Zmęczenie, brak chęci na działanie i utrata wagi a depresja
Witam. Mam 18 lat, aktualnie chodzę do LO w W-wie. Ostatnio nie wiem, co się ze mną dzieje. Ogólnie jestem spokojnym, lecz aktywnym człowiekiem, który lubi rozmawiać z ludźmi, brak mi wprawdzie konkretnych zainteresowań, ale chcę się piąć w górę, zajść daleko, dużo zarabiać, mieć śliczne mieszkanko i wyjść za mojego chłopaka. Niestety, jestem dość leniwym śpiochem i nie zawsze wszystko idzie tak, jak to zaplanuję, ale jak się zaprę, to daję radę. Od roku mam chłopaka, w którym jestem bardzo zakochana! Ale nie o tym chciałam pisać... Na początku września wskutek małej, sumiennej diety - jedz mniej - schudłam 2 kg. Podobałam się sobie. Byłam zadowolona z mojego wyglądu, ambicji, inteligencji, z mojego życia. Od jakichś 3 tygodni mam problem z wagą, aktualnie ważę 47 kg (przy wzroście 163 cm) i powoli zaczynam wygladać jak anorektyczka, zmalały mi piersi, a najgorsze, że straciłam na wszystko apetyt. Po prostu nie chce mi się jeść. Jem, żeby przytyć, nie chcę być taka chuda (a tym bardziej chudsza!!!), ale wmuszanie w siebie jedzenia to nie jest sposób... Czasem na samą myśl o jedzeniu chce mi się wymiotować.
Niestety, na jedzeniu się nie kończy. Jest mi strasznie zimno i non stop bolą mnie plecy. Może to wynika z mojej wagi i tego, że tak mało jem... Najgorsze jest to, że nie chce mi się żyć. Nie odczuwam emocji tak jak wcześniej. Nie potrafię cieszyć się z niczego: ze spotkania z chłopakiem, gdy jeszcze miesiąc temu skakałam z radości. Nie chce mi się robić zakupów, kupno butów to dla mnie wysiłek, a nie przyjemność. Nie chce mi się rozmawiać z ludźmi.... Nie widzę sensu w rozmawianiu. Wiem, że jest mi to potrzebne, ale muszę zmuszać się do tego, żeby do kogoś podejść, żeby skupić się na tym, co mówić i żeby go słuchać. Mam problemy z koncentracją. Wszystko jest rutyną, którą wykonuję. Każdy dzień zaczął wyglądać tak samo, czas przestał istnieć, do niczego nie dążę. Moje życie to zbiór wydarzeń, które w ogóle mnie nie obchodzą. Wszystko bez sensu. Najbardziej szkoda mi mojego chlopaka, bo czuję powoli, że NAWET ON, nawet spotkania z nim nie mają dla mnie żadnego znaczenia... Boję się, że przestanę go kochać, a nie chcę go tak skrzywdzić.
Czasem mam myśli samobójcze. Myślę o smaku lufy pistoletu w ustach, o ostatnim widoku zbliżających się do mnie świateł pociągu. Nie mam pojęcia, skąd to wynika, nigdy tak nie miałam. Nie popełnię samobójstwa, bo to też nie miałoby większego sensu, chociaż co za różnica, czy istnieję, czy nie istnieję? Czasem płaczę, tak po prostu, wpadam w histerię, ostatnio coraz częściej. Łzy same ciekną mi po policzkach, nie mogę nad tym zapanować. Płaczę zupełnie bez powodu, dopada mnie zły nastrój i machina łez zaczyna powoli ciec z moich oczu, dając poczucie jeszce większego smutku i poczucia beznadziejności. "Dlaczego ryczysz?! Przecież nic się nie stało." Nie wiem, co ze sobą zrobić, jak nad sobą panować. Czy to normalne? Czuje się tak, jakby ktoś nacisnął "wyłącz" w moim umyśle. Jest tylko moje ciało, które nic nie czuje, spełnia rutynowe czynności i nic mu się nie chce. Nawet spać... Mam nadzieję, że to minie. Do matury zostało 5 miesięcy, później będą wakacje, bardzo długie... Może pomogą i mi to wszystko przejdzie. Alicja Kowalczyk