Czuję się osamotniona - jak sobie radzić?

Witam, Zacznę od tego, że nie wiem co dalej ma być z moim życiem. Mam 22 lata, jestem kobietą, studiuję zaocznie i nic ponadto. Moim życiem są białe ściany domu, w którym sama się zamknęłam, przełykając wielki, metalowy klucz, prawie dławiąc się. Odkąd skończyłam liceum poszłam do pracy na pełen etat, co było wynikiem związku z dużo starszym partnerem i chęci włączenia się w finanse domowe. Jestem z nim nadal, ale już nie pracuję. Bo nie chcę, bo po co. On zarabia wystarczająco dużo, aby nas utrzymać na odpowiednim poziomie. Skupiłam się na studiach, ale mam wrażenie, że zbyt mocno. Otrzymałam wysokie stypendium, które nakręciło mnie jeszcze bardziej. Uczę się kilkanaście godzin dziennie. A potem sprzątam. Układam książki według kolorów ich okładek, układam kosmetyki według pojemności ich opakowań. Wpadam w panikę, gdy godziny mijają, a ja nadal nie ugotowałam obiadu. Trzęsą mi się dłonie. Czy to ma sens? Jednak najgorszym problemem, oprócz zbierania niewidzialnych pyłków ze stołu, jest mój wygląd. Przez ostatnie kilka miesięcy bardzo dużo schudłam. Wystają mi kości, które dziurawią wręcz ubrania. Jest to wynik kuracji, jaką zastosował mi lekarz, ale jest to wynik, którego zawsze pożądałam. Bo nigdy nie lubiłam swojego ciała. Jednak teraz jest naprawdę źle. Zemdlałam, uszkadzają sobie czaszkę. A potem kilka dni pulsowały w mojej głowie jęki innych pacjentów, gdy leżałam w szpitalu. Zostałam zmuszona przez rodzinę do wizyty u psychologa. Poszłam. Stwierdziła u mnie anoreksję, brak akceptacji siebie, pedantyzm, dążenie do ideałów. Co ze mną jest źle? Nie chcę chodzić do psychologa. Gdy u niego jestem, myślę tylko o tym, czy wyprać ubrania białe czy kolorowe, liczę w głowie zjedzone kalorie, myślę o tym, czego mam się znowu nauczyć, kiedy wypalę kolejnego papierosa, albo może już w końcu rzucę, czy jak siedzę to moje uda wyglądają grubo, czy rozmazał mi się tusz. A ona pyta: czy często płaczesz? A ja mówię: Proszę powtórzyć pytanie. Odpowiadam: nie. I znowu myślę: przecież płaczę, ja wręcz wyję - oczywiście, gdy nikt nie patrzy, chowam się pod ciężką kołdrą i liczę na to, że przestanę oddychać, ale nie przestaję, bo stopą uchylam rąbek materiału i wpada trochę powietrza. Często kręci mi się w głowie, często mam ochotę zwymiotować wszystkie moje rozterki, często rozpada mi się mózg, bo próbuję nim ogarnąć wszystko. A psycholog: zrób sobie dzień dziecka, ale nie tylko raz w roku. Ale kto wtedy będzie za mnie żył? Nie mam przyjaciół, bo po co mi oni? Wolę moją gorącą czekoladę i książkę. Jestem samotna. Jest jeszcze kilka osób, gdzieś tam, w tle, tworzą scenografię, a ja stoję na tej scenie zwanej życiem i wyję, ale tylko w myślach, bo fizycznie, czując ich wzrok na swoich plecach, jestem sparaliżowana. Nie sypiam wcale. Zasypiam na podłodze. A potem marzną mi policzki. Co począć ze sobą? Kim być? Jak znaleźć siłę, aby zrzucić z siebie kołdrę i krzyczeć?  

KOBIETA, 22 LAT ponad rok temu

Witam,
Pisząc do nas list, przyznajesz się do tego, że z Twoim zachowaniem jest coś nie tak. Widzisz co się dzieje, że Twoje postępowanie nie jest zdrowe, a mimo to jednocześnie nie chcesz się leczyć. Dlaczego?
Jeżeli chodzisz do psychologa i nie jesteś z nim szczera, wręcz jesteś nieobecna, to takie spotkania nie mają sensu. Co nie znaczy, że powinnaś przestać się leczyć. Może nie odpowiada Ci dana osoba, lub nurt w jakim pracuje. Masz prawo szukać innego specjalisty, takiego, który będzie Ci odpowiadał. Decydując się na pomoc psychologiczną (której moim zdaniem potrzebujesz) powinnaś być świadoma tego, że musisz być w pełni otwarta i szczera. Musisz chcieć z nim pracować - inaczej nic nie zadziała.
Jeżeli czujesz, że nie masz siły na pracę psychologiczną udaj się do psychiatry, być może na początek trzeba będzie wprowadzić farmakoterapię.

Serdecznie pozdrawiam,
Magdalena Boniuk

0
redakcja abczdrowie Odpowiedź udzielona automatycznie

Nasi lekarze odpowiedzieli już na kilka podobnych pytań innych użytkowników.
Poniżej znajdziesz do nich odnośniki:

Patronaty