Twój przewodnik po zdrowiu

  1. Opisz swój problem. Pomożemy Ci znaleźć odpowiedź w bazie ponad miliona porad!
  2. Nie ma informacji, których szukasz? Wyślij pytanie do specjalisty.
Rozpocznij
7 6 3 , 6 6 9

odpowiedzi udzielonych przez naszych ekspertów

Rzetelnie + Bezpiecznie + Bezpłatnie

Relacje: Pytania do specjalistów

Mam dość życia. Co zrobić?

Rodzice ciągle na mnie krzyczą, za wszystko mnie obwiniają, nie chcą mnie słuchać, przerywają mi w pół zdania, nie dając mi się nawet wytłumaczyć. Mam tego dość. Słyszę tylko od nich, że do psychologa, bo jakaś psychicznie chora, zaraz się...

Rodzice ciągle na mnie krzyczą, za wszystko mnie obwiniają, nie chcą mnie słuchać, przerywają mi w pół zdania, nie dając mi się nawet wytłumaczyć. Mam tego dość. Słyszę tylko od nich, że do psychologa, bo jakaś psychicznie chora, zaraz się powiesi. Ciągle mi mówią, że niby nie chcę ich wysłuchiwać, a oni sami narzucają mi swoje zdanie. Co mam zrobić? Wszyscy są przeciwko mnie.

Nie radzę sobie sam bez kolegi

Dzień dobry! Chciałbym się dowiedzieć, czy mam depresję. Jestem studentem, mieszkam z kolegą razem już 3 rok i męczę 6 rok tę politechnikę. Odnoszę wrażenie, że bez niego w ogóle sobie nie poradzę. Zaczynam robić tak, jak on powie....

Dzień dobry! Chciałbym się dowiedzieć, czy mam depresję. Jestem studentem, mieszkam z kolegą razem już 3 rok i męczę 6 rok tę politechnikę. Odnoszę wrażenie, że bez niego w ogóle sobie nie poradzę. Zaczynam robić tak, jak on powie. Dla niego moje zdanie nie liczy się. Ma mnie, można powiedzieć brzydko, gdzieś, przynajmniej odnoszę takie wrażenie. Dla niego nigdy nic nie potrafię i tak zrobię to źle. Nie wiem, może za bardzo się tym wszystkim przejmuję. Nie mam swojego zdania w niczym, z czego też się bardzo śmieje i go to denerwuje. Już sam nie wiem, jak mam postępować. Jak sam zaczynam coś robić, jakiś projekt czy uczyć się, to on oczywiście ignoruje to, bo nie uznał, że to dobry moment, by coś porobić. Czasami jak mnie zdenerwuje, to najchętniej bym mu oddał fizycznie, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Niekiedy nie mogę spać, tak po mnie nerwy chodzą, nie potrafię mu tego prosto w oczy powiedzieć.

Mam jakiś lęk, że sobie nie poradzę ze studiami, bo mieszkam we Wrocławiu i rodzice opłacają ten cały "cyrk", a już powinienem tę szkołę skończyć dawno. Ale muszę przyznać jedno, że ten mój kolega jest nieco bystrzejszy w tej szkole i kiedyś mi powiedział, że do niczego nie jestem mu potrzebny. Proszę o poradę. Czy to, co pokrótce przedstawiłem, to jakieś może "wydziwiania", czy mam z tym jakiś problem? Z góry dziękuję i pozdrawiam!

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

W jaki sposób dojść do porozumienia z rodzicami?

Witam, mam 19 lat i poważny problem. Nie wiem jak dokładnie opisać, aby oddać to, co się naprawdę dzieje i żeby to nie zabrzmiało banalnie. Moje kontakty z rodzicami są koszmarne i doszło to już do tego stopnia, że w...

Witam, mam 19 lat i poważny problem. Nie wiem jak dokładnie opisać, aby oddać to, co się naprawdę dzieje i żeby to nie zabrzmiało banalnie. Moje kontakty z rodzicami są koszmarne i doszło to już do tego stopnia, że w zasadzie codziennie są awantury. Moi rodzice bez przerwy chcą, żebym się zmieniła, była taka jak oni tego chcą, miała takich znajomych, jak oni by chcieli... Nie wiem dlaczego, bo nie nadużywam alkoholu, nie wracam do domu po nocach (najpóźniej o 22.00) i to w weekendy, bo w tygodniu mi nie wolno wychodzić. Jestem studentką i chciałabym mieć w życiu więcej swobody i czasem trochę się rozerwać, bo nigdy nie miałam takiej okazji. Rodzice ciągle znajdowali jakiś powód, by mnie nigdzie nie puszczać, matura itp... Żadna moja koleżanka, przyjaciółka im nie odpowiada, nie wspominając już o chłopaku... Ze swoim pierwszym chłopakiem zerwałam właśnie ze względu na rodziców.... Chłopak, z którym jestem obecnie jest dla mnie najważniejszy... Kocham go prawdziwą i szczerą miłością i naprawdę nie wyobrażam sobie życia bez niego, ale on im nie odpowiada, mimo że nigdy z nim nie rozmawiali.

Próbuję rozmawiać z rodzicami na spokojnie, przedstawiać im swój punkt widzenia, aby mnie lepiej zrozumieli, staram się okazywać, że ja ich rozumiem i nie lekceważę swoich obowiazków wobec rodziców, tyle tylko, że te awantury są już bardzo uciążliwe i boję się, że odbije się to w końcu na ich zdrowiu. Moi znajomi ani chłopak nie są ze 'złych' czy patologicznych rodzin, to naprawdę zwyczajni ludzie, z którymi lubię spędzać wolny czas. Maturę zdałam dobrze, dostałam się na studia, więc naprawdę nie rozumiem, dlaczego rodzice tak ograniczają moją wolność. Co prawda kilka razy nagięłam ich zaufanie, ale to właśnie przez to, że nie mam ani odrobiny swobody. Mama sprawdza mnie na każdym kroku, telefonuje do znajomych, czy na pewno jestem tam, gdzie powiedziałam... Ja naprawdę staram się opisać to wszystko obiektywnie...

Studiuję pracę socjalną, trochę wiem jak powinno się rozmawiać, kiedy ma się tego typu problemy, ale na moich rodziców nic nie działa... Rozmawiałam z babcią nawet, by na nich wpłynęła, ale było jeszcze gorzej... Od wakacji po maturze co rusz łapię jakąś pracę, gdziekolwiek się da, tylko by odciążyć rodziców. Mama była zdolna nawet do tego, by mi zabrać wypłatę... Bo ją "rozp******".... Zrobiłam Wasz test na depresję, bo nie radzę sobie... Naprawdę od ponad pół roku jest tak źle, że sobie przestałam radzić... Moi znajomi i chłopak wspierają mnie, ale mi już wstyd jest im mówić o problemach... I koloryzuję sytuację w domu... Z testu wyszedł mi środkowy stan... Nigdy bym nie napisała w internecie o tym, gdybym znała jakieś wyjście, gdybym widziała chociaż jakieś światełko w tunelu... Ale ono chyba zgasło... Ja nie twierdzę, że moi rodzice chcą źle... Ja wiem, że mają dobre intencje i ja zresztą też chcę być dobrą córką... Oni mówią mi, że do niczego nie zajdę w życiu, że zła jestem... Kiedy ja przysięgam, że się staram jak mogę... Tylko chcę "odciąć pępowinę" i zacząć z nimi żyć na stopie bardziej partnerskiej, bo w tym wieku to już chyba trzeba... Bardzo proszę... Niech mi ktoś pomoże....

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Ulotność przyjaźni w konsekwencji depresji czy czasu?

Witam, mam 17 lat i aktualnie chodzę do 2 klasy szkoły średniej. Myślę, że stwierdzenie, iż przyjaciół dobieramy sobie podobieństwem charakterów czy osobowości, jest prawdziwe, przynajmniej tak było względem mnie i mojej przyjaciółki z gimnazjum. Chociaż, czy można to było...

Witam, mam 17 lat i aktualnie chodzę do 2 klasy szkoły średniej. Myślę, że stwierdzenie, iż przyjaciół dobieramy sobie podobieństwem charakterów czy osobowości, jest prawdziwe, przynajmniej tak było względem mnie i mojej przyjaciółki z gimnazjum. Chociaż, czy można to było nazwać przyjaźnią? Raczej można ująć określeniem 'koleżanki ze wspólnej ławki'. Byłyśmy osobami skrytymi, zamkniętymi w sobie, co tworzyło pewien dystans między nami i nie potrafiłyśmy do końca sobie zaufać i otworzyć (przynajmniej ja na pewno). Gimnazjum było jedynym punktem nas spajającym, ale także zarazem trudnym okresem, w którym dominowały zaczepki albo obojętność osób z klasy. Nie potrafiłyśmy się przeciwwstawić wyrządzanej nam krzywdzie. Chociaż w nas się wręcz burzyło od emocji, to milczałyśmy zamiast krzyczeć. Potem rozeszłyśmy się do innych szkół i kontakt powoli zamierał.

Można powiedzieć, że takie sytuacje się zdarzają, ale to jest bardziej skomplikowane: nie umiem być głucha na głos sumienia, to że pozostawiłam ją samej sobie, nie daje mi spokoju. Od trzeciej klasy zauważyłam, że z optymistki, cieszącej się z wszelkiej błahostki, moja koleżanka zmieniła się... wypaliła się i zgasła. Zamknęła się w swoim pokoju (myślę, że szkoła, dom czy poczucie samotności na pewno odegrały w tym znaczącą rolę). Nawet jej mama zaczęła się niepokoić (ale czy teraz powzięła jakieś środki? Wiem tylko, że przebywają ze sobą dużo czasu: wakacje, zakupy). W tym samym czasie także samobójstwo popełnił nasz kolega (który dopiero tym zdarzeniem uświadomił nam, jak bardzo był dla nas wszystkich niewidoczny). Moja koleżanka, jako osoba wrażliwa, przeżyła to niezwykle głęboko (nawet pani psycholog zaintrygowana, że wszystkie emocje dusi w sobie, poradziła jej, by się udała do poradni). W dniu tej tragicznej wieści przekonałam się, że mimo wewnętrznych chęci nie potrafię innych wspierać (moja szkolna towarzyszka niedoli zadzwoniła po koleżankę, w której ramionach mogła się wypłakać i poczuć ulgę - chociaż ja byłam tuż obok).

Po pewnym czasie zaczęła mi się zwierzać w SMS-ach. Treści były niepokojące, że zawodzi siebie i innych. Niekiedy nienawidzi siebie, że się urodziła. Zastanawiała się, czy rodzice na pewno chcieli jej przyjścia na świat. Doszło nawet do tego, że pisała, iż próbowała się utopić, ale tego nie potrafiła. Oczywiście w SMS-ach umiałam ją podtrzymać na duchu, jednak gdy dochodziło do spotkań, to ten temat jakby w ogóle nie istniał. OBECNIE: Minął (gdzieś tak) rok od tych zwierzeń. Teraz, raz na jakiś czas, napiszemy do siebie, ale moje pytania pozostają bez odpowiedzi (lub naszą rozmowę kończą lapidarne teksty typu "Aha"). Straciłam chęci do nawiązywania z nią kontaktu (po co? żeby pisać monologi?). Do tego świadomość, że mogę ją dodatkowo urazić czy zdołować, wcale mnie nie motywuje.

Czemu nie umiałam się wziąć w garść i pogadać z nią o jej problemach? Ale przecież, czy osoba nieumiejąca poradzić sobie sama z sobą jest dobrym mentorem w tak poważnych sprawach? Chociaż na przyjaciołach powinno się polegać... To jest przytłaczające czuć odpowiedzialność za cudze życie lub śmierć. W dzieciństwie byłam "jedyną przyczyną" (tzw. córeczka tatusia), dla której mój ojciec alkoholik z myślami samobójczymi nie chciał się zabić. Po prostu bałam się tego, że moje słowa mogą być motorem tragicznych wydarzeń mojej koleżanki, więc lepsza była cisza i niewidzenie problemu. Przebywanie z nią dawało mi poczucie, że nawzajem się dołujemy: to patrzenie na nią, odczuwanie, że coś jest nie tak, ale nie umiem jej pomóc, dać uśmiechu na dłuższy czas niż tylko na chwilę, który wydawał się jak wymuszony...

Jednak nadal się boję o nią, gdyż chociaż te wyznania mogły się przedawnić, to czy jej TAKIE zachowanie może być spowodowane depresją? Bo czy można nie zwracać uwagi na innych i odnaleźć szczęście (przez większość czasu) w 4 ścianach pokoju nad lekcjami? Wiem po sobie, że stan depresyjny może trwać i rozwijać się latami, dlatego mam obawy. Dawałam jej numer telefonu zaufania oraz mówiłam, że możemy iść do poradni, ale nie wiem, czy skorzystała. Mogłam bardziej naciskać, wpłynąć na nią. Wiem, że udzielić mi dokładnej odpowiedzi i rozwiać moje wątpliwości może tylko ONA, ale boję się tej konfrontacji. W ogóle, czy powinnam wracać do przeszłości? A może przesadzam? Przepraszam za tak długi opis, ale chciałam wszystko ująć i wyrzucić to z siebie. Pozdrawiam i liczę na odpowiedź.

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Problemy w szkole - odrzucenie przez kolegów

Witam, mam 17 lat i chodzę do 2 klasy liceum. Mam dość duży problem ze sobą, ze szkołą, z rodzicami i ogólnie z całym otaczającym światem. Zacznę od tego, że jestem jedynaczką. Upragnionym dzieckiem rodziców, bo przed moim urodzeniem moja...

Witam, mam 17 lat i chodzę do 2 klasy liceum. Mam dość duży problem ze sobą, ze szkołą, z rodzicami i ogólnie z całym otaczającym światem. Zacznę od tego, że jestem jedynaczką. Upragnionym dzieckiem rodziców, bo przed moim urodzeniem moja mama urodziła synka, ale niestety po 20 dniach zmarł z powodu wady serca. Więc ukochana córeczka ma wszystko, nie mogę powiedzieć, że mi czegoś brakuje. Przez ostatnie 3 lata mieszkałam u babci przez tydzień, a na weekendy jeździłam do domu. W sumie lubiłam ten układ. Moja babcia jest emerytowaną nauczycielką, dziadek również. Było mi bardzo dobrze, a i z rodzicami nie miałam żadnych problemów. W szkole było, jak było, raz lepiej, raz gorzej, ale większych problemów nie miałam z nauką, czy też z towarzystwem. Miałam jedną przyjaciółkę, wierną, i jak myślałam do tej pory, na zawsze. Ale czas i moja głupota wszystko zmieniły.

Problem zaczął się praktycznie w maju. Miałam jechać z moją inną przyjaciółką, z którą też chodziłam do jednej klasy, na weekend majowy. Ale że miałam problemy z babcią, która w końcu zmarła (nie ta, u której mieszkam) nie pojechałam. Przyjaciółka nie miała problemu, znalazła zastępstwo. Ale że zbliżały się wakacje, zaczęłyśmy planować wspólny wyjazd. Udało się - znalazłam wspanialy domek, dość tani, obok działki moich dziadków. Moja paczka miała pojechać sama, a ja miałam dojechać wieczorkiem. Byłam wtedy na obozie, ale oni myśleli, że byłam gdzie indziej. Nie chciałam mówić im, że jadę na obóz, ot tak, sama z siebie chciałam mieć jakiś sekret :) Pojechali, ale że żadna z tych osób nie była pełnoletnia i nie mieli żadnego dowodu tożsamości, to zostali wyrzuceni z tego ośrodka. Wtedy mój dziadek pojechał po nich, przywiózł na działkę i moja babcia stwierdziła, że ich przenocuje i jutro pojadą gdzieś razem, i ona za nich poręczy! Ale oni: "Nie".

I po tym wszystkim nazwali mnie kłamczuchą i ogólnie wszystkim najgorszym. Została mi moja przyjaciółka. Niby wszystko OK, powiedziała, że sobie poradzimy, chociaż ona zawsze była z boku naszej paczki, ale nie pokłóciła się z nikim. Postanowiłyśmy zmienić klasę na równoległą. Powiodło się. Wszystko było OK, chociaż strasznie to wszystko przeżyłam. Bałam się chodzić po mieście, chciałam zmienić szkołę, ale rodzice mi nie pozwolili. Moja przyjaciółka, z którą przeniosłam się do innej klasy, również się na mnie obraziła. Szczerze mówiąc, nie wiem za co. Zostałam sama. Czuję się okropnie, chce mi się płakać, mam napady płaczu ogólnie, nie mam ochoty żyć i w dodatku mam wspólne lekcje językowe z moimi byłymi znajomymi, gdzie nie oszczędzają mi docinków. Żal mi z jednej strony tego wszystkiego, ale nie mam siły o to walczyć. Chyba na zawsze zostanę sama... Pomocy!

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Jak sobie radzić z rozdrażnieniem i niezadowoleniem?

Od kilku miesięcy jestem bardzo niespokojna. Moja rodzina uważa, że robię się coraz bardziej agresywna i nieuprzejma. Bardzo łatwo doprowadzić mnie do płaczu lub wyprowadzić z równowagi. Jestem stale niezadowolona i rozdrażniona, nawet zwykłe pytanie może doprowadzić mnie do złości....

Od kilku miesięcy jestem bardzo niespokojna. Moja rodzina uważa, że robię się coraz bardziej agresywna i nieuprzejma. Bardzo łatwo doprowadzić mnie do płaczu lub wyprowadzić z równowagi. Jestem stale niezadowolona i rozdrażniona, nawet zwykłe pytanie może doprowadzić mnie do złości. Moja mama ma na mnie duży wpływ i nie potrafię jej odmówić, co bardzo mnie irytuje. Zaznaczę, że w trakcie wybuchów złości nigdy nie mówię tego, co naprawdę myślę w obawie przed konsekwencjami. Wszystko kumuluję w sobie, ale coraz częściej mam wrażenie, że zaraz wybuchnę. Co mam zrobić? Bo według moich rodziców, nic się nie dzieje (nie wiem, czy to ważne, ale mam 20 lat).

Chcę pomóc przyjaciółce - jak konkretnie?

Witam, mam 18 lat, jestem maturzystką, w tym roku sama walczyłam z depresją (byłam u psychiatry kilka razy, przyjmowałam leki) i trzymam się dobrze. Nie mogę tego powiedzieć o mojej przyjaciółce, która właśnie teraz potrzebuje pomocy. Jest ona również w...

Witam, mam 18 lat, jestem maturzystką, w tym roku sama walczyłam z depresją (byłam u psychiatry kilka razy, przyjmowałam leki) i trzymam się dobrze. Nie mogę tego powiedzieć o mojej przyjaciółce, która właśnie teraz potrzebuje pomocy. Jest ona również w maturalnej klasie, jednak jej problemy nie zaczęły się nagle, tylko stopniowo narastały. 2 lata temu okaleczała się (zaznaczę, że mogłam mieć na nią wpływ, gdyż ja to jakby "zapoczątkowałam"), rok temu miała problemy związane z odżywianiem i prawie bulimią (nie wiem, czy to ma jakieś znaczenie, ale to ja jestem osobą, która ma kompleksy dotyczące swojego ciała, ona nie ma nawet nadwagi), w tym roku po prostu już się rozpadła.

Zawsze była osobą zamkniętą, która kumulowała w sobie wszystkie złe nastroje i cierpiała wewnętrznie. Zupełnie nie dogaduje się z rodzicami, myślę, że to jest główny problem. Ciągle mówi, że u Niej w domu wcale nie jest tak wspaniale, jak wygląda z zewnątrz, brakuje jej miłości mamy (jej mama ma depresję od dawna), rodzice ograniczają ją, ona w odwecie nie okazuje im uczuć, mówi, że od tych 3 lat nieustannie kłóci się z nimi. Nasza wspólna przyjaciółka, równie nam bliska, chciała się zabić i skoczyła z mostu do rzeki. Przeżyła. Dowiedziałyśmy się długo po fakcie. Również miała depresję.

Ostatnio, kiedy zauważyłam, że znowu coś jest nie tak, żeby z niej cokolwiek wyciągnąć, musiałam ją upić. Dowiedziałam się, że ona nie potrafi żyć, jest w dziurze, w której się zatapia, nie ma nic wokoło, jest sama, nie chce żyć, że jest zimna jak kamień i pusta, nie ma w sobie żadnych uczuć, że nie wie kim jest, że ciągle udaje, jej rodzice nie mogą jej znieść, że tak źle się zachowuje, że kazali jej się wyprowadzać z domu. Powiedziała, że pójdzie do psychologa. Nie poszła. Następnego dnia mówiła, że wszystko w porządku. Że ona nie potrzebuje żadnego psychologa, chociaż jednocześnie powiedziała, że "to nie jest tak, że ja nie chcę tam iść, tylko nie potrzebuję", że nie o Niej powinnyśmy rozmawiać.

To ja jestem dla niej najważniejszą osobą na świecie. Ja, póki co, Jej nie odpuszczam i namawiam ją do wizyty. Bezskutecznie. Jak mam to zrobić? Próbowałam szantażu, czy w tym wypadku jest on wskazany? Czy mam z Nią rozmawiać o tym, o czym ona mi mówiła, czy też nie? Jak mam z nią rozmawiać, kiedy ona ciągle mi ucieka, zbywa mnie? W tym roku matura, a już zaczyna opuszczać szkołę, więc muszę działać szybko. Jej rodzice widzą, co się z nią dzieje i umówili ją z psychologiem, ale nie poszła. W szkole udaje. Nieustannie udaje. Jak mam w nią wejść i czy powinnam? Co mówić? Czy spełnieć jej marzenia, pokazywać piękno życia, które ja widzę, czy nie mówić o sobie? Co konkretnie mam robić, a czego nie? Może powinnam pójść z nią do psychologa, czy nie? Może kogoś możecie mi polecić? Zrobię wszystko, co mogę. Wszystko. Tylko co mogę? Gosia

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Jan Karol Cichecki
Lek. Jan Karol Cichecki

Problemy w relacjach z rówieśnikami

Mam 17 lat. Uczę się w liceum. Moje problemy zaczęły się już cztery lata temu... Gdy pokłóciłam się z przyjaciółką, ona rozpętała mi prawdziwe piekło... Zmieszała mnie z błotem, ośmieszyła przed całym otoczeniem. Nabrałam wtedy dużego lęku przed ludźmi i...

Mam 17 lat. Uczę się w liceum. Moje problemy zaczęły się już cztery lata temu... Gdy pokłóciłam się z przyjaciółką, ona rozpętała mi prawdziwe piekło... Zmieszała mnie z błotem, ośmieszyła przed całym otoczeniem. Nabrałam wtedy dużego lęku przed ludźmi i zaangażowaniem się w kontakty międzyludzkie. Przez dwa lata byłam ośmieszana, nie mówiłam o tym nikomu, nie szukałam nigdzie pomocy... W końcu poradziłam sobie z tym sama. Myślałam, że z tego wyszłam, ale... Rok temu poznałam w internecie znajomą. Na początku dobrze nam się rozmawiało... Gdy spotkałyśmy się w realu, wszystko szło dobrze... Aż do czasu, gdy zaczęła nazywać mnie przyjacielem... Wtedy zaczęło dziać się ze mną coś bardzo dziwnego...

Zaczęłam mieć ogromne lęki, że ona mnie opuści... Kiedy tylko przez chwilę zostawałam sama, dostawałam napadów szału... Robiłam jej wyrzuty, krzyczałam, że jej nienawidzę, że odejdę, że się zabiję i to będzie jej wina... Nie pozwalałam jej normalnie żyć... Następnego dnia dochodziłam do wniosku, że nie mogę pozwolić jej na przebywanie z takim czymś jak ja... Ale nie umiałam jej zostawić, bo bałam się zostawać sama... Nie wiem, co się ze mną dzieje. Potrafię tydzień być "normalna", po czym w jednej chwili przestać normalnie myśleć, robić awantury, krzyczeć, wyzywać... Ostatnio zaczęłam mieć nawet myśli samobójcze i właściwie nie ma dnia, w którym nie myślałabym o śmierci.

Nie miałam łatwego życia... Mój brat był narkomanem, moi rodzice byli skupieni tylko na nim, moje problemy zeszły na bok. Nie mam teraz do nich żadnego zaufania, nie mam nikogo, kto mógłby mnie wysłuchać... Czy to może mieć jakiś wpływ na moje zachowanie? Mam ogromne kompleksy... Kiedy rozmawiam z ludźmi, wydaje mi się, że oni uważają mnie za kogoś gorszego, że wyśmiewają za plecami... Nie umiem przez to normalnie funkcjonować... Jestem nadwrażliwa, wszystko biorę do siebie i chowam głęboko... Potrafię przeżywać jedno wypowiedziane na mój temat złe słowo przez długi czas i potem dusić je w sobie... Nienawidzę siebie... Jednocześnie chciałabym sobie pomóc... Co mi jest?

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Wydziwiam czy jest coś na rzeczy?

Dzień dobry! Chciałbym się dowiedzieć, czy mam depresję. Jestem studentem, mieszkam z kolegą razem już 3 rok i męczę 6 rok tę politechnikę. Odnoszę wrażenie, że bez niego w ogóle sobie nie poradzę. Zaczynam robić tak, jak on powie....

Dzień dobry! Chciałbym się dowiedzieć, czy mam depresję. Jestem studentem, mieszkam z kolegą razem już 3 rok i męczę 6 rok tę politechnikę. Odnoszę wrażenie, że bez niego w ogóle sobie nie poradzę. Zaczynam robić tak, jak on powie. Dla niego moje zdanie nie liczy się. Ma mnie, można powiedzieć brzydko, gdzieś, przynajmniej odnoszę takie wrażenie. Dla niego nigdy nic nie potrafię i tak zrobię to źle. Nie wiem, może za bardzo się tym wszystkim przejmuję. Nie mam swojego zdania w niczym, z czego też się bardzo śmieje i go to denerwuje. Już sam nie wiem, jak mam postępować. Jak sam zaczynam coś robić, jakiś projekt czy uczyć się, to on oczywiście ignoruje to, bo nie uznał, że to dobry moment, by coś porobić. Czasami jak mnie zdenerwuje to najchętniej bym mu oddał fizycznie, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Niekiedy nie mogę spać, tak po mnie nerwy chodzą, nie potrafię mu tego prosto w oczy powiedzieć.

Mam jakiś lęk, że sobie nie poradzę z studiami, bo mieszkam we Wrocławiu i rodzice opłacają ten cały cyrk, a już powinienem tę szkołę skończyć dawno. Ale muszę przyznać jedno, że ten mój kolega jest nieco bystrzejszy w tej szkole i kiedyś mi powiedział, że do niczego nie jestem mu potrzebny. Proszę o poradę. Czy to, co pokrótce przedstawiłem, to jakieś może wydziwiania, czy mam z tym jakiś problem? Z góry dziękuję i pozdrawiam!

Rodzice wtrącają się tam, gdzie ich nie chcę - co robić dalej?

Cześć, mam na imię Justyna, mam 16 lat. Mam ogromny problem z rodzicami. Ogólnie, było już wiele problemów, ale to już chyba szczyt. Powoli zaczynam zajmować się sobą i swoim życiem, prowadzić je tak jak chcę. Lubię jeździć na różnego...

Cześć, mam na imię Justyna, mam 16 lat. Mam ogromny problem z rodzicami. Ogólnie, było już wiele problemów, ale to już chyba szczyt. Powoli zaczynam zajmować się sobą i swoim życiem, prowadzić je tak jak chcę. Lubię jeździć na różnego rodzaju imprezy, czasami wracam rano. Trochę ćpałam, ale to dawne dzieje. Nie odmówię również alkoholu. Palę papierosy. Ale znajduję również czas na naukę, posprzątanie w domu i inne obowiązki. Po prostu takie wybrałam życie. Oni tego nie rozumieją, nazywają mnie psychicznym dzieckiem. Potem problemy z chłopakiem. Podcięłam sobie żyły. Matka zauważyła nadgarstki, poza tym... Rok temu przeprowadziliśmy się na wioskę, małą wioskę. Wystarczy przejść się po chodniku z jakimś kolegą i już WSZYSCY mówią "Ona jest dziwką". A rodzice tego słuchają. Przestałam tolerować ich krzyki i czepianie się, zaczęłam na nich krzyczeć i wyklinać, uciekać z domu. Matka zamyka się w toalecie i ryczy, a ojciec cały się trzęsie.

Niedawno matka powiedziała mi: "Kochałam Cię, ale teraz Cię nienawidzę. Nie jesteś moją córką". A nie jestem już dzieckiem. Nie chcą tego pojąć. Co prawda - nie jestem jeszcze dorosła, ale mam bliżej niż dalej. Potrafię o siebie zadbać. Jeśli wyjdę i wypiję piwo czy dwa, to przecież na pewno z koleżankami, a nie żulami pod sklepem. Mam już tego serdecznie dosyć. Dla nich ciągle mam dziesięć lat! Nie chcą się odczepić. Nie dość, że mam swoje prywatne problemy, to oni jeszcze doprawiają to wszystko swoim wrzaskiem i wtrącają się tam, gdzie wcale ich nie chcę. Chcą mnie wysłać do psychologa. Uważam, że po tym, co przeszłam jeszcze wcześniej, psycholog mi nic nie da. Jednak jestem ciekawa, czy może Wy zmienicie moje podejście i rzucicie nowe światło na sprawę?

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Konflikt rodzinny

Jestem chłopakiem, mam 18 lat, uczę się w II klasie liceum (dwa lata do tyłu już w podstawówce). Nie mogę pogodzić się z matką (konflikty trwają od dawna), nie widzę wyjścia z obecnej sytuacji. Na forach radzą mi uczyć się...

Jestem chłopakiem, mam 18 lat, uczę się w II klasie liceum (dwa lata do tyłu już w podstawówce). Nie mogę pogodzić się z matką (konflikty trwają od dawna), nie widzę wyjścia z obecnej sytuacji. Na forach radzą mi uczyć się dalej, znaleźć pracę i się wyprowadzić, ale jest to niemożliwe, bo nawet jak ukończę szkołę (uczę się w domu, nie wychodzę z niego w ogóle), to i tak będzie mi bardzo trudno dostać jakąś pracę, a taką, która pozwoliłaby na wyprowadzkę, to już nierealne. Mam za sobą dwie nieudane próby samobójcze, ale tak mnie one przestraszyły, że boję się zrobić to jeszcze raz, przynajmniej do czasu, aż znajdę inną i odpowiadającą mi metodę. Jednak życie w domu, w ciągłym konflikcie, wykańcza mnie psychicznie, do cna, tak że ciągle szukam jakiego nowego, odpowiadającego mi sposobu zabicia się i nie mogę znaleźć niczego, co pozwoliłoby mi się od tego wszystkiego oderwać.

Teraz te konflikty bardzo się zaostrzyły, więc rzucam tę szkołę (nie mam siły tak żyć, dalej się uczyć, szczególnie że nie wychodzę na krok z domu i nie mam jak od tego, choć na chwilę, odetchnąć, a żadnych perspektyw nie widać) i nie wiem, co będzie dalej. Miałem wcześniej stwierdzone zaburzenia schizotypowe, ale to tak nie wiem, czy do końca, bo większość lekarzy (w tym ta, która wydała diagnozę) leczyła "na odwal się". Cóż tu można mi poradzić?

Nie lubię imprez

Mam 16 lat. Boję się braku akceptacji rówieśników z powodu niechodzenia na imprezy. Kontakty z rówieśnikami mam bardzo dobre, ale nie wiem, jak im to wytłumaczyć, że nie lubię chodzić na imprezy. Nie chcę na siłę polubić, bo wiem, że...

Mam 16 lat. Boję się braku akceptacji rówieśników z powodu niechodzenia na imprezy. Kontakty z rówieśnikami mam bardzo dobre, ale nie wiem, jak im to wytłumaczyć, że nie lubię chodzić na imprezy. Nie chcę na siłę polubić, bo wiem, że tego nie zrobię, ale też ciągłe wymówki w stylu choroba, brak czasu raczej nie wchodzą w grę. Jak przekonująco i niegłupio to wytłumaczyć?

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Toksyczna teściowa i maminsynek

Mam problem z rodziną mojego chłopaka. Rok temu zostałam przez nich wszystkich zraniona i wyrzucona z ich domu przez teściową. Napisałam teściowa, bo zamierzamy się pobrać. Wyrzuciła mnie dlatego, że kłóciłam się z moim chłopakiem w jego pokoju, a...

Mam problem z rodziną mojego chłopaka. Rok temu zostałam przez nich wszystkich zraniona i wyrzucona z ich domu przez teściową. Napisałam teściowa, bo zamierzamy się pobrać. Wyrzuciła mnie dlatego, że kłóciłam się z moim chłopakiem w jego pokoju, a ona stwierdziła, że nie mogła już tego słuchać i weszła do pokoju, a za nią córeczka i jeszcze jeden synek, i wszyscy na mnie, że się kłócę tylko z jej synem, że powinna była bronić swojego syna, a mojego obecnie chłopaka przede mną i moją rodziną. Powiedziała to dlatego, bo jestem trochę biedniejsza od nich, a mój chłopak nic na to. Ja się sama broniłam, bo oni wszyscy na mnie. Aż się rozpłakałam i wyszłam, bo mnie wyrzuciła. Co robić? Czuję się poniżona, nie mam wiary w siebie. Oni traktują mnie jak mało inteligentną, a oni, że są najlepsi. Jak im pokazać, że tacy nie są, żeby mnie nie poniżali ani się nie wywyższali? Ja jestem osobą trochę cichą i spokojną. Może dlatego mają przewagę, że nie umiem walczyć o swoje? Co mam robić? Zamierzamy pobrać się w następnym roku. On chce, bym tam jeździła do niego, a ja nie chcę. Boję się, że znowu zostanę zraniona. Jak stawić im czoło, nie bać się, nie czuć się tą gorszą i słabszą? Proszę o wskazówki, co robić, by siebie tak nie widzieć? Jak z nimi wygrać i pokazać, że tak nie wolno traktować ludzi?

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Depresja i toksyczna teściowa. Jak sobie radzić?

Witam, właściwie nie wiem, od czego powinnam zacząć. Dużo tego. Niełatwe dzieciństwo, bicie, przemoc psychiczna, 2 próby samobójcze, na szczęście nieudane. Później wyzwolenie się z domu, wyjazd z obecnym mężem, teraz rodzina, mąż, córcia i wydawałoby się, że wszystko powinno...

Witam, właściwie nie wiem, od czego powinnam zacząć. Dużo tego. Niełatwe dzieciństwo, bicie, przemoc psychiczna, 2 próby samobójcze, na szczęście nieudane. Później wyzwolenie się z domu, wyjazd z obecnym mężem, teraz rodzina, mąż, córcia i wydawałoby się, że wszystko powinno być tak piękne... Ale nie jest. Czuję, że wszystko mnie przytłacza. Nie rozumiem świata i ludzi. Nie mam kontaktu z moimi rodzicami, chociaż mieszkają 3 km ode mnie, bardzo chciałabym mieć z nimi jakikolwiek kontakt. Toksyczna matka i jej uległy mąż. Straszne to, gdy Twoja matka nawet nie chce poznać swojej już 2-letniej wnusi.

Teściowa, która całe życie była rozpieszczana przez swoją matkę, która uważa, że wszystko jej się należy, do wszystkiego ma prawo, nawet do wychowywania mojej córci (tylko swojego dziecka nie umiała wychować i robiła to jej mama), nie mogę liczyć na nią w żadnej sprawie. Potrafi mnie tylko dołować i wytykać, z jakiej rodziny ja jestem. I ten strach... strach, że zrobię krzywdę mojemu dziecku, od pierwszych dni życia mojej córci prześladuje mnie myśl, że ona chce mi ją zabrać. Koszmary w nocy i ten lęk przed jej wizytą u nas, przed wzięciem małej na ręce, straszne. Rozmawiałam raz z byłą bratową mojej teściowej, która powiedziała mi, że u niej było podobnie, że moja teściowa traktuje dzieci jakby to były jej własne. No, ale jak to wygląda, żeby babcia nie miała kontaktu ze swoją wnusią?

Żadna inna osoba nie wywołuje u mnie takiego lęku. Ale strach jest silniejszy, niezależny ode mnie. Tak naprawdę czuję, że jestem sama. Od pewnego czasu czuję, że mnie wszystko przytłacza, nie śmieję się już tak jak dawniej, mam ochotę spać całymi dniami, wszystko widzę w czarnych barwach. Czuję, że cały czas mam pod prąd. 2 miesiące temu zaczęłam spotykać się z psychologiem, ale to nie ma sensu, wręcz dostrzegłam więcej kompleksów niż myślałam, że mam. Tak naprawdę widzę, że to już nie chodzi tylko o mnie, ale odbija się to na całej naszej trójce. Nie wiem czemu to wszystko piszę, nie mam życia prywatnego, znajomych, może po prostu czuję potrzebę wygadania się. Dziękuję i będę wdzięczna za każde słowo pocieszenia od Pani. Pozdrawiam, Magda.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Nie radzę sobie z córką - gdzie mam się udać o pomoc?

Jestem matką, wychowującą samotnie 11-letnią córkę. Nie umiem sobie poradzić z nią. Jest bardzo opryskliwa w stosunku do mnie, jak i babci. W szkole ma bardzo złe oceny. Nie chce się uczyć ani odrabiać lekcji. Potrafi wyjść z domu bez...

Jestem matką, wychowującą samotnie 11-letnią córkę. Nie umiem sobie poradzić z nią. Jest bardzo opryskliwa w stosunku do mnie, jak i babci. W szkole ma bardzo złe oceny. Nie chce się uczyć ani odrabiać lekcji. Potrafi wyjść z domu bez pozwolenia. I nie wykonać kary, jaką jej wymierzę. Nauka jej wcale nie interesuje, woli przesiedzieć przed telewizorem i bajki oglądać. Czasami mam wrażenie, że cofnęła się w rozwoju i zachowuje się jak dziecko z pierwszej klasy. Chodziłam już do poradni szkolnej, rozmawiałam z psycholog szkolną, ale one nie widzą problemu. Nie mam już pojęcia, co robić i do kogo się udać. Na ojca dziecka nie mam co liczyć.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

O czym z nim gadać na przerwach?

On jest moim kumplem, ale jakoś trudno czasem znaleźć mi temat ;// lub jakieś pytanie zadać. Przychodzę do domu i płaczę, bo wiem, że zobaczę go dopiero jutro ;/;/ Ja mam 13, on 15 lat.
odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Przyjaciółka poświęca całą swoją energię na pomoc partnerowi z depresją - jak jej pomóc?

Od mniej więcej roku moja przyjaciółka ma chłopaka. Powiedziała mi w zaufaniu, że miał on w przeszłości problemy, że jest chory. Później okazało się, że to była depresja i cały czas ma nawroty choroby. Na początku, gdy się poznali, było...

Od mniej więcej roku moja przyjaciółka ma chłopaka. Powiedziała mi w zaufaniu, że miał on w przeszłości problemy, że jest chory. Później okazało się, że to była depresja i cały czas ma nawroty choroby. Na początku, gdy się poznali, było trochę lepiej, ale od pewnego czasu znowu pogarsza się jego stan. Ale ja martwię się o moją przyjaciółkę. Zmieniła się. Nie jest już tą samą osobą, co kiedyś. Mniej się śmieje, nie cieszą jej rzeczy, które cieszyły do tej pory. Porzuciła harcerstwo, do domu rodzinnego przyjeżdża co 3-4 tygodnie na 8 h i wraca do niego. Studiuje, pracuje, a kiedy wraca do domu (mieszkają razem), sprząta, gotuje, pierze itd. Nie mówię, że to źle, ale wszystko razem mnie niepokoi. Straciła chęć do życia. Odstawiła na bok nawet mnie... Co mam zrobić, żeby jej pomóc?

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Nawiązywanie i utrzymywanie kontaktów międzyludzkich

Czytałam o nadużyciach wobec dzieci w książce Pii Mellody "Toksyczne związki". Wiem, że wobec mnie dopuszczono się takich nadużyć w sferze emocjonalnej, intelektualnej w mojej dysfunkcyjnej rodzinie. Były awantury między dorosłymi - zazdrosny ojciec; zamiana ról - moja...

Czytałam o nadużyciach wobec dzieci w książce Pii Mellody "Toksyczne związki". Wiem, że wobec mnie dopuszczono się takich nadużyć w sferze emocjonalnej, intelektualnej w mojej dysfunkcyjnej rodzinie. Były awantury między dorosłymi - zazdrosny ojciec; zamiana ról - moja mama była zastępczą partnerką/koleżanką dla swojej matki i przejmowała od niej zdanie o innych członkach rodziny, np. krytyka mojego ojca jako część wspólna, która miała być płaszczyzną ich porozumienia; krytyka mojej osoby jako podobnej do NIEGO, czyli mojego ojca ("ona jest taka sama jak ON" - to słowa babki - zrobiono ze mnie kozła ofiarnego rodziny, bo kiedy oni, tzn. dorośli, nie zdołali się unicestwić, wtedy ich chore osobowości wyżywały się na mnie). Do tego jeszcze hołubienie mojego brata za wszystko (nawet jak coś zbroił, to minimalizowano szkodliwość jego postępków lub dopatrywano się jakichś sympatycznych akcentów zdarzenia) - to polityka mojej babki, a więc potem też mamy i ojca. Mój brat otrzymał od osób znaczących poczucie ważności i wyjątkowości. Wtedy brat mówił, że mnie toleruje - tu był aplauz ze strony dorosłych, kiedy ja równolegle otrzymywałam etykiety "głupia" itp. lub po prostu ciągle byłam porównywana z nim i w efekcie czułam się gorsza, dlatego dzisiaj świadomie nie chcę utrzymywać z nim kontaktów.

Dzisiaj jestem osobą, która odizolowała się, bo w miejscu zdrowych granic postawiła mury. Pomimo że życie stykało mnie z różnymi ludźmi (nie mieszkam w miejscu urodzenia), to moje relacje nie przetrwały. Często czułam się rozumiana opacznie lub po prostu wykorzystana, bo łatwo mną manipulować. Tak naprawdę to chyba nie znam się kompletnie na relacjach zdrowych, bo mam uszkodzone granice. Co robić, żeby naprawić szkody w zakresie upośledzenia kontaktów z innymi ludźmi ?

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Mama, jej nowy partner i kłótnie z córką - co robić?

Moja przyjaciółka ma poważny problem. Jej tato zmarł dawno temu. Ostatnio jej mama zaczęła spotykać się z innym. Na początku był dla niej miły i w ogóle. A teraz, odkąd jej mama się z nim spotyka, moja przyjaciółka w ogóle...

Moja przyjaciółka ma poważny problem. Jej tato zmarł dawno temu. Ostatnio jej mama zaczęła spotykać się z innym. Na początku był dla niej miły i w ogóle. A teraz, odkąd jej mama się z nim spotyka, moja przyjaciółka w ogóle z nią nie rozmawia. Oddaliły się od siebie. Jej mama traktuje ją jak powietrze... I jeszcze cały czas na nią krzyczy! W ogóle już ze sobą nie rozmawiają... Nie wiem, jak jej pomóc!

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Jak pomóc siostrze, która jest w depresji, a żyje z synem w takim samym stanie?

Siostra mieszka w centrum Warszawy, ma 73 lata, jest stomatologiem, zawsze była życzliwą i mądrą osobą. Od kilku lat to kobieta znerwicowana, w ciągłej depresji. Życie jej to pasmo zmartwień o 42-letniego syna, który skończył szkołę jubilerską, ale nigdy...

Siostra mieszka w centrum Warszawy, ma 73 lata, jest stomatologiem, zawsze była życzliwą i mądrą osobą. Od kilku lat to kobieta znerwicowana, w ciągłej depresji. Życie jej to pasmo zmartwień o 42-letniego syna, który skończył szkołę jubilerską, ale nigdy nie podjął pracy (poza krótkim epizodem, kiedy to przez 1/2 roku był trenerem nurkowania w Tajlandii). Żadna praca mu nie odpowiada, a bo to nie będzie znosił kogoś fochów, a bo to poniżej jego aspiracji. Wypłakuje się na pierś matki, jaki to on nieudacznik, jaki biedny, a ta głaszcze go i pociesza, że też całe życie była nieśmiała i dobrze go rozumie. Kilka lat temu robił w domu awantury, aż szyby wypadały z okien, odgrażał się samobójstwem. Podczas jednej z moich wizyt nie wytrzymałam i wykrzyczałam mu jego podłość, a kiedy podniósł na mnie rękę, powiedziałam, że nie puszczę tego płazem i zgłoszę na policję. Ogromnie się wystraszył i uciekł z domu na 3 dni. Na policję poszłam razem z siostrą i za jej przyzwoleniem prosiłam posterunkowego, skoro nie można go przymusowo leczyć, by chociaż przyszedł go postraszyć. Po jego wizytach awantury ustały, ale do dziś jest śmiertelnie pogniewany na całą moją rodzinę (mimo że próbowałam go przeprosić).

Serce mi topnieje, kiedy patrzę na moją ukochaną siostrę, jak podle ją wykorzystuje. Ona biedna nigdzie nie wychodzi, nawet po sprawunki, bo jak mówi, Adaś przejął pałeczkę i wszystko załatwia. On po prostu przejął kasę, a tak ją ogłupił, że jeszcze się z tego cieszy. Opowiada, jaki to Adaś jest troskliwy, jaki wrażliwy, tylko biedak ma chorą duszę. Niedawno zmarł nagle mój 45-letni syn, jego jedyny kuzyn, z którym przed laty przyjaźnił się, który był mu bardzo życzliwy, chciał mu załatwiać pracę - ale z zawziętości nie przyjechał na pogrzeb, wysyłając samą, schorowaną, spłakaną matkę.

Jak im pomóc? Jak dotrzeć i przez kogo do takiego człowieka, jak mój siostrzeniec? Na prośby siostry, by spróbował się leczyć, kategorycznie odpowiada nie. Ona teraz szuka ratunku tylko w modlitwie, ale ja wiem, że modlitwa tam nie wystarczy i boję się o jakąś tragedię. Dodam jeszcze, że siostra za wszystkie oszczędności, jakie miała, kupiła mu kawalerkę w tym samym bloku i na tym samym piętrze. Mieszka więc sam, ale u mamy jada i mama wszystko opłaca z jednej emerytury. 45-letni mężczyzna nie jest ubezpieczony i strach pomyśleć, co będzie, kiedy zachoruje. Tam brak rezerwy finansowej. Jeszcze raz bardzo proszę, poradźcie, co mogę zrobić na odległość, bo mieszkam w Poznaniu. Siostrzeniec jest taki przebiegły, że nie odbiera telefonów ani e-maili od nikogo z rodziny.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Jan Karol Cichecki
Lek. Jan Karol Cichecki
Patronaty