Twój przewodnik po zdrowiu

  1. Opisz swój problem. Pomożemy Ci znaleźć odpowiedź w bazie ponad miliona porad!
  2. Nie ma informacji, których szukasz? Wyślij pytanie do specjalisty.
Rozpocznij
7 6 3 , 6 6 9

odpowiedzi udzielonych przez naszych ekspertów

Rzetelnie + Bezpiecznie + Bezpłatnie

Relacje: Pytania do specjalistów

Problem z mamą: jak mam sobie poradzić w takiej sytuacji?

Witam, mam 23 lata, jestem kobietą, ale problem nie dotyczy bezpośrednio mnie, a mojej 51-letniej mamy - choć obawiam się, że i mnie już dopada ten stan. Moja mama zawsze była trudną osobą, miała ciężkie dzieciństwo z ojcem alkoholikiem i...

Witam, mam 23 lata, jestem kobietą, ale problem nie dotyczy bezpośrednio mnie, a mojej 51-letniej mamy - choć obawiam się, że i mnie już dopada ten stan. Moja mama zawsze była trudną osobą, miała ciężkie dzieciństwo z ojcem alkoholikiem i ciężkie warunki materialne, nie mogła spełnić swoich ambicji i jak czasem rozmawiamy to mówi, że ma żal o to. Mama dużo pracowała, ale od dłuższego czasu pracuje jeszcze dłużej, wychodzi o godzinie 6:30, a wraca po 20, ale to jeszcze mogę zrozumieć. Pracuje w firmie z młodymi ludźmi, bierze udział w tym całym wyścigu szczurów, a najmłodsza już nie jest, od śmierci taty (minęło 5 lat) jest coraz gorzej, ale uważam że to też nie jest przyczyną jej stanu, bo do osoby taty podchodzi chłodno, uważa go za pomyłkę jej życia i za nieudacznika, tak samo było też za jego życia - ubliżała mu i mnie, ale jakoś to było jeszcze do zniesienia, tata mnie bronił i nie pozwalał jej na tak dużo. Krótko o tym co mama robi (można by było niezłą powieść o tym napisać <śmiech przez="" łzy="">) - wyzywa mnie, do wszystkiego się przyczepia, każdy chce jej niepowodzenia, wszyscy spiskują przeciw niej; mania mienia i kupowania po to, żeby mieć - nie daj Boże żeby jej to ruszyć, to ma leżeć w szafce i po prostu być i to jest np. kupno dwóch tych samych rzeczy tylko w dwóch kolorach i to rzeczy nie tanich tylko takich, na które - rzekłabym - nas nie stać, występuje to fazami - raz biżuteria, raz torebki, innym razem kosmetyki, a jeszcze innym ubrania w ilościach hurtowych, niczego też nie lubi wyrzucać, nawet jeśli to jest przeterminowane, jak np. kosmetyki, nawet leki - od śmierci taty minęło 5 lat, a na klatce stoi pudło z jego lekami, bo mogą się przydać; denerwuje się i krzyczy, jeśli ktoś jej coś ruszy czy przestawi i nie chodzi tylko o jej prywatne rzeczy, ale także o przestawiony kubek; widzi wszystko - czy ktoś był w domu czy ktoś jej zaglądał, nie bardzo może ktoś do mnie przychodzić, bo ona sobie nie życzy tego, bo moi znajomi to złodzieje i zajmują mój czas, który powinnam przeznaczyć na naukę i tylko naukę; chciałaby mieć bardzo czysto, z braku czasu jednak tak nie jest, a jednak jak już się bierze za sprzątanie to robi to z niesamowitą precyzją, każdy zakamarek, każda płyteczka - wszystko musi być dokładnie wysprzątane, ja tak nie potrafię i po każdym moim sprzątaniu się denerwuje, że musi po mnie poprawiać; robi mi awantury przy ludziach, wyzywa, nie krępuje się też podsumować moich znajomych, czasem boję się, żeby zdążyli wyjść przed jej przyjściem albo jak dzwonią że przyjdą a mama jest w domu. Potrafi wchodzić do mojego pokoju i dać do zrozumienia, że powinni już wyjść, a jak wyjdą to słyszę, że nie mają wstydu i jak można u kogoś spędzić 4 godziny w niedzielę; wzbudza we mnie straszne wyrzuty sumienia mówiąc, że ją zostawiam samą albo nie mam dla niej czasu, a uważam, że jestem na każde jej zawołanie, na każdy telefon jadę po nią, mam 23 lata - uważam, że wyjście raz w miesiącu mi się należy; nie mogę wychodzić, bo jak wychodzę to według niej non stop imprezuję, a jak siedzę w domu to gniję i nic nie robię - gdy posprzątam jest awantura, że ona nic nie znajdzie, a gdy nie sprzątam to gniję i nic nie robię; jest chora na wszystko o czym przeczyta i jest mądrzejsza od lekarzy. Czasem myślę, że fakt, że mam problemy zdrowotne jest jej nawet na rękę, bo może się wymądrzać. To w wielkim skrócie o mamie, nie jest zła, chce dla mnie dobrze, daje mi wszystko, pieniądze na jedną czy drugą szkołę, angielski itd., ale tylko w tej kwestii się dogadujemy. Nie potrafię już z nią żyć. Czasem mam ochotę wsiąść do pociągu i odjechać i już nigdy więcej się nie odezwać. Nie wiem co mam już robić, szukam jakiejś pomocy. A ja chyba też popadam w depresję przez to wszystko, coraz częściej płaczę, jak się zdenerwuje to bardzo boli mnie głowa, miałam kilka myśli samobójczych, ale na szczęście to tylko chwila i potrafię sobie wszystko jakoś wytłumaczyć, że mija. Jak był tata to miałam gdzieś to wszystko, szłam sobie gdzieś i to co do mnie mówiła puszczałam ot tak, a teraz wszystko co mówi biorę do siebie i płaczę nocami, czasem przelewam moją rozpacz na papier. Nie jest mi łatwo, mam nadwagę, PCO i późno objawiający przerost nadnerczy - niby nie boli, ale społeczeństwo nie jest dla mnie łaskawe, mimo że jem naprawdę niewiele nie mogę schudnąć tak szybko jak inni i mama niby o tym wie, ale również z tego powodu potrafi być dla mnie bezlitosna. Mam też duże problemy z hirsutyzmem, co też doprowadza mnie to jakiegoś tam zakłopotania wśród ludzi normalnych. Nie mam problemu z tym jak wyglądam - pewnie, że chciałabym wyglądać lepiej, ale jest jak jest, pracuję nad tym by było lepiej - mam problem z tym, co inni o mnie mówią, bo czasem czuję się tak, jakbym nie miała prawa oddychać tym samym powietrzem i najgorsze jest to, że jedyna osoba, jaka mi została, utwierdza mnie w tym. To i tak nie wszystko, ale i tak sporo napisałam, szukam pomocy, jakiegoś wsparcia, bo sama już chyba nie potrafię sobie z tym poradzić. O usamodzielnieniu się póki co nie ma mowy, zresztą z mamą jesteśmy na pół właścicielkami domu, więc poniekąd jestem na nią skazana, a poza tym studiuję - jedne studia właśnie kończę, pozostała mi obrona, a drugie dopiero za dwa lata i zanim stanę na nogi finansowo to troszkę potrwa. Jeśli chodzi o terapię, to ja bardzo chętnie, tylko u kogo i jak przekonać do niej mamę? Wiem, że wszystko będzie dobrze i że to przetrwam, tylko chciałabym troszkę w lepszej atmosferze, no i nie ukrywam, że chciałabym jakoś ułożyć sobie życie, a z mamą nie będzie to łatwe, już nawet mogę być sama - bez partnera, dzieci, ale chciałabym się czuć dobrze w swoich czterech kątach, nie bać się powrotu mamy i tego, co mi powie.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Dlaczego wydaje mi się, że nikt mnie potrzebuje?

Cześć, jestem Kinga. W listopadzie tego roku skończę 17 lat , mam chłopaka z którym jestem już 6 miesięcy i wydaje mi się że oprócz niego nie mam już nikogo innego. Mama czasami mówi do mnie w złości różne rzeczy...

Cześć, jestem Kinga. W listopadzie tego roku skończę 17 lat , mam chłopaka z którym jestem już 6 miesięcy i wydaje mi się że oprócz niego nie mam już nikogo innego. Mama czasami mówi do mnie w złości różne rzeczy typu że jeszcze takiej osoby jak ja nie znała, że jestem niedorobiona, powiedziała mi ostatnio po wizycie mojego chłopaka że ja jestem innym człowiekiem niż byłam ona mnie brała za ułożoną dziewczynę która wie czego chce a tym czasem zawiodłam jej oczekiwania. Mówi mi też że inaczej zachowuje się przy kimś a inaczej w domu. Lecz ja jestem pewna że jestem taka sama wszędzie , zauważam swoje błędy i inne potknięcia ale przecież człowiek uczy się na błędach prawda? Moi rodzice tak naprawdę dawali mi zawsze wszystko czego chciałam, słyszę od starszych braci że jestem rozpuszczoną gówniarą ale ja tak nie uważam wydaje mi się ciągle że mnie nikt tak naprawdę nie potrzebuje. Wczoraj dowiedziałam się że mój kolega 19-sto letni powiesił się z powodu kłótni z mamą. Chłopak pojechał do domu a mi ciągle smutno i brakuje mi danej osoby. Powiem jeszcze że mieszkam w internacie i moi rodzice zmienili się w stosunku do mnie po odejściu z domu. Proszę wytłumaczcie mi to. Kiedyś próbowałam się zabić czułam się jak zwykła ściera, starta i nie potrzebna już nikomu, mam takie myślenie często ale nie zabije się bo mam ukochanego i wiem że rodzina mnie tu trzyma i małe dzieci moich braci. Proszę o szybka odpowiedź.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Mam nadopiekuńczych rodziców - jak to zmienić?

Mam 17 lat i problem z rodzicami. Nie umiem z nimi rozmawiać i nie rozmawiam z nimi prawie w ogóle, nie licząc spraw szkolnych. Oni oczekują, że będę im się zwierzać i opowiadać o wszystkim, co mnie cieszy i co...

Mam 17 lat i problem z rodzicami. Nie umiem z nimi rozmawiać i nie rozmawiam z nimi prawie w ogóle, nie licząc spraw szkolnych. Oni oczekują, że będę im się zwierzać i opowiadać o wszystkim, co mnie cieszy i co mnie smuci. Ale ja nie potrafię i będąc z nimi, zazwyczaj milczę i nie uśmiecham się w ogóle. Moje dzieciństwo wyglądało tak, że zajmowali się mną dziadkowie oraz ciocie, ponieważ rodzice studiowali i nie mieli dla mnie czasu. Czy to może być powodem mojej niechęci do nich? Z ich strony widzę chęć komunikacji, jednak ja nie potrafię. Nigdy prawie nie rozmawialiśmy i tak już się przyzwyczaiłam, nawet mi tego nie brakuje. Według nich to nie jest normalne. Dodatkowo są bardzo nadopiekuńczy i zabraniają mi bardzo wielu rzeczy. Ale ja mam już 17 lat! Nie mówię, że jestem dorosła i mogę robić wszystko, co chcę, po prostu chciałabym mieć więcej swobody, zwłaszcza że rówieśnikom rodzice pozwalają na więcej. Naprawdę bardzo głupio się czuję, wymyślając kolejne wymówki, dlaczego nie mogę iść na kolejną imprezę. Jak mogę ich przekonać, żeby pozwalali mi na więcej? Czy naprawdę o 22 muszę być już w domu? (Dodam, że 3 minuty spóźnienia oznaczają ogromną awanturę). Męczy mnie ta sytuacja, chodzę zrezygnowana, przez pewien czas się cięłam, czasami nie mam nawet ochoty wychodzić z domu, miałam nawet myśli samobójcze. Wiem, że to niczego nie rozwiązuje, jednak ja już mam tego wszystkiego dość. Mam wrażenie, że najchętniej zamknęliby mnie w klatce i nigdzie nie wypuszczali. Nie wiem, co mam robić, proszę o pomoc.

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

Rodzice na nic mi nie pozwalają - jak to zmienić?

Mam prawie 19 lat, mam 2 młodszych braci i dziewczynę, z którą jestem prawie rok. Niestety rodzice mnie już kompletnie wykańczają, ciągle czegoś ode mnie chcą, zawsze mam to robić. Szantażują mnie, że jak nie, to zabronią spotkania z dziewczyną...

Mam prawie 19 lat, mam 2 młodszych braci i dziewczynę, z którą jestem prawie rok. Niestety rodzice mnie już kompletnie wykańczają, ciągle czegoś ode mnie chcą, zawsze mam to robić. Szantażują mnie, że jak nie, to zabronią spotkania z dziewczyną itp. Może jest to spowodowane tym, że zawsze byłem spokojny i zawsze robiłem, co kazali, ale teraz zaczynam sobie układać swoje życie, a oni wszystko robią, żeby mi to utrudnić. Choć jestem pełnoletni, to ciągle siedzę w domu: tylko szkoła i dom. Jedynie raz na tydzień, ale najczęściej bywa tak, że raz na 2 tygodnie, i to nie zawsze, mogę pojechać do dziewczyny, i to jeszcze na tyle, ile mi pozwolą, czyli nie za długo. Nigdy nie byłem na żadnej imprezie, nie piłem piwa, wódki, bobym miał przerąbane. Mam 5-letniego brata i od jakichś 4 lat opiekuję się nim często, czyli w tygodniu popołudniami po szkole, a w weekendy, jak mi nie pozwolą się spotkać z dziewczyną, to nawet i więcej. Ciągle z nim i trochę starszym bratem siedzę, kumpli oczywiście nie mam, bo nie mam się jak spotkać. Po prostu straciłem najlepsze lata młodzieńcze. W szkole też wyczuli, że ja nie jestem taki jak oni – imprezowicze - i też nie mam za lekko. Najgorsze jest to, że moim rodzicom się raczej to nie podoba, że mam kogoś. Wpierw mi próbowali wmówić, że mnie zostawi dziewczyna, potem, że to cud, że ktoś mnie zechciał. To jest bardzo bolesne, ale na szczęście moja dziewczyna jest cudowna i mnie wspiera. Chciałbym coś zrobić, żeby się zmieniło, ale moje próby są torpedowane. Często się kłócimy, próbuję im się postawić, ale oni wtedy mówią, że ja nie kocham braci itp., i mi od razu dają karę na wszystko, i mówią, że zadzwonią do rodziców mojej dziewczyny i że zakończą naszą znajomość. Wtedy się poddaję. Nie wiem już, co mam robić. Może ktoś mi doradzi?  

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Jak otworzyć się przed innymi i umieć odnaleźć się w towarzystwie?

Mam 15 lat i problem z nawiązywaniem kontaktów. Zauważyłam to 2 lata temu gdy chciałam zapisać się  na harcerstwo lecz po kilku spotkaniach zrezygnowałam gdyż nie potrafiłam się do nikogo odezwać a ci ludzie mi nie ułatwiali nawiązania kontaktu i...

Mam 15 lat i problem z nawiązywaniem kontaktów. Zauważyłam to 2 lata temu gdy chciałam zapisać się  na harcerstwo lecz po kilku spotkaniach zrezygnowałam gdyż nie potrafiłam się do nikogo odezwać a ci ludzie mi nie ułatwiali nawiązania kontaktu i bardzo mnie to zmartwiło ponieważ chciałam sobie udowodnić że dam radę. Natomiast kilka miesięcy temu zaczęłam się spotykać z chłopakiem z klasy aż pewnego dnia zapyta się  mnie czy chciała bym z nim chodzić bardzo długo się nad tym zastanawiałam prawie aż 2 miesiące był bardzo cierpliwy bo nie narzekał nie był nachalny i w końcu podjęłam decyzje ze zależy mi na tym chłopaku po raz kolejny ustanowiłam sobie poprzeczkę chciałam udowodnić sobie ze potrafię być z kimś. Ale niestety mój paraliżujący strach przed każdym spotkaniem powodował ze nie umiałam się  nawet otworzyć przed osoba na której mi zależy następnie zaczęłam unikać naszych spotkań nawet w szkole ze sobą nie rozmawialiśmy. Nie chciał robić mi problemów z nauczycielami gdyż dość nie przychylnie na niego patrzą ponieważ jest punkiem. Dzieliła nas różnica subkulturowa która wydawała się nie dokonania, ale to nie był problem. Zmieniłam się przy nim miałam nadzieje że swoją otwartość też zmienię ale jednak nie, przekonałam się  o tym bo często się  spotykaliśmy przypadkowo z jego znajomymi ale niestety... Moje notoryczne zastanawianie się nadym czy to co teraz powiem będzie w porządku co oni sobie pomyślą spowodowało że zerwałam z nim po niecałych 2 miesiącach mimo że mi na nim zależało i nadal zależy mój strach był mocniejszy niż uczucie które nas łączyło po raz kolejny nic sobie nie udowodniłam. Często kiedyś rozmawiałam z moją mamą na temat moich problemów ale gdy zaczęłam dorastać i zauważyłam jej podejście do nich przestałam z nią rozmawiać na ten temat. Kilka tygodni temu gdy znalazła papierosy w mojej kieszeni zapytała się co to jest i czyje ja jej wtedy wykrzyczałam ze denerwuje mnie jej podejście do moich problemów i znowu powiedziałam jej wszystko tak jak czuje (wymienione powyżej rzeczy) a jej odpowiedź tak jak zawsze skończyła się  "chyba nie jest tak źle bo z kimś się spotykasz i przesadzasz, prawda"? Miałam nadzieję że jak je znalazła to przynajmniej się  zainteresuje pomoże powie co mogę zrobić aby się pozbyć tych problemów ale nic bez odzewu więc postanowiłam napisać tu to co mnie gnębi mam nadzieję że znajdą się ludzie którzy chociaż będą starali się napisać co mi może pomóc pokonać to nieśmiałość nie tak jak moja mama.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Nienawidzę swojego ojca - jak można mi pomóc?

Nienawidzę swojego ojca. Gdy wychodzi do pracy (jest strażakiem, więc ma 24-godzinne zmiany), to jestem najszczęśliwsza na świecie. Nienawidzę, gdy jest w domu. Gdy do mnie mówi, to mam ochotę wyjść, żeby go nie słuchać. Mam ochotę się zabić, jak...

Nienawidzę swojego ojca. Gdy wychodzi do pracy (jest strażakiem, więc ma 24-godzinne zmiany), to jestem najszczęśliwsza na świecie. Nienawidzę, gdy jest w domu. Gdy do mnie mówi, to mam ochotę wyjść, żeby go nie słuchać. Mam ochotę się zabić, jak słyszę, jak na mnie ryczy. Potrafi w nocy zrobić aferę. Nie potrafię mieć chłopaka, bo boję się, że będzie taki sam jak on. Jak widzę małżeństwo mojej mamy z nim, to wiem, że nie wyjdę za mąż. Zawdzięczam mu tylko jedno. Pokazał mi, że każdy jest śmieciem i nie można ufać nikomu. W szkole idzie mi nawet dobrze, ale to za mało, żeby być dla niego tą lepszą. Ciągle słyszę tylko, jak wychwala mojego brata. Jak drze mordę na mnie za to, że nie jestem taka sama. Mam takie momenty, że chcę się zabić. Kiedyś się samookaleczałam, bo już tego nie wytrzymywałam. Ciągle przypominał mi, że kłóci się z mamą przeze mnie. Że gdyby jej nie było, to inaczej by ze mną postąpił i wtedy wiedziałabym, na co go stać. Moja mama wie, że go nienawidzę. Ale nie chce tego słuchać. Ja już tak nie potrafię żyć. Mam dopiero 17 lat, a już mam dość życia przez to piekło. Codziennie modlę się, żeby uciec, żeby go nigdy więcej nie zobaczyć. Zniszczył mi psychikę. A jak mu mówię, żeby nie traktował mnie tak, to mówi, że sama sobie jestem winna. Że wymyślam. Nie potrafię ufać nikomu. Nie mam takiej osoby, która potrafiłaby mnie zrozumieć. Nie potrafię mieć takiej osoby. I wiem, że nigdy nie będę w stanie żyć normalnie. Tylko nie wiem, czy dam radę wytrzymać do mojej osiemnastki.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Mama nie akceptuje mojego wyglądu - co powinnam zrobić?

Jestem dziewczyną, mam 15 lat. Otóż, przyznam, nie jestem dzieckiem ustępliwym i mam swoje zasady i swój własny styl. No i w tym jest problem. Moja mama tego nie akceptuje. Zawsze ma z czymś problem. Często jest on związany z... Jestem dziewczyną, mam 15 lat. Otóż, przyznam, nie jestem dzieckiem ustępliwym i mam swoje zasady i swój własny styl. No i w tym jest problem. Moja mama tego nie akceptuje. Zawsze ma z czymś problem. Często jest on związany z moim wyglądem. Bardzo często słyszę, że jest mi niedobrze w tym kolorze włosów, jak ja się ubieram, i często, że jestem za gruba (mam 156 cm wzrostu i ważę 53 kg). Nie miałabym z tym problemu, gdyby to były po prostu jej rady, ale ona robi to w sposób nachalny, porównuje mnie do innych dziewczyn, często moich koleżanek, czym daje mi do zrozumienia, że jestem od nich gorsza, bo np. "one są szczuplejsze, one są bardziej naturalne" itp., itd. Mówiłam jej, że i tak nie zmienię się, dlatego że jej się tak podoba, oraz że, owszem, może wyrazić swoje zdanie na mój temat, ale żeby tym samym nie sprawiała mi bólu. No niestety to nie pomogło, oczywiście ona mówiła, że tak, że rozumie i ok. Ale zawsze za jakiś czas jest to samo. Ta sytuacja po prostu mnie przytłacza, jest mi bardzo smutno, że moja własna matka ma o mnie takie zdanie i chce koniecznie mojej zmiany. Ale również dlatego, że pomimo moich próśb nadal krytykuje mój wygląd. Bardzo często przez to myślałam o ucieczce lub o zamieszkaniu w internacie. Oczywiście z czasem te myśli przechodzą, ale czuję, że po prostu nie dam dłużej rady. Bardzo proszę o poradę, co powinnam zrobić. Z góry dziękuję i pozdrawiam.
odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Brak kontaktu z rodzicami

Mam 19 lat, uczę się w 3 klasie LO. Mam problem z moją mamą. Kiedyś, jeszcze parę lat temu, przed rozwodem, wszystko było okej. Zaczęłam chorować, moja mama mnie wspierała, była wyrozumiała. Teraz wszystko się zmieniło. Od 4 lat,...

Mam 19 lat, uczę się w 3 klasie LO. Mam problem z moją mamą. Kiedyś, jeszcze parę lat temu, przed rozwodem, wszystko było okej. Zaczęłam chorować, moja mama mnie wspierała, była wyrozumiała. Teraz wszystko się zmieniło. Od 4 lat, ma nowego partnera. Wcześniej nie zauważałam tego problemu, teraz jest znaczenie gorzej. Jej partner jest agresywny, krzyczy na mnie za błahe sprawy typu, zapytanie o jakąś głupotę. Wyżywa się na mnie i nie tylko na mnie, gdy jest zły. Gdy pije alkohol wpada w furię. Moja mama nie reaguje na to, gdy nie chce zjeść czegoś czego nie lubię, zaraz wynika awantura. Ciąglę słyszę jaka jestem zła i niedobra. Czuję się naprawde okropnie, prawie codziennie przez to płaczę, co nie robi żadnego wrażenia na mojej mamie. Proszę ją o pomoc, żeby się czasem za mną wstawiła, nigdy tego nie robi. Chciałabym żeby była wyrozumiała. Zrozumiała mnie czasem.Żeby postawiła się na moim miejscu, nie rozumie mnie wcale. Czuję się gorsza. Obarcza mnie swoimi problemami. Finansowymi i życiowymi. Ma do mnie pretensje, gdy jak to ona mówi"oceniam" jej faceta. Lecz gdy ona ma z nim problem, sama do mnie przychodzi. Strasznie to się odbija na mnie. Uważa, że jestem bezczelna, jestem egoistką. Wiem, że nie jestem idealna, nie wiem jak sobie z tym poradzić. Mimo, że często mam rację, ciągle słyszę, że mam szanować ich ponad wszystko, mam czuć jak oni i mam robić to co oni chcą. Moje zdanie się nie liczy, ponieważ mam dopiero 19 lat. Kiedyś byłam dla mojej mamy wszystkim, teraz czuję, że to się zmieniło . Gdy powie coś jej partner, to jest najważniejsze. Chciałabym żeby ktoś mi pomógł. Powiedziałam dziś mojej mamie, że może pójdziemy na terapie rodzinną, żeby poprawić nasze relacje. Oburzyła się, stwierdziła, że nie potrzebny jej psychiatra (gdzie mówiłam o psychologu). Jej partner dodał, że powinnam się udać sama do psychiatry ze swoim egoizmem itp. itd. Gdy mówiłam do niego, że boli mnie to, że pije alkohol, dostało mi się bo go oceniam, a przecież nie mam prawa. Ciągłe krzyki i wrzaski wcale nie poprawiają mojego samopoczucia. Jestem z reguły silna, ale każde nerwy mają swoje granice. Nie wiem jak poradzić sobie z tą sytuacją, chciałabym poprawić relacje z mamą, obarczam siebie winą, bo nie mam w nikim wsparcia, nie wiem czy powinnam tak myśleć, czy wręcz przeciwnie.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Odeszłam od męża, a dzieci odwróciły się ode mnie - co mam robić?

Witam... Wyszłam za mąż bardzej z rozsądku niż z miłości, ale mimo to urodziłam dwóch synów i trwałam w tym związku 26 lat. Urodziłam dwoje dzieci, zajmowałam się wszystkim... pracowałam, zajmowałam się domem, dziećmi, mężem. Mój mąż miał wszystko, a...

Witam... Wyszłam za mąż bardzej z rozsądku niż z miłości, ale mimo to urodziłam dwóch synów i trwałam w tym związku 26 lat. Urodziłam dwoje dzieci, zajmowałam się wszystkim... pracowałam, zajmowałam się domem, dziećmi, mężem. Mój mąż miał wszystko, a ja całą miłość przelałam na dzieci i był problem - mój mąż pił, ale było to picie w domu po kątach. Prosiłam go, żebyśmy razem poszli się leczyć, bo chciałam ratować małżeństwo - mój mąż stwiedził, że może przestać, lecz nie przestawał. Kiedy dzieci były dorosłe, ja poznałam kogoś, zakochałam się i odeszłam od męża. Od tego czasu dzieci nie chcą mnie znać, a minęło 6 lat. W tym czasie mój mąż zmarł na wylew - to ja zajęłam się pogrzebem, ponieważ mój mąż nie chciał dać mi rozwodu, więc nadal byłam jego żoną. Myślałam, że po pogrzebie dzieci zaczną się odzywać, ale okazało się, że jest jeszcze gorzej - one obwiniają mnie o śmierć taty! Nie wiem co mam robić? Tęsknię za nimi, tłumaczyłam im, że one są nadal moją rodziną i od nich nie odeszłam, ale nic to nie pomaga, wyjechały za granicę, nie dają znaku życia. Ja nadal jestem w związku z człowiekiem, którego kocham, ale nie potrafię już niczym się cieszyć. Wydaje mi się, że przegrałam życie, nawet przez to moja miłość osłabła i coraz częściej się kłócimy. Mam wszystkiego dość i żyć się już nie chce. Coraz częściej myślę o śmierci!!!! Co mam robić???

odpowiada 2 ekspertów:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Brak akceptacji ze strony rówieśników - jak sobie radzić z tym problemem?

Witam. Jestem licealistką, mam 17 lat. Chciałabym przedstawić swój problem szkolny. Od 1 klasy nie potrafię zaaklimatyzować się w swojej klasie, jestem już w drugiej i problem nadal trwa. Z każdym dniem czuję się coraz gorzej, jestem bardzo samotna i...

Witam. Jestem licealistką, mam 17 lat. Chciałabym przedstawić swój problem szkolny. Od 1 klasy nie potrafię zaaklimatyzować się w swojej klasie, jestem już w drugiej i problem nadal trwa. Z każdym dniem czuję się coraz gorzej, jestem bardzo samotna i odrzucona przez klasę. Dziewczyny często mnie obgadują, kiedy do nich podchodzę - uciekają ode mnie. Chłopacy się ze mnie wyśmiewają. Uczę się na 3 i 4, staram się dbać o siebie, tak więc jestem zdrowa, wagi prawidłowej, ubieram się ładnie, tak więc z wyglądu nic mi nie można zarzucić. Staram się być dla każdego miła, nie lubię konfliktów, każdą sprawę wolę rozwiązać niż się zamartwiać. Mieszkam w internacie więc się usamodzielniłam. Mam swój cel, do którego chcę dążyć i chcę realizować swoje marzenia. Ale bardzo źle żyje mi się z osobami, które mnie odrzucają. Nie jestem przez nich akceptowana. Na każdej przerwie w szkole stoję sama, bardzo mi jest przykro z tego powodu. Ostatnio na lekcji mieliśmy sami podzielić się na grupy i nikt nie chciał mnie do niej przyjąć, aż pani sama mnie przydzieliła do kogoś. Bardzo chciałam się wtedy rozpłakać, ale nie dałam tego po sobie poznać. Już nie daję rady tak żyć. Nie cieszy mnie życie. Nic im nie zrobiłam, a oni mnie odrzucają. Staram już sobie pomagać na wszystkie możliwe sposoby, ale nie potrafię. Jeśli tak dalej będzie będę zmuszona przenieść się do innego liceum, a nie chcę tego, bo bardzo lubię swoją szkołę, tylko mam problem klasowy (brak akceptacji ze strony rówieśników). Jest to bardzo bolesne. Ja jestem osobą spokojną, zdyscyplinowaną, poważną, nie lubię imprez i dziwacznego zachowania. Lubię małe grono osób, z którymi mogę świetnie się dogadać. I tylko z tymi osobami mam dobry kontakt - a są to niedawno poznane dziewczyny z internatu, w którym aktualnie mieszkam. W nim jest mi dobrze, lecz ostatnio trochę popsułam relacje z dziewczynami, ponieważ jestem coraz bardziej przygnębiona i nie mam ochoty na jakiekolwiek rozmowy. Boję się, że przez odrzucenie mnie przez swoją klasę mogę stracić innych ludzi, z którymi aktualnie mam dobry kontakt. Mam bardzo dużo zainteresowań, które realizuję, dziewczyny z mojej klasy wiedzą o nich, więc może też dlatego są zazdrosne, kiedy mam nowe ubranie czuję jak ich wzrok mnie przeszywa. Mam nietypową urodę i też w pewien sposób się od nich odróżniam. Lecz to kwestia pochodzenia. I znam język włoski (którego się uczyłam przez kilka lat na zajęciach indywidualnych). Myślę, że one są o to wszystko zazdrosne. Dlatego mnie odrzuciły. Ale nie jestem pewna. Jeszcze nigdy w całym swoim życiu nie czułam się tak źle. Proszę o dobre rady, które pomogłyby mi przetrwać kolejny rok w tej klasie. Serdecznie pozdrawiam. Jesminder.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Trudna przyjaźń - co robić w zaistniałej sytuacji?

Proszę o przeczytanie i radę. Wiem, że długie, ale bardzo mi na tym zależy... Mam 14 lat. Ostatnio cały czas płaczę. Nie było dnia, w którym bym nie płakala... Miałam nawet myśli samobójcze, ale one na szczęście już przeszły....

Proszę o przeczytanie i radę. Wiem, że długie, ale bardzo mi na tym zależy... Mam 14 lat. Ostatnio cały czas płaczę. Nie było dnia, w którym bym nie płakala... Miałam nawet myśli samobójcze, ale one na szczęście już przeszły. Chodzi o to, że wszystko jest nie tak. Mam siostrę cioteczną, jest ona moja przyjaciółką. Jedyną i najlepszą. 2 lata temu w wakacje zaczęłam się właśnie z nią przyjaźnić, co sprawiło, że nie zapomnę tych wakacji nigdy w życiu. Dodam jeszcze, że wtedy poznałam 2 chłopaków i było to moje pierwsze zauroczenie. Oczywiście potem chłopak nie chciał ze mną być i było mi ciężko. Ona oczywiście mi pomogła. Codziennie się widywałyśmy, bo zresztą miałyśmy od siebie tylko 10 kroków. Byłam tylko jej, a ona była tylko moja. Wszędzie chodziłyśmy razem. Gdy wakacje się skończyły (wtedy właśnie zostawił mnie chłopak), również mi pomagała, była wyrozumiała, pocieszała mnie. Ale ona była w 1 kl. technikum. Poznała nowe koleżanki i z jedną bardzo się kolegowała. Zapraszała ją. Na początku nie przeszkadzało mi to, ale później było mi coraz trudniej. Chociaż cały czas się spotykałyśmy, to miałam wrażenie, że mnie wkrótce zostawi. Przestała się z nią potem kolegować.. No i były następne wakacje, na które tak czekałam. 1 miesiąc spędziłyśmy w sumie razem, ale nie tak często. Miałam problem z chłopakiem i pomogła mi, ale potem pojechała niedaleko - miejscowość dalej - do jej siostry ciotecznej. Cały czas ze sobą siedziały, robiły zdjęcia. Ona przyjeżdżała też do niej. Spała u niej.. Karolina nadal pisała mi, żebym przyszła - ale jak przychodziłam, to prawie ze mną nie gadała, była zajęta tamtą. Oczywiście, że byłam zazdrosna. Ona była jej siostrą - taką samą jak i ja - ale bałam się, bo nie chciałam jej stracić. Ale to było w sumie jeszcze nic. Potem we wrześniu byliśmy na takiej jakby imprezie "strażackiej" i był tam taki chłopak, którego ona znała, bo jak jeździła tam do siostry to dobrze go znała. No i potem byłam z nim. Byłam z nim już po jakimś tygodniu. Wiem, że to może za wcześnie, ale tym razem się zakochałam.. 1 raz.. a Karolina wtedy do mnie - że jak ja mogę go kochać, że to za dużo powiedziane.. ale później oczywiście, jak to chłopak - zerwał ze mną. Ale nie napisał do mnie, nie odezwał się do mnie, tylko do Karoliny, żeby mi przekazała. Jak nie odbierał ode mnie telefonu, to od razu powiedziała mi, żebym do niej przyszła i wtedy jej to napisał. Zrobiła wszystko, żeby mnie pocieszyć, poszłyśmy na lody, było fajnie. Wieczorem posiedzieliśmy z jej chłopakiem i było bardzo fajnie. No i potem wszystko się zaczęło. Karolina zaczęła kolegować się, a nawet przyjaźnić z taką jedną z klasy. Do dnia dzisiejszego, kiedy bym do niej nie poszła, zawsze jest Elwira, Elwira i Elwira. Cały czas robi z nią zdjęcia, wstawia na portale, a ze mną ledwo jedno zrobi... (a kiedyś było inaczej). Podam taki przykład - może dziwny, ale jednak. Jest taka gra Cs. - no i ona dobrze wie, że w nią gram. I nic nie mówiła nigdy, ale jak ona pokazała tę grę Elwirze to zaczęła z nią grać. A jak ja jej powiedziałam, to ona do mnie od razu - Ty grasz? Ty umiesz? i śmieje się.. Zamówiły sobie nawet takie koszulki.. ale oczywiście tylko one.. mowiła do mnie, że wszystkim się podobają ich koszulki i że są mistrzami.. Nawet chodzi o muzykę.. Jeśli usłyszę jakąś fajną u niej - oczywiście hip hop - i zacznę jej słuchać, to ona mówi, że ja ściągam. To jest dla mnie śmieszne. Bo co? - to nie jest piosenka tylko dla niej - co, bo ja już nie mogę jej słuchać? ale nie, oczywiście Elwirka może.. One dają sobie takie buziaki.. a mi w ogóle. Ja zrobiłabym dla niej wszystko. Nie mam innej przyjaciółki. Mogłabym mieć, ale ja nie chcę. Bo ja mam jedną prawdziwą, którą kocham najbardziej. A ona... ona czasami do mnie potrafi się odezwać w niemiły sposób, zrobić wstyd.. ale nie, przecież ona jest najważniejsza. A ja nie mam odwagi, żeby jej tak mówić - nawet jak mówi w żartobliwy sposób. Może nie chodzi tu o odwagę tylko ja po prostu nie chcę.. nie potrafię - a ona umie zrobić mi przykrość. Dajmy przykład. Przyszedł do nas taki 5-letni braciszek i ona do niego: "Kochasz mnie?", a on: "tak", a ona: "Ale Klaudii nie kochasz, bo jest głupia i brzydka???", a mi się już zachciało płakać, bo przegięła trochę. A, i byłyśmy później na połowinkach - zabrała mnie. Oczywiście cały czas latała z tamtą, ale ja chciałam się tylko dobrze bawić. Był tam taki nasz brat i Elwira zaczęła się z nim, no, całować, i chyba po 2 dniach zaczęli ze sobą być.. Tylko, że Karolina robiła wszystko, żeby im się udało, cieszyła się i w ogóle. A ja?? Jak byłam z tamtym chłopakiem?? Widać, kto jest dla niej najważniejszy... Czasami mam ochotę jej powiedzieć to wszystko, ale nie wiem, nie mogę.. Ja pozwalam jej wszystko robić. Ostatnio na FB weszłam na swoje konto u niej, no i był dostępny tam taki chłopak. Pozwoliłam jej napisać, no bo chciała, ale potem zaczęła pisać do niego głupoty. Mówiłam, żeby przestała, ale to oczywiście nie jej konto i nie patrzyła na to, że później mogłabym się wstydzić.. ale ona jest przecież najważniejsza... ja już mam tego dość.. Kolejny problem to taki, że chłopak, o którym pisałam wcześniej, chyba zaczął znów mi się podobać. Po rozstaniu nie widywałam się z nim, bo był z innej miejscowości i dlatego chyba tak szybko o nim zapomniałam. Ale napisał do mnie ostatnio, no i gramy w taką grę i tam się mówi przez mikrofon i jak usłyszałam jego słodki głos, którym kiedyś mówił do mnie "kocham cię", pojawiły mi się świeczki w oczach. Trudno mi było z nim rozmawiać.. no i chyba się znów zauroczyłam.. a najgorsze jest to, że Karolina z nami nie grała, ale dziś weszła na nasz serwer. Jest to moja przyjaciółka, ale nie wiem, nie chciałam, żeby grała, bo chodzi o to, że już później koledzy będą widzieć tylko ją - zawsze tak jest. Później będą cały czas pisać do niej, gadać, a o mnie zapomną. I ona znów stanie się najważniejsza. Podsumowując, ja nie chcę stracić Karoliny. Ja nikogo oprócz niej nie mam. Nikt o mnie tyle nie wie, bo moje życie - takie z sekretami i ważnymi dla mnie sytuacjami - zaczęło się wtedy właśnie, gdy zaczęłam się z nią przyjaźnić. Dlatego tak mi ciężko.. Mam jeszcze wiele problemów, ale może innym razem, bo sporo napisałam. Między innymi chodzi o to, że moja mama w ogóle ze mną nie rozmawia..

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Niepokojące zachowanie matki - jak rozwiązać ten problem?

Mój problem pojawił się od czasu, kiedy mój tata zmarł. Pojawił się wtedy nowy partner mamy. Wszystko było dobrze, dopóki nie poznaliśmy go dobrze z rodzeństwem - okazał się leniwym, interesownym pijakiem, który od mamy wyciąga kasę i nie...

Mój problem pojawił się od czasu, kiedy mój tata zmarł. Pojawił się wtedy nowy partner mamy. Wszystko było dobrze, dopóki nie poznaliśmy go dobrze z rodzeństwem - okazał się leniwym, interesownym pijakiem, który od mamy wyciąga kasę i nie chce mu się pracować, a co za tym idzie - lubi sobie wychylić, czego też nauczył moją mamę. Po dwóch latach (w tym rok mieszkał u nas w domu) mama przejrzała na oczy i go wyrzuciła z domu, ale niestety po jakimś roku znowu zaczęli się kontaktować i spotykać i właśnie wtedy wszystko się zaczęło. Moja mama zaczęła kłamać, że mam trójkę rodzeństwa i każdemu opowiada inną historię tego samego jednego zdarzenia. Myślałam, że to niegroźne, ale wszystko zaczęło się jeszcze bardziej się rozwijać, gdy powiedzieliśmy, że nie chcemy go w domu. Zaczęła pić i po pijaku przychodzi i próbuje mnie uderzyć, potem zaczyna płakać, wybiega z domu z krzykiem, że idzie się powiesić, potem całą noc i następny dzień siedzi w piwnicy. Chciałam zadzwonić gdzieś, ale nawet wtedy nie wiedziałam gdzie, a jak już szłam na policję, to weszła do domu.. Teraz wiem, że jeśli znów się coś takiego zdarzy, to trzeba dzwonić i nie zastanawiać się, bo byłam już na policji po poradę. Po tym zdarzeniu ona próbowała wmówić wszystkim, że ja ją wyganiam z domu. Na szczęście wszystko, co ona wtedy gadała, mam nagrane na telefonie. Teraz od dwóch tygodni się z nią nie odzywam, a ona robi mi przez ten cały czas na złość: to chowa wszystkie rzeczy, to zaczepia, wyzywa, a jak jedzie do tego swojego partnera to jest milutka nie do poznania, do obcych też się tak miło odnosi, tylko do swojej najbliższej rodziny nie. Teraz trochę się boję przebywać w domu, bo nie wiem, co jej do głowy strzeli. Ale co ja mam teraz zrobić, skoro ona jest postrzegana jako cicha spokojna kobieta, a w domu wyczynia takie cuda? Czy można ją wysłać na leczenie i jak najszybciej to zrobić, czy może muszę czekać do jej następnego takiego wyskoku?  

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Boniuk
Mgr Magdalena Boniuk

Mama nie akceptuje mojej dziewczyny - jak mam ją do niej przekonać?

Witam. Mam 20 lat, mieszkam z mamą, od dzieciństwa wychowuje mnie sama. Od 4 miesięcy spotykam się z dziewczyną. Jest starsza o 2 lata ode mnie. Dogadujemy się bardzo dobrze, ogólnie jest cudownie między nami. Oczywiście - jak to w...

Witam. Mam 20 lat, mieszkam z mamą, od dzieciństwa wychowuje mnie sama. Od 4 miesięcy spotykam się z dziewczyną. Jest starsza o 2 lata ode mnie. Dogadujemy się bardzo dobrze, ogólnie jest cudownie między nami. Oczywiście - jak to w związku - mamy konflikty, które zaraz żegnamy. Z tego związku od początku nie jest zadowolona moja mama. Wcześniej miałem dziewczyny, ale to w wieku młodzieńczym nie było brane na poważnie jak ten aktualny związek. W tym związku poświęcam się całym sobą. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że moja dziewczyna była w poprzednim związku 7 lat, o czym dowiedziała się moja mama. Najgorsze jest to, że poprzedni jej chłopak to syn kolegi mojej mamy z pracy. Jakoś moja mama z ojcem tego chłopaka gadali na mój temat i wyszło, że ta dziewczyna to poprzedniczka jego syna. Syn tego faceta to nieciekawy chłopak, który aktualnie odsiaduje wyrok za m.in. narkotyki i pobicie. Dziewczyna - wiem, że jest czysta, bo systematycznie honorowo oddajemy krew. Więc jak się dowiedziała, że wpadł on w złe towarzystwo, zakończyła z nim jakoś 1,5 roku temu. We wrześniu my się poznaliśmy, w listopadzie zaczęliśmy razem chodzić, kontynuujemy to do dziś i mam nadzieję, że jak najdłużej. A wracając do tego powodu, ojciec tego chłopaka naopowiadał same złe rzeczy o mojej dziewczynie. No i od tego się zaczęło, ja jestem najgorszy, że się zmieniłem na złe. Spotykamy się codziennie, z reguły wieczorem koło 17-18 i spędzamy razem czas do ok. 1-2 w nocy. Zazwyczaj siedzimy u niej, czasami gdzieś wychodzimy - wiadomo, jest zima, to niezbyt chętnie się wychodzi z domu. Na początku w ogóle nic nie robiłem w domu - fakt, moja wina. Jakoś porozmawiałem z mamą, postanowiłem to zmienić, w dzień robię to, co mam zrobić, pomagam mamie, zawiozę, przywiozę ją, jak potrzeba itd. Wieczorem poświęcam czas właśnie dla dziewczyny. Zwracam się z prośbą do Państwa, aby udzielili mi Państwo pomocy, jak mam załagodzić konflikt z mamą. Nie chcę tracić mojej dziewczyny, bo uważam ją za wartościową osobę, którą wiem, że pokochałem. Czy to jest normalne, że mama tak reaguje na to, że syn ma dziewczynę, z którą spędza tyle czasu? Ciężko mi wytrzymywać w takiej atmosferze w domu, praktycznie cały czas się kłócimy. Nie radzę sobie już z tym, a co najgorsze, powoli przekłada się to na nasz związek. Dodam, że moja dziewczyna nie wie, że jest powodem mojej kłótni z mamą.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Magdalena Brudzyńska

Rodzice chłopaka mnie nie akceptują - jak powinnam się zachować?

Witam, mam 20 lat, jestem kobietą. Problem, który chciałabym tutaj poruszyć, dotyczy rodziców mojego chłopaka. Z partnerem jesteśmy razem już od kilku dobrych lat i jest nam ze sobą naprawdę dobrze. Początkowo byliśmy w związku na odległość, od 10 miesięcy...

Witam, mam 20 lat, jestem kobietą. Problem, który chciałabym tutaj poruszyć, dotyczy rodziców mojego chłopaka. Z partnerem jesteśmy razem już od kilku dobrych lat i jest nam ze sobą naprawdę dobrze. Początkowo byliśmy w związku na odległość, od 10 miesięcy mieszkamy razem z moimi rodzicami, studiujemy, pracujemy i jesteśmy niezależni (oczywiście pomijając mieszkanie). Rodzice mojego chłopaka zawsze chcieli sprawować nad nim kontrolę, dlatego też jego wyjazd do innego miasta nie był taki prosty i poprzedzały go ciągłe kłótnie, groźby i płacz jego matki (co moim zdaniem było bardzo egoistyczne, bo wyjeżdżając, nie prosił o nic: ani o pieniądze, ani o pomoc, chodziło o bycie razem i o lepsze studia + lepsze możliwości na przyszłość; i tak też obecnie jest, bo układa nam się razem idealnie). Rodzice mojego partnera bardzo często obarczają mnie winą za różne sytuacje, szczególnie kiedy nie możemy przyjechać do nich w odwiedziny (czego często sobie życzą, a my sami musimy to sponsorować i najlepiej opuszczać przy tym szkołę i pracę, co oczywiście nie jest ciągle możliwe). Obrażają mnie wtedy (z reguły nie mówią tego bezpośrednio do mnie, ale do mojego chłopaka) słowami typu "na pewno ona ci nie pozwala", "czy ona daje ci limity na przyjazdy?", "oczywiście ona cię nie puści", co wcale nie jest prawdą, bo o wszystkim decydujemy razem, i tak nie możemy jak na razie niczego zaoszczędzić, bo ciągle wydajemy na bilety, które nie są tanie. Ponadto czasem rodzice mojego chłopaka, obecnie matka mniej, więcej ojciec, podczas rozmów z moim chłopakiem mają pretensje, że przyjeżdża ze mną, a nie sam. Ja się nie narzucam, mój chłopak chce mnie zabierać ze sobą, tym bardziej że na co dzień jesteśmy zajęci i jeśli mamy jakieś dłuższe wolne, to jest to jedyny czas, który możemy poświęcić na wspólny odpoczynek, a wtedy właśnie rodzice mojego chłopaka wymagają naszych przyjazdów. Przechodząc do sedna sprawy, nie wiem, jak mam się zachowywać w obecności rodziców mojego partnera po ciągłym obrażaniu mnie i obarczaniu winą za moimi plecami. Kiedy się widujemy i kiedy wszystko idzie po ich myśli, są oni z reguły sztucznie mili, ale kiedy tylko mnie nie ma w pobliżu, często mówią o mnie niemiłe rzeczy. Nie chcę udawać i sztucznie się uśmiechać, ale kiedy np. zachowuję się cicho i nie jestem w ich towarzystwie wesoła, od razu zaczynają się pytania, czy jestem na nich obrażona itd. I ja oczywiście rozumiem, że każdemu czasem zdarzy się coś na kogoś powiedzieć i nie obrażam się za wszystko, ale jeśli coś powtarza się notorycznie, to czy nie mam prawa czuć się nieswojo i czy nie mam prawa nie chcieć z kimś rozmawiać? I czy taka osoba naprawdę nie potrafi zrozumieć, że obrażając kogoś, zniechęca tę osobę do siebie coraz bardziej? Jak powinnam się zachowywać? Poza tym kwestia wyjazdów: czy rodzice mojego partnera mają prawo wymagać od nas ciągłych odwiedzin i w przeciwnym razie, czy mają prawo później nam wypominać to, że nie mieliśmy czasu, czy mogą potem robić mojemu chłopakowi kłótnie i krzyczeć na niego? On niczego od nich nie chce, nie dają mu żadnych pieniędzy, w niczym nie pomagają, a pomimo tego oni wymagają od niego coraz więcej... Bardzo proszę o poradę, pozdrawiam.

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

Zmiany nastroju - jak sobie z tym radzić?

Mam 25 lat. Od 2 lat jestem w związku z chłopakiem, który ma bardzo niestabilną sytuację życiową: brak mieszkania, kryminalna przeszłość i długi. Moja rodzina jest przeciwna temu związkowi twierdzi, że mój chłopak nie ma przed sobą żadnej przyszłości i... Mam 25 lat. Od 2 lat jestem w związku z chłopakiem, który ma bardzo niestabilną sytuację życiową: brak mieszkania, kryminalna przeszłość i długi. Moja rodzina jest przeciwna temu związkowi twierdzi, że mój chłopak nie ma przed sobą żadnej przyszłości i ja będąc z nim też zmarnuję sobie życie. Do tej pory materialnie nie brakowało mi niczego, ale nie dogadywałam się zupełnie z mamą, jej mężem mieszkałam z babcią i ona zawsze mnie wspierała. Nawet teraz chociaż nie możemy u niej mieszkać z chłopakiem, bo to by było dla niej zbytnim naruszeniem jej przestrzeni i źle by się z tym czuła, ja też. Mój chłopak jest moją bratnią duszą. Uważam, że każdy ma prawo do błędów i każdego mogło w życiu spotkać to co jego, a teraz jest bardziej wartościowym człowiekiem niż niejeden z jasną sytuacją i świetlaną przeszłością. Ale życie jest brutalne i bez pieniędzy przeszłam taką szkołę życia, że zwątpiłam we wszystkie wyższe wartości, w sens bycia uczciwym, bo gdyby nie pomoc materialna babci, to byśmy nie dali rady, a mama tylko na to czekała "żebym się przekonała, że z nim niczego nie osiągnę i nie damy sobie rady, a to wszystko dla mojego dobra". Żeby jej udowodnić, że dam sobie radę poszłam na studia magisterskie, które mama miała opłacać (nie ukrywała, że miała nadzieję że tam kogoś innego poznam). Ta szkoła wysysała ze mnie życie, bo miałam kasę tylko na czesne i noclegi nawet na jedzenie czasem nie miałam, a w domu kombinowanie jak związać koniec z końcem. Widziałam jak ludzie głupsi ode mnie dostają lepsze oceny i mają super pomysły na życie opierające się na zasadzie robić żeby się nie narobić i przy tym zarobić podczas, gdy ja do tej pory wierzyłam, że trzeba dawać z siebie maksimum i wtedy coś się osiągnie. Mój chłopak też tyrał jak wół, bo po wyroku nie da się znaleźć pracy miłej lekkiej i przyjemnej. Robiłam tę szkołę tylko żeby w końcu uniezależnić się finansowo od rodziny i móc powiedzieć, że nie jestem gorsza od innych bo mam ten papier magistra. Na cały etat nikt mnie nie chciał zatrudnić, bo te studia zajmowały dużo czasu choć zaoczne, o co rodzina też miała pretensje, że się nie staram. Ale znalazłam stałą pracę, chłopak też i odbijaliśmy się od dna i nagle parę dni temu został znów aresztowany na 5 m-cy za nieodrobione godziny społeczne sprzed 10 lat!!! Jego szef napisał pismo, że jest dobrym pracownikiem, ale nie wiem czy go nie zwolni, ja całkiem się załamałam nic prawie nie jem zastanawiam się czy to zniosę nic w rodzinie nie powiedziałam, ale z mojej pensji nie wiem czy dam radę utrzymać wynajęte mieszkanie. Dopiero teraz podjęłam decyzję żeby rzucić studia, na które nie mam siły i czasu, bo teraz muszę więcej pracować. Z rodzicami urwałam kontakt babci kłamię, że wszystko jest ok. W pracy zachowuję się normalnie, ale później płaczę dopóki nie usnę, nie sprzątam, zaniedbuję psa, po pierwszym widzeniu dostałam ataku szału, że to taka biurokracja i spóźnię się do pracy zaczęłam histerycznie wyć kopać ściany w moim bloku, drzwi swojego mieszkania wyzywać i drzeć się. Jak szłam do pracy to płakałam, nie mogłam oddychać w pracy zobaczyli tylko, że jakaś zmęczona jestem, czyli jednak umiem się wziąć w garść, ale w domu znów nie mam siły na nic. Nawet na dłuższy spacer z moim nieszczęśliwym psem. Czy rzuciłam szkołę i zaniedbuję dom z lenistwa tak jak by powiedziała moja mama? Czy ja mam prawo czasem stracić panowanie czy to mi przejdzie? Czy ja w ogóle jestem normalna? Nie chcę być taką ofiarą życiową. Czy to przez lenistwo ja nie mam nawet ochoty skończyć tej szkoły????
odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Magdalena Brudzyńska

Relacje z rodzicami - co mam zrobić, by je naprawić?

Mam straszny problem (przynajmniej wygląda tak to z mojej strony) z rodzicami. Czuję się ograniczona, niczym mi odcięto dopływ tlenu. Rocznikowo mam już 18 lat, a jak wcześniej mi na nic nie pozwalano, tak jest nadal. Chciałam iść na 18-nastkę...

Mam straszny problem (przynajmniej wygląda tak to z mojej strony) z rodzicami. Czuję się ograniczona, niczym mi odcięto dopływ tlenu. Rocznikowo mam już 18 lat, a jak wcześniej mi na nic nie pozwalano, tak jest nadal. Chciałam iść na 18-nastkę koleżanek, to nie pozwolili mi, gdyż byłam niedawno na imprezie. Ze znajomymi z innego miasta (bo mieszkam na wsi) jak się spotkam po lekcjach, to jest mi to wypominane przy każdej kłótni. Mam już tego wszystkiego serdecznie dość. Przy każdej rozmowie jestem spokojna, nie mam już siły nawet głosu podnosić. Podaje rozsądne argumenty, chcę iść na kompromis, ale to na nic. Nigdy nie zawiodłam ich zaufania, nie wróciłam do domu pijana, nie zrobiłam nic, co mogłoby naderwać ich zaufanie do mnie. Chciałambym móc korzystać z życia tak jak moi rówieśnicy, ale jedyne co mogę to sprzątać i się uczyć, nawet jak są ferie! Proszę o jakąkolwiek pomoc. Jak mam dotrzeć do rodziców, aby traktowali mnie na tyle, ile mam lat, a nie jak dziewczynkę z podstawówki? : )

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Boniuk
Mgr Magdalena Boniuk

Skomplikowana relacja z matką - co robić?

Mój problem jest następujący. Mam 20 lat i straszny problem w kontaktach z matką. To, co się dzieje w moim domu, przechodzi ludzkie pojęcie. Ale zacznę od początku. Odkąd pamiętam, w moim domu zawsze były awantury. Nie to, że moja...

Mój problem jest następujący. Mam 20 lat i straszny problem w kontaktach z matką. To, co się dzieje w moim domu, przechodzi ludzkie pojęcie. Ale zacznę od początku. Odkąd pamiętam, w moim domu zawsze były awantury. Nie to, że moja rodzina jest jakaś z problemami (typu alkoholizm, narkomania itd.), bo jest to normalna, przeciętna rodzina. Matka pielęgniarka, ojciec inżynier. Duży dom. Zadbany. Ale brakuje tu tego ciepła rodzinnego. Od zawsze pamiętam, że matka o wszystko mnie obwiniała. Zawsze, kiedy kłóciła się z ojcem, to tylko mówiła: "Widzisz, co narobiłaś?! To Twoja wina! Wszystko przez Ciebie! Zadowolona teraz jesteś?!". Mimo że ja się nic nie odzywałam i nic nie robiłam w kierunku, żeby się kłócili. Nawet jak miałam 11 lat, to ciągle to słyszałam, że wszystko jest przeze mnie. Mało tego - jak byłam młodsza, to mnie biła. I to zawsze, kiedy na mnie krzyczała. Biła po głowie, po tułowiu, dosłownie wszędzie... Ciągle tylko słyszę, że "ciągle kłamie", "jesteś kretynem, downem, idiotką", "nic nie potrafisz zrobić", "do niczego się nie nadajesz...". Kiedy skończyłam 16 lat, popełniłam kilka błędów "młodości". Tzn. wpadłam w towarzystwo, które nie odpowiadało moim rodzicom. Ale nigdy w życiu nie popadłam w jakieś branie narkotyków, bójki, nadmierne picie alkoholu czy coś jeszcze innego... A mimo to potrafiłam też usłyszeć od matki, że "się puszczam". Strasznie mnie bolały - i bolą do tej pory - takie słowa słyszane od własnej matki. Zaczęłam odnosić wrażenie, że jestem dla nich problemem. Później, im byłam starsza, to zaczęło się robić coraz gorzej... Awantury nie ustają. Ba, teraz nawet są o wszystko. O to, że nic nie robię w domu, że źle ułożę bluzkę w szafie, że źle pokroję warzywa czy coś, że to, że tamto. Ogólnie - same głupoty i mało istotne rzeczy. Nie jest tak, że nic nie robię w domu. Jak tylko mam czas, to sprzątam, prasuję, gotuję, wychodzę z psami na spacer. Ogólnie robię to, co matka chce, ale nadal jest źle. Nie wiem już, co mam robić, żeby w końcu mnie doceniła. Ostatnio ciągle słyszę, że mam się wyprowadzić, bo ona "już nie może na mnie patrzeć", albo że "jej się rzygać chce, jak mnie widzi". Że jestem "psychiczna i zgrywam wielka damę". Ciągle tylko mówi, że jestem wredna, bezczelna i kłamliwa i że tylko jak coś od niej chcę, to jestem miła. Że dom, w którym mieszkam, nie jest mój, tylko rodziców, i nic w nim do mnie nie należy. Ja tu po prostu tylko mieszkam. Traktuje mnie jak dziecko. I zawsze, kiedy jej mówię, że mam już 20 lat i nie potrzebuję aż takiej kontroli jak 10 lat temu, to słyszę: „może i masz 20 lat, ale rozum masz 10-latki”. Jak chcę gdzieś wyjść ze znajomymi, to zaraz jest milion pytań: "gdzie? z kim? co będziemy robić? o której będę?". Jest mi głupio, że w wieku 20 lat muszę się pytać rodziców, czy mogę wyjść na dwór ze znajomymi, czy mogę iść do klubu, czy to czy tamto… Pieniędzy (kieszonkowego) nie dostaję w ogóle, bo matka twierdzi, że "nie zasługuję na to, bo wydałabym wszystko na głupoty". A ja jednak mam swoje potrzeby, tylko że jej to nie interesuje. Każe mi iść do pracy, co w obecnej sytuacji jest niemożliwe, gdyż studiuje dziennie, a na weekendy tylko mało kto chce zatrudnić młodą osobę, zwłaszcza bez doświadczenia. Kiedy jej mówię, że potrzebuję np. na kartę do telefonu, to zaraz jest „idź i sobie zarób, chyba to jesteś w stanie zrobić". Ciągle mi tylko powtarza, że dopóki jestem na jej utrzymaniu i mieszkam w tym domu co ona, to mam robić to, co ona chce, i zachowywać się tak, jak ona sobie tego życzy. Nie potrafię z nią rozmawiać - właściwie to się nie da. Zawsze, kiedy próbuję rozmawiać z nią, to zaraz unosi się krzykiem i mówi "zamknij mordę i nie mów do mnie takim tonem". To boli. Najgorszy problem chyba jest z moim chłopakiem. Ona go nie lubi. Zawsze po jego wizycie w moim domu mam awanturę. Matka mówi, że nie życzy sobie, żeby on tu przychodził, że jest chamem, palantem, debilem itd. Nie chce, żeby przychodził, dlatego że według niej on robi bałagan, ale nie mam pojęcia, w jaki sposób, skoro siedzimy cały czas u mnie w pokoju i nigdzie po domu się nie ruszamy. Nie chce, żeby przychodził do mnie - ja do niego też nie mogę chodzić. Bo jej się to nie podoba. Nie akceptuje go, chociaż to jest normalny chłopak. Uczy się w technikum, w tym roku ma maturę, chce iść na studia. Ale jej się nie podoba. Ogranicza mi czas spotkania z nim do godziny 21. W tygodniu nie mogę się z nim spotykać z powodu studiów. Widzimy się średnio co 2-3 dni na kilka godzin. Potrzebuję pomocy, bo nie wiem, co mam robić. Ja w tym domu nie mam własnego życia. Jestem traktowana jak mała dziewczynka. Chcę się wyprowadzić, ale nie poradzę sobie, studiując dziennie, a matka na pewno nie będzie mi dawała pieniędzy na życie, mimo że musi mnie utrzymywać, dopóki się uczę. Mam już tak zniszczone nerwy i psychikę przez nią, że jestem w tej chwili wrakiem człowieka. Co ja mam robić? Proszę o pomoc!

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Koleżanki mnie odrzucają - jak to zmienić?

Witam... Piszę tutaj i proszę o radę, ponieważ nie chcę się udawać do żadnych lekarzy itp. Jestem dziewczyną, mam 17 lat. Otóż chodzi o to, że jestem odrzucana przez ludzi. Od września poszłam do nowej szkoły (LO). Na początku było...

Witam... Piszę tutaj i proszę o radę, ponieważ nie chcę się udawać do żadnych lekarzy itp. Jestem dziewczyną, mam 17 lat. Otóż chodzi o to, że jestem odrzucana przez ludzi. Od września poszłam do nowej szkoły (LO). Na początku było z ludźmi ok, ale potem... Utworzyły się grupki, a ja nie zostałam do żadnej przyjęta. Jest taka grupka dziewczyn, z którą chciałabym się trzymać i mieć naprawdę dobre kontakty. Ale czuję, że one mnie nie chcą. Nie wiem, czym to jest spowodowane. Niby są dla mnie miłe, ale jak je o coś proszę, to zazwyczaj odmawiają, chociaż nie zawsze. Ostatnio koleżanka mi nawet nie chciała przesłać lekcji. Nie wiem, może powinnam w sobie coś zmienić? Jakoś specjalnie ładna nie jestem, ale brzydka też nie. Przeciętna po prostu. Jestem spokojna, sympatyczna, skromna, nie tapetuję się. Lenia też mam, ale... Kiedy ktoś mnie prosi o jakieś przesłanie lekcji czy coś, to to robię. Czasem jestem nieśmiała, ale staram się tę nieśmiałość przełamywać. Uczę się przeciętnie. Może brakuje mi też pewności siebie, nie wiem. Staram się rozmawiać z dziewczynami, ale nieraz mają do mnie inne podejście. Nawet na wuefie, kiedy wybiera się składy do gry, to nikt mnie nie wybiera, tylko muszę dochodzić do jakiejś drużyny, bo zostaję ostatnia. Ostatnio nawet coś w sobie zmieniłam - lekko przefarbowałam włosy. Dziewczyny były zaskoczone, rozmawiały ze mną, a potem znów wyszło jak zawsze... BARDZO PROSZĘ O RADĘ.

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

Mieszkanie z teściami - jak znaleźć dobre rozwiązanie?

Witam, opisuję swoje przeżycie z teściami. Od początku naszego małżeństwa nie akceptują mnie. Jeżeli chodzi o teścia, da się wytrzymać. Po ślubie wprowadziłem się do żony, choć tego nie chciałem, ale teściowa sama zaproponowała mi mieszkanie, bo duży dom, a...

Witam, opisuję swoje przeżycie z teściami. Od początku naszego małżeństwa nie akceptują mnie. Jeżeli chodzi o teścia, da się wytrzymać. Po ślubie wprowadziłem się do żony, choć tego nie chciałem, ale teściowa sama zaproponowała mi mieszkanie, bo duży dom, a po co pieniądze dawać itd. Zgodziłem się i oto początek gehenny: wtrącanie się, podsłuchiwanie, mieszkanie przez ścianę. Po 1,5 roku żona spytała rodziców, czy zeszliby na dół, bo dom jest duży. Rodzice zgodzili się, ale zawsze były jakieś pretensje (że muszą meble znieść itd.). Zrobiliśmy drzwi - teściowa miała problem, że kuchnia osobna, co powiedzą ludzie, więc żona tłumaczyła... Zaznaczam, że teściowa to strasznie upierdliwy człowiek, narzucający się. Wchodziła na górę, kiedy chciała: o 19.00 o 20.30 itd. Któregoś dnia powiedziałem „koniec z tym” i zaczęliśmy zamykać drzwi na klucz. Wiadomo – przygadała, że drzwi zamknięte. Ja stwierdziłem, że z teściową ślubu nie brałem, więc trzeba pogadać. Pogadaliśmy raz, nic nie dało, później drugi raz i dalej nic, więc stwierdziłem „koniec, nie będę gadał więcej”. Szkoda słów. Muszę żyć swoim życiem z żoną. Nie rozmawiam z teściową 2 lata, tylko „dzień dobry” i koniec na tym. Jestem człowiekiem, który nie rzuca słów na wiatr. Jak coś postanowię, realizuję. Żona prosiła swoją matkę, by ograniczyła swoje przyjścia do minimum, a ta dalej swoje - przychodzi po 5 razy dziennie. Niestety negatywnie to skutkuje: jestem zestresowany i znerwicowany i czasami podnoszę głos na dziecko lub żonę. Pracuję, niczego nam nie brakuje, od teściów nie pożyczamy. Teściowa jest straszna. Szykuję się na rozmowę, ale taką poważną i ostatnią. Jak nie poskutkuje, to wyprowadzamy się - tak ustaliliśmy z żoną. Bo szkoda naszego życia. My z żoną oboje mamy wykształcenie wyższe, teściowa podstawowe. Choć to niewiele znaczy. Niesie to takie skutki, że ograniczam wizyty dzieci u teściów, nie pozwalam zejść, chyba że w mojej obecności. Moje pytanie: czy dobrze robię i czy powinienem rozmawiać z teściową (zaznaczam, że się wybudowali 5 km od nas, mają 2 domy, ale teściowa raz tu mieszka, a raz tam; chcieliśmy kupić od nich dom, ale oni wiecznie niezdecydowani: najpierw mówią, że sprzedają, a później, że nie)? Jak dzieci. Proszę o radę. Dziękuję.  

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Magdalena Brudzyńska

Teściowie - czy warto z nimi zamieszkać?

Witam wszystkich. Proszę o radę. Mamy zamiar się pobrać i zamieszkać z rodzicami żony. Tylko niektórzy twierdzą, że rodzice żony są toksyczni. Bardzo się kochamy, jesteśmy razem 3 lata. Boję się tylko, że jej rodzice będą się do wszystkiego nam...

Witam wszystkich. Proszę o radę. Mamy zamiar się pobrać i zamieszkać z rodzicami żony. Tylko niektórzy twierdzą, że rodzice żony są toksyczni. Bardzo się kochamy, jesteśmy razem 3 lata. Boję się tylko, że jej rodzice będą się do wszystkiego nam wtrącać i że małżeństwo może się rozpaść. Co robić? Narzeczoną bardzo kocham. Mamy prawie 40 lat. Proszę o radę. esiu1@onet.pl

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Magdalena Boniuk
Mgr Magdalena Boniuk
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś
Patronaty