Twój przewodnik po zdrowiu

  1. Opisz swój problem. Pomożemy Ci znaleźć odpowiedź w bazie ponad miliona porad!
  2. Nie ma informacji, których szukasz? Wyślij pytanie do specjalisty.
Rozpocznij
7 6 6 , 5 5 4

odpowiedzi udzielonych przez naszych ekspertów

Rzetelnie + Bezpiecznie + Bezpłatnie

Zdrowie psychiczne: Pytania do specjalistów

Nerwica czy depresja? Nie wiem, co mi dolega.

Od jakiegoś miesiąca mam silne bóle i zawroty głowy, odczuwam ucisk pod jabłkiem Adama podczas oddychania. Mam też bóle serca oraz tępe bóle na wysokości piersi od pach aż po mostek, tak poniżej obojczyka, czasami pod żebrami - zawsze... Od jakiegoś miesiąca mam silne bóle i zawroty głowy, odczuwam ucisk pod jabłkiem Adama podczas oddychania. Mam też bóle serca oraz tępe bóle na wysokości piersi od pach aż po mostek, tak poniżej obojczyka, czasami pod żebrami - zawsze po lewej stronie. Poza tym odczuwam lekkie drżenie rąk oraz czasami kłucie w pobliżu splotu słonecznego. Jestem cały czas w stanie napięcia nerwowego, gdyż 1,5 miesiąca temu zmarł mi tata. Badanie EKG wyszło w porządku. Od dwóch tygodni leczę się na astmę oskrzelową. Mam też silny kaszel od miesiąca z odkrztuszaniem wydzieliny czasami białej czasami zielonej. Czasami czuję pulsowanie i drżenie w różnych punktach ciała (serce, nogi,ręce). Czasami śpię normalnie w nocy, czasami się budzę i nie mogę spać, natomiast jestem senny w ciągu dnia. Czuję zmęczenie, apatię, brak apetutu. Co to może być? Rafał
odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Wahania nastrojów - co robić?

Witam. Mam pewien problem. Już pisałam do Was i mówiłam o wahaniu nastrojów. Nic mi się nie zmienia, a nawet jest gorzej. Wahania nastrojów nadal się pojawiają, a do tego dochodzi jeszcze płacz, obojętność, a nawet niekiedy myśli o śmierci....

Witam. Mam pewien problem. Już pisałam do Was i mówiłam o wahaniu nastrojów. Nic mi się nie zmienia, a nawet jest gorzej. Wahania nastrojów nadal się pojawiają, a do tego dochodzi jeszcze płacz, obojętność, a nawet niekiedy myśli o śmierci. Czuję się brzydka, głupia, niepotrzebna i beznadziejna. Nie mam poczucia własnej wartości. Czasem mam ochotę przeleżeć cały dzień w łóżku, żeby nikt mi nie przeszkadzał. Całkiem sama. Wolałabym się nawet przenieść w miejsce, gdzie nie ma nikogo. Nie chcę tego nikomu mówić, wolę zamknąć się w sobie i dusić wszystko, co mnie przygnębia. Praktycznie nic w moim szesnastoletnim życiu mi nie wychodzi. Bardzo proszę o pomoc. Pozdrawiam. Leba222

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Moja dziewczyna boi się swojej matki - skąd się bierze jej strach?

Mam 21 lat, z moją dziewczyną jesteśmy parą od mniej więcej 2 lat. Z początku było cudownie, później jej matka zaczęła się wtrącać. To ona mówiła, kiedy jej córka może się ze mną spotkać, na jak długo itp. Problem wydaje...

Mam 21 lat, z moją dziewczyną jesteśmy parą od mniej więcej 2 lat. Z początku było cudownie, później jej matka zaczęła się wtrącać. To ona mówiła, kiedy jej córka może się ze mną spotkać, na jak długo itp. Problem wydaje się błahy, ale na chwilę obecną z dziewczyną widuję się raz, może dwa razy w miesiącu na kilka godzin. Wszelkie rozmowy z moją dziewczyną na ten temat kończyły się jej płaczem i twierdzeniem, że ona się boi swojej matki. Zależy mi na niej, ale już kończą mi się pomysły, co mogę jeszcze zrobić, nie potrafię być w takim związku, to my powinniśmy o wszystkim decydować, a nie jej matka. Jakiś czas temu doszedł do tych ograniczeń także remont strychu u mojej dziewczyny, na którym to według jej matki mamy zamieszkać. Szczera rozmowa nie pomaga, kłótnie nie pomagają... Jak mogę pomóc swojej dziewczynie przestać się bać własnej matki? Skąd w ogóle bierze się taki strach przed rodzicami? Proszę o pomoc.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Boniuk
Mgr Magdalena Boniuk

Nie wiem co mi dolega - proszę o radę

Witam, a więc zacznę od początku od kilku miesięcy mam problem z połykaniem śliny i ból w klatce piersiowej co promieniuje na lewa stronne pleców w gardle jakby cos stało ciężko mi również oddychać a wszystko nasila się  wieczorem. Cztery... Witam, a więc zacznę od początku od kilku miesięcy mam problem z połykaniem śliny i ból w klatce piersiowej co promieniuje na lewa stronne pleców w gardle jakby cos stało ciężko mi również oddychać a wszystko nasila się  wieczorem. Cztery miesiące temu zmarła mi mama już nie wiem co to jest idę teraz do lekarza i nie wiem co mu powiedzieć? Czy to może być astma? Czasami nawet nie mogę zjeść kolacji bo nie mogę połknąć a przy tym jest ciężkie oddychanie, nie mogę się  nawet wydmuchać nosa jest mi ciężko a jak pójdzie cos z nosa to i z gardła zielona flegma. Proszę napisać co to może być mam 32lata i martwię się  bo nigdy nie chorowałam. Dziękuje i czekam na szybka i prosta odpowiedź. Iwona
odpowiada 2 ekspertów:
Lek. Marta Hat
Lek. Marta Hat
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Mam złe samopoczucie i często się denerwuję - co mi dolega?

Witam. Mam 21 lat, od jakiegoś czasu źle się czuję, tzn. często boli mnie głowa, temperatura ciała jest niska (35,6), cały czas jestem senna, oczy mam mętne, miewam lęki, boję się iść do szkoły, pracy. Ostatnio bolało mnie...

Witam. Mam 21 lat, od jakiegoś czasu źle się czuję, tzn. często boli mnie głowa, temperatura ciała jest niska (35,6), cały czas jestem senna, oczy mam mętne, miewam lęki, boję się iść do szkoły, pracy. Ostatnio bolało mnie w okolicy klatki piersiowej, tzn. czułam ucisk, często chodzę smutna albo się czymś zamartwiam. Nieraz siedząc obok kogoś obcego w autobusie, denerwuję się i ciężko mi złapać oddech. W pracy boję się, że spotkam kogoś znajomego, na którego widok zaraz denerwuję się i robię się czerwona. Ciężko w to uwierzyć, ale na ogół ludzie biorą mnie za towarzyską, otwartą i wesołą dziewczynę. Proszę o szybką odpowiedź :(  

odpowiada 3 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
 Maria Fraszewska
Maria Fraszewska

Jak skłonić prawnie osobę z zaburzeniem osobowości antyspołecznej do leczenia?

Osoba to kobieta - 26 l., nie pracuje, nie uczy się, na utrzymaniu matki. Dochodzi do przemocy fizycznej i psychicznej nad matką (były interwencje policji, "niebieska karta") od kilku lat, nękanie telefonami innych członków rodziny, wyzwiska i groźby. Matka nie... Osoba to kobieta - 26 l., nie pracuje, nie uczy się, na utrzymaniu matki. Dochodzi do przemocy fizycznej i psychicznej nad matką (były interwencje policji, "niebieska karta") od kilku lat, nękanie telefonami innych członków rodziny, wyzwiska i groźby. Matka nie ma możliwości nakłonienie jej do leczenia, kontynuowania terapii (zastrzegła sobie prawo o nie informowaniu matki o przebiegu jej leczenia). Dwukrotnie przebywała w szpitalu psychiatrycznym z powodu próby samobójczej i agresywnego zachowania, obecnie nie leczy się. Czy są prawne możliwości np. ubezwłasnowolnienie, przymusowe leczenie? Członek rodziny.
odpowiada 2 ekspertów:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Schizofrenia - czy powinienem zgłosić się do szpitala?

Nastąpił okres przemian ustrojowych. Nie było jak trafić do lekarza. Objawy by pasowały (pisałem pod artykułem o objawach). Ale najważniejsze jest to, że coś mnie we mnie niepokoi, czyli wyklucza to schizofrenię według artykułu. A ja już sam nie wiem,...

Nastąpił okres przemian ustrojowych. Nie było jak trafić do lekarza. Objawy by pasowały (pisałem pod artykułem o objawach). Ale najważniejsze jest to, że coś mnie we mnie niepokoi, czyli wyklucza to schizofrenię według artykułu. A ja już sam nie wiem, co sie ze mną dzieje. Żona twierdzi, że jest nas dwóch różnych facetów. Tylko, że oni zmieniają się mniej więcej co trzy tygodnie. Ale karuzela. Te nagłe zmiany nastroju, drażliwość i to, że ludzie ciągle przeszkadzają mi myśleć. A ja często lubię dyskutować sam ze sobą, po ciuchu w głowie. No, ale kto tego nie robi. Męczę się tak od ponad 20 lat (to na pewno nie możliwe). Pierwsze wrażenie, jakie pamiętam to jak miałem 12-14 lat. Chciałem wyskoczyć przez okno, a matka się śmiała. Czułem nierealność sytuacji, byłem już tylko obserwatorem. Do dziś nie wie, że gdyby nie przestała mnie lekceważyć, zrobiłbym to. Nie wiem co robić, mój psychiatra rozłożył ręce. Sam stwierdził, że zawsze przychodzi do niego ktoś inny. Na początku zdiagnozował depresję schizoafektywną. Teraz i on nie wie, co dalej. Mogę sam zgłosić się do szpitala?

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

Obojętność, uczucie pustki, niska samoocena. Co mi jest?

Proszę o diagnozę. Mam 27 lat, męczą mnie niektóre moje zachowania, niektóre od kilku lat, inne odkąd pamiętam. Cały czas prześladuje mnie uczucie pustki, wszystko jest mi obojętne, popadam w skrajności, albo coś muszę robić doskonale, albo wcale. Zawsze po...

Proszę o diagnozę. Mam 27 lat, męczą mnie niektóre moje zachowania, niektóre od kilku lat, inne odkąd pamiętam. Cały czas prześladuje mnie uczucie pustki, wszystko jest mi obojętne, popadam w skrajności, albo coś muszę robić doskonale, albo wcale. Zawsze po paru porażkach rezygnuję. W związku z tym często zmieniam swoje plany. Nie mam umiaru w piciu, jak zacznę pić to zazwyczaj piję do upadłego. Mam skłonność do wydawania pieniędzy, nie ważne co to za rzecz, ale jak mam pieniądze to muszę je wydać. Pomimo, że cała moja rodzina jest oszczędna. Mam problemy z koncentracją. Zawsze myśli mi się przeplatają, nie mogę skupić się na jednej. Często zapominam, co przed momentem robiłem, czy usłyszałem. Zazwyczaj izoluję się od ludzi, wolę nie poznawać nowych osób, ponieważ się stresuję, paraliżuje mnie, zaczynam się pocić. Boję się, że zostanę odrzucony. Stąd też szybko kończę znajomości z kobietami. Wolę ja to zakończyć niż zostać porzucony. Podczas rozmowy z kimś kto jest przygnębiony, przejmuję nastrój tej osoby tak jakby ta rzecz mi się przydarzyła. Dręczą mnie problemy innych, jak ktoś mi powie o problemie to nie jestem w stanie o tym zapomnieć. Mam niską samoocenę. Co roku od jesieni do wiosny mam depresje. Mam nadzieję że nie jest to bardzo chaotycznie napisane, ale nigdy nie byłem dobry w pisaniu. Z góry dziękuję za odpowiedź!

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Mój syn ma stany lękowe - jak nasza rodzina może mu pomóc?

U mojego syna stwierdzono stany lękowe o podłożu społecznym. Przeszedł roczną kurację z użyciem leków. W czasie jej trwania czuł się bardzo dobrze. Teraz od ponad pół roku jest bez leków i chodzi na terapię. Mimo stosowania się do wszystkich...

U mojego syna stwierdzono stany lękowe o podłożu społecznym. Przeszedł roczną kurację z użyciem leków. W czasie jej trwania czuł się bardzo dobrze. Teraz od ponad pół roku jest bez leków i chodzi na terapię. Mimo stosowania się do wszystkich zaleceń sytuacja nie jest dobra. Pojawiają się znowu chwile z panicznym strachem, łzami i ogólną trudnością z funkcjonowaniem. Nadmieniam, że syn ma 27 lat i właśnie rozpoczął satysfakcjonującą pracę, której nie chce stracić. Moje pytanie jest takie: w jaki sposób rodzina może SKUTECZNIE pomóc choremu? Dużo z nim rozmawiam, ale czasami brakuje mi sił, bo są to rozmowy o tym samym. Już nie wiem, co powiedzieć lub zrobić, by mu pomóc i jednocześnie nie dać się wciągnąć w odmęt depresji.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Dlaczego przed zaśnięciem słyszę krzyki?

Gdy zamykam oczy, słyszę krzyki, przeraźliwe krzyki i dziwne brutalne myśli lub nieszczęścia rodzą się w mojej głowie. Czasami boję się otworzyć oczy, bo myślę, że to jest wokoło mnie, lub pojawi się to o czym myślę. Nie mogę odpędzić...

Gdy zamykam oczy, słyszę krzyki, przeraźliwe krzyki i dziwne brutalne myśli lub nieszczęścia rodzą się w mojej głowie. Czasami boję się otworzyć oczy, bo myślę, że to jest wokoło mnie, lub pojawi się to o czym myślę. Nie mogę odpędzić się od tych myśli, a gdy słyszę krzyk, jest on krótki, dziecięcy, niezrozumiały i bardzo głośny - aż rozsadza mi głowę, ale po chwili ustępuje. Nie wierzę w duchy ani jakieś inne dziwne rzeczy, nie chcę się kłaść, zamknąć oczu, bo znowu będę męczyć się z moimi chorymi urojeniami. Dodam, że w dzień i wcześniej w nocy nigdy nie miałam czegoś takiego i jestem raczej normalną osobą ;\

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Mój mąż jedzie na misję do Afganistanu - jak poradzić sobie z lękiem o niego?

Witam. Od zawsze byłam osobą nerwową i mającą czarne myśli! Mój mąż jedzie w marcu na misję do Afganistanu jako kierowca :( Przeraża mnie ta myśl, że może mu się coś stać!!! Jedzie, bo dostał rozkaz i inaczej nie będzie...

Witam. Od zawsze byłam osobą nerwową i mającą czarne myśli! Mój mąż jedzie w marcu na misję do Afganistanu jako kierowca :( Przeraża mnie ta myśl, że może mu się coś stać!!! Jedzie, bo dostał rozkaz i inaczej nie będzie miał pracy, a wiadomo jak teraz z robotą! Jak mam powstrzymać czarne myśli? Wiem, że muszę go wspierać, tylko jak?

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Problemy natury psychicznej - jak mogę wyrwać się z tego stanu?

Nie wiem po prostu od czego zacząć. Od kilku lat żyję w sposób, który pozbawił mnie radości życia. Jest tyle tego, by o wszystkim pisać, że chyba brakłoby miejsca. Piszę do Państwa po to, bym dostała jakieś wskazówki. Pisząc w...

Nie wiem po prostu od czego zacząć. Od kilku lat żyję w sposób, który pozbawił mnie radości życia. Jest tyle tego, by o wszystkim pisać, że chyba brakłoby miejsca. Piszę do Państwa po to, bym dostała jakieś wskazówki. Pisząc w skrócie: mam jakieś fobie, depresję i nawet wiem, skąd się to wzięło. Po pierwsze, jak miałam jakieś 12 lat przeżylam w szkole traumatyczne wydarzenie, które - jak teraz zdałam sobie sprawe - nie zostało nigdy wyleczone. Pamiętam, że przez 2 tygodnie leżałam i płakałam, nie mogłam jeść ani spać. Mama nigdy nie zaprowadziła mnie do psychologa tylko powiedziała, że mi przejdzie. I wydawać by się mogło, że wszystko się ułożyło, poszłam do gimnazjum, znalazłam koleżanki, ale pojawiły się dziwne zaburzenia lękowe - lecz jakoś sobie radziłam. Byłam radosną, wygadaną dziewczyną. Wiem jednak, że stopniowo coś w środku zaczęło mnie ograniczać: zaczęłam nienawidzić siebie, a przede wszystkim wstydzić... ale skończyłam jakoś to gimnazjum. Teraz kończę szkołę średnią i wiem, że mam za sobą trzy lata pełne bólu i samotności. Nie chce mi się pisać w jakim swoim okropnym świecie żyję... jestem strasznie autodestrykcyjna i nie umiem tego przerwać... wiem, że zniszczyłam swoje życie doszczętnie, swoją psychikę, osobowość, tak jak zawsze robił to mój ojciec. Tak, bo nawet już nie wstydzę się napisać, że w moim domu od zawsze była przemoc psychiczna. Ojciec zawsze wyzywał mnie od najgorszych i nadal to robi - wszystko co robię, zawsze robię źle. Kiedy ojciec ma zły humor, bez powodu wyzywa mnie i rodzinę od najgorszych...odkąd tylko pamiętam. Niedawno zdałam sobie sprawę, że to zakompleksione wystraszone dziecko, nad którym znęcała się rodzina - wiem to, bo starsza siostra mi mówiła. Dlatego on jest taki sam. Czy ja naprawdę jestem takim śmieciem jak mnie traktuje i jak właściwie sie czuję?? A może jestem po prostu zwyczajnie samolubną panienką, która uważa, że należy jej się więcej od życia? Nienawidzę mojego ojca... Moja mama i siostra nigdy mu się nie przeciwstawiły... bo w sumie jak? To on jedyny pracował i zarabiał na nas. Dlaczego nie mam znajomych? Bo gdyby ktoś usłyszał, co ojciec potrafi mówić do swojej rodziny to spaliłabym się ze wstydu! Gdybym mu odszczeknęła, uderzyłby mnie... Zresztą i tak nigdy nie mogłabym nikogo zaprosić do domu. W podstawówce i gimnazjum jakoś mogłam się wykręcać, że remont w domu.. ale w liceum? Gdzie przyjaciele śpią po kilka dni u siebie? nie... jestem martwa za życia... jestem pewna, że mam problemy psychiczne i nawet nie wiem, czy mój sposób myślenia jest dobry. Od dawna chciałam iść do psychologa czy nawet do psychiatry. Ale mieszkam w takim miasteczku, gdzie wszyscy się znają i jakby ktoś mnie zobaczył... Martwię się o mamę, bo ona też ma problemy ze sobą... a mianowicie popija alkohol po to by 'przetrwać jakoś ten kolejny dzień'. Zauważyłam, że po kłótni z ojcem od razu sięga po alkohol, próbuje to ukryć, ale ja nie jestem głupia... Mam takie marzenia, by w końcu wyjść z tej 'strefy mroku'. Chcę uwolnić się od mojego domu, bo tam czuję, że wegetuję... zdać tę cholerną maturę i wyjechać na studia, znaleźć przyjaciół i mieć swoje mieszkanie. Tak, tylko że ja nie potrafię nawet do ludzi się odezwać. Boję się wszystkiego i boję się, że nigdy nie się nie uwolnię...

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Lęki - jak mam je zwalczyć?

Witam. Mam problem, który dręczy mnie od ponad 5 lat. Kiedy byłam w szkole średniej zaczęłam chodzić z moim obecnym chłopakiem. Kiedy byliśmy ze sobą 3 miesiące, kolega poprosił mnie o napisanie jakiejś pracy. Dowiedziałam się również, że on się... Witam. Mam problem, który dręczy mnie od ponad 5 lat. Kiedy byłam w szkole średniej zaczęłam chodzić z moim obecnym chłopakiem. Kiedy byliśmy ze sobą 3 miesiące, kolega poprosił mnie o napisanie jakiejś pracy. Dowiedziałam się również, że on się we mnie zakochał. Wystraszyłam się wówczas, że nie kocham swojego chłopaka. Lęk trwał kilka miesięcy, potem zanikał i tak przez 4 lata. Kiedy lęk był - chciałam go zostawić, ale nie umiałam, gdy lęk zanikał - wiedziałam, że popełniłabym błąd, gdybym go zostawiła. Przez ostatni rok było między nami bardzo dobrze. Mnóstwo pracy na studiach odwróciło moją uwagę od doczesnych problemów. Dokładnie po roku, obecnie, lęki wróciły. Każda ważna decyzja, która może zaważyć na moim życiu kończy się niewiedzą i lękiem. Dziś jestem rozbita, moje hobby mnie nie cieszy, nic mnie zresztą nie cieszy. Pojawiają się dodatkowe, choć mniejsze lęki - np. strach przed tym, że mi nie przejdzie, strach, że mnie zamkną w psychiatryku, strach przed rozwodem, lub że jak lęki przejdą to znów wrócą. Pomocy!!!!!!!!!
odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Boniuk
Mgr Magdalena Boniuk

Napady lęku - skąd te objawy?

W wieku chyba 8 lat miałam pierwszy napad leku. Pamiętam to doskonale. Śnił mi się koszmar. Wystraszyłam się i poszłam do rodziców. Mama się zdenerwowała, że ją obudziłam i następnego dnia wieczorem kazała mi iść szybko spać. Ja bardzo się...

W wieku chyba 8 lat miałam pierwszy napad leku. Pamiętam to doskonale. Śnił mi się koszmar. Wystraszyłam się i poszłam do rodziców. Mama się zdenerwowała, że ją obudziłam i następnego dnia wieczorem kazała mi iść szybko spać. Ja bardzo się bałam że koszmar znów powróci. Ten strach przerodził się w napad lęku. Zaczęłam cała drżeć, czułam ucisk w gardle, było mi zimno ale nie mogłam się przykryć, bo czułam że się dusze. Już nie tylko koszmaru się bałam ale wszystkiego. Że rodzice umrą, że będę sama, że mi się coś stanie... Same najgorsze myśli przychodziły mi do głowy. Byłam tylko dzieckiem. Moja mama się tym nie przejęła i uznała że udaję, bo nie chce spać. Sama musiałam zmierzyć się z tym napadem. Następny atak miałam przed pójściem do kościoła. Tydzień wcześniej zemdlałam w kościele i przed następnym pójściem znów miałam atak. Były to pojedyncze ataki gdy bardzo się czegoś bałam albo się czymś przejęłam. Nie było ich dużo. Jako dziecko szybko o tym zapominałam i żyłam normalnie dalej. Pierwszy atak lęku po dłuższej przerwie nastąpił gdy miałam 18 lat. Nastąpił on podczas oglądania filmu. Był to horror, który oglądałam już drugi raz. Za pierwszym raz nic mi się nie działo. Nagle poczułam się niespokojnie, ręce zaczęły mi drżeć i nogi i wszystko się zaczęło na nowo. Na dzień dzisiejszy takie napady lęku mam bez powodu. Wstaje rano już niespokojna i z minuty na minutę jest gorzej.  Ucisk w gardle przez który mam wrażenie że nie mogę oddychać, duszno mi i zimno, nogi i ręce się trzęsą, czuję się niespokojnie, przychodzą ma do głowy straszne myśli, że umrę, że zostawię swoje dziecko samo, że już niedługo zamkną mnie w zakładzie dla psychicznie chorych. Łzy same płyną mi z oczu i do tego dostaję jeszcze biegunki. To wszystko jest straszne. Po takim napadzie długo dochodzę do siebie. Przez parę dni jestem niespokojna, przerażona, po głowie chodzą mi czarne myśli. Często dostaję kolejnego ataku ze strachu przed atakiem. Wszystko się nakręca i tak w kółko. Mam wrażenie że nigdy nie dojdę do siebie i nie będę normalnie żyć. Gdzie mam udać się po pomoc? Co mam robić. Niech ktoś mi pomoże. Jestem załamana i przerażona. Musze normalnie żyć dla swojego dziecka. Przez to wszystko popadam też w depresje. Myślę że jestem beznadziejna że tak się boje i że moje życie jest do niczego. Nie pracuje i nawet nie szukam pracy bo boję się że taki atak będę mieć w pracy. Przed okresem gdy hormony szaleją moje lęki się nasilają. Wtedy jest najgorzej bo przez cały tydzień jestem niespokojna, mam najgorsze napady. Na te kilka dni sama zamknęłabym się w jakimś zakładzie bo nie mogę psychicznie wytrzymać. Pomóżcie mi. Gdzie mam się udać, czy to może nie mieć podłoża psychicznego? Tylko na przykład przez hormony. Napiszcie coś. Nie chce zwariować.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Jak przekonać mamę chorą na rozdwojenie jaźni do terapii?

U mojej mamy psycholog stwierdził rozdwojenie osobowości i zasugerował wizytę u psychiatry. Niestety od tej pory nie chce podejmować terapii, ani też pójść na wizytę do psychiatry. Twierdzi, że jest zdrowa, a dookoła inni wymyślają jakieś niewiarygodne historie na temat jej zachowania. Jak przekonać mamę do wizyty u psychiatry?
odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Osobowość unikająca czy po prostu taki charakter?

Swoje pytanie a raczej list rozpocznę informacją że nigdy nie korzystałam z fachowej pomocy psychologa. Odkąd pamiętam nigdy nie lubiłam swojego charakteru (a w pewnych okresach życia również wyglądu), zawsze miałam niską samoocenę i nie umiałam nawiązywać odpowiednich relacji...

Swoje pytanie a raczej list rozpocznę informacją że nigdy nie korzystałam z fachowej pomocy psychologa. Odkąd pamiętam nigdy nie lubiłam swojego charakteru (a w pewnych okresach życia również wyglądu), zawsze miałam niską samoocenę i nie umiałam nawiązywać odpowiednich relacji z otoczeniem. Nie jestem jednak typowym przykładem osoby cierpiącej na FS. Przede wszystkim nie odczuwam klasycznego lęku przed ludźmi. Jestem nieśmiała, ale nie do tego stopnia aby mnie to paraliżowało. Moją nieśmiałość nauczyłam się przerabiać w lekkie onieśmielenie (efektem wewnętrznych napięć są u mnie tylko częste bóle głowy, brzucha itp.- odkąd pamiętam w rodzinie patrzono na mnie z przymrużeniem oka jako na hipochondryka). Nie czuję paniki gdy poznaję kogoś nowego. Nie mam problemu z wejściem do sklepu, spacerem w środku dnia czy załatwieniem pewnych spraw w urzędzie. Bez specjalnych problemów ukończyłam studia pedagogiczne, w trakcie których nieśmiałość nie paraliżowała mnie ani na egzaminach, ani praktykach. Jestem osoba rozmowną i otwarta na innych....Uchodzę za osóbkę wyjątkowo mila, delikatną i wesołą. Problem jednak polega na tym że nie umiem z nimi utrzymać dłuższych relacji z ludźmi. Prędzej czy później kontakty się rozpadają, ponieważ kiedy okazuje się że ktoś ma inne zdanie niż ja, nie mam odwagi mu się przeciwstawić, czy rozpocząć nawet jakiejkolwiek konstruktywnej dyskusji lecz wycofuję się w zacisze swojego domku do moich najbliższych (czyli jedynych osób, które akceptują mnie bezwarunkowo i bezwzględnie). Ciągle mam też obawy że potencjalna koleżanka czy chłopak zawiedzie się na mojej dziecinności i niedojrzałości. Nie wycofuję się brutalnie, bo nie jestem w stanie nikomu powiedzieć złego słowa, tylko coraz rzadziej daje się  wyciągać gdziekolwiek, lakonicznie odpowiadam na sms-y i cała znajomość umiera śmiercią naturalną. Odkąd pamiętam zawsze obawiałam się, ze do niczego się nie nadaję...i prawdę mówiąc te uczucia towarzyszą mi do dziś. Zawsze widzę swoje błędy i mam świadomość że powinnam postąpić zupełnie inaczej. Miałam okazje pracować w kilku miejscach- zbyła to tzw. praca z ludźmi (zmuszana niejako przez Pup-bo sama jakoś bardzo opornie szukam pracy) i w każdym miejscu zarzucano mi te same wady (bynajmniej nie nieśmiałość), Nie umiem być stanowcza, boje się  wyrazić swoją opinię, nie jestem asertywna, nie umiem walczyć o swoje. Nie potrafię nikogo skrytykować, nie chce nikogo urazić. Nie potrafię mieć w nosie krytyki innych, nad każdym złym słowem skierowanym w moja stronę zastanawiam się godzinami, po czym oczywiście uznaję swoja winę, co podkopuje jeszcze bardziej moje wątłe 'morale" W efekcie każde zwolnienie z pracy było dla mnie tak naprawdę wyzwoleniem, ulga i możliwości regeneracji w ukochanym domku. W domu jest mi dobrze, ale czuję ze nie tak powinno być. W tym momencie mam 30 lat, nie mam pracy i żadnych znajomych. Dla moich rodziców to normalne, bo o prace u nas trudno (łatwo mogę wytłumaczyć niechęć jej szukania - ot nie ma takiej w moim zawodzie), a znajomych sami nie mają, więc twierdza że taki mam charakter i koniec. Ja jednak mam wrażenie, ze prawdziwe życie toczy się gdzieś poza mną. Chciałabym żyć z ludźmi, mieć znajomych, koleżanki, rodzinę, ale panicznie boję się zmian, tego że nie podołam temu co nowe i obce. Oczywiście boję się przyszłości, mam obawy jak materialnie i psychicznie poradzę sobie będąc sama. Wiem, że nikt tu nie jest psychologiem, ale czy możecie choć troszkę nakreślić czy nie przesadzam? Czy wykazuję cechy osobowości unikającej? Czy można mieć osobowość unikającą bez elementów typowej FS? Czy człowiek jest w stanie sam gruntownie zmienić swój charakter? Czy warto jednak porozmawiać o swoim życiu z psychologiem? Bardzo dziękuję za każdą odpowiedź.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Martwię się o swój stan psychiczny

Witam serdecznie, mam 24 lata, do tej pory byłam dość energiczną i uśmiechniętą osobą, od pół roku zmieniłam otoczenie, nowy kierunek studiów, nowi ludzie, nigdy nie miałam problemu z nawiązywaniem nowych kontaktów, byłam lubiana, mieszkam z chłopakiem, z którym jesteśmy...

Witam serdecznie, mam 24 lata, do tej pory byłam dość energiczną i uśmiechniętą osobą, od pół roku zmieniłam otoczenie, nowy kierunek studiów, nowi ludzie, nigdy nie miałam problemu z nawiązywaniem nowych kontaktów, byłam lubiana, mieszkam z chłopakiem, z którym jesteśmy już ok. 5 lat, nie zawsze potrafimy dojść do porozumienia ponieważ szybko się denerwuję, na siłę próbuję zmienić jego osobę, a także jego przyzwyczajenia, czasem wydaje mi się, że to ja wiem wszystko najlepiej, w ostatnim czasie pojawiły się u mnie kłopoty ze snem, budzę się w nocy odczuwając niepokój, martwi mnie to, co stanie się za dzień, za dwa, nie potrafię przyzwyczaić się też do porażek, uważam, że tylko praca wykonana na 100% daje max. satysfakcji, mama zawsze mówiła "jesteś najlepsza", "nie rób tego, bo co ludzie powiedzą". Dzieciństwa nie pamiętam zbyt dobrze, warto wspomnieć, że choć nie byliśmy rodziną patologiczną to w domu był alkohol (mój ojciec nadużywa alkoholu), wiele razy korzystał z terapii AA, ale zazwyczaj kończyło się po jednym góra po dwóch spotkaniach, uzasadnienie zawsze było takie same, że nie stoczył się jeszcze na dno, jest bowiem zadbany, a w trzeźwości bardzo dobrym ojcem, jak również dziadkiem, ciężar obowiązków spoczywał odkąd pamiętam na mamie, która właśnie przepłaciła to zdrowiem od 2 lat jest chora na schizofrenię paranoidalną, udało się Jej za pomocą leków dojść do równowagi po 2 miesiącach leżenia na oddziale. Obawiam się o siebie, o swój stan psychiczny, martwi mnie moja bezsenność i ciągły niepokój, czasem nie radzę sobie ze stresem choć jestem postrzegana jako uśmiechnięta, energiczna i silna osoba, która twardo stąpa po ziemi, co raz częściej mam złe dni, analizuję zachowanie innych doszukując się błędów, a być może wytykając je innym nie dostrzegam, że to moje błędy? Proszę o pomoc.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Boniuk
Mgr Magdalena Boniuk

Czy to aspołeczność? - nie potrafię nawiązać trwałych relacji...

Witam. Odkąd tylko sięgam pamięcią do dzieciństwa, zawsze czułem się "inny" od wszystkich rówieśników. Dobrze przypominam sobie sytuację, gdy z lekką zazdrością, ale i pogardą patrzyłem przez okno mojego pokoju na znajome dzieciaki i braci grających w "zbijaka". Już wtedy,...

Witam. Odkąd tylko sięgam pamięcią do dzieciństwa, zawsze czułem się "inny" od wszystkich rówieśników. Dobrze przypominam sobie sytuację, gdy z lekką zazdrością, ale i pogardą patrzyłem przez okno mojego pokoju na znajome dzieciaki i braci grających w "zbijaka". Już wtedy, w wieku około 8 czułem się wyobcowany, chociaż nie miałem ku temu ŻADNYCH powodów. W normalnych sytuacjach życiowych byłem postrzegany jako ruchliwy, bardzo towarzyski dzieciak z poczuciem humoru, nigdy też nie miałem problemu z tym, żeby grać w chłopakami w piłkę czy przesiadywać z grupą rówieśników pod blokiem. Wszystko działo się w mojej głowie - niby byłem wśród nich, a myślami całkiem gdzie indziej, czułem się jakbym był z 'innego świata'... Dziś mam 24 lata i jestem typem kompletnego samotnika. Mam dwóch przyjaciół, z którymi rozmawiam dosłownie o wszystkich, poza tym do swojego "świata" dopuszczam też od zawsze mamę, której zwierzyć się mogłem ze wszystkiego. Reszta najbliższego otoczenia, czyli ojciec, dwóch braci, była dziewczyna - są jakby na "poziomie" niższym od w/w mamy i przyjaciół. Z nimi mam kontakt dobry, ale nie tak dobry jak np. z matką. Pozostali ludzie, tj. "znajomi" z uczelni, moi współlokatorzy (dziś jestem studentem i mieszkam w całkiem innym mieście niż to małe miasteczko, w którym się wychowałem), koleżanki, koledzy z baru, znajomi znajomych itd.. - to wszystko ludzie, których traktuję z ogromnym dystansem. Jestem w stanie porozmawiać z takimi dalszymi 'kolegami' głównie o pogodzie, piłce i uczelni. Po parunastu minutach rozmowy tematy się kończą i czuję to towarzyszące mi od lat uczucie "co ja tu robię?". Dam przykład swoich zachowań - poszedłem do pracy (czuję ogromny opór przed poznawaniem nowych ludzi, stąd bardzo ciężko mi również rozpocząć gdzieś pracę czy zapisać się na kurs językowy, cokolwiek i gdziekolwiek trzeba poznać nowych ludzi - czuję opory) i oczywiście jako totalny autsajder przez kilka pierwszych godzin w ogóle się nie odzywałem i robiłem swoje. Dopiero inicjatywa ludzi z "brygady", w której pracowałem sprawiła, że zacząłem się otwierać. To moje typowe zachowanie - dopóki ktoś jako pierwszy nie wyciągnie do mnie ręki - czy to w chęci poznania mnie, czy przeproszenia - tak ja NIGDY nie zrobię tego jako pierwszy. Po kilku dniach w nowej pracy zaakceptowałem pracujących ze mną ludzi, a oni zaakceptowali mnie, przez co z kilkoma osobami wszedłem w bardzo dobry kontakt, co zdarzało mi się bardzo rzadko przez ostatnie lata. Autentycznie sam się sobie dziwiłem i myślałem, że przełamałem jakieś bariery w kontaktach z ludźmi, że będzie lepiej. Żeby nie było tak pięknie to wychodzi tu na jaw kolejny mój "odpał" - jak już kogoś poznam bliżej, natychmiastowo obdarzam go ogromnymi pokładami zaufania - wystarczy jednak NAJMNIEJSZY błąd tej osoby, jakieś kłamstewko, cokolwiek co zepsuło mój idealny wizerunek tej osoby i natychmiast zmieniam o nim zdanie, uznając tego kogoś za niewartego zaufania. A jak niewarty zaufania to jednocześnie trzeba go odstawić na bok i zdystansować się na jakiś poziom. Tak skończyli wszyscy moi "kumple" z pracy, po kolei. Z powyższej historii wynika coś jeszcze. Jestem osobą, która kompletnie nie znosi krytyki. Wyjątkami są osoby, które darzę szacunkiem (tzw. autorytety), a po drugie krytyka pozytywna - np. od przyjaciela, kogoś bardzo bliskiego, lub krytyka, która ma na celu zmotywowanie mnie, a nie atak na mnie (od razu wyczuwam różnicę). To samo tyczy się zresztą słuchania poleceń - odkąd pamiętam nigdy nie słuchałem się prawie nikogo i zawsze się buntowałem (tu wyjątkiem był np. mój dziadek czy kierownik w pracy - póki kogoś szanuję lub ten ktoś jest moim przyjacielem to stanę za nim murem w każdej sytuacji! Bardzo cenię sobie lojalność). Do rzeczy: pewnego dnia w pracy szef firmy zwrócił mi (niesłusznie i niesprawiedliwie) uwagę, że zamiast pracować siędzę i czytam gazetę (w firmie mamy kamery). Poczułem ogromną nienawiść do tego człowieka, mimo że wcześniej go szanowałem i tego samego dnia wziąłem torbę i już nie wróciłem do firmy. "Byle burak nie będzie mnie pouczał ani oskarżał, a wy nieudacznicy życiowi, pracujcie dla nich dalej, ja odchodzę!" - tak mniej więcej to wyglądało. A propos wyobcowania - dobrze czuję się tylko w towarzystwie zaufanych osób. Nienawidzę tzw. "integracji" czy innych spotkań grup, osób (np. studentów), którzy tak naprawdę nic o sobie nie wiedzą, a gadają ze sobą, piją, bawią się. Zawsze w takich sytuacjach myślę sobie - o czym oni do cholery mogą ze sobą rozmawiać? O pogodzie, studiach, "co u Ciebie, skąd jesteś" - rozumiem, ale ileż można? Czuję w takich sytuacjach totalne zażenowanie i od dawna unikam tzw. imprez grupowych, gdzie są moi "znajomi" z uczelni, nie mówiąc już o osobach obcych. Nawet wśród kolegów, których znam od gówniarza, nie czuję sie totalnie swobodnie. Zamykam się w takim towarzystwie osób, do których mam jakiś tam dystans i jedyne o czym możemy pogadać to totalne pierdoły, jak te, które wymieniłem wcześniej. Uwielbiam natomiast spotkania w cztery oczy i dyskusje na trochę głębsze tematy niż "co tam słychać". Tyle tylko, że takie spotkania mogę organizować tylko z dwoma przyjaciółmi, których wymieniłem na początku tekstu. Stawia się wtedy na stół alkohol (niekoniecznie, ale wtedy najlepiej nam się "myśli") i rozkminia - co, dlaczego, po co - typowo egzystencjalne tematy. Obaj kumple i kilkoro ludzi w życiu mówiło mi już, że z nikim nie rozmawiali tak "głęboko" i z nikim innym nie mogą udać się ze swoim problemem jak właśnie do mnie. Może nadałbym się na psychologa? ;-) Wśród ludzi i znajomych jestem postrzegany jako osoba inteligentna i być może trochę buńczuczna, arogancka. Z jednej strony jestem typem gościa, który na wszystko ma dobry żart i ciętą ripostę, a z drugiej samotnika, który zbudował wokół siebie mur i nie pozwala nikomu dostać się bliżej. Jeśli chodzi o moje plany życiowe to oczywiście są wielkie - na pewno założę jakiś biznes, w którym to ja będę rządził, wszak nie nadaję się do pracy dla kogoś. Organizuję też i jeżdzę sam na wycieczki, takie niskobudżetowe survivalowe wypady w Europę, spanie pod balkonami i na dworcach z 5 euro w kieszeni. To też robi wrażenie na ludziach, tym bardziej, że sam nigdy o nich nie opowiadam (nienawidzę chwalenia się!), a wiadomo jak 'plotki' i informacje od osób trzecich potrafią zbudować czyjś obraz ;) Ludzie, szczególnie koleżanki widzą we mnie kompletnie niedostępnego typa. Raz jedna dziewczyna powiedziała mi (chyba miała już dosyć własnych podchodów do mnie, przy jednoczesnym moim odrzucaniu jej "zalotów" ;) [- aroganckie? nie, prawdziwe.]), że ja już zawsze będę sam, bo nie daję się poznać. Przypominam sobie jej słowa od lat przy wielu różnych sytuacjach, gdy zawiodłem sam siebie. Miała cholerną rację. Co jeszcze - bardzo szybko się nudzę. I to nie tylko ludźmi (niestety), ale dosłownie wszystkim. Miałem już tysiące planów na życie, a tylko jak zacząłem je realizować to porzucałem je, uznając, że to nie dla mnie. Studiowałem już na trzech uczelniach, trzy różne kierunki. To też nie jest coś normalnego. Jestem człowiekiem, który może nagle stwierdzić - zwalniam się! Pakuję torbę, wychodzę z firmy i nie wracam. Albo inny przykład - siedzę znudzony i nagle w głowie świta mi pomysł - "poleciałbym do Barcelony". W 5 minut rezerwuję bilet lotniczy do Barcelony i lecę dwa dni później. Czasami zdarza mi się żałować tak drastycznych i emocjonalnych 'ruchów' - np. porzucenia studiów dziennych i przeniesienia się na zaoczne (bo znalazłem super pracę! - to ta od "złego" szefa, który zwrócił mi uwagę), natomiast na dzień dzisiejszy żałuję też zwolnienia się z owej pracy, bo teraz siedzę i nic nie robię, nie mogąc znaleźć motywacji do podjęcia kolejnej pracy - w sumie po co, skoro i tak za jakiś czas (tydzień, miesiąc?) się zwolnię i tak w koło. Nie potrafię znaleźć stabilizacji w każdym aspekcie mojego życia. Zmierzając do końca - opowiem o sytuacji, która zmotywowała mnie do wejścia na to forum i napisania do Państwa. Od jakiegoś czasu rozmawiałem przez Internet z koleżanką ze studiów dziennych, które rzuciłem 2 lata temu. Będąc jeszcze na uczelni praktycznie nie rozmawialiśmy ze sobą (prawie z nikim nie rozmawiałem bliżej, mimo że miałem kilku "kolegów" i "koleżanek", byliśmy grupą kilkunastoosobową, która razem siedziała na wykładach i "nic nie robiła"). Od tematu do tematu - postanowiłem (wyczuwając też jej inicjatywę) spotkać się z nią przy okazji imprezy uczelnianej. Taaak, sam fakt, że zdecydowałem się tam iść to już sukces! Do rzeczy - trafiliśmy na siebie w klubie, siedzieliśmy obok siebie przez kupę czasu, z tym, że tak naprawdę...nic nie zrobiłem. Nawet gdy ona wyciągała mnie do tańca - odmawiałem (zawsze twierdziłem, że facet tanczący to żenada), próbowała zarzucać durne tematy, o których piszę wyżej, czyli "jak tam sesja i czy naprawdę jesteś z stąd, a stąd? Myślałam, że z Gdyni!" - Chryste drogi, szkoda było mi jej w pewnym momencie. I tu jest mój główny problem - nie potrafię zapoznawać się z ludźmi i nie tyczy się to tylko kobiet, a ludzi ogółem. Siedziałem tam około dwóch godzin, co chwilę myśląc o starym dobrym "co ja tu właściwie robię?". Z dziewczyną, którą planowałem poderwać, zamieniłem na imprezie może z kilkadziesiąt słów, że o reszcie znajomych nie wspomnę. Suche gadki, to wszystko. Co do kobiet - oczywistym jest fakt, że to facet powinien walczyć o dziewczynę, a nie odwrotnie (chociaż to też się zdarza coraz częściej). Bardzo chciałbym poznać ją bliżej, ale NIE POTRAFIĘ się przełamać i kleić gadki suchymi sloganami. Najgorzej sytuacja ma się właśnie, gdy druga osoba jest nieśmiała (tak jak ta dziewczyna) i sama też nie będzie się mi narzucać. Wiem, że to do mnie powinien należeć ruch, a i tak go nie wykonuję (i to się tyczy nie tylko tej niewiasty, ale i kilku zmarnowanych okazji na poznanie dziewczyn wcześniej). Dlaczego? Bo myślę - "co za żenada, to nie dla mnie". Impreza skończyła się tak, że siedząc mocno znudzony, wstałem nagle, pożegnałem się ze wszystkimi i wyszedłem. To była jedna z największych porażek w moim życiu. Porażka ze samym sobą. I nie jest to opowieść sfrustrowanego nastolatka, który nie potrafi zarwać dziewczyny. To jest jeden z dziesiątek czy setek przypadków w moim życiu, który tylko przelał czarę goryczy. Sytuacja miała miejsce wczoraj. Potrzebuję pomocy. Najważniejsze to znać przeciwnika, hm? Muszę wiedzieć co mi dolega, chociażby proszę o naprowadzenie mnie na medyczną stronę problemu. Jeszcze jedno, o czym nie wspomniałem wcześniej, a co może rzucić się od razu w oczy po takim opisie problemu - Ja nie odpycham od siebie ludzi i siebie od ludzi, dlatego że się ich boję, boję się co powiedzą, stresuję się w ich towarzystwie, trzęsą mi się ręce i boję się klapnąć jakąś bzdurę - nie! Przeciwnie - ja czuję się lepszy, inteligentniejszy, "a te głąby gadają o pogodzie, Chryste, co za bzdury!". Na wszystkich patrzę z góry i "to ludzie mają zabiegać o kontakt ze mną, a nie odwrotnie!: Staranie się o czyjeś względy uważam za totalne poniżenie - tyczy się to kobiet, kolegów, przepraszania szefa czy proszenie się o ocenę od profesora na uczelni. Nie? To nie! Ja wam jeszcze pokażę! - tak to wygląda w mojej głowie. W Enneagramie jestem 4w3, jeśli to jakoś pomoże dodatkowo opisać mi moją skromną osobę. Zawsze uznawałem siebie i byłem uznawany za totalnego indywidualistę. Nienawidzę pracy w grupie, zawsze czuję się lepszy i mądrzejszy od reszty. Proszę o pomoc! T.M.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Dlaczego 7-latka ma lęki nocne?

Witam, mam taki oto problem. Moja 7-letnia córka skarży się od około miesiąca na ból z tyłu głowy, przechodzący na szyję. Dodatkowo od 3 miesięcy moczy się w nocy, miała też z tym problem w wieku 5 lat - stwierdzono...

Witam, mam taki oto problem. Moja 7-letnia córka skarży się od około miesiąca na ból z tyłu głowy, przechodzący na szyję. Dodatkowo od 3 miesięcy moczy się w nocy, miała też z tym problem w wieku 5 lat - stwierdzono małą pojemność pęcherza i po jakimś czasie przy zastosowaniu terapii problem znikł. Dodatkowo od jakiegoś roku zgrzyta zębami w nocy. Teraz doszły jeszcze stany lękowe, po około 2 godzinach snu wybudza się, cała się trzęsie, ma otwarte oczy i nie reaguje na nasze przytulania. Po jakimś czasie zasypia i rano nic nie pamięta. W ciągu dnia jest bardzo żywym dzieckiem, bawi się, uczy w szkole, bardzo dużo mówi. Proszę o poradę, do jakiego lekarza się udać?

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Budzenie w nocy - co dolega mojemu dziecku?

Mój 2 letni synek budzi się co noc z płaczem. Krzyczy, albo wychodzi z łóżka i szuka nie wiadomo czego. Myślałam, że problem skończy się wraz z zakończeniem nocnych karmień, ale nie. Synek ma dziwne upodobania, uwielbia wszystko co czarne...

Mój 2 letni synek budzi się co noc z płaczem. Krzyczy, albo wychodzi z łóżka i szuka nie wiadomo czego. Myślałam, że problem skończy się wraz z zakończeniem nocnych karmień, ale nie. Synek ma dziwne upodobania, uwielbia wszystko co czarne - zabawki, ubrania, teczka na dokumenty, potrafi cały dzień nosić swoje czarne rękawiczki, nawet w nich je lub śpi. W nocy często o nie krzyczy, albo o jedną z tych zabawek, ale czasami krzyczy, nie mówiąc czego chce. Budzi przy tym brata bliźniaka i noc z głowy. Oboje bardzo dużo też piją w dzień i w nocy. Byłam już u lekarza rodzinnego, który zapisał syrop na uspokojenie, który zresztą nie pomógł, ale nie chcę go szprycować jakimś syropem. To nie jest rozwiązanie. Poza tym lekarz powiedział mi, że to normalne, jeśli dzieci są "żywe". Żadna z moich koleżanek nie ma podobnych problemów ze swoimi dziećmi w podobnym wieku. Może mu coś jest? Budzi się przecież każdej nocy. Nie wprowadziliśmy w domu żadnych zmian, nic się nie zmieniło na tyle, żeby śniło mu się coś po nocach. Drugi synek przecież spi. Już nie wiem co robić. Proszę o jakąś podpowiedź, radę.

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska
Patronaty