Najlepiej mi samej. Czy to normalne?
Mam 19 lat. Praktycznie odkąd pamiętam, zdarzały mi się dziwne, nagłe napady smutku. Nie są one w żaden sposób związane z sytuacją, w której wtedy się znajduję - po prostu nagle opuszczają mnie wszystkie siły, czuję dziwne ukłucie w brzuchu lub w sercu, ogarnia mnie poczucie beznadziejności, pustki. Najdziwniejsze jest to, że to uczucie trwa kilka-kilkanaście sekund, a potem wszystko wraca do normy.
Oczywiście, jak każdy człowiek miewam czasem chandrę i nie widzę w tym nic nienormalnego, ale te króciutkie napady smutku mnie intrygują - co to właściwie jest i czy inni też tak czasami mają? Dodam, że od dziecka byłam nieśmiała, ale z wiekiem to stawało się coraz większe, np. w podstawówce nie lubiłam odpowiadać przy tablicy, ale dawałam radę. Czasem nawet występowałam na akademiach szkolnych, mówiłam wiersze, a w liceum za nic nie potrafiłam nauczycielowi wydukać ani jednego słowa chociaż coś tam wiedziałam. Czułam, że patrzy na mnie ok 30 osób i wydawało mi się ze każdy się ze mnie śmieje, komentuje mój wygląd itp.
Nigdy też nie odzywam się bez pytania w większej grupie ludzi, w ogóle najlepiej czuję się w towarzystwie 1 lub 2 osób lub sama. Nie lubię chodzić na imprezy, dyskoteki, nie mam wcale przyjaciół (kiedyś miałam jakieś koleżanki) jedynie chłopaka. W LO nie przyjaźniłam się z nikim, bo wydawało mi się, że oni zwyczajnie mnie nie potrzebują, wychodziłam z założenia, że nie powinnam się narzucać.
Ogólnie mam wstręt do ludzi, miejsc. Jestem kompletnie antysocjalna. Za rok idę na studia. Boję się ludzi których nie znam, uczelni, w której mogę się zgubić, pomylić salę, zbłaźnić się. Do tego miewam napady złości, szybko się denerwuję, płaczę bez żadnego powodu. Mam wiele kompleksów, wydaje mi się, że każda dziewczyna która mijam na ulicy jest ładniejsza, zgrabniejsza. Jestem jakaś dziwna. Czy wszystko ze mną w porządku?