Szantaż emocjonalny i osaczanie partnera
Witam. Bardzo długo zastanawiałam się czy szukać pomocy właśnie przez ten portal, ale widzę, że chyba jednak potrzebuję wstępnej pomocy jaką jest zasięgnięcie porady na tym portalu. Spośród kilku obecnych specjalistów wybrałam Panią, gdyż uważam, że specjalizacja jaką Pani posiada będzie odpowiadała mojemu problemowi. Mam na imię Joanna i mam 26 lat. Mam problemy natury uczuciowej. Na dzień dzisiejszy jestem wycofana, zniechęcona do życia i mam chyba depresję. Wcześniej odczuwałam już coś podobnego i nie skończyło się to niczym dobrym, gdyż wylądowałam na internie na koncie posiadając próbę samobójczą przez przedawkowanie leków.
Problem polega na tym, że moje związki zazwyczaj kończą się równie szybko jak się zaczynają. Mój najdłuższy pierwszy związek trwał 5 lat i po tym jak się zakończył jakoś nie potrafię sobie ułożyć życia z kimś innym. Poznałam potem jeszcze kilku partnerów, ale zazwyczaj znajomość ta kończyła się po pół roku, roku. W końcu gdy poznałam -wydawało mi się - właściwego faceta wyszłam za mąż za bardzo pochopnie, bo po 5 miesiącach znajomości. Wydawało mi się wtedy, że to będzie to o czym marzę czyli związek oparty na miłości, zaufaniu i szczerości. Cały czas czułam też, że czas mi ucieka, bardzo chciałam mieć dziecko, po prostu chciałam żeby wszystko się ułożyło.
Z drugiej strony zauważyłam iż kiedy na kimś mi bardzo zależny to potem jestem męcząca w tym wszystkim. Angażuje się za bardzo, na dodatek czepiając się swojego partnera, dopomagająca się uczuć, zainteresowania. Nie dostrzegam jak gdyby zwyczajnego życia, codzienności przez co myślę, że partner nic do mnie nie czuje gdy zachowuje się inaczej niż bym tego chciała. Osaczam go, domagając się skupienia uwagi na mnie, okazywania uczuć. Mój mąż oszukał mnie, okłamał mnie z kredytami które przyszło mi z nim płacić wspólnie, a więc nie było mowy o wspólnym mieszkaniu większym, bo mieszkaliśmy na 20 m² a tym bardziej o dziecku, którego ja tak bardzo pragnę. Załamałam się i chciałam popełnić samobójstwo zmęczona tym, że zawsze mi nic nie wychodzi. Teraz jestem w trakcie rozwodu.
W międzyczasie poznałam mężczyznę, który od początku mnie wspierał, rozmawiał, jednocześnie nasze więzi przyjacielskie zmieniły się w bardziej intymne. Na początku go nie kochałam, nie angażowałam się mocno za to on walczył o mnie. Mieszkamy od siebie trochę daleko, ale spędzaliśmy dużo czasu ze sobą, potem weekendy. W końcu zamieszkaliśmy ze sobą żeby być bliżej siebie. Pozwolił mi urządzić swoje mieszkanie tak, jak ja chciałam, było nam dobrze ze sobą. To trwa już prawie rok. Natomiast problem polega na tym, że ja na początku związku nie byłam względem niego szczera - spotkałam się ze swoim za niedługo byłym mężem na początku mojego związku z nim (nie wiem po co to zrobiłam) a on to odkrył.
Robiłam różne numery, na pewno go to bolało, ale zawsze mi wybaczał. W końcu zaczęłam postępować fair, zaczęłam się starać, angażować. Zauważyłam, że może coś z tego będzie - pokochałam go. Z drugiej jednak strony znowu robiłam mieszkając z nim głupie rzeczy. Dziecinne jak na moje 26 lat (on ma 31). Pakowałam się jeśli coś nie szło po mojemu, jak się zaczęliśmy kłócić. Osaczałam go i tak w kółko. On zawsze mi mówił: jak chcesz to droga wolna, ja cię nie trzymam. Nie pokazywał mi ani razu że mu zależy na tym żebym została. Nie wiem, może to dziwne, ale chciałam sprawdzić jak jemu na mnie zależy, czy jest to prawdziwe.
Mieszkając razem kłóciliśmy się, ale były też dobre dni. W pewnym momencie było ciężko z pieniędzmi więc ja zaproponowałam, że się przeniosę z powrotem do siebie, ale to tylko miało być na miesiąc, żeby te pieniądze na dojazdy pozwoliły pokryć inne jego potrzeby. On się zgodził. Zostawiłam u niego część moich rzeczy. Po pewnym czasie zauważyłam, że on się rzadziej odzywa, a jak spotykaliśmy się na weekend, to kłóciliśmy się. Minął ten miesiąc a on nawet nie wspomniał o moim powrocie do niego a ja nie oponowałam, bo nadal ciężko było z pieniędzmi. Zaczął się mniej odzywać, ale czym bardziej on mnie zaczął olewać, tym bardziej ja się angażowałam, tym bardziej mi zależy na nim.
Przez 3 tygodnie sporadycznie do siebie odzywaliśmy się, na weekendy nie spotykaliśmy się. Po 3 tygodniach spotkaliśmy się - było fajnie, super jak dawniej, a po weekendzie znowu cisza tzn. rzadsze smsy, telefony. Powiedział mi, że ma depresję. Nie wiem czym ona jest spowodowana. On też ma za sobą związek 7-letni, ta dziewczyna z którą był teraz wyjechała. Powiedział mi ze z powodu mamy, pieniędzy i mnie. Zdziwiłam się, bo w weekend było wszystko OK to więc czemu ma depresję skuli mnie. W piątek myślałam, że się zobaczymy na weekend normalnie, a on powiedział mi, że chcę się spotkać z kumplem. Kiedyś było tak, że wybierał mnie a tym bardziej jak teraz widujemy się tylko na weekend. W końcu nie wytrzymałam tej ciszy, tego traktowania i znowu wykrzyczałam mu przez telefon, że w takim razie to koniec, że ja chcę odebrać swoje rzeczy i się z nim spotkać. Nie myślałam jednak tak, po prostu ja nie wiem co się dzieje, czemu on tak się oddala ode mnie.
Pojechaliśmy w niedzielę do niego pogadaliśmy się, śmialiśmy się, ale on powiedział, że jest zmęczony, że za dużo się wydarzyło, za dużo razy się pakowałam i lepiej będzie jak się rozstaniemy. Kurcze, wiem że źle robiłam, ale zależy mi na nim. Co się stało, że on przez ten miesiąc się tak zmienił w stosunku do mnie - nie wiem. Może w końcu ma dosyć. Najgorsze to to, ze ja wpadłam w panikę, że on chce odejść, zaczęłam płakać, było już późno więc zostałam na noc on miał spać w innym pokoju. Ja znowu chciałam sięgnąć po tabletki. Kapnął się chyba, że coś kombinuje, bo przyszedł do mnie, powiedział że jednak śpi ze mną, schował tabletki, przytulał mnie, kochaliśmy się tak jak kiedyś znowu było. Powiedział, że dobrze, że damy sobie jeszcze szansę.
Na drugi dzień zadzwonił o moich rodziców powiedział im co zamierzałam zrobić. Napisał mi smsa, że troszczy się o mnie. Jak rozmawialiśmy przez telefon powiedział, że on widzi to tak: jak mówił, że albo się rozstaniemy, albo odpoczniemy od siebie i może do siebie wrócimy, bo to już zabrnęło to za daleko. Byłam najpierw zła na niego, a potem w sumie zrozumiałam, że chce mieć chyba czyste sumienie, że mnie mówił, że będzie OK, że spróbujemy dalej po to, żeby się nic nie stało jak u niego byłam, a potem już na następny dzień zadzwonił do mamy, żeby się mną zainteresowali.
Przez poniedziałek i wtorek coś tam pisze, tzn. pyta co słychać, jak w pracy, wysyła uśmiechy. Kurcze, zależy mi na nim. Czuję, że mogę być szczęśliwa z nim, mimo iż straszny, obrażalski człowiek z niego, ale nie wiem co teraz już robić. Wiem że zrobiłam już wszystko - dzwoniłam, smsowałam, prosiłam, rozmawiałam, ale to nie pomogło. Czy to naprawdę już koniec nie jestem w stanie odpowiedzieć, a on też tego nie mówi. Czy da radę tę miłość jeszcze uratować? Co ja mam teraz robić? On mi mówi, że mnie kocha nadal, że mu zależy, ale że jest zmęczony tym co się wydarzało przez ostatnie miesiące. Mam depresję, bo nie chcę żeby kolejny facet odszedł ode mnie. Proszę bardzo o pomoc. Co ja mam robić w takiej sytuacji?