Twój przewodnik po zdrowiu

  1. Opisz swój problem. Pomożemy Ci znaleźć odpowiedź w bazie ponad miliona porad!
  2. Nie ma informacji, których szukasz? Wyślij pytanie do specjalisty.
Rozpocznij
7 6 3 , 6 6 9

odpowiedzi udzielonych przez naszych ekspertów

Rzetelnie + Bezpiecznie + Bezpłatnie

Relacje: Pytania do specjalistów

Co mogę zrobić aby poprawić swoje stosunki z ludźmi?

Mam 20 lat, od dłuższego czasu mam same problemy w domu, w życiu i w szkole. Co prawda szkołę średnią skończyłam, ale nie z takim wynikiem jak bym chciała. Teraz zaczęłam technikum zaocznie i też I semestr trzeba powtórzyć, bo... Mam 20 lat, od dłuższego czasu mam same problemy w domu, w życiu i w szkole. Co prawda szkołę średnią skończyłam, ale nie z takim wynikiem jak bym chciała. Teraz zaczęłam technikum zaocznie i też I semestr trzeba powtórzyć, bo nie przeszłam na II. Nie wiem dlaczego, ale cały czas mam wrażenie, że nie potrafię się uczyć, mogę siedzieć przed książkami nie wiadomo ile, a i tak pójdę na egzamin i nic z tego, dalej nic nie wiem, jakbym się wcale nie uczyła. Tak samo w domu - każdy ma o coś pretensje, każdemu coś nie pasuje, mogę się starać nie wiem jak - i tak będzie źle. Nie potrafię rozmawiać z ludźmi, nie wiem jak nawiązywać nowe znajomości. Mam marzenia, jak każdy, ale nie wierzę, że się choć jedno kiedykolwiek spełni. Czy ktoś może mi jakoś pomoc, jakąś radę dać? Co mogę zrobić, co mogę zmienić, żeby było inaczej? Proszę!
odpowiada 3 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Magdalena Hanna Nagrodzka
Mgr Magdalena Hanna Nagrodzka
mgr Magdalena Rachubińska
mgr Magdalena Rachubińska

Ciągła krytyka, myśli samobójcze - jak to zmienić?

Witam, mam 17 lat i jestem kobietą. W mojej klasie panuje dość nieprzyjemna atmosfera, ludzie podzielili się na grupki i wychodzi z tego, że 2/3 klasy nie rozmawia ze sobą jeśli nie musi. Pewnie niektórzy z klasy nie zgodzili by...

Witam, mam 17 lat i jestem kobietą. W mojej klasie panuje dość nieprzyjemna atmosfera, ludzie podzielili się na grupki i wychodzi z tego, że 2/3 klasy nie rozmawia ze sobą jeśli nie musi. Pewnie niektórzy z klasy nie zgodzili by się ze mną, bo oni czują się tam fantastycznie. A z mojego punktu widzenia jest strasznie, bo nieustannie ktoś mnie krytykuje, przyczepia się do mnie. Nie wiem co jest ze mną nie tak, bo ubieram się i wyglądam typowo, a często nawet na ulicy nieznajomi ludzie rzucają dziwne komentarze pod moim adresem. W szkole nigdy nie usłyszę dobrego słowa. Niedawno kolega z klasy zarzucił mi, że jestem za poważna, co moim zdaniem jest kompletną nieprawdą, a on mnie nawet nie zna, bo nie rozmawia ze mną i nie wiem czemu miała służyć ta krytyka. Dodatkowo, moje koleżanki, z którymi spędzam dużo czasu, wcale mnie nie broniły, tylko zaczęły z nim dyskutować tak, jakby mnie wcale nie było obok. Nie rozumiem dlaczego tak uważają, przecież nawet w tym samym dniu cały czas żartowałyśmy i to ma być ta moja "powaga"? A ten chłopak nikogo innego nie krytykuje, tylko mnie. Wychodzi na to, że nie znam sama siebie. Klasa ma do mnie też pretensje o to, że ich zdaniem "nic nie mówię", "muszę być bardziej szalona", "otworzyć się na ludzi". Jeszcze do tego cały czas słyszę, że "nie żyję", bo nie mam konta na portalu społecznościowym. A ja nie przepadam za takim dzieleniem się informacjami z wszystkimi dookoła, tym bardziej jeśli mają to być ludzie z mojej klasy, przecież na takim portalu ciągle jest się ocenianym, a to tylko kusiłoby ludzi z mojej klasy żeby jeszcze bardziej mnie krytykować. Więc nie posiadanie konta na takim portalu sprawia, że jeszcze bardziej się do mnie przyczepiają. Nie wiem jakim prawem każą mi się zmienić, dziwi mnie, że tak bardzo im przeszkadza moja obecność. A mi po prostu nie chce się rozmawiać z takimi ludźmi jak oni, idąc do tej klasy nie sądziłam, że wszyscy będą zachowywali się jakby się nie znali. To prawda, może nie jestem otwarta na ludzi, bo wielu ludzi mnie zraniło, krytykowało, nie mam rodzeństwa, w dzieciństwie często musiałam zostawać sama w domu, więc przyzwyczaiłam się i polubiłam bycie samotną. Z powodu wszystkich złych rzeczy, jakie ludzie mi zrobili w ciągu mojego życia nie ufam ludziom, nie lubię ich i nie umiem za długo z nimi przebywać. Z tego powodu mam właśnie kłopoty z nawiązywaniem nowych znajomości, właściwie to nie za bardzo lubię poznawać nowych ludzi, z rozmawianiem, z wyrażaniem swojego zdania, ale z ludźmi których znam bliżej lubię przebywać, rozmawiać i żartować. Z powodu tych wszystkim problemów nie tylko w szkole nic mi się nie chce, najchętniej spałabym całe dnie żeby nie chodzić do szkoły i nic nie robić. Mam też myśli samobójcze, praktycznie każdego dnia, chociaż może nie są samobójcze, bo nie chciałabym sama się zabić, tylko chciałabym umrzeć. To trwa już bardzo długo, ale można powiedzieć, że się przyzwyczaiłam, ale teraz jest bardzo źle. Chciałabym zmienić szkołę od przyszłego roku szkolnego, bo czuję, że dłużej tu nie wytrzymam, nikt, kompletnie nikt mnie tu nie rozumie, wszyscy oceniają powierzchownie. Jednak w nowej szkole musiałabym wszystkich poznawać od nowa, a z tym mam przecież kłopot, jeśli zachowywałabym się tak jak do tej pory, to znowu sytuacja by się powtórzyła i tym razem nie mogłabym już 2 raz zmienić szkoły. Nie wiadomo też czy w nowej szkole byłoby lepiej, może tam są ludzie jeszcze gorsi od tych teraz. Dlatego nie wiem czy powinnam zostać tu gdzie jestem i przemęczyć się 2 lata, czy zaryzykować i zmienić szkołę, otoczenie. I to nie jest tak, że ja lubię być osamotniona i małomówna, chciałabym być towarzyska, popularna, cieszyć się z przebywania z ludźmi, ale tak nie jest. Proszę o pomoc, z góry dziękuję.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Nie widzę sensu życia - co mam robić?

Nazywam się Klaudia i mam 14 lat. Mam nerwicę i podejrzewam również depresję. W domu potrafię rzucać nożami, nie widzę sensu życia. Moja mam się mną nie interesuje, tata też, ale to wszystko przez niego. On zdradził mamę, a teraz...

Nazywam się Klaudia i mam 14 lat. Mam nerwicę i podejrzewam również depresję. W domu potrafię rzucać nożami, nie widzę sensu życia. Moja mam się mną nie interesuje, tata też, ale to wszystko przez niego. On zdradził mamę, a teraz chce do niej wrócić. Wybaczyłabym mu, ale nie mogę. Jakiś czas temu około tygodnia, dwóch słyszałam jak kochał się z inną kobietą. Okropnie się czułam. Od jakiegoś czasu zamieszkał u nas, nie byłoby nic w tym złego. On nie przestał kochać tej kobiety. Mówię mamie o tym, ale ona nie chcę mnie słucha. Wczoraj mamie powiedziałam, że mam nerwicę ona powiedziała: "Ok, porozmawiamy w domu". Dziś jej powiedziałam, że mamy razem porozmawiać, ona nic i powiedziała, że nie będzie ze mną rozmawiała, bo to nie ma sensu. Myślę, że tata ją buntuje. Mama jest w nim zakochana na zabój i nie widzi tego, że on ją zdradza. Coraz bardziej źle się czuję. Codziennie kuje mnie w sercu, aż się zwijam z bólu, żołądek też mnie boli. Nie mam nikogo aby się wyżalić. Dosłownie nikogo. Tata wczoraj wszedł do pokoju i chciał mój telefon, bo chciał zadzwonić, ale ja mu nie dałam, bo mam mało kasy i wtedy mnie uderzył. Mówiłam o tym mamie, a ona mi nie wierzy. Nie mogę jej przemówić do rozsądku. Myślę, że mi ktoś pomoże. Kiedyś myślałam o samobójstwie albo o ucieczce z domu. Naprawdę nie wiem jak z nią porozmawiać. Mówię jej o wszystkim, ona mi wierzy, a potem, na drugi dzień, już nie.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Jak poprawić relacje narzeczonego z przyszłymi teściami?

Witam! Mam 25 lat, półtora roku temu wyprowadziłam się ze swojego rodzinnego miasta, gdzie mieszkałam od urodzenia z rodzicami i bratem, do samego centrum Polski, przyjechałam tu do miłości swojego życia, którą poznałam. Mieszkając w domu nic mnie nie interesowało,...

Witam! Mam 25 lat, półtora roku temu wyprowadziłam się ze swojego rodzinnego miasta, gdzie mieszkałam od urodzenia z rodzicami i bratem, do samego centrum Polski, przyjechałam tu do miłości swojego życia, którą poznałam. Mieszkając w domu nic mnie nie interesowało, ani żadne opłaty, ani jedzenie, zawsze miałam to wszystko zapewnione. Gdy przeprowadziłam się do mojego obecnego narzeczonego nie wiedziałam, ani nigdy w życiu nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tak mi się życie potoczy :(. Otóż ja zostałam wychowana przez rodziców tak, że umiem zarabiać sama na siebie, że pracuję, że prawie wszystkiego powinnam dorabiać się sama (oczywiście liczyć na pomoc rodziców, ale w większym stopniu powinnam być samodzielna) i też taką osobą jestem. W nowym mieście u narzeczonego pracuję, mam swoje pieniądze itp. Rodzice pomagają mi czasami, przyjeżdżają, zawsze coś nam przywiozą, zawsze mieliśmy jakiś kontakt ze sobą, choć dzieli nas z moimi rodzicami odległość i duże koszty podróży, dlatego też nie jeździmy tam za często. W tym roku planujemy ślub u narzeczonego. Mój problem tkwi w tym, że mój narzeczony jest wychowany inaczej ode mnie :(. Mama jego tak nauczyła swoje dzieci, że we wszystkim trzeba im pomagać, po prostu we wszystkim, ona będzie jeść suchy chleb, byle by dziecku swojemu pomóc. Nie mówi tego, ale widzę, że ma pretensje do mnie za to, że moi rodzice nic mi nie dali jak do nich przyjechałam, a że ona dała tak dużo. Boli mnie to, bo wiem, że oni kiedyś mieli interes i dlatego teraz mogą coś dzieciom swoim dać, niestety u mnie nigdy nie było za pięknie jeżeli chodzi o pieniądze i rodzice dali mi to co dali (ich zdaniem nie za dużo) i cały czas w tym tkwi problem. Mój narzeczony odsunął się strasznie od moich rodziców, relacje moje z nim się bardzo pogorszyły (już nie jesteśmy przez to wszystko tak zakochaną parą jak byliśmy), nie wiem po prostu teraz co mam robić. W pewnych chwilach mam wrażenie, że mój narzeczony z mamą ma jakiś spisek przeciwko mojej rodzinie, żeby tylko mnie od nich oderwać, a ja nie potrafię się oderwać od moich rodziców, wychowali mnie, przeżyłam z nimi całe życie, kocham ich. Wiem, że nie zawsze postępują tak jak bym tego chciała i źle to wygląda z drugiej strony, ale co ja na to poradzę? Rodziców się nie wybiera. Kocham nad życie swojego narzeczonego i wiem, że to jest właśnie On, ale i kocham też swoich rodziców i chciałabym mieć z nimi kontakt, np. w przyszłości, jak będziemy mieć dziecko, żeby sobie do nich pojechać :( a tak nie wiem co mam robić, czasami się poddaję. Schudłam już 10 kg z tego wszystkiego, po prostu mam tego dosyć :(. Teraz byliśmy u mnie na świętach i tak się wszyscy pokłóciliśmy, że z narzeczonym wróciliśmy do domu. Rodzice powiedzieli, że widzą, że ja się od nich odsunęłam i że widzą, że jak przyjeżdżamy to jest cały czas temat ze strony mojego narzeczonego „co Pani dała córce?!”. Mam tego po prostu dosyć, ale teraz to obrazili się na amen, mama się do mnie nie odzywa, tato, rodzina po prostu nikt. Nie tolerują mojego związku z Nim, chodź w głębi serca nie jest on dla mnie zły :(. Proszę, pomóżcie!

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

Dlaczego potrzebuję ludzi, mimo że ich nie lubię?

  Mam 20 lat, mieszkam w Katowicach. Obecnie studiuję zaocznie politologię, co mnie w ogóle nie satysfakcjonuje. Wybrałem ten kierunek, bo wydawało mi się, że to właśnie potrafię. Jednak się chyba trochę przeliczyłem. Jestem całkiem wesołym, nawet inteligentnym chłopakiem. Dla...   Mam 20 lat, mieszkam w Katowicach. Obecnie studiuję zaocznie politologię, co mnie w ogóle nie satysfakcjonuje. Wybrałem ten kierunek, bo wydawało mi się, że to właśnie potrafię. Jednak się chyba trochę przeliczyłem. Jestem całkiem wesołym, nawet inteligentnym chłopakiem. Dla wielu jestem takim, cyt.: "fajnym, imprezowym gościem", z którym można się zabawić, pogadać, pośmiać. Mam wielu znajomych, którzy cieszą się z mojego towarzystwa, tak przynajmniej mówią. A jednak, ja sam ze sobą nie wytrzymuję. Kiedy siedzę sam, nie potrafię się dobrze czuć. Czuję, że boli mnie wszystko w środku, wzrusza bądź straszliwie złości mnie prawie wszystko. Wykańczam się psychicznie. Nie mogę w nocy spać, kładę się wcześniej, ale nie zasypiam, a jak uda mi się nad ranem zasnąć to mam potem problemy ze wstawaniem. Zdarzają się okresy, że nie mogę jeść przez kilka dni, choć chcę coś zjeść to się nie da. Męczy mnie każdego wieczora perspektywa nowego dnia przede mną. W zeszłym roku straciłem przyjaciela. Przez swoją własną głupotę. Byłem bardzo zaborczy, tzn. opowiadałem wszystkie swoje problemy, oczekiwałem wsparcia, wiecznej opieki psychicznej, ciągle chciałem przebywać w jego towarzystwie. Często było tak, że ciągle opowiadałem swoje, nie pytając jak on się czuje. Wydawało mi się to normalne. W końcu nasze kontakty się urwały - urwał je mój przyjaciel mówiąc, że to była przyjaźń jednostronna (tj. on był przyjacielem dla mnie, ja dla niego nie), że on wiedział o mnie wszystko, a ja o nim prawie nic. Czy kiedykolwiek interesowałem się tym, co on robi? Teraz, od kilku już miesięcy, nie mam od niego żadnego znaku, nawet jednego słowa. Próbowałem przepraszać, naprawić - bez skutku. Myślę, że on nie wierzy w moją chęć naprawy sytuacji. Jestem uzależniony od ludzi. Tyle mogę stwierdzić na 100%. A jednocześnie ludzi nie lubię. Lubię tylko tych, których sam sobie wybiorę. Brakuje mi celu w życiu. Nie wiem co chcę robić, nie wiem kim chcę być, nie wiem czy w ogóle sobie poradzę. Na dzień dzisiejszy nie wiem nic. Zdarzają się dni, w których mam ochotę zamknąć się w pokoju i nie wychodzić przez tydzień. Wszystko i wszyscy mnie denerwują. Jeśli mi jakaś rzecz nie wychodzi, nie umiem czegoś zrobić - rzucam tym w ścianę. Ale wiem, że nie mogę się zamknąć, bo potrzebuję swoich znajomych. Nie potrafię się od nich odizolować, bo znowu zostanę sam sobie i znowu będę znosił i przeżywał to wszystko. Nie oczekuję pocieszenia i słów otuchy. Chciałbym po prostu wiedzieć, co mam zrobić, żeby czuć się lepiej. Chciałbym wiedzieć, co mi jest.
odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Problem z córką męża - jak sobie poradzić?

Witam serdecznie, Jestem mężatką od 6 lat. Razem z mężem wychowuję 2 córki - pierwsza, starsza z pierwszego związku męża ma 12 lat, druga nasza wspólna 5-latka. Ze starszą mam problem, już nie mam siły, ciągłe pyskowania dokuczania młodszej córce,...

Witam serdecznie, Jestem mężatką od 6 lat. Razem z mężem wychowuję 2 córki - pierwsza, starsza z pierwszego związku męża ma 12 lat, druga nasza wspólna 5-latka. Ze starszą mam problem, już nie mam siły, ciągłe pyskowania dokuczania młodszej córce, minki, fochy itp. itd. doprowadzają do szału. Jakby tego było mało, mieszkam z teściową, która ciągle broni tej starszej (mówiąc jaka ona jest biedna, bo chowana bez mamy) i w jej obecności potrafi wypowiadać "cuda", albo za plecami przeprowadzać różne konspiracje. Jeszcze do tego wszystkiego dochodzi mamusia starszej, która na stałe wyprowadziła się do Szwecji, a próbuje uczyć nas jak mamy wychowywać jej córeczkę, nie wspominając, że ciągle spóźnia się z alimentami. Jak starszej jest źle dzwoni do mamusi i się skarży, na co matka wydzwania do nas i się "nadziera" co my wyprawiamy z jej córeczką - masakra. Jestem strzępkiem nerwów. Kłócę się z mężem, z teściową - czuje się jak intruz w domu, jak tam wchodzę to na samo wejście mam nerwa. Co robić? Obecnie jestem w 3. miesiącu ciąży, nie powinnam się złościć, ale to jest silniejsze. Ja też nie zostaje bez winy, przyznaję, że czasami przesadzam. Jak to zmienić? Boję się o swój związek… Pozdrawiam

odpowiada 2 ekspertów:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Czy to jest molestowanie psychiczne?

Od 18 lat jestem mężatką. Niestety tak się złożyło, że mieszkam razem z teściowa. I tu jest właśnie mój problem. Ta kobieta nienawidzi mnie od pierwszych dni, kiedy pojawiłam się w tym domu. Jestem wyzywana od kur*w, brudasów, legatów...

Od 18 lat jestem mężatką. Niestety tak się złożyło, że mieszkam razem z teściowa. I tu jest właśnie mój problem. Ta kobieta nienawidzi mnie od pierwszych dni, kiedy pojawiłam się w tym domu. Jestem wyzywana od kur*w, brudasów, legatów i tym podobnych. Nawet przy moich dzieciach mówi o mnie kur*a. To tak w wielkim skrócie. Co powinnam lub co mogę w tej sytuacji zrobić, ponieważ mam już dość takiego ciągłego poniżania? Pozdrawiam

odpowiada 2 ekspertów:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Chciałem się zabić - czy problem jest we mnie?

Mam 15 lat, w marcu skończę 16. Mieszkam z rodzicami i o 2 lata starszym ode mnie bratem. To on jest źródłem mojego problemu. Od kilku lat nie daje się z nim żyć. Poszedł do zawodówki i zarabia już jakieś...

Mam 15 lat, w marcu skończę 16. Mieszkam z rodzicami i o 2 lata starszym ode mnie bratem. To on jest źródłem mojego problemu. Od kilku lat nie daje się z nim żyć. Poszedł do zawodówki i zarabia już jakieś pieniądze, więc myśli, że jest ważniejszy ode mnie. Nie powiem, że zawsze jest taki, bo niekiedy da się z nim normalnie pogadać, ale ja już tego nie potrafię. Gdy tylko mnie woła, bym coś zobaczył, albo aby mnie o coś spytać, to nasza rozmowa kończy się na mojej króciutkiej odpowiedzi. Nie rozmawiam z nim, unikam go po prostu. Ale co on takiego robi? Może to i małe sprawki, ale złączone w całość przez kilka lat, mogą dokopać. Na przykład, siedzę w pokoju z rodzicami, rozmawiamy, oglądamy telewizję lub robimy cokolwiek innego, wchodzi brat, też się włącza do rozmowy i po chwili mnie obrazi, że mam "mordę, jak pasztet", albo "skośne oczy, jak bandzior". Żeby nie było - nie jestem chińczykiem ani nie mam w jakikolwiek sposób skośnych oczu :D. Inna sytuacja, rozmawiamy tak jak w poprzednim wypadku, a on nagle zaczyna żartować sobie na mój temat. Ostatnio było coś takiego: "wiesz, mam dla ciebie laskę. Mogę cię umówić, chcesz?" No dobra śmieję się, ale po chwili on dodaje: "też ma taką mordę jak ty". W pokoju mamy jeden komputer - przepraszam, że zejdę do problemu, który pewnie ma większość nastolatków, ale wydaje mi się, że tutaj też nie zachowuje się on wobec mnie dobrze. Przychodzę ze szkoły (on z pracy częściej przychodzi wcześniej, więc wtedy nie ma tej sytuacji, bo po prostu usiądzie pierwszy i siedzi do wieczora) i gdy trafi się, że ja jestem wcześniej, to szybko włączam komputer, by sprawdzić pocztę, poczytać, posłuchać muzyki i załatwić wszystkie sprawy, które chciałem, a jak nie zdążę, przed przyjściem brata, to zapewne będę musiał poczekać do grubo po północy, albo do następnego dnia. A więc gdy on przychodzi to po prostu jego pierwsze słowa do mnie: "musisz zejść" albo "zejdź", a nawet "złaź". Zazwyczaj mówię, że za chwilę, albo schodzę od razu, bo inaczej mam piekło. Dzisiaj na przykład byłem pół godzinki od przyjścia ze szkoły i on od razu jak przyszedł chciał, bym zszedł. Powiedziałem, że nie mogę, za godzinkę tak, ale teraz nie – wiadomo, byłem poirytowany, a on mówi, że go to nie obchodzi, on musi wejść. I wyłącza z gniazdka. Zdenerwowałem się i powiedziałem, że też będę wyłączał, ale nie robiłem tego (nie chcę być taki jak on). Wtedy właśnie nastąpił ten kryzys - ze złości miałem łzy w oczach. Przyznam się, że przez niego wyrosłem na dość nerwowego nastolatka. Kłóciliśmy się, ja że się go nie boję, a on, że mi ząbki powybija kiedyś. To wykrzyczałem, że nie wstanie z łóżka, bo go zabije w nocy - wiem, że bym tego nie zrobił, ale to z nerwów. Wiem, wiem - taka błahostka. Głupi komputer, mogłem po prostu zejść, jak zawsze. Teraz żałuję, choć nadal uważam, że to jego wina. To właśnie dzisiaj, po tej sytuacji i rozmowie z matką, która trzymała moją stronę, ale strasznie słabo, nic nie zrobiła, tylko po prostu mówiła - wybiegłem z nożem za dom. Chciałem ze sobą skończyć, ale nie mogłem. Mam swoje marzenia, dla których chcę żyć, ale boję się, że nie wytrzymam w tym domu dłużej. Ojciec jak zawsze w pracy, mama do niego dzwoniła po tym co się stało, ale braciszek naopowiadał co chciał i on jak zawsze trzyma jego stronę. Nawet przed chwilą słyszałem, jak się na mój temat kłócą. Mam dość, są takie chwile. Te wymienione sytuacje, to procent. Ale zawsze jak myślę, co on tak na prawdę mi zrobił, zwykle myślę o tym po jego "wybryku" i naskoczeniu na moją osobę - wtedy nie mogę sobie nic przypomnieć, choć wiem, że cierpię przez niego prawie każdego dnia. Nie wiem, czy to moja podświadomość już wszystko tłumi? Nie chcę, by to kiedyś wybuchło i bym na prawdę to zrobił - zabił się. Czy problem jest we mnie? Kto ma rację? Ja czy brat? Problem na pewno jest we mnie, bo przecież mam myśli samobójcze no i te myśli o zabiciu jego. Ale myślę, że nie zabiłbym go. raczej siebie. Pomóżcie, napiszcie, co mogę zrobić, albo czego nie robić. Mam go unikać? Nie chcę z nim rozmawiać. Nie chcę, by znowu mnie obrażał i wywoływał cierpienie. Chciałbym się wyprowadzić, ale mam 15 lat. Mam nadzieję, że za rok, gdy on skończy 18 - opuści nasz dom.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Co zrobić, żeby mama zmieniła nastawienie?

Witam, mam 14 mój tata pracuje za granicą i opiekuje się mną moja mama, chodzi do pracy, rozumiem, że ma wiele stresów i w ogóle, ale czemu to się musi odbijać na mnie? Nie uczę się za dobrze, to fakt,...

Witam, mam 14 mój tata pracuje za granicą i opiekuje się mną moja mama, chodzi do pracy, rozumiem, że ma wiele stresów i w ogóle, ale czemu to się musi odbijać na mnie? Nie uczę się za dobrze, to fakt, ale uważam, że moja mama przesadza, ponieważ nie mogę z nią porozumieć, zawsze się kłócimy. Nie mogę z nią zrobić żadnego zadania domowego, ponieważ zawsze kiedy z nią robię ona mnie stresuje, często mnie także wyzywa od najgorszych, typu nieuk itp. - bardzo mnie to boli, kiedy tak o mnie mówi. Często miewam bóle brzucha oraz bóle głowy, nie umiem się skupić na lekcjach - czy to właśnie przez to? Kiedy powiem mojej mamie, że jest sprawdzian, ona jak zwykle zaczyna - nie umiem się przy niej uczyć. Kiedy piszę już sprawdzian to strasznie się stresuję, wszystko wylatuje mi z głowy nawet to co pamiętałam przed wejściem do klasy. Nie mogę już tego znieść, tego jej obrażania - mnie to boli strasznie, przez nią miewałam już myśli samobójcze. Boję się, boje się, że w końcu coś sobie zrobię. Mój tata o niczym nie wie, chcę mu powiedzieć, ale nie wiem jak. Co mam zrobić żeby ona się zmieniła?

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Jak zachowywać się wobec toksycznych rodziców?

Przeczytałam ostatnio książkę Susan Forward "Toksyczni rodzice", ponieważ od zawsze martwiło mnie zachowanie moich rodziców wobec mnie. Od zawsze byłam nazywana przez nich głupią, nienormalną, bezwartościową, co gorsza, im więcej miałam lat wyzwiska zmieniły się na gorsze. Potrafili...

Przeczytałam ostatnio książkę Susan Forward "Toksyczni rodzice", ponieważ od zawsze martwiło mnie zachowanie moich rodziców wobec mnie. Od zawsze byłam nazywana przez nich głupią, nienormalną, bezwartościową, co gorsza, im więcej miałam lat wyzwiska zmieniły się na gorsze. Potrafili uderzyć mnie za nic. Kłamali, wpierali mi, że rzeczywistość jest inna. Matka wyzywała mnie, że się puszczam, choć nigdy na to nie zasłużyłam. Kiedy tylko skończyłam 18 lat ucieszyłam się, że mogę zacząć studia w obcym mieście. Niestety ich kontrola nie zmieniła się. Szantaże emocjonalne, pieniężne, kłótnie. Bardzo przeżywałam każdy telefon od mojej matki. Niestety cały czas pokazywała mi jaka to jestem od niej zależna. Rok temu powiedziałam im, że się zaręczyłam. Za pół roku wychodzę za mąż. Oni mają włożyć pewien wkład finansowy. Teraz wszystko czego ode mnie chcą, motywują "albo to zrobisz, albo nie będzie wesela, albo nie dostaniesz na życie". Ostatnio kazali mi udokumentować, że studiuję, bo stwierdzili , że mi w ogóle nie ufają. Powiedziałam, że moje słowo powinno wystarczyć - przestali się do mnie odzywać, nie ma żadnego kontaktu od miesiąca, no i oczywiście zero pieniędzy od nich. Wysłałam im zaświadczenie z uczelni, że studiuję - nic nie dało. Boję się, że nie dadzą mi pieniędzy na wesele (choć zapłacili za zaliczki) i nie odezwą się do mnie już nigdy. Nie wiem co mam zrobić w tej sytuacji. Gdybym nie potrzebowała ich pomocy finansowej, może nie musiałabym się tak martwić, choć i tak boli, że nie chcą utrzymywać ze mną kontaktu. Wiem, że cała sytuacja jest chora, ale jeśli ktoś może mi pomóc, to będę bardzo wdzięczna. Pozdrawiam

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

Jak uwolnić się od toksycznej zależności z matką?

Mam taki problem, że moja matka ciągle mnie niańczy, po prostu wtrąca się w każde konstruktywne działanie i krytykuje wszystkie dodatnie działania. Kiedy siadam do książki, lub podręcznika, przychodzi co 5 minut opowiadać mi o tym co nie jest zrobione,...

Mam taki problem, że moja matka ciągle mnie niańczy, po prostu wtrąca się w każde konstruktywne działanie i krytykuje wszystkie dodatnie działania. Kiedy siadam do książki, lub podręcznika, przychodzi co 5 minut opowiadać mi o tym co nie jest zrobione, krótko mówiąc: zawraca tyłek. Kiedy posprzątam ładnie wszystko, a'la błysk totalny, przyjdzie do domu z pracy i będzie krytykować, opowiadać dołujące historie, kiedy szukam tylko trochę zrozumienia. Kiedy proszę o pomoc w nauce, przyjdzie wprowadzi mnie w stres, zdemotywuje każdym sposobem, jak powiem, że wcale mnie nie inspiruje i że jak ze mną zasiada mi "pomóc" czuje, że nic nie osiągnę i wszystko jest trudne i nieopanowalne, to opowiada mi, co to nie ona miała jak się uczyła, jakie problemy, trudności, cała historia jej życia rzucona mi w twarz jak ścierka. Poszedłem do pracy, wtedy przestała mnie karmić, bo powiedziała, że sam sobie teraz mam załatwiać wszystko, bo jestem dorosły. Rzuciłem prace po dwóch tygodniach i wtedy dostałem zastrzyk miłości, radości i jedzenia. Zbiłem niedawno lustro, uśmiechnęła się promiennie i przyniosła mi hamburgera. Zaspokaja tylko i wyłącznie moje potrzeby fizyczne. Jestem pewny, że cierpi na osobowość desytrukcyjną. Nie chce tak żyć i czuje się jak na kajdankach. Moi rodzice rozwiedli się dawno temu, wychowywałem się z matką, zawsze myślałem, że chce dla mnie dobrze. Kiedy mówię jej o swoich uczuciach, pyta kiedy się wyprowadzę. Kiedy przychodzę z sercem na dłoni obraca się i idzie zrobić obiad, chociaż siedziała przed telewizorem i nic nie robiła. Powiedziałem jej o wszystkim z całkowitą szczerością i próbowałem z wrogością i próbowałem z przyjacielskością, wszystko na nic. Dzisiaj wiem, że mój ojciec po prostu uciekł od niej. Ona jest mistrzynią manipulacji i dosłownie nabuntowała kiedyś całą rodzinę przeciwko mnie, delikatnie zrzucając na mnie całą winę tego świata, aby wszyscy w to uwierzyli. Było to niedługo po rozwodzie moich rodziców, jeszcze wtedy chodziłem do szkoły i w miarę się uczyłem, ale bardzo dokuczali mi rówieśnicy, a ja nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Patrząc po coraz niższym standardzie naszego życia stwierdzam, że nie będzie lepiej. Kiedyś szukałem pomocy u rodziny, ale nabuntowani rugali mnie za wszystko, przez co prawie zerwałem kontakty z rodziną. Potem zacząłem mieć bardziej patologiczne towarzystwo. Nauczyło mnie to więcej hartu ducha. Otworzyłem się na świat i zrozumiałem, że moi szkolni gnębiciele wcale nie byli źli, tylko ja źle postępowałem. Ciągle chodziłem z dołem i wyżywałem się na wszystkich. Oddychać zacząłem kiedy zaczęły się poważniejsze problemy w szkole i zawalone lata. Zawsze dostawałem wtedy wszelkie pocieszenie od matki jakiego tylko można oczekiwać. Kiedy mówiłem jej o jej złym podejściu wobec mnie to po chwili rozmowy powtarzała te same frazy "to, że jak ojciec cię lał, a ja stawałam w twojej obronie to byłam zła" albo "tobie się w dup*e poprzewracało" albo inne "bo za dobra byłam, trzeba było cały czas cię za mordę trzymać", do dziś je powtarza tylko w zmienionej formie. Ona uważa, że wszystko robi dobrze. Przed wszystkimi udaje dobrą, wspaniałomyślną. Ćwierka i opowiada jak jej się co to nie udało w takiej lub takiej sprawie, nawet jeśli odniosła zupełną porażkę. Po prostu zawsze wszyscy wierzyli mojej matce, a nie mi. Zawsze znała wszystkie moje porażki jakby uczyła się ich na pamięć. Mogłaby je wypowiedzieć wszystkie jak ze śpiewnika. Ja bez sensu chodzę przypominając sobie swoje porażki i myślę jak je poprawić, przez 70% roku mam poczucie winy, zawsze mówię "coś źle znowu zrobiłem, wszystko zawsze muszę zrujnować". Jak się kłócimy często mówi, żebym "wy*ierdalał do pracy" i że jestem nierobem, ale nie jestem nierobem. Pracowałem na wykończeniówce, co roku pracuje z dziadkiem na wsi i jakoś jest, ale to nie metoda pełnego dorosłego życia. Mam 21 lat, jestem w drugiej liceum i czuję, że już nic nie mogę zrobić ze swoim życiem i będzie tylko gorzej. Czasem się budzę z przysłowiową "ręką w nocniku" i zdaję sobie sprawę z tego co się ze mną dzieje, ale nadal nie wiem co mam ze sobą zrobić. Ciągle czuje się jak na kajdankach i najgorsze, że z jednej strony chce się uwolnić, a z drugiej jest mi dobrze, a kiedy myślę, że mi z tym dobrze to czuje się jeszcze gorzej z tym jak żyję i że większości moich rówieśników powodzi się lepiej ode mnie, są szczęśliwsi. Sytuacja jest tak magicznie zasupłana, że nie wiem co mam zrobić. Wiem, że kiedy będę postępował odpowiedzialnie i konstruktywnie to dostanę za to karę dla "mojego dobra", jeśli wstaję wcześnie rano to jest wrzask i awantura z ładunkiem psychicznym jakbym kogoś zamordował (generalnie nigdy nie wiem za co, tłumaczę to sobie, że za darmo), dlatego prowadzę tryb raczej nocny i dużo siedzę przed kompem. Przez lata tego nie rozumiałem. Teraz jestem dorosły... a może stary i dalej siedzę w kołysce, a do tego z dwoma rękami w nocniku, bo nie mam wykształcenia ani doświadczenia zawodowego, bo pracowałem "na czarno", żeby mama miała korzystne rozliczenie z podatku.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Jak uwolnić się od nadopiekuńczej matki?

Dzień dobry, Mam 22 lata moja mama na każdym kroku mnie kontroluje, we wszystko się wtrąca. W domu muszę być punkt 12, niechętnie patrzy gdy wychodzę do baru, według niej to niestosowne. Najchętniej wszystko załatwiała by za mnie, bo uważa,...

Dzień dobry, Mam 22 lata moja mama na każdym kroku mnie kontroluje, we wszystko się wtrąca. W domu muszę być punkt 12, niechętnie patrzy gdy wychodzę do baru, według niej to niestosowne. Najchętniej wszystko załatwiała by za mnie, bo uważa, że zrobi to lepiej niż ja. Wypomina mi, że do niczego się nie nadaję. Jestem w związku z chłopakiem ponad 2 lata, ona go nie cierpi najchętniej by nas rozdzieliła, uważa, że robię wszystko tak jak on chce, a to nie prawda. My się świetnie dogadujemy i bardzo kochamy. W jej głowie rodzą się jakiej urojone wyobrażenia. Nie powiem, bo też mam swoje wady, nie raz traciła do mnie zaufania, ale człowiek był młody i nieodpowiedzialny. Uważa, że to wina tego chłopaka, bo z nim jestem, a to nie prawda. Najchętniej trzymała by mnie w domu podsłuchując nasze rozmowy. Nie może u mnie siedzieć dłużnej niż do 12 godz. nie mówiąc już o wspólnym wyjeździe na 2 dni i spaniu w hotelu, bo będziemy tam robić nie wiadomo co. Proszę o pomoc, nie wiem jak od tego się uwolnić ;(.

odpowiada 2 ekspertów:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Jak uwolnić się od wpływu matki?

Witam! Mam 30 lat. Moje dzieciństwo to głównie kłótnie między rodzicami, bijatyki i wyzwiska. Nam, dzieciom, nigdy nie okazywano miłości. Mam wrażenie, że moja mama do dziś wstydzi się mnie, zawsze porównywała do innych i chciała żebym była taka jak...

Witam! Mam 30 lat. Moje dzieciństwo to głównie kłótnie między rodzicami, bijatyki i wyzwiska. Nam, dzieciom, nigdy nie okazywano miłości. Mam wrażenie, że moja mama do dziś wstydzi się mnie, zawsze porównywała do innych i chciała żebym była taka jak ten ktoś. Od 10 lat nie mieszkam z rodzicami, ale i tak mam wrażenie, że moja matka ma na mnie ogromny wpływ. Bardzo długo, nawet jak miałam już własną rodzinę, mówiła jak mam żyć i co robić. Kiedy się na coś nie zgadzałam była złośliwa i wredna. Unikałam z nią kontaktów, ale odkąd urodziłam córkę (2 lata temu) zaczęła częściej pojawiać się w moim życiu. Jej wizyty skierowane są głównie do mojej córki, a mnie traktuje raczej jak przeszkodę, którą próbuje pokonać. Nie szanuje mnie, złośliwie komentuje to co mówię do córki, próbuje umniejszać moją rolę jako matki (mówi do córki, że matka nie jest jej potrzeba, że nie jestem taka niezastąpiona). Mój ojciec jest raczej bierny, choć nie obce są mu złośliwe komentarze (np. jak postanowiliśmy z mężem zrobić Wigilię sami, we własnym domu, to podczas rozmowy z moją córką powiedział do niej: "To ja po Ciebie przyjadę, a matka niech sobie sama spędza Wigilię"). Nie lubię ich wizyt i nie umiem rozgraniczyć mojej relacji z matką i relacji mojej córki z babcią. Nie chcę żeby moi rodzice mieli na nią wpływ, nie chcę żeby próbowali przekazywać jej jakieś wartości, bo nie odpowiadają one moim wartościom. Generalnie postępuję zgodnie z własnymi przekonaniami, ale gdzieś we mnie tkwi uraz z dzieciństwa, z którym nie umiem sobie poradzić i który nie pozwala mi tak do końca cieszyć się z tego co mam, z rodziny jaką stworzyłam. Jakiś czas temu chciałam z matką porozmawiać na temat jej postępowania z córką, chciałam jej powiedzieć, żeby nie wyrażała się o mnie źle przy dziecku, żeby mnie szanowała, ale obraziła się i rozłączyła. Jak mam sobie z tym poradzić?

odpowiada 2 ekspertów:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Relacje z matkę - jak zwalczyć lęki?

A więc matka przekazała mi swoją panikę i np. teraz studiuję i tak było przez całe życie, gdy matka mi mówi "ucz się, bo nie zdasz, za mało się uczysz" to właśnie mam tą panikę. Tak samo na egzaminie, gdy... A więc matka przekazała mi swoją panikę i np. teraz studiuję i tak było przez całe życie, gdy matka mi mówi "ucz się, bo nie zdasz, za mało się uczysz" to właśnie mam tą panikę. Tak samo na egzaminie, gdy czegoś nie wiem. Nie lubię tego, wolałbym sam decydować o ilości czasu, który mam poświęcić na naukę. Wiem, że jej problem to wyolbrzymianie, ale nie wiem jak mam sobie z tym poradzić. Ten lęk czułem jak byłem chory na coś, bo mama panikowała, a ja wtedy czułem, że jestem jakiś gorszy.
odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Co zrobić, aby zmniejszyć wymagania mamy?

Moja mama ciągle na mnie krzyczy o byle co. Moja młodsza siostra uderzy się, bo biegła, a mama mówi, że to moja wina, bo jej nie pilnowałam. Dziś zrobiła mi aferę, bo cytryna się zepsuła i musiała ją wyrzucić, a...

Moja mama ciągle na mnie krzyczy o byle co. Moja młodsza siostra uderzy się, bo biegła, a mama mówi, że to moja wina, bo jej nie pilnowałam. Dziś zrobiła mi aferę, bo cytryna się zepsuła i musiała ją wyrzucić, a ja mogłam np. wypić herbatę z tą cytryną zanim się zmarnowała. Jest jeszcze wiele takich sytuacji. Ale jest jeszcze jedno. Gdy moja 6-letnia siostra coś np. narysuje i zrobi przy tym bałagan w całym domu, bo kredka spadła jak niosła, nie udał się rysunek etc. To mama ją tylko chwali, a ja muszę sprzątać po niej. Albo np. nie ma chleba, mówię to mamie, a ona na to, że to nie jej sprawa, niech idę i kupię jak tak bardzo go potrzebuję (nie daje mi pieniędzy na niego, a ja nic nie mam, nie dostaje kieszonkowego). Mój tata się z nią rozwiódł i spotykam go co tydzień, 2 tygodnie, a on ma to gdzieś (rozwiedli się w listopadzie). Teraz zależy im tylko na tym, by sobie dopiec. Nie wiem już co robić, bo dla mamy jestem tylko problemem, a dla taty kimś, kto będzie mu mówił o tym co mama robi, żeby się czepić.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Magdalena Hanna Nagrodzka
Mgr Magdalena Hanna Nagrodzka

Jak sobie poradzić ze skutkami konfliktów?

Witam, mam 23 lata, jestem studentką ekonomii, od 3 lat pracuje w firmie telekomunikacyjnej. Uważam się za osobę spełnioną: mam kochających rodziców i chłopaka, wysokie wyniki w nauce na uczelni oraz osiągnęłam awans w pracy na stanowisko kierownicze. Moja samoocena...

Witam, mam 23 lata, jestem studentką ekonomii, od 3 lat pracuje w firmie telekomunikacyjnej. Uważam się za osobę spełnioną: mam kochających rodziców i chłopaka, wysokie wyniki w nauce na uczelni oraz osiągnęłam awans w pracy na stanowisko kierownicze. Moja samoocena jest dość wysoka. Jednak borykam się z problemem,który przez mój awans stał się dla mnie przeszkodą nie do przeskoczenia. Moim problemem są kłótnie i sytuacje konfliktowe, a niekiedy zwykły "foch" przez kogoś. Jeśli w pracy komuś zwrócę uwagę albo się pokłócę, to potem myślę o tym cały czas. Mam wyrzuty sumienia, że zwróciłam tej osobie uwagę, a ona ma inne zdanie, to nie mogę normalnie pracować. A jeśli ta osoba np. obrazi się na mnie, to ja, mimo iż moim zdaniem miałam rację w jakieś służbowej sprawie, potrafię ją przeprosić tylko dla tego, aby wszystko już było OK. Po ostrych kłótniach nie mogę dojść do siebie, stawiam sobie za cel pogodzenie się z tą osobą przed wyjściem z pracy, bo inaczej resztę dnia po pracy mam do kitu (proszę zauważyć jakie to żenujące - kierownik biega za pracownikiem i go przeprasza). Bardzo się tym przejmuję i myślę o tym cały czas. Czasem żałuję, że komuś zwróciłam uwagę (jak dojdzie do wymiany zdań). Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że nie da się zarządzać jakaś grupą bez sytuacji konfliktowych (oczywiście jak najrzadszych, ale nie jest to nieuniknione). Niestety nieraz dochodzi do paranoi - nie tylko myślę o tym bardzo intensywnie w pracy, ale tez w domu. Mogę opowiadać rodzicom /i/lub chłopakowi godzinę o jakiejś nieistotnej wymianie zdań w pracy. Bardzo się przejmuję wszystkimi takimi sprawami - nie tylko tymi w pracy, ale tymi najczęstsze. Z jednej strony zdaję sobie sprawę z irracjonalności tego, z drugiej, jak zdarzy się taka sytuacja, to robię wszystko, aby nikt nie był obrażony na mnie, bo wiem, że w domu będę przechodzić przez to męki i się tym przejmować i cały czas o tym myśleć. Często pytam bliskich: „ale jak myślicie, oni nie są na mnie obrażeni?”, albo „ale już OK?”. Jak sobie z tym poradzić? Jak w pracy to zauważą to będą to wykorzystywać. Z góry dziękuje za odpowiedź i gratuluję stworzenie takiego portalu. Ania, 23 lata

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Problemy z rodzicami - początki depresji?

Witam, Pisze dalej o problemach w domu, są one coraz gorsze. Nie umiem sobie już poradzić, płaczę cały czas, wysiadam już, mam dość wszystkiego, chcę uciec z domu, bo widzę, że będzie to najlepszym sposobem. Ostatnio na święta zrobiłam ciastka,...

Witam, Pisze dalej o problemach w domu, są one coraz gorsze. Nie umiem sobie już poradzić, płaczę cały czas, wysiadam już, mam dość wszystkiego, chcę uciec z domu, bo widzę, że będzie to najlepszym sposobem. Ostatnio na święta zrobiłam ciastka, taka uradowana, że to pierwszy raz, a wyszły, cieszyłam się, że może w końcu powiedzą, a zwłaszcza matka, że „o, jak miło, zrobiłaś ciastka”, a ona po tym, jak weszła do domu zaczęła tylko „kur*a, ja pierd*ę, coś ty tu narobiła” i wzięła je wyrzuciła i zaczęła mnie wyzywać, że jestem „zjeb*ną szmatą”, że co ja narobiłam, że po ch*j to robiłam, że ja nic nie umiem, że po co, że tylko same kłopoty ze mną, że jestem niepotrzebna, że tylko produkty jej zmarnowałam, że mam to odkupić - poczułam się okropnie, przecież nic złego nie zrobiłam, tylko upiekłam ciastka, chciałam dobrze, a co w zamian usłyszałam? Wyzwiska itp. - poczułam się okropnie, płakałam całą noc. Chciałabym żeby powiedziała raz, że jest ze mnie dumna, a nie tylko mnie wyzywała. Mam dość, mam ochotę uciec z domu. Mam chłopaka, zazdroszczę mu, że ma takich fajnych rodziców, że można z nimi pogadać, pożartować - niestety ja nie mogę, nigdy nie mogłam, zawsze widzieli mnie tylko jak byłam potrzebna. Dzisiaj dała mi szlaban na wychodzenie z domu, na chłopaka, bo zapomniałam brodzik umyć - zapomniałam, nie że mi się nie chciało, mam już tego dość! Moja psychika wysiada, nie mam ochoty na nic. Ktoś mnie gdzieś ciągnie, a ja nie - wolę leżeć się dołować. O byłym chłopaku też nie mogę zapomnieć, boli mnie nadal serce, wszystko jest takie skomplikowane, chcę krzyknąć, że jestem szczęśliwa, ale nie ma na to szans, już w to nie wierzę. Płaczę już codziennie, w ogóle się nie uśmiecham, jest beznadziejnie - w szkole jestem obojętna, jeszcze jak widzę go na korytarzu to się załamuję, pisząc to nawet płaczę. Jest Sylwester i co z tego, jak mi szlaban dzisiaj dała? Mam ochotę się tak upić, żeby mnie nie odratowali, nie mam ochoty na nic w ogóle - czy to początki depresji? Chciałbym jakiejś porady, bo naprawdę nie wiem co robić, a jest mi naprawdę źle. Chciałabym żeby było dobrze, ale nie jest.

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

Wszystko jest nie tak - co mam robić?

Mam 17 lat. Jeszcze rok temu żyłam jak normalna nastolatka - nie interesowało mnie zdanie innych, zdanie rodziców też nie miało na mnie wpływu, wszystko zawsze było OK, nawet kiedy coś mi nie szło po myśli to zawsze ratowałam się...

Mam 17 lat. Jeszcze rok temu żyłam jak normalna nastolatka - nie interesowało mnie zdanie innych, zdanie rodziców też nie miało na mnie wpływu, wszystko zawsze było OK, nawet kiedy coś mi nie szło po myśli to zawsze ratowałam się słowami: „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”, zawsze uśmiechnięta, zakręcona i pełna optymizmu. Aż nagle jak by czar prysnął, wszystko zaczęło się „walić”. Pierwsze zaczęły mnie dręczyć kłopoty z przyjaciółmi - zaczęłam czuć się niepotrzebna. Zawsze starałam się pomagać im i wspierać ich w ciężkich chwilach, zawsze starałam się być - to pomagało mi w zapomnieniu o moich kłopotach. Natomiast teraz, kiedy ja potrzebowałam, z ich strony pomocy ich nie było, zaczęli jeździć na imprezy beze mnie, nie mówiąc mi nawet, że gdzieś jadą (tłumaczyli się tym, że nie chcieli robić mi przykrości, bo nie mieli dla mnie transportu np.). Kiedy wracałam późno ze szkoły do domu (tak długo miałam lekcje i wracałam najwcześniejszym autobusem) to zazwyczaj co słyszałam od ojca to, czy robiłam dziś nadgodziny, że jestem popie*dolona, głupia, mam pustkę w głowie i tak zawsze. Nigdy ojciec nie okazywał mi miłości i zawsze mnie obrażał, czasem nic nie powiedziałam, a on bez powodu krzyczał, może i bym to przetrwała gdyby zostawił tą opinię o mnie dla siebie, ale on rozpowiadał to wszystkim napotkanym, rodzinie, znajomym. W oczach wszystkich czułam się jak idiotka, bo mówili o mnie za moimi plecami, że nic w domu nie robię, ciągle śpię i się opierda*am. Z mamą jakiś czas było w porządku, mogłam z nią porozmawiać o wszystkim, ale teraz już tak nie jest - mama wzięła stronę ojca, a ja zostałam sama. Ojciec, kiedy mnie nie ma w domu, to też krzyczy na mamę z mojego powodu, wiele razy było tak, że doprowadzał ją do łez. Teraz zbliża się półrocze a ja mam zagrożenia z 4 przedmiotów (j.polski, j.angielski, j.niemiecki i fizyka) opuszczone 190 lekcji. Kiedy pytali się mnie co robiłam ten czas powiedziałam, że siedzę w restauracji, w galerii lub gdziekolwiek, ale zawsze z znajomymi - brat stwierdził, że jestem galerianką, tata z mamą to poparli, a tak wcale nie jest. Moje koleżanki też mają około tylu godzin, ale ich rodzice o tym nie wiedzą i oczywiście jestem najgorsza w całym miasteczku. Zamiast mnie wspierać dołują mnie skutecznie. Nie chce mi się żyć, w tamtych latach nigdy się nie interesowali moimi ocenami, a tu nagle coś ich wzięło. Pamiętając co robiłam będąc młodsza zrozumiała bym ich postępowanie, ale wtedy wszystko było im obojętne i nie miałam większych problemów z nimi. Kiedy teraz się poprawiłam - wszystko jest źle. Więc po co starać się być dobrym, posłusznym itp. skoro traktują mnie jeszcze gorzej? Ostatnio pożyczyłam od brata 200 zł (bez jego wiedzy, on robi mi tak często), potrzebowałam na bilet, powiedziałam o tym mamie. Jak brat się zorientował wszedł do mojego pokoju zabrał mi laptopa i się zaczęło, ja wzięłam mu kluczyki z samochodu i zamknęłam się w pokoju, on przyszedł i to, że drzwi były zamknięte nie było dla niego większą przeszkodą, bo wyrwał mi je z futryną. Do akcji wkroczył tato i oczywiście ja wyszłam na tą najgorszą. Straciłam pewność siebie. Nie widzę sensu życia - jedynie chłopak, który jest już ze mną od roku pomaga mi. Kiedyś dostając jedynkę w szkole nie martwiłam się, bo wiedziałam, że to poprawię i zawsze myślałam pozytywnie, a teraz najlepiej wyszła bym z klasy i zaczęła płakać. Uciekła bym i nie wracała. Nie mogę się z tym poradzić - wszystko jest przeciwko mnie nawet rzeczy materialne. Coraz rzadziej się odzywam - a kiedyś byłam duszą towarzystwa (boję się, że odpowiedzą mi coś głupiego i zazwyczaj nie chcą mnie słuchać) nie chce mi się uśmiechać, nie chcę mi się nic. Ciężko mi jest zasiąść do nauki kiedy ojciec mnie opierdo*i koledzy mnie olewają, a w szkole, mimo że się uczę dostaje takie same oceny jak bym się nie uczyła. Nie widzę sensu. Myślałam o pójściu do psychologa, ale wątpię żeby rodzice dali mi na niego kasę (choć jej mają baardzo dużo - stać ich na staw, na dobry samochód), a ja chodzę w starych ubraniach jak jakiś wieśniak. Mam wrażenie jak by wszyscy się ze mnie śmiali. Idąc ulicą nie czuję się ładna, pewna siebie, idę, bo idę, takie życie. Proszę wytłumaczyć mi co jest ze mną nie tak - czy to są początki depresji? Czy mam iść do lekarza, czy po prostu sama walczyć? Tylko że ja już nie potrafię walczyć, poddałam się. Nie wiem, nie wiem, nie wiem, nie wiem nic.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Jak powiedzieć mamie, że chcę mieszkać z nią, a nie z ojcem i jego nową rodziną?

Moi rodzice rozwiedli się dwa lata temu, nie są ze sobą już od kilku lat, kiedyś powiedziałam im jasno, że mają prawo do szczęścia, a teraz mój ojciec związał się z kobietą, która kiedyś przyczyniła się pośrednio do kłopotów w...

Moi rodzice rozwiedli się dwa lata temu, nie są ze sobą już od kilku lat, kiedyś powiedziałam im jasno, że mają prawo do szczęścia, a teraz mój ojciec związał się z kobietą, która kiedyś przyczyniła się pośrednio do kłopotów w małżeństwie moich rodziców. Mój ojciec spędza więcej czasu z nią i jej dziećmi, w innym mieście. Ja nie akceptuję jej, tak jak reszta rodziny, ale nie mogę tego powiedzieć głośno, bo wiem, że jeśli przynajmniej udaję, że to akceptuję mogę widywać tatę częściej. Moja mama natomiast wyjechała do USA i po powrocie oznajmiła, że chce wrócić, bo kogoś poznała. Chciała abym postarała się o wizę, żeby móc do niej kiedyś polecieć na wakacjach, ale mój ojciec się nie zgodził. Ona miała depresję, i tam była szczęśliwa, przynajmniej tak sądzi. Ja nie chcę żeby leciała, bo wtedy znów zamieszkam z ojcem, a co za tym idzie, jeśli on zdecyduje się zamieszkać w innym mieście z tą kobietą, ja będę musiała przenieść się z nim zostawiając całe życie. Nie wiem co robić, bo nie chce powiedzieć im co czuję, bo boję się, że ich stracę albo zrujnuję im życie, jednak nie umiem sobie poradzić z tym wszystkim, boję się, bo od pewnego czasu w ogóle nie widzę nic pozytywnego w przyszłości, a to nie w moim stylu. Wydawało mi się, że mogę to unieść, ale teraz nie jestem tego taka pewna.

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

Czy moja mama potrzebuje pomocy, czy ma depresję, czy poprostu taki charakter?

Moja mama. Osoba, którą kocham, a kochać nie potrafię, bo jest po prostu trudna. Ma 63 lata. Całe życie poświeciła 4 dzieci, które wychowała, tak naprawdę sama, bo ojciec nadużywał alkoholu i krotko mówiąc był agresywny. Nie miała wsparcia w...

Moja mama. Osoba, którą kocham, a kochać nie potrafię, bo jest po prostu trudna. Ma 63 lata. Całe życie poświeciła 4 dzieci, które wychowała, tak naprawdę sama, bo ojciec nadużywał alkoholu i krotko mówiąc był agresywny. Nie miała wsparcia w swoim domu rodzinnym - cale życie miała pretensje do swoich rodziców, że rywalizują swoje młodsze dzieci (ona jest najstarsza), że nie doradzili jej żeby nie wychodziła za mąż. Ja nigdy nie potrafiłam zrozumieć dlaczego mama ma do nich pretensje - zostawili jej przecież wolny wybór, a dzieci nikt nie kazał jej rodzić... Moim zdaniem nie można mieć do nikogo o to pretensji.   Wychowała nas - sądzę - na dobrych ludzi. Każde z nas sobie radzi, rozjechaliśmy się po świecie, nie jest może super, ale każde z nas ma swoją rodzinę i zarabia na siebie. Jestem najmłodsza i jestem jedyną córka - odkąd pamiętam mama zawsze powtarzała, że "ma mnie malutką i sobie mnie wychowa" żeby miał się nią kto zając na starość. Moi starsi bracia są dużo starsi ode mnie, szybko wyjechali na studia, pierwsza praca, rodzina i już wtedy mama nie mogla się pogodzić, że jak to, oni pojechali nikt z nami nie zamieszka? Przecież działka taka szeroka i dom taki duży... Nigdy nie potrafiłam porozumieć się z mama, może to ogromna różnica wieku? Nigdy nie mogłam zrozumieć czemu zdanie sąsiadów i wstyd przed nimi liczy się bardziej niż jej dzieci. Wszystko musiało być wg jej zasad, np. nauczyłam się gotować jak mama była w szpitalu, bo ja w domu byłam od sprzątania, mycia naczyń i obierania kartofli. Nie wiem, może środowisko wiejskie, zaściankowe ma na to wpływ, nie wiem. Zawsze rodzicom powtarzałam, że ja nie chcę mieszkać w tym domu (alkoholika i zaborczej matki), zawsze się uśmiechali pod nosem, że słowami: „a co ty wiesz o życiu”. Gdy tylko skończyłam studia spakowani w 2 torby, wraz z moim obecnym mężem, wyjechaliśmy - ciężko pracowaliśmy, żeby nam się w życiu udało i się udało - jesteśmy szczęśliwi! Nie chcieliśmy wracać. Ojciec do takiego stopnia bił mamę, że ta wyprowadziła się do mojego brata. Nie wiedziała co robić - nie chciała wracać, ale i gdzie zamieszkać? My z moim mężem zdeklarowaliśmy się kupić jej mieszkanie, ale powiedzieliśmy, że musi poczekać jeszcze rok, bo nie mamy całej kwoty. Od tamtej pory mieszka u nas wszystkich po trochu. Od tego czasu, albo przynajmniej dopiero zauważyliśmy, że mama jest niezwykle ciężką osoba do życia. Zachowuje się jak rasowa teściowa z dowcipów. Rywalizuje jedne wnuki, a inne nie docenia, wszystkim chce układać w szafach, bo to przecież nie tak leży, stała się płaczliwa, nie można jej zwrócić uwagi, potrafi sprzątać cały dzień i wydzierać się jak dziecko coś wybrudzi, komentuje swoje synowe w niemiły sposób, pod ich własnym dachem - „ale się ubrałaś, Boże! Jak ty wyglądasz” itp. Gdy mój brat z rodziną wyjechał na jakiś czas, po powrocie zastał wszystko w innym miejscu, zawieszone karnisze i firanki (nie lubią firanek i nigdy ich nie mieli - ona o tym wiedziała), majtki wyprasowane i poskładane w woreczkach i ogromny obraz religijny nad łóżkiem w sypialni (są ateistami i mama o tym wie) - mogłabym wymieniać bez końca. Wszyscy starają się jej tłumaczyć, przekonywać, pokazywać, że nie chcą, nie lubią. Nic nie daje, mama nie rozumie. Wysłucha, a potem, za 2 minuty, robi to samo i płacze po kontach, że nikt jej za to nie podziękuje. Wszyscy jej tłumaczą, że nie trzeba myć podłogi w kuchni trzy razy dziennie, że lepiej by zrobiła, jakby dzieciom poczytała bajkę, ale ona nie potrafi - zaraz płacze. Wyrzuca, że "a twój brat by mi tak nie zrobił, tylko ty taka jesteś!". Nikt mnie nie docenia. Jak jest u mnie to zaraz chce jechać do kogoś innego. Ona nigdy nie była szczęśliwa i nie da się jej zadowolić w inny sposób. Jak była w domu to mówiła, że ją samą z ojcem zostawiliśmy. Obawiam się, że jak kupimy jej to mieszkanie i wydamy całe swoje oszczędności to ona i tak nie będzie zadowolona, bo będzie sama. Nie wiem jak jej pomóc - rozmowy nie pomagają, a my wszyscy już mamy tego dość.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś
Patronaty