Twój przewodnik po zdrowiu

  1. Opisz swój problem. Pomożemy Ci znaleźć odpowiedź w bazie ponad miliona porad!
  2. Nie ma informacji, których szukasz? Wyślij pytanie do specjalisty.
Rozpocznij
7 6 6 , 5 5 4

odpowiedzi udzielonych przez naszych ekspertów

Rzetelnie + Bezpiecznie + Bezpłatnie

Nieszczęśliwa miłość: Pytania do specjalistów

W kropce:( Kocham kogoś, kto się boi miłości...

Mam 24 lata. Chciałabym się poradzić w kwestii mojego znajomego (27 lat), którego kocham. Poznaliśmy się przez internet, rozmawialiśmy ze sobą godzinami na Skypie, było cudownie, to trwało ponad pół roku. Jednak gdy się spotkaliśmy, od razu zauważyłam, że on...

Mam 24 lata. Chciałabym się poradzić w kwestii mojego znajomego (27 lat), którego kocham. Poznaliśmy się przez internet, rozmawialiśmy ze sobą godzinami na Skypie, było cudownie, to trwało ponad pół roku. Jednak gdy się spotkaliśmy, od razu zauważyłam, że on ma jakiś dziwny dystans do mnie. Ciągle mnie unikał, pod byle pretekstem wychodził z pokoju, nie patrzył na mnie. Spędziłam u niego parę dni, on jednak zachowywał się dziwnie, jakby się mnie bał lub bałby się angażować. Po kilku dniach coś się zmieniło, zaczęliśmy razem sypiać, całą noc spaliśmy wtuleni w siebie, głaskał mnie, całował, okazywał mi tyle czułości. A gdy przychodził dzień, znowu uciekał ode mnie i oddalał się ode mnie. Włączał telewizor, filmy, organizował tak dzień, żebyśmy nie byli sam na sam.

Wiem, że dziwnie to zabrzmi, ale pomimo to czułam, że zaiskrzyło między nami. Czułam to, gdy razem spaliśmy (nie mówię tu o sexie). Ta sytuacja była dla mnie niezrozumiała do momentu, gdy powiedział, że po tym jak była dziewczyna go zdradziła, nie umie być w związku i teraz nie chce nikogo ranić. Gdy się rozstawaliśmy, on czule mnie przytulił i pocałował, był smutny. Wróciłam do domu i od 2 miesięcy jestem w strasznym stanie, tęsknię i wiem, że go pokochałam. Jednak nie mogę go do niczego zmusić :( jest mi ciężko, bo on powiedział, żebym nie czekała na niego i zaczęła żyć. Piszemy ze sobą często, ale czuję, że z nim dzieje się coś niedobrego. Ciągle imprezuje albo gdy jest na Gadu-Gadu ma opis ,,nie ma mnie dla nikogo'' lub ,,dajcie mi spokój wszyscy''.

Chciałabym mu jakoś pomóc, być przy nim, wspierać go, ale nic nie umiem zrobić. Nie wiem czy jeszcze powinnam sie z nim spotkać za jakiś czas. Wiem, że on mi sam tego nie zaproponuje, ale gdzieś w głębi duszy czuję, że on by chciał mnie jeszcze zobaczyć. Już nie wiem co mam robić. Napisałam mu, że może na mnie liczyć, że chcę mu pomóc, bo wiem, że ma straszny problem ze sobą. Wiem, że danie mu czasu nic nie da, ponieważ jego taki dziwny stan trwa już ponad 2 lata. Poradziłam mu wizytę u psychologa, że się martwię, ale on od tamtego momentu już nic nie pisze. Nie wiem co robić, bardzo go kocham.

Jak mam dać sobie spokój z miłością?

Witam! Mam 17 lat i jestem nieszczęśliwie zakochana w o 10 lat starszym chłopaku. Trwa już to 4 miesiące. Może to niewiele, ale bardzo mi jest źle z tego powodu. Nie wiem co mam zrobić, bo nie mogę, nie umiem...

Witam! Mam 17 lat i jestem nieszczęśliwie zakochana w o 10 lat starszym chłopaku. Trwa już to 4 miesiące. Może to niewiele, ale bardzo mi jest źle z tego powodu. Nie wiem co mam zrobić, bo nie mogę, nie umiem i nie chcę sobie dać spokoju. On wie o tym, że się zakochałam i mówi, że z tego nic nie będzie, bo nie chce mnie skrzywdzić, gdyż jest typem chłopaka, który chciałby się tylko kochać z kobietą, czego ja nie chcę, a nie z nią być. Mówi, że mam sobie kogoś znaleźć i w ogóle... ale tak naprawdę sam mnie prowokuje. Najpierw mnie całuje, a potem mówi - tylko nie rób sobie nadziei. Więc ja już sama nie wiem, co mam sobie myśleć.

Pogubiłam się w tym wszystkim. Jak go nie ma, to bardzo tęsknię i mi go brak. Chociaż wiem, że on nie jest jakimś ideałem ani nie jest zabójczo piękny, to coś w nim jest, co mnie tak przyciąga. Nie mogę o nim zapomnieć, bo gdzie pójdę, znajdzie się coś, co mi go przypomni, np. przez przypadek będzie jego imię w książce. Często go widzę i z nim rozmawiam. Chciałabym, by to już się skończyło, by mi przeszło, ale tak naprawdę nie chcę go stracić, tego się boję bardzo. Nie mogę spać po nocach, mało jem, czuję się przygnębiona i stale o nim myślę, mam myśli samobójcze, raz już się cięłam. A jak już jestem z nim, to potrafię śmiać się przez cały czas i to z byle czego.

To wszystko przekłada się na szkołę, w której nie mogę się zaaklimatyzować i zintegrować z klasą. Nie wiem już, co mam robić, bo NIE CHCĘ się odkochać, ale to tak bardzo boli. Na dodatek, na kogo trafię, to każdy myśli tak samo, żeby tylko pobawić się mną. A ja nie chce być zabawką. Co ja mam zrobić? Może to jest znów głupia historyjka zauroczonej nastolatki, ale właśnie to uczucie to jedno z tych gorszych. Nie potrafię sama sobie poradzić. Nie jestem w stanie. Pomóżcie...

Jak mam zapomnieć?

Jestem 29-letnim facetem, od 2 lat żyję w ogromnym bólu. Odeszła ode mnie narzeczona, z którą byłem kilka lat, kocham ją bardzo. 2 lata temu rzuciłem dla niej wszystko, wyjechałem z nią do USA, zostawiłem dobrą pracę i studia. W...

Jestem 29-letnim facetem, od 2 lat żyję w ogromnym bólu. Odeszła ode mnie narzeczona, z którą byłem kilka lat, kocham ją bardzo. 2 lata temu rzuciłem dla niej wszystko, wyjechałem z nią do USA, zostawiłem dobrą pracę i studia. W Stanach pracowałem po kilkanaście godzin dziennie, by zapewnić nam przyszłość. Ona w tym czasie coraz częściej wychodziła ze znajomymi, aż w końcu zdradziła mnie i związała się z nowym partnerem. Załamałem się. Moja ślepa miłość do niej zabijała mnie z każdym dniem.

Starałem się wiązać z różnymi kobietami, ale żadna z nich nie była nią... Aż w końcu poznałem wspaniałą kobietę, która mnie kocha. Ja jednak nie potrafię zapomnieć o tamtej miłości i obdarzyć uczuciem kogoś innnego. I mimo że wiem, że z nową partnerką mógłbym być szczęśliwy, nie potrafię okazać jej uczuć, bo głęboko w sercu mam zakorzenione tamto uczucie. Nie wiem co zrobić, myślałem, że przez te 2 lata zagoją się rany..

Chciałam popełnić samobójstwo

Witam. Mam nieciekawy problem. Od roku chodzę z chłopakiem. Nie jesteśmy razem a bardzo bym chciała. Mówi że mnie kocha ale nie może ze mną być bo jestem od niego 7 lat młodsza. Po pijaku albo jak mu się chce...

Witam. Mam nieciekawy problem. Od roku chodzę z chłopakiem. Nie jesteśmy razem a bardzo bym chciała. Mówi że mnie kocha ale nie może ze mną być bo jestem od niego 7 lat młodsza. Po pijaku albo jak mu się chce dzwoni żeby wyjść. Wtedy sie przytulamy całujemy a na drugi dzien nic. Miałam z nim wczoraj rozmowę , powiedział  że ze mną nie będzie i że zniszczyłam mu życie. Od ponad pół roku nie daję sobie ze sobą rady. Cały czas płaczę przez niego, nie mam apetytu a nawet się tnę. Wczoraj chciałam popełnić samobójstwo i gdyby nie moi przyjaciele to zrobiłabym to.. co robic?

Co o tym wszystkim myśleć? Jak to rozumieć?

Witam, postanowiłam tu się zalogować i coś napisać, bo cieszę się, że znalazłam tę stronę i może żałuję, że dopiero teraz:( dziś już wiem, że nie tylko mnie spotkała taka historia i że jest wiele nieszczęśliwych miłości. Ja swoją...

Witam, postanowiłam tu się zalogować i coś napisać, bo cieszę się, że znalazłam tę stronę i może żałuję, że dopiero teraz:( dziś już wiem, że nie tylko mnie spotkała taka historia i że jest wiele nieszczęśliwych miłości. Ja swoją spotkałam prawie 2 lata temu i jakby ktoś mnie wtedy zapytał, to nawet do głowy by mi nie przyszło, że życie tak mi się poplącze, a najbardziej zamiesza w sercu, które do dziś cierpi i nie umie sobie poradzić z tą sytuacją:(

To właściwa strona dla mnie, bo o depresję na pewno się otarłam - bo nie umiałam poradzić sobie i chyba nadal nie umiem z faktem, że czuję całą sobą, że spotkałam tego kogoś na całe życie i że mogę go stracić i ta świadomość jest straszna! Bo właśnie, jak dalej żyć? Każda cząstka mnie mówi mi, że to jest to, ale nikt mi nie wierzy, wszyscy dookoła mówią właśnie "zostaw to/on nie jest tego wart", a ja nie potrafię, nawet wtedy, kiedy czuję się zraniona, to i tak go kocham - bo miłość po prostu jest, szkoda tylko, że całe już teraz moje 26-letnie życie na nią czekałam, a ona wycięła mi taki numer:((((

Więc prawie 2 lata temu, no dobra, 1,5 roku temu, postanowiłam zrobić coś ze swoim życiem, może trochę pomóc losowi i napisałam, wykorzystując zbliżające się święta, list do chłopaka, którego poznałam 5 lat wcześniej, z którym byłam na studniówce i który przez całe 5 lat studiów był gdzieś obecny w mojej pamięci. List był ogólny, pytałam się czy mnie pamięta, pisałam co u mnie i że ciekawa jestem co u niego, w sumie, wrzucając go do skrzynki, nie liczyłam na odpowiedź - pomyślałam sobie, że pewnie ma już poukładane życie - dziewczynę, może narzeczoną, a kto wie czy nie żonę - i ku mojemu zdziwieniu dostałam odpowiedź smsem, że miło go zaskoczyłam tym listem i że chciałby zadzwonić.

Okazało się, że miesiąc wcześniej rozstał się z dziewczyną po 4 latach i że nawet próbował do mnie dzwonić, ale ja w tym czasie miałam problemy z telefonem. ierwsza rozmowa po 5 latach wyglądała tak, jakbyśmy wczoraj się widzieli, potem był wspólny sylwester i wesele jego, a w sumie naszych wspólnych znajomych, po którym moja bajka prysła, a ja uświadomiłam sobie, jaki jest on dla mnie ważny. Wtedy i może nadal jeszcze trochę była ważna dla niego jego była dziewczyna, dlatego, jak to później sam stwierdził, "uciekł" i zostawił mnie bez słowa wyjaśnienia - pisząc, że on nie jest gotowy na coś więcej i że ja zasługuję na kogoś lepszego niż on - te słowa dobiły mnie jeszcze bardziej, a ja z bólu chciałam krzyczeć, a najlepiej uciec na koniec świata, nie wyobrażałam sobie, jak mogę dalej żyć bez niego - bez tego jedynego, właściwego i przeznaczonego!

Jego metodą na mnie było milczenie, cisza, nieodpowiadanie na wiadomości. Ja niestety, nieświadoma, że źle robię i targana burzą emocji domagałam się wyjaśnień, niestety bez rezultatów. On jednak nie powiedział "zapomnij, zostaw mnie" tylko "ja potrzebuję trochę czasu", "nie naciskaj" - to dawało mi nadzieję. Nie widzieliśmy się kilka miesięcy i w maju sam się pojawił, twierdząc, że chce pogadać, ale te rozmowy do niczego nie prowadziły - bo powtarzał i w sumie powtarza ciągle to samo - że on jest za głupi dla mnie (bo ja mam mgr-a, a on podstawówkę), że nie będzie ze mną, bo ja bym pewnie na spacery chciała chodzić itd. Tłumaczył mi, że nie można z nikim być na siłę, jak się nic nie czuje, bo tak się nie da, że on kocha nadal tę byłą i że teraz woli znajomości bez zobowiązań.

Nasze relacje powoli zaczęły się odbudowywać, on kilka razy przyjechał, nawet umówiliśmy się za 2 tyg., kiedy on tydzień przed tym, wiedząc, że mam zaplanowany wyjazd, napisał, że jak nie jadę, to niech przyjeżdżam do niego (jak potem stwierdził - chciał nam dać szansę wtedy - niestety nie domyśliłam się intencji, a wyjazd był umówiony i nie mogłam tego zmienić, choć gdybym wiedziała, co mu w głowie siedzi to bez zastanowienia bym pojechała) - no i tu życie zrobiło mi na złość, choć ja tłumaczę, że tak miało być. Kiedy za 2 tyg. chciałam go zabrać na wesele - pomyślałam, że to dobra szansa, aby zacząć coś od nowa - wtedy mieliśmy długą rozmowę przez tel., on stwierdził, że zaciął się na mnie, że nic nie czuje i że przestraszył się, że może się udać - a wtedy znów może zostać zraniony - jak się zaangażuje.

Wtedy wydało się, że poznał kogoś i że wobec tej nowej dziewczyny nie chce być nie fair (wg mnie mógł) - no i nie poszliśmy na wesele i zapadła cisza. Ja stwierdziłam, że najwyżej dostanę po tyłku, ale nie odpuszczę, bo go kocham i napisałam do niego kilka listów, aż dostałam smsa "daj mi spokój", wtedy byłam tak zmęczona całą tą sytuacją, że odpisałam "ok - od dziś masz spokój" - i co, po tym smsie następnego dnia wieczorem on przyjechał - chciał rozmawiać - a w tym co mówił tłumaczył się milionem beznadziejnych wymówek, dlaczego nie możemy być razem (że ma obity samochód, że dzieli nas różnica wykształcenia i to że ja mieszkam w mieście, a on na wsi (choć ja już bym mogła się przenieść), że co na to moi rodzice, że te spacery...).

To, że przyjechał dało mi nadzieję - bo wtedy już był z tą nowo poznaną dziewczyną (twierdził, że jej nie kocha i nie wie, czemu z nią jest - a mi mówił, że nie można być z kimś na siłę i bez uczuć - i tego nie rozumiem, czemu mówi mi jedno, robi drugie? Z nią jest, a mnie całuje i przytula, dzień wcześniej pisząc "daj mi spokój"? Dziś wiem, że on na pewno przeszedł poważną depresję związaną z tamtym rozstaniem, że jest rozchwiany emocjonalnie i sam sobie w jednym zdaniu zaprzecza i że nie ma odwagi coś zmienić, bo boi się zranienia, po tym spotkaniu widzieliśmy się jeszcze raz i wtedy on poprosił "nie pisz do mnie, ja się odezwę za jakieś 3 tyg." - postanowiłam, że wytrwam.

Minął miesiąc i zwątpiłam, pomyślałam, że skoro milczy, tzn. że może tylko ja coś sobie uroiłam, że to nieprawda - ta moja cała miłość - i że muszę żyć od nowa, że widać to nie to. Nie powiem, że było mi łatwo, wręcz przeciwnie - cholernie ciężko, bo on codziennie i nawet dziś jest w moich myślach i sercu, bo mimo tylu szarpań wszystko mi mówi, że to jest to. Po 3 miesiącach ciszy dostałam smsa - "co tam u mnie i jak sobie życie układam i że on chciał już dawno napisać tylko się zebrać nie mógł i że chciałby się spotkać i prosi o cierpliwość" - i jak tu nie robić sobie nadziei, że może jeszcze wszystko nie stracone - po tym smsie sam się odzywał co tydzień, dwa i pytał, czy się spotkamy - tylko jak on mógł, to mnie nie było, a jak ja byłam, to jego nie było i tak minął rok, kolejne święta i sylwester - nawet dostałam życzenia i chciał przyjechać, ale ja źle się czułam, a tydzień po miałam wesele i też nie mogłam.

Wtedy stwierdziłam - jak będzie chciał, to się odezwie, ja nie wiedziałam, czy ma dziewczynę, czy jest sam i w ogóle co u niego. Po 3 tyg. ciszy dostałam smsa - "że pewnie się zakochałam i mam kogoś bliskiego i że on był tylko epizodem" - tą wiadomością rozwalił mnie znów psychicznie - odpisałam, że on jest głupi, bo ja ciągle go kocham i że chyba on chce, abym była w jego życiu epizodem. Po tych wiadomościach rozmawialiśmy - pierwszy raz od pół roku, a następnego dnia się widzieliśmy - jak mogłam przypuszczać, nadal miał dziewczynę, choć twierdził i nadal twierdzi, że jej nie kocha, że nie jest szczęśliwy i że nie wie, czy będzie ze mną czy z nią. Wtedy chciał się ze mną kochać (przy ciągłym twierdzeniu, że nic nie czuje do mnie, ale stwierdzeniu, że może to być szansa dla nas - jak można sobie dać szansę, jak się człowiek nie widzi ze sobą - to jak można spróbować, jak można coś poczuć na odległość?

Niby był z nią, ale pisał, że ma ochotę się spotkać tylko nie ma czasu, potem miał jak twierdził mętlik w głowie, potem zwaliły mu się na głowę problemy ze zdrowiem i finansowe. Co raz pytałam, co tam słychać, nie pisząc nic o spotkaniu, a on sam opisywał, że chciałby się spotkać, ale nie ma czasu, bo pracuje od rana do nocy, nie pisał nic o dziewczynie, aż po jakimś miesiącu napisał, że w tygodniu nie ma czasu, a ma chęci na spotkanie, a weekendy spędza z dziewczyną. Po 4 miesiącach się widzieliśmy - znów chciał mnie całować, kochać się, a nie chciał rozmawiać - łatwo mu mówić mi o swojej byłej i obecnej dziewczynie - co do nich czuje, a co nie, łatwo mu gadać o bzdurach, a jak tylko chcę porozmawiać o nim i o mnie to milczy, zmienia temat.

Powtarza ciągle te same wymówki - że ja bym pewnie na spacer chciała chodzić, że on nic do mnie nie czuje, że jestem tylko koleżanką i że nie chce się we mnie zakochać, bo nawet nie wiem, jaki on jest wtedy zazdrosny i że spokoju by mi nie dał - nie chce - czyli dla mnie może. Powiedział mi, że nie zaufa już żadnej kobiecie, że nie wierzy w miłość, że nie kocha tej, z którą jest, że nie jest szczęśliwy, ale jest zaspokojony fizycznie i że miłość przyjdzie z czasem, a nawet jakby zerwał z nią, to niech nie myślę, że do mnie przybiegnie i że wtedy rok temu, jakbym przyjechała, co miałam ten wyjazd, to pewnie dziś już bylibyśmy szczęśliwi - strasznie takie słowa ranią, bo ma się świadomość, że coś jednak jest, że przecież jakby nie chciał to by nie przyjechał, unikałby kontaktu.

Tylko co z tego, jak widzimy się co kilka miesięcy jak dobrze pójdzie, bo on niby chce i ma ochotę się spotkać, ale mu to nie wychodzi - bo uparcie trwa przy tej, której nie kocha - i jej chce dać szansę, a ze mną boi się być - ja tłumaczę sobie, że boi się zaangażować, bo boi się zranienia, bólu, boi się coś poczuć, bo boi się cierpieć, a ja w tym wszystkim jestem bezsilna - bo co bym nie robiła, to jest źle - jak piszę - to za dużo, jak nie piszę - to wychodzi, że mi nie zależy, jak mówię, że kocham, to on mówi - ja też się tak zachowywałem lub jego była tak się zachowywała - ciągle jestem do niej lub do niego porównywana, choć tłumaczyłam mu wiele razy, że ja to ja - jestem inna i go nie zranię, nie zostawię, bo go kocham, bo jest dla mnie ważny!

Od naszego ostatniego (2 w tym roku) spotkania minęło 1,5 miesiąca - w tym on z powodu tej swojej depresji po rozstaniu i innych zmartwień wylądował w szpitalu, o czym dowiedziałam się przypadkiem od jego przyjaciela, który myślał, że wiem, a ja myślałam, że padnę, jak się dowiedziałam - normalnie to bym pojechała do szpitala, a tak w tej głupiej i chorej sytuacji znów sms - odpisał, że takie tam małe problemy zdrowotne i dlatego milczał, po tym jeszcze sam z siebie napisał 2 razy, czy jestem u siebie na działce, ale mnie wtedy nie było i tak do dziś milczenie trwa, a sytuacja powtarza się w kółko - milczenie, potem przebłyski normalności, jakaś nadzieja na bycie razem i znów mówienie - układaj sobie życie, znajdź sobie kogoś innego.

Tylko po co, jak ja jego kocham, tylko jestem w tej miłości bezradna - bo ja go nie zmuszę do tego, aby był ze mną, a żadne moje działanie nie działa,więc postanowiłam, że nie będę się narzucać - jak ma być, to będzie, jak będzie chciał to się odezwie, no i czas pokaże, co nam pisane. Choć cholernie trudno jest żyć w takiej sytuacji, bo nie chce się nic, nawet uśmiechać:(((( nie wiem co robić (nie chcę kończyć tego, bo nie chcę go stracić), ale jest strasznie trudno żyć ze świadomością, że jest ktoś, kogo kochasz ponad życie, tak że każda cząstka ciebie mówi Ci, że to jest to, że czuje się, kiedy jest u niego źle, że coś się stało itd., a ten ktoś mówi ci, że nie chce się w tobie zakochać - choćby mógł - i woli być z kimś kogo nie kocha, a z którym jedynie uprawia sex, no i jest pewnie z przyzwyczajenia.

Straszne jest to, że bratnie serca i dusze nie mogą być razem, bo ciągle się mijają! A on wcale nie chce urywać tej znajomości i tylko po co mnie zwodzi co raz i burzy mój jako taki spokój psychiczny? Już kilka razy mówiłam sobie - dobra, koniec tego! Może widocznie trzeba odpuścić! I co się działo zaraz - on się odzywał lub działo się coś złego, że ja nie mogłam inaczej - tylko się odezwać - i dla mnie to życie dawało mi znak, że warto walczyć i czekać, i nie odpuszczać. Więc może ludzie mnie wyśmiewają, ale ja nadal wierzę (mimo cierpienia i zranienia), mam nadzieję i walczę, ale poprzez czekanie, bo nie wyobrażam sobie inaczej życia, pokochać kogoś innego. Niestety wiem, że powinnam nabrać do tego dystansu - bo inaczej zwariuję - tylko nie wiem jak, bo myśli i uczucia są silniejsze niż rozum!

To co powyżej w stanie bezmocy i bezsilności umieściłam w komentarzu w jednym z zadanych pytań, lecz stwierdziłam, że może powinnam sama zadać pytanie, bo może jakieś słowo fachowca okaże się pomocne na tę bezmoc i bezsilność, na tę ciągłą zmianę sytuacji i zaprzeczanie sobie w jednym zdaniu!!! Po tym co napisałam powyżej kilka dni temu, po 3 tyg. ciszy tym razem i z mojej strony on w pt zadzwonił i chciał się spotkać! Widzieliśmy się i pierwsze co, to on zaczął mówić o tym, że ja milczę i że czemu ?... powiedział, żebym pisała do niego, żebym dzwoniła i zadzwoniła w poniedziałek (nie wiem czemu w poniedziałek ) i aby tylko nie wieczorem, bo wtedy to on może być ze swoją dziewczyną i co jej wtedy powie (więc nie wiem, po co mam niby pisać i dzwonić ???skoro "ma" dziewczynę)????

Dalej mówił mi o tym, że chce się ze mną kochać (a przecież jest zaspokojony fizycznie i jak mówi, nie chodzi mu o sex - bo jakby chodziło, to np. nie rozmawiałby ze mną tylko działał) - choć jak zapytałam się czemu przyjechał, to powiedział, że przyjechał zapytać się co słychać. Powiedział, że nie ma czasu poukładać sobie swoich myśli i że może jak miną 2 lata od rozstania to w nim wreszcie coś się zmieni (a miną w listopadzie). Zapytałam się, co ja robię w jego życiu - odpowiedział, że "mieszam", a ja mam wrażenie, że jest odwrotnie, bo to on ciągle mówi raz jedno, raz drugie - najpierw prawie krzyczy - zostaw mnie, a za jakiś czas odzywa się i pyta, czemu ja się nie odzywam - tj. mnie sprawdzał, czy mi nadal zależy albo bał się, że już go skreśliłam...

Jak jesteśmy razem (choć niestety to rzadko się zdarza) i rozmawiamy lub jak ja staram się wyciągnąć coś z niego odnośnie całej tej sytuacji, to czasem mam takie wrażenie, że chciałby, abyśmy coś razem robili (sam ostatnio palnął, że może do kina pójdziemy, kiedyś wcześniej, że może w niedzielę się zobaczymy i pójdziemy nad rzekę) - w pt. zapytałam się, czy nie pójdzie ze mną na wesele, usłyszałam odpowiedź - ale to się nie uda, bo co ja jej powiem - przecież mam dziewczynę. Czasem mam wrażenie, że ta "dziewczyna" to dobra wymówka na wszystko - tzn. aby się nie zaangażować broń Boże, aby nic nie poczuć i aby potem nie cierpieć (zresztą powtarza mi, że on nigdy nie będzie już z nikim z miłości - tj. miałoby mnie to odstraszyć) - dodam, że on jest bardzo wrażliwym człowiekiem, tylko tę wrażliwość skutecznie ukrywa!

Mnie boli ta sytuacja, bo nigdy przenigdy nie chciałabym być na miejscu tej jego dziewczyny, która jest niczego nieświadoma - bo jak on twierdzi, ona mu we wszystko wierzy, co by nie powiedział. Boli mnie ta sytuacja, bo ja go kocham, choć pewnie za takie zachowanie nie powinnam - ale miłość po prostu się pojawia i nie ma się na to wpływu, boli mnie ta sytuacja, bo jak próbuję sobie z nią poradzić, jak walczę z tą ciszą, to on ją przerywa - niezmuszony do niczego (tylko po co? aby powiedzieć mi, że nie będziemy razem? - bo on się boi coś zmienić i woli trwać w tym, w czym tkwi, bo to wydaje się pozornie bezpieczne - i jak mi mówi, nie wierzy w miłość - ale ona przyjdzie z czasem, jak ma przyjść - to jednak wierzy?) Tylko czemu boi się zaryzykować i coś zmienić? - a może ja jestem tylko zabawką - głupią, która go kocha, a on to wykorzystuje? Nie wiem.

Nie wiem, co mam myśleć. On się wypiera, że nic nie czuje, że jestem koleżanką - to po co, skoro ma dziewczynę, całuje tę koleżankę, szuka kontaktu fizycznego, chce się z nią kochać, "martwi się' jak ona przestaje się odzywać? Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć, co robić? Z nadzieją w bezsilności kończę, bo się rozpisałam, że hoho, a co będzie dalej to i tak czas pokaże! Ja w każdym razie wierzę, że nic w życiu nie dzieje się bez powodu i że ta znajomość odnowiona i w dziwny sposób trwająca już dwa lata - i to z jego przypominania się - co raz do czegoś w końcu doprowadzi - są 2 wyjścia.

Tymczasem ja powinnam się zdystansować z czasem - bo są momenty, że wpadam w taką schizę, tj. świat się mi walił - a w sumie nic się takiego nie dzieje, poza tym, że czuję się bezsilna w tej swojej miłości - bo jak się staram, to mu nie pasuje, że dziewczyna tak zabiega o faceta, a jak przestaje się starać, to też jest źle, że milczę. I bądź tu mądrym. Może mądre słowo fachowca będzie pomocne?

Zbyt romantyczna? Nie umiem żyć bez chłopaka, który nie chce ze mną być

Witam. Proszę o pomoc, jest mi bardzo źle. Kocham chłopaka, który nie chce być ze mną, nie chce być w żadnym związku...  Nie jestem pewna czy to prawda, ale nie wnikam w powód, dlaczego nie chce być ze mną....

Witam. Proszę o pomoc, jest mi bardzo źle. Kocham chłopaka, który nie chce być ze mną, nie chce być w żadnym związku...  Nie jestem pewna czy to prawda, ale nie wnikam w powód, dlaczego nie chce być ze mną. Teraz ważniejsze jest dla mnie to, że płaczę przez niego i jest mi źle. Potrafię normalnie funkcjonować i nie mam depresji, bo śmiać się potrafię nadal, ale gdy przychodzi wieczór, płaczę i rozmyślam, piszę do niego wiadomości, na które nie dostaję odpowiedzi, bo ma pewnie ich dość. Myślałam, że jak wywalę z siebie wszystkie uczucia będzie mi lżej, dlatego pisałam do niego.

Nigdy nie znalazłam faceta, z którym tak świetnie się rozumiałam jak z nim, choć mam 24 lata nie byłam w żadnym długotrwałym związku... Boję się, że już nie spotkam nikogo i że ta miłość nie minie. Jestem bardzo romantyczna i wierzę, że to on jest moją drugą połową. Czuję to. A nie umiem żyć z myślą, że pewnie skończę z kimś, kto da mi tylko stabilizację, bo przecież taka miłość już się nie powtórzy. Teraz już nie chcę małżeństwa ani rodziny, to straciło dla mnie sens.

Czy można wyleczyć miłość, która niszczy?

Mam 21 lat, pracuję jako doradca. Czuję, że nie jestem doceniana. Szef parę razy obiecywał mi awans, żeby potem wytykać mi moje błędy. Tylko że ja nie czuję, że popełniłam jakieś błędy, nie podpadłam, bo byłam leniwa. Mam kłopoty z...

Mam 21 lat, pracuję jako doradca. Czuję, że nie jestem doceniana. Szef parę razy obiecywał mi awans, żeby potem wytykać mi moje błędy. Tylko że ja nie czuję, że popełniłam jakieś błędy, nie podpadłam, bo byłam leniwa. Mam kłopoty z zasypianiem, jak byłam młodsza to po zerwaniu z pierwszym chłopakiem zdarzało mi się samookaleczać. Od roku leczę moje serce z kolejnej nieszczęśliwej miłości. Nie potrafię się zaangażować w związki, ponieważ ciąglę myślę o poprzednim chłopaku, który był spełnieniem moich marzeń.

Zaczęłam traktować seks bardzo przedmiotowo, to nie jest już doznanie emocjonalne tylko zimne, bez uczuć ... No chyba że z wyrzutami sumienia, że nie mogę wymienić partnera na tego, którego kocham. Moją głowę ogarnia przygnębienie, że nie jestem taką dziewczyną jak kiedyś. Nauczyłam się ranić bliskich bez wyrzutów sumienia, raniłam byłego partnera tak, jak kiedyś raniono mnie. Chciałabym uleczyć się ze smutku, odzyskać radość.

Co robić, by on mnie kochał ; (

Witam. Może to portal dla dorosłych, nie wiem, ale mam problem. Mam 14 lat, za 4 dni 15, ale to nie o to chodzi. Rok temu na urodzinach u kumpla poznałam fajnego chłopaka. Dużo się widywałam z nim i moją...

Witam. Może to portal dla dorosłych, nie wiem, ale mam problem. Mam 14 lat, za 4 dni 15, ale to nie o to chodzi. Rok temu na urodzinach u kumpla poznałam fajnego chłopaka. Dużo się widywałam z nim i moją paczką, było fajnie, normalnie, zawsze gadaliśmy na żywo i na GG, zawsze normalnie, ale po jakimś czasie zrozumiałam, że to ten, na którego czekałam, cały czas o nim myślałam, potrafiliśmy przepisać smsami całą noc, inaczej już rozmawialiśmy, zazwyczaj graliśmy w taką grę na pytania... Zadawaliśmy sobie dużo pytań, żeby się poznać lepiej i nagle weszliśmy w takie bardziej pytania dojrzalsze i w ogóle...

Ja miałam do niego bardzo dużo pytań, bo chciałam być z nim i jakoś mu to powiedzieć. I zadawalam mu takie pytania jak "podobam ci się”, "czy wyobrażasz nas sobie kiedyś razem”, "miałeś kiedyś ochotę mnie przytulić, pocałować i potrzymać za rękę"... itp. On zawsze mówił tak. Ucieszyło mnie to, i pewnego dnia chciał się ze mną spotkać, bo chciał mi coś powiedzieć, umówiliśmy się na spacer, ale ja jestem osobą bardzo nieśmiałą i odpadam zawsze przy nim. Więc mu powiedziałam, że mam karę od mamy, bo za długo dzień wcześniej przesiedzieliśmy, zasmuciło go to… Zresztą mi też nie było łatwo...

Następnego dnia dowiedziałam się od psiapsióły, która wymuszała od niego każdą informację, że on chciał mnie się spytać o chodzenie, i potem normalnie już się spotykaliśmy, ale pewnego zimnego dnia usiedliśmy z paczką na ławce, przez to, że ja mam psa, a moi rodzice mieli zmianę na noc, musiałam iść już o 19 do domu, pożegnałam się i poszłam. Potem wchodzę o 22 na GG i się dowiaduję, że właśnie on trzymał moją psiapsiółę drugą za rękę, bo jej zimno było i ją odprowadzał do domu, a mnie nigdy nie odprowadził ;(

Zaczęłam ryczeć, nie wiedziałam, co się dzieje, byłam wściekła, zła i oburzona. Na następny dzień zrobiłam mu taką awanturę o to, wkurzył się i powiedział, że mnie bardzo kochał, ale już mu minęło przez to, że zrobiłam mu taką awanturę o gówno, teraz się tym dręczę cały czas, mija już 7 miesięcy, a ja nadal go kocham i chcę z nim być, ale nie wiem jak mu to powiedzieć, błagam, pomóżcie mi: (

odpowiada 3 ekspertów:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Mgr Magdalena Hanna Nagrodzka
Mgr Magdalena Hanna Nagrodzka
mgr Magdalena Rachubińska
mgr Magdalena Rachubińska

Nie mogę się z tym pogodzić!!!

Witam. Mój problem jest jak większości osób na tym portalu, a mianowicie zawód miłosny... poznałem pół roku temu w bardzo dziwny sposób kobietę, a mianowicie chodzi o internet. Zaczęliśmy ze sobą dużo pisać, następnie rozmawiać, okazało się, że jest...

Witam. Mój problem jest jak większości osób na tym portalu, a mianowicie zawód miłosny... poznałem pół roku temu w bardzo dziwny sposób kobietę, a mianowicie chodzi o internet. Zaczęliśmy ze sobą dużo pisać, następnie rozmawiać, okazało się, że jest ona kobietą żyjacą dwa lata w seperacji z mężem starszym o bodajże 14 lat i mają ze sobą pięcioletnią córkę. Stwierdziliśmy, że wypadałoby się spotkać, dzieliło nas wiele kilometrów, a dokładnie 423, więc ustaliliśmy, że spotkamy się gdzieś w połowie drogi. I tak się stało, ja dotarłem na miejsce pierwszy do wcześniej zarezerwowanego hotelu. Po krótkim czasie do pokoju weszła mała M z dużą walizą... od razu się zakochałem. Spędziliśmy ze sobą bardzo miły weekend i przyszedł czas na rozjazd... polały się łzy z obu stron.

Od tamtej pory wisieliśmy codziennie na telefonie lub Skypie i po niedługim czasie kolejne spotkanie... kolejne piękne chwile i zaczęło się wszystko pięknie układać. Ona powiedziała, że się spakuje i przyjedzie, bo wydawało nam się, że u mnie będzie nam łatwiej żyć, tym bardziej że tam matka nie dawała jej spokoju, jak oznajmiła jej, że się rozwodzi. Twierdziła, że ma się walić świat, a ona ma w tym związku tkwić, bo tam jest dziecko, na mnie wieszała zarzuty, że mogę być jakimś pedofilem z internetu itd. My jednak postanowiliśmy być razem i zaczniemy budować nowe życie, a czułem wielką potrzebę założenia rodziny i normalnego funkcjonowania...

Widziałem w jej oczach szczęście na każdym kolejnym spotkaniu... dużo w tym czasie myślałem, czy to na pewno ona, czy damy sobie radę, czy mała mnie zaakceptuje i wiele by jeszcze wymieniać... Przyszedł czas na spotkanie z córką, czego M się obawiała i twierdziła, że gdyby nie miała pewności co do mnie, to by jej nie zabrała na spotkanie ze mną. Co się okazało, mała mnie zaakceptowała, matka jej przycichła, rozmawialiśmy o tym bardzo dużo i razem się motywowaliśmy, że będzie dobrze i się wszystko poukłada. Po trzech miesiącach ona stwierdziła, że jednak nie wyjedzie, bo jest jeszcze mała córka, która ma tam ojca i nie potrafi jej go zabrać... zaczęliśmy dalej wszystko analizować, jak wybrnąć z tej sytuacji.

Doszedłem do wniosku, że to ja wyjadę tam do niej... ona była przeszczęśliwa, że przyjadę i kolejne rozmowy i plany, takie jak np. dziecko w przyszłym roku, dom itd., wszystko ładnie pięknie, ja szczęśliwy, że mam w końcu kobietę, o jakiej marzyłem, ona - że ma mnie, i przyszedł czas urlopu. Wyjechałem do niej na dwa tygodnie i z początku było wszystko dobrze... po tygodniu doszło do rozmowy, podczas której powiedziałem, nawet tak nie myśląc, że mamy dwa różne światy i do siebie nie pasujemy itd. To była moja głupota, bo ona od tego czasu zaczęła myśleć i widziałem, że już jest coś nie tak, doszła do wniosku, że muszę jej dać trochę czasu i wtedy się rozkleiłem i w nerwach zrobiłem wiele głupot, jak np. zabieranie rzeczy z mieszkania itd., i wyjechałem.

Prosiłem ją, żeby sobie wszystko dobrze przemyślała i podjęła dobrą decyzję i dała nam szansę spróbować razem pożyć. Nie spodziewałem się tak szybkiej decyzji i tak drastycznej jak rozstanie... po tym wszystkim co przeżyliśmy, co przeszliśmy ona podjęła taką decyzję, do końca mówiąc, że kocha, ale nie może być ze mną... nie potrafiłem tego zrozumieć, jak parę dni i parę słów mogło to wszystko, co nas łączyło przekreślić... nie dopuszczałem tego do myśli, zacząłem dzwonić, prosić, żeby dała nam szansę, ona stanowczo nie... a mi się wtedy zawalił świat, gdzie wszystko szło w dobrym kierunku, nasze plany, wspieranie się, piękne słowa, wspieranie się wzajemne...

Przez to wszystko straciłem chęć do wszystkiego. Wiem, że do mnie już nie wróci, a ja nie widzę bez niej życia, była dla mnie wszystkim co miałem. Dwa tygodnie topiłem żale w alkoholu, nic nie jadłem, nie chce mi się pracować, zawalam swoją firmę przez to, że wszystko postawiłem na jedną kartę, potraciłem kolegów, nie chce mi się żyć, bo wiem, że sam rozwaliłem swoje marzenia, pragnienia, starania. Czy jest jakiś lek na głupotę ludzką??? Nie wiem po co w ogóle tu piszę, ale po prostu nie chce mi się żyć, przestałem w cokolwiek wierzyć...

odpowiada 1 ekspert:
Dr n. med. Anna Zofia Antosik
Dr n. med. Anna Zofia Antosik

Spadek samooceny po rozstaniu

Ostatnio przeżyłam coś bardzo przykrego. 6 miesięcy wierzyłam w kłamstwo, które dawało mi nadzieję, czekałam na faceta, który nie powiedział mi prawdy wprost, żebym dała mu spokój. Twierdził cały czas, że nie jest gotowy na związek. Dziś dowiedziałam...

Ostatnio przeżyłam coś bardzo przykrego. 6 miesięcy wierzyłam w kłamstwo, które dawało mi nadzieję, czekałam na faceta, który nie powiedział mi prawdy wprost, żebym dała mu spokój. Twierdził cały czas, że nie jest gotowy na związek. Dziś dowiedziałam się, że ma dziewczynę. Wierzyłam mu i myślałam, że nie chodzi o mnie, tylko o to, że nie jest gotowy. Automatycznie spadła mi moja samoocena - czuję, że czegoś mi brakuje, skoro mnie nie wybrał, tylko jakąś biuściastą Angielkę. :(

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Proszę o jakiś drogowskaz

Mam 25 lat, kocham mężczyznę, który nie chce się z nikim wiązać. Jesteśmy we wspaniałych, bliskich relacjach. Ostatnio jednak on stroni od kontaktu ze mną, twierdząc, że to ułatwi mi sprawę - pozwoli wygasić uczucie. Ostatnio powiedziałam mu, że skoro...

Mam 25 lat, kocham mężczyznę, który nie chce się z nikim wiązać. Jesteśmy we wspaniałych, bliskich relacjach. Ostatnio jednak on stroni od kontaktu ze mną, twierdząc, że to ułatwi mi sprawę - pozwoli wygasić uczucie. Ostatnio powiedziałam mu, że skoro ograniczył nasz kontakt, to może powinniśmy całkowicie zerwać kontakt ze sobą. I tak faktycznie się stało. Nie odzywamy się do siebie już kilka tygodni. Mi jest niesamowicie ciężko, tęsknię za nim:( Ale wiem, że spotkania z nim i jakikolwiek kontakt tylko umocni moje uczucie. Nie wiem co powinnam w tej sytuacji zrobić, walczę ze sobą wewnętrznie. Próbuję umawiać się na randki, wychodzić do ludzi, ale to nic nie daje. Jest mi po prostu źle, że nie mogę z nim być, ponieważ bardzo go kocham.

Jak się zachować, gdy zobaczę byłego z nową dziewczyną?

Może się to wydać śmieszne pytanie. Mój były ma kogoś... ja nadal Go kocham, ale pogodziłam się z tym, że nie jesteśmy już razem... jednak wiem, że nieuniknione jest to, że w końcu zobaczę Go ze swoją nową miłością......

Może się to wydać śmieszne pytanie. Mój były ma kogoś... ja nadal Go kocham, ale pogodziłam się z tym, że nie jesteśmy już razem... jednak wiem, że nieuniknione jest to, że w końcu zobaczę Go ze swoją nową miłością... i strasznie się tego boję... jak się zachować? Boję się, że się rozkleję... i znów będę musiała się zbierać parę dni, nim dojdę do siebie...

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Nietrafiona znajomość - jak sobie z tym poradzić...

Więc może zacznę od początku. Poznałam chłopaka ze szkoły, pisaliśmy ze sobą długi czas, potem byliśmy ze sobą, ale przez koleżankę wszystko się rozpadło. On dalej chciał być razem, ja chciałam trochę poczekać, bo związek opierał się głównie na pisaniu...

Więc może zacznę od początku. Poznałam chłopaka ze szkoły, pisaliśmy ze sobą długi czas, potem byliśmy ze sobą, ale przez koleżankę wszystko się rozpadło. On dalej chciał być razem, ja chciałam trochę poczekać, bo związek opierał się głównie na pisaniu sms-ów, mimo że chodziliśmy do tej samej szkoły, nie spotykaliśmy się na przerwach ani po szkole. Przez 7 miesięcy pisaliśmy ze sobą jako przyjaciele, cały czas robił mi nadzieję. Pod koniec maja znalazł sobie dziewczynę, ale twierdził, że jeśli się im nie uda, to mamy cały czas szansę być razem, robił mi nadzieję, pisząc cały czas do mnie. Kiedy chciałam zerwać kontakt, powiedział, że wtedy zobaczę jak 'upada', więc cały czas pisałam z nim.

On zerwał z tą dziewczyną, pisaliśmy, myślałam, że będzie dobrze, tylko on po 4 dniach znalazł sobie inną, totalnie mnie olewając, zostawiając z tym wszystkim samą. Cały czas do mnie pisze, daje opisy do tej dziewczyny na komunikatorze, choć wie, że mnie to rani i za każdym razem przez niego płaczę. Ja codziennie chodzę przygnębiona, smutna, nie mam na nic siły, prawie w ogóle nie jem i coraz częściej myślę o samobójstwie. Nie umiem sobie z tym poradzić. Nie wiem czy to jest depresja... Ostanio mój kuzyn popełnił samobójstwo, a ja widzę coraz większy sens w tym, co on zrobił. Nie wiem jak sobie z tym poradzić?

odpowiada 1 ekspert:
Dr n. med. Anna Zofia Antosik
Dr n. med. Anna Zofia Antosik

Jak poradzić sobie, gdy opuściła nas miłość?

Jak poradzić sobie z tym, że opuściła nas pierwsza wielka miłość? Jak wytłumaczyć sobie to zrządzenie losu...? Minęło sporo czasu... On "zauracza" się innymi, może nawet w końcu pokocha. Jak sobie poradzić z tym, że już nie kocha mnie,...

Jak poradzić sobie z tym, że opuściła nas pierwsza wielka miłość? Jak wytłumaczyć sobie to zrządzenie losu...? Minęło sporo czasu... On "zauracza" się innymi, może nawet w końcu pokocha. Jak sobie poradzić z tym, że już nie kocha mnie, jak poradzić sobie z bolącą zazdrością, że może mieć w sercu inną..?

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Tęsknię za pierwszą miłością. Czy powinnam udać się do psychiatry?

Mam 21 lat, jestem studentką. Od około dwóch lat, dokładnie od momentu kiedy rozeszłam się z moją pierwszą miłością (bardziej wytworzyła się między nami taka więź duchowa), zauważyłam u siebie ogromne zmiany w zachowaniu. Miałam nadzieję, że mi to przejdzie,...

Mam 21 lat, jestem studentką. Od około dwóch lat, dokładnie od momentu kiedy rozeszłam się z moją pierwszą miłością (bardziej wytworzyła się między nami taka więź duchowa), zauważyłam u siebie ogromne zmiany w zachowaniu. Miałam nadzieję, że mi to przejdzie, w końcu to nie był mój pierwszy chłopak, nigdy też nie miałam kłopotu z nawiązywaniem kontaktów ani nie miałam kompleksów: dobrze się uczę, myślę, że jestem atrakcyjna (nie chcę tu się teraz chwalić). Jestem aktualnie w nowym związku, który trwa 1,5 roku, a mój partner jest cudowny. Jednak ja na wszystko się denerwuję, nie potrafię się cieszyć tym, co mnie spotyka, od innych ludzi się wyizolowałam, zamknęłam się w sobie.

Ciągle zadręczam się jakimiś dziwnymi myślami :( "że nie potrafię nawiązywać kontaktów", "że zamknęłam się w sobie", "po co mi inni, jak i tak chcą mnie tylko wykorzystać". Ciągle wracam pamięcią do mojej pierwszej miłości, o której wcześniej wspomniałam. Zawsze słuchaliśmy punk rocka, więc przesiaduję przed kompem godz. i słucham punk, szukam słów piosenek, które będą do nas pasować, patrzę na jego opisy, zresztą on robi to samo. Kiedyś byłam pewna siebie, teraz prawie w ogóle, na zajęciach się nawet nie wypowiem, bo boję się, że się przejęzyczę, że zostane wyśmiana, choć każdą prezentację zaliczam na 5. Wolę być tak na uboczu, choć mnie to bardzo męczy.

Kiedyś kochałam tańczyć na dyskotekach, teraz mnie to drażni, w ogóle wszystko mnie drażni, nawet ludzie, którzy chcą dla mnie dobrze:( denerwuję się o byle pierdołę, a kiedyś zawsze sie śmiałam, cieszyłam się życiem, chciałabym, żeby ta radość życia wróciła. Teraz wydaje mi się, że wszystko jest bez sensu, a w gruncie rzeczy tylko ja potrafię siebie zrozumieć. Siedzę w pokoju i płaczę, zastanawiam się, co inni o mnie pomyślą, przejmuję się wszystkim. Nie wiem czy mam już taki wredny charakter, czy faktycznie coś jest ze mną nie tak?

Chciałabym wiedzieć tylko, czy powinnam udać się do psychiatry? Nie wiem, może jestem uzależniona od myślenia o moim byłym? Uzależniona od słuchania punk rocka? I może dlatego wszystko inne wydaje się głupie, złe, niepotrzebne tak samo jak ja. Kiedyś sama starałam się pomagać innym, jak mieli problemy, interesowałam się psychologią, a teraz ??? Jestem całkiem innym człowiekiem, pełnym lęków i bezradności, zamknięta w swoim pokoiku ze swoimi myślami i piosenkami. Trochę się rozpisałam :) (ten uśmiech stąd, że poczułam się już lepiej, jak odważyłam się o tym napisać). Dziękuję.

Jest mi źle

Zakochałam się nieszczęśliwie, cierpiałam, a potem wszystko się posypało, straciłam pracę, moja siostra zachorowała ciężko, a ja, szukając pocieszenia, o mały włos nie zaszłam w ciążę z chłopakiem, którego nie kocham. Na wszelki wypadek zgłosiłam się do lekarza po pigułkę...

Zakochałam się nieszczęśliwie, cierpiałam, a potem wszystko się posypało, straciłam pracę, moja siostra zachorowała ciężko, a ja, szukając pocieszenia, o mały włos nie zaszłam w ciążę z chłopakiem, którego nie kocham. Na wszelki wypadek zgłosiłam się do lekarza po pigułkę wczesnoporonną. Mam wyrzuty sumienia, jest mi źle, bo w moim systemie wartości to niemoralne. Nadal jestem zakochana nieszczęśliwie i na dodatek nie mam pracy. Mam tyle tego na głowie, że odechciało mi się dbać o siebie, straciłam poczucie wartości. Co mam zrobić?

Czy jestem nienormalna, kochając wciąż byłego, który jest już w nowym związku?

Witam. Jestem młodą kobietą, mam 22 lata i zero woli życia. Nic mnie nie cieszy. Zacznę od początku. Z moim byłym rozstałam się w sierpniu ubiegłego roku, jednak wciąż nas coś ciągnęło do siebie, więc spotykaliśmy się bez zobowiązań, a...

Witam. Jestem młodą kobietą, mam 22 lata i zero woli życia. Nic mnie nie cieszy. Zacznę od początku. Z moim byłym rozstałam się w sierpniu ubiegłego roku, jednak wciąż nas coś ciągnęło do siebie, więc spotykaliśmy się bez zobowiązań, a nasze spotkania często miały finał w łóżku. Na skutek kłótni nastąpiła przerwa, która trwała całą zimę. Myślałam, że zapomniałam... jednak nie. Wiosną On odezwał się i zaproponował spotkanie, na którym pocałował mnie. Wszystko do mnie wróciło. Na powrót stałam się małą dziewczynką zależną od niego.

Znowu zaczęliśmy się spotykać, po kryjomu, przed całym światem. Oboje mamy trudne charaktery, toteż często kłóciliśmy się, a godziliśmy się dość szybko. On jest bardzo humorzasty (ma 23 lata) i ma nie w pełni ukształtowaną psychikę, liczy się nadmiernie ze zdaniem kolegów. Przeżyliśmy piękne chwile, mimo cichych dni. W lipcu tego roku powiedzieliśmy sobie jednak do widzenia. Zerwaliśmy kontakt. Po 2 tygodniach zobaczyłam go z inną dziewczyną, do tego młodszą - 18-latką, do tego ładną (pod tym względem przewyższa mnie).

Myślałam, że pęknie mi serce. Dalej pęka. Jestem chorobliwie zazdrosna. Tęsknię. Wciąż myślę, w każdej wolnej chwili wspominam jego wygląd, głos i wspólne chwile. Ja go dalej kocham. Nie umiem żyć bez niego. On nie chce mieć ze mną kontaktu. Jest wpatrzony w nową dziewczynę. Z pewnością nie zdaje sobie sprawy z moich uczuć. Staram się zachować pozory - normalnie żyć, wychodzić do ludzi... jednak coraz trudniej przychodzi mi ukrywanie mojego załamania, tęsknoty. Mam bliskich, ale odnoszę wrażenie, że nie rozumieją, ewentualnie patrzą na mnie z litością.

Wiem, nie jestem jedyna, która została wymieniona na przysłowiowy młodszy model, ale czemu to tak boli? Oddałabym wszystko za choć jedno jego spojrzenie. Dodam, że nie widujemy się praktycznie, ale wciąż wszystko jest żywe i boli... ja duszę wszystko w sobie. Noce raczej upływają mi na płaczu i rozpamiętywaniu, mam kłopoty z koncentracją. Nie wyobrażam sobie życia z innym mężczyzną. Każdego przyrównuję do niego. Wiem, że pewnie zostanę starą panną. Już dłużej tak nie mogę:( proszę o pomoc.

Patronaty