Twój przewodnik po zdrowiu

  1. Opisz swój problem. Pomożemy Ci znaleźć odpowiedź w bazie ponad miliona porad!
  2. Nie ma informacji, których szukasz? Wyślij pytanie do specjalisty.
Rozpocznij
7 6 6 , 5 5 6

odpowiedzi udzielonych przez naszych ekspertów

Rzetelnie + Bezpiecznie + Bezpłatnie

Zdrowie psychiczne: Pytania do specjalistów

Odreagowanie, nerwica, wolność, problemy adaptacyjne?

27 lat, kobieta. Po powrocie z zagranicy rok temu rozpierała mnie energia, wszystko wydawało mi się osiągalne, ciągle chodziłam w euforii, z wielkim uśmiechem, miałam kontakt z wieloma osobami, poszerzało się grono znajomych, w końcu zaczęło braknąć czasu, aby ze... 27 lat, kobieta. Po powrocie z zagranicy rok temu rozpierała mnie energia, wszystko wydawało mi się osiągalne, ciągle chodziłam w euforii, z wielkim uśmiechem, miałam kontakt z wieloma osobami, poszerzało się grono znajomych, w końcu zaczęło braknąć czasu, aby ze wszystkimi się kontaktować. Jednak w tym czasie zdarzały się też momenty, kiedy byłam bardzo przygnębiona. Traumatyczne wspomnienia wracały, ponieważ miałam za granica ciężką pracę, właściwie to w wielu momentach żyłam w poczuciu walki o przetrwanie i każdy dzień był męką, zmęczenie fizyczne i psychiczne dawało się mocno we znaki, ale nadzieja na powrót do kraju dodawała sił. Jednak po powrocie, mimo euforii, wracały też wspomnienia, no, poczucie osamotnienia, oraz jakaś szara rzeczywistość, trudności w znalezieniu pracy również przytłaczały. Meczące było też poczucie zniewolenia z zagranicy, co odreagowywałam również w różny sposób. To poczucie wolności, którego mi brakowało, chciałam sobie wywalczyć przez łamanie pewnych zasad, czy też moralnych, czy innych. Często nie liczyłam się ze zdaniem innych, tylko robiłam ta, jak uważałam za stosowne. Bardzo dużo mówiłam, ale na początku tłumaczyłam to tym, że po prostu wróciłam i po takiej nieobecności muszę się nagadać w swoim języku. Częste imprezy, alkohol, którym chciałam zagłuszyć sumienie. Został mi jeszcze jeden problem poza częstym kłamstwem, po które sięgałam, niepowodzenia i błędy odreagowywałam masturbacją, która przynosiła mi poczucie ulgi i zadowolenia. W tym zachowaniu widziałam też jakąś wolność, również za granicą tak odreagowywałam stresy. Jednak na dłuższą metę robiło się to wszystko nie do zniesienia. Czułam się coraz gorzej. Od ponad dwu miesięcy skończyłam z masturbacją, zmniejszyłam też liczbę kontaktów, zmieniłam prace na inną, choć obawiam się trudów z nią związanych, bardziej realnie patrzę na to, co chcę robić. Chociaż nadal za dużo jeszcze myślę i ma problemy ze spaniem, to zaczęłam widzieć, że mogę coś zrobić ze sobą. Nie planuję wielu rzeczy na raz, żeby nie wpaść znowu w tę karuzelę. Proszę o odpowiedź i ewentualną poradę, dodam jeszcze, że ok. 7 lat temu chorowałam na nerwicę po śmierci taty.
odpowiada 1 ekspert:
Lek. Bertrand Janota
Lek. Bertrand Janota

Fobia szkolna?

Witam. Nazywam się Marcin, mam 17 lat i uczęszczam do liceum. Mój problem zaczął się już w pierwszym roku nowej szkoły. Na początku nie było źle, opuszczałem mało godzin, zdarzało mi się to od czasu do czasu bez żadnego konkretnego...

Witam. Nazywam się Marcin, mam 17 lat i uczęszczam do liceum. Mój problem zaczął się już w pierwszym roku nowej szkoły. Na początku nie było źle, opuszczałem mało godzin, zdarzało mi się to od czasu do czasu bez żadnego konkretnego powodu. A przynajmniej tak mi się wydawało. W II semestrze zostałem wezwany z mamą do wicedyrektor szkoły, w celu wyjaśnienia dużej liczby nieobecnych już godzin. Było ich ponad 100, z czego większość nieusprawiedliwionych. Mama o tym wiedziała. To ja bałem się zanosić usprawiedliwienia, nie lubię i nie chcę załatwiać spraw na forum klasowym. Wszystko zostało wyjaśnione i dobrze się skończyło, wspólnie doszliśmy do wniosków, że dużym moim problemem jest stres. Mama i wychowawca podkreślały, że jestem wrażliwym chłopcem.

W tej chwili jestem w II LO. Moje problemy nasiliły się. W październiku nie było tygodnia, który przechodziłbym cały tydzień do szkoły. Nie było mnie po 2,3 dni w tygodniu. Obiecałem sobie, że w listopadzie będzie lepiej. Nie jest. Sytuacja się powtarza. Najgorsze jest to, że nie robię tego specjalnie. Nie chodzę na wagary. Siedzę w domu i zamartwiam się swoją sytuacją, bo wiem, że mogę i będę miał problemy w szkole. Szkolny pedagog i wychowawca wiedzą o problemie, mam zostać wkrótce skierowany do psychologa. Chciałbym dodać jeszcze, że mój strach przed szkołą jest nieuzasadniony, sam nie wiem, czego się boję. Ale się boję. Po prostu. To ogromny strach. Wieczorem obiecuję sobie, że rano będzie lepiej i pójdę do szkoły. Ale nie chodzę, bo rano zaczyna się koszmar. Boli mnie głowa, brzuch, mam zawroty głowy, ale najczęściej kłuje mnie w różnych miejscach ciała. Czy to głowa, czy jakoś pod płucem, najczęściej w okolicach serca.

To mnie już przerasta. Boję się, że będę niekwalifikowany z niektórych przedmiotów, że nie nadrobię zaległości. O właśnie. Zapomniałem dodać, że czasami, gdy zdarzy mi się pójść do szkoły, zawsze rano, przed wyjściem, dzwonię do mamy i pytam, czy będzie dobrze, potem, gdy już do niej dojadę, dzwonię znowu i powtarzam pytanie. Co mogę zrobić? Czy szkoła może mi pomóc i w razie zdiagnozowania problemu, "przymknąć" oko na nieobecności, indywidualne nauczanie? Bardzo proszę o pomoc :( PS Zapomniałem napisać jeszcze o rodzinie. Sytuację w domu mam dobrą, nie mamy żadnych problemów. Jedynym jest mój problem niechodzenia do szkoły, co męczy już rodziców. Także pojderzewają, że mam fobię.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Jan Karol Cichecki
Lek. Jan Karol Cichecki

Apatia, obniżenie nastroju i nasilający się lęk

Jestem młodym chłopakiem, za 2 miesiące skończę 30 lat. Jestem kawalerem, mieszkam sam i już nie daję sobie rady sam ze sobą. Ciężko mi to wszystko opisać, co się ze mną dzieje, bo tyle tego jest, że musiałbym napisać wielkie...

Jestem młodym chłopakiem, za 2 miesiące skończę 30 lat. Jestem kawalerem, mieszkam sam i już nie daję sobie rady sam ze sobą. Ciężko mi to wszystko opisać, co się ze mną dzieje, bo tyle tego jest, że musiałbym napisać wielkie wypracowanie. Ale postaram się w miarę krótko przedstawić to, co się ze mną dzieje już od wielu lat. Jakieś 10 lat temu zacząłem się jąkać, zacząłem się wycofywać, zamykać się w sobie, wpadłem w kompleksy, z roku na rok było coraz gorzej. Pięć lat temu, jak się wyprowadziłem od rodziców na swoje, i teraz mieszkam sam, to wszystkie moje złe odczucia zaczęły się bardzo pogłębiać i nasilać.

Od jakichś czterech lat panicznie boję się ciemności, śpię przy zapalonym świetle. Jak zgaszę światło i próbuję zasnąć, to czuję się bardzo nieswojo, a po jakimś czasie zaczynam mieć przywidzenia. Widzę, jak ktoś stoi w drzwiach i się na mnie patrzy, i to jest takie bardzo realistyczne. Jak zasypiam, to bardzo często zdaje mi się, że po kołdrze chodzą mi robaki, węże, myszy, pająki, wtedy zrywam się przestraszony, biorę kołdrę, potrząsam nią, zapalam światło i wtedy się orientuję, że to mi się tylko wydawało. Wtedy mi serce mocno wali i mam  nieprzespaną noc. Co do spania, to mam z tym wielkie problemy. W nocy w ogóle nie sypiam, przeważnie zasypiam o 10-11 przed południem, jak już całkowicie padam, i budzę się np. o 16-17 z wielkim bólem głowy. Potem mam wielkie problemy ze wstaniem z łóżka, nie chce mi się w piecu palić, nie chce mi się zrobić sobie jedzenia, nie chce mi się pójść do wanny i się wykąpać. Jak się budzę, to zawsze mam bardzo zaschnięte gardło, kręgosłup mnie mocno boli, głowa mnie boli itd.

Nie mam w ogóle kolegów, koleżanek, znajomych, nigdzie nie chodzę, nie bawię się, nikt do mnie nie przychodzi, nikt mnie nigdzie nie zaprasza... Siedzę sam jak palec w moim domu. Jak wychodzę na dwór, to tylko jak mam zapłacić rachunki albo w czasem w weekendy, jak jadę grać na wesele (to moja praca), czasem wychodzę do sklepu zrobić zakupy na cały tydzień, zawsze robię sobie duży zapas, żeby jak najmniej wychodzić z domu. U mnie na wsi jestem uważany za dziwaka, wszyscy się ze mnie śmieją, nawet małe dzieci, które mówią do mnie po imieniu, jak do kolegi, a jak ja próbuję im zwrócić uwagę, to mnie zatyka, coś się we mnie blokuje, wtedy zaczynam się jąkać i nie mogę wydobyć z siebie nawet jednego krótkiego zdania, a dzieci się wtedy ze mnie śmieją i jest jeszcze gorzej. Boję się ludzi, źle się czuję, jak jestem w towarzystwie kilku osób, ciągle mam wrażenie, że wszyscy o mnie rozmawiają, obgadują mnie, śmieją się ze mnie itd.

Mam chorobliwie nadopiekuńczych rodziców, którzy traktują mnie jak małe dziecko, kilka razy w tygodniu przyjeżdżają do mnie bez zapowiedzi, dzwonią do mnie przez telefon co drugi dzień i pytają "Co słychać?". Jak przyjeżdżają do mnie, to krzyczą na mnie, zwracają mi uwagę przy obcych ludziach, dyrygują mną itd. To mnie dobija jeszcze bardziej. Mam za sobą kilka prób samobójczych, prawie codziennie też myślę o śmierci, której bardzo się boję. Panicznie boję się widoku krwi. Jak ją widzę, to przewracam się, mam wtedy silne drgawki, serce mnie boli i piecze i trzeba wzywać pogotowie. A ja mieszkam sam. Nienawidzę samego siebie, sam siebie poniżam, nie widzę dla siebie żadnej przyszłości...

Moja przyszłość to śmierć w samotności. Dla mnie to jest oczywiste, nie może być inaczej. Bardzo cierpię już od kilku lat. Nie mam samochodu, mieszkam poza miastem, do specjalisty mam ponad 10 km, mam tylko rower, ale dla mnie jest wielkim problemem wsiąść na rower i pojechać 4 km do kościoła w niedzielę, albo w ogóle wstać z łóżka, a co dopiero jechać do psychologa ponad 10 km. Pisałem, że gram i śpiewam na weselach i różnych zabawach, to jest moje jedyne utrzymanie i mój jedyny zarobek. To jest też moja wielka pasja, oprócz tego kocham ogrodnictwo... Ale od jakiegoś czasu tracę już ochotę na to wszystko, już nie chce mi się jechać na wesele i grać (choć muszę, bo mam podpisaną umowę), nie chce mi się wyjść do ogródka i się nim zajmować (choć muszę, bo to jest ogród ozdobny i trzeba o niego dbać). Nie mam siły i ochoty już na nic.

Od kilku lat jestem bardzo nerwowy. Z nerwów potrafię dostać wysokiej gorączki, ale jak się uspokoję, to wszystko przechodzi, od jakiegoś czasu czuję w sercu bardzo silne uderzenia i takie bardzo nierówne... takie... 2-3 mocne walnięcia i potem normalnie, za kilkanaście sekund znowu to samo i to trwa, aż się uspokoję. Jak jestem zdenerwowany, a jest wieczór, to muszę mieć zapalone światło, bo wtedy byle jakieś puknięcie, to ja dostaję nerwicy. Mnie do psychiatry musiałby ktoś zaciągnąć siłą i potem mnie pilnować, żebym tam chodził, bo sam na pewno nie pójdę, nie ma na to szans, nie czuję się na siłach. Ale jest ze mną coraz gorzej. Moi rodzice mi mówią "Weź się leniu do roboty, to ci przejdzie", cała moja rodzina (ciotki, wujkowie, bracia cioteczni) też tak mi mówią. Nie mam co liczyć na pomoc rodziny, bo oni mnie jeszcze dobiją. Jestem pozostawiony sam sobie. Nie mam życia towarzyskiego, osobistego, moje jedyne życie i mój jedyny świat, to internet, telewizja, mój ogródek i czasem, w sobotę, granie na weselu.

Jestem bardzo... ludzie mówią, że przewrażliwiony, bo wystarczy tylko krzywe spojrzenie na mnie, wystarczy, że ktoś coś nieprzychylnego mi powie, nawet ktoś się do mnie uśmiechnie, to ja od razu odbieram to jako śmianie się ze mnie. Wtedy wpadam w ciężki dół psychiczny, który kończy się myślami samobójczymi. Od czasu do czasu mi odbija porządnie i idę do sklepu, kupuję duży zapas tabletek przeciwbólowych, kupuję kilka piw, wino, wódkę, wracam do domu, wszystkie tabletki łykam, ale w odstępie czasowym, bo od łykania dużej ilości tabletek zaczynam mnie mdlić, wszystko popijam alkoholem i idę spać, z nadzieją, że się nie obudzę. Ale niestety... :(

Raz się skończyło tak, że 4 godziny leżałem w łóżku, zwijałem się z bólu, kręciło mi się w głowie, nie mogłem wstać, bo się przewracałem, jakoś doszedłem do telefonu, zadzwoniłem na pogotowie, przyjechali i chcieli mnie zabrać do szpitala psychiatrycznego, ale ja się nie zgodziłem, przecież nie jestem czubkiem, jestem normalny. To kazali mi podpisać na kartce, że nie wyrażam zgody, wtedy dali m bolesny zastrzyk i pojechali, a ja na drugi dzień się obudziłem, wszystko było niby dobrze, tylko źle się czułem. Wtedy miałem jeszcze większego doła.... Mógłbym tak pisać i pisać bez końca. Ale najważniejsze już chyba napisałem, to wszystko się ze mną dzieje od pięciu lat, jak mieszkam sam. Wszystko się zaczęło z chwilą przeprowadzki na swoje. I teraz jest już bardzo źle.

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Strach

Witam. Jestem Michał, mam 17 lat. Mam pewien problem, boję się komukolwiek o nim powiedzieć. Ogólnie pochodzę z patologicznej rodziny - ojciec pijak, bił matkę i w ogóle codzienne wyzywanie się, przemoc psychiczna. W szkole było to samo - podstawówka...

Witam. Jestem Michał, mam 17 lat. Mam pewien problem, boję się komukolwiek o nim powiedzieć. Ogólnie pochodzę z patologicznej rodziny - ojciec pijak, bił matkę i w ogóle codzienne wyzywanie się, przemoc psychiczna. W szkole było to samo - podstawówka od 4 klasy od do końca gimnazjum. Byłem codziennie gnębiony, szturchany, czasami dochodziło do pobić. Nie mówiłem tego nikomu. W rodzinie nie znajdę poparcia, nie mam nikogo, z kim mogę porozmawiać o problemach. Nie mam przyjaciół. Praktycznie codziennie miewam myśli samobójcze. Już raz podciąłem sobie żyły, jednak szybko przyjechała karetka i pojechałem do Łodzi do szpitala. Często "tnę się" - sprawia mi to ból, ale wtedy zapominam o problemach, gdy czuję ból. W ogóle boję się ludzi. Kiedy idę przez miasto mam wrażenie, gdy przechodzę blisko kogoś, że mnie uderzy w głowię. Mam same myśli, ciągły strach. Przez to jestem bardzo nerwowy, szybko wybucham, krzyczę, a po chwili się uspokajam i płączę. Nie wiem dlaczego, łzy same mi lecą. Nie wiem, co mam robić. Ciągle nie mogę spać, nie mogę przytyć, nie wiem, co się ze mną dzieje. Bardzo proszę o jakieś rady.

Czy to może być przemieszczenie lęku?

Mam nerwicę lękowo-depresyjną i właściwie przez cały czas trwania choroby pojawiały mi się jakieś nowe problemy, które miały źródło w mojej głowie. Kiedy jeden został rozwiązany, czułam spokój tylko na chwilę. Zawsze pojawiało się coś nowego. Gdy zaczęłam brać leki,...

Mam nerwicę lękowo-depresyjną i właściwie przez cały czas trwania choroby pojawiały mi się jakieś nowe problemy, które miały źródło w mojej głowie. Kiedy jeden został rozwiązany, czułam spokój tylko na chwilę. Zawsze pojawiało się coś nowego. Gdy zaczęłam brać leki, to jakoś ucichło. Poznałam superfaceta i ułożyłam sobie życie. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Zawsze marzyłam o kimś takim jak on. Potem postanowiliśmy, że już czas, żebym spróbowała żyć bez leków. Po konsultacji z lekarzem odstawiłam je. Czułam, że jestem szczęśliwa i bezpieczna, i nic nie może tego zepsuć, że dam radę. W ciągu miesiąca wszystko zaczęło się psuć. Najpierw jakieś poczucie winy mnie ogarnęło, początkowo z powodu jakichś głupot. Potem, że nie zasługuję na takiego chłopaka jak on. Gdy on zapewniał mnie, że jestem cudowna, to czułam, że chce mi się płakać. Potem zaczęłam się bać, że kiedyś coś mu się stanie.

To działo się bardzo szybko, było coraz gorzej i nagle, DOSŁOWNIE z dnia na dzień, ogarnął mnie lęk, że to koniec, koniec miłości. Tak po prostu, bez powodu, nic nawet nie zaczęło się psuć, nie czułam żadnego znudzenia. Jednego dnia byłam pewna swych uczuć, drugiego dnia wszystko do góry nogami. Czułam, że to nieprawda, że to jakieś szaleństwo, ale lęk był zbyt silny, zagłuszył we mnie wszyskie pozytywne emocje i cały czas pojawiały się myśli "Musisz uciec, musisz odejść" i płacz, i bezsilność. Zaczęłam znowu szukać pomocy. Trafiłam na dobrego psychologa, który powiedział mi, że to, co się stało, to jest problem zastępczy, że to nie jest mój realny problem. Chciałabym więc dowiedzieć się, czy to może być tak, że mam w sobie jakieś konflikt, problem nie do końca uświadomiony i po prostu generuję sobie takie problemy, które mogę sama rozwiązać? Czy to może być przemieszczanie lęku?

Jak sobie radzić, kiedy stres jest tak silny, że nie można nawet racjonalnie myśleć?

Od kilku lat dzieje się ze mną coś dziwnego. Jestem samotnikiem, lubię ciszę. Do pewnego czasu taka sytuacja mnie nie denerwowała, ale od jakiegoś czasu, gdy słyszę, że ktoś słucha muzyki za ścianą, jakiś mój sąsiad, tracę nerwy, nie jestem...

Od kilku lat dzieje się ze mną coś dziwnego. Jestem samotnikiem, lubię ciszę. Do pewnego czasu taka sytuacja mnie nie denerwowała, ale od jakiegoś czasu, gdy słyszę, że ktoś słucha muzyki za ścianą, jakiś mój sąsiad, tracę nerwy, nie jestem wtedy w stanie nawet racjonalnie myśleć, nie mogę się opanować. Zamykam się w pomieszczeniu i nie wychodzę z niego przez kilka godzin, aż muzyka przestanie grać. To nie musi być głośna muzyka. Słyszę tylko zza ściany zwykłe uderzenia basów i już nie radzę sobie ze stresem. Mało kiedy mam taki paraliżujący strach. Ktoś może coś wiercić głośno wiertarką na korytarzu i mi to nie przeszkadza, ktoś z mojej rodziny może słuchać głośno muzyki i też nic nie czuję, a gdy słyszę gdzieś z ulicy lub zza ścian choćby pukanie, to jest paraliż czasem do łez i myśli o ucieczce. Nie radzę już sobie z tym. Proszę o pomoc...

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Jak pomóc córce przełamać lęk przed wystąpieniami publicznymi?

Proszę coś mi poradzić. Moja córka ma 16 lat. Dobrze się uczy. Czuje jednak ogromny lęk przed publicznymi wystąpieniami, czyli jeśli pani o coś pyta w szkole, mimo że umie, woli się nie zgłaszać z odpowiedzią. Jeśli się zgłasza lub...

Proszę coś mi poradzić. Moja córka ma 16 lat. Dobrze się uczy. Czuje jednak ogromny lęk przed publicznymi wystąpieniami, czyli jeśli pani o coś pyta w szkole, mimo że umie, woli się nie zgłaszać z odpowiedzią. Jeśli się zgłasza lub pani sama zapyta, serce jej wali, język się plącze i jak mówi, gada głupoty, bo wszystko zapomina. Tak bym jej chciała pomóc. Staram się ją chwalić za najmniejsze sukcesy. Mówię, że jestem z niej dumna. Ale co z tego? Ona nie potrafi sobie z tym poradzić. A co ja mogę zrobić, by jej pomóc? Z góry bardzo dziękuję za odpowiedź.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Chcę sobie pomóc - nie wiem tylko od czego zacząć?

Mam 24 lata, podejrzewam u siebie depresję od jakichś 10 lat, od czasów liceum, i mam już tego dość. Czuję, że coraz bardziej alienuję się od środowiska, ale mam takie dni jak teraz, że znajdę w sobie siłę, aby z...

Mam 24 lata, podejrzewam u siebie depresję od jakichś 10 lat, od czasów liceum, i mam już tego dość. Czuję, że coraz bardziej alienuję się od środowiska, ale mam takie dni jak teraz, że znajdę w sobie siłę, aby z tym walczyć. Mam problemy z koncentracją, czasami nawet, żeby przeczytać głupi artykuł w gazecie albo zapamiętać, co było w wiadomościach. Ciągle chodzę niewyspany, do tego dochodzą kłopoty z kobietami itd. Chciałbym uzyskać fachową poradę, ale nie wiem jak. Mieszkam w Poznaniu, tutaj pracuję i chodzę do szkoły, jednak zameldowany jestem w Szamotułach. Tam mam lekarza rodzinnego, a nie mam czasu tam jeździć, w tygodniu pracuję. Chcę się jak najszybciej pozbyć tego balastu depresji. Czuję, że moje życie może wyglądać inaczej. Starałem się zwalczać moje fobie: myślałem, że problemy z koncentracją i zasypianiem wynikają z krzywej przegrody nosowej, więc poszedłem do prostowania, zapisałem się na siłownię. Ale to nic nie daje. Każde niepowodzenie sprawia, że boję się jeszcze bardziej i bardziej... Chcę z tym walczyć, póki mogę, ale nie wiem od czego zacząć. Proszę o pomoc.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Metody radzenia sobie z lękiem

Lęk dopada mnie wszędzie, jak jestem sama szczególnie, ale bywa nawet, że w domu jak jestem z rodziną. Mam go od szkoły podstawowej. Biorę lek, ale jak myślę o jakiejś nowej, trudnej sytuacji, która mnie czeka, to on się pojawia,...

Lęk dopada mnie wszędzie, jak jestem sama szczególnie, ale bywa nawet, że w domu jak jestem z rodziną. Mam go od szkoły podstawowej. Biorę lek, ale jak myślę o jakiejś nowej, trudnej sytuacji, która mnie czeka, to on się pojawia, a później następuje lęk przed lękiem. Czy istnieją metody radzenia sobie z lękiem oprócz leków? Na przykład, gdy dopada mnie w samochodzie i jestem sama, a stoję na czerwonym świetle?

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Jan Karol Cichecki
Lek. Jan Karol Cichecki

Czy potrzebuję porady psychologa lub psychiatry?

Witam. Mam 25 lat i jestem kobietą. Od pewnego czasu czuję, że z moją psychiką jest coś nie tak. Ciągle chodzę przygnębiona i smutna - ale nie pokazuję tego w towarzystwie. Pośród ludzi zachowuję się normalnie, większość osób, które mnie...

Witam. Mam 25 lat i jestem kobietą. Od pewnego czasu czuję, że z moją psychiką jest coś nie tak. Ciągle chodzę przygnębiona i smutna - ale nie pokazuję tego w towarzystwie. Pośród ludzi zachowuję się normalnie, większość osób, które mnie zna, uważa mnie za wesołą, szczęśliwą i zabawną osobę, co kompletnie nie równa się z tym, co czuję w środku. Nie potrafię z nikim rozmawiać o swoich problemach, o myślach, które mnie prześladują. Wciąż wydaje mi się, że wszystko jest nie tak, jak być powinno - moje zachowanie, moje myśli, wszystko, co dzieje się wokół - w domu czy pośród znajomych. Boję się rozmawiać o tym z ludźmi, bo boję się wyjść na przygnębioną osobę - a takich nikt niestety nie lubi.

Codziennie, kiedy zasypiam, wyobrażam sobie mnóstwo historii o swoim własnym życiu - jak wszystko mogłoby wyglądać. Ale często wyobrażam sobie, że spotyka mnie jakaś ogromna tragedia, że ktoś bliski mi umarł, albo że sama otrzymuję diagnozę o nieuleczalnej chorobie. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Wiem, że nie powinnam sprowadzać na siebie smutnych myśli, a notorycznie to robię. Nie potrafię zaufać ludziom, nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek chciał mojego dobra. Boję się wyrażać emocje i uczucia, bo przeokrutnie boję się odrzucenia. Ale i tak najbardziej boję się tego, że zostanę sama, pozostawiona sobie, i wiem, że z takim problemem sobie nie poradzę. Pomimo tego, że otaczam się ludźmi, czuję, że nikt nie jest moim przyjacielem, nikt mnie kompletnie nie rozumie, a ja najbardziej na świecie chciałabym mieć prawdziwego przyjaciela. Lecz czy coś takiego istnieje?

Porównuję się wciąż do innych, każdy jest ode mnie lepszy, szczęśliwszy, każdy potrafi sobie radzić ze wszystkim, a ja wciąż wypadam bardzo marnie w tym rankingu... Coraz częściej marzę o tym, żeby mieć już 60 lat i żeby ominęły mnie problemy, z jakimi się teraz borykam. Nie potrafię od 8 miesięcy zmobilizować się do napisania pracy magisterskiej, nie potrafię nic zrobić na czas, wiem, że muszę zacząć pracować i zarabiać pieniądze, ale nie widzę w tym żadnego sensu ani celu. Nie mam zielonego pojęcia, co w moim życiu musiałoby się wydarzyć, żebym poczuła się choć trochę szczęśliwa... już dłużej nie potrafię tego ciągnąć, bo zatracam się coraz bardziej we własnym przygnębieniu. Czy jest na to rada? Czy jedynym wyjściem jest udanie się do psychologa?

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Lęk przed śmiercią

Witam. Mam problem związany ze śmiercią. Myślę o niej codziennie, budzę się w nocy i myślę, jak to będzie, kiedy będę leżeć w trumnie itd. Najgorsze myśli, jakie tylko mogą przyjść człowiekowi do głowy. Myślę o moich bliskich, kiedy umrą...

Witam. Mam problem związany ze śmiercią. Myślę o niej codziennie, budzę się w nocy i myślę, jak to będzie, kiedy będę leżeć w trumnie itd. Najgorsze myśli, jakie tylko mogą przyjść człowiekowi do głowy. Myślę o moich bliskich, kiedy umrą itd. Życie pomału traci sens. Mam 27 lat, jedno dziecko, zawsze chciałam mieć dwójkę, ale już nie będę mieć, bo po co dawać życie, skoro i tak kiedyś pójdziemy wszyscy do grobu? Wydaje mi się, że moja depresja związana jest z tym, że dużo osób odeszło w tym roku, tzn. moja Babcia, Kuzyn, Kolega, nawet Pani Dentystka. Jeszcze mogę wymienić kilka osób i wcale nie byli to ludzie starzy. Jestem w tym stanie już od lutego tego roku. Nie spotykam się z przyjaciółmi, nie odbieram telefonów. Proszę mi pomóc. Dziękuję. Zapomiałam napisać, że się boję, boję się, że dusze zmarłych do mnie przyjdą.

Jak pomóc siostrze, która ma nerwicę?

Witam serdecznie. Chciałam spytać, jak mam pomóc siostrze, która ma nerwicę od około roku. Leczyła się farmakologicznie, była u psychologa i psychoterapeuty, ale nadal ma objawy psychosomatyczne. Ma lęki, przez które nie może spać, często boli ją w klatce piersiowej,...

Witam serdecznie. Chciałam spytać, jak mam pomóc siostrze, która ma nerwicę od około roku. Leczyła się farmakologicznie, była u psychologa i psychoterapeuty, ale nadal ma objawy psychosomatyczne. Ma lęki, przez które nie może spać, często boli ją w klatce piersiowej, często płacze itd. Ma 28 lat, jest wykształconą osobą, ma męża, który pracuje, ona natomiast zajmuje się domem i dzieckiem. Często mówi, że najlepiej by było, jakby dostała zawał, tzn. mówi o śmierci. Ona stara się z tym walczyć, bo ten psychoterapeuta trochę ją pokierował, co ma robić itd., ale ona ma już tego dość, chce żyć normalnie, cieszyć się rodziną. Ja jestem od niej młodsza o 8 lat. Z góry dziękuję. Pozdrawiam. Ania.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Depresja po rozstaniu?

Mam na imię Piotrek i jestem studentem I roku inżynierii. Odkąd rozstałem się z moją pierwszą dziewczyną (jakieś 7 miesięcy temu), chyba nie potrafię się pozbierać. Nie cieszy mnie już nic, nie mam nawet do kogo się zwrócić. Sytuacja w...

Mam na imię Piotrek i jestem studentem I roku inżynierii. Odkąd rozstałem się z moją pierwszą dziewczyną (jakieś 7 miesięcy temu), chyba nie potrafię się pozbierać. Nie cieszy mnie już nic, nie mam nawet do kogo się zwrócić. Sytuacja w mej rodzinie też nie jest za ciekawa. Nie mam żadnej bliskiej osoby, której mógłbym zaufać i prosić o wsparcie. Odkąd zacząłem studia, niewiele się zmieniło. Nawet nie mam ochoty na wszelakie imprezy i tym podobne rzeczy. Moja egzystencja polega tylko na czekaniu na następny dzień. Wszelkie dotychczasowe zainteresowania nie cieszą mnie już tak jak kiedyś. Nie szukam sobie drugiej połówki na siłę, gdyż uważam, że to nie ma sensu. Nie byłem u lekarza ani nie przyjmuję żadnego leku, mającego wpływ na psychikę.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Bertrand Janota
Lek. Bertrand Janota

Co mogą oznaczać te objawy - przygnębienie, rozdrażnienie, chaos?

Mam 22 lata i piszę, bo dzieje się ze mną coś dziwnego, coś czego nie rozumiem. To „coś” dzieje się od około 3 lat. Zaczęło się od obniżonego nastroju, który dopadał mnie co jakiś czas. Nie przeszkadzało mi to aż...

Mam 22 lata i piszę, bo dzieje się ze mną coś dziwnego, coś czego nie rozumiem. To „coś” dzieje się od około 3 lat. Zaczęło się od obniżonego nastroju, który dopadał mnie co jakiś czas. Nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo, ale działo się to coraz częściej. Wkrótce zaczęło mi to bardzo doskwierać, ale nie szukałam pomocy u specjalisty. Przez ostatni rok objawy znacznie się nasiliły, nie występował już tylko obniżony nastrój, były to, a właściwie nadal są, gwałtowne zmiany nastroju (od radości i euforii po depresję i myśli samobójcze, od rozdrażnienia do totalnej obojętności), brak kontroli nad sobą/własnym zachowaniem, wybuchy agresji (w stosunku do bliskich, autoagresja, okaleczanie się), nerwowość, zbyt gwałtowne reakcje nieadekwatne do sytuacji, lęki oraz problemy ze snem (bezsenność, czasem lęk przed zaśnięciem, a czasem nadmierna wręcz senność).

Do tego dochodzi chroniczne uczucie pustki, bezcelowości, nieradzenie sobie z emocjami, których jest za dużo, chaos... Z tego powodu zaczęłam nadużywać substancji psychoaktywnych – głównie leków, a właściwie kodeiny. Nie jest to rozwiązaniem moich problemów, ale daje mi chociaż na chwilę zapomnienie i ukojenie. Nie wiem, na czym to polega i może to być nawet w pewnym sensie zabawne – ludzie, którzy mnie znają, postrzegają mnie jako osobę spokojną, zrównoważoną, a nawet zadowoloną z życia... Bardzo proszę o jakąkolwiek radę.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Jan Karol Cichecki
Lek. Jan Karol Cichecki

Nic nie sprawia mi radości. Jak mam na powrót się jej nauczyć?

Jestem 22-letnią studentką, mam grono wspaniałych przyjaciół i kochającą rodzinę. Moją sytuację mogłabym określić niejako lepszą od położenia wielu znanych mi osób, a jednak nie daje mi to satysfakcji. Ogarnęło mnie zmęczenie życiem, niewytłumaczalne zmęczenie, które odjęło sens wszystkim rzeczom,...

Jestem 22-letnią studentką, mam grono wspaniałych przyjaciół i kochającą rodzinę. Moją sytuację mogłabym określić niejako lepszą od położenia wielu znanych mi osób, a jednak nie daje mi to satysfakcji. Ogarnęło mnie zmęczenie życiem, niewytłumaczalne zmęczenie, które odjęło sens wszystkim rzeczom, jakie mogłam robić, radościom i troskom, które były przede mną. Nie wiem, od kiedy i nie wiem, jak długo to trwa, ale myślę, że można to liczyć już w latach.

Wszystko wydaje się szare i monotonne. Brak mi motywacji do czegokolwiek, w moim umyśle panuje poczucie beznadziejności i obojętność, co bardzo utrudnia mi podejmowanie decyzji, ciężko jest mi się na cokolwiek zdecydować, nie umiem się już cieszyć tak jak kiedyś, nie czuję radości, szczęścia i zadowolenia, jedynie smutek i przygnębienie. Czynności, które wykonuję – wykonuję mechanicznie, bo tak trzeba, bo wszyscy tak robią, nic mnie nie pasjonuje, nie interesuje. Często myślę, że chciałabym już umrzeć, ale wiem, że to by sprawiło wiele cierpienia moim bliskim. Zdaję sobie sprawę, że ten stan odbiega od normy, lecz nie umiem sobie z tym poradzić. Nie wiem, co mam robić. Proszę o radę.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Jan Karol Cichecki
Lek. Jan Karol Cichecki

Czy zagrażam swojemu życiu?

Ciągle chodzą mi po głowie myśli samobójcze. Codziennie stwierdzam, że już to zrobię... ale ogarnia mnie przeraźliwy strach i obawa, że będę cierpiała, że ktoś mnie uratuje, a chciałabym zrobić to raz, a dobrze. Czy to znaczy, że naprawdę to...

Ciągle chodzą mi po głowie myśli samobójcze. Codziennie stwierdzam, że już to zrobię... ale ogarnia mnie przeraźliwy strach i obawa, że będę cierpiała, że ktoś mnie uratuje, a chciałabym zrobić to raz, a dobrze. Czy to znaczy, że naprawdę to zrobię? Zabiję się? Czy to raczej nie zagraża mi? Bo ja tego praktycznie nie kontroluję, nachodzą mnie takie myśli i jestem jak w potrzasku, jakby ktoś inny mną kierował.

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Czy powinnam zgłosić się do lekarza, czy to tylko moje wymysły?

Tak więc, mam 18 lat. Mieszkam sama, na stancji, z dala od rodziców, ponieważ wybrałam szkołę w większym mieście niż moje rodzinne, ze względu na zdecydowanie lepszy poziom i moje ambicje. Nie mam tu nikogo bliskiego poza znajomymi z klasy....

Tak więc, mam 18 lat. Mieszkam sama, na stancji, z dala od rodziców, ponieważ wybrałam szkołę w większym mieście niż moje rodzinne, ze względu na zdecydowanie lepszy poziom i moje ambicje. Nie mam tu nikogo bliskiego poza znajomymi z klasy. W tamtym roku całkiem dobrze sobie radziłam, w tym jakoś nie wiem. Mam takie wrażenie, że jestem sama. Sama chyba bardziej w sensie samotna. Jadę wieczorem autobusem, patrzę na tych wszystkich ludzi, grupy znajomych czy pary, i nie wiem, jakoś dociera do mnie coś w stylu "A ty jesteś sama, nie masz się nawet z kim spotkać, wrócisz do domu i będziesz się uczyć". Ale przecież tak wybrałam, to była moja decyzja, wszyscy mi tak mówią i z całą pewnością mają rację. Sama tego chciałam i nie mogę teraz narzekać.

Mam ostatnio strasznie dużo nauki, okropnie dużo, nie wyrabiam się ze wszystkim i bez przerwy myślę tylko co muszę zrobić później i ustalam jakiś plan. Z reguły jest tego tyle, że nie zdążę ze wszystkim i mam o to do siebie żal. Bo nie uczę się tak dobrze jakbym chciała, a moim rodzicom należy się córka doskonała (jestem jedynaczką) za wszystko, co dla mnie robią. Córka doskonała, heh, a mają mnie... W dodatku nie lubię siebie, nie potrafię nawet chudnąć czy przestać obgryzać panokcie po to, żeby mogli chociaż pochwalić się ładną córką, skoro na wysoką średnią nie mają co liczyć. Oni nie są razem, wzięli rozwód, kiedy miałam 6-7 lat. Jeździłam wtedy do Warszawy do psychiatry, bo miałam starszne problemy, nie pamiętam tego dobrze z racji czasu, ale wiem, że długo to trwało. Nie mówi się teraz o tym w rodzinie, to temat tabu, koniec. Nie wiem nawet do końca, co mi było.

3 lata temu zaczęły się u mnie problemy z autoagresją. Podobno samo obgryzanie panokci też nią jest? Ale tego na pewno nie wiem. Cięłam ręce, bo pomagało. Dawało jakieś wytchnienie, nie wiem, to głupie, ale tak było. Od roku tego nie robię, ale są chwile, kiedy bardzo ciężko jest się powstrzymać. Ale powstrzymuje mnie myśl, że nie chcę z siebie zrobić idiotki w szkole, bo co powiem ludziom na WF-ie chociażby? I te wszystkie blizny. Ostatnio mam też problemy z jedzeniem, ciągle jem. Głodna, nie głodna. Jem. Wszystko, a potem dziwię się, że ważę tyle, a nie mniej. Kolejny paradoks mojego umysłu.

I jeszcze jedno, co ostatnio jest dla mnie najgorsze. Lęk. Paranoiczny lęk. Nie mogę w nocy spać, bo boję się ciemności. Boję się zgasić światło, słucham wtedy wszystkiego naokoło i słyszę każde stuknięcie, jakieś głosy. Nie mogę przez to spać, zdarza się, że całą noc siedzę przy zapalonym świetle, zasypiam na godzinę i muszę wstać do szkoły. Jestem nieprzytomna, więc w ciągu dnia wypijam 6 kaw, a później w nocy znowu nie mogę spać, bo się boję. Ja się już nie chcę bać... To jest straszne, chyba najgorsze ze wszystkiego, co opisałam.

Przeparaszam za literówki i za to, że wyszedł mi taki referat. Już nic więcej nie mówię, przepraszam, że was zanudzam, na pewno macie wiele swoich problemów, a tu przyszła taka i miała pisać krótko, a gada i gada, tylko po to, by uzyskać waszą odpowiedź na pytanie, czy ja powinnam coś z tym zrobić? Bo wydaje mi się, że jeśli zgłoszę się do psychologa, to wyjdę raczej na osobę, która z niczego robi problem. Bo bez przesady, każdy przecież ma problemy i to gorsze niż ja, a jak mówią rodzice, przecież sama sobie takie życie wybrałam.

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Potrzebuję z kimś porozmawiać, a nie potrafię nikomu zaufać

Mam 34 lata, jestem żoną i matką. Starałam się zawsze być silna psychicznie, ale w tej chwili nie mam już na to siły. Zacznę od tego, że około 8 lat temu przeszłam załamanie nerwowe, chodziłam do psychiatry i się leczyłam,...

Mam 34 lata, jestem żoną i matką. Starałam się zawsze być silna psychicznie, ale w tej chwili nie mam już na to siły. Zacznę od tego, że około 8 lat temu przeszłam załamanie nerwowe, chodziłam do psychiatry i się leczyłam, brałam leki psychotropowe. Myślałam, że to wszystko już minęło. Jednak od około 2 lat ten problem znowu zaczyna narastać. Wiem, że potrzebuję pomocy. Jest nawet gorzej niż było: alkoholizm męża, strata pracy, problemy z teściami, odsunięcie mnie od rodziny spowodowały to, że chcę umrzeć. Mam dzieci i to jest jedyna myśl, która mnie jeszcze stopuje. Wiem, że mnie potrzebują, ale ja już nie jestem dobrą mamą. Mam ciągłe zmiany nastroju. Nie potrafię się śmiać, za to potrafię ciągle płakać. Nie potrafię już rozmawiać z ludźmi, trzymam się na uboczu, rodzice w szkole mojej córki unikają mnie.

Jakiś rok temu chciałam to wszystko zakończyć i napisałam list pożegnalny, naszykowałam odpowiednie tabletki i wtedy przypomniały mi się dzieci. Po tym incydencie wzięłam się na jakiś czas w garść. Ale teraz jest jeszcze gorzej, naprawdę nie wiem, jak ja mam to wszystko opisać, w środku mnie panuje chaos. Żal i gorycz, które mnie ogarniają powodują, że czuję się tak, jakby zaraz miało pęknąć mi serce, wtedy pragnę śmierci. Pragnę zasnąć i nigdy się nie obudzić, żeby wszelkie problemy się skończyły. Ja wiem, że powinnam umrzeć, bo nie sprawdziłam się jako wnuczka, córka, matka, żona i synowa. Przeze mnie wszyscy cierpią. Lekarz psychiatra mi nie pomoże, chodziłam kiedyś do niego i nigdy do końca się przed nim nie otworzyłam; oni nie potrafią słuchać ludzi. Traktują nas jak przedmioty, a psychotropów nigdy już nie wezmę. Potrzebuję kogoś, kto mnie wysłucha i zrozumie.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Napady lęku i natrętne myśli - nie chcę ich już

Witam. Mam na imię Szymon, mam 16 lat. Rozumiem zdziwienie, ale błagam o poważne podejście do mojego problemu, ponieważ naprawdę chwytam się teraz, czego tylko mogę, aby jakoś wrócić do normy, są Państwo dla mnie ostatnią nadzieją. Mam okropne napady...

Witam. Mam na imię Szymon, mam 16 lat. Rozumiem zdziwienie, ale błagam o poważne podejście do mojego problemu, ponieważ naprawdę chwytam się teraz, czego tylko mogę, aby jakoś wrócić do normy, są Państwo dla mnie ostatnią nadzieją. Mam okropne napady lęku, pocę się, odczuwam ogromne ciepło, które mnie ogarnia, szybkie bicie serca. Zawsze temu towarzyszy jakaś absurdalna myśl, zawsze jak takie myśli się pojawiają, odczuwam te reakcje fizjologiczne. Nie będę przybliżał tych myśli, bo są naprawdę chore, są to jakieś chore stwierdzenia mojego umysłu, nie czuję jakby one były moje. Praktycznie od 5 miesięcy prowadzę z tym walkę, albo czuję okropny lęk, albo tak jak teraz, gdy piszę, staram sie trzymać jakoś od tych myśli i nie czuję nic, praktycznie nic. Nie mówię już nawet o cieszeniu się z czegoś, śmianiu się.

Zawsze jak takie uczucia pozytywne się pojawią, od razu na nie wyskakuje jedna z absurdalnych myśli i zamiast pozytywnych odczuć odczuwam lęk, te reakcje fizjologiczne, o których wspomniałem, i czuję się jakbym wariował. Najgorsze z tego jest to, że zdaję sobie sprawdę z tego, iż te myśli są absurdalne. Na każdą pozytywną sytuację przychodzi tak jakby mechanizm obronny w postaci tych myśli. Kiedy jestem czymś zajęty i te myśli blokuję, żeby się w nie wdawać i próbować je zrozumieć, to nie czuję nic, totalne przygnębienie, żadnej szansy na to, aby coś mnie ucieszyło bądź rozśmieszyło, wiszą nade mną te myśli cały czas. Nie potrafię już nawet wspominać jakichś miłych rzeczy, po prostu nie czuję nic, ciągle czuję coś jakby mi w brzuchu siedziało, coś nade mną wisi, nie daję już rady.

Myśli przybierają bardzo różną formę, ale mają takie same albo bardzo podobne odziaływania fizjologiczne, jakie opisałem. Najgorzej jest, gdy próbuję te myśli drogą logiki w swojej głowie wytłumaczyć. Prowadzi to do tego, że mi łeb prawie rozrywa i jest ogólna masakra, podczas takich właśnie sytuacji. Miałem już zamiar popełnić samobójstwo. Zresztą ciągle mam myśli samobójcze i planuję coś. Ogólnie wieczorami jest lepiej, bo zamiast tego lęku, tych reakcji fizjologicznych, po prostu nie czuję nic i o niczym nie myślę. Czuję się tak wyczerpany po całym dniu walki z tymi myślami, wieczorem jestem po prostu rozwalony.

Nie wiem, nie wyobrażam sobie, jak mógłbym z tego wyjść, aby było tak jak kiedyś. Jedyną drogą wydaje mi się po prostu wymazanie pamięci. Nie mogę podejść logicznie do tych myśli, mam wrażenie jakbym wariował. Mam 16 lat, wiem, że to, co napisałem może być śmieszne, głupie i nie warte przeczytania, ale dla mnie to jest jakaś mała nadzieja, a mam już jej naprawdę mało. 5 miesięcy życia mam już s******** przez to, nie może to trwać dalej. Dziękuję ogromnie z góry za odpowiedź.

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Jak sobie poradzić z napadami lęku?

Dzień dobry. Mam prawie 40 lat. Zaczęło się to u mnie 5 lat temu od raptownego skoku ciśnienia. Myślałam, że umieram. Tak się źle czułam. Potem przez prawie 4 lata bałam się gdziekolwiek iść, bo jak tylko zakręciło mi...

Dzień dobry. Mam prawie 40 lat. Zaczęło się to u mnie 5 lat temu od raptownego skoku ciśnienia. Myślałam, że umieram. Tak się źle czułam. Potem przez prawie 4 lata bałam się gdziekolwiek iść, bo jak tylko zakręciło mi się w głowie, to zaraz panikowałam i nie wiedziałam, co robić (ciśnieniomierz do dzisiaj noszę w torbie). Od listopada 2008 r. biorę tabletki na nadciśnienie i  jest trochę lepiej. Wspomagałam się lekiem uspokajającym z grupy benzodiazepin, a teraz prawie od roku (!!!!!!) mam kolejny lek uspokajający z tej grupy, biorę jedną tabl. dziennie. Ale teraz, gdzieś od 3 miesięcy, nie mogę wejść do sklepu, kina. Nawet na zebraniu u córki w szkole nie byłam, bo mam straszne zawroty głowy, robi mi się gorąco, duszno, jakbym miała się przewrócić. Takie dziwne uczucie, jakbym zeszła z karuzeli.

Nie zawsze tak jest, chociaż lęk towarzyszy mi zawsze. Dodam, że jak wezmę tabletkę, to nie mam takiego lęku, takiej wewnętrznej blokady. A zaczęło się to jak mąż wyjechał do pracy za granicę, i teraz jestem w domu sama z córką. Badania robiłam. Ekg, morfologia, tarczyca - OK. I myślę, że przez to wszystko zaczynam wpadać w depresję. Byłam u lekarza psychiatry w marcu 2009 r., dostałam trójpierścieniowy lek przeciwdepresyjny, ale jak przeczytałam ulotkę, to lek do dzisiaj leży w szufladzie. To chyba wszystko. Do widzenia.

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży
Patronaty