Dziwne stany
Mam 27 lat, nie pracuję. Ciężko przechodzę przez większość sytuacji stresowych. Pytań miałabym mnóstwo, ale większość problemów kładę na karb życia i doświadczeń, które po prostu są konieczne. Miałam jednak styczność z kilkoma specyficznymi sytuacjami, w których nie potrafiłam odnaleźć żadnego głębszego sensu. Po raz pierwszy miałam okazję doświadczyć tego, gdy miałam zaledwie kilka czy kilkanaście lat - może nie więcej niż 13. Pamiętam jeden szczególny przypadek, gdy dosyć późnym wieczorem zasnęłam na chwilę, a gdy obudziłam się, poczułam bardzo silny lęk i zawroty głowy. Nie byłoby to nic ciekawego, gdyby nie poczucie, że moje "ja" i jego funkcjonowanie jest zależne od ciężkiego "koła młyńskiego"- dosłownie tak to widziałam. Miałam w głowie obraz obracającego się koła młyńskiego - raz bardzo wolno, ociężale, a raz okropnie szybko. Do dzisiaj jest mi trudno powracać myślami do tych doświadczeń - zupełnie jakby miało znowu mi się to przytrafić. Chyba nie muszę opisywać, jak bardzo źle się wtedy czułam. Chyba tylko resztka świadomości i charakterystyczne dla mnie realne myślenie powstrzymało mnie od "zwariowania" pod wpływem tego traumatycznego odczucia. Od tego czasu bałam się byle zawrotów głowy czy innych nietypowych zachowań, ale takie doświadczenia, jak opisałam, pojawiały się zaledwie parokrotnie i zdaje się, że nie trwały dłużej niż kilkanaście minut przez okres ok. połowy roku - jeżeli pamięć mnie nie zawodzi. To było dawno, jednakże ok. miesiąca temu, po stresującej sytuacji, pojawił się we mnie silny lęk. Lęk tak ogromny, że przez dłuższy czas nie byłam w stanie się z nim uporać. Dodam, że był on do rozwiązania, ale mnie przeraził i otępił tak bardzo, jakby był kolejną traumą w moim życiu. Byłam w stanie płakać i poruszać ciałem jak dzieci z chorobą sierocą, ale ogólnie nie potrafiłam podjąć żadnego konkretnego działania. Trudno mi jest teraz dokładnie opisać, jak bardzo czułam się zamknięta w swoim ciele, ale znowu boję się, że taki stan może nadejść, kiedy będę sama i nie będę potrafiła z tego wyjść (wtedy był ze mną ktoś bliski). Nie wiem, co to było i czym tak naprawdę było spowodowane? Jak mam się do tego ustosunkować? Istotnym może okazać się fakt, że pomimo wrażliwości jestem osobą bardzo nerwową (typ choleryczno-flegmatyczny wymieszany z innymi). Szybko się "zapalam" i mam wyjątkowo silne reakcje na bodźce. Nie brałam nigdy żadnych leków, choć przyznam, że zignorowana w dzieciństwie przez lekarza pierwszego kontaktu, "porwałam się" na lek przeciwmigrenowy, na który okazałam się uczulona (po 2 czy 3 tabletkach mało nie nastąpiło zejście - nie wiem, czy to możliwe, ale tak było w moim przypadku po 1 czy 2 dniach stosowania). Od tego czasu już nigdy nic silnego nie wzięłam na własną rękę, a i na lekarzy nie chciałabym liczyć, bo w wielu sytuacjach mnie zawiedli. Wierzę we własną pracę nad sobą i leczenie przyczynowe czy też profilaktykę, niż faszerowanie się środkami farmakologicznymi (po latach doświadczeń). Serdecznie dziękuję za wysłuchanie mnie i ewentualną fachową odpowiedź. Pozdrawiam. Trixxx