Przytyłam od napadów obżarstwa czy złego odżywiania?
Witam! 10 listopada wyszłam ze szpitala, diagnoza - anoreksja nervosa. Spędziłam tam 3 miesiące. Hospitalizowano mnie z wagą 40 kg, przy wzroście 165 cm. Wróciłam, ważąc 49 kilo. Leczenie przebiegało prawidłowo, tyłam w dobrym tempie, rozmowy z psychologiem przynosiły pozytywne skutki. Nie powiem, było wiele chwil zwątpienia, płaczu, rezygnacji. Jednak jakoś dałam radę. Wszystko zapowiadało się na to, że będzie dobrze, a jednak wróciłam i momentalnie zaczęła się głodówka. W pięć dni schudłam dwa kilo. Swoim zachowaniem wykańczałam rodzinę, ale i siebie. Dopiero gdy zaczęli mnie straszyć szpitalem, a mój lekarz prowadzący powiedział, że za tydzień mają mnie przywieźć, wzięłam się za siebie. Zaczęłam jeść i przytyłam jedynie pół kilograma.
Mój przykładowy jadłospis wyglądał tak: śniadanie - kromka chleba razowego/tostowego z szynką i pomidorem. Obiad - szklanka ryżu, cztery kotlety sojowe, jakaś surówka. Kolacja - płatki z mlekiem (200 ml mleko 2,0%, 6 łyżek płatków). Było dobrze. Zaczęłam podobać się samej sobie, miałam znowu siłę na wszystko, wróciłam do szkoły i wszystko szło po mojej myśli. Niestety moja mama cierpi na ciężką depresję i dość często przedawkowuje tabletki, aby spać. W tamtym tygodniu, a dokładniej w środę, gdy wróciłam ze szkoły, zastałam ją śpiącą w łóżku. Nie wiem dlaczego, ale momentalnie wpadłam do kuchni i zaczęłam jeść, co wpadło mi w ręce. Później wymiotowałam. W ten sam dzień miałam jeszcze dwa napady. W następny również. I tak ciągnęło się bodajże do niedzieli. W niedzielę i poniedziałek jakoś dałam radę się powstrzymać. Problem w tym, że gdy we wtorek stanęłam na wadze, było 48. Krzyk, płacz i histeria. Moje pytanie więc brzmi, przytyłam od napadów, czy od złego żywienia się?