Niska samoocena, poczucie beznadziejności i brak radości z życia a bezskuteczna terapia

Witam, mam 25 lat, jestem kobietą. objawy, które mi towarzyszą na co dzień długo starałam się racjonalizować jako część mojego charakteru oraz objaw młodzieńczego kryzysu tożsamości (pesymizm, przeciągający się smutek, przyszłość w czarnych barwach, nieumiejętność znalezienia sobie miejsca w życiu) w końcu zaczęłam jednak mieć ich dość...bo problem w tym, że ten kryzys nigdy nie minął. niska samoocena powoduje, że jakiegokolwiek zajęcia się nie podejmę uważam, że inni zrobili by to lepiej. wszystkie "plany" życiowe jakie sobie zakładałam w krótkich chwilach wiary we własne siły porzucałam by znów wpaść w dół i wmawianie sobie, że z niczym nie dam rady oraz że to co robię nie ma żadnej przyszłości. obawiam się, że to jakiś silny mechanizm obronny przed wzięciem życia w swoje ręce/dorosłością (?) sprawia, że na wszystko patrzę wyszukując problemów zamiast metod jak sobie poradzić z trudnościami. w ostatecznym rozrachunku zwykle poddaję się co tylko mnie utwierdza we własnej beznadziejności i potęguje poczucie winy. próbowałam zacząć działać, szukać możliwości rozwoju, podjąć się jakiejś pracy...ale niestety zawsze kończyło się tak samo. rzuciłam jedne studia, zaczęłam drugie, które niedługo kończę, ale raczej nie będę pracowała w zawodzie, bo to wciąż nie "to" co przynosi radość, nie to w czym się spełnię, nie to miejsce gdzie powinnam być. czuję jakbym straciła swój czas. coraz mniej rzeczy mnie cieszy i z niczego co robię nie jestem zadowolona. zainteresowania które rozwijałam ostatnio zaczęłam postrzegać jako "gówniarskie", mało poważne. prześladuje mnie poczucie pustki, jałowości, ciągły smutek. życie polega na zajmowaniu czasu czymkolwiek, byle przetrwać do wieczora i iść spać, działania nie mają żadnego sensu, żadnej celowości. chciałam to przepracować podczas psychoterapii, ale nie czuję by to cokolwiek dawało poza (czasami) ulgą z wygadania się. myślałam, że wizyty u psychologa i jego pomoc pozwolą mi wyrwać się z tej beznadziei. jednak od roku niewiele się zmieniło. ani nie wiem więcej o sobie niż wiedziałam ani nie umiem nadal zacząć coś robić ze swoim życiem, momentami jest wręcz gorzej. czy to tak ma wyglądać, że mówię, on słucha, czasem dopyta skąd taka albo inna emocja, potem wychodzę w takiej samej depresji w jakiej tam weszłam? miesiąc temu byłam również u psychiatry, biorę setaloft 50 mg. niestety, nic to nie daje. może za krótko czekam? po prostu nie wiem już co mam robić żeby móc zmienić siebie i swój schemat myślenia...bardzo się boję, że kończy się mój czas.
KOBIETA, 25 LAT ponad rok temu
Paulina Witek Psycholog, Warszawa
72 poziom zaufania

Witam,
No i właśnie ta racjonalizacja jest mechanizmem obronnym, który nie pozwala Pani na bezpośrednią konfrontację z problemem. Po części ma Pani dużo racji, i z charakterem i z kryzysem tożsamości. Dzisiejsza rzeczywistość "idzie do przodu" => wymaga zdecydowanego określenia siebie, podążania za wyznaczonym celem i walkę z konkurecją na rynku pracy, gdzie tu więc czas na spokojne odnalezienie siebie i własnej tożsamości? Zamiast zmagać się z "braniem życia w swoje ręce" powinna Pani skorzystać z pomocy wykwalifikowanego psychoterapeuty. Aby wziąć odpowiedzialność za swoje życie musi Pani najpierw uświadomić sobie skąd ta niemoc/niechęć się bierze. Wynikiem czego jest smutek i pesymistyczne nastawienie do życia. To jest najważniejsze zadanie terapii. Jeżeli spotkania z Pani psychologiem nie dają efektów proszę z nim o tym porozmawiać. Może napotkała Pani tzw. opór w terapii, który jest naturalnym efektem leczenia. Jeśli jednak po każdym spotkaniu czuje się Pani źle, nie zmienia on w Pani sposobu postrzegania życia jakby z innej perspektywy, nie pojawiają się odkrywcze przemyslenia motywujące do zmiany pewnych zachowań, etc. etc, proszę zmienić psychoterapeutę. Czasem takich zmian jest kilka póki nie trafi się na tego właściwego, choć lepiej takich wyborów dokonywac po 3-5 spotkaniach, które służą głównie wzajemnemu poznaniu siebie i problemu. Psycholog większość część rozmowy słucha, ale jego pytania powinny w Pani coś odkrywać. Jeśli po roku czasu nie widzi Pani żadnej różnicy to dość sporo czasu. Może warto byłoby zmienić rodzaj terapii na grupową lub formę bardziej ekspresyjną typu dramy, choreoterapii itp.
Odnośnie leku koniecznie powinna zgłosić się Pani w tej sprawie do prowadzącego Pani leczenie psychiatry. O zmianie leku lub dawkowania może zadecydować jedynie lekarz po dokładnej konsultacji.
Serdecznie pozdrawiam,

0

Po pierwsze "kończy się mój czas?" - Zna Pani swój koniec? Ciekawe ;-) Kolejna sprawa, każde działanie ma swój cel, ma swój skutek i przyczynę. Proponuję zmienić psychologa na innego lub terapeutę który pracuje w innym nurcie. Ma Pani 25 lat! Przecież to nie jest nawet półmetek statystycznego życia. Proszę spróbować pomyśleć o przyszłości o tym co chce Pani osiągnąć - o swoich marzeniach i dążyć do nich ;-)

Pozdrawiam serdecznie
http://psychopedagog.eu

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty