Twój przewodnik po zdrowiu

  1. Opisz swój problem. Pomożemy Ci znaleźć odpowiedź w bazie ponad miliona porad!
  2. Nie ma informacji, których szukasz? Wyślij pytanie do specjalisty.
Rozpocznij
7 6 6 , 5 1 4

odpowiedzi udzielonych przez naszych ekspertów

Rzetelnie + Bezpiecznie + Bezpłatnie

Toksyczne związki: Pytania do specjalistów

Co mam myśleć? Potrzebuję pomocy...

Mam 27 lat, jestem z mężczyzną w związku od 3 lat. Nasz związek jest bardzo burzliwy. Bardzo często się kłócimy. Był czas, że ten mężczyzna mi ubliżał i terroryzował psychicznie, ale miłość była górą i nadal z nim byłam. Jednak...

Mam 27 lat, jestem z mężczyzną w związku od 3 lat. Nasz związek jest bardzo burzliwy. Bardzo często się kłócimy. Był czas, że ten mężczyzna mi ubliżał i terroryzował psychicznie, ale miłość była górą i nadal z nim byłam. Jednak moja psychika się trochę załamała. Nie miałam ochoty współżyć z nim przez jakiś rok. Teraz to wszystko minęło, jednak znów mam napady nerwowe, i to coraz częstsze, z byle powodów... wybucham, biję go... bo na myśl o tamtych przykrych sprawach nerwy mi się gotują. Nawet ostatnio znów nie mam ochoty na jakiekolwiek współżycie, przytulanie i igraszki... Chcę się z nim rozstać, ale on sam twierdzi, że mam loty i że sama sobie awantury robię, a jego zawsze za winnego mam. Najgorsze jest to, że jestem bezpłodna i on o tym wie, więc jak się z nim kłócę, to mi dogryza i mówi, że to z mojej winy, że latałam z gołym tyłkiem i teraz mam... Nie wiem już, co mam zrobić. Czasem mam myśli samobójcze, że skończę ze sobą, skacząc z 3 piętra... Ale strach mi nie pozwala... Nie chciałabym zrobić krzywdy tacie, bo by chyba za mną poszedł... A mama od 10 lat nie żyje... więc na pewno by się załamał. Nie wiem już, co mam myśleć. On nie chce się rozejść, mówi, że do tragedii doprowadzę, jak się rozejdziemy!!!

Jak sobie poradzić po toksycznym związku?

Witam. Mam 22 lata. 3 lata byłam w toksycznym związku. Teraz mi się oczy otworzyły. Właściwie nie wiem, od czego zacząć, więc może zacznę od początku. To był chory związek, wszyscy mi to powtarzali. Na początku było ładnie, pięknie, potem...

Witam.

Mam 22 lata. 3 lata byłam w toksycznym związku. Teraz mi się oczy otworzyły. Właściwie nie wiem, od czego zacząć, więc może zacznę od początku. To był chory związek, wszyscy mi to powtarzali. Na początku było ładnie, pięknie, potem wyszło, jaki jest, tylko nie wiem, czy taki jest, bo jest, czy po prostu był taki dla mnie, bo potem mnie już nie kochał... Wydaje mi się, że dlatego, że taki był, bardzo chciał mnie podporządkować sobie i to mu się chyba udawało powoli, bo wszyscy się dziwili, że ja się tak dałam. Zawsze miałam twardy charakter, on też, dlatego cały czas się ścieraliśmy, choć on miął większą siłę przebicia. Najgorsze, że on mnie wini za to, a ja dałam sobie to wmówić.

Owszem, czasem popełniałam błędy, gdy chodziło np. o wyjścia na imprezy, gdzie pół roku prosiłam, chodź ze mną, choć jedną noc poświęcisz, ale nie. To sama pojechałam. Zawsze się przyznałam, ale on mówi teraz, że to przeze mnie ta miłość zaczęła umierać. Myślę jednak, że on chce się wybielić. Byłam u psychologa. Powiedział, że mam na kolanach dziękować, że tak się stało, bo po tym, co mówiłam, to jest narcystyczny egoista i daje minimum, by dostawać jak najwięcej. I właśnie trudno mi się pogodzić z tym, że ja walczyłam o ten związek, wiele poświęciłam tak naprawdę, a nie dostałam nic, a teraz tamta ma to, czego ja chciałam i nie wiem, czy to są początki po prostu i dlatego tam jest tak cudownie, czy on się zmienił.

Wątpię w to, że się zmienił. Po tym co mówi, tzn. że jest z nią szczęśliwy, bo ona niczego od niego nie wymaga (dlatego jemu się chce robić wszystko) i wiele mu daje, i wiele mu udowodniła. Zapytałam, co takiego, a on - zainteresowanie, pomoc itp. Wydaje mi się, że później u mnie już tego nie dostrzegał, bo nie chciał, a jak mu powiedziałam, że ona ma teraz to, co ja chciałam, to stwierdził, że widocznie nie zasłużyłam. Nie wiem tylko dlaczego, ale wydaje mi się, że on wykorzystuje każdą kobietę, mówiąc, że ją kocha i w ogóle zaznaczę, że jest przystojny, ma fajne auto teraz itd. Owinie sobie każdą, zwłaszcza taką 19-latkę, która widzi w nim pewnie boga i nie dostrzega wad, bo na razie mu daje wszystko.

Ale czy to kiedyś się skończy, przestanie być tak kolorowo? Czy taki człowiek może się zmienić? To pytanie mnie nurtuje cały czas i nie mogę sobie poradzić. Czy to moja wina? Niby wiem, że nie, bo on jest świnią. Taki człowiek, który wymaga bezwzględnego podporządkowania (przykład: szliśmy na głosowanie i on sobie zażyczył, żebym zagłosowała jak on chciał, a jak tego nie zrobiłam, to się wkurzył i poszedł sobie sam i mnie zostawił) chyba nie zachowuje się normalnie (czy może na to wpływać to, że jego rodzice są rozwiedzieni, a on był akurat w tym okresie, gdzie wszystko łapał)? Czy taki człowiek może się zmienić, który nawet do matki mówi „Kurwa, herbatę mi za gorącą dałaś”...? Czy życie z takim człowiekiem nie byłoby męczarnią? Aha, ma 23 lata. Owszem, potrafi niby poważnie podchodzić do życia, potrafi zadbać o siebie, ale czy nie jest czasem emocjonalnym dzieckiem? I czy słowo kocham znaczy coś dla takiego człowieka skoro... Po 2 miesiącach jak mnie zostawił, spotkaliśmy się, bo chciałam, żeby mi to powiedział wprost (wtedy zakończył 3-letni związek przez telefon...). I w sumie chyba jednak tacy ludzie się nie zmieniają, a słowo kocham nic nie znaczy dla niego, bo nie potrafię sobie wyjaśnić jednego... Rozmawialiśmy, powiedział, że ona jest zupełnie inna ode mnie, że go kocha bezgranicznie (powiedziałam mu, że o miłości bezgranicznej to będzie mógł powiedzieć, jak przez rok będzie się zachowywał wobec niej jak wobec mnie, a ona nadal będzie walczyć o związek, wtedy uwierzę w to) i że nic nie wymaga itd. Tylko niech mi ktoś wyjaśni, jak to się ma do tego, że co prawda nie chciał mi dać buzi nawet, ale uprawiał ze mną seks... (zrobił to typowo mechanicznie, wiem, ale ja, to ja go sprowokowałam, bo chciałam się przekonać, czy jest świnią i jest). Dziwi mnie tylko, że zdradził, przecież jak ona go tak kocha... A najbardziej śmieszne jest to, że po tym zapytałam, czy ją kocha, powiedział mi, że tak, ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Dodam jeszcze, że ma 2 numery telefonów i nie wiem, czy ona wie o tym, że ma jeszcze ten stary...

Czy on nie ma jakichś problemów emocjonalnych? Tylko jak sobie poradzić z tym, żeby nie myśleć, że ona ma wszystko, czego ja chciałam. Bo chyba jednak tak jest, że wszystko do czasu, że taki kochany, to tylko pozory? A ja oddałabym za niego życie, pomimo tego, jaki był dla mnie. I moje pytania właśnie: czy taki ktoś może się zmienić, czy będzie zawsze taki cudowny, czy wszystko jest do czasu? I jak zapomnieć, gdy ciągle wracają te myśli, mimo że wiem, jaki jest, to nadal za nim tęsknię (może to również urażona duma).

Jestem z chłopakiem, który próbował popełnić samobójstwo

Witam, mam 26 lat, od 5 lat jestem w związku z chłopakiem, który próbował popełnić samobójstwo. Zrobił to, wieszając się na pasku na klamce w moim domu. Jedna próba mu nie wyszła. Udało mi się go odciąć i po...

Witam, mam 26 lat, od 5 lat jestem w związku z chłopakiem, który próbował popełnić samobójstwo. Zrobił to, wieszając się na pasku na klamce w moim domu. Jedna próba mu nie wyszła. Udało mi się go odciąć i po reanimacji odzyskał przytomność, po czym zabrała go karetka i zawiozła do szpitala psychiatrycznego. Tam przebywał 3 dni na oddziale, po czym został wypuszczony i jedyne co dowiedziałam się od lekarza prowadzącego, że powodem jego próby była zazdrość i miłość do mnie. Od tego zdarzenia minęło pół roku. Dalej jesteśmy razem, bo mnie męczy poczucie winy i groźby z jego strony, że znów to zrobi. W jaki sposób mogę mu pomóc i sobie, bo to wszystko doprowadza do tego, że ja nie mam już siły tak żyć.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Joanna Kwiatkowska
Mgr Joanna Kwiatkowska

Po 2 latach związku jestem zazdrosna, aż mam myśli samobójcze...

Witam! Mam 18 lat. Sytuacja jest taka: dwa lata temu, gdy zaczynaliśmy być razem, było fantastycznie, pewnie jak w każdym związku, ale po 8 miesiącach zaczęło się dziać coś nieprzyjemnego (przynajmniej wtedy tak uważałam). Przeszkadzało mi bardzo to, że mój...

Witam! Mam 18 lat. Sytuacja jest taka: dwa lata temu, gdy zaczynaliśmy być razem, było fantastycznie, pewnie jak w każdym związku, ale po 8 miesiącach zaczęło się dziać coś nieprzyjemnego (przynajmniej wtedy tak uważałam). Przeszkadzało mi bardzo to, że mój chłopak jest o mnie bardzo zazdrosny. Mówiłam mu, że go kocham. Niby było OK, ale później postanowiliśmy rozstać się na tydzień, spotkaliśmy się raz w tym tygodniu. Poprosiłam, abyśmy zamienili się telefonami, nie chciał, ale nalegałam. Gdy weszłam w SMS-y, okazało się, że pisze ze swoją byłą dziewczyną, z którą był rok. Nawet nie chcę przypominać tych SMS-ów, bo autentycznie w brzuchu mam ból i chcę uwolnienia go jakąś raną. Później, po tym jak się dowiedziałam, że mnie okłamywał (mieliśmy nie zrobić nic głupiego, z nikim się nie spotkać), postanowiłam ''uciec'' z domu. Rzecz oczywista, aby wiedział, że nie może od tak sobie, bawić się mną... Pojechałam na noc do mojego kolegi. Nie spałam z nim ani nic innego nie robiłam. Zbyt kochałam mojego chłopaka. Lecz później, gdy wróciłam do domu, jemu było obojętne wszystko. Nawet opowiadał mi, że się z nią spotykał (ze swoją byłą). Ja mu nazmyślałam, że my też nie siedzieliśmy bez ruchu, że niby mnie pocałował. Wróciliśmy do siebie. Po pół roku byliśmy na imprezie, na której był mój kolega, którego znałam od dawna. Wyszło jak wyszło, pocałował mnie, ale powiedziałam o tym mojemu chłopakowi, wiem, że stan upojenia nie jest wymówką, ale nie wiedziałam, co robię. Wybaczył mi. Nie był oschły ani nic w tym rodzaju, ale wiedziałam, że coś jest nie tak. W pewnym momencie zauważyłam, że ogląda się za innymi dziewczynami. Jak by to ładnie ująć, interesują go inne ''pupy''. Gdy to zauważyłam, powiedziałam mu, że mi się to nie podoba, ale on przytakiwał, mówił, że już tak nie będzie robił. Za każdym razem tak robi. Nic się nie zmieniło. Łzy same płyną mi jak to widzę (nie jestem szczuplutka jak te, na które on patrzy, ale to po co ze mną jest skoro interesują go inne?). Wiem, że mam już bzika na tym punkcie, jak stanie koło jakiejś dziewczyny, jak spojrzy na nią, jak z nią rozmawia, jak rozmawiając ze mną odwróci głowę i niby nie, a jednak zmierzy inną dziewczynę od góry do dołu, jakby chciał ją ''skonsumować'' na miejscu. Gdy usiądzie na końcu autobusu, jak wraca do domu (na przodzie nie ma takiej możliwości zawarcia znajomości z nikim, więc uważam, że tam powinien siedzieć), robię mu awanturę, że wiem, że chce po prostu móc sobie popatrzeć. Mam dosłownie tego dość! Albo jestem zazdrosna, bo kocham go tak mocno, albo jestem świruską! Nie mam już sensu życia, tylko patrzę ukradkiem na jego oczy, czy przypadkiem nie zerka na tył innej, ładniejszej... a poza tym ja nie mogę mieć niczyich numerów telefonu (faktem jest, że i on nie ma), nie mogę spotykać się z koleżankami, widzimy się codziennie, ale boję się, że gdy tak będzie patrzył na inne, to w końcu mnie odsunie na bok, bo pomyśli "Mogę mieć każdą inną niż ją! Po co ja się w ogóle męczę", a wtedy to już nie wiem, połknęłabym chyba wszystko. Jak na razie, obawiam się, że nie wytrzymam psychicznie. Planuję iść z tym do psychologa, ale boję się, że zbagatelizuje on moją sprawę i mnie wyśmieje, bo ludziom ręce, nogi ucina, a ja się przejmuję jednym z miliardów facetów. Proszę o pomoc. Tak się boję, że w końcu naprawdę zrobię sobie krzywdę! ;-(

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Toksyczne zauroczenie. Czy to choroba psychiczna?

Witajcie!!! Mam pewien, jak dla mnie, dość poważny problem, z którym w ogóle sobie nie radzę :( Otóż wpadłam w jakieś dziwne, toksyczne zauroczenie. Pracuję w pewnej firmie od 3 lat, w miarę dobra praca, stała, od pierwszego dnia moją...

Witajcie!!! Mam pewien, jak dla mnie, dość poważny problem, z którym w ogóle sobie nie radzę :( Otóż wpadłam w jakieś dziwne, toksyczne zauroczenie. Pracuję w pewnej firmie od 3 lat, w miarę dobra praca, stała, od pierwszego dnia moją uwagę przykuł jeden z kolegów, sporo starszy ode mnie, kawaler, pod 40., ale w jakimś związku ze sporo starszą od siebie kobietą. Lubiłam z nim rozmawiać, żartować, zauroczyłam się. On zaczął sobie pozwalać z czasem na coraz więcej, jakieś niewinne dotknięcia, a w końcu regularnie zaczął mnie obmacywać. Z jednej strony czułam szaloną przyjemność, jego dotyk sprawiał mi przyjemność, a z drugiej strony ogromne wyrzuty sumienia, że porządna dziewczyna nie powinna zgadzać się na coś takiego. Do tej pory nie pozwalałam żadnemu facetowi na coś takiego. Kłóciły się we mnie skrajne emocje i w końcu nie wytrzymałam, przeprowadziłam z nim rozmowę. On od razu zaczął się bronić i wycofywać, mówić, że mnie bardzo lubi, podobam się, ale ma kobietę i nic z tego nie będzie, przepraszał, że mnie skrzywdził i że to się nie powtórzy. Później w domu ryczałam, zależało mi na nim. Przez jakiś czas dotrzymywał słowa, wręcz mnie unikał, po jakimś miesiącu znowu. Jak gdyby nigdy nic znowu. Ja naprawdę nie wytrzymuję tego, ja ciągle jestem w nim zakochana, nie chce mi to minąć, walczę z tym, na domiar złego nie jestem w stanie zainteresować się nikim innym, odrzucam kolejnych chłopaków, mam już 25 lat. Od pewnego czasu starał się o mnie pewien chłopak, mój równolatek, jest opiekuńczy, próbuje być czuły, ale oczywiście ja mu nie pozwalam na nadmierne czułości, mówi, że nie chce być dłużej tylko moim przyjacielem, a ja nie potrafię go docenić i nic do niego nie czuję. Jest to chłopak w miarę niebrzydki i przede wszystkim bardzo ułożony i grzeczny. Mimo to dla mnie jest jakiś... odpychający. Czuję dyskomfort nawet wtedy, kiedy tylko dotknie mojej dłoni. Co innego jak mnie dotknie facet z pracy. Jakiś czas temu wpadł za mną do pustego pomieszczenia, miałam sukienkę, zaczął gładzić mnie po udach, biodrach, podziwiać, że mam niesamowicie jędrne ciało itp. Przeprowadziłam z nim drugą rozmowę, powiedział, że tym razem na pewno się ograniczy, że więcej tak nie zrobi. I taki on właśnie jest, najpierw łazi koło mnie, zaczepia, zagaduje, a potem unika jak ognia, wręcz jest oschły, a kiedy ja staram się dojść do siebie i wyrzucić go z głowy, znowu nie daje mi spokoju. Najgorsze jest to, że jestem w nim zakochana i nie umiem tego zwalczyć, mimo że wiem, że nic z tego nie będzie. Z jednej strony chcę mieć z nim kontakt, ale taki normalny, oparty na rozmowie, żartach, a widzę, że on woli coś innego. A jak się sprzeciwiam na obmacywanie, to traktuje jak powietrze. Właściwie nigdy nie wiem, czego można się po nim spodziewać danego dnia, a najgorsze jest to, że on strasznie mnie omotał i zdaje sobie z tego sprawę. Bywają momenty, że on aranżuje sytuacje, żebym znalazła się z nim sam na sam w jakimś gabinecie, gdzie nikt nie wchodzi. Do tej pory dotykał głównie mnie, można właściwie nazwać, że pieścił, a od jakiegoś czas daje mi do zrozumienia, żebym i ja pieściła jego. Ja wiem, że może wam się wydać chore to, co piszę, ale to nie jest żadna prowokacja i potraktujcie mój problem poważnie. Nie chciałabym zwalniać się z pracy, ale co mam robić??? Jak się odkochać? Jak nabrać wiary w siebie i pewności siebie, bo dodam, że cierpię na niską samoocenę, nie mam wiary w siebie i swoją atrakcyjność:( Ta dziwna relacja z nim w jakiś dziwny sposób mnie uzależniła, mam w sobie same sprzeczne uczucia, emocje. Przyłapuję się na tym, że z jednej strony chcę być dotykana przez niego, chcę go dotykać, a z drugiej strony myślę, że to jest chore, żeby w taki sposób i w ogóle... Dodam, że jak wyżej napisałam, moim problemem jest niska samoocena, brak wiary w siebie. Nie wiem czemu, ale ciągle jestem z siebie niezadowolona, ciągle poprawiam coś w swoim wyglądzie, ciągle staram się wyglądać szałowo, prowokacyjnie, a mimo wszystko ciągle wydaje mi się, że nie jestem dość atrakcyjna. Ciągle zastanawiam się też, co tak naprawdę myśli o mnie ten facet, czy mu się podobam, czy może kpi ze mnie i jaja sobie robi... Ja wiem, że to chore, ale tak mam. Bardzo bym chciała ułożyć sobie życie, zakochać się w kimś normalnym, z wzajemnością i mieć w przyszłości dzieci, rodzinę, ale wydaje mi się już nieraz, że w moim wieku już chyba za późno na jakieś sensowne zmiany, ja już mam widocznie taki charakter i jestem trochę zdziczała. W dodatku nie wierzę w to, że udałoby mi się zakochać w kimś innym niż ten człowiek. On nie zasługuje na takie uczucie, ale to silniejsze ode mnie. Zastanawiam się, czy to co mam, czy takie dziwne zauroczenie, to jakaś odmiana choroby psychicznej? Niby z jednej strony zdaję sobie sprawę, że to co robię, to co on robi, nie jest normalne. Ale z drugiej strony przeraża mnie moje krzywe spojrzenie na tę sytuację i to, jak on potrafi mnie "zaczarować". Mam kilku znajomych, przyjaciół, którzy wiedzą o mojej sytuacji, którym się zwierzałam, którzy maglowali ze mną wielokrotnie ten temat i kazali zerwać tę chorą relację, przytakiwałam im, po czym robiłam to samo. Błagam, pomóżcie mi, niech ktoś mi coś powie, jak to widzi, dlaczego tak się ze mną "porobiło" i czy to objaw jakiejś choroby albo zaburzenia???

Chorobliwa zazdrość - czy to może być depresja?

Od kiedy pamiętam, byłem chorobliwie zazdrosny o żonę, tylko tłumiłem to dość skutecznie. Od czasu kiedy żona zmieniła pracę, moja zazdrość zdecydowanie się ujawniła. Żona o wszystkim mi mówi, np. o tym, że pisze koleżeńskie SMS-y z kolegą, który jest...

Od kiedy pamiętam, byłem chorobliwie zazdrosny o żonę, tylko tłumiłem to dość skutecznie. Od czasu kiedy żona zmieniła pracę, moja zazdrość zdecydowanie się ujawniła. Żona o wszystkim mi mówi, np. o tym, że pisze koleżeńskie SMS-y z kolegą, który jest w szpitalu. Ja dostałem obsesji na tym tle, zadręczam ją pytaniami, nie wierzę, że chce go wesprzeć. Sprawdzam SMS-y, uważam, że mnie okłamuje. Jestem przez to zdekoncentrowany, nic mi się nie chce, często płaczę, a później strasznie się denerwuję, czuję bezsens życia, nie mam siły, boję się, że to nerwica albo depresja. Czy jest możliwe wyleczenie takiego stanu farmakologicznie? Od czego zacząć?

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Toksyczny związek - czy powinnam odejść?

Jestem z chłopakiem od 10 lat, źle czuję się w tym związku. Analizując to, jak jest między nami, stwierdzam, że nasz związek jest toksyczny. Mój partner ciągle mnie poucza, krytykuje, narzuca swoje racje i szantażuje. Każde nasze wyjście...

Jestem z chłopakiem od 10 lat, źle czuję się w tym związku. Analizując to, jak jest między nami, stwierdzam, że nasz związek jest toksyczny. Mój partner ciągle mnie poucza, krytykuje, narzuca swoje racje i szantażuje. Każde nasze wyjście z domu na rodzinną uroczystość to koszmar, on po prostu wyprowadza mnie z równowagi, tylko żebym dała mu spokój, żeby nie musiał iść. Poza tym jesteśmy tyle lat razem, a ja nie czuję się przy nim bezpieczenie. On nie chce ślubu, bo twierdzi, że papierek nie jest do niczego potrzebny, a i ja zastanawiam się, czy dobrze zrobię, wiążąc się z takim człowiekiem. Chciałam odejść i zaczęłam się pakować, a wtedy on zmiękł i poprosił, żebym dała mu szansę, a on być może się zmieni. Jest mała zmiana, stara się być bardziej opanowany, nie kłóci się już tak często i mniej się czepia. Ale nie jestem pewna, jak długo to potrwa. Nigdy nie chce pomagać w domowych obowiązkach, wszystko jest na mojej głowie. Ostatnio wspomniał, że chciałby mieć dziecko, a ja zastanawiam się, czy to na pewno jest ta osoba, z którą chcę mieć i wychowywać dzieci. Nie wiem, co powinnam zrobić i czy odejść od niego, choć nie jest to dla mnie łatwe. Proszę o pomoc.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Jak uciec z toksycznego związku?

Nie będę się rozwodzić nad moją sytuacją długo. Jak znaleźć tyle siły, żeby odejść? Przeszłam już przez momenty "prawie końca" i bardzo źle to znoszę. Muszę raz na zawsze odejść od człowieka, który mnie rani. Jakie są sposoby wytrwania w...

Nie będę się rozwodzić nad moją sytuacją długo. Jak znaleźć tyle siły, żeby odejść? Przeszłam już przez momenty "prawie końca" i bardzo źle to znoszę. Muszę raz na zawsze odejść od człowieka, który mnie rani. Jakie są sposoby wytrwania w odejściu, wiecznego milczenia? Wiem, że jak wytrzymam około 2 miesięcy, to zapomnę, ale muszę przekroczyć tę magiczną ilość czasu. Proszę o pomoc.

To moja wina, że tak jest?

Od pięciu lat jestem z chłopakiem, mieszkamy ze sobą już 4 lata. Wyjechałam do niego za granicę, on ma tam prawie całą rodzinę, ja przyjechałam sama z nadzieją, że znajdę pracę, ale tak się złożyło, że nie znałam jezyka, nie...

Od pięciu lat jestem z chłopakiem, mieszkamy ze sobą już 4 lata. Wyjechałam do niego za granicę, on ma tam prawie całą rodzinę, ja przyjechałam sama z nadzieją, że znajdę pracę, ale tak się złożyło, że nie znałam jezyka, nie wychodziłam z domu, nawet za daleko nie oddalałam się od domu, aby się nie zgubić. Siedziałam całymi dniami w domu, sprzątałam, gotowałam i tak w kółko. Bywało tak, że nie wychodziłam z domu, przestałam się uśmiechać. Pewnego dnia powiedziałam chłopakowi, że wyjeżdżam, że mam dosyć, ale prosił, żeby zostać. Z drugiej strony nie chciałam odejść, kochałam go. Tak mijały dnie, miesiące, a ja tak siedziałam w domu. Nie miałam na nic pieniedzy. Od chłopaka nie brałam, nie mogłam tak, ani też nie dawał mi. Nawet nie miałam kasy, żeby gdzieś wyjść na kawę. Codziennie sobie powtarzałam - nie chcę takiego życia. Nie lubiłam siedzieć w domu. Dwa lata siedziałam bez pracy. Pewnego dnia znalazłam ogłoszenie. Zaczęłam zarabiać, miałam pieniądze na wszystko. Zrobiłam prawo jazdy i szkołę. Praca się skończyła, znowu siedziałam w domu, czasami coś się trafiło, ale nic na stałe. Znowu siedziałam jak kura domowa; nie miałam znajomych, próbowałam się umawiać przez internet z ludźmi, ale każdy miał czas wieczorem albo byli w pracy, albo w szkole. Codziennie budziłam się z płaczem, nie miałam siły, nie chciało mi się żyć. Mój chłopak zarabiał, kupował sobie, co chciał, miał na wszystko i zawsze się tym chwalił. Śmiał się z mojej dorywczej pracy. Kiedyś nawet w domu sobie dorabiałam, brałam 20 euro, to śmiał się i powiedział, że on to ma na śniadanie. Zawsze się wszystkim chwalił, co on to nie miał, gdzie on to nie był, a my jeszcze nigdzie nie byliśmy na urlopie, mimo że dużo zarabia i zawsze uważa, że ma wszystko najlepsze. Kiedyś próbowałam zostawić mojego chłopaka, ale nie mogłam, zależało mi na nim. W końcu przyjechaliśmy do Polski, z czego bardzo się ucieszyłam. Pewnego dnia postanowił wyjechać jeszcze na parę dni za granicę, pozałatwiać sprawy. Nie chciałam z nim jechać, powiedziałam mu, że już tam nigdy więcej nie pojadę, chyba to oczywiste, bo i tak przyjechaliśmy do Polski na stałe. Dowiedziałam się, że pisał z jakąś dziewczyną. Pisał jej, że mieszka sam, a przecież razem mieszkamy, namawiał ją, żeby przyjechała, nalegał, był nachalny. Do spotkania nie doszło, bo ona nie chciała. Czy mogę mu zaufać? Przepraszał, mówił, że kocha, że to przeze mnie, bo powiedziałam, że już nigdy nie pojadę za granicę, ale to chyba oczywiste skoro przyjechaliśmy na stałe do Polski. Zaczęłam pracować w moim zawodzie. Nagle mojemu chłopakowi nie wiodło się w Polsce, za to ja byłam bardzo zadowolona, uśmiechnięta, chciało mi się żyć, wyleczyłam się z depresji, ale on postanowił znowu wyjechać za granicę. Namawiał mnie, żebym zrezygnowała z pracy, śmiał się, że mało zarabiam. Przecież chciał przyjechać do Polski, to czego się spodziewał, że będę zarabiała dużo? Kiedyś powiedział, że nic nie osiągnęłam w życiu. Pojechał sam, czekał na mnie, na jego życzenie musiałam brać wolne i jechać do niego. Praca się skończyła w Polsce. Wyjechałam znowu, nie mam ochoty sprzątać jego mieszkania, gotować itp., bo po co, skoro powiedział, że mieszka sam. Zastanawiam się nad tym związkiem, rękę podnosił na mnie, potrafił mówić przykre słowa. Rzadko się kłócimy. Jeśli jesteśmy w Polsce, to chce, żebym tylko u jego rodziców siedziała, cały czas z nim. On robi, co chce, a ja się nudzę. To pojedzie na przejażdżkę z kolegami, a ja siedzę. Jeśli chcę zostać jeden dzień u moich rodziców, to mówi: "Wolisz z mamusią siedzieć niż ze mną". On chce, żebym tylko u niego siedziała. Jak pojadę do siebie i wyraźnie mu mówię, że dzisiaj zostaję u siebie, bo chcę mieć też dla siebie czas i posiedzieć trochę z moją rodzinką, to on i tak przyjeżdża po mnie. Może przesadzam z tym wszystkim, ale nie czuję się szczęśliwa, nie wiem dlaczego. Chcę być szczęśliwa, mieć kiedyś męża. Niestety, mój chłopak powiedział, że nigdy się ze mną nie ożeni... Za parę dni mam zacząć pracować za granicą w swoim zawodzie. Teraz siedzę w domu i mam dosyć. Chciałabym zostawić to wszystko i wyjechać. Siedzę w domu parę dni, odechciewa mi się wszystkiego. Gdybym miała stałą pracę, zarabiała, to mój związek może byłby idealny. Czuję się winna, mało zaradna, beznadziejna...

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Joanna Żur-Teper
Mgr Joanna Żur-Teper

Co się ze mną dzieje? Boję się!

...jestem w ponad 5-letnim związku i od prawie początku było coś nie tak... przestałam wtedy mu ufać, bo nienawidzę kłamstw....od tego momentu działo się źle... kłótnie ciągłe, nerwy... wiele złych rzeczy, bolało, wszystko co robił złe... ciągle miałam pretensje... oboje...

...jestem w ponad 5-letnim związku i od prawie początku było coś nie tak... przestałam wtedy mu ufać, bo nienawidzę kłamstw....od tego momentu działo się źle... kłótnie ciągłe, nerwy... wiele złych rzeczy, bolało, wszystko co robił złe... ciągle miałam pretensje... oboje - uparci i wybuchowi... kocham, a jednocześnie nienawidzę za wszystko... po rozstaniu chciał, bym wróciła, obiecywał zmiany, wspólne życie, mieszkanie, ale nie dotrzymał słowa... przerosło mnie to!!!!! Zaczęłam reagować na jego głupie zachowania złym odzywaniem się do niego, co nie jest miłe, wiem... tak często płaczę, że nie mam sił, nie da się opisać!!!! Biję się sama od tamtego roku po głowie, twarzy, w ścianę nawet uderzam, wyrywam włosy... kiedyś w nerwach jego też podrapałam:(((( czuję się z tym na początku dobrze - ulga, a potem wyrzuty... nisko się cenię przy nim, czuję, że nie jestem szczęśliwa, a nie umiem odejść!!!!!!!!!!!!!!!!

To boli... w maju się rozstaliśmy i po 3 mies. powrót, ale to nie to samo... gorzej jest, bo wszystko przerasta... boli mnie to wszystko... i mam wyrzuty, że mówię mu złe słowa, że przesadzam, a z 2 strony to winię go za bardzo wiele... ja też popełniam błędy, ale nie tak wyobrażałam sobie mój związek. Są dni dobre, ale nie umiem żyć osobno i na odległość - od pół roku mieszka w innym mieście - praca, szkoła... a ja potrzebuję bliskości!!!! Tak bardzo nie wiem, co mam robić, chciałam już dawno iść do psychologa, ale się wstydzę tego, że się biję!!!!!!!!!!!!! To jest chore, ja też :(

Jak sobie radzić z chorobliwą zazdrością narzeczonego?

Mój narzeczony jest zazdrosny, wręcz zaborczy. Jego zazdrość - zupełnie bezpodstawna - zaczyna mnie męczyć. Zazdrość wzbudzają w nim konkretni mężczyźni z mojego otoczenia, wydaje mu się, że na pewno tylko czekają na moment, w którym uda im się mnie...

Mój narzeczony jest zazdrosny, wręcz zaborczy. Jego zazdrość - zupełnie bezpodstawna - zaczyna mnie męczyć. Zazdrość wzbudzają w nim konkretni mężczyźni z mojego otoczenia, wydaje mu się, że na pewno tylko czekają na moment, w którym uda im się mnie poderwać. Powodem zazdrości może być dla niego "cześć", wypowiedziane ze zbytnią czułością. Uważa też, że nie muszę aż tak o siebie dbać, wychodząc do pracy, że mogłabym tam chodzić bez makijażu, wyłącznie w spodniach i niekoniecznie w szpilkach. Powtarza, że faceci interesują się mną, bo jestem zbyt atrakcyjna (wcale nie należę do wyjątkowo atrakcyjnych kobiet, jestem co najwyżej przeciętna, owszem, dbam o siebie, ale do pracy ubieram się stosownie i nie pamiętam, kiedy jakiś facet zwrócił na mnie baczniejszą uwagę).

Ponieważ podjęliśmy tak ważną decyzję, jaką jest wzięcie ślubu, zaczynam się bać o to, jak będzie wyglądało nasze wspólne życie. Boję się, że po ślubie on będzie jeszcze bardziej zazdrosny, będzie uważał, że teraz jestem jego żoną, a więc jego własnością, że ma prawo decydować o tym, gdzie wychodzę, z kim, jak się ubieram itp. Poza jego nagłymi napadami zazdrości jest nam naprawdę cudownie. Chciałabym mu pomóc, ale nie wiem jak. Zapewniam go ciągle o swoim uczuciu, powtarzam, że jest wyjątkowy (bo jest), poznałam go z moimi kolegami z pracy, chciałabym, żeby zobaczył, że nie taki diabeł straszny... Niestety nic nie pomaga. W jego głowie ciągle niektóre osoby są zagrożeniem, które chciałby wyeliminować. W złości potrafi obiecywać, że sprawi, iż stracą pracę i nie będą już tak blisko mnie. Z niecierpliwością czekam na odpowiedź, jak pomóc mojemu mężczyźnie i z góry za nią dziękuję.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Trwanie w toksycznym związku a lęk przed samotnością

Mam od wielu lat problemy z depresją, nerwicą i schizofrenią. Te trzy dolegliwości towarzyszą mi już od dawna, jednak od 2 lat nasiliły się, gdy zaczęłam się spotykać z moim teraźniejszym chłopakiem. Nasz związek był burzliwy. On miał narzeczoną, o...

Mam od wielu lat problemy z depresją, nerwicą i schizofrenią. Te trzy dolegliwości towarzyszą mi już od dawna, jednak od 2 lat nasiliły się, gdy zaczęłam się spotykać z moim teraźniejszym chłopakiem. Nasz związek był burzliwy. On miał narzeczoną, o czym ja nie wiedziałam, i jednocześnie spotykał się ze mną. Gdy dowiedziałam się, że spotykam się z zajętym mężczyzną, postanowiłam znaleźć sobie kogoś innego, aby o nim zapomnieć. Niestety już wtedy wpadłam w jego "sidła". Nękał mnie, płakał, groził, że się powiesi. Po 6 miesiącach spotykania się, oficjalnie połączyliśmy się w parę.

Niestety, dopiero wtedy zauważyłam wady, które wcześniej mi nie przeszkadzały, chyba ze względu na swobodny charakter naszych spotkań i stosunków, jakie nas łączyły. Okazało się, że mój chłopak ma problemy z alkoholem, nie kontroluje swojej agresji i uwielbia seks, flirty, skoki w bok. Po 2 latach płaczu, cierpienia oraz kłótni kończących się czasami nawet rękoczynami z jego strony, przestał nałogowo pić. Teraz pije 3-4 razy na miesiąc. Tylko na swoich urodzinach lub imprezach u przyjaciół pije do nieprzytomności.

Ale najbardziej co mną wstrząsnęło, to zdrada. Pocałunek z prawie 9 lat młodszą dziewczynką (bo w tym wieku nie jest nawet dziewczyną). Wybaczyłam - bo był po alkoholu. Ale sytuacja powtórzyła się jeszcze 3 razy, z trzema innymi dziewczynami na imprezach. Teraz nadal jestem z tym samym facetem, ale z każdym dniem jestem coraz bardziej smutna, przygnębiona, czuję pustkę. Przez niego straciłam szacunek ludzi, straciłam przyjaciół, moje stosunki z rodziną pogorszyły się. Nie mam nikogo. Gdybym z nim teraz zerwała, zostałabym sama, a najbardziej boję się w życiu samotności :(

Od wielu lat mam myśli samobójcze, lubię się też okaleczać, ale przez ostatni rok myślę poważnie o samobójstwie. Chcę to zrobić, bo czuję, że wewnątrz siebie już umarłam, a moje ciało tylko się męczy. Nie wiem co mam robić ;( nie mam zamiaru iść do psychiatry, bo już byłam u kilku i do tej pory mi nie pomogli. Nikt mi nie może i nie chce pomóc ;( piszę tutaj, bo czuję się już bezsilna ;(

Uzależnienie od drugiej osoby...

Pisałam już o uzależnieniu od drugiej osoby. Czy są jakieś rady, by bez pomocy psychologa poradzić sobie z zerwaniem kontaktu i nie dać się wciągnąć znowu w toksyczne relacje? Dziękuję za pomoc.

Jak się uwolnić od toksycznego związku?

Witam. Mam 26 lat i 8-letni związek za sobą, a raczej w trakcie. To toksyczny związek, a ja nie umiem się uwolnić, zatracam siebie i swoje wartości. Każde nasze spotkanie to kłótnie i nierozwiązane problemy. Za wiele złego działo...

Witam. Mam 26 lat i 8-letni związek za sobą, a raczej w trakcie. To toksyczny związek, a ja nie umiem się uwolnić, zatracam siebie i swoje wartości. Każde nasze spotkanie to kłótnie i nierozwiązane problemy. Za wiele złego działo się w tym związku i wiem, że na 100% mojej winy jest 40%. Tak bardzo chcę się uwolnić, ale nie umiem! Jestem ciągle przygnębiona, mam złe nastroje, w nic nie wierzę. Najgorsze, że wiem, iż powinnam zostawić to wszystko, ale nie umiem!!! Nie wiem, jak mam to rozwiązać, nie potrafię tego tak zostawić... Co mam robić?

Miłość? Romans? Raczej przekleństwo i chęć ucieczki...

Mam 24 lata. Ponad półtora roku temu poznałam w pracy faceta. Dużo złych rzeczy słyszałam na jego temat, więc starałam się go unikać. Plotka głosiła, że jest to typ faceta, który lubił romanse i podboje. Od początku mojej pracy za...

Mam 24 lata. Ponad półtora roku temu poznałam w pracy faceta. Dużo złych rzeczy słyszałam na jego temat, więc starałam się go unikać. Plotka głosiła, że jest to typ faceta, który lubił romanse i podboje. Od początku mojej pracy za mną chodził i próbował się umawiać. Skutecznie go zbywałam przez 3 miesiące. Jednak pewnego dnia moja koleżanka dała mi radę, że jeśli się z nim nie umówię na kawę, nie da mi spokoju. Głupia posłuchałam, wiem, że ona chciała pomóc, jednak wyszło jak wyszło. Umówiliśmy się, że po pracy pójdziemy na herbatę. Jako że skończył wcześniej, przyjechał po mnie i spędziłam miło godzinę, po czym odwiózł mnie do domu. Był bardzo kulturalny. Nie narzucał się w żaden sposób. Wytłumaczyłam mu, że romanse w pracy mnie nie interesują i żeby się nie wysilał. Wtedy akurat byłam w związku, a kolega akurat nie był zupełnie w moim typie. Na co on mi powiedział, że ma już drugą żonę i dziecko, więc chce się tylko zaprzyjaźnić. Zdziwił mnie jedynie fakt, że nikt z pracy mnie nie poinformował o jego stanie cywilnym, jednak nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia, gdyż facet mi się po prostu nie podobał. Nie zorientowałam się wcześniej, gdyż nie nosił obrączki. Po naszej "herbacie" nabrałam do niego większego zaufania, niemniej jednak rzadko dawałam się zaprosić na lunch bądź podwiezienie do domu po pracy. Po pół roku "kolegowania się" poprosił mnie, żebym mu pomogła w pewnej sprawie. Okazało się, że chodziło o jego starszego syna z pierwszego małżeństwa. Dowiedziałam się po fakcie. Nie spodobało mi się to, że mnie miesza w swoje rodzinne sprawy, ale jakoś przełknęłam te wyprawę. W drodze powrotnej stanął w lesie i zaczął mnie całować. Wpadłam w panikę i uderzyłam go dość mocno. Przestał. Jednak zaczął mi mówić, że on dłużej tak nie może, że mnie pragnie, że kochając się z żoną, ciągle wyobraża sobie mnie, bo inaczej nie daje rady, że przecież miło spędzamy ze sobą czas i że może trzeba by coś zmienić między nami. Absolutnie byłam na nie. Nigdy w życiu nie chciałabym zrujnować komuś małżeństwa. Tłumaczyłam, że tak nie można, że ja potrzebuję miłości, a nie seksu, więc nie dam rady z nim nic robić. Powiedziałam, że nie potrafiłabym przespać się z facetem, który ma już rodzinę. Nie zrozumiał, na siłę mnie "wziął", pomimo tego, że się rozpłakałam. Potem radośnie odwiózł mnie do domu i powiedział "do jutra kochanie". W czasie drogi ja milczałam, a on mówił o "nas", że jest szczęśliwy. Nie płakałam po tym wydarzeniu wcale. Byłam po prostu zła, że to się stało. Unikałam go w pracy, nie odbierałam telefonu, ale gdy ludzie zaczęli się pytać, co się stało, postanowiłam się z nim zmierzyć i go niszczyć zawodowo. Jednak codziennie przy mnie był, przepraszał, kupował prezenty, chciał naprawić to, co zepsuł. Idiotka mu uwierzyłam po dłuższym czasie. Dziś sytuacja wygląda tak, że po tych jego gierkach i praniu mózgu, jakie mi zafundował codziennymi telefonami bądź esemesami,  w końcu się w nim zakochałam. Ale co najdziwniejsze, nie chcę ani rozpadu jego małżeństwa, ani bycia z nim. Chciałabym wiedzieć jedynie, kim dla niego jestem i czy kiedyś pozwoli mi odejść, zapomnieć. Ciężko mi żyć ze świadomością, że kocham kogoś, kto po prostu na to nie zasługuje. Nigdy mu tego nie powiedziałam oczywiście, ale boję się, że on to widzi. Widzi, jak na niego patrzę. Każdy kolejny dzień sprawia mi ogromny ból. Jestem sama. Nie potrafię z nikim być. Jestem monogamistką, nie mogłabym grać na dwa fronty. Nawet nie wiem, czy on mnie kocha? Być może ta wiedza by mi pomogła w walce. Nic tak nie podcina skrzydeł jak miłość nieodwzajemniona do kogoś, kto nie jest wart złamanego grosza. Poczucie własnej wartości leci na łeb i na szyję. Co mam robić? Nie chcę skandalu i nie chcę, żeby jego małżeństwo na tym ucierpiało. Więc milczę. Z każdym dniem trudniej funkcjonować... Nigdy nie byłam zakompleksiona, raczej wierzę w siebie, staram się nie pokazywać swoich uczuć i udaję każdego dnia, że jest okej. Ale wewnątrz płonę i nie chcę nikomu o tym mówić. Nikt by się nie spodziewał, że cierpię. Potrafię oddzielać moją prywatność od obowiązków i pracy, staram się być obiektywna. Ale nie widzę rozwiązania. Zwolnienie z pracy mi nie pomoże, proszę uwierzyć na słowo. Brałam już urlopy i starałam się uciec. Nie da się... pomocy...

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Joanna Żur-Teper
Mgr Joanna Żur-Teper

Moja dusza woła o pomoc, a ciało boli

Od ponad roku bardzo źle się czuję, psychicznie, jak i fizycznie. Wciąż wyszukuję nowych chorób u siebie, by móc wreszcie się dowiedzieć, co mi dolega. Mam ataki lęku, wewnętrzne drżenie ciała, ciężki oddech, napady strachu, ciągle myślę, że...

Od ponad roku bardzo źle się czuję, psychicznie, jak i fizycznie. Wciąż wyszukuję nowych chorób u siebie, by móc wreszcie się dowiedzieć, co mi dolega. Mam ataki lęku, wewnętrzne drżenie ciała, ciężki oddech, napady strachu, ciągle myślę, że już nic dobrego mnie w życiu nie spotka. Jestem nieszczęśliwa i samotna, mimo tego, że jestem w związku partnerskim. Związek, w którym tkwię niszczy mnie, wiele razy próbowałam uwolnić się od tego mężczyzny, ale pod wpływem jego szantaży, gróźb i obietnic wracałam do niego.

Zupełnie się zatraciłam, nie jestem już sobą - ja, kiedyś pełna radości, optymizmu i marzeń, teraz czuję się nikim, wrakiem czlowieka. Nie mam przyjaciół, bo on mi tego zabronił, nie mam swojej prywatności, całe lata kontroli mojego telefonu, portfela itp. doprowadziły do tego, że zupełnie zamknęłam się w sobie, nie mam już pragnień i marzeń, nie mam nic... Moja dusza woła o pomoc, ale nikt mnie nie słyszy. Moje ciało mnie boli, głowa, ramiona, żołądek wciąż bolą, na zmianę. Czy nie ma już dla mnie ratunku?

Nie wiem, co robić. Czy ten związek ma sens?

Z moim chłopakiem jestem ponad 3 lata. Od 4 tygodni mieszkamy w Anglii. Wyjazd był spontaniczną decyzją, miałam nadzieję, że coś się dzięki temu między nami zmieni. Chłopak mnie zdradzał przez pierwszy rok naszej znajomości, zresztą ja nie pozostawałam mu...

Z moim chłopakiem jestem ponad 3 lata. Od 4 tygodni mieszkamy w Anglii. Wyjazd był spontaniczną decyzją, miałam nadzieję, że coś się dzięki temu między nami zmieni. Chłopak mnie zdradzał przez pierwszy rok naszej znajomości, zresztą ja nie pozostawałam mu dłużna. Wszystko było OK, dopóki nie zaczął podejrzewać, że zdradzam go z jego starszym bratem. Dla złagodzenia sytuacji wyjechaliśmy. Chciałam, żeby ten koszmar się skończył. Przez pierwsze 2 tygodnie wspólnego mieszkania było bardzo fajnie, miło, cieszyłam się, że tak dobrze się dogadujemy. Ale to, co się dzieje ostatnio, to koszmar. Mam tutaj znajomych, z którymi chciałabym się spotkać, ale gdy chcę się spotkać sama, to słyszę, że on wraca do Polski. Z nim nie ma szans, żeby gdzieś wyjść, bo pracuje na nocki, a w dzień odsypia. Nie mogę zejść do salonu, żeby obejrzeć telewizję, bo mam siedzieć z nim w pokoju. Przecież mogę sobie obejrzeć film na laptopie - słyszę. Gdy tylko wstanę z łóżka, już jest pytanie, gdzie idę. Mogę chodzić tylko do ubikacji i do kuchni, ale jeżeli w kuchni zamienię z kimś kilka zdań, słyszę wyrzuty, że miałam iść tylko np. po kromkę chleba. Ja też mu do końca nie ufam i nieraz w napadzie złości zdarzyło mi się Go uderzyć. Nie umiem, nie chcę, nie potrafię się z nim rozstać, nie wyobrażam sobie życia bez niego. Przecież czasami bywa taki kochany. Boję się samotności, boję się, że nie poradzę sobie, tak bardzo Go kocham i wiem, że on mnie też. Nie radźcie mi, żebym z nim porozmawiała - to naprawdę nic nie daje. Rozmowa kończy się płaczem i awanturą, a za dwa dni znowu to samo. Proszę o jakieś inne rozwiązanie. Z góry dziękuję za pomysł. Beata

Czy to znęcanie psychiczne?

Jestem z chłopakiem od pewnego czasu. Codziennie po 3 razy, jak nie więcej, się kłócimy, o byle co, zawsze krzyczy, że to moja wina, że nie zaczynałby kłótni, gdybym się tak, a nie inaczej zachowała, ciągle jak się kłócimy...

Jestem z chłopakiem od pewnego czasu. Codziennie po 3 razy, jak nie więcej, się kłócimy, o byle co, zawsze krzyczy, że to moja wina, że nie zaczynałby kłótni, gdybym się tak, a nie inaczej zachowała, ciągle jak się kłócimy powtarza mi pytanie, czy rozumiem, w kółko tłumaczy to samo, twierdząc, że ja nie rozumiem i moje zachowanie się powtarza. Przez ten cały czas staram się jak mogę, uważam na to co robię, ale zdarza mi się zapomnieć i znowu jest kłótnia, i znowu się przeraża, kiedy widzi moje łzy, zaczynam myśleć i płaczę, i cały wszechświat o mnie zapomina, o moich uczuciach, a on jest pępkiem świata, za każdym razem czuję się gorzej jak dno.

Nie boję się go, boję się jego słów, bo na wszystko ma odpowiedzi. Wychodzi na to, że to ja zawsze to zaczynam, że jestem tyranem, przypomina mi zawsze, żebym nic głupiego nie zrobiła, żebym z nikim nie flirtowała - męczące (twierdzi, że mi ufa, ale to raczej nie zaufanie)... Boli mnie to bardzo, ale go kocham... Co mam zrobić? Ile jeszcze można wytrzymać tych sytuacji, ale wszystkich się nie da tak opisać...

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Pomocy! Ten związek mnie niszczy...

Jestem ze swoim chłopakiem 2 lata. Dużo razem przeżyliśmy, ale było mnóstwo pięknych chwil. Jednak od jakiegoś czasu on w ogóle nie ma dla mnie czasu... ma zespół muzyczny i nawet nie chce mnie już zabierać z nim :( Sylwester...

Jestem ze swoim chłopakiem 2 lata. Dużo razem przeżyliśmy, ale było mnóstwo pięknych chwil. Jednak od jakiegoś czasu on w ogóle nie ma dla mnie czasu... ma zespół muzyczny i nawet nie chce mnie już zabierać z nim :( Sylwester też spędziłam sama, płacząc w łóżku. Nazywa mnie szmatą, mówi mi brzydkie słowa, nie liczy się z moim zdaniem, tylko raczej ze zdaniem kolegów. Jeździ sam na zabawy, pisze z innymi, nie mówi mi prawdy, okłamuje mnie ciągle i nie dotrzymuje obietnic. Mówił nawet, że przez wakacje chciał mnie zdradzić i nawet umawiał się z innymi dziewczynami w barze. Bolało mnie to wszystko bardzo i boli nadal. Teraz powiedział, że z nami koniec i wyjechał... Z wściekłości spakowałam jego rzeczy i wyrzuciłam wszystko od niego... Co ja mam robić ;( Ciągle chodzę i płaczę. Nie chcę znowu zaczynać wszystkiego od początku, całe 2 lata już to robiłam i... kocham go. Ale on ciągle traktuje mnie jak szmatę i coraz to częściej się kłócimy. Mówi, że mnie kocha, ale nie minie godzina i już się kłócimy ;( Pomocy...

Co może zrobić matka, gdy córka jest w toksycznym związku?

Co może zrobić matka, która widzi, że jej córka jest w bardzo toksycznym związku? Mąż jej jest wyjątkowym kłamczuchem, co wiem na pewno. Jest to związek tylko i wyłącznie z powodu pieniędzy. Odsunął córkę wraz z jej dzieckiem od...

Co może zrobić matka, która widzi, że jej córka jest w bardzo toksycznym związku? Mąż jej jest wyjątkowym kłamczuchem, co wiem na pewno. Jest to związek tylko i wyłącznie z powodu pieniędzy. Odsunął córkę wraz z jej dzieckiem od całej rodziny i wsączył tyle nienawiści, że nikt z rodziny już nawet nie próbuje udawać, że jesteśmy rodziną. Tyle złego już wszystkim wykrzyczała. Ponadto obawiam się bardzo o jej dziecko, któremu nie wolno się widywać z nikim z rodziny. A problem polega na tym, że do niej nic nie dociera.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Patronaty