Twój przewodnik po zdrowiu

  1. Opisz swój problem. Pomożemy Ci znaleźć odpowiedź w bazie ponad miliona porad!
  2. Nie ma informacji, których szukasz? Wyślij pytanie do specjalisty.
Rozpocznij
7 6 3 , 6 4 8

odpowiedzi udzielonych przez naszych ekspertów

Rzetelnie + Bezpiecznie + Bezpłatnie

Toksyczne związki: Pytania do specjalistów

Co zrobić z chorobliwą zazdrością?

Witam, mam na imię Marcin, mam 20 lat. Mam problem z zazdrością. Mam wspaniałą dziewczynę, jestem z nią już 3 lata i jestem o nią strasznie zazdrosny. Robię jej awantury nawet o to, że zakłada bluzki z dekoltami do...

Witam, mam na imię Marcin, mam 20 lat. Mam problem z zazdrością. Mam wspaniałą dziewczynę, jestem z nią już 3 lata i jestem o nią strasznie zazdrosny. Robię jej awantury nawet o to, że zakłada bluzki z dekoltami do szkoły, spodnie, które są za bardzo opięte, nawet o to, że założyła sobie profil na stronie naszaklasa i ma tam chłopaków w znajomych, którzy ją oglądają. Cały czas jej wmawiam, że kogoś ma, że mnie zdradza. Chwilami nie jestem prawie wcale zazdrosny, a chwilami strasznie, że sam sobie z tym nie radzę, co się zdarza coraz częściej. Wiem, że krzywdzę ją tym i chciałbym to zmienić. Co mogę z tym zrobić? Proszę o pomoc...

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Joanna Żur-Teper
Mgr Joanna Żur-Teper

Problemy sercowe - co mam zrobić?

Hej wszystkim, nazywam się Ania, mam 11 lat i mam problem z chłopakiem... Zakochałam się w chłopaku z mojej klasy i mu to napisałam, ale on mnie nie chce... bardzo mi jest smutno... Ale dzisiaj napisał do mnie na...

Hej wszystkim, nazywam się Ania, mam 11 lat i mam problem z chłopakiem... Zakochałam się w chłopaku z mojej klasy i mu to napisałam, ale on mnie nie chce... bardzo mi jest smutno... Ale dzisiaj napisał do mnie na nk mój były, że chce ze mną chodzić i nie wiem, co mam robić. Pomocy!!!

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Jak zachowywać się po rozstaniu, kiedy nic nie ma sensu i nie chce się żyć?

Witam, jestem 20-letnią dziewczyną. Postaram się w miarę swoich możliwości opisać swój problem... Będzie najlepiej jak zacznę od początku. 3 lata temu byłam radosną, optymistycznie nastawioną do życia dziewczyną. Jak każda nastolatka przeżywałam swoje "miłości". Z tego co wiem, jestem...

Witam, jestem 20-letnią dziewczyną. Postaram się w miarę swoich możliwości opisać swój problem... Będzie najlepiej jak zacznę od początku. 3 lata temu byłam radosną, optymistycznie nastawioną do życia dziewczyną. Jak każda nastolatka przeżywałam swoje "miłości". Z tego co wiem, jestem atrakcyjną osobą i mężczyźni zwracają na mnie uwagę. Zazwyczaj bywało tak, że każdy chłopak, z którym byłam, ranił mnie i kończyło się to rozstaniem. Postanowiłam się odegrać i zabawiać uczuciami innych. Przez kilka miesięcy świetnie mi to wychodziło... do momentu kiedy poznałam Łukasza. Od razu coś zaczęło iskrzyć... chociaż przez pewien czas bałam się mu zaufać, kiedy to jednak to nastąpiło... było świetnie. Nigdy tak fantastycznie nie czułam się z nikim innym. I pewnego razu powiedział, że to koniec. Twierdził, że przeze mnie stracił kontakt z kolegami, chociaż ja nigdy czegoś takiego mu nie zabraniałam. Wręcz przeciwnie, nalegałam na to, żeby spotykał się z kolegami... to wolał czas spędzać ze mną... Myślałam, że tego nie przeżyję... przez pół roku próbowałam ratować ten związek... kiedy zaczęłam odpuszczać, on się odezwał... żałował, że mnie zostawił... chciał wrócić i bez większych starań wyszło mu to. Wróciliśmy do siebie... a po miesiącu było podobnie. Przestał się odzywać... bez powodu. Chciałam umrzeć. Płakałam całym dniami. Pisałam do niego, dzwoniłam, a on milczał. Nie wytrzymałam... wzięłam tabletki... dzięki mamie żyję. Niestety... po 2-miesięcznej przerwie znowu się odezwał... twierdził, że był głupi... chce być ze mną i mnie kocha. Pozwoliłam na powrót... i tak było jeszcze raz na jakiś czas... Zaczął mnie oszukiwać, jak byliśmy razem. Kiedy o tym się dowiadywałam, płakał i przepraszał. A ja mu wybaczałam... i kilka miesięcy temu znowu wróciliśmy do siebie. Ale ciągle było jakieś wypominanie. Od jego przyjaciela wiem, że oszukuje wszystkich... nie wie, czego chce... Może chodzi o to, że jego mama była z domu dziecka... i obdarzyła go nadmierną opieką. Wciąż traktuje go jak dziecko. A jemu jest tak wygodniej. Jak byliśmy ze sobą... nie czułam się już szczęśliwa... ciągle płakałam... bo mnie ranił, a dla niego nie było powodów, dla których powinnam płakać. Nic nie ma dla mnie sensu... po co w ogóle żyć? Wiele razy chciałam go zostawić... a on tak wykorzystuje to... że skoro chcę, to OK... a wie, że tego nie zrobię, bo go za bardzo kocham... Nigdy go nie ma, kiedy go potrzebuję... tak strasznie mi ciężko. Nie wiem, co mam dalej robić… bez niego nic nie ma sensu... Tak bardzo chciałabym, by był taki, jak kiedyś... a nie jak teraz... zamknięty w sobie, nie myśli o niczym poważnie... jestem o niego strasznie zazdrosna... kiedy się nie odzywa... wyobrażam sobie, co może robić... w jaki sposób znowu mnie rani... czuję, że tego nie wytrzymam... tyle rozmów przeprowadzonych z nim - nic nie dały... w końcu przestałam się odzywać. Zmieniłam numer, ale nie wiem, co dalej? Bez niego zginę...

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Czy uzależnienie od oprawcy kiedyś minie?

Witam, mam 42 lata. 5 miesięcy temu odeszłam od człowieka, z którym żyłam przez wiele lat. Mamy razem dwoje dzieci pełnoletnich. Związek był oparty na jego patologicznej kontroli nade mną, jego zazdrości bezpodstawnej, krzykach, krytyce, poniżaniu i wielu innych destrukcyjnych...

Witam, mam 42 lata. 5 miesięcy temu odeszłam od człowieka, z którym żyłam przez wiele lat. Mamy razem dwoje dzieci pełnoletnich. Związek był oparty na jego patologicznej kontroli nade mną, jego zazdrości bezpodstawnej, krzykach, krytyce, poniżaniu i wielu innych destrukcyjnych zachowań. Teraz mieszkam z dziećmi, czuję się bardziej swobodnie, zasypiam spokojnie, więcej się uśmiecham i co najważniejsze mam swoje zdanie i własne decyzje. Dlaczego mimo to mój umysł wciąż mi przypomina, jeśli np. coś postanawiam, kupuję, czy to, co robię, spotkałoby się z jego aprobatą? Gdzieś wewnątrz boję się tych krzyków, oskarżeń, nie chcę tego, ale myślę, że zbyt mocno siebie kontroluję, ponieważ boję się każdego ewentualnego błędu, bo może on się dowie i co wtedy? Moje pytanie to: jak długo trwa taki okres wyleczenia się z tego i poprzestawiania "szufladek" na swoje miejsca? Dodam, iż nie spotykam się z żadnym mężczyzną (chyba jeszcze nie jestem gotowa), z dziećmi mam bardzo pozytywny kontakt, pracuję i mam wiele oddanych mi osób. Jednak to uzależnienie od mizoginisty gdzieś jeszcze jest. Czy kiedykolwiek to minie?

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

Przemoc psychiczna - jak się ratować?

Mam 22 lata, pół roku temu wyszłam za mąż. Przedtem byliśmy ze sobą tylko rok, wszystko było dobrze, on był dobry, cudowny. Przed ślubem zaczęły się kłótnie, on chciał przełożyć ślub. Wieczór przed ślubem po kłótni zadzwonił i powiedział, że...

Mam 22 lata, pół roku temu wyszłam za mąż. Przedtem byliśmy ze sobą tylko rok, wszystko było dobrze, on był dobry, cudowny. Przed ślubem zaczęły się kłótnie, on chciał przełożyć ślub. Wieczór przed ślubem po kłótni zadzwonił i powiedział, że on nie da rady, że wszystko odwołuje. Błagałam, płakałam, żeby tego nie robił, wzięliśmy ślub... teraz żałuję... Po ślubie zaczęło się piekło, ciągłe znęcanie się psychiczne, wyzwiska, kłótnie, obarczanie mnie za wszystko winą. Po każdej kłótni kazał mi się wyprowadzać do rodziców albo groził rozwodem. W kłótni on najpierw wrzeszczy, wyzywa, mówi wiele przykrych słów, a później zamyka się w sobie i nie odzywa przez kilka dni. Kiedy ja przepraszam, on tego nie przyjmuje. Często zdarza się tak, że w te dni, kiedy on się nie odzywa, ja jestem chora lub mam ważne sprawy, w których potrzebuję jego wsparcia, to go nie obchodzi. Śpi w drugim pokoju, nie odzywa się, nawet nie zapyta, jak się czuje. Po kilku dniach mu przechodzi i zapewnia, że tak bardzo mnie kocha, że nie potrafi mnie zostawić, że jestem dla niego najważniejsza. Ja od kilku miesięcy chodzę do psychologa, mimo tego nie daję już sobie rady, często myślę o śmierci, bez przerwy płaczę nie mam siły na normalne funkcjonowanie. Czuję się niekochana, nieszanowana, bardzo samotna. W ogóle nie mogę na niego liczyć. On obiecał, że też pójdzie do psychologa, że się zmieni, postara, bo chce ze mną być. Jak na razie to puste słowa. Takie kłótnie są średnio co tydzień, bardzo chciałabym, żebyśmy żyli normalnie, żeby wszystko się ułożyło, ale już nie mam nadziei. Jestem już tak tym zmęczona, że czasem poniżam sama siebie i robię wszystko, żeby tylko było znowu dobrze, żeby nie był zły, błagam go itd. Co mam robić?

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Jak uwolnić się od psychopaty?

Jakiś czas temu byłam z psychopatą. Później on zniknął, zaczął niszczyć życie komuś innemu. Niestety ostatnio spotkaliśmy się i znowu dałam się nabrać na "zmianę". Wmawiał mi i sobie, że się zmienił i ma jakieś cele w życiu. Udawał, że...

Jakiś czas temu byłam z psychopatą. Później on zniknął, zaczął niszczyć życie komuś innemu. Niestety ostatnio spotkaliśmy się i znowu dałam się nabrać na "zmianę". Wmawiał mi i sobie, że się zmienił i ma jakieś cele w życiu. Udawał, że przeżył dużo przykrych wydarzeń (które najprawdopodobniej nie miały miejsca) i że mnie wtedy przy nim nie było. Wymyślał różne historie, codziennie kłamał, później gubił się w swoich kłamstwach, przyparty do muru unikał odpowiedzi, odwracał kota ogonem. Jest zapatrzony w siebie i pozbawiony jakichkolwiek uczuć. Nie liczy się ze zdaniem innych, każdy dla niego jest "gorszy". Bez używania wulgaryzmów potrafi poniżyć i upokorzyć. Bardzo denerwuje się, gdy widzi, że nie daję wciągać się w dyskusję. Wszyscy ludzie są dla niego wrogami i na wszystkich musi się mścić, choć nie ma ku temu powodów. Potrafi symulować choroby, zna się na prawie, medycynie, psychologii. Jest wygadany i elokwentny, ale też agresywny i porywczy. Ma problem z alkoholem, choć nie chce się do tego przyznać. Wyzywa mnie, a za chwilę mówi, że kocha. Manipuluje mną w taki sposób, żebym wszystko straciła. Wyłudził ode mnie pieniądze. Wzbudzał moje współczucie i wykorzystał moją słabą osobowość. Nie wiem, czy już dał sobie spokój i nie wiem, czy podać go do sądu o te pieniądze, czy lepiej dać sobie spokój, żeby o mnie zapomniał? Czy da sobie spokój i przestanie zwracać się do mnie z wyimaginowanymi problemami?

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Jestem chodzącą beznadzieją...

Witam. Mam na imię Magdalena, 25 lat. Jestem w związku małżeńskim ok. 3 lat. Mój mąż jest bardzo wybuchowy, ciągłe awantury, krzyki (tak jak u niego w domu), nienawidzi mojej rodziny i robi wszystko, by mnie od nich odciągnąć. Ale...

Witam. Mam na imię Magdalena, 25 lat. Jestem w związku małżeńskim ok. 3 lat. Mój mąż jest bardzo wybuchowy, ciągłe awantury, krzyki (tak jak u niego w domu), nienawidzi mojej rodziny i robi wszystko, by mnie od nich odciągnąć. Ale ja sobie nie pozwalam. Wtedy jest ogromny wrzask, przezywanie, straszenie, szantażowanie. Byłam zawsze wesołą osobą, ludzie mnie bardzo lubili i nadal lubią, choć zastanawiają się, gdzie się podziałam dawna ja, stabilna, pomocna. Pomocna chcę być, ale nie mogę, musze wymyślać jakieś wymówki i kłamać mu, żeby gdzieś jechać i cos komuś np. kupić? Czy to jest normalne zachowanie w małżeństwie? Chyba nie! Zastanawiam się nad odejściem, ale nie umiem, mam mętlik w głowie ogromny, myślę, że mój mąż musi się leczyć, ma jakieś urojenia, że np. moja rodzina przeciwstawia mnie jemu, co jest bzdurą. Musze się go słuchać, tak mi ostatnio nawrzeszczał, i straszył, że moja rodzinka jego jeszcze popamięta, no i żebym z nim nie wałczyła... bo nigdy z nim nie wygram. Co mam robić? Wydaje mi się, że z moją psychiką też nie jest najlepiej... Ciągle siedzę, jestem smutna, zgnębiona, nie chce mi się nic, ciągle udaję szczęśliwą, non stop boli mnie głowa (chyba z nerwów). Czy ja tak dużo chce? Chcę być i żyć w normalnym związku! A tu ciągłe pouczanie mnie, tego nie rób, tego nie mów. Jestem osobą lubiącą ludzi – on ich nienawidzi – stroni od nich, a ja potrzebuje przyjaciół, pośmiać się trochę! Czy coś w tym złego?

Toksyczne zauroczenie. Czy to choroba psychiczna?

Witajcie!!! Mam pewien, jak dla mnie, dość poważny problem, z którym w ogóle sobie nie radzę :( Otóż wpadłam w jakieś dziwne, toksyczne zauroczenie. Pracuję w pewnej firmie od 3 lat, w miarę dobra praca, stała, od pierwszego dnia moją...

Witajcie!!! Mam pewien, jak dla mnie, dość poważny problem, z którym w ogóle sobie nie radzę :( Otóż wpadłam w jakieś dziwne, toksyczne zauroczenie. Pracuję w pewnej firmie od 3 lat, w miarę dobra praca, stała, od pierwszego dnia moją uwagę przykuł jeden z kolegów, sporo starszy ode mnie, kawaler, pod 40., ale w jakimś związku ze sporo starszą od siebie kobietą. Lubiłam z nim rozmawiać, żartować, zauroczyłam się. On zaczął sobie pozwalać z czasem na coraz więcej, jakieś niewinne dotknięcia, a w końcu regularnie zaczął mnie obmacywać. Z jednej strony czułam szaloną przyjemność, jego dotyk sprawiał mi przyjemność, a z drugiej strony ogromne wyrzuty sumienia, że porządna dziewczyna nie powinna zgadzać się na coś takiego. Do tej pory nie pozwalałam żadnemu facetowi na coś takiego. Kłóciły się we mnie skrajne emocje i w końcu nie wytrzymałam, przeprowadziłam z nim rozmowę. On od razu zaczął się bronić i wycofywać, mówić, że mnie bardzo lubi, podobam się, ale ma kobietę i nic z tego nie będzie, przepraszał, że mnie skrzywdził i że to się nie powtórzy. Później w domu ryczałam, zależało mi na nim. Przez jakiś czas dotrzymywał słowa, wręcz mnie unikał, po jakimś miesiącu znowu. Jak gdyby nigdy nic znowu. Ja naprawdę nie wytrzymuję tego, ja ciągle jestem w nim zakochana, nie chce mi to minąć, walczę z tym, na domiar złego nie jestem w stanie zainteresować się nikim innym, odrzucam kolejnych chłopaków, mam już 25 lat. Od pewnego czasu starał się o mnie pewien chłopak, mój równolatek, jest opiekuńczy, próbuje być czuły, ale oczywiście ja mu nie pozwalam na nadmierne czułości, mówi, że nie chce być dłużej tylko moim przyjacielem, a ja nie potrafię go docenić i nic do niego nie czuję. Jest to chłopak w miarę niebrzydki i przede wszystkim bardzo ułożony i grzeczny. Mimo to dla mnie jest jakiś... odpychający. Czuję dyskomfort nawet wtedy, kiedy tylko dotknie mojej dłoni. Co innego jak mnie dotknie facet z pracy. Jakiś czas temu wpadł za mną do pustego pomieszczenia, miałam sukienkę, zaczął gładzić mnie po udach, biodrach, podziwiać, że mam niesamowicie jędrne ciało itp. Przeprowadziłam z nim drugą rozmowę, powiedział, że tym razem na pewno się ograniczy, że więcej tak nie zrobi. I taki on właśnie jest, najpierw łazi koło mnie, zaczepia, zagaduje, a potem unika jak ognia, wręcz jest oschły, a kiedy ja staram się dojść do siebie i wyrzucić go z głowy, znowu nie daje mi spokoju. Najgorsze jest to, że jestem w nim zakochana i nie umiem tego zwalczyć, mimo że wiem, że nic z tego nie będzie. Z jednej strony chcę mieć z nim kontakt, ale taki normalny, oparty na rozmowie, żartach, a widzę, że on woli coś innego. A jak się sprzeciwiam na obmacywanie, to traktuje jak powietrze. Właściwie nigdy nie wiem, czego można się po nim spodziewać danego dnia, a najgorsze jest to, że on strasznie mnie omotał i zdaje sobie z tego sprawę. Bywają momenty, że on aranżuje sytuacje, żebym znalazła się z nim sam na sam w jakimś gabinecie, gdzie nikt nie wchodzi. Do tej pory dotykał głównie mnie, można właściwie nazwać, że pieścił, a od jakiegoś czas daje mi do zrozumienia, żebym i ja pieściła jego. Ja wiem, że może wam się wydać chore to, co piszę, ale to nie jest żadna prowokacja i potraktujcie mój problem poważnie. Nie chciałabym zwalniać się z pracy, ale co mam robić??? Jak się odkochać? Jak nabrać wiary w siebie i pewności siebie, bo dodam, że cierpię na niską samoocenę, nie mam wiary w siebie i swoją atrakcyjność:( Ta dziwna relacja z nim w jakiś dziwny sposób mnie uzależniła, mam w sobie same sprzeczne uczucia, emocje. Przyłapuję się na tym, że z jednej strony chcę być dotykana przez niego, chcę go dotykać, a z drugiej strony myślę, że to jest chore, żeby w taki sposób i w ogóle... Dodam, że jak wyżej napisałam, moim problemem jest niska samoocena, brak wiary w siebie. Nie wiem czemu, ale ciągle jestem z siebie niezadowolona, ciągle poprawiam coś w swoim wyglądzie, ciągle staram się wyglądać szałowo, prowokacyjnie, a mimo wszystko ciągle wydaje mi się, że nie jestem dość atrakcyjna. Ciągle zastanawiam się też, co tak naprawdę myśli o mnie ten facet, czy mu się podobam, czy może kpi ze mnie i jaja sobie robi... Ja wiem, że to chore, ale tak mam. Bardzo bym chciała ułożyć sobie życie, zakochać się w kimś normalnym, z wzajemnością i mieć w przyszłości dzieci, rodzinę, ale wydaje mi się już nieraz, że w moim wieku już chyba za późno na jakieś sensowne zmiany, ja już mam widocznie taki charakter i jestem trochę zdziczała. W dodatku nie wierzę w to, że udałoby mi się zakochać w kimś innym niż ten człowiek. On nie zasługuje na takie uczucie, ale to silniejsze ode mnie. Zastanawiam się, czy to co mam, czy takie dziwne zauroczenie, to jakaś odmiana choroby psychicznej? Niby z jednej strony zdaję sobie sprawę, że to co robię, to co on robi, nie jest normalne. Ale z drugiej strony przeraża mnie moje krzywe spojrzenie na tę sytuację i to, jak on potrafi mnie "zaczarować". Mam kilku znajomych, przyjaciół, którzy wiedzą o mojej sytuacji, którym się zwierzałam, którzy maglowali ze mną wielokrotnie ten temat i kazali zerwać tę chorą relację, przytakiwałam im, po czym robiłam to samo. Błagam, pomóżcie mi, niech ktoś mi coś powie, jak to widzi, dlaczego tak się ze mną "porobiło" i czy to objaw jakiejś choroby albo zaburzenia???

Jak uwolnić się ze związku?

Dzień dobry. Mam na imię Anna, mam 39 lat. 2 lata temu rozwiodłam się z mężem alkoholikiem. Zrobiłam wszystko, aby ratować jego i naszą rodzinę. Nie udało się, on nie podjął leczenia, pił coraz więcej. Rozstaliśmy się w zgodzie....

Dzień dobry. Mam na imię Anna, mam 39 lat. 2 lata temu rozwiodłam się z mężem alkoholikiem. Zrobiłam wszystko, aby ratować jego i naszą rodzinę. Nie udało się, on nie podjął leczenia, pił coraz więcej. Rozstaliśmy się w zgodzie. Do momentu kiedy poznałam nowego partnera, kontakty mieliśmy dobre. Mam 16-letniego syna. Moim problemem jest aktualny związek, w którym jestem od 7 miesięcy. Mężczyzna przystojny, kulturysta, preferujący kult ciała. Potrafi być szarmancki, czarujący i ujmujący. Pokochałam go od pierwszej chwili, jak małolata, ujął mnie chęcią założenia rodziny, posiadania dziecka, wspólnego życiem, we dwoje łatwiej. Jest wdowcem (od 2 lat), więc wzbudził i we mnie chęć pomocy, współczucia i zaopiekowania się nim. Ma córkę, która mieszka z jego teściami, nie z nim. Kiedy znajomi dowiadywali się, z kim się wiążę, a wprowadził się do mnie praktycznie po 2 tygodniach, nie potrafiłam odmówić, nikt nie miał nic dobrego do powiedzenia na jego temat. Oczywiście nie wierzyłam. Obecnie ten człowiek odciął mnie od wszystkich moich znajomych, nie mogę sama wychodzić nawet do sklepu, do pracy odprowadza mnie i przyprowadza, jak nie może, muszę dzwonić i szczegółowo zdawać relację z drogi do pracy. Idąc z nim - "głowa w dół i nie patrzeć na boki". Boję się, aby ktoś nie powiedział mi cześć, a już, nie daj Boże, chciał porozmawiać. W domu nie szczędzi mi wyzwisk i upokorzeń. Wcześniej spotykałam się z mężczyzną i to jest główną przyczyną jego ataków złości wg niego. W domu robimy to, co on chce, oglądamy, co chce i jemy, co chce. Ja już nic nie mówię, bo wszystko jest złe. W pracy popełniam błędy. Nie potrafię zapanować nad strachem i stresem. On wyprowadzał się już kilka razy. Zawsze wracał, ja go nie zatrzymywałam, udobruchał mnie i tak żyliśmy do tej pory. Teraz ja chcę się rozstać, nie wytrzymuję już psychicznie. Ale to wydaje się niemożliwe. On się po prostu nie zgadza. Mieszka w moim mieszkaniu, a ja jestem w nim niewolnicą. Właściwie zamieszkał sobie tutaj sam, tak po prostu, zdał swoje wynajmowane mieszkanie. Od miesiąca "grozi "wynajęciem nowego, ale jakoś nic z tego nie wychodzi. Jestem u kresu wytrzymałości. Dodam, że zostałam przez niego pobita, on twierdzi, że to tylko poszarpanie, a ja gamoń jestem, bo upadłam na ulicę, bo nie uniknęłam uderzenia pięścią w twarz itp. Do tego mam problemy z synem. Jest chyba uzależniony od marihuany. Chodzimy do poradni. Moja prośba i pytanie - jak uwolnić się od tego człowieka?

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Joanna Żur-Teper
Mgr Joanna Żur-Teper

Czy ze mną jest coś nie tak? Toksyczny związek

Poznałam go dwa lata temu, ja po rozstaniu z ówczesnym partnerem, on cichy, spokojny, dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Byłam osobą wygadaną, towarzyską, miałam znajomych, z którymi często się spotykałam. Po pół roku postanowiliśmy zamieszkać razem, on rzucił studia, choć usilnie...

Poznałam go dwa lata temu, ja po rozstaniu z ówczesnym partnerem, on cichy, spokojny, dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Byłam osobą wygadaną, towarzyską, miałam znajomych, z którymi często się spotykałam. Po pół roku postanowiliśmy zamieszkać razem, on rzucił studia, choć usilnie go namawiałam, by jednak skończył kierunek, który zaczął - pozostało mu 12 miesięcy. Pracował dorywczo, bo z mojego studenckiego stypendium nie dałabym rady nas utrzymać. Starałam się, jak mogłam, podwoziłam do pracy, bo on prawa jazdy nie ma, gotowałam obiady. Pierwszy raz uderzył mnie po roku, w twarz, za to, że obraziłam jego koleżankę i tak systematycznie coraz bardziej szarpał mnie, gryzł, wyrywał włosy. Wiele razy usłyszałam, że jestem szmatą, że jestem tępym pustakiem i że takich jak ja on ma na pęczki i że tego kwiatu jest pół światu. Pakowanie się o 2 w nocy, bo w łóżku odwróciłam się do niego plecami, ciągłe kłótnie i bójki o znajomych, którzy chcieli się spotkać, zero wychodzenia na jakiekolwiek spotkania towarzyskie. Obrażanie mojej matki, której nie spodobało się to, że on ciągle mówił, a ja siedziałam jak mysz pod miotłą i przytakiwałam, nie mając własnego zdania. W zimowy wieczór byliśmy u jego znajomych, zadzwonił mój ojciec, więc wyszłam na chwilkę. Sprawdził mój telefon po wyjściu, skończyło się tak, że skopana leżałam na śniegu, a on uciekał z moim telefonem. Nie mieszkamy juz razem, ale ja nie umiem się odpędzić od poczucia winy, jakie na mnie wywarł, uważam, że to wszystko moja wina, że nie byłam wystarczająco dobra, wystarczająco kobieca, ładna i uśmiechnięta. Jeżdżę do niego czasami, staram się mieć jakiś kontakt, byle tylko mnie zaakceptował. Z drugiej strony szukam pomocy gdzie się da, bo czuję, że dzieje się ze mną coś nie tak… mam nerwicę, nie mogę spać po nocach, nie mogę się skupić. Pomóżcie mi, bo chcę być taka, jak kiedyś, uśmiechnięta i zadowolona.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

To moja wina, że tak jest?

Od pięciu lat jestem z chłopakiem, mieszkamy ze sobą już 4 lata. Wyjechałam do niego za granicę, on ma tam prawie całą rodzinę, ja przyjechałam sama z nadzieją, że znajdę pracę, ale tak się złożyło, że nie znałam jezyka, nie...

Od pięciu lat jestem z chłopakiem, mieszkamy ze sobą już 4 lata. Wyjechałam do niego za granicę, on ma tam prawie całą rodzinę, ja przyjechałam sama z nadzieją, że znajdę pracę, ale tak się złożyło, że nie znałam jezyka, nie wychodziłam z domu, nawet za daleko nie oddalałam się od domu, aby się nie zgubić. Siedziałam całymi dniami w domu, sprzątałam, gotowałam i tak w kółko. Bywało tak, że nie wychodziłam z domu, przestałam się uśmiechać. Pewnego dnia powiedziałam chłopakowi, że wyjeżdżam, że mam dosyć, ale prosił, żeby zostać. Z drugiej strony nie chciałam odejść, kochałam go. Tak mijały dnie, miesiące, a ja tak siedziałam w domu. Nie miałam na nic pieniedzy. Od chłopaka nie brałam, nie mogłam tak, ani też nie dawał mi. Nawet nie miałam kasy, żeby gdzieś wyjść na kawę. Codziennie sobie powtarzałam - nie chcę takiego życia. Nie lubiłam siedzieć w domu. Dwa lata siedziałam bez pracy. Pewnego dnia znalazłam ogłoszenie. Zaczęłam zarabiać, miałam pieniądze na wszystko. Zrobiłam prawo jazdy i szkołę. Praca się skończyła, znowu siedziałam w domu, czasami coś się trafiło, ale nic na stałe. Znowu siedziałam jak kura domowa; nie miałam znajomych, próbowałam się umawiać przez internet z ludźmi, ale każdy miał czas wieczorem albo byli w pracy, albo w szkole. Codziennie budziłam się z płaczem, nie miałam siły, nie chciało mi się żyć. Mój chłopak zarabiał, kupował sobie, co chciał, miał na wszystko i zawsze się tym chwalił. Śmiał się z mojej dorywczej pracy. Kiedyś nawet w domu sobie dorabiałam, brałam 20 euro, to śmiał się i powiedział, że on to ma na śniadanie. Zawsze się wszystkim chwalił, co on to nie miał, gdzie on to nie był, a my jeszcze nigdzie nie byliśmy na urlopie, mimo że dużo zarabia i zawsze uważa, że ma wszystko najlepsze. Kiedyś próbowałam zostawić mojego chłopaka, ale nie mogłam, zależało mi na nim. W końcu przyjechaliśmy do Polski, z czego bardzo się ucieszyłam. Pewnego dnia postanowił wyjechać jeszcze na parę dni za granicę, pozałatwiać sprawy. Nie chciałam z nim jechać, powiedziałam mu, że już tam nigdy więcej nie pojadę, chyba to oczywiste, bo i tak przyjechaliśmy do Polski na stałe. Dowiedziałam się, że pisał z jakąś dziewczyną. Pisał jej, że mieszka sam, a przecież razem mieszkamy, namawiał ją, żeby przyjechała, nalegał, był nachalny. Do spotkania nie doszło, bo ona nie chciała. Czy mogę mu zaufać? Przepraszał, mówił, że kocha, że to przeze mnie, bo powiedziałam, że już nigdy nie pojadę za granicę, ale to chyba oczywiste skoro przyjechaliśmy na stałe do Polski. Zaczęłam pracować w moim zawodzie. Nagle mojemu chłopakowi nie wiodło się w Polsce, za to ja byłam bardzo zadowolona, uśmiechnięta, chciało mi się żyć, wyleczyłam się z depresji, ale on postanowił znowu wyjechać za granicę. Namawiał mnie, żebym zrezygnowała z pracy, śmiał się, że mało zarabiam. Przecież chciał przyjechać do Polski, to czego się spodziewał, że będę zarabiała dużo? Kiedyś powiedział, że nic nie osiągnęłam w życiu. Pojechał sam, czekał na mnie, na jego życzenie musiałam brać wolne i jechać do niego. Praca się skończyła w Polsce. Wyjechałam znowu, nie mam ochoty sprzątać jego mieszkania, gotować itp., bo po co, skoro powiedział, że mieszka sam. Zastanawiam się nad tym związkiem, rękę podnosił na mnie, potrafił mówić przykre słowa. Rzadko się kłócimy. Jeśli jesteśmy w Polsce, to chce, żebym tylko u jego rodziców siedziała, cały czas z nim. On robi, co chce, a ja się nudzę. To pojedzie na przejażdżkę z kolegami, a ja siedzę. Jeśli chcę zostać jeden dzień u moich rodziców, to mówi: "Wolisz z mamusią siedzieć niż ze mną". On chce, żebym tylko u niego siedziała. Jak pojadę do siebie i wyraźnie mu mówię, że dzisiaj zostaję u siebie, bo chcę mieć też dla siebie czas i posiedzieć trochę z moją rodzinką, to on i tak przyjeżdża po mnie. Może przesadzam z tym wszystkim, ale nie czuję się szczęśliwa, nie wiem dlaczego. Chcę być szczęśliwa, mieć kiedyś męża. Niestety, mój chłopak powiedział, że nigdy się ze mną nie ożeni... Za parę dni mam zacząć pracować za granicą w swoim zawodzie. Teraz siedzę w domu i mam dosyć. Chciałabym zostawić to wszystko i wyjechać. Siedzę w domu parę dni, odechciewa mi się wszystkiego. Gdybym miała stałą pracę, zarabiała, to mój związek może byłby idealny. Czuję się winna, mało zaradna, beznadziejna...

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Joanna Żur-Teper
Mgr Joanna Żur-Teper

Co mam robić? Nie umiem się z nim rozstać, a chcę...

Chodzę z chłopakiem pół roku, przez ten czas bardzo dobrze go poznałam :( Nie chcę być już z nim... Nie mam sił do tego związku. Nic mi nie wolno, nie mogę się widywać z kolegami, których bardzo długo znam,...

Chodzę z chłopakiem pół roku, przez ten czas bardzo dobrze go poznałam :( Nie chcę być już z nim... Nie mam sił do tego związku. Nic mi nie wolno, nie mogę się widywać z kolegami, których bardzo długo znam, jak spotykam się z dziewczynami, nie chce mi uwierzyć. Mój chłopak lubi sobie wypić, jeszcze do tego ma takie towarzystwo, które mi nie odpowiada. Nie jest odpowiedzialny za to co robi, jeździ pod wpływem alkoholu. Postanowiłam z nim zerwać... Próbowałam ze 4 razy... i nadal z nim jestem. Mówiłam, że nie chcę być już z nim, że ja nie jestem szczęśliwa w tym związku, a może nie dorosłam do tego, żeby być z kim, dopiero mam 16 lat, chcę się nacieszyć życiem. Co do zerwania... powiedziałam mu o tym...  zaczęło się piekło... dzwonił do mnie, że jak go zostawię, to się powiesi albo spowoduje wypadek, tylko wiem, że to nie są żarty, szkoda, że nie wiedziałam o tym, zanim zaczęłam z nim chodzić. Kiedyś był z dziewczyną 2 lata, ona miała go tak samo dość i zerwała z nim, to w ostatniej chwili uratował go brat, bo już by dawno nie żył. Teraz to nie wiem, co mam robić. Napisałam do jego mamy, ale nic mi nie pomogła. Powiedziała mi tylko tyle, że on jest do tego wszystkiego zdolny. Straszy mnie tak ciągle, że już go nie zobaczę, nie ma teraz po co żyć... za każdym razem wychodziło tak, jak on chciał. Ale ja nadal nie chcę być z nim. Przez to ja myślę, żeby coś sobie zrobić. Zdaję sobie sprawę, że to nie jest żadne rozwiązanie. Nie wiem, co mam robić, nie radzę sobie już z tym. Co mam zrobić, żeby przestał mnie kochać, jak go mam do siebie zniechęcić? Jak nie odpowiadam mu na esemesy, to stoi pod moim domem... dzwoni do mnie... mam tego dość.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Joanna Żur-Teper
Mgr Joanna Żur-Teper

Problem z dziewczyną...

Witam! Mam problem z dziewczyną... Jestem z nią już od jakiegoś czasu, ale gdy poznałem ją lepiej, zacząłem się z nią męczyć. Kontroluje mnie na każdym kroku. Muszę meldować jej wszystko, co chcę zrobić, a pozwala mi na to niechętnie......

Witam! Mam problem z dziewczyną... Jestem z nią już od jakiegoś czasu, ale gdy poznałem ją lepiej, zacząłem się z nią męczyć. Kontroluje mnie na każdym kroku. Muszę meldować jej wszystko, co chcę zrobić, a pozwala mi na to niechętnie... Chciałaby, żebym każdą wolną chwilę spędzał tylko z nią, ale ja chcę mieć trochę czasu dla siebie. Wykłóca się ze mną o każdą, nawet najmniejszą sprawę. Wymaga ode mnie wielkich planów na przyszłość i zaangażowania, ale ja mam dopiero 18 lat i nie mogę jej tego zapewnić. Ona jest ode mnie o rok starsza. Nie chcę tak dalej żyć. Jakieś 1,5 roku temu zabił się jej chłopak. Ona zagroziła mi, że jak ją zostawię, to postąpi jak on. Nie wiem, co mam robić...

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Joanna Żur-Teper
Mgr Joanna Żur-Teper

Chorobliwa zazdrość? Co robić? Jak leczyć?

Jestem z mężem 8 lat po ślubie, mamy 2 kochanych dzieci, mój mąż jest moim pierwszym i jedynym mężczyzną, z którym byłam, mieszkamy obecnie w Irlandii, ja z dziećmi od 3 lat, a mąż od 4 lat. Moim problemem...

Jestem z mężem 8 lat po ślubie, mamy 2 kochanych dzieci, mój mąż jest moim pierwszym i jedynym mężczyzną, z którym byłam, mieszkamy obecnie w Irlandii, ja z dziećmi od 3 lat, a mąż od 4 lat. Moim problemem jest zazdrość męża o mnie. Nie jestem żadną pięknością, ale mój mąż doprowadza mnie do płaczu ciągłym obrażaniem i wymyślaniem, że go zdradzam. Bluzek latem żadnych nie mogę nosić, bo w każdej mi piersi widać jak się nachylę, jak twierdzi mój mąż. Jeśli coś zakładam, przychodzi, każe mi się nachylić i sprawdza, czy coś widać. Jeśli się po coś schylam i widać mi kawałeczek majtek nad spodniami, to też jest już problem, bo mi majtki widać. Mój M twierdzi, że to ja mam coś z głową, że pokazuję komuś majtki albo się przed kimś nachylam. Jestem już tym wszystkim wykończona. Do Polski, w odwiedziny do mamy, chcę lecieć, to też jest problem, bo mamusia dla mnie ważniejsza niż mąż. Jeśli się z jakimś naszym wspólnym znajomym witam, to ta osoba nie może mi podać ręki, bo już po odwiedzinach bym miała gadanie, że lubię jak mnie ktoś dotyka lub coś w tym stylu. W Polsce jak mieszkaliśmy i zaszłam w pierwszą ciążę, to kłótnie były o to, że moim lekarzem prowadzącym ciążę jest facet, a jak urodziłam, to mój M robił mi awantury i mówił, że mój tata do mnie przychodzi do szpitala w odwiedziny po to tylko, żeby popatrzeć na moje piersi, jak karmiłam małego... Do pracy też nie mogę iść, bo mój M twierdzi, że chcę pracować tylko po to, żeby się z facetami spotykać. W Polsce, jak chodziłam do pracy, to było okej, bo razem w jednej firmie pracowaliśmy, ale potem jak mój M wyjechał i byłam rok bez niego w Polsce, to do dziś mi wypomina, że jest ciekawy, co ja w tej Polsce tam robiłam i na pewno go zdradzałam, i na imprezy chodziłam, a dzieci mama mi pilnowała, i mnie kryła. Nie liczyło się to, że pracowałam na 3 zmiany i na akord, i przychodziłam do domu tak wykończona, że nawet nie miałam sił położyć dzieci do łóżek, a go obchodziło tylko to, czy nie mam kogoś... W tej chwili - ja siedzę, jak co dzień, u góry w sypialni, a mój M siedzi na dole i gra w xboxa, jak to robi codziennie do 3-4 rano od około 2 lat... Takie życie nie ma sensu, moje dzieci też by chciały trochę z tatą poprzebywać, ale on, niestety, nie ma dla nich czasu, bo przychodzi z pracy, zje, siada do xboxa i gra... Wmawiam sobie, że wracam za rok do Polski, kiedy mój syn bedzie miał w Polsce Pierwszą Komunię i zostaję już na stałe, nie chcę wracać tu, bo co mi z tego, że mam za co żyć, że na zakupy chodzę i jest dużo lepsze życie niż w Polsce... Szantażuję mojego męża, że jak się nie zmieni i nie przestanie wymyślać tych zdrad i kochanków, to się z nim rozwiodę. Raz mówi, że mam już sobie jechać i brać rozwód, i nie truć mu życia, że mam w Polsce kogoś na pewno, jakiegoś kochanka, i do niego wracam, a drugim razem gada, że nawet nie mam myśleć o powrocie, a ja nie chcę, żeby moje dzieci przesiąkły tymi kłótniami, tym wszystkim, bo potem one bedą mieć ciężko w życiu. Nie wiem, co zrobić, czy tkwić dla dzieci w tym związku, tylko dlatego żeby miały ojca, a ich rodzice, żeby nie byli rozwodnikami, czy wyjechać i spróbować żyć tylko z dziećmi... bo ja naprawdę już nie wiem. Wiem, że kiedyś mogę tego nie wytrzymać i możemy się pozabijać nawzajem...

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Jan Karol Cichecki
Lek. Jan Karol Cichecki

Jaki ON ma cel w tym, że gra ponownie na moich uczuciach?

Byłam w dwuletnim związku z mężczyzną, który zostawił mnie, bo to było najwygodniejsze dla niego rozwiązanie. Przez 2 lata trwania związku nie było mowy o zamieszkaniu czy pomieszkiwaniu u niego, ja naciskałam, bo wypalałam się każdego dnia z tęsknoty za...

Byłam w dwuletnim związku z mężczyzną, który zostawił mnie, bo to było najwygodniejsze dla niego rozwiązanie. Przez 2 lata trwania związku nie było mowy o zamieszkaniu czy pomieszkiwaniu u niego, ja naciskałam, bo wypalałam się każdego dnia z tęsknoty za wspólnym życiem. Miałam proste marzenia – dom, rodzina, miłość, spokój, szczęście, wspólne plany… On wolał dyskoteki (narkotyki), siłownię (sterydy), seks (ale nie ze mną, tylko wolał sam zaspokajać się, patrząc na panienki w Internecie – miał nawet swoją stronkę). Z mojej strony pojawiły się zakazy, że ma przestać oglądać panienki w Internecie, że mam już dość, naciskałam na wspólne mieszkanie, to doczekałam się po 2 latach półki, a on nie wytrzymał tego. Opisywać można w nieskończoność to, jak bardzo mnie skrzywdził. Teraz przejrzałam i obudziłam się ze snu. Rozstanie skończyło się wizytą u psychologa, który pomógł mi uświadomić sobie, że żyłam z psychopatą i człowiekiem uzależnionym. Po 4 tygodniach od dnia, w którym mnie zostawił chciał wrócić (na jeden dzień, jak się okazało) i spędzić ze mną resztę życia. Pokazałam mu, że chcę spróbować i dać nam szansę, bo wierzyłam, że w końcu zrozumiał, że aby budować związek, to trzeba być razem. W ciągu kilku dni okazało się, że nie jest pewien uczuć do mnie. Potraktował mnie jak wielkie zero i znowu odszedł bez słowa wytłumaczenia. Były święta, sylwester, a ja nawet życzeń noworocznych od niego nie otrzymałam. Dzisiaj, znowu po miesiącu, chce wrócić. Mówi, że się wystraszył wtedy, że teraz chciałby wynagrodzić mi podwójnie krzywdy, które mi wyrządził, tylko że ja dzisiaj już mu nie wierzę, w żadne jego piękne i czułe słowa. Myślę, że on celowo manipuluje moimi uczuciami, że wcale tak nie jest, że mnie kocha i chce być ze mną do końca życia. Bo gdyby mnie kochał, nie doprowadziłby mnie do wielkiej rozpaczy, nie dopuściłby do tego, aby moje życie rozsypało się w drobne kawałki. Najgorsze jest to, że tęsknię za nim, a kiedy on co kilka dni gra na moich uczuciach, wysyłając SMS czy maila, to tęsknię jeszcze mocniej. Jestem silna, nie odpisuję, nie reaguję (chociaż raz już się złamałam). Boję się, że znowu dam mu się nabrać na jego nic nie znaczącą grę. Przecież taki typ psychopaty może wiele. Przede mną kolejna wizyta u psychologa, która, mam nadzieję, da mi siły i pomoże zrozumieć jego postępowanie. On mnie nie kocha, a pomimo tego ciągle przypomina mi, że jest na tym świecie. Dlaczego tak się dzieje? Jak od niego się uwolnić, pomimo że kocham nadal? Jaki ON ma cel w tym, że gra ponownie na moich uczuciach? Przecież odszedł już dwa razy. Gdyby mnie kochał i był człowiekiem o czystych zamiarach, nie potraktowałby mnie jak kogoś, kto nie zasługuje na szacunek. Czy on będzie tak długo grał na moich uczuciach, aż osiągnie swój cel? ZAŁAMANA

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Jak uwolnić się od toksycznego partnera?

Mam 38 lat i nie wiem, w jaki sposób uwolnić się od mężczyzny, z którym spotykam się od ośmiu lat. Jestem samotną matką i wychowuję 13-letniego syna. Mam za sobą nieudane małżeństwo z alkoholikiem. Ale w tej chwili wydaje...

Mam 38 lat i nie wiem, w jaki sposób uwolnić się od mężczyzny, z którym spotykam się od ośmiu lat. Jestem samotną matką i wychowuję 13-letniego syna. Mam za sobą nieudane małżeństwo z alkoholikiem. Ale w tej chwili wydaje mi się, że w porównaniu do mojego obecnego związku, tamto małżeństwo było sielanką. Mój partner nie nadużywa alkoholu, ale znęca się nade mną psychicznie. Zawsze wydawało mi się, że jestem wartościową kobietą, że poradzę sobie w życiu. Wszyscy mówili o mnie - ładna, zdolna, porządna, powinna mieć mężczyznę, który ją będzie szanował. A kogo mam? Psychopatę, który traktuje mnie jak własność, obrzuca wyzwiskami, wmawia mi, że do niczego się nie nadaję. A ja w tej chwili zaczynam w to wierzyć. Jestem znerwicowana i nie wierzę już w siebie. Wielokrotnie starałam się skończyć ten związek, ale dla świętego spokoju godziłam się z nim. Pracuję jako przedstawiciel handlowy, a więc moja praca polega na częstej jeździe samochodem. Po tym, jak powiedziałam mu, że odchodzę, wiedziałam, co mnie następnego dnia czeka. On stał pod moim blokiem, jeździł za mną samochodem, zajeżdżał mi drogę, dręczył telefonami. Potrafił cały dzień blokować mój służbowy telefon swoimi telefonami. Zdarzało się, że miałam dwieście nieodebranych połączeń. Ma dużo wolnego czasu, gdyż jako były policjant jest już na emeryturze. Nigdzie już nie pracuje, tylko uprzykrza mi życie. Takie sytuacje trwały najwyżej tydzień, po tym czasie ja, będąc już u kresu wytrzymałości psychicznej, godziłam się z nim, aby to się już skończyło. Parę dni lub tygodni było dobrze, po czym sytuacja się powtarzała. Wiem, że już dłużej tego nie wytrzymam, mam już dosyć takiej emocjonalnej huśtawki. Widzę, że się zmieniłam, stałam się bardzo nerwowa, często krzyczę, nie potrafię zachować spokoju. Zastanawiałam się nawet, aby skończyć ze swoim życiem, ale nie mogę zrobić tego mojemu synowi. Nie chcę, aby był sam. W tej chwili myślę, że jedynym wyjściem z tej sytuacji jest sprzedaż mieszkania i przeprowadzka do innego miasta. Ale z drugiej strony tego nie chcę, nie chcę zostawiać rodziny i znajomych. Nie wiem, co mam zrobić.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Joanna Żur-Teper
Mgr Joanna Żur-Teper

Mój zespół dolegliwości pokryty strachem. Czy jest dla mnie ratunek?

Dzień dobry. Na imię mam Anna, w czerwcu skończę 21 lat. Nie wiem od czego zacząć, więc zacznę od krępującej sprawy, mianowicie faktu, że niestety robię bardzo dużo błędów ortograficznych i stylistycznych, za które bardzo przepraszam:( Około rok temu mama...

Dzień dobry. Na imię mam Anna, w czerwcu skończę 21 lat. Nie wiem od czego zacząć, więc zacznę od krępującej sprawy, mianowicie faktu, że niestety robię bardzo dużo błędów ortograficznych i stylistycznych, za które bardzo przepraszam:( Około rok temu mama chcąc mi pomóc, zasięgnęła pomocy prawnej i pod groźbą ubezwłasnowolnienia trafiłam do psychiatry, teraz chodzę tam dobrowolnie, bo chcę wreszcie zacząć żyć ;( Dowiedziałam się, że mam ciężką depresję przyjmuję leki: 2x dziennie ***** jednak to mi nie pomaga, więc dalej poszukuję pomocy i bardzo proszę Państwa o nią ;( Mam ogromny problem sama ze sobą, mianowicie nie wierzę w siebie, w swoje możliwości, uważam się za osobę nieatrakcyjną, często w głowie mam sprzeczne ze sobą myśli, nie potrafię podjąć żadnej decyzji, bo zaczynam zbyt dużo rozmyślać o jej skutkach i zapętlam się we własnych myślach, satysfakcję daje mi pomoc innym - nawet jeśli mam świadomość, że dana osoba chce mnie tylko wykorzystać, aktywnie pomagam również porzuconym lub skrzywdzonym zwierzątkom... Kiedyś byłam aktywna, tańczyłam, śpiewałam, ale w 2007 r. moje życie się zmieniło, ponieważ w wypadku samochodowym doznałam złamania kręgosłupa w obrębie TH4-TH8. Nie jestem sparaliżowana, ale o tańcu zawodowym musiałam zapomnieć... Studiuję niestacjonarnie pedagogikę opiekuńczo-wychowawczą z resocjalizacją, a czas zjazdu jest dla mnie odskokiem od mojej szarej rzeczywistości... Boję się wracać do własnego domu ;( i nic nie potrafię z tym zrobić, mianowicie mój chłopak, z którym jestem od 7 lat - od lat czterech znęca się nade mną psychicznie i fizycznie :( Nie potrafię odejść, bo nie widzę innej możliwości życia, boję się samotności, mam wrażenie, że go kocham, choć może to przyzwyczajenie, ale także boję się jego napadów szału... Oprócz wyzwisk, słuchania jaka jestem beznadziejna, często słyszę, że "powinnam mu podziękować, że bije mnie w taki sposób, że nie mam na TWARZY śladów". Choć 2 tygodnie temu pozostał ślad - złapał mnie za włosy i uderzył moją głową o kant drzwi. Jak osunęłam się na ziemię, przyjęłam jeszcze kilka kopnięć w brzuch, z głowy ciekła mi krew, a on zabronił mi wstania choćby po chusteczkę, po ok. 30 min przyniósł mi mop, żebym umyła podłogę z krwi. Wtedy zaczęła mi znów lecieć - chyba przez wysiłek. W nocy jak zasnął, pojechałam na pogotowie, założono mi 3 szwy, które też ukrywam w obawie, że za to też oberwę ;( Mój dzień kręci się wokół jego zachcianek i rozkazów. Nie mam w swoim mieście koleżanek, bo zabronił mi na spotkania z nimi, koledzy sami dali spokój po jego telefonach do nich z groźbami i oskarżeniami o zdradę ;( Codziennie mam przeglądany telefon, a na studiach kontroluje mnie jego siostra ;( Obrywam za nic... Ciężko to wytłumaczyć, wystarczy, że wpadnie w zły nastrój... Dlaczego nie potrafię odejść:( Niekiedy tak bardzo tego chce, ale potrzebne słowa nie przechodzą mi przez gardło i znów go przepraszam ja za to, że on mnie pobił... ;( Dodatkowo podejrzewam u siebie anoreksję, jako dziecko byłam bardzo otyła i dokuczania ze strony rówieśników były na porządku dziennym, pomimo że byłam lubianą dziewczynką, do niedawna potrafiłam nie jeść nic przez 4-5 dni, wspomagałam się piciem napojów energetyzujących. Teraz zmuszam się do 1 malutkiego posiłku dziennie, po którego zjedzeniu zaraz cisną mi się do oczu łzy i złość na siebie, że zjadłam... biegnę też do łazienki, by stanąć na wadze i sprawdzić, czy nie przybyło mi kg... Na moje szczęście nie umiem wymuszać wymiotów, ale często tego próbowałam ;( Raz podjęłam próbę samobójczą, chcąc się utopić w rzece, na szczęście wówczas jak anioł zjawił się mój 10 lat starszy kolega, który zobaczył jak w kurtce (to była zima) skoczyłam do rzeki i mnie wyłowił, ponieważ byłam przytomna i nie potrzebowałam pomocy medycznej (tylko suchego ciepłego ubrania, bo woda była lodowata). Poprosiłam go o to, by ten fakt pozostał miedzy nami i się zgodził, sama z czasem przyznałam się do tego bliskim i zapewniłam ich, że nigdy już nie spróbuję, bo za mocno ich kocham. Jak na razie dotrzymuję słowa, ale bardzo często myślę o tym, że lepiej by było wszystkim, nie tylko mi, ale i najbliższym, gdybym jednak odeszła i nie musieliby się o mnie martwic i wydawać pieniędzy (które się nie przelewają) na moje leczenie ;( Nie mam życia towarzyskiego, sama jestem beznadziejna - jestem niczym i nienawidzę siebie, dla wszystkich jestem problemem i obciążeniem. Boję się wracać do własnego domu, tłumaczę się z noszonych siniaków, wymyślając coraz głupsze historie, jak również z moich łez w oczach, gdy ktoś mnie najdzie, a płacze często... Mam problemy ze snem - albo śpię za dużo, albo w ogóle;( miewam koszmary, izoluję się od znajomych, bo tak bardzo mi na nich zależy, że przez swoje jakieś głupie zachowanie nie chcę ich stracić, a w konsekwencji przez izolację od nich i tak ich tracę i znów pozostaje mi płacz;( Czuję, że jestem gorsza, że na nic nie zasługuję, boję się mówić, robić, a nawet myśleć w obawie przed samotnością;( A w rzeczywistości przecież jestem samotna, tak bardzo brakuje mi uczuć, miłości i wsparcia... Mam tak wiele dolegliwości, że nie wiem, czy w tak długim swoim wywodzie ujęłam choćby połowę;( Żałuję, że mieszkam tak daleko od metropolii, bo tu u mnie ciężko o specjalistów - dobrych, leczę się i nie ma efektów, wręcz czuję, że jest jeszcze gorzej ;( PROSZĘ O POMOC, BO JUŻ DŁUŻEJ TAK NIE POTRAFIĘ ;( BOJĘ SIĘ, ŻE NIEDŁUGO NIE WYTRZYMAM I ZŁAMIĘ OBIETNICĘ DANĄ RODZICOM – ODEJDĘ - A PRZEZ TO ONI BEDĄ CIERPIEĆ, NIE CHCĘ ICH SKRZYWDZIĆ ;( PROSZĘ, JESTEM ZUPEŁNIE POWAŻNA, BŁAGAJĄC O POMOC! ;(

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Despota tyran - jak sobie z nim poradzić?

Witam serdecznie wszystkich, którzy zechcą mi pomóc i mnie wesprzeć. Jestem młodą mężatką z 8-miesięcznym stażem, pobraliśmy się po 5 latach związku. Jeżeli mam być szczera, to nie wyszłam za mąż z miłości, ale raczej z wygody - mój mąż... Witam serdecznie wszystkich, którzy zechcą mi pomóc i mnie wesprzeć. Jestem młodą mężatką z 8-miesięcznym stażem, pobraliśmy się po 5 latach związku. Jeżeli mam być szczera, to nie wyszłam za mąż z miłości, ale raczej z wygody - mój mąż gotuje i sprząta. Wszyscy dookoła mi zazdroszczą, że mam tak cudownego i wspaniałego męża, natomiast ja wypalam się z dnia na dzień. Mój mąż to istny despota tyran i gestapo. Czepia się chyba tak naprawdę wszystkiego - o banałach życia codziennego nawet nie ma sensu pisać. Jemu przeszkadza to, że głośno jem, piję głośno herbatę, że w nocy przewracam się z boku na bok, że oddycham przez usta (w chorobie przy zatkanym nosie), że chrupię, jedząc marchewkę, że piłuję paznokcie. To normalnie obłęd. Zastanawiam się, czy jest coś co mu nie przeszkadza. Wszystko doprowadza tego despotę tyrana  do furii i napadów złości. Jak mu zwrócę uwagę na jego nieodpowiednie zachowanie zaczyna się szereg epitetów i upokorzeń. Non stop w kłótniach słyszę: zamknij się, nie drzyj mordy itp. Natomiast 5, 10, 15 minut po upokorzeniu powraca do normalnej rozmowy, jakby nic się nie stało. Sama już nie wiem, co począć z despotą tyranem. Serce mnie boli i płakać mi się chce jak znoszę ten brak szacunku. Nienawidzę siebie, że to toleruję i znoszę. Z drugiej strony modlę się o niego, aby zmienił się, abyśmy byli zgodnym i szczęśliwym małżeństwem. Jestem na rozdrożu. Raz chcę to zakończyć i przerwać teraz dopóki nie mam dzieci z despotą tyranem (właśnie kwestia dzieci - bardzo chciałabym je mieć, ale jak obserwuję jego stosunek do mnie, świadomie wzbraniam się, aby moje dziecko nie obserwowało takich scen, a z drugiej strony w przypadku rozwodu, żebym nie szarpała się podwójnie), a z drugiej strony chcę walczyć, przecież przysięgałam przed Bogiem, może celowo jestem wystawiana na próbę. Uciekam świadomie przed despotą tyranem, coraz więcej zajęć organizuję sobie po pracy, aby spędzać jak najmniej czasu w domu, który już mi się kojarzy z cierpieniem. Boję się z drugiej strony rozwodu, tego że despota tyran  zabierze coś, co nie należy do niego (mieszkanie ja kupiłam za własne pieniądze zanim pobraliśmy się). Ale z drugiej strony boję się, że marnuję czas. Mam 28 lat i bardzo chciałabym zostać mamą, ale chyba nie z tym człowiekiem. Zupełnie nie wiem, co robić. Błagam, pomóżcie!

Jak pomóc chłopakowi odejść od dziewczyny chorej psychicznie?

Witam, zgłaszam się tutaj, ponieważ nie mogę znaleźć żadnej stronki z poradami. Mam taki problem, iż brat spotyka się 10 lat ze swoją kobietą, nie mają dzieci, ślubu ani nie są zaręczeni. Już parę lat temu brat chciał od niej...

Witam, zgłaszam się tutaj, ponieważ nie mogę znaleźć żadnej stronki z poradami. Mam taki problem, iż brat spotyka się 10 lat ze swoją kobietą, nie mają dzieci, ślubu ani nie są zaręczeni. Już parę lat temu brat chciał od niej odejść, ponieważ stwierdził, że do siebie nie pasują, że ona jest całkiem inna i wtedy się zaczęło. Zaczęła go straszyć, że połknie tabletki i się zabije. Było to pierwszy raz, on od niej odszedł, a na drugi dzień dowiedział się, że ona leży w szpitalu, ponieważ zjadła tabletki i na szczęście mama to zauważyła i zadzwoniła po pogotowie. Wtedy wszyscy obarczali winą mojego brata, że to przez niego ona chciała się zabić. Cała jej rodzina chodziła po ludziach i tak mówiła, PO CZYM MÓJ BRAT NIE WYTRZYMAŁ psychicznie i do niej wrócił z przymusu. Kiedy minęło 8 lat takiego chorego związku, poznał pewną dziewczynę, przy której odżył, miło się na niego patrzy, zakochał się w niej, ale nie potrafi zakończyć związku z Asią, bo się boi, że ona się zabije. Ten drugi związek trwa 2 lata, bo ta dziewczyna powiedziała, że da mu czas, żeby to zakończyć, że wie, że nie jest to tak hop, ale mijają te dwa lata i ona ma tego dość, a brat z dnia na dzień ją traci, a wie, że jest to miłość jego życia. Próbował Asi powiedzieć, że to koniec, że do siebie nie pasują. Asia ma 30 lat, a zachowuje się, jakby miała 12. Kiedy powiedział, że nie chce z nią być, to ona uciekła z domu i znaleźli ją na dworcu po 3 godzinach. Potem znowu udawał, że jest wszystko OK, ale kiedy ta druga dziewczyna ma już dość, to znów powiedział Asi, że naprawdę to nie ma sensu, to wzięła przy nim tabletki i powiedziała, że jak wyjdzie od niej, to się zabije i musiał zostać tam na noc przez tydzień, a przez 10 lat wychodził od niej o 22.00. Ona jest chora psychicznie, brat nie potrafi z tym sobie poradzić, a ta druga dziewczyna przez to, że tak długo tego nie kończy ma już depresję i też nie jest z nią za dobrze. Kiedy po tygodniu Asia puściła go do domu, to znów zaczęła swoje histerie i żeby go przytrzymać na noce, to leżała na łóżku i prosiła Boga, żeby zabrał ją z tego świata. To nie jest normalne!!! Nie mogę patrzeć, jak mój brat się męczy, ona go zniszczy, a on ma szanse teraz na lepsze życie z osobą, którą naprawdę kocha. Co mam robić???? Nie potrafię znaleźć nigdzie pomocy, nie mogę patrzeć na nią, jak nim manipuluje. Dostaje takiej histerii, że tego nie można tak normalnie opisać. Proszę, wręcz błagam, o pomoc. Dorota

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Jan Karol Cichecki
Lek. Jan Karol Cichecki

Co po wyjściu z toksycznego związku?

Witam, mam 24 lata. Tydzień temu zakończył się moj 6-letni związek, który był niewątpliwie toksyczny. Na początku książę z bajki pomocny i miły, ale od zawsze stroniący od ludzi, mi nie było dane poznać jego znajomych. Robiłam się coraz...

Witam, mam 24 lata. Tydzień temu zakończył się moj 6-letni związek, który był niewątpliwie toksyczny. Na początku książę z bajki pomocny i miły, ale od zawsze stroniący od ludzi, mi nie było dane poznać jego znajomych. Robiłam się coraz smutniejsza, nie miałam co opowiadać znajomym o związku... Zaczęły się nawet szantaże, wymuszenia i ciągłe zwalanie na mnie winy, że ja jestem zła, niedobra, niemiła, brzydka, nieatrakcyjna i miałam szczęście w życiu trafić na tego człowieka, bez niego nic nigdy nie osiągnę... A ja za każdym razem go usprawiedliwiałam, że może ja jestem niedobra... Przyznaję się, iż na początku związku potrafiłam zachować się niemiło czy też odezwać... a odkąd to zauważyłam i chciałam się zmienić, on stał się moim katem... Dzięki sile koleżanek, gdy on kolejny raz mnie rzucał, mówiąc, jak bardzo go nie zadowalam... nie biegłam za nim, błągając go, by został... On nadal pisze i dzwoni, i mówi, że się zmieni... Czy tak jest, skoro od 1,5 roku miał mnie za nic... I czy jestem winna jego zachowania??? Jak żyć dalej po wyjściu z takiego zwiąku? Proszę o radę.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Patronaty