, że mnie nie zaakceptują. Wiem, że T. będzie bardzo ciężko odmówić mamie, a kiedyś przyjdzie taki dzień, że będzie musiał wybrać. Chciałabym prosić o radę, co mam zrobić jak mam się zachować, czy warto wchodzić w to wszystko i poświęcić się dla ukochanego?