Czy to moja wina?
Witam, jestem 31-letnim mężczyzną. Zacznę może od początku. Spotkaliśmy się ponad rok temu po 15 latach, kiedy widzieliśmy się na koloniach. Od samego początku wybuchła miłość, gorąca i namiętna.
Wszystko toczyło się po naszej myśli, kochaliśmy się na zabój. Mimo że mieszkaliśmy od siebie 260km, starałem się mieć kontakt z Nią codziennie. Mimo że wracała z pracy czasem po północy, a ja szedłem na 7 rano do pracy, to czekałem, żeby jeszcze porozmawiać. Trwało to ponad pół roku i moje wizyty u niej co wekeend, spędzanie w pks po 12 godzin na wekeend.
Po 3-4 miesiacach jeżdżenia probowałem planować moj przyjazd do Niej, wspólne mieszkanie, ale to dla niej było za wcześnie, dlatego czekałem. I wtedy zaczęło się wypominanie, że przyciskałem ją do muru oraz takie tam podobne rzeczy. Ona pracuje ze swoim partnerem do poźna w nocy, z którym byla 5 lat przede mną i wspólnie mieszkali. Nie powiem, że mi to odpowiadało, mimo to jakoś dawałem radę.
Ale od ponad pół roku jest ciągle źle. Ciągle kłótnie, wyzwiska, ubliżanie, nie będę mówił tu o języku, bo raczej jest to nie na miejscu. Nigdy taki nie byłem, nigdy nie używałem takiego języka, w szczególności do kobiet, ale ile można wytrzymać ciągłe pretensje, żale.
Ona ciągnie swoje żale z wyzwiskami przez kilka godzin lub dni, więc nie wytrzymuję i oddaję tym samym, żeby mieć święty spokoj, żeby po prostu zamilkła. Tylko jak milknie nastepuje jej brak i tęsknota. Nigdy nikogo nie kochałem, mimo że miałem przed Nią związki.
Ciągle słyszę o tym, jaki ja jestem niedojrzały, że jesten tak zwanym mamisynkiem. Niestety mieszkam z rodzicami (kwestie finansowe), ale czekam, aż powie - szukaj pracy, tu zamieszkajmy. Wiem, że dam radę. Potrafię ugotować, posprzatać, dbać o mieszkanie. Mieszkałem kiedyś 3 lata sam, życie mnie tego nauczylo.
Niestety Ona jest w tych sprawach odwrotnością. Ona nie ma dobrych kontaktow z moją rodziną, ale ja do niczego nie zmuszam, nie stoje po niczyjej stronie, ale od czasu do czasu, kiedy zaczyna się jej "amok" wyrzyca mi wszystko. Nie pozwalam traktować mojej rodziny w taki sposób, dlatego nie wytrzymuję.
Ciągle w jej oczach robię wszystko źle, wszytko nie tak, bo się nie domyślam, jak powinno być. Czy to moja wina, że ja ciągle, jak to okreslę delikatnie, ją denerwuję? Zaczynam mysleć, że naprawdę coś ze mna jest nie tak.