Obawa przed samookaleczaniem
Cześć, mam 15 lat i chciałabym przedstawić Wam swój problem. Otóż od ponad roku się okaleczam. Jest to spowodowane wieloma powodami. Jednym z nich była porażka w sprawach sercowych. Następnym brak akceptacji w gronie znajomych. Jeszcze innym brak zrozumienia w rodzinie i w szkole. W szkole podstawowej nie zawsze byłam lubiana, wręcz przeciwnie. Koledzy się ze mnie śmiali. Gdy byłam w klasie III szkoły podstawowej, nauczycielka wysłała mnie do psychologa, bo siedziałam smutna i sama na przerwach. Nie powiem, że było mi łatwo, bo bym skłamała. W klasie VI oznajmiłam koleżankom, że chcę się zabić. Oczywiście mnie wyśmiały, bo jaka miała być inna reakcja? To mnie wcale nie podniosło na duchu, a jedynie mnie przygniotło do dna. Zapytana dlaczego chcę to zrobić, odpowiedziałam: bo mam dość życia. Myślałam, że jak pójdę do gimnazjum, to wszystko się zmieni. Jednak się myliłam i to grubo. Mieszkam na wsi. Mamy dwa gimnazja. Wybrałam społeczne, bo uważałam, że tam będzie mi lepiej. Od samego początku się ze mnie śmiali, przezywając mnie. Później do tego doszły kiepskie oceny, pretensje rodziców o wszystko. Moi rodzice denerwowali się na mnie często i często na mnie krzyczeli, a ja szłam do łazienki, bo nie miałam innego wolnego miejsca (nie mam jeszcze swojego pokoju) i płakałam. Często miałam takie stany. Po zakończeniu półrocza zaczęłam mieć myśli samobójcze. Ubierałam się na czarno. Szkołę mamy łączoną z liceum i naszą dyrektorką jest zakonnica, więc od razu zwracała mi uwagę co do stroju. Uważałam, że jestem gruba, głupia, beznadziejna i że jestem zupełnym beztalenciem. Myślałam, że nikt mnie nie kocha, że wszyscy mają mnie już dość. Nawet ludzie, których nazywałam przyjaciółmi, zaczęli się ode mnie po kolei odwracać, mówiąc, że za bardzo dramatyzuję. Zostałam ja, sama. W końcu, po pewnym incydencie, zaczęłam przecinać swoją skórę, uzyskując stan euforyczny. Nie wiedziałam, że tak będzie mi dobrze. Moje autoagresywne czynności się mnożyły. Zaczęłam zauważać, że ludzie śmieją się ze mnie. Nigdy nie uważałam, że mam jakiś talent. Jednak, gdy starałam się dostać jakąś rolę w przedstawieniu, nie dostawałam jej, chodź byłam ze wszystkich najlepsza. Nikt mnie nie doceniał. Na całym ciele miałam ok. 100 ran i gdy ubierałam krótki rękaw, bo było mi gorąco, wszyscy je widzieli i śmiali się, że jestem emo. Mówiłam moim "przyjaciołom", że to nie jest dla mnie łatwe, ale oni i tak mi nie chcieli wierzyć. Mówili, że wcale nie jestem gruba, że jestem ładna. Ale to mi i tak nie pomagało. Wtedy do mojej "diety autoagresywnej" doszły głodówki. Kręciło mi się w głowie. Jednak w domu jadłam normalnie, by to ukryć. Zaraz po zjedzeniu czegokolwiek, wymiotowałam, żeby nie przytyć. Wtedy pojechałam na rekolekcje. Zobaczyłam, że nie byłam wcale dobrym człowiekiem. I zaczęłam wszystko zwalczać. Jednak to nie pomagało. Najtrudniej było mi się z wszystkiego spowiadać, bo czułam kłujący mnie w serce wstyd, który mnie roztapiał od środka. Teraz jestem w III klasie gimnazjum i zawsze kiedy chcę TO zrobić, myślę, że Jezus cierpiał za mnie, grzesznika, tyle mąk, że teraz nie mogę Go zawieść. Przestałam się odchudzać, pokochałam swoje ciało i zaczęłam uważać, że mam talenty i to całkiem sporo: taniec, śpiew, gra aktorska, dar do pisania wierszy i wiele innych. Zauważyłam, że jestem dobrym człowiekiem, że jestem bardzo ambitna i staram się pomagać ludziom. W tym roku zostałam przewodnicząca szkoły. Zdobyłam poważanie u moich rówieśników. Koledzy już mnie nie przezywają. Niby przyjaciele wrócili, lecz zrozumiałam, że to tylko dobrzy koledzy. Mam jedną przyjaciółkę od serca. I wiem, że Ona jest ze mną zawsze. Za to jej dziękuję. Z rodzicami zaczęło mi się układać. Zrozumiałam, że życie jest piękne! Jednak boję się, że kiedyś to wszystko do mnie wróci i nie wiem, czy wtedy sobie poradzę. Jak mam omijać samookaleczanie się szerokim łukiem? I co mi w tym pomoże? Dziękuję bardzo za uwagę i za udzieloną mi pomoc.