Twój przewodnik po zdrowiu

  1. Opisz swój problem. Pomożemy Ci znaleźć odpowiedź w bazie ponad miliona porad!
  2. Nie ma informacji, których szukasz? Wyślij pytanie do specjalisty.
Rozpocznij
7 6 6 , 5 5 4

odpowiedzi udzielonych przez naszych ekspertów

Rzetelnie + Bezpiecznie + Bezpłatnie

Zdrowie psychiczne: Pytania do specjalistów

Czy to depresja lękowa?

Witam serdecznie wszystkich. 6 miesięcy temu zaczęłam miewać dziwne objawy. Najpierw objawy były rzadkie, ale teraz się nasilają. A objawy miewam takie jak: ideę coś załatwić albo się śpieszę i jestem podekscytowana, to przychodzi to niespodziewane uczucie duszności, omdlenia,...

Witam serdecznie wszystkich. 6 miesięcy temu zaczęłam miewać dziwne objawy. Najpierw objawy były rzadkie, ale teraz się nasilają.

A objawy miewam takie jak: ideę coś załatwić albo się śpieszę i jestem podekscytowana, to przychodzi to niespodziewane uczucie duszności, omdlenia, mdłości, lekkie zawroty głowy i uczucie braku powietrza i uczucie ciężkiego ciała! To się dzieje z mną przez kilkanaście minut, po czym puszcza mnie. Po tych objawach czuję się roztrzęsiona i bez energii, jestem zmęczona i senna.

Czy to fobia? Albo jakiś lęk? Błagam o odpowiedź, bo nie wiem, co robić? Pozdrawiam serdecznie wszystkich. Katarzyna 25

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Lęk przed wyjściem z domu - wizyta u psychiatry

Chciałabym umówić się na wizytę u psychiatry xxxx. Od wielu, wielu lat próbuję sama sobie radzić ze swoimi problemami, ale jest mi coraz trudniej, czasem ogarnia mnie lęk przed wyjściem z domu. Do pracy od trzech lat jeżdżę wyłącznie taksówkami itp., itd.
odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Czy to jest prawdziwe, co z tym zrobić?

Zacznę od początku tej sytuacji. Prawie rok temu pewnego dnia się obudziłem, myśląc (mówiąc w głownie myśli) i zacząłem słyszeć na nie odpowiedzi w głowie. Od tamtego dnia trwa to cały czas, około roku, 24 h na dobę, nie licząc...

Zacznę od początku tej sytuacji. Prawie rok temu pewnego dnia się obudziłem, myśląc (mówiąc w głownie myśli) i zacząłem słyszeć na nie odpowiedzi w głowie. Od tamtego dnia trwa to cały czas, około roku, 24 h na dobę, nie licząc snu, słyszę te "głosy". Czasem jeden, czasem całe rozmowy na mój temat, czasem wydaje mi się, że dołączają jakieś nowe głosy, i te stare opowiadają tym nowym o mnie. Wydają się niesamowicie prawdzie, jednak cały czas wiem, że nie jest to możliwe. Dziwna sprawa jest, że słyszę je jakby głośniej, mocniej podczas np. hałasu samochodów czy sprzętów elektronicznych, odgłosu samolotu, takiego, hm, pustego huku. Są ze mną zawsze, gdziekolwiek nie pojadę, czegokolwiek bym nie robił, gdziekolwiek bym nie był. Zdaję sobie sprawę, że nie są realne, jednak one cały czas przekonują mnie, że są. Wydaje mi się to niemożliwe, ponieważ słyszę je w głowie, jednak czasem wydaje mi się, że ludzie otaczający mnie gdzieś za oknem lub idący po drugiej stronie ulicy, rozmawiają właśnie o tym lub o mnie, jakby przekształcając ich wypowiedzi w głowie. Nie wiem, czasem myślę, że może mam w głowie jakiś głośnik czy coś, ale z drugiej strony ciągle wiem, że coś takiego nie stanieje. Czasem czuję jakbym miał jakąś manię prześladowczą, czuję, że ludzie, których znałem słyszą moje myśli, jedynie osoby, które dopiero poznaję, hm, do nich mam mniejszy lęk, że mnie słyszą. Zależy od dnia, czasem jestem pewny, że to jest prawdziwe i że ktoś naprawdę słyszy moje myśli, rozmawia o tym itp. A czasem wiem, że to jest tylko w mojej głowie, jednak nie potrafię sobie uświadomić ani jednego, ani drugiego na dłużej niż kilka dni. Pytanie, co z tym zrobić? Po pierwsze, czy istnieje jakieś prześwietlenie, np. RTG, po którym mógłbym sam siebie upewnić, że nie mam żadnych przedmiotów w głowie? Po drugie, co mogę zrobić, iść do lekarza, zacząć brać jakieś środki lecznicze, tabletki?

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Jak wyjść ze stanu przygnębienia?

Witam, Mam 24 lata, od dłuższego czasu jestem przygnębiona. Dzieje się tak głównie dlatego, że jestem osobą samotną, nie mam tu do końca życia w związku, ale życia i funkcjonowania z ludźmi, nie mam przyjaciół. Od paru lat mieszkam i...

Witam, Mam 24 lata, od dłuższego czasu jestem przygnębiona. Dzieje się tak głównie dlatego, że jestem osobą samotną, nie mam tu do końca życia w związku, ale życia i funkcjonowania z ludźmi, nie mam przyjaciół.

Od paru lat mieszkam i studiuję z dala od mojego miasta rodzinnego. Towarzyszy mi uczucie smutku i apatii, a równocześnie brak poczucia bezpieczeństwa ciągle martwię się o to, co będzie i co mnie jeszcze spotka, życie wydaje mi się bezsensu. Nie wierzę w to, że kiedyś ułoży się lepiej.

Jakiś czas temu poddałam się terapii, która bardzo mi pomogła, uczęszczałam na nią regularnie przez okres 2 lat, ale nie chciałabym ponownie wrócić do gabinetu na rozmowy, bardzo chciałabym znowu zacząć cieszyć się życiem tak jak kiedyś, i znaleźć w nim cel, sens, może w końcu poznać jakiś ludzi i zacząć normalnie żyć, zacząć się śmiać, dzielić z innymi tym, co mam, ale nie umiem.

Czuję się przytłoczona obecną sytuacją, a bardzo chciałabym znów po prostu zacząć się cieszyć, nie mogę się skupić, mam problemy z koncentracją, za każdym razem, kiedy coś postanawiam zmienić, to szybko się z tego wycofuje, mam wrażenie, że moje dotychczasowe problemy po prostu mnie przerastają, i nie mam na nie sił.

Mieszkam w obcym mieście, czasem nie mam nawet z kim porozmawiać, czy gdzieś wyjść, studiuję, stresuję się nauką, mam teraz bardzo ważny egzamin, bez jego zaliczenia nie dostanę się na kolejny rok studiów. Z drugiej strony są jeszcze inne rzeczy, na których powinnam się skupić, a nie potrafię.

Kiedyś przez pozytywne myślenie, potrafiłam zdziałać cuda, a teraz mam głowę zalaną czarnymi myślami. Nie chcę ponownie chodzić na terapię, bo ostatnia skończyła się tym, że przestałam rozumieć się z moim terapeutą. Powiem wręcz, że te sesje mnie jeszcze bardziej dołowały. Jak mogę sobie pomóc? Monika

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Czy to drugi epizod psychotyczny?

Witam. Mam 19 lat. Leczyłem się 3 miesiące powodu depresji psychotycznej. Kiedy brałem neuroleptyk i antydepresant, nie miałem już omamów wzrokowych ani urojeń, jednak psychiatra mi go odstawił, bo po zwiększeniu dawki powodował u mnie problemy z chodzeniem. Dostałem neuroleptyk...

Witam. Mam 19 lat. Leczyłem się 3 miesiące powodu depresji psychotycznej. Kiedy brałem neuroleptyk i antydepresant, nie miałem już omamów wzrokowych ani urojeń, jednak psychiatra mi go odstawił, bo po zwiększeniu dawki powodował u mnie problemy z chodzeniem. Dostałem neuroleptyk na aktywizację i antydepresant, lecz objawy zaczęły powoli powracać.

Raz widziałem przez chwilę obraz Matki Boskiej, a reszta objawów to urojenia. Czułem się obco w domu i myślałem, że moja matka jest podmienioną osobą, wszyscy ludzie się na mnie patrzą i mówią, myślałem, że pewne osoby czekały na mnie, by mnie zabić, nie poznawałem siebie w lustrze, miałem jakieś straszne oczy. Odczuwam również zaburzenie JA od tej pory, kiedy pojawił się pierwszy epizod, i trwa to do tej pory.

Czuję, że dokonała się we mnie jakaś przemiana i nie odczuwam świata i siebie tak, jak kiedyś. Nie potrzebuję już kontaktów z ludźmi. Nie mam już depresji, lecz pozostały takie objawy: apatia, utrata zainteresowań, zaniedbywanie higieny, zubożenie mowy. PS Kiedy pojawi się urojenie, to nie uważam tego za urojenie, bo to jest prawdziwe, dopiero po jakimś czasie uświadamiam sobie, że to tylko urojenie. Urojeń nie mam codziennie.

Czy to już początki procesu schizofrenicznego? W zaświadczeniu jest napisane, że grozi mi rozwój zab. schizoafektywnego.

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Czy moje lęki to coś poważnego?

Witam. Mam 18 lat. Dwa dni temu spotkało mnie coś dziwnego. Ostatnio w moim życiu trochę się wydarzyło. Mój przyjaciel miesiąc temu trafił do szpitala psychiatrycznego. Z dnia na dzień coś się z nim stało. Ja rozstałem się z dziewczyną,...

Witam. Mam 18 lat. Dwa dni temu spotkało mnie coś dziwnego. Ostatnio w moim życiu trochę się wydarzyło. Mój przyjaciel miesiąc temu trafił do szpitala psychiatrycznego. Z dnia na dzień coś się z nim stało. Ja rozstałem się z dziewczyną, ale teraz znowu jesteśmy razem.

Dwa dni temu stało się coś dziwnego. Gdy siedziałem wieczorem przy komputerze i słuchałem głośno muzyki, pomyślałem, że bez sensu jest być znowu z tą samą dziewczyną, że to był błąd. Myślałem o wakacjach i o tym, co będzie w przyszłości. Myślałem też o swoim przyjacielu, o tym, jak człowiekowi może stać się coś takiego. Nagle zaczęło mi szybciej bić serce. Zrobiło mi się gorąco, poczułem się dziwnie. Najpierw myslałem, że to chwilowe. Wyszedłem na dwór, żeby się uspokoić, jednak dalej się dziwnie czułem. Chciałem nawet prosić o pomoc rodziców, bo naprawdę myślałem, że coś mi się stało, bałem się o siebie. W nocy miałem problemy ze snem.

Mój przyjaciel zanim trafił do szpitala psychiatrycznego miał takie objawy, że spinał mięśnie i mówił bzdury. Jak zasypiałem, to wydawało mi się, że też zaczynam spinać mięśnie, na szczęście tak się nie działo. Wstawałem ciągle do łazienki, żeby obmyć sobie twarz i zapanować nad tym, co się dzieje. Bałem się sam zasnąć. Pomogło mi dopiero zapalenie światła w przedpokoju. To było w niedzielę, dzisiaj jest wtorek i ciągle mam jakieś dziwne myśli. Boję się, że mogę skończyć jak moj przyjaciel. Panicznie wręcz się tego boję, chociaż wiem, że nie mam takich samych objawów.

Mam tylko różne dziwne myśli, które mnie załamują. Wydaje mi się, że dużo rzeczy nie ma sensu. Gdy rozmawiam ze znajomymi nie myślę o tym, najgorzej jest, gdy zostaję sam. Wtedy zaczynam rozmyślać, że coś jest ze mna nie tak, że nic nie ma sensu. Proszę o szybką odpowiedź.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Potrzebuję jakiegoś lekarza? Czy coś jest ze mną nie tak?

Od dłuższego czasu jestem w dołku. Uśmiecham się nie szczerze i nie potrafię sobie poradzić ze smutkiem. Okaleczam się. Mam okropne blizny... Mam przyjaciół, chłopaka i rodzinę, którą kocham z wzajemnością. Chłopak z którym teraz jestem...

Od dłuższego czasu jestem w dołku. Uśmiecham się nie szczerze i nie potrafię sobie poradzić ze smutkiem. Okaleczam się. Mam okropne blizny... Mam przyjaciół, chłopaka i rodzinę, którą kocham z wzajemnością.

Chłopak z którym teraz jestem kiedyś strasznie był wobec mnie obojętny, dlatego zaczęłam się ciąć i palić... Tak, jestem uzależniona od żyletki. Potrafię, przez byle ''gów*o'' się okaleczyć. Byłam u psychologa, ale pani powiedziała, że jestem głupia i to żadna autoagresja. Czytałam gdzieś też, że obgryzanie paznokci i skórek to objawy autoagresji, sek w tym, że także to robię.

Chcę wydostać się z dołka, bo mam wszystko czego mi potrzeba, jedynie nie umiem pozbyć się myśli samobójczych, samookaleczania i tego smutku, który wciąż przeszywa moją duszę...

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Jak pokonać lęk przed zajściem w ciążę?

Mam dopiero niecałe 19 lat, więc nie ukrywam wstydu, że zadaję takie pytanie. Współżyłam z moim byłym chłopakiem od ponad roku. Tyle, że przez ten okres doszło do stosunku może około 5-6 razy. Wszystko to przez mój ogromny lęk przed...

Mam dopiero niecałe 19 lat, więc nie ukrywam wstydu, że zadaję takie pytanie. Współżyłam z moim byłym chłopakiem od ponad roku. Tyle, że przez ten okres doszło do stosunku może około 5-6 razy. Wszystko to przez mój ogromny lęk przed niechcianą ciążą.

Wiem, wszyscy dookoła mówią mi, że najlepszym środkiem antykoncepcyjnym jest zwyczajna wstrzemięźliwość. Ale sama świadomość tego, że to tak ogromna przyjemność nie pozwala mi na takie wyjście. Z moim chłopakiem zerwaliśmy niedawno po 2 latach związku, myślę, że to między innymi dlatego, że nie mogliśmy dać naszym emocjom upustu... Na branie tabletek nie mogę sobie pozwolić - mam chore serce i lekarz kategorycznie zabronił mi łączenia antykoncepcji z lekami, które przyjmuję. Została mi zwykła prezerwatywa.

Myślę, że to wszystko zależy od mojej psychiki, ale nie wiem jakim argumentem się posłużyć, aby czuć się pewnie. Może uda mi się uratować związek...

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Czy to może być nerwica serca?

Witam. Zawracam się z pytaniem, dotyczącym skutków nieleczonej nerwicy serca. Od jakiegoś czasu mam silne skurcze w okolicach serca. Często ból jest tak silny, że nie jestem się w stanie ruszyć. Skurcze z dnia na dzień nasilają się. Trwają kilka...

Witam. Zawracam się z pytaniem, dotyczącym skutków nieleczonej nerwicy serca. Od jakiegoś czasu mam silne skurcze w okolicach serca. Często ból jest tak silny, że nie jestem się w stanie ruszyć. Skurcze z dnia na dzień nasilają się. Trwają kilka minut, jest częstotliwość jest coraz częstsza. Lekarz rodzinny zlecił badanie ekg, które nie wykazało żadnych zmian, a skurcze nadal są obecne. Powiedział, abym brała magnez i potas. W razie braku poprawy skieruje mnie do poradni kardiologicznej, gdzie zostanie mi założony holter. Witaminy niestety nie pomagają. Czy to może być nerwica serca? Jeśli tak, to jakie mogą być skutki jej nieleczenia? Inne niepokojące objawy to duża utrata masy ciała, zmęczenie, brak koncentracji, zmęczenie przy małym wysiłku, omdlenia.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Magdalena Parys
Lek. Magdalena Parys

Odrętwienie, bezradność i dziwne lęki

Ja już sama nie wiem co się dzieje. Zaczęło się na początku kwietnia. Zaczęłam się przejmować jakąś pierdołą związaną z maturą, a mianowicie była to bibliografia. Bałam się, że zrobiłam w niej jakiś błąd, który unieważni mi maturę. Teraz widzę,...

Ja już sama nie wiem co się dzieje. Zaczęło się na początku kwietnia. Zaczęłam się przejmować jakąś pierdołą związaną z maturą, a mianowicie była to bibliografia. Bałam się, że zrobiłam w niej jakiś błąd, który unieważni mi maturę. Teraz widzę, że to było głupie i irracjonalne, ale od świat Wielkiej Nocy do okresu matury ustnej byłam strzępkiem nerwów. Nie jadłam, miałam tylko te lęki.

Pojawiały mi się uciążliwe myśli: "a jeśli zrobiłaś coś źle?" itp. Nie mogłam spać, jeść, nic robić. Jedynie mój chłopak mógł mnie uspokoić. Po tym jak się uspokoiłam z bibliografią stało się coś dziwnego. Stałam się apatyczna, smutna, nic mnie nie cieszyło. Zaczęłam się bać różnych rzeczy. Na początku były to rzeczy, których można się było bać: np. że wynik matur będzie zbyt niski albo coś koło tego.

Jednak pewnego dnia zaczęłam mieć wyrzuty sumienia wobec mojego chłopaka o jakieś nieistotne rzeczy. Przepłakałam cały dzień (kiedy miałam lęki o bibliografię także wybuchałam płaczem bez powodu). Kiedy się u niego uspokoiłam zaczęłam się śmiać, że jestem chyba trochę przewrażliwiona i że niedługo zacznę się bać tak irracjonalnych rzeczy jak np. to, że mogę go przestać kochać.

Następnego dnia wstałam i zaczęłam się tego bać. Ten lęk mnie paraliżował, chociaż wiedziałam, że to tylko psychika. Nie można przecież przestać kogoś kochać w jedną noc. Ten lęk jest jednak we mnie. To już prawie miesiąc. Teraz ten lęk osłabł, ponieważ wiem, że kocham mojego chłopaka. Czasem pojawia się niepewność, ale ją zbywam.

Powstał jednak inny problem. Przez dwa ostatnie miesiące żyłam, można powiedzieć, dzień w dzień w ciągłym lęku, stresie. Teraz jestem wypalona w środku. Nic nie czuję, tylko smutek. Bez powodu płaczę. Nie mogę w sobie wzbudzić żadnych emocji.Czasem zdarzają mi się jakby "przebłyski" i jest znośnie. Przeraża mnie to, bo wcześniej byłam optymistką. Potrafiłam się cieszyć małymi rzeczami, potrafiłam zwyciężyć większość smutków.

Jestem teraz ciężarem dla swojego chłopaka i rodziców. Cały czas płaczę. Nie mogę się jakby obudzić z dziwnego odrętwienia. Przeraża mnie to, bo wcześniej radziłam sobie z wieloma problemami (początki anoreksji i rok napadów bulimicznych - sama z tego wyszłam). Nie chcę się sama zamęczać, ale moja psychika na siłę przypomina mi jakieś stare rany, które mnie bolą, a o których już dawno zapomniałam.

Mój stan mogę określić jako odrętwienie, bezradność, brak sił, wyrzuty sumienia, dziwne lęki. Nie wiem co się dzieję. Nie chcę tego. To trwa, z tygodniową przerwą, miesiąc (byłam w górach i tam było dobrze, przyjechałam do domu od razu w płacz i dół). Zaczynam tracić nadzieję. Pomocy...

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Czy to przejdzie? Jak sobie pomóc?

Witam serdecznie, jestem 26 letnią kobietą. Skończyłam studia, pracuję, mam kochającą rodzinę i dobrego narzeczonego. Nie wiem, czego mi brak... Czuję się nieszczęśliwa, ale nie potrafię określić dlaczego. Bardzo szybko się męczę, najchętniej leżałabym w łóżku i patrzyła w sufit.... Witam serdecznie, jestem 26 letnią kobietą. Skończyłam studia, pracuję, mam kochającą rodzinę i dobrego narzeczonego. Nie wiem, czego mi brak... Czuję się nieszczęśliwa, ale nie potrafię określić dlaczego. Bardzo szybko się męczę, najchętniej leżałabym w łóżku i patrzyła w sufit. Nic mi się nie chce, nawet rzeczy, które normalnie sprawiłyby mi przyjemność, jak choćby wyjście do kina, teatru, spotkanie z narzeczonym, stają się ciężarem. Niby cieszę się, ale przez chwilę, potem myślę już o tym, że ta przyjemność się skończy i zaraz znów nieprzyjemne rzeczy - teraz praca, kiedyś nauka. Ruszenie się dokądkolwiek męczy mnie i fizycznie i psychicznie, ledwo zacznę coś robić w domu, pracy, a już nie mam sił. Zawsze sądziłam, że to przez moje lenistwo, rodzice okropnie mnie rozpuścili, ale dlaczego brak mi ochoty i zapału również do rzeczy miłych? Na nic nie czekam w życiu, nie mam celu, jakoś nic mnie nie uszczęśliwia. Zaczęłam od jakiegoś czasu myśleć o śmierci jako o uwolnieniu od trudów życia, a przecież wiem, że mam dobre życie i teoretycznie cieszę się z tego, jestem za to wdzięczna. Jednak pojmuję śmierć, jako przejście do szczęścia bezwzględnego, zaczęłam na nią czekać i trochę mnie to przeraża. Często kiedy mijam samochody na ulicy, przychodzą mi obrazy wypadków, które za chwilę będą miały miejsce, wyobrażam sobie jakieś straszne rzeczy. Tak samo jeśli w rodzinie ktoś cierpi, nie wiem czemu wyobrażam sobie od razu, że ta osoba umiera, widzę jak umiera, pogrzeb, siebie w żałobie. Ale nie wywołują te wizje smutku u mnie. Czy jestem aż taką egoistką? Często mam myśli straszne, przychodzą mi do głowy drastyczne obrazy, a nie karmie umysłu filmami grozy, tego typu powieściami czy obrazami, grami itp. Raczej unikam tego rodzaju rzeczy. Skąd to się rodzi w mojej głowie? Czemu widząc przypadkowa osobę na ulicy, tworzę w umyśle obrazy tej osoby napadniętej, zmasakrowanej, umierającej. Przecież nie chcę mieć takich myśli. Sama też jadąc tramwajem, mam czasem wrażenie, że zaraz ktoś, kto stoi obok mnie, np. poderznie mi gardło. Wyobrażam to sobie, jakiś głos mówi mi, że muszę wysiąść, że jak nie posłucham wewnętrznego głosu, to coś się zaraz stanie. Ignoruję to, ale czuję niepokój, na szczęście szybko o tym zapominam, nie jest to raczej źródłem mego złego samopoczucia. Mam wrażenie, że nie mam w sobie energii życiowej. Jak ją zdobyć. Czytam, słucham muzyki relaksacyjnej, dużo śpię i nic. Tłumacze sobie, że mam wiele powodów do radości, porównuję się do tych nieszczęśliwszych, biednych, chorych. Musze przyznać, to prawda, jestem szczęściarą w życiu z wielu powodów. Ale co z tego...W domu często powtarzano, że jestem ciągle ponura, ciągle niezadowolona, często tak było albo po prostu miałam taką minę. Mam ''niezadowolona twarz''. Moim problemem są też ludzie. Na zewnątrz jestem bardzo miła i uprzejma, pomocna, serdeczna, dobra. Jestem lubiana. Niestety ludzie potwornie mnie denerwują. To, że ktoś za wolno idzie, że jest źle ubrany, że lepiej ubrany ode mnie, że za głośno mówi lub za cicho. Czasem przez jakąś głupotę gotuje się we mnie. Nie lubię jak ktoś jest za blisko, jak ociera się o mnie w autobusie lub przypadkiem dotknie mojej reki, jak usiądzie koło mnie. Aż mnie wszystko swędzi. Chyba nikomu nie przyszłoby do głowy, że tak odczuwam, przecież jestem taka miła i wrażliwa... Ha, no właśnie. Mam wrażenie, że coś niedobrego we mnie siedzi. Jakieś okrucieństwo, czy co... te drastyczne myśli i wewnętrzna agresja w stosunku do ludzi. Co robić? Kiedyś jak miałam zły dzień, coś mi nie poszło, to robiłam sobie mała sznytkę agrafką. Nie robiłam sobie krzywdy, ale ta mała ranka dawała mi jakąś satysfakcję. Czasem mam ochotę to zrobić, ale wiem, że jeśli ktoś bliski to zobaczy, będę miała awanturę. Jestem dorosła kobieta, a czuję i zachowuje się jak dziecko. Wymagam poświęceń dla mnie, a jeśli ich nie ma jestem niezadowolona, wyżywam się psychicznie na narzeczonym. Mówię mu rzeczy, które go zasmucą lub zranią. Żałuję czasem, że on nie chce zadać mi bólu w ten sposób, obrazić się, nakrzyczeć, zganić mnie. Miałam kiedyś taki związek, w którym też wiecznie się obrażałam, choć nie wiedziałam nawet o co, a jednak cierpiąc przez tamta osobę, czekając na telefon, SMS-a, czułam się wyjątkowo. Wiedziałam, że moje emocje osiągają jakiś niesamowity pułap, czułam, że to jest miłość, uczucie, które rozrywa. Teraz mam tak cudownego mężczyznę, że nie cierpię wcale przez niego, jestem otoczona miłością i troskliwością, a czuję, że wolałabym pocierpieć, pomartwić się. Mam wrażenie, że napisałam do Państwa same głupoty. Bardzo przepraszam. Chciałam tylko podpytać o to moje przygnębienie i brak radości życia, zmęczenie i apatie, a rozpisałam się na zupełnie inne tematy. Pozdrawiam i z góry dziękuję za jakąkolwiek radę.
odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Czy jestem chory na schizofrenię?

Mam 45 lat, jestem mężczyzną. Od 6 miesięcy cierpię na lęki zaostrzające się do lęków panicznych. Sen z którym mam bardzo duże kłopoty nie daje mi odprężenia, każdy dzień i każda noc na którą czekam jest dla mnie koszmarem. Kilkakrotnie...

Mam 45 lat, jestem mężczyzną. Od 6 miesięcy cierpię na lęki zaostrzające się do lęków panicznych. Sen z którym mam bardzo duże kłopoty nie daje mi odprężenia, każdy dzień i każda noc na którą czekam jest dla mnie koszmarem. Kilkakrotnie zrywam się w nocy ze strachem i nie mogę ponownie zasnąć. Moje życie zmieniło się nie do poznania - żyję jakby w koszmarnym śnie. Przez ten stan (lęki,bezsenność,ciągłe napięcie,napady płaczu) spotkania ze znajomymi, praca przestały mi sprawiać przyjemność. Całymi dniami skupiam się na moim stanie i objawach które mi dokuczają. Wpadłem z tego powodu w obsesję i nie mam pojęcia czy to nerwica, depresja czy schizofrenia. Świat, który mnie otacza, sprawia dziwne wrażenie, jakby był nierealny, obcy. To odczucie obcości jest bardzo nieprzyjemne oraz nasila objawy lękowe. Lęk powodują odczucia, że coś jest nie tak z psychiką i odbiorem rzeczywistego obrazu otaczającego mnie świata. Pogorszoną mam też pamięć, uczucie jakby coś zablokowało się w moim mózgu i nie chciało się odblokować.  Powoduje to natłok negatywnych myśli sprowadzających się do rozważań co mi jest, co się ze mną dzieje ,potem przychodzi lęk, że to schizofrenia i zaraz zwariuję już całkiem. Coraz bardziej tracę kontakt z żoną i dziećmi, nie mogę skupić się tak jak dawniej na rozmowach z nimi, żartach. Prześladują mnie wspomnienia jak przed tym wszystkim było wspaniale, że z tego stanu nie wyjdę, a żyć w tym koszmarze się nie da. Czuję, że coraz bardziej pogrążam się w tej chorobie, mój słuch stał się bardzo wrażliwy, wsłuchuję się w odgłosy dochodzące z oddali i testuję się, czy te odgłosy są prawdziwe, czy może coś mi się przesłyszało (taki rodzaj testu, czy zwariowałem ). Jeżeli do jakiegoś odgłosu mam choćby najmniejsze wątpliwości pojawia się uczucie panicznego lęku, że na pewno to schizofrenia. Proszę o odpowiedz, czy to są objawy schizofrenii i czy ciężko ją zdiagnozować lub pomylić z nerwicą .Czytałem że istnieją nerwice podobne do schizofrenii. Pozdrawiam 65

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Co robić, jak żyć?

Witam, mam 33 lata, od ponad roku leczę się na nerwicę lękową, chodzę do specjalistów, biorę leki. Mój lęk to zawał, śmierć. Boję się strasznie, że dostanę zawału nagle i umrę, albo stanie mi serce. Miesiąc temu straciłam męża -...

Witam, mam 33 lata, od ponad roku leczę się na nerwicę lękową, chodzę do specjalistów, biorę leki. Mój lęk to zawał, śmierć. Boję się strasznie, że dostanę zawału nagle i umrę, albo stanie mi serce.

Miesiąc temu straciłam męża - pękł mu tętniak na mózgu. Odszedł cichutko w pracy. Mamy małego 5-letniego synka. Opiekuję się nim. Mieszkam ze swoim 91-letnim dziadkiem. Ma raka wątroby, jego dni, jak mówi lekarz z hospicjum, są policzone, a ja w tym lęku tkwię coraz bardziej. Teraz o to, że nagle umrę i zostawię samego synka. Dodam, że w zeszłym roku i tym miałam robione ze 40 razy ekg, tysiące badań, tomografię głowy. Wyniki idealne. Jestem otyła, ciśnienie książkowe, lipidy w normie...

Co robić, jak żyć? Żyję biologicznie, bo muszę, dla synka. Ataki mam te same co wszyscy z nerwicą lękową – bicie serca, zawroty głowy, trzęsące się nogi i ten potworny lęk – MAM ZAWAŁ! Pomocy!

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

Dlaczego mam myśli samobójcze i kto może mi pomóc?

Mam dziwne zmiany nastrojów. Raz jestem szczęśliwa, po chwili załamana. Mam 16 lat i nie wiem, czy to kwestia mojego wieku. Od małego pamiętam, że były w moim domu awantury. Tata pił, mama też. Później prześladowano mnie w szkole, odbiło...

Mam dziwne zmiany nastrojów. Raz jestem szczęśliwa, po chwili załamana. Mam 16 lat i nie wiem, czy to kwestia mojego wieku. Od małego pamiętam, że były w moim domu awantury. Tata pił, mama też. Później prześladowano mnie w szkole, odbiło się to bardzo na mojej psychice. Złe oceny nie dodawały motywacji. Do tego mama bardzo piła. Miałam kilka prób samobójczych, żadne mi się nie udały, bardzo żałuję.

Poszłam do gimnazjum, ale tam też nie umiałam dogadać się z nikim. Ciągle byłam smutna. Najpierw się okaleczałam, później znów chciałam się zabić. Podcinałam sobie kilka razy żyły, zawsze za słabo. W domu nie miałam oparcia. Siostra urodziła dziecko i wyjechała pracować, wychowywała je mama. Nie wiem czemu, ale tak bardzo znienawidziłam tę dziewczynkę, że do dzisiaj nic do niej nie czuję. A to już minęły 3 lata...

W szkole miałam same problemy i z nauką i z klasą. Byłam bardzo zamknięta w sobie, taka cicha, szara myszka. W domu nikt mi nie pomagał. Matka nie interesowała się mną, piła dużo, całe dnie zajmowała się tym dzieckiem. A ja sama codziennie myślałam o śmierci. Rodzina tylko mi dogryzała, każdy czegoś wymagał, nikt nie potrafił zrozumieć. Miałam trudności ze snem, byłam bardzo przygnębiona, za dużo jadłam, za dużo spędzałam czasu przy komputerze.

Samoocena spadła mi do zera. Znów próbowałam się zabić. Pisałam pożegnalne listy, jeden znalazła mama. Spytała mnie, czy naprawdę chcę to zrobić. Nie odpowiedziałam. Dała mi spokój. Później jakoś wszystko wróciło do normy, miałam tylko lekkie stany przygnębienia, które trwały dość krótko. Myślałam, że wszystko jest w porządku. Ale niestety nie udało się. Znów czuję to, co kiedyś.

Jestem w III klasie gimnazjum, mam problemy z nauką, nie wiem, czy zdam. Znów mam trudności ze snem, nienawidzę siebie, mam ochotę zniknąć. Mama się mną nie interesuje, pewnie chce żebym już się wyprowadziła. Wpadłam w złe towarzystwo, uciekłam w używki. Piję i palę. Raz chudnę, raz tyję. Kupiłam sobie leki, żeby w razie potrzeby je wziąć i umrzeć. Nie chcę wychodzić z domu, nie chcę także w nim przebywać. Potrafię przez chwilę się z czegoś cieszyć, żeby następnie znów czuć tylko smutek.

Chce mi się płakać, że jestem nikim i niszczę sobie życie. Wstydzę się sytuacji, która jest w moim domu i nie akceptuję własnego ciała. Wstyd mi, że mimo usilnych prób dalej żyję. Moja samoocena jest tak niska, że sięgnęła dna. Odchudzałam się, prawie wpadłam w anoreksję. Ciągle wypominam sobie, jaka jestem okropna, żałuję każdego zjedzonego kęsa. Jest mi tak źle, że nie wiem, co robić.

Czemu w tak młodym wieku przeżywam takie problemy? Wszystko mnie przerasta, każdy problem jest zbyt trudny do rozwiązania. Nie umiem pokochać chłopaka, ranię wszystkich swoim zachowaniem. Znów chcę się zabić. Który to już raz? Nie liczę. Proszę Boga o to, by mi pomógł godnie żyć, chcę być normalną dziewczyną. Do psychologa nie mam gdzie pójść. Mieszkam w małym mieście, nawet z kim porozmawiać nie mam. Nikogo nie interesuję, każdy ma mnie za osobę głupią i brzydką. Co mam robić? Proszę mi pomóc.

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Dlaczego mam tak zmienne diagnozy?

Jestem 36-letnim mężczyzną i leczenie psychiatryczne zacząłem w okresie ostatniej klasie technikum w 1993. Na początku lekarze i psycholodzy stwierdzali zaburzenia osobowości. Brałem trójpierscieniowe leki przeciwdepresyjne, lek z grupy SSRI oraz benzodiazepiny. Te dwa ostatnie w 1996 roku po...

Jestem 36-letnim mężczyzną i leczenie psychiatryczne zacząłem w okresie ostatniej klasie technikum w 1993. Na początku lekarze i psycholodzy stwierdzali zaburzenia osobowości. Brałem trójpierscieniowe leki przeciwdepresyjne, lek z grupy SSRI oraz benzodiazepiny. Te dwa ostatnie w 1996 roku po tym jak nieskutecznie wg mnie byłem leczony przez psychiatrę kobietę w przychodni. Nie chciała przepisywać mi benzodiazepin tylko neuroleptyki, leki uspokajające i przeciwdepresyjne.

A ja dalej byłem w dołku i próbowałem w 1994 podciąć żyły z powodów, które teraz wydają mi się błahe. Wtedy byłem bierny i wycofany . No i w 1996 zbawienie dał mi lek uspokajający z grupy benzodiazepin u prywatnego psychiatry. Miałem straszny nastrój, a po zażyciu tego leku po południu, bo chciałem, żeby działał do końca dnia, dostawałem istnego błogostanu i wszystkie złe, dobijające nastroje mijały. Niestety, problemy w domu z tatą i pracą nie lubianą w ogrodnictwie, a także wcześniejsze próby samobójcze spowodowały, iż nawet leki przeciwdepresyjne i benzodiazepiny w końcu poległy i zażyłem 100 tabletek rzeczonego leku.

Byłem pod respiratorem i wylądowałem w szpitalu psychiatrycznym i tak od 1996 roku po tej próbie wraz z następnymi oraz łóżkiem i wycofaniem przewegetowałem do 2007 roku. Były szpitale, psycholodzy, psychiatrzy i chyba wszystkie psychotropy testowane na mnie. Nic nie rokowało poprawy, a lata 2001-2007 to istne dno. Zatrucia lekami, reanimacje, degradacja. W 2006 lęk napadowy spowodowany być może właśnie nadużywaniem substancji psychoaktywnych spowodował największy koszmar, jaki miałem podczas tych lat.

Ataki były codziennie i w końcu ani leki z grupy SSRI ani benzodiazepiny przestały być skuteczne i po roku byłem tak zdesperowany, iż jako człowiek wściekły na Boga i ateista pojechałem do klasztoru w Gidlach i popiłem winka w ampułce, o dziwo nawet się modląc. Po prostu byłem już tak zdesperowany, iż powiedziałem, że spróbuję wszystkiego, byle ataki ustały. Do dziś mówię, że tam chyba cud jakiś nastąpił, przemiana, bo ataki ustępowały i były słabsze, aż w październiku 2007 roku zupełnie odeszły. Skończyły się zatrucia lekami, skończyły się pobyty w łóżku i zwrot o 180 stopni. Życie w odwrotną stronę. Mój lekarz długoletni, psychiatra, mówił, iż nie rokował mi poprawy po tylu latach i nie miał jeszcze takiego pacjenta!

Idylla trwała do lutego 2010 roku, czyli całkiem niedawno, kiedy być może zawiedziony brakiem owocnych poszukiwań w Internecie intymnych przyjaźni doprowadziłem do kolejnej próby - skok z wysokości. Leżałem z połamanym kręgosłupem, z przewierconą czaszką trzy tygodnie na Śląsku w Piekarach . Teraz chodzę w gorsecie. Jednak po tej zaskakująco niespodziewanej próbie, po której byłem w strasznym dołku i różnych psychicznych kryzysach, nie poddałem się! Nie wróciło łóżko, ale lekka fobia społeczna, po której teraz nie ma śladu, i tylko gorset hamuje mnie przed wyjazdem do klubu dla osób z podobnymi kłopotami, brakuje kina, towarzystwa, ale na dzień dzisiejszy jest całkiem nieźle.

Trochę odszedłem od wiary po tej próbie, ale nie trwało to długo i teraz wierzę, że znowu góra pomoże. Po tym wypadku - próbie leczył mnie psychiatra z Bytomia i zmieniał diagnozy i leki jak rękawiczki. Była mania rozpoznana, potem schizofrenia prosta, hipomania, różne neuroleptyki itd... Przygodę z nowym psychiatrą zakończyłem, bo powiedział mamie, że on nie wie, co mi jest, do niczego mu nie pasuje, no i wróciłem do starego psychiatry, który zaakceptował moją prośbę o lek przeciwdepresyjny, o którym nie chciał słyszeć ten z Bytomia. Teraz jest rewelacja!

Jest lek, lęki i przygnębienie mijają, poza tym na sen benzodiazepiny, lek stabilizujacy nastrój, neuroleptyk i doraźnie beta-bloker i benzodiazepina krótko działająca, ale po leku przeciwdepresyjnym spożycie benzodiazepin i beta-blokera znacznie spadło. Rozpoznawano więc u mnie różne typy schizofrenii - nigdy nie miałem głosów ani omamów, CHAD, hipomanię, depresję. Pewna psycholog od lat idzie pod prąd i twierdzi, że nigdy nie miałem i nie mam schizofrenii, a raczej stany zaburzenia osobowości oraz napięcie i stany lękowe .

Moje IQ wynosi około 115 - badanie z 1993 roku wg testu Binneta na kwadratach. Na pewno nie jestem zdrowy w pełni psychicznie, ale logika i przytomność umysłu nawet jednego psychiatrę skłoniły do stwierdzenia, że on nie czuje i nie widzi u mnie choroby psychicznej. Były to kwalifikacje na tzw. centrum aktywności w klubie dla osób po lub w trakcie zaburzeń psych. lub remisji. Dokładnie był to wrzesień 2009. Lekarz jednak się chyba pomylił, bo owszem było bezobjawowo, ale lutowa próba? I teraz znowu prawie całkiem nieźle.

Czy są to rzuty? Czy w przyszłości dalej będzie tak zmiennie? Mam I grupę inwalidzką i 800 zł co miesiąc. W zeszłym roku mój psychiatra wątpił czy otrzymam ponownie rentę na komisji, gdyż nawet podjąłem studia zaoczne w 2008 roku na farmacji, ale zlikwidowano naszą grupę, bo za mało chętnych, a były to studia płatne. W grudniu mam komisję rentową po pięciu latach i chyba po przejściach z lutego otrzymam dalsze uprawnienia. Marne pocieszenie, ale pracować nie dam rady więc i dobre te 800 zł, i pomoc rodziców, z którymi mieszkam na wsi. Mam wygodne życie i dobrą opiekę, tylko niszczę nerwy mamie przez te wszystkie lata, choć ostatnie lata napawają optymizmem, ale co dalej?

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Problem z bratem - nie chce się leczyć, jest na utrzymaniu rodziców

Witam! Właściwie nie wiem, od czego zacząć. Ma straszny problem z bratem. Odkąd pamiętam, był strasznie zamknięty w sobie. Jest nieśmiały, nie ma znajomych, nigdzie nie wychodzi, całymi dniami siedzi w domu, oglądając telewizję i grając w gry komputerowe. Siedzi...

Witam! Właściwie nie wiem, od czego zacząć. Ma straszny problem z bratem. Odkąd pamiętam, był strasznie zamknięty w sobie. Jest nieśmiały, nie ma znajomych, nigdzie nie wychodzi, całymi dniami siedzi w domu, oglądając telewizję i grając w gry komputerowe. Siedzi po nocach, grzebiąc w Internecie (zaspokajając swoje naturalne, męskie potrzeby), potem śpi do południa.

Ma 24 lata, a jego życie towarzyskie nie istnieje. Nigdzie nie pracuje, jest na utrzymaniu rodziców. Nawet do urzędów jeździ z tatą!!! Bardzo mało mówi, a na pytania odpowiada pojedynczymi słowami (burcząc coś pod nosem). Największy problem jest w tym, że jemu jest dobrze, tak jak jest. Nie widzi w ogóle problemu w swoim zachowaniu. Nie ma potrzeby osiągnięcia czegoś w życiu, dążenia do czegoś...

Kiedyś namawialiśmy go na wizyty u specjalisty (psychologa), ale stanowczo odmawia. Nie wiem, co w takiej sytuacji mam robić? Przecież rodzice nie będą żyć wiecznie, a ja nie zamierzam utrzymywać go przez cale życie! Też chcę założyć rodzinę, wyprowadzić się... Nie wiem, co robić... Strasznie mnie męczy ta sytuacja... Gdy rozmawiam z rodzicami na ten temat, zbywają mnie mówiąc: "Co my na to poradzimy?". To niesprawiedliwe...

Ja, owszem, mieszkam z nimi, ale pracuję (na 2 etatach). Sama zarabiam na swoje potrzeby. On nie pracuje nigdzie, a pieniądze oraz utrzymanie zapewniają mu rodzice, twierdząc, że "dużo nie potrzebuje"... Czytając to, co napisałam, stwierdzam, że to jakaś paranoja... Będę wdzięczna za jakąkolwiek wskazówkę. Pozdrawiam!

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Fobia szkolna. Co mam zrobić?

Mam 13 lat, chodzę do I gimnazjum. Od początku roku miewam problemy w szkole, typu lęki, obawy. Boję się, że zemdleję, mam dziwne uczucia itp. Na początku mówiłem sobie OK,  to tylko stres, tak zawsze bywa w...

Mam 13 lat, chodzę do I gimnazjum. Od początku roku miewam problemy w szkole, typu lęki, obawy. Boję się, że zemdleję, mam dziwne uczucia itp. Na początku mówiłem sobie OK,  to tylko stres, tak zawsze bywa w nowej szkole, i wtedy zapisałem się do drużyny koszykówki. Na początku było tak, jak w szkole, ale potem była poprawa w szkole i na koszu, ale wypisałem się z kosza. Było dobrze, ale wszystko wróciło i znowu od ok. 2 tygodni nie chodzę do szkoły, ponieważ gdy jadę do szkoły mam dreszcze itp. i się wracam.

Dzisiaj miałem rozmowę z mamą i wychowawczynią - ona jak wszyscy nauczyciele uważa, że pewnie symuluję, że nic mi nie jest, że histeryzuję i mam chodzić do szkoły. Moja mama się zmartwiła i zrozumiała sprawę - 22 mam wizytę u psychologa, lecz to trochę długo, a ja mam problem teraz i nie wiem co mam zrobić. Chcę iść do szkoły, ale gdy w niej jestem, nie mogę się skupić na lekcji, na przerwach zamykam się w szatni. Denerwuje mnie to jak inni sobie biegają i się śmieją, a ja nie mogę, bo zaraz jest mi słabo itp. Mama myślała, że to coś ze zdrowiem fizycznym, ale miałem pełno badań i wszystko OK, więc to psychika. Wyczytałem, że to może być fobia szkolna. Takie uczucie mam też n.p. w kościele - maskara:(:(

Mama się wkurza, bo mówi, że muszę chodzić do szkoły. Ja to wiem, ale nikt nie może zrozumieć, że po prostu nie mogę. I jeszcze nauczycielka powiedziała, że jak nie pójdę jutro do szkoły, to dzwoni na policję, więc jest mi jeszcze gorzej. Z góry dziękuję i przepraszam za błędy, mam nadzieję, że mi doradzisz co mam zrobić. Pozdrawiam.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Nie mogę trwać w tym stanie, bo to się źle skończy

Witam, mam 25 lat. Mam ze sobą sporo problemów, począwszy od obawy przed kontaktami z ludźmi – chyba ich w ogóle nie lubię, wszyscy wydają mi się jacyś sztuczni, wręcz beznadziejni... Często czuję się obserwowany, nieakceptowany, czasami wydaje mi się,...

Witam, mam 25 lat. Mam ze sobą sporo problemów, począwszy od obawy przed kontaktami z ludźmi – chyba ich w ogóle nie lubię, wszyscy wydają mi się jacyś sztuczni, wręcz beznadziejni... Często czuję się obserwowany, nieakceptowany, czasami wydaje mi się, że ludzie ze mnie szydzą. Sam z własnej woli i inicjatywy nigdzie nie bywam, jeżeli już to z dziewczyną. Zawsze czuję się jakiś inny, nigdzie nie pasujący.

Często po prostu coś olewam, żeby tylko gdzieś nie iść, nie musieć czegoś załatwiać i przeżywać przy tym ogromnego stresu. Głupie spytanie o drogę często stanowi barierę nie do pokonania i tak błądzę. Na dodatek jestem okropnie zazdrosny o swoją dziewczynę. Ja mieszkam z rodzicami, ona studiuje w innym mieście, kiedy pisze mi, że gdzieś wychodzi na piwo czy koncert, odczuwam w sobie wielką agresję, mam ochotę coś rozwalić, czuję żal, strach... Ciągle staram się ją kontrolować.

Do tego wszystkiego dochodzi problem z piciem alkoholu. Nie piję często, ale jak już się napiję, to nie wiadomo jak to się skończy, całkowicie się wtedy zmieniam, staję się jakimś zwierzęciem, całkowicie kimś innym. Potem odczuwam jeszcze większy lęk, wyrzuty sumienia. I tak to się kręci, wracam z pracy i dosłownie nic nie robię, kładę się spać, ciągle jestem zmęczony, rozdrażniony. Wstyd się przyznać, ale potrafię się nawet nie umyć kilka dni z rzędu...

Taki stan trwa już bardzo długo, około siedmiu lat, z większą lub mniejszą siłą. Ostatnie 9 miesięcy jest już naprawdę kiepskie... Siedzę, palę papierosa za papierosem i zastanawiam się nad sobą. Byłem nawet u psychologa, nie wiem, czego się spodziewałem po tej wizycie, ale Pani, której się żaliłem, jakoś mnie do siebie nie przekonała i drugi raz już nie poszedłem.

Nie wiem też, po co tutaj piszę. Strasznie mnie to wszystko męczy, wszystko mi się w głowie miesza. Czasami to sam już nie wiem jak się czuje, czy jestem obojętny, zły, przestraszony? Co w ogóle ma sens i o co chodzi w tym naszym życiu? Czy powinienem udać się do psychiatry? Czy może spróbować jeszcze raz u psychologa? Wiem na pewno, że nie mogę dłużej trwać w tym stanie, bo to się po prostu prędzej czy później źle skończy.

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Jak się zdiagnozować?

Witam serdecznie! Proszę o odpowiedź na, pewnie infantylne, pytanie: czy można być jakimś dziwnym, głupim przypadkiem osobowości, zaburzeń? Jestem 30-letnim mężczyzną, niedojrzałym, wystraszonym, bez celu do którego dążę, bez znajomych, nie wiem kto jest moim ojcem, jestem w związku, a...

Witam serdecznie! Proszę o odpowiedź na, pewnie infantylne, pytanie: czy można być jakimś dziwnym, głupim przypadkiem osobowości, zaburzeń? Jestem 30-letnim mężczyzną, niedojrzałym, wystraszonym, bez celu do którego dążę, bez znajomych, nie wiem kto jest moim ojcem, jestem w związku, a ściślej - mieszkam z kimś, kto był moim pierwszym partnerem i mam córeczkę.

Jest fantastyczna, ale ja nie potrafię znaleźć energii do czegokolwiek. Jestem leniwy, kłamię, ograniczam się umysłowo, działam na swoją niekorzyść. Teraz niekorzyść rodziny. Z moją partnerką bez przerwy się kłócimy, straciłem pracę, ale nawet kiedy ją miałem żyło się ciężko. Jak przez całe moje życie. Wyniszczam się fizycznie i psychicznie. Moja córka płaci za to, moja partnerka też. Jeśli odejdę będzie źle, kiedy zostanę, jeszcze gorzej.

Nic mnie nie interesuje, nic nie cieszy, nic nie umiem. Podchodziłem kilka razy do psychoterapii, ale zawsze znajdowałem wymówki. Ostatnio terapeuta powiedział, że mnie nie rozumie - bo jestem w przeszłości. Rozpamiętuję i skupiam na sobie, a jestem zdrowy, silny, tylko głupi. Ciągle się boję. Niszczę i tracę wszystko koło siebie, a chciałem mieć tylko święty spokój.

Jak podejść do takiego pacjenta? Czy jest w Polsce forma leczenia przymusowego? Ja nawet nie mogę zwariować, jestem za leniwy. Mój brat był kiedyś w zakładzie, ale jako nastolatek. Też ma problemy w życiu, ale chyba lepiej sobie radzi niż ja. Nie chcę, by moja córka miała "psychicznego" ojca. Proszę o odpowiedź. Jest coraz gorzej. Dziękuję.

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

Jak stać się szczęśliwym?

Potrafię siedzieć przez cały dzień, patrząc się w ścianę, nic nie jeść... Już od roku się nie uśmiecham, czuję się samotna. Przez to straciłam wszystkich przyjaciół. Czuję pustkę, jestem na wszystko obojętna. Kiedyś wszystko było inaczej. Wszyscy znali...

Potrafię siedzieć przez cały dzień, patrząc się w ścianę, nic nie jeść... Już od roku się nie uśmiecham, czuję się samotna. Przez to straciłam wszystkich przyjaciół. Czuję pustkę, jestem na wszystko obojętna.

Kiedyś wszystko było inaczej. Wszyscy znali mnie jako małą, uśmiechniętą dziewczynkę. Do czasu... gdy zrozumiałam, jaki ten świat jest... Problemy ludzi... Miłość, którą wcale się nie czuje... Wyobraziłam sobie swój świat... ale go nie ma... Nie ma tego, czego pragnę najbardziej... Ludzie ze mną rozmawiają na temat swych problemów... Kogoś tam dziewczyna zdradza... A to jest dla mnie... Takie głupie, nudne...

Teraz ludzie są dla mnie tacy sami... Już straciłam nadzieję na lepsze życie... Czy wszystko jest ze mną dobrze? Czy to normalne? I czy... mogę być szczęśliwa znowu...? v

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Patronaty