Twój przewodnik po zdrowiu

  1. Opisz swój problem. Pomożemy Ci znaleźć odpowiedź w bazie ponad miliona porad!
  2. Nie ma informacji, których szukasz? Wyślij pytanie do specjalisty.
Rozpocznij
7 6 6 , 5 4 4

odpowiedzi udzielonych przez naszych ekspertów

Rzetelnie + Bezpiecznie + Bezpłatnie

Emocje: Pytania do specjalistów

Czy to już chorobliwa zazdrość?

Mam 17 lat, wiem, to może niewiele, ale obawiam się, że mam problem z zazdrością. Do tej pory nie traktowałam swojego zachowania jako problemu, ale zauważyłam, że jeśli na jakiejś osobie bardzo mi zależy, zaczynam mieć obsesję na jej...

Mam 17 lat, wiem, to może niewiele, ale obawiam się, że mam problem z zazdrością. Do tej pory nie traktowałam swojego zachowania jako problemu, ale zauważyłam, że jeśli na jakiejś osobie bardzo mi zależy, zaczynam mieć obsesję na jej punkcie: ciągle kontroluję to, co robi, do kogo pisze lub dzwoni, czuję złość, gdy rozmawia nawet z przyjaciółką, jednocześnie zasypuję takową osobę uczuciami: jestem przesadnie miła, poświęcam się cała dla danej osoby i oczekuję tego samego, gdy dana osoba nie poświęca się cała dla mnie, także odczuwam frustrację i robię awanturę. Czuję, że to wymyka mi się spod kontroli... zauważyłam, że wielu ludzi, z którymi dość dobrze się dogadywałam, zaczęło się ode mnie oddalać... Czy to ma jakiś związek z moim traktowaniem osoby, na której mi zależy? Dodam, że już kilka razy ktoś zwrócił mi uwagę, że izoluję osobę, na której mi zależy od społeczeństwa, "zamykam" tylko dla siebie. Czy powinnam iść do psychologa? Jak mam sobie z tym radzić? To silniejsze ode mnie... Boję się, że to będzie miało zły wpływ na związki, które będę chciała zawierać w późniejszym wieku.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Co zrobić, kiedy w szkole mam problem?

Każdy prawie z klasy mi dokucza...
odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Co ze mną? Czy będę jeszcze szczęśliwa?

Witam! Mam problem i nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Czuję tylko smutek, cały czas płaczę, nawet jak śpię, płaczę przez sen. Może zacznę od początku. Trzy lata temu rozstałam się z narzeczonym, bo się zakochałam. Głupia byłam....

Witam! Mam problem i nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Czuję tylko smutek, cały czas płaczę, nawet jak śpię, płaczę przez sen. Może zacznę od początku. Trzy lata temu rozstałam się z narzeczonym, bo się zakochałam. Głupia byłam. Nowo poznany chłopak okazał się z innej bajki, zupełnie do siebie nie pasowaliśmy, ale zostaliśmy przyjaciółmi do dnia dzisiejszego. Jedynym plusem było to, że rozstałam się z narzeczonym, bo i tak nic by z tego nie było. Potem przez chwilę byłam sama, aż poznałam chłopaka. Zaczęliśmy się spotykać i wszystko powoli zaczęło się układać. Los chciał, że w tym samym czasie mój kolega wyznał mi miłość, co było dla mnie szokiem, bo po każdym, ale po nim nigdy bym się nie spodziewała. On też mnie zawsze interesował, ale nie myślałam o nim, bo miał dziewczynę i miał brać ślub. Nie wiedziałam, co robić, bo już zaczęłam się z kimś spotykać i nie chciałam tego przerywać, bo chciałam go lepiej poznać, żeby później nie żałować. I tak też się stało. Zanim się obejrzałam, a już wynajęliśmy mieszkanie i zamieszkaliśmy razem. Było coraz trudniej, bo cały czas przewijał się mi przez głowę mój kolega. Krzysiek, bo tak ma na imię chłopak, z którym zamieszkałam, bardzo mnie kochał, przynajmniej tak mi się wydawało. Okazywał to na każdym kroku, było naprawdę super. Ale mi było mało, ciągle myślałam o moim koledze (zaznaczę tylko, że znaliśmy się wiele lat i bardzo wiele nas łączyło). Razem z Krzysiem postanowiliśmy, że weźmiemy kredyt i kupimy razem mieszkanie. Ja postanowiłam, że zakończę definitywnie (on nigdy nie miał pojęcia o moim koledze Pawle) znajomość z kolegą i podjęłam decyzję, że skupię się wyłącznie na Krzysiu. I tak zrobiłam. W końcu odebraliśmy mieszkanie, przeprowadziliśmy się do niego. Paweł również zaczął układać sobie życie (co zaczęło mi przeszkadzać). I tak toczyło się życie, raj, chłopak mnie kochał, nigdy mnie nie oszukał, niczego nam nie brakowało. Wyjechaliśmy na wakacje, oświadczył mi się. Niby cudownie, a jednak. Zaczął mnie nagle denerwować, nie chciałam się z nim kochać, on cierpiał, ja się wymigiwałam, że boli mnie głowa czy coś tam. W końcu zaczęłam mieć jakieś dziwne stany. Zaczęłam bać się, że podjęłam złą decyzję z Krzysiem, że moje miejsce jest przy Pawle. Pewnego dnia po wielu kłótniach przyjechali rodzice Krzysia w rocznicę zaręczyn, a ja oświadczyłam, że mam już tego dosyć, że chcę wszystko zakończyć, że zostawiam mieszkanie i wyprowadzam się. Zaznaczam, że wszystko odbywało się wielkich nerwach i dlatego tak się potoczyło. Wybuchłam po prostu, bo mama Krzysia we wszystko się wtrącała, on był od niej uzależniony, mi to przeszkadzało, decydowała o wszystkim, nawet kafelki nam wybierała. Próbowali ze mną rozmawiać, żebyśmy spróbowali, że szkoda tego wszystkiego, że Krzyś bardzo mnie kocha, ale ja nie i swoje. Nie miałam żadnych argumentów, więc powiedziałam, że coś się wypaliło. I wtedy Krzyś powiedział, że jeżeli teraz podejmę taką decyzję, to już będzie nieodwracalna. I tak było. Odeszłam. Już po tygodniu zaczęłam cierpieć, tęsknić, pojechałam, chciałam rozmawiać, ale on był nieugięty. Powiedział, że mnie kocha, ale go upokorzyłam i MAMA mu wytłumaczyła, że ja go nie kocham i nie było mu ze mną dobrze. To nieprawda, ja go kochałam i było nam dobrze, może nie pod koniec, ale zawsze. Potem już robiłam z siebie tylko idiotkę, byłam namolna, on wykorzystał moment, że to ja za nim latam, on się zdystansował. Spłacili mi marne grosze, mieszkanie przepisaliśmy tylko na Krzysia, ja zostałam z niczym. Czułam się bezradna i nagle znów pokazał się Paweł. Zaczęliśmy się spotykać, on się bardzo zaangażował, długo czekał na mnie, więc oszalał. Nosi mnie na rękach, mówi, że bardzo kocha, ja nie chcę go ranić, ale on widzi, że non stop płaczę. Pyta, czy za Krzyśkiem, ja zaprzeczam. Jestem jakaś trefna, wszystkich ranię. Najgorsze, że wciąż myślę o Krzysiu, bardzo mi go brakuje. Minęło już 5 miesięcy, a mi nic nie przechodzi, nie mogę funkcjonować, zawalam pracę, szef mnie opieprza, bo ciągle siedzę zapłakana, a obsługuję klientów i powinnam normalnie wyglądać. Moi rodzice denerwują się, nie chcą, żebym cierpiała, mówią, że Krzyś wyrządził mi po rozstaniu tyle krzywdy, że powinnam nawet nie chcieć go znać. Bo to prawda, po rozstaniu było strasznie. Mama Krzysia dała nam wszystkim popalić, załatwiała wszystko za niego, wydzwaniała do moich rodziców, żeby jak najszybciej formalnie oddać mu mieszkanie, żebym tylko się nie rozmyśliła. Odnoszę wrażenie, że nawsadzała mu do głowy różne rzeczy, ma wielki wpływ na niego. Zabroniła się ze mną spotykać. On od czasu do czasu i tak się ze mną widuje, oczywiście nie wspomina o tym mamusi. Teraz Krzyś chce, żebyśmy byli przyjaciółmi, powiedział mi ostatnio, że jestem i będę dla niego bardzo ważna i zawsze mi pomoże, nawet zaczął szukać mi mieszkania i załatwiać mi kredyt. Czasem widzę w jego oczach coś takiego, taki wzrok, jakim kiedyś mnie obdarzał, ale na moje pytanie, czy czuje coś do mnie jeszcze, mówi, że nie chce o tym rozmawiać i żebym zaczęła układać sobie życie. Mówi, że na razie chce być sam. Boże, ja już mam tego dosyć, nie chcę żyć, nawet przestałam wierzyć w cokolwiek. Chciałabym cofnąć czas, popełniłam błąd, ale każdy popełnia. Dopiero po stracie i po tym, jak on mnie odrzucił, czuję, że straciłam coś najważniejszego, KOCHAM GO, nie poradzę sobie z tym, nic mnie nie cieszy, ciągle ryczę. Czy to początek depresji, czy mam szansę na szczęście, czy życie da mi szansę wyprostować wszystko? Pomóżcie, ja nie mam z kim o tym porozmawiać. Przepraszam za błędy i ogólny chaos, ale nie dam rady tego wszystkiego opisać i ledwo co widzę, bo piszę to przez łzy.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Nie panuję nad emocjami. Nerwica? Depresja?

Witam! Ciągłe kłótnie, problemy, brak pieniędzy... Są to najczęstsze problemy w domu. Mam 23 lata, mieszkam z chłopakiem, jestem pewna, że go kocham, a jednak... każdą awanturę prowokuję ja, jestem zbyt nerwowa, szybko się unoszę, mówiąc dużo przykrych słów, których...

Witam! Ciągłe kłótnie, problemy, brak pieniędzy... Są to najczęstsze problemy w domu. Mam 23 lata, mieszkam z chłopakiem, jestem pewna, że go kocham, a jednak... każdą awanturę prowokuję ja, jestem zbyt nerwowa, szybko się unoszę, mówiąc dużo przykrych słów, których potem żałuję jak niczego na świecie. Zaczynam, potem płaczę, obiecując, że nigdy więcej się to nie powtórzy... Mój problem można by porównać do problemu alkoholika; wzniecam awantury, płaczę, przepraszam, obiecuję poprawę, jednak znowu się to zaczyna. Kiedy coś nie pójdzie po mojej myśli, od razu kłótnia, krzyki, szarpanina, nie raz zdarzyło mi się uderzyć chłopaka, on broniąc się, łapie mnie za ręce, a ja wpadam w histerię, że chce mnie pobić ;( Obwiniam go za wszystko, co jest nie tak. Czuję się jak w błędnym kole, które kręci się bardzo szybko, a ja nie potrafię się z niego uwolnić. W głębi wiem, co robię źle, okłamuję sama siebie i chłopaka, że to ostatni raz, a mimo to najmniejszy problem typu "zupa jest za słona" wyolbrzymiam, prowokując do kolejnej kłótni. Boję się zostać sama, a wiem, że on długo tego nie wytrzyma, bo kto by wytrzymał w domu, w którym nie ma spokoju, w którym nie czuje się bezpiecznie. Wczorajsza kłótnia skończyła się szarpaniną z mojej strony i zapowiedzią końca związku, jak nie zmienię nastawienia. Nie wiem, co mam już robić, jak się z tego wyplątać, nic mnie nie cieszy, obecność innych, nawet najbliższych, mnie męczy, a sama boję się zostać, do wszystkich mam pretensje. Myślę, że największym problemem u nas jest brak pieniędzy, chwilowe załamanie materialne. Wkrótce powinno się to poprawić, ale czy to zmieni moje nastawienie? ;( Szczerze wątpię. Nie potrafię również okazywać uczuć, wstydzę się ich, nic mnie nie cieszy, a wiem, że chłopak robi dla mnie wszystko, a ja nic nie doceniam. Naprawdę go kocham, dlatego potrzebuję pomocy, by tego nie zaprzepaścić. Wiem, że jak go stracę, to załamię się psychicznie, a wtedy przychodzą różne rzeczy do głowy, nawet samobójstwo ;( Bardzo proszę o jakąś radę, wstydzę się osobiście zgłosić do specjalisty, a boję się zażywać lekarstwa, które są reklamowane... nie mam pewności, czy to pomoże. Pokłóciliśmy się 2 dni temu i ostatnie słowa jakie mi powiedział, to że mnie kocha, ale już nie wytrzyma ze mną dłużej ;( po tym cisza ;( nie ma ochoty się do mnie odzywać, jest zimny, oschły, nawet na mnie nie spojrzy, a ja czuję się jak ścierka do podłogi ;(

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Histeryczny płacz, zmienne nastroje, niskie poczucie wartości...

Do niedawna obsesyjnie przejmowałam się wyglądem. Porównywałam się z każdą napotkaną kobietą, każdą dziewczyną na roku, każdą modelką ze zdjęcia w Internecie. Ta obsesja była wyniszczająca. Czułam, że wypalam się emocjonalnie, ale nie mogłam inaczej, bo wtedy ''skąd wiedziałabym, ile...

Do niedawna obsesyjnie przejmowałam się wyglądem. Porównywałam się z każdą napotkaną kobietą, każdą dziewczyną na roku, każdą modelką ze zdjęcia w Internecie. Ta obsesja była wyniszczająca. Czułam, że wypalam się emocjonalnie, ale nie mogłam inaczej, bo wtedy ''skąd wiedziałabym, ile jestem warta?''. Wiem, że każdy człowiek ma wartość i godność, niestety, nie mogłam tego poczuć „w sobie”. Od bardzo dawna, chyba od zawsze, nie jestem w pełni zadowolona z siebie i mam zmienne nastroje. Od kiedy jestem w związku uczuciowym to się nasiliło. Wydawało mi się, że nie mogę 'spełnić wymagań' żadnego chłopaka, że i tak wołałby inną. Słowom tego, z kim jestem, nie wierzyłam albo przerabiałam na swój sposób, co tylko bardziej wyniszczało nasze relacje. Do tej pory byłam przekonana, że moim głównym problemem jest nieakceptacja. To chyba jednak jest coś głębszego. Wydaje mi się, że była to tylko przykrywka, ponieważ gdy wyobrażam sobie, albo wręcz czuję, że mam już tę zadowalającą figurę i wygląd, że mam powodzenie, inni zwracają na mnie uwagę, to i tak czuję się... pusta. Nie mam żadnego wewnętrznego szczęścia, dalej grozi mi załamanie, dalej mi czegoś brak. Owszem, miewam nastroje, kiedy czuję się świetnie, zadowolona. Jednak one często potrafią zmienić się w jednej chwili. Powodem bywa często jedna myśl. Często było tak, że wsiadałam do autobusu wesoła, szczęśliwa, a wysiadałam zrozpaczona, wycierając łzy. Piszę tutaj, ponieważ już drugi raz w ciągu 2 dni zaczęłam zanosić się płaczem z błahego powodu, czując, że jestem do niczego (pierwsza sytuacja to to, że spóźniłam się na autobus, a druga, że nie mogłam włożyć kolczyka). Czuję, że to coś głębszego, że te sytuacje to tylko preteksty, burzące moje pozorne opanowanie. W ciągu kilkunastu sekund potrafię wpaść w rozpacz. Tak samo szybko mogę się wkurzać i ciężko mi na to coś poradzić. Słyszałam od mamy, że już w dzieciństwie zbyt często płakałam, sama pamiętam swoje wielogodzinne rozpaczania, że ''jestem gruba'' (podczas gdy naprawdę byłam normalnym, szczupłym dzieckiem). Chciałam, żeby mama mnie pocieszała. Chciałam poczuć trochę akceptacji, niestety ona zwykle zostawiała mnie samą, dopóki się nie wypłaczę. W dzieciństwie miałam też parę tików nerwowych, w sumie nadal je mam, ale łagodne. To wszystko dziwi mnie tym bardziej, że miałam raczej szczęśliwe dzieciństwo. Wszyscy oprócz ojca dbali o mnie. Ojciec mnie nie kochał (raz był dobry, raz krzyczał i wyzywał, w wieku 10 lat już mówiłam, że go nienawidzę, ale nigdy nie umiałam na dłużej, bo jak miał dobry humor, to niestety go lubiłam...). Na filmach widzę, jak wszyscy pieszczotliwie się do mnie odnoszą. Nie wiem, co jest grane ze mną ;/ Chcąc wiedzieć, co mi jest i jak sobie z tym radzić, podejrzewałam u siebie borderline, nerwicę, teraz czuję, jakbym miała depresję (w teście miałam 4 odpowiedzi c-d). Jakie jest moje pytanie? Chcę wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi i co mogę zrobić. Pozdrawiam i z góry dziękuję za pomoc.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Nienawidzę mojego życia, ale nie mogę się zabić...

... bo za bardzo kocham mamę. Mam 16 lat. Mieszkam z ojczymem Tomaszem, z mamą i z bratem Krzyśkiem (Tomasz jest jego ojcem biologicznym). Tomasz ciągle się wydziera na mnie i na moją mamę, traktuje ją jak psa, mnie zresztą...

... bo za bardzo kocham mamę. Mam 16 lat. Mieszkam z ojczymem Tomaszem, z mamą i z bratem Krzyśkiem (Tomasz jest jego ojcem biologicznym). Tomasz ciągle się wydziera na mnie i na moją mamę, traktuje ją jak psa, mnie zresztą też. Cały czas jej coś wypomina, jest niesprawiedliwy. Jest też strasznie leniwy i chce, żeby wszyscy robili wszystko za niego. Śpi do 11, potem wychodzi do pracy, dociera chyba na 12 (a powinien chodzić na 9 -.-). Moja mam robi wszystko w domu - pierze, gotuje, sprząta, odkurza, zajmuje się moim bratem, który ma lekki autyzm, bawi się z nim, uczy go, pomaga przy uczeniu mnie itd. A tamten nie robi nic. Serio. Jak po pracy wraca do domu około 17-18, to siada przed telewizorem/komputerem i tak do 1 w nocy. I robi wielkie gó*no. Zarabia o 4 stówy więcej od mojej matki, która opłaca wodę, mieszkanie, internet. On opłaca tylko prąd. Nigdy nie robi zakupów. Moja mama nie zarabia dużo, więc to nie jest taka radocha wydawać każdego dnia 30 zł na jedzenie dla całej ,,rodziny". Kiedy kupi chleb, Tomasz zżera połowę. Ostatnio kupiła ser za 8 zł, zjadł cały. Kupiłam jej czekoladki na walentynki za 11 zł, to wyżarł bez pytania nawet. Jasne, każdy pomyśli, że to nic. Rada:,,Niech wezmą rozwód". Cha, cha. Gdyby to było takie proste. Tomasz wychowuje mojego brata dzięki komputerom i telewizji. Serio. On nie umie się nim inaczej zająć. W weekendy mama wychodzi rano kupić jedzenie, jakieś ciasto itd. Krzysiek budzi się około 9 rano, Tomasz włącza mu telewizję, i on ogląda no do 12. Czy dziecko z AUTYZMEM powinno być tak wychowywane? No chyba nie. Dlatego moja mama nie chce go z nim zostawić. Oni zawsze się kłócą w kuchni. Mój pokój jest obok i wszystko, WSZYSTKO słyszę. Strasznie dużo płaczę. Czasem mam ochotę zwalić szafy, porozwalać komputer, rzucam przedmiotami albo wbijam sobie paznokcie jednej ręki w drugą tak, żeby mnie zabolało. I kurde, no to jest nienormalne! Ja nie chcę być psychiczna, ale moje życie mnie ku temu prowadzi. A teraz reszta. Nie mam przyjaciół. Mam koleżanki, które non stop nawijają o swoich włosach, chłopakach, którzy na nie spojrzeli, o tym, że dostały piątkę, a nie szóstkę. Wkurzające i to naprawdę bardzo. Mam ochotę wrzasnąć w twarz tym wszystkim idiotkom, jakie ja mam p******* życie. Ale nie mogę. Bo by tego i tak nie zrozumiały. Co do chłopaków, no lubię wszystkich, na pewno bardziej od dziewczyn, ale nie ma takiego, któremu mogłabym się z tym zwierzyć. Jedyny, na którym mi zależy, nie odzywa się do mnie od miesiąca. I nie wiem, o co chodzi, a nie mogę się zapytać, bo my nie byliśmy razem. A tak się fajnie zapowiadało, już nawet usłyszałam gdzieś, że mu się podobam, a tu nagle... Wszystko się spieprzyło. Ja niczego bym od niego nie chciała. Nie musielibyśmy być razem, po prostu chciałabym się czasem spotkać i tyle, żeby z nim przebywać. No, ale jest, jak mówię. Jedyną moją nadzieją jest liceum. Uczę się, ile mogę, mimo że nie zawsze mi wychodzą piątki, ale staram się - robię dodatkowe prace, zapisuję się na konkursy, słucham na lekcji, notuję. Mam nadzieję, że w liceum wreszcie poznam kogoś fajnego. Chociaż, szczerze, nie wiem, czy ktoś taki w ogóle istnieje... Nie liczę na zmianę w mojej pseudorodzinie, mam nadzieję, że zmieni się na lepsze sytuacja z tym chłopakiem. Na prawdziwą przyjaźń już też nie liczę. W sumie nie liczę na nic. Chociaż.... Liczę na cud. :)

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Joanna Żur-Teper
Mgr Joanna Żur-Teper

Czy to stan lękowy, czy depresja, a może nerwica lub trudny charakter?

Witam! Jestem kobietą i mam 20 lat. Od 1,5 roku jestem mężatką i mam półrocznego synka. Od dłuższego czasu zauważyłam u siebie ogromne napady złości. Denerwuję się i krzyczę zarówno na męża, jak i malutkiego synka. Nie potrafię tego...

Witam! Jestem kobietą i mam 20 lat. Od 1,5 roku jestem mężatką i mam półrocznego synka. Od dłuższego czasu zauważyłam u siebie ogromne napady złości. Denerwuję się i krzyczę zarówno na męża, jak i malutkiego synka. Nie potrafię tego opanować. Wystarczy drobnostka i dostaje furii, czuję jak się we mnie gotuje, robi mi się gorąco i ciemno przed oczami, zatyka mnie powietrze. W mężu szukam tylko wad i wyczekuję, aż coś źle zrobi i bardzo na niego krzyczę, sprawiam niemiłe uwagi. W ciężkich momentach potrafię nawet niemiło odezwać się do dziecka lub zostawić je na chwilę płaczące, by nie zrobić mu nic złego w czasie mojej złości. Później oczywiście jest mi wstyd i płaczę nad tym, jak mogę tak traktować osoby, które kocham. Poza tym, odkąd urodził się mój synek, zauważyłam, że się wszystkiego boję. A najbardziej zostawać z nim sama w domu. Niby umiem się nim zająć i wszystko przy nim zrobić, ale na samą myśl, że mąż wyjdzie do pracy i przez całe popołudnie mam być sama z dzieckiem, dostaję boleści żołądka, jak przed ważnym egzaminem. Robię wszystko, by nie zostawać z nim sama. Zapraszam każdą koleżankę, która tylko ma czas, lub idę z małym do swojej mamy. Jeśli nie mam innego wyjścia, pod wielką presją zostaję sama z dzieckiem, i oczywiście nic strasznego się nie dzieje. A mimo to nadal boję się zostawać z nim sama. Nie mam oczywiście problemu, gdy jestem sama ze sobą, chociaż gdy byłam mała, strasznie bałam się zostawać gdziekolwiek sama, ale nigdy się na to nie leczyłam. Dziś to dla mnie okropna udręka, bo nie za bardzo chcę puszczać męża nawet na zakupy (bo znów będę sama z dzieckiem), a sama nie za bardzo lubię chodzić do sklepu czy gdzieś jechać, bo nie wiem czemu, ale łapię się na tym, że przed wyjściem np. na autobus boli mnie brzuch ze zdenerwowania (bo muszę gdzieś jechać/iść), chociaż wiem, że mi nic nie grozi. Od zawsze bałam się chodzić do szkoły, nawet na luźne lekcje. Do przedszkola nie chodziłam, bo po paru dniach mama musiała mnie zabrać, gdyż na tle nerwowym zaczęłam robić w łóżko. Nerwy codziennie przed szkołą miałam do ostatniej klasy liceum. Na to też się nie leczyłam, bo myślałam, że tak ma każdy i tak musi być. Chciałam jeszcze zaznaczyć, że stałam się bardzo ospała, zmęczona, leniwa i niewiele rzeczy mnie interesuje, więcej raczej złości. Nic mi się nie chce, zaniedbałam siebie i dom. Nie mam ochoty na żadne zbliżenia z mężem itp. Chciałam jeszcze zaznaczyć, że mam guza przysadki mózgowej i przy tym podwyższony poziom prolaktyny, przez co od porodu nie mam okresu, oraz silną anemię (hgb 7,8) i oczywiście nie chce mi się nawet siebie leczyć, bo wydaje mi się, że to zbędne (teraz jak to piszę, wiem, że to głupota), ale nie biorę ani przepisanej dawki mojego leku obniżającego poziom prolaktyny, ani żelaza. Nie chcę taka być. Kiedyś byłam pracowitą, zadbaną, dbającą o zdrowie, kochającą i kochaną, stabilną emocjonalnie kobietą. Co się ze mną stało, gdzie mam szukać pomocy, jak się leczyć?

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Jan Karol Cichecki
Lek. Jan Karol Cichecki

Jestem nastolatką. Mam czasem napady takiego smutku i przygnębienia. Czasem w nocy płaczę. Dlaczego rodzice tak dziwnie postępują?

Ja zachowuję się normalnie, jak inni, jestem zadowolona, kiedy trzeba, i mam przyjaciół... Lecz kiedyś tak się nie smuciłam i nie płakałam... Wszystko powoli traci dla mnie sens. Od kilku lat moja mama zdradza tatę. Ja dokładnie znam tego mężczyznę....

Ja zachowuję się normalnie, jak inni, jestem zadowolona, kiedy trzeba, i mam przyjaciół... Lecz kiedyś tak się nie smuciłam i nie płakałam... Wszystko powoli traci dla mnie sens. Od kilku lat moja mama zdradza tatę. Ja dokładnie znam tego mężczyznę. Wcześniej starałam się jakoś to zaakceptować, że jest tak, jak jest, ale teraz chciałabym inne życie. To jest nie fair w stosunku do taty. I co ja mam robić? Z mamą kiedyś rozmawiałam na ten temat. Ona najpierw mówiła, że to kolega, ale w końcu powiedziała, że go kocha. Dlaczego nie rozwiedzie się z tatą? Dlaczego ja muszę na to patrzeć? Jest jeszcze wiele innych spraw, może tak jak każdy uczeń/uczennica nie lubię chodzić do szkoły, nienawidzę. Trzeba się uczyć, wcześnie wstawać i odrabiać prace domowe... ;/ Choć przyznam, że uczę się bardzo dobrze ;)

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Joanna Żur-Teper
Mgr Joanna Żur-Teper

Co mogę zrobić, by wyjść poza świat marzeń i objadania się?

Mam pewien problem, który, można powiedzieć, przewija się w każdej dziedzinie mojego życia. Jestem osiemnastoletnią maturzystką, która odkąd tylko pamięta nie akceptuje siebie i żyje w świecie wymyślonym przez siebie. Moja siostra choruje na schizofrenię, rodzicom się nie układa,...

Mam pewien problem, który, można powiedzieć, przewija się w każdej dziedzinie mojego życia. Jestem osiemnastoletnią maturzystką, która odkąd tylko pamięta nie akceptuje siebie i żyje w świecie wymyślonym przez siebie. Moja siostra choruje na schizofrenię, rodzicom się nie układa, w domu panuje napięta atmosfera, prawie codziennie dochodzi do głośnych kłótni. Kiedy byłam dzieckiem, każda taka awantura stanowiła koszmar i ogromny stres. Teraz jest stałym elementem, który z czysto technicznej formy (rodzice mają mocne krtanie i lubią sobie powrzeszczeć) przeszkadza i irytuje. Nie mogę się skupić na nauce, nie umiem się jej poświęcić, choć tak bardzo bym chciała... To samo jest z odchudzaniem - pragnę zmienić swoje ciało, ale jakbym zupełnie straciła na to siły... (czy ja je kiedyś miałam?). Zatracam się w świecie marzeń, który rekompensuje mi moje niedostatki i błędy, w którym mogę być lepsza, nie zawodzić innych i siebie. Godzinami mogę słuchać muzyki i dryfować myślami bardzo daleko. Potem mam ogromne wyrzuty sumienia, które prowadzą mnie wprost do drzwi szafki ze słodyczami bądź lodówki. Następnie potęgują się moje wyrzuty sumienia i znowu zaczynam marzyć. Wpadłam w błędne koło, z którego nie umiem wypaść. Czy jest jakiś sposób, by stanąć na nogi, by się 'urealnić' i przestać dławić we własnym sosie niepowodzeń? Co mogę zrobić?

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Jan Karol Cichecki
Lek. Jan Karol Cichecki

Jak sobie poradzić z przygnębieniem?

Witam, jestem kobietą i mam 17 lat. Od jakiegoś czasu (mniej więcej trzy tygodnie) chodzę przygnębiona, czasem mam przebłyski optymizmu (przed obecnym stanem byłam typową optymistką, wszelkie dołki dopadały mnie bardzo rzadko i mijały po kilku godzinach lub następnego dnia),...

Witam, jestem kobietą i mam 17 lat. Od jakiegoś czasu (mniej więcej trzy tygodnie) chodzę przygnębiona, czasem mam przebłyski optymizmu (przed obecnym stanem byłam typową optymistką, wszelkie dołki dopadały mnie bardzo rzadko i mijały po kilku godzinach lub następnego dnia), w środku czuję, że coś mnie ściska, chce mi się płakać, ale czasami po prostu nie mogę. Pogorszył mi się apetyt, najchętniej przesiedziałabym całe dnie na rozmyślaniach lub z dwiema bliskimi mi osobami, dzięki którym przestałam zalewać się łzami z naprawdę błahych powodów, zaczęłam chociaż stwarzać pozory, że wszystko jest okej. Ale mój stan zaczyna się znowu pogarszać, nie jest dobrze. Aktualnie nie mam powodów do zmartwień, gram w zespole ze świetnymi ludźmi, obecnie koncertujemy. Być może mój stan wziął się z nagromadzenia wcześniejszych problemów, które, że tak powiem, olewałam. Od dzieciństwa byłam sama, nie miałam przyjaciół, byłam poniżana przez wszystkich z mojego środowiska, później wpadłam w sidła toksycznego faceta, które trzymają mnie do dziś (czuję, że jednak chciałabym z nim być mimo tego, ile zła mi wyrządził, głównie w psychice, miałam przez niego myśli samobójcze). W rodzinie praktycznie nie mam wsparcia, ale na tym mi jakoś specjalnie chyba nie zależy, bo po prostu nie czuję się w niej dobrze. Mam wrażenie, jakbym w środku cały czas płakała. Jakby moje wnętrze krzyczało i próbowało złapać się nawet najmniejszej nadziei na wyjście z tego stanu. Nie mam ochoty na nic (wyłączając próby, inne formy kontaktu z zespołem i koncerty). Niedawno rozstałam się z chłopakiem i - co dziwne - średnio mnie to obeszło. Nie mam pojęcia, co mam ze sobą zrobić, szkolny pedagog nie widzi niczego niepokojącego, nie ma pojęcia, skąd u mnie takie objawy, według niego wszystko jest okej. Na krótką metę pomaga mi wypłakanie się w ramię przyjacielowi, ale potem i tak wszystko wraca. Ogólnie jestem osobą nieufną i podejrzewam, że gdybym wiedziała, że jakoś sama sobie poradzę, nie napisałabym tutaj tego wszystkiego. Pozdrawiam i czekam na odzew.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Joanna Żur-Teper
Mgr Joanna Żur-Teper
Mgr Magdalena Hanna Nagrodzka
Mgr Magdalena Hanna Nagrodzka

Nie umiem wyjść z poczucia krzywdy i bezsilności

Witam! Mam na imię Ewa i jestem z Łodzi. Postanowiłam zwrócić się do Państwa z problemem, z którym borykam się już od kilku miesięcy, a mianowicie coraz częściej popadam w stany depresyjne i mam problemy ze swoimi emocjami (staję się...

Witam! Mam na imię Ewa i jestem z Łodzi. Postanowiłam zwrócić się do Państwa z problemem, z którym borykam się już od kilku miesięcy, a mianowicie coraz częściej popadam w stany depresyjne i mam problemy ze swoimi emocjami (staję się coraz bardziej rozdrażniona i agresywna!). Nie umiem wyjść z poczucia krzywdy i bezsilności. Mam wrażenie, że trwanie w urazie zawładnęło mną zupełnie, pozbawiając radości życia. Dotychczas zawsze bagatelizowałam i spychałam niechciane myśli i negatywne emocje. Jednak poważniejsze problemy zaczęłam zauważać już jakieś 2 lata temu, a teraz wszystko się nasiliło. Wciąż próbuję odsunąć od siebie bezsensowne, uporczywe i dokuczliwe myśli, nad którymi nie mogę zapanować (jeżeli spróbuję się im przeciwstawić, nie przynosi to żadnego efektu, jeśli im ulegnę, pogłębią jeszcze bardziej moje złe samopoczucie oraz nasilą złość). Złe samopoczucie nasiliło się po przypadkowym spotkaniu znienawidzonych przeze mnie koleżanek ze szkoły średniej. Od tej pory cały czas czuję rozdrażnienie, czuję się słaba i smutna. Niby niepozorny kontakt skończył się dla mnie chandrą i bólem głowy. Znów odżyły we mnie spychane dotąd, negatywne emocje. Cały czas unikam kontaktów z tymi ludźmi, nie przyznaję się do nich (przecież wyrządzili tyle krzywdy mnie i innym ludziom). Bardzo duży uraz i niesmak został mi po szkole średniej, która stanowiła siedlisko chamstwa, głupoty, zawiści, intryg, fałszu i obłudy. Miałam bardzo podłych, bezwartościowych ludzi w klasie, na samą myśl o nich czuję rozdrażnienie, spadek nastroju i paraliżującą niemoc. Obracałam się z egoistami, ludźmi bez serca, osobami, które nie mają współczucia i zrozumienia dla innych... Od tego czasu zaczęły się moje natręctwa i nie potrafię sobie z nimi poradzić do dziś... Cały czas odchorowuję te rany z przeszłości, chciałabym się uwolnić, "wyczyścić" z przeszłości, uzdrowić siebie. Te emocje nadal są tak świeże, jakby to miało miejsce wczoraj. Mam do siebie żal, czuję się słaba. Czuję, że wszystko przez tych wstrętnych, wścibskich, zawistnych, okrutnych ludzi, którzy utrudniali życie mnie i innym, chcąc zgnębić, zniszczyć, doprowadzić do myśli samobójczych, depresji lub wykolejenia, bo tak miło było im popatrzeć na porażki, zły koniec i upadek innych... tylko aby komuś dokuczyć, dopiec, ośmieszyć, upokorzyć, oczernić, zniszczyć... Nie jestem w stanie tego odeprzeć, moje myśli ciągle krążą wokół przeszłości. Czuję, że pozbawia mnie to coraz bardziej radości życia i siły, prześladuje... Nie potrafię sobie tego wytłumaczyć. Nie przeżywałam jeszcze czegoś podobnego. Za wysoką cenę za to płacę. Mam ochotę wyrównać straty. Coraz częściej myślę o skrzywdzeniu tych osób... Bardzo chciałabym z tym walczyć, przestać się dręczyć. Ale sama obecność ich w moich myślach pozbawia mnie energii życiowej. Czuję osłabienie i brak motywacji. Cały czas czuję napięcie i wewnętrzny niepokój. Coraz bardziej izoluję się od otoczenia, nie spotykam się ze znajomymi, nie mam ochoty żyć. Dziwi mnie, że tacy ludzie nie ponoszą kary za swoje winy. Przy tym wszystkim obwiniam się za wszystko, co złe, o swoje porażki i o to, że nie umiem sobie pomóc. Miotam się strasznie. Moja dusza cierpi - ciało też. Chciałabym zacząć żyć, znów cieszyć się z przyjaźni, miłości, wyjazdów... Mam dobrą pracę, ale nie potrafię skupić się na codziennych obowiązkach. Czuję dręczące napięcie psychiczne, wewnętrzny niepokój, jestem rozdrażniona i smutna. To zaczyna odbijać się też na moich kontaktach z bliskimi. Dlaczego dopadła mnie taka bezsilność? Analizowałam to, dlaczego na mnie to trafiło. Nie chcę, aby to zawładnęło mną zupełnie, chcę się uwolnić. Mam bardzo duże poczucie winy, że jestem osobą słabą, wrażliwą, podatną na wpływ i manipulację, nie potrafię tego odeprzeć. Nie potrafię się odciąć od tych toksycznych, destrukcyjnych ludzi. Nie chcę się temu poddać! Nie znajduję odpowiedzi na dręczące mnie pytania, jak się przed tym bronić, dlaczego ludzie są tacy źli, zepsuci, po co oni w ogóle żyją? Nie wiem, jak przezwyciężyć w sobie ten stan rzeczy. Mam nadzieję, że kiedyś coś się zmieni. Chciałabym, żeby się zmieniło. Nie wiem, co mam robić, albo przynajmniej jak zapomnieć. Bardzo proszę o radę. Ewa. Pozdrawiam Państwa serdecznie!

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Jak poradzić sobie z problemami?

Witam! Mam 19 lat, jestem tegoroczną maturzystką, a jednocześnie strzępkiem nerwów. Wszystko zaczęło się całkiem niedawno, ok. dwóch miesięcy temu. Poczułam, że wszystko wymyka mi się spod kontroli, nauka, życie prywatne. Mam wrażenie, że jestem beznadziejna i w niczym sobie...

Witam! Mam 19 lat, jestem tegoroczną maturzystką, a jednocześnie strzępkiem nerwów. Wszystko zaczęło się całkiem niedawno, ok. dwóch miesięcy temu. Poczułam, że wszystko wymyka mi się spod kontroli, nauka, życie prywatne. Mam wrażenie, że jestem beznadziejna i w niczym sobie nie poradzę, zawalę maturę i zawiodę moją rodzinę, na której mi zależy... Ciągle towarzyszy mi myśl, że jestem niczego niewarta. Kontakty z ludźmi, tak jak dawniej, przestały mi sprawiać przyjemność, najchętniej zamknęłabym się we własnym pokoju, sama. Najgorsze jest to, że równocześnie stałam się strasznie nerwowa, rozdrażniona i wręcz agresywna... proste czynności, o które proszą mnie rodzice, wprowadzają mnie czasem w straszny gniew, rzucam wszystkim i płaczę. Czuję, że mogą oni mnie przez to znienawidzić, bo ile razy mogę przepraszać i znowu robić to samo. Dodatkowo nie mogę się skupić na nauce, przez moją głowę przepływają setki innych myśli... W nocy to samo, nie mogę spać, chyba wyrzuty sumienia nie dają mi zmrużyć oka. Chciałabym się jakoś zmienić i zapanować nad swoim zachowaniem, nie tyle dla siebie, co dla moich bliskich, choć nie ukrywam, że na maturze i własnej przyszłości też mi zależy...

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Joanna Żur-Teper
Mgr Joanna Żur-Teper

Mam zmienne nastroje, nie jestem szczęśliwa z mężem. Co mam zrobić?

Mam 25 lat. Jestem mężatką 5 lat. Od 3 lat biorę tabletki uspokajające, ale uważam, że mi nie pomagają. Mam zmienne nastroje, od dłuższego czasu nie jestem szczęśliwa w małżeństwie, chcę odejść od męża, ale się boję, czy dam sobie...

Mam 25 lat. Jestem mężatką 5 lat. Od 3 lat biorę tabletki uspokajające, ale uważam, że mi nie pomagają. Mam zmienne nastroje, od dłuższego czasu nie jestem szczęśliwa w małżeństwie, chcę odejść od męża, ale się boję, czy dam sobie radę. Mam 2 dzieci. Uważam, że moje nerwy biorą się z tego, że nie jestem szczęśliwa z mężem, czasami nawet nie panuję nad sobą i przekładam to na dzieci, choć są niewinne. Mam zmienne nastroje, nic mi się nie chce, czasami zaniedbuję dom i dzieci. Nie wiem, czy mam zasięgnąć porady psychologa, czy pójść do poradni małżeńskiej, żeby ratować nasz związek. Może coś ze mną jest nie tak?

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Zastanawiam się, czy wszystko ze mną w porządku...

Zastanawiam się, czy wszystko ze mną w porządku... chodzę do trzeciej klasy gimnazjum, a mniej więcej od końca drugiej, z dnia na dzień mam coraz gorsze samopoczucie. Strasznie przejmuję się nauką, dużo poświęcam na nią czasu, a i tak...

Zastanawiam się, czy wszystko ze mną w porządku... chodzę do trzeciej klasy gimnazjum, a mniej więcej od końca drugiej, z dnia na dzień mam coraz gorsze samopoczucie. Strasznie przejmuję się nauką, dużo poświęcam na nią czasu, a i tak zawalam oceny. Wydaje mi się, że nic mi nie wychodzi, a obecnie nie jestem w stanie nauczyć się czegoś i dostać pozytywnej oceny, ciągle tym się dołuję. W domu nie mam nacisku ani żadnych problemów. Czuję się słaba, nic nieznacząca. Ostatnio ciągle jestem zmęczona, niewyspana, sypiam albo za dużo, albo za mało, często budzę się w nocy, nie mam ochoty na nic. Zdarza mi się, że wybucham płaczem bez powodu, miewam też niepokojące mnie myśli, np. że rzucam się w lodowatą rzekę i rozbija mi się głowa, kilka razy chwyciłam za coś ostrego, jednak nie potrafię "głębiej" się zranić, poza tym martwię się o bliskich. Dodam, że ostatnio podczas mówienia wpadają mi niechciane słowa. Mam wielu przyjaciół i nie chcę ich stracić przez to zachowanie. Od zawsze byłam bardzo wrażliwa, uczuciowa, ale ostatnio moje emocje mnie przewyższają. Nie wiem, czy to zwykła chwiejność nastrojów piętnastolatki, czy coś poważniejszego...

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Joanna Kwiatkowska
Mgr Joanna Kwiatkowska

Czy samotność jest mi wskazana?

Witam, pisze do Was z Prośbą o pomoc, mam 18 lat i nie umiem się odblokować przed chłopakami, jestem taka oziębła, nie potrafię się otworzyć przy fajnym chłopaku, mówić o uczuciach, bo się wstydzę i obawiam się, że się tego...

Witam, pisze do Was z Prośbą o pomoc, mam 18 lat i nie umiem się odblokować przed chłopakami, jestem taka oziębła, nie potrafię się otworzyć przy fajnym chłopaku, mówić o uczuciach, bo się wstydzę i obawiam się, że się tego boję (być z kimś), bo nie wiem jak mam się zachowywać i co mówić, żeby było dobrze. Nie wiem co mi jest? Chciałabym to zmienić, ale nie wiem jak, żeby chłopaki spostrzegali mnie za fajną dziewczynę. Niby jestem jak to mi niektórzy mówią''ładna'', ale też chciałabym coś zmienić w swoim charakterze. Ja tak naprawdę nigdy jeszcze się nie zakochałam i powoli tak naprawdę zaczynam tracić nadzieję, że to kiedyś nastąpi, kiedyś mogłam mieć każdego, lecz nie chciałam, a teraz jakoś sobie nie mogę poradzić z samotnością, bo mam przez to doła i z tym, że nie wiem jak gadać, jak się otworzyć, żeby chłopak nie stwierdził, że się mu narzucam. Proszę o pomoc, bo już sama nie wiem co mam robić, jak mam się zachowywać?

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Jan Karol Cichecki
Lek. Jan Karol Cichecki

Czy coś tu ma sens?

Witam. Mam 19 lat. Chciałam powiedzieć, że nie za bardzo się ostatnio rozumiem (w sumie to ponad rok) i przebywając w swoim ciele, czuję się dość obco, jakbym to nie była ja, a to co robię i co się dzieje,...

Witam. Mam 19 lat. Chciałam powiedzieć, że nie za bardzo się ostatnio rozumiem (w sumie to ponad rok) i przebywając w swoim ciele, czuję się dość obco, jakbym to nie była ja, a to co robię i co się dzieje, nie było realne, a raczej było czymś na wzór oglądania filmu. Ja sama jestem dla siebie obca i sobie nie ufam, więc coraz częściej zastanawiam się, jak ufać innym? Nie jesteśmy w stanie „poznać” drugiej osoby, bo nie wiemy, co ona ukrywa (tak jak „bliscy” nic nie wiedzą o mnie, to jak ja mam coś wiedzieć o nich). Nigdy wcześniej nie myślałam, że będę się zastanawiała nad samobójstwem (wcześniej, tzn. w przeszłości, choć szczerze to nie potrafię już za bardzo myśleć o przeszłości ani o przyszłości, to jakby niedostępna mi strefa, pustka). Tydzień temu - wszystko przygotowane, obmyślone, leki, termin, miejsce (miało być inaczej niż wcześniej, kiedy łykałam tamte leki, czy podczas planu rzucenia się pod samochód, kiedy po 10 minutach czekania na odpowiedni samochód zadzwonił telefon - tata - wiem, jestem idiotką, że zapomniałam go wyłączyć, ale w tych momentach kieruje mną ta druga „ja”, która zresztą mnie drażni i przeraża, wściekła na siebie, ale zrezygnowałam). Tym razem to miał być koniec. Można się jednak domyśleć, że tego nie zrobiłam, skoro to piszę. Jak ja siebie drażnię!!! Na początku byłam naprawdę wściekła na siebie, po czym przerodziło się to w nadmiar energii. Czuję, że ona wzięła nade mną górę. Ze skrajności w skrajność. Wydawałoby się, że to pozytywna energia mnie roznosi. Super, żyję! Jak dobrze, że tego nie zrobiłam! Życie jest piękne! Teraz będę z niego korzystać! BZDURY!!! To nie to. To ta moja druga strona chce mnie wziąć w inny sposób. Ja tak czuję, że „jej” chodzi o to, że ta energia będzie tak wzbierała, wzbierała i w końcu nie wytrzymam i wpakuję się z rozbiegu pod jakiegoś tira (przynajmniej wtedy nie zrezygnuję, bo nie będzie czasu). Naprawdę jestem poirytowana tym wszystkim. Nie mogę spać, strasznie bolą mnie mięśnie, czasami kompletnie się wyłączam i nie reaguję na nic. Boję się sama siebie, a przebywanie 24 godziny na dobę z osobą, której się boi, naprawdę męczy. Już mi się nawet nie chce płakać, to raczej paniczny śmiech. Nie widzę za bardzo sensu w tym naszym świecie, a już na pewno nie widzę w nim siebie. To wszystko mnie przeraża: świat, ludzie, ja sama. Mam takie momenty, że zaczynam się dusić, nie mogę złapać oddechu, gardło zaciśnięte i jakby coś ciężkiego leżało mi na klatce piersiowej. Jakbym miała ogólnie powiedzieć, jak się czuję, to powiem po prostu - jest mi źle. Tutaj chyba nic nie ma sensu? Chciałabym chociaż móc sobie wyobrazić, jak fajne mogłoby być życie. Mogłabym to zrobić?

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Jan Karol Cichecki
Lek. Jan Karol Cichecki

Jak zaakceptować siebie i dorosłość?

Witam, mam 25 lat. Czasem zastanawiam się, kiedy minęły te lata... przecież nadal czasami wpisuję datę 2006, a moje zachowanie nie przystoi kobiecie w tym wieku... Kobiecie… bo przecież mam pierwsze małe zmarszczki, zmienił się mój wygląd… W otoczeniu też...

Witam, mam 25 lat. Czasem zastanawiam się, kiedy minęły te lata... przecież nadal czasami wpisuję datę 2006, a moje zachowanie nie przystoi kobiecie w tym wieku... Kobiecie… bo przecież mam pierwsze małe zmarszczki, zmienił się mój wygląd… W otoczeniu też zaszły zmiany… koleżanki mają już dzieci, rodziny… a ja… co takiego mam, oprócz bagażu doświadczeń... Moja mama cierpi na schizofrenię, tata pił, robił awantury, w domu się nie przelewało, czasem brakowało na chleb. Wigilie bez mamy, często płakałam po kątach… dzieciństwa prawie nie pamiętam, tak jakbym go nigdy nie miała, zbyt wcześnie wkroczyłam w dorosłość… Byłam, może jestem nadal, ładna, więc otaczałam się równie ładnymi koleżankami, które miały bogatych rodziców, bogatych chłopaków, ładne ubrania… zawsze byłam trochę w ich tle… Mój pierwszy związek rozpoczęłam w wieku 16 lat… pierwsza miłość, nie traktowałam jej poważnie, mimo że chłopak 5 lat starszy był tego wart. Kolejny mężczyzna był starszy o 12 lat… świeżo po rozwodzie, z dzieckiem. Wydawało mi się, że go kocham, a on zwyczajnie wykorzystał moją naiwność… znacznie opuściłam się w nauce, zaczęłam wagarować, kłamać. W końcu zakończyliśmy to ze względu na presję otoczenia, problemy z ojcem, który zaczął przez to więcej pić. Mówił mi ciągle, że jestem zerem. Wszyscy wytykali nas palcami. Kiedy skończyłam liceum i dostałam się na studia do miasta, trochę ucichło, rodzice pokładali we mnie nadzieje, niezwykle szybko wpakowałam się w kolejny związek, z wariatem, który swoją agresją odstraszał moich znajomych, aż i w końcu mnie… W międzyczasie poznałam Pawła… spokojny, ułożony, ale zostawiłam go, bo było zbyt spokojnie... a ja przecież szukałam wrażeń... Zakochałam się w koledze, z którym czasem jeździłam pociągiem do domu, ale on nie był przekonany co do mojej osoby i jakoś urwał się nam kontakt. Potem pojawiła się miłość. W tym czasie pracowałam w dyskotece, studiowałam, żyłam intensywnie, choć było ciężko utrzymywać się samej, czasem brakowało siły i zasypiałam na zajęciach. Chłopak młodszy ode mnie o rok, przystojny, mój ideał... Nie skończyłam studiów, zbyt bardzo mnie absorbowała jego osoba, wyjechaliśmy za granicę, to ja znałam język, ale jemu od początku wszystko przychodziło łatwiej… zresztą ja nie myślałam o sobie, kochałam, więc poświęcałam czas na jego sprawy, podnosiłam, sprawiałam, żeby piął się jak najwyżej... Po 4 latach na emigracji, w święta Bożego Narodzenia, dowiedziałam się, że mnie zdradza. Wtedy zawalił się mój świat, przecież miałam tylko jego... Zero koleżanek, bo zawsze ograniczał mnie na wszelkie sposoby... walczyłam o ten związek… poniżałam się, a on miał nas 2, bo ta druga też walczyła o nową zdobycz. W końcu nie wytrzymałam i odpuściłam na chwilę. Przyjechał do mnie znajomy z dawnych lat, chłopak z pociągów… Robił dla mnie wszystko, niesamowicie mi wtedy pomógł... ale nie doceniłam tego, kochałam przecież jeszcze, nadal... W tym czasie znacznie nasiliły się moje problemy ze zdrowiem, wylądowałam w szpitalu, okazało się, że mam kamienie i muszę mieć zabieg, pojechałam sama do Polski. W trakcie operacji lekarz popełnił błąd... miałam zapalenie otrzewnej, 3 miesiące chodziłam z drenem w brzuchu, moja miłość napisała kilka SMS-ów z zagranicy, a od ,,dobrych'' znajomych dowiedziałam się, że moja miłość świetnie się zabawia z nową dziewczyną. Strasznie bolało... chyba nawet bardziej niż gojące się rany... chciałam jak najszybciej wyzdrowieć, pędzić do niego. W końcu przyjechał po mnie... wyprowadziliśmy się do innego miasta, żeby być z daleka od rywalki. Pomyślałam o wszystkim, żeby miał dobrą pracę, pozałatwiałam sprawy w agencji o mieszkanie... tylko nie pomyślałam o sobie... Długo nie mogłam znaleźć pracy, on świetnie zarabiał, ale wszystko płaciliśmy i tak na pół, jak zawsze. Powoli ściągnął swoją rodzinę, najpierw brat, mama, siostra, wszyscy dawali radę, a ja zaczęłam coraz bardziej patrzeć, żeby byli zadowoleni, mieli pracę itp. Moja miłość już w ogóle przestała mnie zauważać, to już nie była ta sama osoba. Pracował czasem po 15 godz., nie było czasu na wspólne spędzanie dnia czy nocy, ciągle się denerwował, zaczął pić, czasem nawet kupował sobie butelkę sam. Ja ciągle zmieniałam pracę, na lepiej płatną, pech ciągnął się nieubłaganie za mną... W końcu wylądowałam na bezrobociu... ot tak, siedziałam w domu, gotowałam obiady, robiłam mu kanapki, sprzątałam i szukałam pracy. Wtedy zaczęło się piekło, że kosze są nie wystawione, że ciągle śpię, że zbyt długo siedzę na Internecie, że mam małe cycki, że wszystko złe to ja. Dobrze zarabia, jest przystojny, może mieć każdą, myślałam, popadając w zazdrość i coraz większą depresję, kłótnie z byle powodu, wyzwiska, potem przeprosiny, tak w kółko... w dodatku ciągle noszę piętno zdrady i ciężko było mi się przemóc, nadal jest ciężko. Nigdy się z tym nie pogodziłam. To trwa już 5 lat, czasem myślę, żeby spakować się i odejść... a na drugi dzień, gdy jest kochany, znów latam i podaje mu wszystko na tacy, potem on znów rzuca we mnie błotem, podnosi, żeby rzucić o ziemię... a ja... mam kiepską pracę, czuję, że jestem do niczego, czasem boję się wstać z łóżka, ciągle płaczę, zaczynam coś i nigdy nie kończę, poddaję się na wstępie... ze strachu, że się nie uda, że ktoś mnie wyśmieje. Tkwię w otoczeniu jego rodziny, która twierdzi, że mam zbyt dużo wolnego czasu, mają mnie już za nienormalną i winną tego, że ich syn, brat jest tak nerwowy. On kiedyś nawet dodał, że ta zdrada, to też z mojej winy. 25 lat... i... tak naprawdę nie mam nic... chłopaka, który nigdy mnie nie wspiera, nie planuje ze mną ślubu, a może to i lepiej, a którego kocham, brak opcji na powrót do Polski, ogromna tęsknota za rodziną. Zmarnowałam tyle lat na niepotrzebne związki, które pochłonęły mnie całą... została pustka i pytanie, czy kiedy odzyskam siebie...

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Jak sobie poradzić z samą sobą?

Mam na imię Milena, mam 15 lat i wiem, że jestem psychiczna... Nie umiem poradzić sobie z moim niepowodzeniem: od razu, jak coś mi nie wyjdzie, denerwuję się... Najczęściej są to kłótnie z moją starszą siostrą, Kamilą, którą wyzywam od...

Mam na imię Milena, mam 15 lat i wiem, że jestem psychiczna... Nie umiem poradzić sobie z moim niepowodzeniem: od razu, jak coś mi nie wyjdzie, denerwuję się... Najczęściej są to kłótnie z moją starszą siostrą, Kamilą, którą wyzywam od grubasów przy jej chłopaku i jak ktoś coś mi powie, od razu ryczę, głowa mi pęka... Od razu bym sobie coś zrobiła... tylko jedno mnie przytrzymuje - mam wspaniałą siostrę, która ma 5 latek, jest taka mądra i kochana, że myślę sobie, jak ona by to zniosła, jakbym sobie coś zrobiła... Dla tego nie chcę się zabić... Tak to już dawno bym to zrobiła... Może każdy mówi "mam 15 lat i to wiek dojrzewania... i u nastolatków to normalne", ale to nie jest to. Mam wspaniałego chłopaka, kocham go nad życie, ale boję się, że go stracę przez to, co wyczyniam... Bo wkurzam się, o byle co bym wyzywała i w ogóle... Proszę, czy ktoś jest w stanie porozmawiać ze mną o tym, pomóc mi, doradzić coś... PROSZĘ :(

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Joanna Żur-Teper
Mgr Joanna Żur-Teper

Jak poradzić sobie z agresją wobec otoczenia?

Mam 20 lat, jestem studentką. Przez ostatnie pół roku studiowałam dwa kierunki, jednak nie podołałam temu i drugiego nie skończyłam. Kierunek, na którym sobie poradziłam, jest humanistyczny i nie ma po nim przyszłości. Lubię te studia, ale obawiam się, że...

Mam 20 lat, jestem studentką. Przez ostatnie pół roku studiowałam dwa kierunki, jednak nie podołałam temu i drugiego nie skończyłam. Kierunek, na którym sobie poradziłam, jest humanistyczny i nie ma po nim przyszłości. Lubię te studia, ale obawiam się, że nie znajdę po nich pracy i nie będę miała za co żyć. W ostatnim czasie stałam się bardzo nerwowa, a wręcz agresywna. Mam partnera, z którym jest mi dobrze, ale on ma jedną poważną jak dla mnie wadę, jest typem imprezowicza, żyje z dnia na dzień i nie garnie się do tego, żeby coś w życiu mieć, żeby coś osiągnąć. Bardzo często kłócimy się o to. Miewam ostatnio takie dni, że chce mi się płakać bez powodu, nie chce mi się wstać z łóżka na zajęcia czy nawet posprzątać w domu (mieszkam bez rodziców). Do domu też nie chce mi się jeździć, bo rodzice ciągle się kłócą i w domu panuje nieprzyjemna atmosfera. Nie mam żadnej pasji. Cały swój czas poświęcam szkole i spotkaniom z partnerem lub imprezom ze znajomymi. Kiedy mam wolny wieczór, spędzam go w domu przy Internecie. Denerwuje mnie to, że tak marnuję czas, ale nie mam motywacji, żeby coś z tym zrobić. Czuję, że tracę kontakt ze swoimi przyjaciółmi. Nie wiem, czy komuś jeszcze mogę zaufać, boję się rozmawiać o swoich problemach. Wszystko mnie denerwuje, gdy ktoś nie zgadza się z moim zdaniem, zaczynam się denerwować, mieć pretensje i krzyczeć. Denerwuję się nawet, kiedy coś spadnie mi na podłogę przy zwykłych domowych czynnościach. Ostatnio przestraszyłam się samej siebie. Na pewnej imprezie wypiłam trochę za dużo i z błahego powodu zaczęłam wyzywać swojego partnera, szarpać go i bić po twarzy. Wcześniej też zdarzały mi się podobne wyskoki, ale nigdy ot tak, bez powodu. Nie wiem, co mam robić, zaczynam bać się samej siebie. Bardzo proszę o jakąś poradę, boję się, że mój partner w końcu mnie zostawi, a ja się załamię kompletnie. Będę bardzo wdzięczna za jakąkolwiek odpowiedź. Pozdrawiam

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Dlaczego ciągle płaczę i to bez powodu?

Dzień dobry, mam 16 lat i od około 3 miesięcy mój nastrój się nie zmienia - bez przerwy jestem smutna, przygnębiona. Są oczywiście chwile, w których się śmieję, ale są one ulotne i bardzo krótkotrwałe. Mam ogromne wahania nastrojów....

Dzień dobry, mam 16 lat i od około 3 miesięcy mój nastrój się nie zmienia - bez przerwy jestem smutna, przygnębiona. Są oczywiście chwile, w których się śmieję, ale są one ulotne i bardzo krótkotrwałe. Mam ogromne wahania nastrojów. Wczoraj na przykład były walentynki, mój chłopak naprawdę bardzo się postarał, a kiedy szliśmy z kawiarni do mnie do domu, nagle popłakałam się bez powodu, i tak już było do końca dnia. Dzień wcześniej byliśmy na imprezie i poszłam do pokoju na górze, żeby być sama i płakałam - również bez powodu. Nie umiałam odpowiedzieć sobie na pytanie DLACZEGO płaczę. Martwię się, bo ciągle mam zły humor i to może źle wpłynąć na moje życie i związek, na którym bardzo mi zależy... Co się ze mną dzieje?! Proszę o pomoc. Dziękuję i czekam.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Joanna Kwiatkowska
Mgr Joanna Kwiatkowska
Patronaty