Jak osiągać postawione sobie cele?
Jestem dwudziestoletnim chłopakiem i od kilku lat miewam straszne wahania nastroju. Właśnie dopadła mnie straszna depresja i zamiast brać się do roboty, bo sesja ciągle w toku, piszę jakieś pytania, oczekując pomocy. Żyję w dobrobycie, moi rodzice są dobrze wykształceni, a jako że jestem najstarszym synem, pokładają we mnie ogromne nadzieje. Póki byłem w szkole podstawowej/gimnazjum, było OK, gdyż wygrywałem konkursy, etc. Jednak wraz z upływem czasu było coraz gorzej. W liceum moja średnia spadła o 1,5 stopnia, a dodatkowo niespecjalnie wyróżniałem się w jakichś konkursach, etc. Mnóstwo czasu straciłem w tym okresie na gry komputerowe. Wydaje mi się, że moje stany depresyjne zaczeły się dopiero po napisaniu matury, która pozwoliła mi dostać się na Politechnikę Warszawską. I tutaj zaczynają się schody. Zapomniałem wspomnieć, że mam tendencję do odpuszczania sobie, "olewania" ważnych dla mnie rzeczy w najmniej odpowiednich do tego momentach. (Na przykład teraz, zamiast się uczyć, ZUPEŁNIE nie mogę się zmobilizować). Do tego dochodzi talent do zawalania wszystkiego, na co się pracowało przez długi czas. Przechodzę do sedna. Poznałem w trakcie wakacji wymarzoną dziewczynę, i chcąc być z nią dłużej, bardzo się zaangażowałem. Jako iż kierunek studiów wydał mi się początkowo nieatrakcyjny, zrezygnowałem z nauki i cały praktycznie czas poświęciłem jej. Pomimo iż chodziłem na zajęcia i wykłady, by rodzice się nie gniewali (wtedy nie myślałem, co się stanie, jak obleję semestr), nie robiłem notatek i prawie niczego się nie uczyłem. Niestety. Z powodu moich powracających nastrojów często robiłem dziewczynie wyrzuty, powodowałem, że czuła się niekomfortowo. Zupełnie nie wiem dlaczego, mimo iż bardzo mi na niej zależało, byłem w stanie, w trakcie depresji, zupełnie o tym zapomnieć, i mówić jej rzeczy, których parę godzin (!) później żałowałem. Prócz tego wszystko było OK, aż do stycznia. Ojciec zorientował się, że coś jest nie tak, i po dłuższej rozmowie uzmysłowił mi, że studia są konieczne, a oblanie semestru skończy się dla mnie tym, że idę do roboty, bo nieroba utrzymywać nie będzie. Nie wiem jakim sposobem, ale w ciągu miesiąca udało mi sie nadrobić niemal cały materiał, a szansa na zdanie semestru powróciła. Szkopuł w tym, że ciągle jest nikła. Dziewczyna wróciła z ferii, a ja wkurzony, mniejsza już z jakich powodów, znowu zrobiłem awanturę, której oczywiście teraz żałuję. Cały dzień, który z założenia miał być miły, minął w nieprzyjemnej atmosferze. Zasugerowała, że nie jest pewna, czy nasza dalsza znajomość ma sens, szczególnie teraz, gdy możliwe, że zawalę studia. Prócz tego zarzuca mi, że przez rok ona była moim jedynym hobby, a ona ceni sobie ludzi z wieloma zainteresowaniami. Teraz moje pytanie: Co jest ze mną nie tak, że zamiast dokończyć naukę, piszę teraz te brednie i oczekuję odpowiedzi... Że nie osiągnąłem ani jednego celu, a cały rok mojej pracy w dziedzinie "kontaktów towarzyskich" poszedł na marne, bo dobre uczynki łatwo się zapomina, a te złe w pamięci pozostają.