Twój przewodnik po zdrowiu

  1. Opisz swój problem. Pomożemy Ci znaleźć odpowiedź w bazie ponad miliona porad!
  2. Nie ma informacji, których szukasz? Wyślij pytanie do specjalisty.
Rozpocznij
7 6 3 , 6 6 9

odpowiedzi udzielonych przez naszych ekspertów

Rzetelnie + Bezpiecznie + Bezpłatnie

Relacje: Pytania do specjalistów

Mam 20 lat i nie mam żadnych przyjaciół - jak to zmienić?

Mam 20 lat, jestem studentką. Nigdy nie byłam duszą towarzystwa, ale zawsze (w liceum, gimnazjum) miałam pewne koleżanki, lecz to nie była przyjaźń. Zawsze czułam, że muszę rywalizować, żeby "zdobyć" dobrą koleżankę, przyjaciółkę, i tak jest po dziś dzień... Będąc...

Mam 20 lat, jestem studentką. Nigdy nie byłam duszą towarzystwa, ale zawsze (w liceum, gimnazjum) miałam pewne koleżanki, lecz to nie była przyjaźń. Zawsze czułam, że muszę rywalizować, żeby "zdobyć" dobrą koleżankę, przyjaciółkę, i tak jest po dziś dzień... Będąc małym dzieckiem, często czułam się odtrącona, miałam koleżanki, ale to ja zawsze musiałam zabiegać o ich względy i czułam się jak piąte koło u wozu. Jeżeli ja się do nich odezwałam, spotykałyśmy się, jeżeli nie... to była po prostu cisza. W liceum miałam to samo, ciągle czułam, że muszę rywalizować z innymi dziewczynami, i do tej pory mam uraz do tego, na studiach jest to samo. Myślałam, że teraz się wszystko zmieni, lecz tak nie jest, potworzyły się grupki, ludzie spotykają się po zajęciach, chodzą na imprezy, a ja... jestem zwyczajnie sama. Owszem, są dziewczyny, z którymi rozmawiam na uczelni, ale ten kontakt po zajęciach już się kończy, potworzyły się paczki, w których jest kilka osób, dobrze się ze sobą bawią i już nie mają potrzeby, aby był z nimi ktoś nowy. Nie rozumiem, czy ze mną jest coś nie tak? Przecież oni też się jeszcze parę miesięcy temu nie znali i potrafili się świetnie zgrać, dlaczego więc ja nie mogę? Na studia poszłam ze znajomą, tzn. ona też wybrała ten sam kierunek i tę samą uczelnię, i w październiku się dowiedziałam, że będziemy razem, szczerze... to za bardzo tego nie chciałam... chciałam być anonimowa, zacząć wszystko od nowa, lecz tak nie jest. Zazwyczaj trzymam się tylko z nią, ona nie potrzebuje nowych znajomości, ponieważ ma swoją paczkę, swoich przyjaciół, jest jeszcze z nami czasem pewna dziewczyna, i ciągle mam wrażenie, że ta znajoma z dawnych lat próbuje zrobić wszystko, żeby mnie odtrącić od niej i żeby mieć ją na wyłączność, ale ja tak już dłużej nie mogę! Mam wrażenie, że to jest ciągła rywalizacja, bo jeżeli nie będziesz walczyć, to zostaniesz sam jak palec. Pozdrawiam

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Jak sprawić, by inni ludzie przestali mnie traktować jak ofiarę?

Tak naprawdę nie wiem, od czego zacząć. Nigdy nie czułam się dobrze we własnej skórze. Zawsze odkąd pamiętam, byłam samotniczką. A dzieci, jak to dzieci, lubią wynajdować sobie ofiary i znęcać się nad nimi – ja stałam się właśnie...

Tak naprawdę nie wiem, od czego zacząć. Nigdy nie czułam się dobrze we własnej skórze. Zawsze odkąd pamiętam, byłam samotniczką. A dzieci, jak to dzieci, lubią wynajdować sobie ofiary i znęcać się nad nimi – ja stałam się właśnie tą ofiarą. Cały czas dzieciaki naśmiewały się ze mnie, a ja wracałam do domu każdego dnia z płaczem. Rodzice późno zaczęli się tym interesować, na szczęście gdy w końcu to zauważyli, zaczęli prowadzać mnie do przeróżnych psychologów, a nawet do hipnotyzera, którzy mieli nauczyć mnie pewności siebie. Nie było efektów, toteż sama przestałam zgadzać się na te spotkania twierdząc, że jest lepiej. I po części było lepiej. Starałam się wejść w towarzystwo, niestety z miernym skutkiem, jako że wszyscy moi koledzy już dla zasady nie chcieli się ze mną zadawać. Żeby nie popsuć sobie opinii. Wszystko zmieniło się, gdy poszłam do szkoły średniej. W przeddzień rozpoczęcia roku postanowiłam sobie, że będzie inaczej. Zwłaszcza, że nie znałam w tej szkole absolutnie nikogo. I rzeczywiście, w nowej klasie stałam się wręcz duszą towarzystwa. Każdy zna moje imię, choć ja ich imion nie pamiętam. Nauczyciele również zapamiętali mnie jako pierwszą. Było świetnie, niestety do czasu. Gdy klasa bliżej się poznała, zaczęły się kłótnie. I nagle, prawie bez powodu wszystko się zepsuło. Osoby, z którymi zapoznałam się jako pierwszymi, po prostu zaczęły mnie ignorować, a inni nawet poniżać i obrażać. Nie wiem, co ja takiego robię, że ludzie strasznie lubią mnie tak traktować. Od początku starałam się grać osobę niezależną, asertywną, taką, którą nie obchodzi zdanie innych. Miałam nadzieję, że ten sposób wypali i ludzie nie będą się nade mną znęcać. A z czasem zrobiło się jeszcze gorzej… Naprawdę nie wiem już, co robić. Nie chcę do końca życia zostać ofiarą losu.

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

Co robić, bo nie mogę już wytrzymać z rodzicami?

Moja mama ma się za chodzący fenomen. Wszystko robi idealnie. Zawsze ma racje. Wszystko musi być zawsze tak jak ona sobie umyśli. Czasami człowiek nie ma ochoty rozmawiać na dany temat to będzie tak długo drążyć, aż się dowie albo...

Moja mama ma się za chodzący fenomen. Wszystko robi idealnie. Zawsze ma racje. Wszystko musi być zawsze tak jak ona sobie umyśli. Czasami człowiek nie ma ochoty rozmawiać na dany temat to będzie tak długo drążyć, aż się dowie albo dla odmiany wybucha ostra awantura, że mam przed nią tajemnice, że wolę słuchać innych niż ją itd. Staram się nic nie odzywać, żeby się nie kłócić, ale i tak się będzie nazywać, że to ja wszczynam awantury. Gdy mam inne zdanie na dany temat to znaczy, że myślę źle i albo przyznam jej rację albo idzie kolejna chaja. Do tego ojciec zawsze się musi wtrącać i dogadywać mi. Nie robi tego po to, żeby nas uspokoić pogodzić tylko podlizać się matce, a mi dogryźć. Z ojcem nigdy nie miałam dobrego kontaktu. Właściwie odnoszę wrażenie, że mnie nienawidzi. Podejrzewam, że dlatego, że nie jestem synem tylko córką. Kiedyś to wyszło między wierszami. Praktycznie ze sobą nie rozmawiamy. A jeśli już to tylko po to, żeby się pokłócić i wyżyć na sobie. Nigdy mi pieniędzy nie daje, a tylko stale wypomina. Nałogowo pije odkąd sięgam pamięcią. Od matki też nie biorę już swojego czasu żadnej kasy, ale się nazywa potem, że jak coś chcę to potrafię przyjść. Trwa to już jakieś kilka lat. To mnie już przerasta. Nie mam siły już walczyć. Dodam, że jestem w ciąży i mieszkamy z chłopakiem u mnie. Wyprowadzić się nie mamy dokąd ani właściwie za co. Moi rodzice o tym świetnie wiedzą, dlatego na coraz więcej sobie pozwalają wobec nas. Ciuszki kupuję złe, wózek wzięliśmy brzydki, łóżeczko brzydkie, kosmetyki niepotrzebne. Wszystko robimy źle. Najlepiej by było gdyby matka wybrała wszystko dla dziecka. Nie potrafi zrozumieć, że rodziła 20 lat temu i czasy się zmieniły, że pewne rzeczy już nie są takie jak kiedyś. Przez całą ciążę i jeszcze zanim zaszłam dbam o dom, gotuję, chodzę do szkoły, staram się, ale to i tak za mało by zasłużyć na jakąkolwiek pochwałę. Zawsze tylko krytyka. Na jego rodziców też nie możemy liczyć, ponieważ matka całe życie się przejmowała tylko jego siostrą. O synu sobie przypomina tylko wtedy, gdy chce pieniądze pożyczyć. Na razie chłopak pracuje dorywczo… u mojego ojca. Zarabia tyle, że mamy na swoje wydatki, kupiliśmy sami całą wyprawkę i czasem coś kupimy od siebie do domu. A tak żyjemy na koszt rodziców. To wszystko jest jak błędne koło. Najgorsze jest to, że to my już zaczynamy się kłócić przez to wszystko. On chce żebyśmy zamieszkali u niego, ale sam po cichu dobrze wie, że nie jesteśmy mile widziani tam. U mnie zaś nie lepiej. Na wynajem nas nie stać niestety, przynajmniej na razie. Coraz częściej myślę o samobójstwie. Mam już chyba depresję. Nic mnie nie cieszy. Codziennie tylko myślę o co tym razem się pożremy czy może choć jeden dzień się obejdzie bez. Gdyby nie ta istotka ukochana, którą noszę pod sercem już dawno bym sobie odebrała życie. Nie wiem jak długo tak jeszcze wytrzymam. Nie mam nawet kogo się poradzić i też wstydzę się komuś tak o tym opowiedzieć. Choć nam nigdy niczego nie brakowało to mam wrażenie jakbym żyła w jakiejś patologicznej rodzinie. O wizycie u psychologa nawet nie mam co wspominać, bo powiedzą, że to ja powinnam tam iść, bo jestem nienormalna. Stałam się nerwowa, źle sypiam, nie wychodzę z domu, nie mam już koleżanek. Mam wrażenie, że zostałam z tym wszystkim sama, że nikt nie potrafi mi pomóc. Chciałabym się móc wyprowadzić, ale z drugiej strony boję się, że sobie nie poradzimy albo popadniemy w długi. Nie wierzę już w siebie. Wydaje mi się często, że jestem chodzącym pechowcem i nieszczęściem. Nic mi się nie udaje. To wszystko jest chore po prostu... :(:(:(

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Boję się i nienawidzę mojego ojca - co robić?

Witam. Nienawidzę ojca, ponieważ jest okropny - jak byłem mały, kazał mi sprzątać cały dom na błysk, raz nie umyłem łyżki i byla straszna awantura, albo raz u mnie był kolega i graliśmy na komputerze - ja wyszedłem, aby go...

Witam. Nienawidzę ojca, ponieważ jest okropny - jak byłem mały, kazał mi sprzątać cały dom na błysk, raz nie umyłem łyżki i byla straszna awantura, albo raz u mnie był kolega i graliśmy na komputerze - ja wyszedłem, aby go przywitać, lecz zapomniałem odgrzać ojcu zupy i dał mi na to 15 minut: jak tego nie zrobię to dostanę pasem, stał nade mną, krzyczał i odliczał czas z pasem w ręku, nie wyrobilem się w czasie - zaczął mnie strasznie bić i krzyczeć, starałem się uciec, odpychać go, lecz on tym bardziej się nakręcał. Okazuję mu szacunek, nigdy nie lekceważę jego słów, zawsze słucham co powie, nigdy z nim nie dyskutuję. Starsze rodzeństwo opowiadało mi, że było dużo gorzej. Cały czas mnie wyzywa strasznymi przekleństwami, z mamą jest w separacji od kilku lat i wszystkie obowiązki spadły na mnie. Teraz jest trochę lepiej, ale i tak nie jest dobrze - robi straszne awantury o byle co jak wraca wieczorem i zawsze ktoś u niego jest. Słyszałem, że mamę też nie traktował dobrze, byłem mały i wszystko też widziałem - moje rodzeństwo dostawało za nic. Staram się zawsze mu zaimponować, lecz on i tak zawsze mnie wyzywa, trzaska drzwiami itp. Strasznie się go boję, nie wiem już co robić. Codziennie jak wraca to modlę się, żeby przyszedł spokojny... Ekspert

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Boniuk
Mgr Magdalena Boniuk

Mam problemy w kontaktach z rówieśnikami - gdzie szukać pomocy?

Witam. Na imię mi Agnieszka. Mam 19 lat i uczę się w trzeciej klasie technikum. W gimnazjum byłam dręczona psychicznie przez część klasy. Bardzo często opuszczałam lekcje. Czekałam tylko z nadzieją, że jak skończę gimnazjum i pójdę do szkoły średniej,...

Witam. Na imię mi Agnieszka. Mam 19 lat i uczę się w trzeciej klasie technikum. W gimnazjum byłam dręczona psychicznie przez część klasy. Bardzo często opuszczałam lekcje. Czekałam tylko z nadzieją, że jak skończę gimnazjum i pójdę do szkoły średniej, to będzie lepiej. Chciałam wszystko zmienić, nawet zapisałam się na zajęcia taneczne i dostałam się do liceum. Jednak po rozpoczęciu roku szkolnego byłam załamana. W klasie źle mi się układało. Z nikim się nie zaprzyjaźniłam, chodziłam sama. Nawet miałam kilka nieprzyjemnych sytuacji. Po tygodniu przepisałam się do technikum. Już po pierwszym dniu w nowej szkole myślałam, że udało mi się zmienić coś na lepsze. Wszyscy byli sympatyczni i dobrze mnie przyjęli. Przez całą pierwszą klasę byłam zadowolona, miałam koleżankę, z którą bardzo dobrze się dogadywałam, i dobry kontakt z resztą klasy. W drugiej klasie zaczynało się źle dziać. Pod koniec roku zaczęłam coraz częściej opuszczać lekcje. Na początku trzeciej klasy już w pierwsze dni po rozpoczęciu nie mogłam się dogadać z koleżankami, na lekcjach czułam się strasznie, zadręczałam się myślami, dlaczego nie jestem taka jak w pierwszej klasie. Od początku roku nie było tygodnia, w którym nie miałabym opuszczonego chociaż jednego dnia. Moja sytuacja się pogarsza. Gdy nie idę do szkoły, to zostaję w domu i nie wiem, co mam robić, płaczę i zadręczam się, myślę o swojej złej sytuacji. Wiem, że powinnam chodzić do szkoły, ale boję się ludzi. Niby nikt mi nie dokucza, ale... nie potrafię wytłumaczyć. Unikam kontaktu z ludźmi, mimo że chciałabym mieć znajomych, bardzo mi z tego powodu ciężko. Mam trudności w kontaktach i cierpię z tego powodu, często płaczę. W szkole najczęściej siedzę sama, nie mam tematów do rozmów, boje się nawet poprosić o pożyczenie głupiej książki. Chciałabym to zmienić i chodzić do szkoły z radością, że spotkam znajomych. Codziennie mówię sobie, że następnego dnia będzie lepiej, że pójdę do szkoły i będę na siłę rozmawiać z innymi, że jakoś skończę szkołę, ale nigdy mi się to nie udaje. Wiem, że klasa widzi, że jest ze mną coś nie tak, i jest to dla mnie ciężkie. Często wychodzę z domu, ale wracam po chwili, albo gdy jestem już w szkole, to chciałabym uciec, ale nigdy nie mam odwagi tego zrobić. Na lekcjach myślę tylko o tym, kiedy się skończą i kiedy będę mogła iść do domu. Nigdy nie byłam wybitną uczennicą, ale uczyłam się dobrze, nie wyobrażałam sobie, jak można dopuścić do tego, żeby dostać jedynkę na koniec semestru czy też na koniec roku, a teraz sama mam trzy jedynki. Wychowawczyni powiedziała mi, że jeżeli nie chcę chodzić do szkoły, to droga wolna, mogę wybrać papiery i zakończyć edukację. W tym problem, że ja chcę skończyć szkołę. Jestem załamana. Nie mam życia towarzyskiego. Mieszkam z babcią i dziadkiem. Tata wyjechał za granicę, gdy miałam 2 lata, a mama, gdy miałam 12. Bardzo źle przeżyłam jej wyjazd. Często jej wypominam to, że wyjechała, a później mam wyrzuty sumienia. Dziadek chce rządzić wszystkimi, ciągle krzyczy, kłócimy się. Gdy nie idę do szkoły, snuje jakieś głupie domysły. Nie mam osoby, której mogłabym się zwierzyć. Mama nie rozumie, uważa, że przesadzam, gdy mówiłam jej o trudności w rozmowach, to powiedziała, że można rozmawiać o czymkolwiek. Gdyby to było takie łatwe... ale nie jest. W szkole, gdy mam coś powiedzieć na forum klasy, odpowiadam na ocenę lub po prostu czytam jakiś tekst, to robię się czerwona, drżą mi ręce i głos, zdarzało się, że słowa grzęzły mi w gardle, serce szybciej mi biło, a później z tego wszystkiego bolała mnie głowa. Chciałabym mieć w przyszłości dobrą pracę i wykształcenie, nie chciałabym zawieść rodziców, ale w obecnej sytuacji nie potrafię nic zrobić, mam myśli samobójcze, chociaż wiem, że nie odważyłabym się sobie coś zrobić, za bardzo się boję. Mam wielki chaos w głowie.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Dlaczego swoją złość wyładowuję na rodzicach?

Od jakiegoś czasu wszystko mnie denerwuje, cały czas chodzę rozdrażniona, na rodziców ciągle krzyczę i wyładowuje się na nich. W szkole jestem bardzo dobra. Nauka idzie mi dobrze, gdy jestem zła na jakiegoś nauczyciela, wtedy na złość mu pokazuje na... Od jakiegoś czasu wszystko mnie denerwuje, cały czas chodzę rozdrażniona, na rodziców ciągle krzyczę i wyładowuje się na nich. W szkole jestem bardzo dobra. Nauka idzie mi dobrze, gdy jestem zła na jakiegoś nauczyciela, wtedy na złość mu pokazuje na co mnie stać i zbieram dobre oceny. Czy to jest normalne? A z moimi rodzicami cokolwiek by się mnie nie zapytali ja zaraz im odburkuje albo krzyczę na nich. Nie chce mi się wychodzić z domu, całymi dniami potrafię siedzieć przed komputerem i oglądać seriale. Jestem samotna, wszyscy moi znajomi mają chłopaków/dziewczyny, na mnie przestali zwracać uwagę, żyją swoim życiem, a przypominają sobie o mnie gdy im się w związku nie układa. To mnie tez dobija, ale nie powiem znajomym, że mnie to meczy tylko wyżyje się na rodzicach. Czasami tak mnie ponosi, ze używam słów, których potem żałuję. Wydaję mi się (tzn. tak uważają moi rodzice), że mój problem to jest moja waga, moje BMI wynosi 26 czyli mam lekką nadwagę. Czasami myślę, że nie wyglądam aż tak źle, a czasami potrafię popłakać się patrząc w lustro. Ogólnie chodzę nerwowa praktycznie całymi dniami, nawet teraz pisząc do państwa również jestem zdenerwowana. Czasami miewam też stany lękowe. Co mam robić? Błagam, pomóżcie mi, ja chcę być tą dziewczyną co dwa lata temu i mieć tą wagę co 2 lata temu :(.
odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Co mam zrobić, gdy nie widzę sensu życia?

Jestem młodą, 24-letnią kobietą. Na pozór mam szczęśliwe życie. Skończone studia, dobrze płatna praca, dobre perspektywy zawodowe. Ludzie postrzegają mnie jako młodą, ambitną i wiedzącą czego chce osobę. Z zewnątrz moje życie wygląda na poukładane i stosunkowo dobre. Ale ja...

Jestem młodą, 24-letnią kobietą. Na pozór mam szczęśliwe życie. Skończone studia, dobrze płatna praca, dobre perspektywy zawodowe. Ludzie postrzegają mnie jako młodą, ambitną i wiedzącą czego chce osobę. Z zewnątrz moje życie wygląda na poukładane i stosunkowo dobre. Ale ja postrzegam je jako pełne bólu, łez i smutku. Nie umiem znaleźć sensu, boję się, że moje życie nigdy nie będzie szczęśliwe... W domu nigdy nie znajdywałam wsparcia. Ojca nie znałam, a z mamą nigdy się nie rozumiałyśmy. Zawsze wszystko robiłam źle, zawsze za mało... Oceny miałam za słabe (średnia zawsze ponad 4,0), ale inni mieli lepsze. Cały czas słyszałam: jak ty się zachowujesz, jak stoisz, jak ty wyglądasz popatrz na innych. Gdy udawało mi się osiągnąć cel, wtedy cieszyła się razem ze mną, ale gdy coś mi nie wychodziło, słyszałam, że za mało się przyłożyłam, że na nic mnie nie stać, że nic nie umiem zrobić dobrze. Problemy jakie miałam zawsze były nieważne, zawsze przesadzałam, szukałam sobie wymówki. W kłótniach wiecznie słyszałam, że jestem idiotką, popaprańcem, że nie wie za co ją Bóg takim dzieckiem pokarał. Gdy mama coś dla mnie robiła, np. kupiła mi upragnione rolki, potem wyciągała to mówiąc, ja Ci daje co tylko mogę, liczyłam, że to docenisz, a ty nawet nie możesz się przyłożyć do nauki... Tak jakby wszystko robiła oczekując w zamian czegoś ode mnie, nigdy żeby po prostu sprawić mi radość. Gdy problemy się nawarstwiały i zmarł mój ojciec (zdałam sobie sprawę, że nigdy nie będzie go przy mnie) zaczęłam wagarować, wpadłam w złe towarzystwo. Mama mi pomogła wtedy, żeby nie wyrzucono mnie ze szkoły, ale od tej pory nigdy nie pozwoliła mi zapomnieć, że popełniłam błąd. Mimo iż znów zaczęłam się uczyć, dostałam się do dobrego liceum, a potem na studia to i tak nie mogłam spotykać się za znajomymi, nie mogłam iść na piwo czy wyjść do kina. Ewentualne moi znajomi mogli przyjść do mnie, nigdy ja do nich. Miałam być w domu, pod czujnym okiem mamy. Moja mama kontrolowała wszystko w moim życiu, nie spotykałam się ze znajomymi, nie chodziłam na 18-tki, nie miałam chłopaków, bo ciężko było wytłumaczyć, że mam 20 lat i dalej mama nie pozwala mi wyjść z domu. Nie mogłam nawet obciąć włosów czy kupić sobie takiej bluzki jak chciałam. Wszystkie decyzje podejmowała ona, a gdy się sprzeciwiałam po prostu biła. Miałam myśli samobójcze, zastawiałam się jak się zabić, kilka razy połykałam tabletki ale chyba nie miałam odwagi zrobić tego porządnie, bo tylko zasypiałam. Gdy się cięłam, czułam ulgę, jakby cała złość i bezradność na chwile mijały. Gdy skończyłam studia, dostałam dobrą pracę i wyprowadziłam się do innego miasta. Relacje w domu poprawiły się w pewnym sensie, dalej nie otrzymuje wsparcia, ale sama decyduje o moim życiu i nie słyszę codziennie, jaka jestem beznadziejna. Moja mama straciła prace, wiec zarabiam na nas obie i finansowo też jest coraz ciężej. Myślałam, że wyprowadzka wszystko zmieni, ale dalej nie potrafię znaleźć miłości, zaufać ludziom czy cieszyć się życiem, a do tego dochodzą wspomniane problemy finansowe. Boję się, co zrobię gdy skończą mi się oszczędności, a moja pensja nie wystarczy by utrzymać nas obie. Boje się, ze wciąż jestem sama. Nigdy z nikim nie byłam a i teraz nie mam szczęścia w miłości. Patrzę na ludzi wokół, którzy wspólnie planują życie i dzielą problemy i popadam w depresje czy ja kiedyś doświadczę czegoś podobnego. Bo w moim życiu łatwo popadam w związki na jedna noc, łudząc się ze coś z tego będzie... Mam wrażenie, że nie szanuję samej siebie, ale tak bardzo pragnę bliskości i czułości, że często w danej chwili zapominam, że jedna noc nic nie zmieni w moim życiu. Znów wracają myśli, po co tu jestem, czy moje życie ma sens, jak znaleźć szczęście i czy przypadkiem nie jestem pomyłką na tym świecie…

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Co robić, kiedy przez matke tracę wiarę w sens życia i możliwość bycia szczęśliwym?

  Witam, mam 17 lat. Po raz pierwszy dzielę się takim problemem z kimś, więc proszę o wyrozumiałość. Temat tyczy się relacji moich z moją mamą. Od momentu jak zacząłem chodzić do szkoły średniej relacje się pogorszyły. Moje oceny zaczęły...

  Witam, mam 17 lat. Po raz pierwszy dzielę się takim problemem z kimś, więc proszę o wyrozumiałość. Temat tyczy się relacji moich z moją mamą. Od momentu jak zacząłem chodzić do szkoły średniej relacje się pogorszyły. Moje oceny zaczęły spadać, lecz nie drastycznie. Kiedyś, rozmawiając z mamą na temat ocen (jeszcze w gimnazjum), powiedziała mi, że jeśli będzie widzieć, że się uczę nie będzie miała problemu z tym, że dostałem 1 z danego przedmiotu, lecz jak mam jej pokazać, że mi zależy żeby się uczyć, że się uczę codziennie? Jak mam jej pokazać to, że mi na niej zależny jak dla mnie jedynym wyjściem od jej ciągłych krzyków, pretensji i nadmiernych wymagań jest skrzywdzić siebie lub po prostu popełnić samobójstwo? Nie wiem dlaczego, ale coraz częściej o tym myślę. Widzę rodziców, którzy potrafią zaakceptować to, jaki syn jest i jakie ma oceny. Poza tematem szkolnym są również problemy z relacjami gdy mówimy o swoich poglądach. Obydwoje mamy ciężkie charaktery, ale powinniśmy moc się komunikować. Ja czuję w tym momencie między nami przepaść, której nie da się połączyć żadnym mostem. Chciałbym z nią porozmawiać, powiedzieć jej co mnie boli, że ciągłe krzyki to nie jest sposób, lecz ona wtedy na to "nie pyskuj gnoju, gdybym nie miała powodu to bym nie krzyczała, widzę cię tylko na komputerze". Ciągłe kary i krzyki to nie sposób, dlatego biorę tabletki uspokajające bez jej wiedzy, bym nie miał większych problemów. Stad pytanie: jak mam mnie widzieć inaczej, skoro wraca z pracy o godz. 20, a ja szkołę kończę o 14 i od razu się uczę? Proszę o poradę: jak mam odbudować nasze relacje? Wydaje mi się, że moje życie traci sens, że lepiej jest po drugiej stronie...

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Co robić, bo moje życie traci sens i chcę popełnic samobójstwo?

Witam, mam 14 lat i od jakiegoś czasu zaczęłam tracić sens życia. Od tego się zaczęło, że pokłóciłam się z moimi dwiema przyjaciółkami z powodu, że je dużo razy okłamywałam, dlatego, że za każdym razem kiedy chciałam im powiedzieć prawdę...

Witam, mam 14 lat i od jakiegoś czasu zaczęłam tracić sens życia. Od tego się zaczęło, że pokłóciłam się z moimi dwiema przyjaciółkami z powodu, że je dużo razy okłamywałam, dlatego, że za każdym razem kiedy chciałam im powiedzieć prawdę o mnie coś mnie zatrzymywało i nie chciałam im powiedzieć prawdy, więc kłamałam. Kiedy one się o wszystkim dowiedziały, to żeby się usprawiedliwić znów zaczęłam je okłamywać, ale wcale tego nie chciałam. Napisały mi co o mnie naprawdę myślą, czyli że jestem wredną, egoistyczną małpą, która myśli tylko o sobie i że moje całe życie jest zakłamane i idiotyczne (ja tak nie myślę). Kiedy nie przyszłam do szkoły one zaczęły wszystkim opowiadać, że zmyślałam różne rzeczy i że jestem egoistą, wredną cip... itd. i następnego dnia, kiedy weszłam do szkoły, wszyscy na mnie krzywo patrzyli, nikt się do mnie nie odzywał i omijali z daleka, później jak wracałam do domu autobusem wszyscy mnie obgadywali, mówili, że jestem kur..., cip... :(. Skończyło się tak, że się popłakałam i do tej pory tak jest codziennie. Proszę powiedźcie co mam robić, bo myślę o samobójstwie, nie daję sobie z tym wszystkim rady - co mam robić? :(

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Czy to ja jestem winna?

Witam, Piszę ze względu na to, że od pewnego czasu po prostu nie radzę sobie z bliskimi, nie radzę sobie nawet sama z sobą. Przeszłam ciężką depresję, wciąż zażywam leki i jestem pod stałym nadzorem psychologa i psychiatry. Dwa...

Witam, Piszę ze względu na to, że od pewnego czasu po prostu nie radzę sobie z bliskimi, nie radzę sobie nawet sama z sobą. Przeszłam ciężką depresję, wciąż zażywam leki i jestem pod stałym nadzorem psychologa i psychiatry. Dwa tygodnie temu wróciłam do szkoły (przez ok 2 lata miałam nauczanie indywidualne ze względu na zły stan psychiczny + stwierdzono u mnie fobię szkolną). Wciąż czuję się w grupie nieco zagubiona, mam kilku przyjaciół, problem leży jednak w tej jednej, najbliższej osobie. Kocham moją najlepszą przyjaciółkę, jest dla mnie jak siostra, ale ciągle wydaje mi się, że zachowuje się jak kompletna idiotka, robi docinki i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, poniża mnie w towarzystwie i traktuje jak niedorozwinięte dziecko, którym musi się zajmować. Nie jest złym człowiekiem, tłumaczyłam jej już wiele razy, co mi nie pasuje, starałam się zachowywać względny spokój i wyrozumiałość, ale ona po prostu tego nie rozumie. Ostatnio jej to zarzuciłam (straciłam już cierpliwość), a ona powiedziała, że to kłamstwo, że ją zraniłam (nie wspomnę o tym, że ona robi to bez przerwy) i porozmawiamy następnego dnia. I tyle. Następnego dnia przypomniałam jej o tym, a ona tylko stwierdziła, że najlepiej będzie, jak o tym zapomnimy i uznamy, że coś po prostu mi wczoraj odwaliło! Bardzo mnie tym zaskoczyła. Powiedziałam, że może po prostu przeprosimy się, bo obie postąpiłyśmy źle, a ona spojrzała na mnie z takim oburzeniem, że aż mnie odrzuciło. Stwierdziła, że pogadamy wieczorem (na gg, naturalnie, no bo po cóż twarzą w twarz? Ktoś tu nie ma chyba odwagi...). Od dłuższego czasu zdarzają się takie sytuacje, a ja zastanawiam się, czy to ja jestem zdziczała po tak długiej przerwie w kontaktach z ludźmi, czy leki uderzyły mi do głowy, czy jestem głupia, czy to może ona robi coś źle? Starałam się zmienić, żeby jej to podpasowało, żeby unikać konfliktów, ale ja też zasługuję na szczęście, a ona myśli tylko o sobie, choć wydaje jej się, że jest Samarytanką poświęcającą się dla wszystkich dookoła. Proszę, niech ktoś powie mi, co powinnam zrobić, bo mnie już brak sił i pomysłów. Nasza „przyjaźń” trwa 8 lat, bywało lepiej i gorzej, ale to, co się dzieje ostatnio to już dla mnie istna męczarnia.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Co robić, bo nienawidzę ojca?

Okłamałam go tylko raz, a on mnie bił i krzyczał. Jak go tylko przeprosiłam to zaczął na mnie wrzeszczeć i dał mi kare na tel. i nie mogę wyjść do koleżanek ani nigdzie. Co mam zrobić? P.S. Chciałam się zabić.
odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Problemy z ojcem - dlaczego tak się zachowuje?

Witam. Od paru lat mam problem z ojcem. W 1999 roku wyjechał do USA, przebywał tam 10 lat. Ja z siostrą zostałyśmy same w domu z mamą, lecz mama zmarła na raka, gdy miałam 15 lat, a siostra 19 ....

Witam. Od paru lat mam problem z ojcem. W 1999 roku wyjechał do USA, przebywał tam 10 lat. Ja z siostrą zostałyśmy same w domu z mamą, lecz mama zmarła na raka, gdy miałam 15 lat, a siostra 19 . Zostałyśmy same i przejęłyśmy wszystkie obowiązki domowe, ponieważ ojciec nie wrócił. Co prawda dzwonił, wysyłał pieniądze i paczki - wszystko było w porządku do momentu, jak nie wrócił trzy lata temu. Zaczęła się gehenna… W USA był razem ze swoją kochanką i wrócił do Polski tylko dlatego, że ona wracała. Razem z siostrą nie zgadzałyśmy się na jej wizyty w domu i nie chciałyśmy mieć z nią nic do czynienia. Ojciec nie pracował, bo powiedział, że jest wykończony pracą i my teraz mamy na niego pracować. Chciał od nas co miesiąc pieniądze na „swoje” potrzeby, czyli wyjścia do restauracji z tą kobietą, papierosy, alkohol. Zaczęły się kłótnie w domu, ojciec dzwonił do nas i nas nękał, że sprzeda dom i pójdziemy mieszkać na ulicę. W domu chodził za nami i non stop. Mówił, że jesteśmy niewdzięczne, że on nam tyle dał i nas wychował. Kiedyś nawet nas filmował kamerą, żeby mieć - według niego - dowód w sądzie, jak się zachowujemy. Po jakimś czasie zaczęły się sprawy w sądzie. Policja przyjeżdżała, bo ojciec wszczynał awantury, chował nam nasze ciuchy, kosmetyki, zamykał pokoje na klucz, pozabierał wszystkie sprzęty. Na dodatek siedział w internecie i oglądał strony pornograficzne, więc wyłączyłyśmy internet. Wtedy zaczął wysyłać sms-y na linie specjalne i dzwonić do takich kobiet z telefonu domowego. Do zapłaty miałyśmy 2000 zł, czym ojciec w ogóle się nie przejął i kazał nam sprzedać sprzęty RTV i AGD. Wyłączyłyśmy więc telefon. W kółko powtarza, że wszystko jest jego i oczernia moją zmarłą mamę. Doprowadził mnie do nerwicy, wykończył psychicznie. Nie bił nas (chociaż raz zdarzyła się sytuacja, że dusił siostrę), ale zadręczał swoim zachowaniem. Doszło do tego, że wyprowadziłyśmy się do obcych ludzi (przyszłych teściów siostry). Założył nam sprawę w sądzie o alimenty (żebyśmy na niego płaciły) i o kradzież różnych rzeczy, a także sprawę o podział domu. Wymeldował mnie z domu, bo siostra już była zameldowana u teściów. Mieszkałyśmy tam rok, ja się leczyłam, studiowałam, a siostra kończyła studia i podjęła pracę. Ojciec to człowiek trudny w rozmowie - tak mówili o nim adwokaci, sędziowie i zwykli ludzie. Nie ma teraz nikogo, każdy się od niego odwrócił - bracia, rodzina. Nie ma znajomych. Siedział sam w domu bez pracy i pieniędzy, wypalał dwie paczki papierosów dziennie, wypijał mnóstwo whisky, piwa i innych alkoholi i myślał nad tym, jak nam jeszcze zaszkodzić. Od czerwca tego roku mieszkam w domu, bo nie miałam gdzie się podziać. Niby sytuacja uległa zmianie i jest trochę lepiej, to jednak nie jest to już ten sam człowiek i ojciec zwłaszcza. Mogę nawet powiedzieć, że nie mam ojca. Mieszkam tu, ale nie rozmawiamy ze sobą, on nie wie nawet, na jakim kierunku studiuję i na którym roku jestem, nic o mnie nie wie. Nie pyta się i nie interesuje. Najważniejsze są dla niego pieniądze i poznawanie jakichś obcych kobiet. Wyśmiewa mnie i zgrywa się non stop, kłamie notorycznie, ale ja nie przyznaję się, że o tym wiem. Milczę. Założył internet i znowu wchodzi na strony pornograficzne, dzwoni do jakichś kobiet i się umawia… Nie mogę słuchać tego, co mówi - to dla mnie obrzydliwe. W moich oczach jest zboczeńcem. Ciągle narzeka, że nie ma pieniędzy i kłamie, że mi nie da, bo nie ma, a i tak wiem, że woli wydać na papierosy, alkohol, totolotka (codziennie po 20zł ), doładowanie telefonu, benzynę. Z łaską kupuje mi coś do jedzenia. Ta sytuacja jest nie do zniesienia, nie potrafię do niego dotrzeć, nie słucha mnie, a to, co powiem, uważa za nic. Nie wiem, co robić. Proszę o radę i wytłumaczenie mi jego zachowania. Jestem bezsilna. Jak wpłynąć na niego i na to, żeby zaczął traktować mnie jak córkę?

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Gdzie się mogę zgłosić, żeby trafić do domu dziecka lub ośrodka opiekuńczego?

Nie wiem czy ten portal zajmuję się takimi sprawami i czy jest ktoś kto mi pomoże, ale zaryzykuję. Mam 15 lat i jestem dziewczyną. W domu nie mam dobrej sytuacji - mama pije, a tata ciągle znajduje sobie nowe kochanki....

Nie wiem czy ten portal zajmuję się takimi sprawami i czy jest ktoś kto mi pomoże, ale zaryzykuję. Mam 15 lat i jestem dziewczyną. W domu nie mam dobrej sytuacji - mama pije, a tata ciągle znajduje sobie nowe kochanki. Mam dość tego, bo czasem mnie za wszystko obwiniają. Nie traktują mnie jak córkę, tylko matkę, która musi umyć dziecko z wymiocin i położyć je do łóżka, bo za dużo wódki wypiło. Tata zaś wychodzi, zostawia wszystko na mojej głowie. Często się kłócą, a mama już wiele razy się cięła. Nie chce być dalej tak traktowana tym bardziej, że mam już leki na stres i na zasypianie, bo nie mogę spać w nocy. Gdzie mam się zgłosić by ktoś zauważył, jaką mam sytuację w domu i zabrał mnie do domu dziecka lub ośrodka opiekuńczo-wychowawczego?

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Jak sobie poradzić ze zbuntowaną, dorosłą córką?

  Witam! Jak sobie poradzić ze zbuntowaną, dorosłą córką? Nasza córka ma 20 lat. To jedyne dziecko. Wychowała się w domu spokojnym, bez żadnych problemów, traumy itp. Zawsze miała silna osobowość, była uparta, ale sądziliśmy, że to jej minie wraz...

  Witam! Jak sobie poradzić ze zbuntowaną, dorosłą córką? Nasza córka ma 20 lat. To jedyne dziecko. Wychowała się w domu spokojnym, bez żadnych problemów, traumy itp. Zawsze miała silna osobowość, była uparta, ale sądziliśmy, że to jej minie wraz z wiekiem. Nie miała żadnych innych obowiązków oprócz nauki. Uczyła się różnie - po przeprowadzce ze średniego do dużego miasta pojawiły się kłopoty z ocenami, ale poradziła sobie z nimi. Z naszej strony nigdy nie miała jakiegokolwiek ciśnienia związanego z wynikami jakie ma osiągać. Wręcz przeciwnie. Mogla liczyć na jakąkolwiek naszą pomoc w tym materialną - sponsorowaliśmy co chciała: lektora angielskiego, prywatne gimnazjum, później liceum, a teraz prywatne studia. Moja Żona pracuje na wysokim stanowisku i nieźle zarabia, ja po przeprowadzce do dużego miasta mam problemy z pracą, ale staram się im zaradzić rozkręcając własny, mały biznes. W czym jest problem? Córka absolutnie nas nie szanuje (jeżeli już, to moją żonę za osiągnięcia zawodowe, ale do niej również się źle odnosi), jest straszna - opryskliwa, nie pozwala nam na żadną rozmowę ze sobą (nigdy nie pozwalała, ale teraz już w ogóle się nie odzywa), trzaskanie drzwiami, wychodzenie w trakcie prośby, np. "proszę, zmień swoją postawę wobec nas". Ma chłopaka. Dla niego jest przemiła i przesłodka (my również jesteśmy dla niego mili - akceptujemy go jak i wszystkich jej poprzednich), ale gdy tylko wychodzi, natychmiast wraca do swojej postawy. Nie było w przeszłości żadnego większego wydarzenia, o które by mogła mieć pretensję i karać nas taką postawą. Przez nią (ma tego świadomość) omal nie rozpadło się nasze 20-letnie małżeństwo. Na kilka miesięcy wyprowadziłem się z domu. Teraz rozpoczyna się kolejny kryzys. Moja żona przyjmuje złą postawę - zamiast reprezentować podobną do mojej postawę, ustawia się "po środku" z obawy, by córka nie czuła się "osamotniona" po takim konflikcie. Przykład: Córka źle się zachowuje wobec mnie i zwracam jej uwagę - "nie życzę sobie takiego tonu, niczym na niego nie zasłużyłem". Moja żona zamiast zareagować podobnie stara się łagodzić spór nawet przytaczając jakieś domysły dotyczące mojego dzieciństwa (oj, ty też w tym wieku nie byleś aniołem). Proszę o poradę, bo nie mam pojęcia co dalej robić.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Jak poradzić sobie z matką, która wtrąca się do mojego życia?

Witam, Piszę, bo potrzebuję pomocy. Mam 37 lat i mieszkam za granicą od roku, cierpię na stany depresyjne, które pogłębiły się - jestem w 7 miesiącu ciąży. Może zacznę od początku. Dwa lata temu mój mąż stracił pracę...

Witam, Piszę, bo potrzebuję pomocy. Mam 37 lat i mieszkam za granicą od roku, cierpię na stany depresyjne, które pogłębiły się - jestem w 7 miesiącu ciąży. Może zacznę od początku. Dwa lata temu mój mąż stracił pracę i wówczas pojawił się kryzys miedzy nami - zaczął nadużywać alkoholu i zaczęły się kłótnie o finanse. Zdecydowaliśmy, że pojedzie szukać pracy do Polski - mieliśmy mieszkać w mieszkaniu, które kupiła moja Mama, mąż zajął się dopilnowaniem jego remontu, włożył w to dużo pracy. Ja miałam dojechać do męża do Polski jak tylko znajdzie prace - niestety znalezienie pracy trwało cały rok. W międzyczasie odkryłam w sobie bardzo dużo leku i przed relacją z nim (kłótnie i sprzeczki oraz wypominanie) i przed relacją z moją Mamą, osobą mieszkającą samotnie w Polsce (moi rodzice się rozwiedli, moja mama wychowywała mnie sama, a od chwili mojego małżeństwa pogłębiły się trudności miedzy nami - były jej naciski na to, abym schudła, na dziecko, nazywanie mnie „gruba, bezpłodna baba”, skargi, że mąż lub ja ją obraziliśmy, że nie mamy wystarczającego kontaktu, nie jesteśmy przyjaciółkami - a z drugiej strony dużo ciepła, troski o mnie, o nas, o nasze zdrowie, chęci wspierania nas w trudnych sytuacjach). Moja mama jest bardzo dobrą osoba, ale pochodzi z rodziny dysfunkcyjnej - jej ojciec pił, mama była zaborcza, nastawiała rodzeństwo przeciw sobie - mama ma dwójkę rodzeństwa, z którymi nie ma kontaktu. Lęk, który pojawił się u mnie i brak pracy męża hamowały mnie przed powrotem do Polski - bałam się zależności finansowej, że sobie nie poradzę. W międzyczasie, podczas wizyty w Polsce u mojej Mamy (która już od kilku lat nie zapraszała nas razem na święta, motywując to albo chorobą, albo tym, że nie chce zepsuć mi małżeństwa, więc jeździłam po świętach sama) - mama naciągnęła mnie na zwierzenia "bo inne córki są z matkami przyjaciółkami, a ty..." - podzieliłam się obawami dotyczącymi naszych finansów i małżeństwa. Następne święta (przyjechałam z Anglii, wciąż z mężem, mieliśmy kryzys), mama zaprosiła nas na Wielkanoc. Od początku była obrażona - okazało się, że mąż nie odpowiedział jej na czas na sms-a, nie złożył życzeń na Dzień Kobiet, a jego rodzice nie odpowiedzieli na jej list, który w międzyczasie do nich wysłała. Ten list przeczytała nam na samym wstępie świat, było tam dużo pretensji o to, że ona chce nam dać wszystko (mieszkanie) a z drugiej strony nie ma wsparcia, a także, że oni ją ignorują - bo rodzina męża zdystansowała się do mojej mamy. Wyszły też problemy, że remont mieszkania mamy, którego mąż pilnował, był robiony niedokładnie. mama miała tez pretensje do teściów o nieudany prezent na Boże Narodzenie. Po takim, wypowiedzianym uniesionym głosem, wstępie mąż, także uniesionym głosem, nazwał moją mamę szantażystka i manipulantka i stwierdził, że musimy porozmawiać, czy chcemy mieszkać w jej mieszkaniu, w którym były już nasze rzeczy. W międzyczasie odreagował też stres na mnie, nazywając mnie skąpą egoistka i wyjechał do rodziców, ja zostałam z mama i poskarżyłam się jej na męża. W międzyczasie mama stwierdziła, że odbierze teściom klucze od jej mieszkania w Warszawie, a mieszkanie, w którym mieliśmy mieszkać wystawi na sprzedaż (chciałam tutaj dodać, że zarówno teściowie jak i mój mąż bardzo dużo zrobili w mieszkaniu - mama twierdziła, że nic, dopilnowali wielu spraw administracyjnych, a my sami spędziliśmy dużą cześć naszych wakacji szukając mieszkania do kupna - mama twierdziła, że powinniśmy to robić, bo mieliśmy tam mieszkać). Niemniej wiedziałam, że mama kupiła to mieszkanie z myślą o nas i teraz widząc, że nam się nie układa i że mamy problemy z sobą, a ja myślę o rozstaniu, zmieniła decyzję, także, niestety, pod wpływem mojej niedojrzałości i zwierzeń. Doszło do niemilej sytuacji, gdy mama sms-em poprosiła teściów o oddanie mi kluczy (a zaznaczam, że teściowie byli zawsze dla mnie bardzo mili, mama przedstawiła ich w fatalnym świetle), a potem zaczęła pisać sms-y z naciskami co mam zrobić. W międzyczasie doszło do kolejnej kłótni z mężem, gdzie usłyszałam o sobie niemiłe rzeczy i pojechałam do Mamy. Gdy wróciłam do Londynu mama zaczęła naciskać mnie na rozwód, pisząc sms-y czy już to zrobiłam, także do mojej koleżanki. Zażądała też przepisania na nią mieszkania, bo "ona mi je dala", a mój mąż może wziąć na nie kredyt na budowę domu, co zrobiłam nie chcąc się szarpać z własną Matką (naprawdę bardzo dużo jej zawdzięczam, ciepła, troski). W międzyczasie ja zaczęłam myśleć nad przyszłością mojego małżeństwa, stwierdziłam, że nie mogę podjąć tak poważnej decyzji (rozwód) w kryzysie (brak pracy męża) i nie będąc o tym przekonana i nie dając mu drugiej szansy, zwłaszcza, że mój mąż podjął decyzje o przyjeździe do mnie i znalezieniu pracy, dal też do zrozumienia, że obchodzę go ja sama, a nie to co z sobą wnoszę w posagu. Mąż wrócił więc i zaczęliśmy pracować nad związkiem co przyniosło dobre efekty, ja zaczęłam terapię, zaszłam w ciążę z pierwszym dzieckiem. Niestety w międzyczasie, mama przestała odbierać telefony i zaczęła wysyłać do teściów listy powtarzając w nich to, co jej mówiłam, ale przekręcając fakty. Gdy po jedynej rozmowie z nią wyraziłam sprzeciw, stwierdziła, że nie ma już córki, że nie mam godności, że pozwalam, żeby być z kimś kto i ją i mnie obraża, wyzwala męża od chamów, ma mi też za złe, że nie stanęłam w jej obronie jak mąż nazwał ją szantażystką (a ona zachowywała się nie lepiej). Dowiedziałam się, że ona nie chce mnie znać, że jak będę z mężem to nic nie odziedziczę, że jestem podła i bez godności. To wszystko mnie bardzo boli, bo mam tylko jedną mamę, bardzo ją kocham i jej utrata z mojego życia oraz cała ta sytuacja - konfliktu, zmian - kosztowała mnie depresję. Oprócz Mamy nie mam nikogo, bo mama sama nie utrzymywała kontaktu z dalszą rodziną a i na mnie reagowała niechętnie, nie ma też kontaktu ze swoją stuletnią już mamą, a moją babcią. Mój kontakt z mama był zawsze trudny, ale był, a teraz go nie ma, czuję się zdradzona i opuszczona zwłaszcza gdy bardzo potrzebuje jej wsparcia - jestem w ciąży, a od Mamy dostaje sms-y typu "odp***l się ode mnie, nawet jeśli zaciążyłaś to nic mnie to nie obchodzi i nie jesteś moją córką" - bardzo dziwne, bo wcześniej moja mama bardzo chciała mieć wnuka i były naciski z jej strony. mama wciąż nie odbiera telefonu, na mój szczery i bardzo spokojny list zareagowała agresja. Boli mnie to, czuję się odrzucona, prócz męża i jego rodziny nie mam nikogo. Zastanawiam się, czy da się poprawić relacje z Mamą - jest mi trudno, nasze rzeczy są w jej mieszkaniu a z nią nie ma kontaktu, nie rozumiem takiego zachowania, bez przebaczenia, spojrzenia na wszystko z jednej strony. Czuję jakby umarła mi Mama, jakby spalono mi dom i nie widzę sensu - tak kiedyś marzyłam, że na starość będę blisko niej, że będziemy się z nią z mężem opiekować, że będzie cieszyć się wnukami, szkoda mi jej, bo wiem, że jest nieszczęśliwa i sama, a ja za granicą. Moja mama ze swoją mamą też nie ma kontaktu, bo babcia, mimo że materialnie dala jej wszystko (tak jak moja mama mi) to potrafiła napisać jej, że ją kocha, a potem jaka ona jest podłą córka, mimo że mama się starła jak mogla (tak jak staram się ja). Podejrzewam też - wiem to z przekazów rodzinnych - że to babcia stalą za rozwodem moich rodziców - mama była pod jej silnym wpływem, babcia uniemożliwiała im kontakty, a mama uważa, że zrobiła dobrze, bo ojciec okazał się nieodpowiedzialny (faktycznie nie utrzymywał ze mną kontaktu). Chodzę na terapię, próbuję rozgryźć tę sytuację, czuję się winna wobec męża i jego rodziny, których oceniałam pod wpływem mamy, czuję, że przez moje od niej uzależnienie popełniłam błędy zwierzając jej się z problemów zamiast łagodzić i sama rozwiązywać swoje problemy. Czuję się też winna wobec mamy, bo ona jest sama tak daleko i robi się coraz starsza, wobec mojego nienarodzonego dziecka, bo mam depresję, wobec siebie samej, bo straciłam mieszkanie, bo nie umiem o siebie zadbać… Często nie śpię po nocach, budzę się z krzykiem, śni mi się mama, mam problemy z koncentracją i stany lekowe - chodzę na terapię, ale nie widzę dla mojego życia nadziei ani radości. Pomóżcie! Macierzannka

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Jak prowadzić relacje z przyjaciółką chorą na hipomanię?

Witam,   Jestem 26-letnim mężczyzną. Jakiś czas temu poznałem w szpitalu, odwiedzając swoją mamę, jej 22-letnią dziewczynę, nazwę ją tutaj Basią, która była tam pierwszy raz. Jest chora na hipomanię. Porozmawialiśmy ze sobą, coś między nami zaiskrzyło. Zaczęliśmy...

Witam,   Jestem 26-letnim mężczyzną. Jakiś czas temu poznałem w szpitalu, odwiedzając swoją mamę, jej 22-letnią dziewczynę, nazwę ją tutaj Basią, która była tam pierwszy raz. Jest chora na hipomanię. Porozmawialiśmy ze sobą, coś między nami zaiskrzyło. Zaczęliśmy ze sobą pisać, dzwonić do siebie. Właściwie to było już nawet wcześniej, lecz w mniejszych proporcjach, jeszcze przed moją wizytą tam. W sumie to moja mama chciała nas ze sobą poznać. Miałem mieszane uczucia, ale pomyślałem, czemu nie? Basia wyszła ze szpitala. Poznawaliśmy się dość szybko. Ona powiedziała mi o swojej życiowej traumie. Była bardzo długo z chłopakiem, który traktował ją w wielu aspektach źle. Także w relacjach seksualnych, chciałbym uniknąć tutaj pisania szczegółów, więc ogólnie ich relacje intymne opierały się na tym, że to on tylko i wyłącznie czerpał z nich przyjemność fizyczną. Dla mnie to była tak chore, że aż mało wiarygodne, ale nie miałem powodów żeby jej nie uwierzyć. I w to wierzę. Do jej zachorowania przyczyniły się także śmierć i choroba bliskich osób w podobnym czasie, ale wydaje mi, że geneza tego wszystkiego leży w jej kontaktach właśnie z chłopakiem. Niestety nigdy nie powiedziała tego lekarzowi, komukolwiek, broniąc tak jakby swojego chłopaka... Tak się złożyło, że nie mogłem przejść obok tego obojętnie. Bardzo chciałem jej jakoś pomóc. To dziwne, ale w jakimś sensie zobaczyłem w niej obraz swojej mamy z przed lat. Człowiek, z którym była odarł ją z kobiecości. Chciałem w niej to przywrócić. Podoba mi się średnio, ale odkładając na bok mój typ urody kobiety, zobaczyłem, że jest atrakcyjna, kobieca. Pisaliśmy na różne tematy, także z podtekstami erotycznymi, nie były to oczywiście jakiś wyuzdane opisy, ale było to pisane na poziomie (tak subiektywnie uważam przynajmniej). Nie przeszkadzało mi to, choć trochę dziwiło, bo znamy się około 2 miesięcy dopiero, ale chciałem jej pokazać, że w każdej sferze powinna się czuć jak 100% kobieta. Dało mi to jednak trochę do myślenia, jaką tak naprawdę kobietą ona jest. W każdym razie zrobiła się bardzo szczęśliwa, zaczęła odbudować swoje znajomości zniszczone przez jej byłego chłopaka, po prostu zaczęła żyć pełnią życia młodej dziewczyny. Jej stan cieszy mnie. Robiłem to bezinteresownie, nie dlatego, żeby czerpać z tego jakieś profity, w tym seksualne, choć przez myśl mi to przeszło, bo jestem tylko facetem. Nie mógłbym jej tego zrobić. Powiedziałem jej, że takie rzeczy powinna mieć tylko w miłości. Ona na szczęście zdaje sobie z tego sprawę. Ta nasza relacja sprawiła, że po prostu chyba zakochała się w mnie. Wiem o tym, bo zwierzyła się z tego mojej mamie, która ją bardzo lubi i vice versa. Darzę ją ciepłym uczuciem, ale nie jestem przekonany, że chciałbym wejść z nią w bliższy związek. Biorąc pod uwagę to, że odkąd pamiętam były problemy ze zdrowiem mamy, myśl, że mogę to mieć także ze swoją kobietą trochę mnie przeraża. Nie chcę zerwać z nią kontaktu. Nie przekreślam jej całkowicie, ale ona musi udowodnić, że nie będzie wracać już do szpitala, czyli pilnować się w kwestii swojego zdrowia. A na to trzeba czasu, dużo czasu. Chciałbym z nią trochę ograniczyć kontakty, zmniejszyć ich intensywność, zobaczyć co przyniesie czas. Ona odczuła to tak, że jej zupełnie nie chce. Mówiła, że nie mogę jej tego zrobić (zostawić), nie mogę jej odebrać tego wszystkiego co wniosłem w jej życie… Boję się, że przez moje nieprzemyślane słowa jej stan zdrowia pogorszy. Nie chce się przyczynić do pogorszenie jej stanu zdrowia, czy powrotu do szpitala. To byłaby tragedia dla nas obojga, ale mimo wszystko chciałbym jej uświadomić, że nasze relacje powinny być bardziej na stopie koleżeńskiej/przyjacielskiej i że trzeba czasu, żeby mogły przekształcić się w coś więcej. Nie wiem w jaki sposób dawać jej to do zrozumienia, małymi kroczkami, nie raniąc jej. Jakie podejście przyjąć? Nie powiem przecież, że to przez jej chorobę jej nie chcę. Fakt, boję się trochę tego, ale uważam, że jej stan zdrowia nie może odebrać jej szczęścia. Gdybym tak zrobił, ona zaczęła by patrzeć na siebie bardzo negatywnie, czego oczywiście nie chcę. Chciałbym też żeby stała się bardziej asertywna (jej związek pokazał mi, że jej tego kompletnie brak) i otwarta (jest dość małomówna, przynajmniej w kontaktach ze mną). Powiedziałem, żeby porozmawiała o tym ze swoim psychologiem. Sam nie wiem, czy robię dobrze sugerując jej takie rzeczy, nie chcę jej urazić, ale ja nie chcę już tak mocno ingerować sam w jej psychikę, jeśli można to tak określić. Ostatnio myślę, że popełniłem błąd zaczynając takie relacje, ale to było silniejsze ode mnie, niestety. To wszystko wydaje mi się teraz bardzo trudne. I jej choroba, hipomania, czy jest uleczalna? Musi brać tabletki do końca życia? Na jakie rzeczy muszę uważać w kontaktach z Basią, żeby ograniczyć możliwość nawrotu jej choroby? Proszę o jakieś odpowiedzi, choć wiem, że ta sprawa jest bardzo skomplikowana. Pozdrawiam

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Czy to, że nie mam dużej grupy znajomych jest jakimś zaburzeniem?

Od półtora roku jestem w gimnazjum. Większość moich znajomych poszła do gimnazjum rejonowego, ja jako jedyna wybrałam inna szkołę. Mimo że znam tych ludzi już tak długo nie znalazłam sobie żadnej przyjaciółki ani przyjaciela. Nie lubię szkoły i nie lubię...

Od półtora roku jestem w gimnazjum. Większość moich znajomych poszła do gimnazjum rejonowego, ja jako jedyna wybrałam inna szkołę. Mimo że znam tych ludzi już tak długo nie znalazłam sobie żadnej przyjaciółki ani przyjaciela. Nie lubię szkoły i nie lubię ludzi, którzy mnie w niej otaczają. Nie mam ochoty z nimi przebywać zwłaszcza z dziewczynami. A przecież jestem w klasie sportowej i spędzam z nimi każdy weekend, wakacje i ferie. Dlaczego z nikim się nie zaprzyjaźniłam i dlaczego nie lubię tych dziewczyn? Nie utrzymuje również kontaktu z moimi wcześniejszymi koleżankami i kolegami, po prostu nie widzę takiej potrzeby. Jedyną moją przyjaciółką, z która utrzymuje kontakt jest taka dziewczyna, córka znajomych moich rodziców. Utrzymuje z nią kontakt gdy rodzice się spotykają ze znajomymi, lub gdy jedziemy razem na wakacje. Lubię z nią rozmawiać i czujemy się w swoim towarzystwie swobodnie. Czy coś jest ze mną nie tak, że nie lubię większości ludzi i nie chce utrzymywać z nimi kontaktu? Zarazem czasem chciałabym przeżyć jakąś przygodę jak z książki nieć większą ilość znajomych i coś z nimi robić. Mam 15 lat i mimo że bardziej lubię przebywać w towarzystwie rodziców niż jakiś znajomych. Czy to nie jest dziwne? Błagam, powiedzcie mi czy coś jest ze mną nie tak?

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Moja córka reaguje histerią: jak temu zaradzić?

Dzień dobry! Moja córka ma 3 i pół roku. Od pewnego czasu jej zachowanie doprowadza do szału całą rodzinę. Dodam, że mieszkamy z moimi rodzicami i sytuacja staje się coraz bardziej napięta. W ciągu dnia chodzi do przedszkola. Bardzo lubi...

Dzień dobry! Moja córka ma 3 i pół roku. Od pewnego czasu jej zachowanie doprowadza do szału całą rodzinę. Dodam, że mieszkamy z moimi rodzicami i sytuacja staje się coraz bardziej napięta. W ciągu dnia chodzi do przedszkola. Bardzo lubi tam chodzić, panie w przedszkolu ją chwalą, że jest grzecznym dzieckiem. Za to jak wróci do domu, daje do wiwatu. Wystarczy, że jej się czegoś odmówi, a reaguje histerią. Oczywiście staram się nie zwracać na to uwagi, tłumaczę jej, że takim zachowaniem nic nie osiągnie. Nie potrafi się zająć jakąś zabawą - rysowaniem czy klockami. Nie zawsze mam czas, żeby się z nią bawić.

Najgorsze jest to, że przez pewien czas był już spokój z tymi histeriami i znowu to samo. Jeszcze do tego doszło, że wieczorem kładzie się spać normalnie i po paru godzinach, tak około 24.00, zaczyna się: ciągnie nosem, zaczyna krzyczeć, że nie chce kataru albo, że chce sikać, albo że kupę, pić itd. Próbuję ją uspokoić, nic nie daję albo nie zwracam uwagi - to samo. Przeważnie jej histerie nocne trwają około 1,5 godziny, aż wreszcie usypia. Bardzo proszę o jakąś radę, bo naprawdę niczym te histerie nie są spowodowane: w domu jest względy spokój, w przedszkolu nikt nie robi jej krzywdy. Faktycznie, może trochę za dużo uwagi jej poświęcaliśmy i przez to tak się zachowuje. Sama nie wiem. Ogólnie jest raczej żywym dzieckiem (ale też nie przesadnie), lubi pomarudzić, no i chce rządzić.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Aurelia Grzmot-Bilska
Mgr Aurelia Grzmot-Bilska

Mój narzeczony nie radzi sobie w pracy - czy to przez to, że jest jedynakiem?

Witam, zwracam się z zapytaniem w kwestii psychologicznej. Mój narzeczony ma problemy w pracy. Ogólnie jest osobą towarzyską, odbierany jest jako pewny siebie. W rzeczywistości tak nie jest, problemy z pracą przez ostatnie 2 lata dołują go i powodują, że...

Witam, zwracam się z zapytaniem w kwestii psychologicznej. Mój narzeczony ma problemy w pracy. Ogólnie jest osobą towarzyską, odbierany jest jako pewny siebie. W rzeczywistości tak nie jest, problemy z pracą przez ostatnie 2 lata dołują go i powodują, że nie czuje się pewny. Od 2 lat co 3-5 miesięcy zmienia pracę, tzn. nie sam tylko albo nie przedłużają mu umowy. Obecnie w pracy pracuje w gronie chłopaków, którzy może i mają niższą inteligencję, w każdym bądź razie dali mu ksywkę „niuniuś” co go drażni. Początkowo reagował, teraz jednak już przestał, ale wracając z pracy opowiada o zagrywkach kolegów. Wspomnę, że jako dziecko był w klasie kozłem ofiarnym, gdyż jako jedynak był b. spokojnym dzieckiem. Obawiam się, że może nie potrafi funkcjonować w społeczeństwie i może stąd też wynikają te zmiany pracy, że go np. nie widzą na danym stanowisku albo że często mówią mu „nie spełnia pan oczekiwań”. Boję się teraz, że popadnie w jakieś konflikty z chłopakami co zaczynają moim zdaniem naśmiewać się z niego. Mój Marcin jest spokojnym człowiekiem, ale do pewnej granicy. Czy coś mu jest? Czy powinnam się martwić tą sytuacją teraz z kolegami? Wspomnę mają po 24-34 lat, mój Marcin 29. Czy powinnam się też martwić tym, że tak często musi szukać pracy? Jest inteligentny, ambitny ale zawód ma kiepski - technolog żywności - co dostaje posadę, traci ją. Czy ma jakieś zaburzenia, które powodują, że nie przedłużają mu umowy i że teraz popada w jakieś dziwne reakcje społeczne z kolegami? Proszę o jakieś sugestie.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Trudne relacje z siostrą - co robić?

Witam. Mam problem. Moi rodzice są po rozwodzie. Mam jedną siostrę biologiczną, ma ona 20 lat. Nienawidzimy się, nigdy się nie mogłyśmy zgodzić. Uczy się dobrze, przyznaję, ja troszkę od niej gorzej. Dla mnie naprawdę jest okropna, drze się...

Witam. Mam problem. Moi rodzice są po rozwodzie. Mam jedną siostrę biologiczną, ma ona 20 lat. Nienawidzimy się, nigdy się nie mogłyśmy zgodzić. Uczy się dobrze, przyznaję, ja troszkę od niej gorzej. Dla mnie naprawdę jest okropna, drze się na mnie o byle co. Jest miła, gdy tylko czegoś chce. Bije mnie, a najgorsze jest to, że obraca obydwoje rodziców przeciwko mnie i nie mogę nic zrobić. Oni wolą ją, a ja czuję się jak czarna owca w domu. Ciągle są kłótnie i ja jestem najgorsza. Proszę powiedzcie mi jak mam się zachowywać?

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś
Patronaty