Twój przewodnik po zdrowiu

  1. Opisz swój problem. Pomożemy Ci znaleźć odpowiedź w bazie ponad miliona porad!
  2. Nie ma informacji, których szukasz? Wyślij pytanie do specjalisty.
Rozpocznij
7 6 6 , 5 4 4

odpowiedzi udzielonych przez naszych ekspertów

Rzetelnie + Bezpiecznie + Bezpłatnie

Emocje: Pytania do specjalistów

Czy jestem skazana na ciągłe bieganie, załatwianie, pomaganie... Jak mam się tego pozbyć!?

Jestem bardzo (chyba, aż za bardzo) aktywną 37-latką. Moje życie rodzinne jest bardzo udane, wszyscy wiedzą, że mogą na mnie liczyć i gnam na złamanie karku, gdy ktoś w potrzebie. Lubię swoją pracę i daje mi ona możliwości rozwoju i...

Jestem bardzo (chyba, aż za bardzo) aktywną 37-latką. Moje życie rodzinne jest bardzo udane, wszyscy wiedzą, że mogą na mnie liczyć i gnam na złamanie karku, gdy ktoś w potrzebie. Lubię swoją pracę i daje mi ona możliwości rozwoju i satysfakcję. Zainteresowania i to, co robię społecznie, daje mi poczucie spełnienia potrzeb wyższych... ale czasem muszę zwolnić, bo dopada mnie jakaś fizyczna niemoc (choroba lub zmęczenie)... i wtedy się zaczyna. Nie jestem sobą, wszystko mnie drażni, jestem odrętwiała, nawet zupełna błahostka potrafi doprowadzić mnie do łez, potem jestem znowu na siebie zła, że tak reaguję i tak to trwa, aż znowu wpadnę w wir zajęć. Ukrywam to przez rozdziną i znajomymi, przyklejam uśmiech i gram! Niestety, z wiekiem zdarza mi się to coraz częściej, a czasami chciałabym tak po prostu odpocząć i parę dni poleniuchować, i mieć czas tylko na drobne przyjemności. Czy jestem skazana na ciągłe bieganie, załatwianie, pomaganie...?

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Jan Karol Cichecki
Lek. Jan Karol Cichecki

Zaburzenia emocjonalne?

Obecnie przebywam za granicą, tutaj nie mam możliwości skontaktowania się z psychologiem, poza tym wolałabym uniknąć spotkania z przypadkowymi psychologami. Dzisiaj naprawdę trudno jest trafić na psychologa z powołania. Przypisywanie surowych teorii z książek nie bardzo służy lepszemu samopoczuciu...

Obecnie przebywam za granicą, tutaj nie mam możliwości skontaktowania się z psychologiem, poza tym wolałabym uniknąć spotkania z przypadkowymi psychologami. Dzisiaj naprawdę trudno jest trafić na psychologa z powołania. Przypisywanie surowych teorii z książek nie bardzo służy lepszemu samopoczuciu. Dlatego piszę zupełnie na ślepo. Być może skorzystam na tym, być może nie, w każdym razie niczym nie ryzykuję - o ile mój wpis nie zostanie kompletnie zbagatelizowany. Problem z zaburzeniami emocjonalnymi towarzyszy mi wystarczająco długo. Z każdym miesiącem wydaje mi się, że jest coraz gorzej. Nie mam problemów z nawiązywaniem kontaktów, jestem raczej typem interpersonalnym. Właściwie nie potrafię sprecyzować swoich pragnień. Nie umiem określić, co jest dla mnie najważniejsze, nie potrafię ocenić, czy moje decyzje przyniosą mi korzyść. Moje zainteresowania i rozwój idą przez matematykę, sztukę, śpiew, malowanie, sport teraz grafikę komputerową, animacje, filmy... i doszły jeszcze relacje z mężczyznami. Moje związki są krótkie i kończą się zwykle bardzo gwałtownie. Przez pewien czas głosiłam teorie feministyczne i szczerze miałam żal do mężczyzn za całe zło tego świata, a dzisiaj jestem zakochana w kilku naraz. Bardzo często uciekam w pracę - tu raczej twórczą, czuję, że muszę pracować, pracować i jeszcze raz pracować. Nie potrafię pogodzić pracy ze związkiem. Albo jestem oddana w stu procentach pracy, albo jestem ślepo w kimś zakochana. To kompletnie mnie dekoncentruje. Mam nawet problemy z nadpobudliwością ruchową. Zaczęłam zawzięcie boksować. Myślę, że to potrzeba ukrycia moich słabości napędza mnie do rzeźbienia mięśni na ciele. Wstydzę się swoich słabości. Zaczynałam naprawdę wiele rodzajów sportu - głównie sztuki walki, ale wciąż nie znajduję spokoju. Mam problemy z zasypianiem. Czuję się niewymownie samotnie i każdy związek przyczynia się do pogłębienia tej samotności. Mam świadomość tego, że moje niektóre wspomnienia z dzieciństwa przyczyniają się do poczucia niższości - czasem mam wrażenie, że jestem bardzo przeciętna i niewiele warta, pomimo wielu sukcesów w życiu, nie czuję się dowartościowana. To poczucie niższości napędza mnie do ciągłego ulepszania swoich umiejętności - brzmi całkiem normalnie, tylko w moim wypadku jestem niemalże chora na punkcie rywalizacji. Największy problem jednak stanowi moje niezdecydowanie. Staram się wszystko ubierać w logikę, podejmować decyzje jak nakazuje prawo logiki, ale taki tok rozumowania ostatnio przyczynia się do pogłębiania uczucia zagubienia, zawieszenia gdzieś w próżni... Nie wiem, w którym punkcie mojego życia wszystko zaczęło się tak bardzo komplikować. Nie umiem sobie pomóc.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Jan Karol Cichecki
Lek. Jan Karol Cichecki

W jaki sposób zmienić swój charakter?

Mam 17 lat, jestem dziewczyną. Chcę zmienić mój charakter. Czasem jestem tak natrętna, że się wytrzymać ze mną nie da. Czasem też jestem chamska do bólu. Nie umiem ufać ludziom i nie chcę tego robić... Często ranię bliskich, nawet nie...

Mam 17 lat, jestem dziewczyną. Chcę zmienić mój charakter. Czasem jestem tak natrętna, że się wytrzymać ze mną nie da. Czasem też jestem chamska do bólu. Nie umiem ufać ludziom i nie chcę tego robić... Często ranię bliskich, nawet nie do końca świadomie... I największym moim problemem jest to, że jak chcę dobrze przed kimś wypaść, to zawsze zrobię coś głupiego, np. zachowuję się jak dziecko i mam jakby jakieś napady ADHD, że nie mogę spokojnie w miejscu usiedzieć... Mam często zmienne humory, raz przyjdę i płaczę z byle powodu, następnego dnia rozpiera mnie radość... Pomocy... Ja nie wiem, co mam zrobić, a moi znajomi nie mogą ze mną wytrzymać.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Jan Karol Cichecki
Lek. Jan Karol Cichecki

Ciągle myślę, że ktoś mnie obserwuje i krytykuje... Jak sobie z tym poradzić?

Mam problem, który utrudnia mi bardzo życie, jest on od bardzo dawna, ale teraz uświadomiłam sobie, że muszę coś z tym zrobić, bo moje życie legnie w gruzach:/ Mam 26 lat, jestem osobą wykształconą, pracuję umysłowo. Moim problemem jest to,...

Mam problem, który utrudnia mi bardzo życie, jest on od bardzo dawna, ale teraz uświadomiłam sobie, że muszę coś z tym zrobić, bo moje życie legnie w gruzach:/ Mam 26 lat, jestem osobą wykształconą, pracuję umysłowo. Moim problemem jest to, iż nie potrafię sobie radzić w różnych sytuacjach życiowych. Mam wieczne poczucie winy, dosłownie, gdy ktoś się na mnie krzywo popatrzy, ja myślę, że jestem beznadziejna. Nie potrafię odmówić, jestem wręcz za miła i czuję taki wewnętrzny niepokój, martwię się, że wszystko zrobię źle w pracy, a dochodzi do tego, że mam problem np. o czym będę rozmawiać z koleżanką, jak się spotkamy, nie mówiąc już o obcych ani znajomych i kolegów z pracy. Jestem cały czas spięta, pocę się bardzo w pracy, próbuję to kamuflować, ale ciężko, czerwienię się. Do tej pory nie byłam w żadnym związku, nie potrafię - jak się z kimś spotkam, to nie mam o czym rozmawiać, znajomość szybko się kończy i wtedy bardzo obwiniam siebie - dosłownie za wszystko, wygląd, zachowanie. Jestem tak naprawdę cały czas przygnębiona i nie mogę się skupić w pracy. Dodatkowo mam obsesję na punkcie odchudzania, ale nie potrafię utrzymać żadnej diety, objadam się kompulsywnie, czasem nawet w nocy. Jestem załamana - moja mama mówi, że tata (nie żyje już 20 lat) był bardzo spokojny, małomówny i mówi, że mam to po nim, ale myślę, że to nie to, gdyż ja czuję bardzo duży dyskomfort psychiczny. Jak przytyję nawet pół kilo, jestem tak załamana, że nie mogę się swobodnie poruszać w pracy, w domu, bo myślę, że ktoś mnie obserwuje i krytykuje.

Chcę się znów uśmiechać. Czy powinnam się leczyć?

Mam 15 lat. Właściwie to wszystko byłoby dobrze, bo mieszkam z mamą i jej partnerem w Niemczech, mamy pieniądze, dom. Jestem bardzo nerwowa. Czasami wręcz nie mogę tego opanować... Kiedyś mama kazała mi się uczyć. Zdenerwowałam się, choć sama nie...

Mam 15 lat. Właściwie to wszystko byłoby dobrze, bo mieszkam z mamą i jej partnerem w Niemczech, mamy pieniądze, dom. Jestem bardzo nerwowa. Czasami wręcz nie mogę tego opanować... Kiedyś mama kazała mi się uczyć. Zdenerwowałam się, choć sama nie wiedząc na co. Porwałam książkę od historii, wpadłam wręcz w furię. Zaczęłam rzucać się po łóżku, krzyczeć i chcąc dać upust swojemu zdenerwowaniu, po prostu się okaleczać. Dopiero wtedy wszystko minęło, uspokoiłam się. Na drugi dzień nie miałam siły wstać. Mama usiłowała na siłę ściągnąć mnie z łóżka, ale ja nie chciałam. W końcu zdenerwowana zostawiła mnie. Biorąc pod uwagę fakt, iż ta sytuacja powtarzała się już wcześniej kilkakrotnie - postanowiłam z nią porozmawiać. Bez jakiegokolwiek efektu, nie chciała mnie słuchać. Zrobiłam się bardzo drażliwa. Ostatnio szliśmy z mamą i jej partnerem tunelem. On dla zabawy powiedział głośniej "bu!". Tylko że ja ze strachu popłakałam się na środku ulicy. Przez to wszystko mają również wyrzuty przyjaciele - na święta dostałam od przyjaciółki książkę, na której były namalowane pająki. Mam arachnofobię, więc zaczęłam panicznie krzyczeć, rzuciłam książką. A jej było smutno. Kilka dni później stwierdziła, że wymyśliłam sobie strach. Gdy wyjechałam niedawno do Niemiec, nie mogłam sobie poradzić. Codziennie płakałam, tęskniłam za Polską. Jest tak do teraz. W Niemczech nie mam przyjaciół, bo nie jestem osobą śmiałą, nie umiem się z nimi dogadać. Boję się żyć. Nie wiem, co będzie jutro. Moja mama zaczyna chorować, a ojciec (który nawiasem mówiąc, znęcał się nad nami w dzieciństwie) chce mnie od niej zabrać. Wraz z wyjazdem do Niemiec nerwowość tylko się nasiliła. Rzadko kiedy się uśmiecham, nie mam ochoty żyć. Chciałabym być znów szczęśliwa, więc proszę o pomoc.

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Jak sobie radzić w trudnych sytuacjach?

Mam taki problem, znaczy po prostu taka jestem i chciałabym to zmienić, a mianowicie: jestem strasznie wrażliwa i jak mi na czymś lub na kimś zależy, to to pokazuję i o to walczę. Gdy ktoś mnie zrani, a mi zależy,...

Mam taki problem, znaczy po prostu taka jestem i chciałabym to zmienić, a mianowicie: jestem strasznie wrażliwa i jak mi na czymś lub na kimś zależy, to to pokazuję i o to walczę. Gdy ktoś mnie zrani, a mi zależy, to zawsze pierwsza wyciągam rękę i wtedy zazwyczaj to ja przepraszam, a nie ta osoba, która mnie zraniła, bo mi zależy tak, że nie potrafię wytrzymać. Gdy stanie się jakaś sytuacja, którą powinnam przemyśleć, dać do zrozumienia osobie, że popełniła błąd i powinnam ją po prostu olać, to tak robię na najdłużej 2 dni... i wtedy oczywiście pierwsza piszę do tej osoby. Powoduje to, że strasznie cierpię w każdych trudnych dla mnie sytuacjach. Chciałabym się dowiedzieć, jak nauczyć się tego, by robić to, co lepsze dla mnie. Jak umieć po prostu olać dla swojego dobra? Chciałabym, żeby to ludzie mnie przepraszali za to, co mi zrobią. Bo zawsze jest tak, że jak już napiszę to, co czuję, i że mi zależy, i chcę żeby było dobrze, to ludzie najwyraźniej myślą, że nie muszą mnie przepraszać, bo i tak już im wybaczyłam... Sądzę, że jakbym była uparta w swoich postanowieniach i konsekwentna (bo oczywiście zawsze sobie mówię, że nie odezwę się za nic), to osoby mi bliskie inaczej by postępowali, gdyby zobaczyli, że jest naprawdę źle, to by przeprosili. Chciałabym również nauczyć trzymać w sobie swoje emocje. Bo jak coś się stanie, to od razu wyrzucam z siebie wszystko i potem żałuję. Nawet jak nic nie było w tym obraźliwego. Wiem również (wiem, ale nie umiem tego zrealizować), że jakbym nie mówiła od razu o co mi chodzi, znaczy sama od siebie oczywiście, bo nikt nigdy się mnie nie pyta o co mi chodzi, bo i tak nie musi, bo sama to mówię, to gdyby zobaczyli, że coś jest nie tak, to sami by coś robili. Wiem, że to we mnie tkwi też wina, że mnie nie przepraszają (bo sama daję im do zrozumienia, że nie muszą), więc chciałabym się dowiedzieć, jak się tego wszystkiego nauczyć? Z góry dziękuję :)

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Jan Karol Cichecki
Lek. Jan Karol Cichecki

Jaka szkoła?

Witam, mam 16 lat i mieszkam w Londynie obecnie. W przyszłości chciałabym zostać psychologiem. Od września idę do college'u. A po tym college'u wracamy z rodziną do Polski. Czy przyjmą mnie po college'u na studia w Polsce? Pytam, bo tutaj...

Witam, mam 16 lat i mieszkam w Londynie obecnie. W przyszłości chciałabym zostać psychologiem. Od września idę do college'u. A po tym college'u wracamy z rodziną do Polski. Czy przyjmą mnie po college'u na studia w Polsce? Pytam, bo tutaj poziom nauki jest obniżony o jakieś dwa poziomy i nie wiem, czy dam sobie radę. Proszę o odpowiedź.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Czuję się nikomu niepotrzebna

Mam 17 lat. Od pewnego czasu czuję się nikomu niepotrzebna, wszystko mnie przygnębia. Często zdarza mi się płakać i nie umiem panować nad tym. Podczas kłótni z byle jakiego powodu wywołanej przez mojego chłopaka często płaczę, na wszystko reaguję płaczem....

Mam 17 lat. Od pewnego czasu czuję się nikomu niepotrzebna, wszystko mnie przygnębia. Często zdarza mi się płakać i nie umiem panować nad tym. Podczas kłótni z byle jakiego powodu wywołanej przez mojego chłopaka często płaczę, na wszystko reaguję płaczem. Miewam migreny i z tego powodu oprócz leków zapobiegawczych, biorę lek od depresji, gdyż ataki migreny często bywają wywołane przez denerwowanie się. Wydaję mi się, że moje zachowanie drażni ludzi z mojego otoczenia. Co mam zrobić ze swoim problemem? Czy to jest depresja? Proszę o pomoc...

Załamanie po stracie przyjaciela

Mam 16 lat i nie chcę już żyć...To nie są problemy okresu dojrzewania, jestem dobrą uczennicą i dobrą córką, mam młodsze rodzeństwo. Nie spotkał mnie zawód miłosny... ale straciłam przyjaciela rok temu. Nie rozumiem dlaczego odszedł, odrzucił mnie. Nie...

Mam 16 lat i nie chcę już żyć...To nie są problemy okresu dojrzewania, jestem dobrą uczennicą i dobrą córką, mam młodsze rodzeństwo. Nie spotkał mnie zawód miłosny... ale straciłam przyjaciela rok temu. Nie rozumiem dlaczego odszedł, odrzucił mnie. Nie potrafię nikomu zaufać i czuję, że jestem sama. Nie chcę żyć, bo nie wiem po co, nie mam żadnego celu w życiu. Nie ufam rodzicom ani pedagogowi szkolnemu, nie mam nikogo, jestem SAMA. Kilka razy planowałam samobójstwo, ale zabrakło odwagi. Mam chore serce, skłonności do tachykardii. Jestem bardzo wrażliwa. Ostatnio każde złe słowo na mój temat bardzo mnie boli. W szkole się uśmiecham, gram szczęśliwą, później w nocy płaczę. Jestem katoliczką, mimo to modlę się codziennie o własną śmierć. Wiem, że moi bliscy będą cierpieć, ale strasznie się męczę. Dobiła mnie jeszcze kłótnia rodziców, mówili coś o rozwodzie, na szczęście wszystko się ułożyło, ale wspomnienia zostały. Byłam także świadkiem w sądzie (mój kolega został oskarżony o gwałt, byłam przy tym. Nic tej dziewczynie nie zrobił, sąd uznał go za winnego. Obecie przebywa w zakładzie poprawczym). Bardzo go broniłam i dlatego straciłam wielu znajomych. Przecież stałam po stronie prawdy... Więc nie warto być uczciwym? Bo za to się cierpi? To wywarło na mnie zły wpływ. Bardzo się bałam, często nadal się boję. Kiedyś mogłam o wszystkim porozmawiać z przyjacielem, teraz wszystko duszę w sobie. Co się ze mną dzieje? Bardzo proszę o szybką odpowiedź...

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Lubię się ciąć

Witam, mam 13 lat, trudny wiek. Nie wiedzieć czemu, ale trudny zwłaszcza dla mnie. Wszystko zaczęło się jeszcze w 6 klasie. Ot tak, na przerwie się rozpłakałam i krzyczałam na wszystkich jak leci. W wakacje było normalnie. Bardzo bałam się...

Witam, mam 13 lat, trudny wiek. Nie wiedzieć czemu, ale trudny zwłaszcza dla mnie. Wszystko zaczęło się jeszcze w 6 klasie. Ot tak, na przerwie się rozpłakałam i krzyczałam na wszystkich jak leci. W wakacje było normalnie. Bardzo bałam się iść do gimnazjum, prawie rzuciłabym się pod samochód. Później było coraz gorzej. Chciałam być sama, drażniło mnie jakiekolwiek towarzystwo, nie jadłam, żyłam w moim świecie. Często się cięłam po zewnętrznej części dłoni i przedramieniu. Jednak przy kimś (tak mi się przynajmniej wydawało) zachowywałam się grzecznie i normalnie. Ostatnio rozmawiałam z moją mamą, powiedziała, że wtedy nie okazywałam żadnych uczuć. Ale ja tego już nawet nie pamiętam. Od cięcia się uzależniłam, po prostu to lubię. Nie wiem, co mam zrobić. Błagam, pomóżcie mi, zanim będzie za późno.

Za dużo tego wszystkiego, jak dla mnie...

Zacznę od tego, że wychowałam się w miarę normalnej rodzinie, u boku kochającej, nadopiekuńczej mamy i u boku ojca, który nigdy nie umiał okazywać czułości, choć myślę, że mnie kochał. Od dziecka zmagałam się z nadwagą, którą odziedziczyłam w genach...

Zacznę od tego, że wychowałam się w miarę normalnej rodzinie, u boku kochającej, nadopiekuńczej mamy i u boku ojca, który nigdy nie umiał okazywać czułości, choć myślę, że mnie kochał. Od dziecka zmagałam się z nadwagą, którą odziedziczyłam w genach po mojej rodzinie. Niska samoocena i brak dojrzałości sprawiły, że w wieku 13 lat straciłam dziewictwo z pierwszym lepszym poznanym chłopakiem. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, jak to zaważyło na moim przyszłym życiu. Zmagając się w szkole z konsekwencjami otyłości, słuchałam obelg, co sprawiało, że moja samoocena spadała. Długo nie miałam chłopaka. Pierwszy zjawił się w wieku 20 lat, gdy udało mi się schudnąć 30 kg. Rozkwitłam jak kwiat, stałam się atrakcyjną kobietą — jednak pakowałam się w związki z nieodpowiednimi facetami. Nie umiałam stworzyć związku z kimś, kto byłby mniej atrakcyjny, a wartościowy. Popadłam prawie w bulimię, z którą zmagałam się parę lat. Dziś jestem 24-letnią kobietą, nie mam faceta, mieszkam sama, mam na szczęście świetną rodzinę i przyjaciół, jednak jestem nieszczęśliwa, bo nie mam kogoś przy sobie. Jest mi źle — jednak dziś wybuchłam i uświadomiłam sobie, że wydarzenie sprzed 11 lat zaważyło na moim życiu, bo przez to mam niską samoocenę. Zakochałam się w facecie, który mnie nie chce, boli mnie to wszystko, czuję się mało wartościowa. Moja siostra zmaga się z problemem bezpłodności, jest mi jej żal. Moja mama cierpi na depresję — nie chcę obarczać ich moimi problemami. W naszej mieścinie brak jest psychologów, nie mam z kim o tym pogadać. Dlatego piszę. Nie mam możliwości poznania kogoś, bo wolnych facetów brak jest w naszym mieście. Straciłam pracę. Kolejny problem. Nie czuję załamania do tego stopnia, by popełnić samobójstwo. Chcę bardzo żyć — tylko chcę być szczęśliwsza. Podjęłam już nawet kroki ku temu. Zadbałam o siebie, spotykam się ze znajomymi, wychodzę do ludzi, uśmiecham się, ale wciąż nie wiem, jak to wszystko ogarnąć. Postanowiłam też za kilka miesięcy po obronie wyjechać za granicę do siostry, by ją wspierać i znaleźć się w innym miejscu, wśród nowych ludzi. Ostatnio jeszcze coś mnie przybiło. Poznałam faceta, który powiedział, że powinnam schudnąć jeszcze — to mnie przybiło i z nim zerwałam. Nie chcę się zmieniać dla kogoś, tylko dla siebie. Ale dobił mnie tym. Znowu moja samoocena spadła. Dalej — mój ukochany nie odpisał mi na świąteczne życzenia, które mu wysłałam — kolejne, co mnie dobiło. Czasem myślę, że to jakiś pechowy rok, ale przecież musi być lepiej...

Wszystkiego mam dosyć i wszystko mnie przerasta

Witam. Mam prawie 18 lat i jestem mężczyzną. Miewam dosyć często problemy z samym sobą (załamuję się itd.) Jestem w trakcie nauki i starałem się, by mieć jakieś zadowalające oceny, działałem na rzecz szkoły. W pewnym momencie wszystko zaczęło się...

Witam. Mam prawie 18 lat i jestem mężczyzną. Miewam dosyć często problemy z samym sobą (załamuję się itd.) Jestem w trakcie nauki i starałem się, by mieć jakieś zadowalające oceny, działałem na rzecz szkoły. W pewnym momencie wszystko zaczęło się sypać. Nie spałem po nocach, by nadążyć z różnymi pracami, by mieć jakąś tam podwyższoną ocenę, jednakże im bardziej się starałem, tym bardziej odwrotny był skutek moich prac. Zaczęły spadać mi oceny, a co gorsza, to szkoła miała gdzieś to, co dla niej robię (reprezentowanie jej w konkursach, prowadzenie gazetki szkolnej). Nauczyciele nie zwracali uwagi na to, że nie śpię po nocach, nie mam czasu dla siebie, bo chciałem wypaść na konkursie jak najlepiej (co również mogłoby podwyższyć reputację szkoły). Zostałem zawalony materiałem i nie mogłem poświęcić czasu dla znajomych. Po kilku dniach, gdy zdobyłem trochę tego czasu, pomogłem paru osobom w ich problemach, jednakże ci po kilku dniach po prostu odwrócili się do mnie "zadem", gdy ja byłem w potrzebie. Poczułem się niepotrzebny, odrzucony i załamałem się. Zrezygnowałem ze wszystkiego, wypisałem się z gazetki (gdzie byłem redaktorem naczelnym), zrezygnowałem z uczestnictwa w konkursie, ponieważ stwierdziłem, że jak szkoła ma mnie gdzieś, to ja też będę miał ją gdzieś. Nie rozmawiam z nikim, gdyż straciłem ufność do wszystkich ludzi. Sypiam podczas dnia (choć wcześniej mi się to nie zdarzało), bo po prostu nie mam siły już na nic i wszystko mnie przygniata. Nie wiem, czy powinienem iść do psychologa, czy po jakimś czasie może mi to przejdzie. Wspomnę, iż takie załamania nastroju mam w pewnych odstępach czasu. Przeważnie w okresie jesień-zima. Nie wiem, jak to u psychologa wygląda (nigdy nie byłem, a z nikim nie rozmawiam o swoich problemach emocjonalnych, bo jest mi po prostu głupio, a tym bardziej głupio mi będzie rozmawiać z osobą obcą). Niegdyś zawsze sam musiałem radzić sobie ze swoimi problemami, jednakże teraz robi się to męczące. Czasem zastanawiam się, jakby to było, gdyby mnie nie było i czy po prostu to wszystko ma jakiś sens. W moich oczach to życie zaczyna tracić ten sens, skoro wszyscy mają mnie w czterech literach. Jeżeli ktoś potrzebował pomocy, to ja zawsze pomogłem, lecz jeżeli ja jej potrzebuję, to nagle nikogo chętnego nie ma. Mam w sobie kilka tajemnic, których nie mogę przed nikim ujawnić, bo wiem, że zostanę na 100% odrzucony od społeczeństwa, a wtedy to już chyba tylko lina...

One mi grożą. Boję się, że coś mi zrobią...

Witam. Od ponad roku mam pewien problem... Otóż, miałam koleżankę, która po kilku miesiącach naszej znajomości rozwiodła się i później oskarżyła mnie, że romansuję z jej byłym. Pisałam z nim tylko na gadu gadu i nic więcej z mojej strony......

Witam. Od ponad roku mam pewien problem... Otóż, miałam koleżankę, która po kilku miesiącach naszej znajomości rozwiodła się i później oskarżyła mnie, że romansuję z jej byłym. Pisałam z nim tylko na gadu gadu i nic więcej z mojej strony... Ona mimo to wyzwała mnie od najgorszych, zaczęły się SMS-y, telefony z różnych numerów (i zastrzeżone). Nie umiem już sobie z tym poradzić. Gdziekolwiek wyszłam, ona potrafi mi przy znajomych nagadać takich rzeczy, że niektóre osoby zaczynają się ode mnie odsuwać. Mało tego, mieszkamy praktycznie koło siebie, to bardzo mała miejscowość, i ciągle słyszę plotki na swój temat, co niby wyprawiam z chłopakami, jaką jestem k****. Kiedyś przez króótki czas zadawałam się z pewną dziewczyną, która jak się okazało jest zazdrosna o każdego chłopaka i zrobiła mi piekło o jednego chłopaka, tylko dlatego, że wolał mnie niż ją... Teraz obie się "zaprzyjaźniły" i ciągle mnie prześladują, wyzywają, wydzwaniają, piszą, czuję się prześladowana i autentycznie boję się, że mogą mi coś zrobić, bo mieszkamy niedaleko siebie… Trwa to już ponad rok, nie wychodzę nigdzie z domu, nie wiem, co zrobić, boję się, że jeśli zgłoszę to na policję, oni nic nie zrobią tym dwom... i wtedy wiem, że mnie zagnębią, a nawet mogą zabić czy zrobić coś takiego, że do końca życia będę kaleką... Jestem załamana, bo nie zrobiłam im nic, po prostu zadawałam się z chorymi psychicznie osobami... w wieku kilkunastu lat nabawiłam się nerwicy i mam już siwe włosy, nie mogę spać, jeść, nie potrafię już sobie poradzić z tym... niech to się skończy, niech dadzą mi wreszcie spokój :(( proszę o pomoc, byłabym bardzo wdzięczna za jakiekolwiek rady... Pozdrawiam.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Jan Karol Cichecki
Lek. Jan Karol Cichecki

Jak pomóc sobie samej?

Toksyczny związek, trwający prawie 5 lat (obecnie ja 26, on 27 lat), mężczyzna zdradził, ja głupia wybaczyłam, dużo pięknych chwil, piękne zaręczyny, przygotowania do ślubu, ale też dużo kłótni, bitwa charakterów (zawsze przegrywałam), bardzo szybkie "uzależnienie się...

Toksyczny związek, trwający prawie 5 lat (obecnie ja 26, on 27 lat), mężczyzna zdradził, ja głupia wybaczyłam, dużo pięknych chwil, piękne zaręczyny, przygotowania do ślubu, ale też dużo kłótni, bitwa charakterów (zawsze przegrywałam), bardzo szybkie "uzależnienie się moje od tej drugiej osoby", w końcu kolejna zdrada partnera (3 miesiące przed ślubem), no i finał, który nie był finiszem - wygrał rozsądek, zakończyłam związek. Próbował się ze mną kontaktować, przepraszał, a ja czekałam na czyny, a nie słowa. Finisz był taki, że się nie doczekałam, postanowiłam zerwać totalnie kontakt. Minęło ok. 5 miesięcy od rozstania, i wtedy dotarło do mnie, że gdyby chciał, to by walczył o mnie, w słowa nie wierzyłam, wiedział to. Wkońcu uznałam, że muszę to zrobić dla siebie. Przestałam odpowiadać na SMS-y, odbierać telefony, czytać piękne msg. W tym czasie zrobiłam remont w pokoju, zmieniłam pracę, wyprowadziłam się do dużego miasta, nowe otoczenie, nowi ludzie, nowe zajęcia, wyjazdy. Wiele nowych znajomości, kilku mężczyzn "kręcących" się wokół mnie... W międzyczasie nagła choroba ojca. W tym samym czasie siostra urodziła syna, jednak z ostrą żółtaczką, mały trafił do szpitala. Bieganie od jednego szpitala do drugiego. Widok obojętności, ale też i bezradności lekarzy, personelu... Śmierć ojca. Następnie pojawiajace się dylematy, czy wrócić do mamy i się niejako dla niej poświęcić... To tak w skrócie. Po rozstaniu założyłam maskę, udaję twardą, uśmiecham się, ale ten, kto mnie dobrze zna, nie widzi już tych śmiejących się oczu. Trochę się zagubiłam w tym wszystkim, ale nadal wiem, czego chcę, a chcę normalnie żyć, znów mieć poczucie bezpieczeństwa, które straciłam już po rozstaniu. Szukałam sobie różnych zajęć, podróżuję w miarę możliwości, zafascynowałam się snowboardem, byleby nie myśleć o problemach. Próbowałam nawet związać się z kimś, ale jakoś nic z tego nie wyszło. Wiem, że trochę przeżyłam, że jestem młoda i, jak mówią, całe życie przede mną. Próbuję sobie tłumaczyć wiele rzeczy, odtrącać złe, smutne myśli, cieszyć się z drobnostek... Ale mam wrażenie, że wiszę w próżni, że krzyczę niemym krzykiem (jak we śnie), że biegnę w miejscu... Po prostu wyczerpały mi się już pomysły, co robić, by się jakoś wydostać z tej matni. Czy konieczna jest już pomoc specjalisty? Wychodzę z założenia, że jak sobie sama nie pomogę, to nikt nie jest w stanie mi pomóc, więc czy "zjawisko" takie, jak pomaganie samej sobie, jest w ogóle możliwe?

Czy jestem potrzebna na tym świecie?

Niedawno byłam szczęśliwa, ale kilka miesięcy temu zmarła mi babcia. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Zaczęłam się ciąć, ponieważ zdałam sobie sprawę, że nikt mnie nie kocha. Zawsze się nad tym zastanawiałam. Chcę skończyć ze swoim życiem.

Zdradzona tajemnica

Mam na imię Justyna i mam 15 lat. Mój ojciec jest alkoholikiem. Od roku ja, mama i mój brat nie mieszkamy z ojcem. Mama chciała odpocząć, mieć wreszcie w domu ciszę, spokój (ojciec nie pracował, wyłudzał od niej pieniądze,...

Mam na imię Justyna i mam 15 lat. Mój ojciec jest alkoholikiem. Od roku ja, mama i mój brat nie mieszkamy z ojcem. Mama chciała odpocząć, mieć wreszcie w domu ciszę, spokój (ojciec nie pracował, wyłudzał od niej pieniądze, codziennie był pijany). Od ponad roku się samookaleczam i nie umiem z tym skończyć. Czasem robię to nawet bez powodu... Tysiące razy chciałam uciec z domu, ale zawsze coś mnie przed tym powstrzymywało. Bardzo często myślę o samobójstwie, ale nie mam odwagi tego zrobić. Od jakiegoś czasu jeżdżę do psychiatry. Przepisał mi leki przeciwdepresyjne, ale one nie pomagają. To znaczy przez jakiś tydzień lub dwa po rozpoczęciu stosowania leków było lepiej, miałam lepszy humor i ogólnie chciało mi się żyć. Ale później było znowu tak samo: ciągle płakałam, nie chciałam z nikim rozmawiać i wydawało mi się, że moje życie już naprawdę nie ma sensu... I nadal tak jest.

Za tydzień mam kolejną wizytę u psychiatry. Nie mogę odnaleźć sensu życia, nikt nie chce mi pomóc, bo gdy mówię przyjaciołom o swoim problemie, mówią: ''Nie użalaj się nad sobą" albo ''Ja mam gorsze problemy i się nie skarżę''... Ja naprawdę nie daję rady. Czasem pół nocy nie śpię, płacząc lub okaleczając swoje ciało. Niezbyt dobrze dogaduję się z mamą, która cały czas na mnie krzyczy, ma do mnie pretensje o byle co, każe mi ''wziąć się za siebie'', mówi: ''Nie możesz cały czas chodzić taka smutna i obłąkana. Baw się, śmiej się, nie przejmuj się niczym. Jesteś jeszcze dzieckiem''... Nie mówię jej nic i nie rozmawiam z nią o swoich problemach, bo nie mam do niej zaufania. Ostatnio dowiedziałam się, że moja ''przyjaciółka'' rozpowiada po szkole, z kim i kiedy straciłam dziewictwo (a obiecała mi, że nikomu nie powie). Na razie nie chodzę do szkoły, bo się boję reakcji kolegów i koleżanek, którzy pewnie już wiedzą o wszystkim, a gdy pojawię się w szkole, pewnie będę słyszeć złośliwe komentarze w stylu dziwka lub puściła się... Najbardziej boję się tego, że chłopak, z którym pierwszy raz współżyłam dowie się, że powiedziałam o tym mojej przyjaciółce, a ta powiedziała o tym wielu osobom. Nie chcę nawet myśleć, co będzie, gdy on się dowie, że komukolwiek powiedziałam, co zaszło między nami, bo obiecywałam mu, że absolutnie nikt się nie dowie... Wiem, że to moja wina, bo nie powinnam nikomu mówić i dochować tajemnicy, ale powiedziałam tylko mojej przyjaciółce, do której miałam zaufanie... Ale widocznie już nikomu nie można ufać.

Moja mama twierdzi, że mam nerwicę, gdyż czasem mam napady paniki. Wygląda to tak, że w stresujących sytuacjach nie mogę złapać oddechu i jak gdyby duszę się. Czasem też odczuwam lęk przed wieloma, jak mogłoby się wydawać błahymi, sytuacjami. Cały czas bez powodu chodzę smutna i mało rzeczy mnie cieszy. Mam też problemy z zaakceptowaniem siebie. Czasem nie jem lub dużo ćwiczę, bo wydaje mi się, że jestem zbyt gruba. Nigdy też nie podobałam się sobie. Często, gdy mama robiła mi zdjęcia, żadne z nich mi się nie podobało. ''Jestem wiecznie z wszystkiego niezadowolona i nic mi nie pasuje. Trudno mi dogodzić". Oczywiście takie jest zdanie mojej mamy. Ja mam trochę inny na to wszystko pogląd... Nie wiem, co robić... Na każdym kroku podejmuję złe decyzje, a błędów, które popełniłam, nie da się w żaden sposób naprawić... Mam nadzieję, że w jakikolwiek sposób pomogą mi państwo i odpiszą, możliwie jak najszybciej.

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Strata ukochanego kota i dziwne wybuchy

Pomcy, ja już tak dłużej nie dam rady.. Około miesiąc temu byłam zmuszona uśpić kota. Byłam bardzo do niego przywiązana i ogólnie jest mi cięźko. Rodzice i siostra też się martwili, ale mniej i już im dawno przeszło, a mi... Pomcy, ja już tak dłużej nie dam rady.. Około miesiąc temu byłam zmuszona uśpić kota. Byłam bardzo do niego przywiązana i ogólnie jest mi cięźko. Rodzice i siostra też się martwili, ale mniej i już im dawno przeszło, a mi nie... Codziennie płaczę i to nie tylko z tego powodu, ale i z dziesiątek innych, które normalnie miałabym gdzieś. W rodzinie nikt mnie nie rozumie, mama się już wkurza o to ciągłe płakanie, więc stram się z tym ukrywać. Mam mały apetyt, najchętniej bym nic nie jadła. I często mam, że tak powiem, ataki, wpadam w furię... Potrafię płakać, wyć, normalnie wszystko... Wtedy nie zawsze też panuję nad ruchami, czuję w sobie taką siłę i wybucham, zaczynam się trząść, klaskać z całej siły rękami (żeby poczuc ból), szczypac się itp. Często też myślę o śmierci, samobójstwie, chociaż wiem, że tego nie zrobię... I w ogóle mam wszystkigo dość, nic mnie nie cieszy, wszytsko mnie męczy. Nic mi się nie chce... Pomocy, ja już mam tego dośc ;(

Rozżalenie, smutek, złość. Czy ja już tak zawsze będę miała?

Jestem dziewczyną, mam 13 lat. Od jakiegoś czasu czuję się koszmarnie. Nie chce mi się kompletnie nic robić. Mam problem z chłopakiem na dodatek. Na zewnątrz jestem wesoła i się śmieję, a gdy wracam do domu, wpadam w mega doła....

Jestem dziewczyną, mam 13 lat. Od jakiegoś czasu czuję się koszmarnie. Nie chce mi się kompletnie nic robić. Mam problem z chłopakiem na dodatek. Na zewnątrz jestem wesoła i się śmieję, a gdy wracam do domu, wpadam w mega doła. W środku jestem zła, rozżalona, smutna, wyczerpana. Ciągle myślę, że jestem najgorsza i że wszystko i wszyscy oddalają się ode mnie, choć w rzeczywistości tak nie jest. Chodzę struta. Zawalam szkołę. Czuję się, jakbym nie żyła. Co mam robić? Czy z tego da się jakoś wyjść (próbowałam bardzo wiele razy, ale zawsze wracam do takiego samego stanu)? Czy ze mną jest coś nie tak? Błagam, pomóżcie mi. Sama zaczynam się sobą martwić.

Zdarza mi się cieszyć z melancholijnego nastroju - czy to początki depresji?

Trudno mi określić to, co teraz czuję. Między znajomymi zachowuję się zupełnie zwyczajnie, dużo się śmieję, wtedy zwykłe rzeczy wciąż potrafią mi sprawić przyjemność. Jednak kiedy jestem sama (obojętne, czy siedzę sama w domu czy idę ulicą), często wpadam w...

Trudno mi określić to, co teraz czuję. Między znajomymi zachowuję się zupełnie zwyczajnie, dużo się śmieję, wtedy zwykłe rzeczy wciąż potrafią mi sprawić przyjemność. Jednak kiedy jestem sama (obojętne, czy siedzę sama w domu czy idę ulicą), często wpadam w melancholijny nastrój. Kiedy wspominam sytuacje, w których dawniej czułam się szczęśliwa, to "szczęście" wydaje mi się bardzo płytkie. Wcale nie chciałabym do niego wracać, na nowo czuć się tak, jak kiedyś. Mam ochotę zbudować coś trwalszego, nauczyć się cieszyć samym życiem, uzyskać spokój ducha. Nie chcę, żeby moje samopoczucie było zależne od wydarzeń każdego dnia. Chciałabym pomagać ludziom, angażować się w akcje charytatywne, poczuć się dobrym człowiekiem, zbudować moje życie na pewnych zasadach. Ogólnie uważam, że to, co się ze mną dzieje w tej chwili, jest dobre, stałam się refleksyjna, chcę wprowadzić pewne zmiany do mojego życia. Boję się tylko, czy jak tak dalej pójdzie, czy nie wpadnę w depresję. Teraz zdarza mi się nawet cieszyć z mojego melancholijnego nastroju, a dawniej zawsze starałam się go odpędzać, oglądając komedie, słuchając wesołej muzyki itp. Poza tym czasem tracę nadzieję na dobrą przyszłość. Niedługo idę na studia i czasem mam wrażenie, że czas płynie zbyt szybko, nie potrafię zupełnie przewidzieć, jak będzie wyglądało moje życie w bliższej i dalszej przyszłości, przez co czuję się niepewnie.

Poczucie osamotnienia, niezrozumienia... Czy moje zachowanie jest normalne?

Dzień dobry, jestem chłopakiem w wieku 17 lat. Od dłuższego czasu (ok. kilku miesięcy) okropnie się czuję. Nie zawsze, bo były chwile, które były dobre, ale w zdecydowanej większości moje patrzenie ma świat było negatywne. Mieszkam z mamą i z...

Dzień dobry, jestem chłopakiem w wieku 17 lat. Od dłuższego czasu (ok. kilku miesięcy) okropnie się czuję. Nie zawsze, bo były chwile, które były dobre, ale w zdecydowanej większości moje patrzenie ma świat było negatywne. Mieszkam z mamą i z bratam, mam jeszcze siostrę, ale ona się już wyprowadziła. Rodzice się rozwiedli, kiedy moja mama były w ciąży i kiedy niedługo miała mnie urodzić. Spotykam się z tatą co jakiś czas, ale to nie jest to, co bym chciał. Czuję się po prostu okropnie. Nie mam zbyt wielu kolegów, ostatnio opuścił mnie mój przyjaciel. Zawsze byłem samotny, lubiłem o wszystkim myśleć. Jestem wrażliwy i czuję się z tym dziwnie, bo moi rówieśnicy tacy nie są. Czasami czuję takie uczucie własnej bezradności, szczególnie kiedy chodzi o relacje z dziewczynami. Nigdy nie miałem dobrego kontaktu z dziewczynami, bo jak już pisałem, jestem samotny. Uczę się w liceum ogólnokształcącym, i jedyne co mnie pociesza, to jest fakt, że mam jakieś uzdolnienia matematyczne. Myślenie o matematyce to jest jedna z niewielu rzeczy, która sprawia, że czuję się dobrze. Czasami niepotrzebnie się dołuję, ale ostatnio z tym walczę i jest lepiej. Mam też swoje niespełnione marzenia. Od dawna chcę grać na skrzypcach. Sama myśl o tym, że to marzenie się nie spełni, mnie dołuje. Nie mam po prostu pieniędzy, żeby kupić skrzypce i płacić za lekcje. Czy ja potrzebuję pomocy, czy po prostu takie zachowanie jest normalne?

Patronaty