Twój przewodnik po zdrowiu

  1. Opisz swój problem. Pomożemy Ci znaleźć odpowiedź w bazie ponad miliona porad!
  2. Nie ma informacji, których szukasz? Wyślij pytanie do specjalisty.
Rozpocznij
7 6 6 , 5 4 4

odpowiedzi udzielonych przez naszych ekspertów

Rzetelnie + Bezpiecznie + Bezpłatnie

Emocje: Pytania do specjalistów

Czuję, jakbym była w stanie zawieszenia...

Mam 21 lat, właściwie nie mogę powiedzieć, żebym uważała, że jestem chora. Po prostu myślę, że chciałabym z kimś porozmawiać, otwarcie, bez skrępowania, bardziej na zasadzie rozmowy dwóch równych sobie ludzi, niż na zasadzie lekarza i pacjenta. Nie niszczę swojego...

Mam 21 lat, właściwie nie mogę powiedzieć, żebym uważała, że jestem chora. Po prostu myślę, że chciałabym z kimś porozmawiać, otwarcie, bez skrępowania, bardziej na zasadzie rozmowy dwóch równych sobie ludzi, niż na zasadzie lekarza i pacjenta. Nie niszczę swojego życia, funkcjonuję normalnie, jednak wiele rzeczy jest mi po prostu obojętnych. Wstaję rano, idę na uczelnię, wracam, oglądam coś dla zabicia czasu i uciszenia myśli, idę spać.

Często zdarzały mi się problemy z zasypianiem, napady smutku, wręcz płaczu, czy też roztrzęsienie, jednak nie jest to permanentne. Bywam wesoła, a bywam smutna, wydaje się normalne, jednak nie do końca czuję się z tym wszystkim dobrze. Nigdy nie miałam problemów typu brak zdecydowania, zawsze wiedziałam, czego chcę, co powinnam zrobić, co czuję, a teraz takie prozaiczne dylematy nie pozwalają mi przestać zadręczać się myślami, wspomnieniami. Czuję po prostu taką jakby stagnację, stan zawieszenia, ale jednak wszystko w koło żyje...?! Czy powinnam porozmawiać z kimś, lekarzem? Jeśli tak, to gdzie w Poznaniu byłoby takie coś możliwe?

Jak mam nie przejmować się tym, że nie mam chłopaka?

Witam! Jestem typową nastolatką i ciągle zadręczam się tym, że nie mam chłopaka. Mam przyjaciółki, które przebierają w facetach i zawsze dobrze im się powodzi. Ja nigdy nie zaznałam tego szczęścia, aby wziął mnie ktoś na kawę czy do kina....

Witam! Jestem typową nastolatką i ciągle zadręczam się tym, że nie mam chłopaka. Mam przyjaciółki, które przebierają w facetach i zawsze dobrze im się powodzi. Ja nigdy nie zaznałam tego szczęścia, aby wziął mnie ktoś na kawę czy do kina. Kiedy widzę, jak one się cieszą, wpadam w dołek... Zastanawiam się, czy jestem taka brzydka, czy też taka głupia. Pomóżcie mi pogodzić się z tym.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

W jaki sposób uspokajać się?

Jestem kobietą dojrzałą, mam 35 lat, od pewnego czasu moje zachowanie w stosunku do rodziny staje się nie do zniesienia. Przechodzę załamanie nerwowe, wszystko mi przeszkadza, nie umiem skupić myśli. Od tygodnia boli mnie głowa, a przyczyną tego...

Jestem kobietą dojrzałą, mam 35 lat, od pewnego czasu moje zachowanie w stosunku do rodziny staje się nie do zniesienia. Przechodzę załamanie nerwowe, wszystko mi przeszkadza, nie umiem skupić myśli. Od tygodnia boli mnie głowa, a przyczyną tego wszystkiego jest moja praca. W miejscu, gdzie pracuję od roku, pracodawca jakby tylko mógł, wycisnąłby z nas wszystkie soki. Do domu wracam bardzo rozdrażniona, praktycznie nie chce mi się żyć. Mam dwójkę dzieci, które potrzebują mojej pomocy przy odrabianiu lekcji (siedmiolatek i ośmiolatka), a ja tylko krzyczę na te dzieci, nie potrafię normalnie funkcjonować. Wszystko mnie drażni, przeszkadza, cały czas łzy cisną mi się do oczu. Potrzebuję jakichś leków wyciszających, uspokajających, bo dłużej nie dam rady tak funkcjonować. Szkoda mi mojej rodziny, mam ogromne wyrzuty sumienia w stosunku do dzieci, przecież one nie są niczego winne, nie potrafię sobie sama poradzić z tym faktem. Bardzo chciałabym, aby w moim domu zaświeciło słońce. Bardzo proszę o pomoc i wskazanie mi, co mam dalej robić. Ruda

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Co się ze mną dzieje i jak mogę sobie pomóc?

Mam 25 lat, jestem matką wspaniałego 2,5-letniego synka. Niestety, wychowuję go sama, co prawda żyję z partnerem, ale wiadomo, cały trud związany z wychowywaniem spoczywa na mnie. To nie jest moim problemem. Kocham moje dziecko najbardziej na świecie, dumna jestem...

Mam 25 lat, jestem matką wspaniałego 2,5-letniego synka. Niestety, wychowuję go sama, co prawda żyję z partnerem, ale wiadomo, cały trud związany z wychowywaniem spoczywa na mnie. To nie jest moim problemem. Kocham moje dziecko najbardziej na świecie, dumna jestem z tego, że jestem matką. Moim problemem jest to, że jestem bardzo nerwowa. Po porodzie miałam bardzo trudną sytuację i myślę, że to się odbiło na moim zdrowiu psychicznym. Zdarza mi się krzyczeć na mojego syneczka, to mnie bardzo boli, nie chcę tego robić, ale jak się zdenerwuję, nie mogę się opanować. Codziennie obiecuję sobie, że już nie będę, ale w momencie zdenerwowania przestaję myśleć racjonalnie. Czasami czuję się jak tykająca bomba. Jak jest nerwowa sytuacja, cały czas myślę, że zaraz wybuchnę. Mam tego świadomość, więc powtarzam sobie, nie zdenerwuję się, będę spokojna, przecież nie chcę krzyczeć - a w tym czasie wybuch, potok głupich, bezmyślnych słów, których nigdy nie chciałabym powiedzieć. A potem poczucie winy.

Mam świadomość, że przez swoje zachowanie psuję wszystko, jestem niemiła dla bliskich mi osób, które mnie kochają. Oddałabym wszystko, co mam, by umieć panować nad swoimi emocjami. Wkręcam się w te nerwy. Czasami jest spokój, jestem szczęśliwa, wesoła, wszystko mi się wspaniale układa, ale jedno potknięcie burzy wszystko. Raz się zdenerwuję i za chwilę znajduję się w innym świecie, szarym, pełnym poczucia winy i nienawiści do siebie i innych osób. Nie umiem stamtąd wyjść - uciec, nie chcę wchodzić do tamtego świata... A potem cały czas mam poczucie winy, dręczy mnie to, że krzywdzę ludzi, których kocham i obiecuję sobie, że już nie będę. Jak skutecznie pracować nad sobą? Jestem zmęczona swoją osobą.

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Jak pomóc przyjaciółce, która uważa, że coś jest z nią nie tak?

Witam. Moja przyjaciółka od jakiegoś czasu zamknęła się w sobie. Po wielu godzinach rozmowy, dowiedziałam się, co ją męczy. Otóż bardzo pragnie mieć dziecko, ale nie może znaleźć odpowiedniego mężczyzny dla siebie, który byłby dobrym mężem i ojcem. Uważa, że...

Witam. Moja przyjaciółka od jakiegoś czasu zamknęła się w sobie. Po wielu godzinach rozmowy, dowiedziałam się, co ją męczy. Otóż bardzo pragnie mieć dziecko, ale nie może znaleźć odpowiedniego mężczyzny dla siebie, który byłby dobrym mężem i ojcem. Uważa, że to jej wina, że coś jest z nią nie tak. Robi postępy, powoli się otwiera. Chce iść do specjalisty, ale się boi. A ja chcę jej pomóc, dopóki nie uda się do lekarza i nie wiem jak. Jest przekonana, że to, jak układa się jej życie, to tylko i wyłącznie jej wina, mimo że jest normalną kobietą. Będę wdzięczna za wszelką pomoc. Pozdrawiam

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Czemu praca ma na mnie taki wpływ?

Od niedawna mieszkam w Warszawie. Duże miasto, nowi, obcy ludzie... Do tej pory mieszkałam w Łodzi, tam pracowałam, miałam znajomych, jednak postanowiłam zmienić życie i przeprowadzić się do stolicy z przyjacielem - gejem. Do tej pory mieszkaliśmy razem i...

Od niedawna mieszkam w Warszawie. Duże miasto, nowi, obcy ludzie... Do tej pory mieszkałam w Łodzi, tam pracowałam, miałam znajomych, jednak postanowiłam zmienić życie i przeprowadzić się do stolicy z przyjacielem - gejem. Do tej pory mieszkaliśmy razem i pracowaliśmy. W Warszawie jest tak samo, pracujemy w tej samej firmie, jednak obcy ludzie, rzeczy do zrobienia (więcej niż w poprzednim miejscu), brak możliwości rozmowy z innymi, brak przyjaciół powodują u mnie niechęć do życia. Żyję tylko pracą, która w tej chwili bardzo mnie męczy, chce mi się płakać codziennie, coraz częściej sięgam po alkohol, więcej palę... Nie wiem, jak to rozwiązać, boję się i jest mi coraz gorzej, z każdym dniem bardziej...

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Związek wirtualny - wyobrażam sobie, że jesteśmy parą. To staje się moją obsesją. Co robić?

Jestem kobietą w wieku 19 lat i ogólnie sądzę, że moje samopoczucie nie jest do końca "normalne". Znam pewnego chłopaka przez internet już od roku, jednak od jakichś 2 miesięcy zaczęłam go kochać. Uczucie jest tak silne, że wręcz nie...

Jestem kobietą w wieku 19 lat i ogólnie sądzę, że moje samopoczucie nie jest do końca "normalne". Znam pewnego chłopaka przez internet już od roku, jednak od jakichś 2 miesięcy zaczęłam go kochać. Uczucie jest tak silne, że wręcz nie daje mi spokoju. Znam jego psychikę, wiem jak wygląda. Ostatnio doszłam do takiego stanu, że zaczęłam szukać jego powiązań rodzinnych, kim są jego rodzice, jak mają na imię, ile mają lat, gdzie pracują. Zdobyłam jego adres domowy, znalazłam stronę, na której opisywał swoje dni, jak je spędził, co robił i co czuł. Wiem, że ta obsesja, w jaką wpadłam jest zła i szukam pomocy, jednak słowa innych jakby do mnie nie docierają. Odpowiadam po prostu, że wiem to wszystko i jestem tego świadoma, ale uczucia pozbyć się nie mogę.

Jego obraz nęka mnie w snach, w życiu osobistym. Pomału zaczynam już sądzić, że jesteśmy ze sobą, ale przecież to nieprawda. Nie jesteśmy, możliwe, że nie będziemy. Nasze relacje są zwyczajne, gadamy dość prosto, bez zbędnej emocjonalności, jednak on mnie często ignoruje. Najpierw chce, bym pisała, kiedy chcę i o czym chcę, bym mu o sobie przypominała, ale po 2 dniach już nie ma na nic ochoty, albo mu się po prostu nie chce z lenistwa, albo ma może ważniejsze sprawy? Nie wiem. Ma on 16 lat, czasem mi się wydaje, że zachowuje się jak dziecko, ale często też sama widzę w nim zalety... Nie dostrzegam wad i mimo iż mnie to wszystko denerwuje, wiem, że go nie kocham, wiem, że to nie jest możliwe i wiem, że nie powinnam... To mimo to z drugiej strony CZUJĘ, że go kocham, czuję, że to możliwe.

Z czasem nawet poczułam, że jestem w centrum jego rodziny, że jego rodzice mnie lubią, bardzo. Wyobrażam sobie, jak z nimi rozmawiam, wyobrażam sobie, jak ja i *on* jesteśmy razem i tak już do końca. Czasem wpadam w desperację i przychodzą myśli w stylu "musimy mieć dziecko, by być razem". Czuję się jak jakaś psychopatka, wpadam z jednej skrajności w drugą i nie wiem już, co mam zrobić. Czasem słowa do mnie nie docierają, a czasem docierają, ale ja i tak jakoś to sobie tłumaczę, nie wiem, jak to się dzieje, nie umiem się wziąć w garść, to jest dla mnie jednocześnie śmieszne i żałosne, a z drugiej strony potrafię być szczęśliwa dzięki samej rozmowie z nim.

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Czy to problem, czy rozkapryszenie?

Mam 12 lat i trochę mi ciężko, choć niby tak dobrze. Zacznę od początku. Gdy miałam 10 lat, moja najlepsza przyjaciółka zdradziła mnie, bo jak to ona powiedziała ,,Byłam dla niej za nudna". To jeszcze nie było najgorsze, ale ją...

Mam 12 lat i trochę mi ciężko, choć niby tak dobrze. Zacznę od początku. Gdy miałam 10 lat, moja najlepsza przyjaciółka zdradziła mnie, bo jak to ona powiedziała ,,Byłam dla niej za nudna". To jeszcze nie było najgorsze, ale ją wszyscy lubili i ona ich nakręciła przeciwko mnie i opowiadała moje sekrety, kłamała na mój temat. Odrzucili mnie, obgadywali... szczerze mówiąc, byłam całkiem sama, nikomu nie mówiłam, ale często płakałam. Byłam, jestem i muszę być prymusem, bo mama była, więc ja też mam być... Pod koniec 4 klasy poznałam go, był też prymusem i był niezwykły. Chyba mnie nawet lubił, gadał ze mną. On wtedy chodził do 6 klasy, często spotykaliśmy się na konkursach. Pojechał do gimnazjum we Wrocławiu, od 2 lat go nie widziałam, ale to nie było zwykłe zauroczenie...

Rodzice rozwiedli się dawno (jak miałam pół roku). Ojciec przyjeżdża co tydzień, znam prawdę o rozwodzie i nie chcę, żeby przyjeżdżał. Mama nie pozwala mi powiedzieć mu prawdy o tym co czuję, bo będzie miała przez to kłopoty. Ma przyjeżdżać, bo jest moim ojcem i nic tego nie zmieni. Ja go kocham, bo muszę, a nienawidzę, bo chcę, bo był zły. Ja mam to gdzieś, że się stara (głęboko gdzieś), nie chcę go znać, ale nikt tego nie rozumie. Nie mam wielu tajemnic, ale jedna jest największa na świecie i nikt nie wie, że kiedyś już stałam na balkonie i miałam skakać, bo nie umiem już żyć. Czwarte piętro, już prawie, ale stchórzyłam. To pewnie dziwne, ale żałuję, że tego nie zrobiłam. Ciągle tłumię płacz, nie umiem normalnie żyć, ciągle mi niby źle, choć tak dobrze... - Zuzanna

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Przepracowanie, rozdrażnienie, załamanie nerwowe

Witam, jestem 35-letnią kobietą. Ostatnio bardzo dziwnie zachowuję się w kontaktach z moją rodziną. Jestem w trakcie załamania, wszystko mnie drażni, mam problemy z koncentracją. Przez problemy w pracy boli mnie głowa. Szef oczekuje od nas 150 % obrotów. Po... Witam, jestem 35-letnią kobietą. Ostatnio bardzo dziwnie zachowuję się w kontaktach z moją rodziną. Jestem w trakcie załamania, wszystko mnie drażni, mam problemy z koncentracją. Przez problemy w pracy boli mnie głowa. Szef oczekuje od nas 150 % obrotów. Po pracy jestem zła, nie mam na nic ochoty. Moje dzieci ( 7 i 8 lat) czekają na mnie z odrabianiem lekcji, jednak nie potrafię im pomóc – ciągle krzyczę. Chce mi się płakać, jestem rozdrażniona i wiecznie zła. Szukam leków na uspokojenie, bo dłużej tak nie wytrzymam. Szkoda mi rodziny, odczuwam wyrzuty sumienia. Wiem, że dzieci nie są niczemu winne, ja po prostu nie daję sobie już rady. Proszę o pomoc... Ruda
odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Do jakiego rodzaju lekarza najlepiej powinnam się udać?

Witam. Zastanawiam się do jakiego lekarza się wybrać, bo mam dosyć już tych około 15 lat ciągłych wahań. Nie wahań. Nawet nie wiem, czego. Zaznaczam zgodnie z rozkładem: jestem 22-letnią kobietą. Otóż początek był standardowy - ja byłam inna od... Witam. Zastanawiam się do jakiego lekarza się wybrać, bo mam dosyć już tych około 15 lat ciągłych wahań. Nie wahań. Nawet nie wiem, czego. Zaznaczam zgodnie z rozkładem: jestem 22-letnią kobietą. Otóż początek był standardowy - ja byłam inna od wszystkich w klasie, a może to wszyscy byli inni, i oczywiście wyzwiska w moim kierunku, nikt nie chciał ze mną rozmawiać itd., itp. Później była próba samobójcza w wieku 15(?) chyba lat (żenada). Dało mi to kopa do tego, by w końcu przestać przejmować się ludźmi i robić swoje. Nie miałam udzielonej wtedy odpowiedniej pomocy psychologicznej chociażby. Stwierdziłam, że będzie normalnie i może jakiś czas tak było. Ale mam 22 lata i dalej normalnie nie jest. Teraz ja z innych szydzę, nienawidzę ludzi. Wszelkie naturalne odgłosy wydawane przez człowieka, świadczące o tym, że jest człowiekiem, doprowadzają mnie do szału (zdarzało mi się wpadać w furię, gdzie już nie wiedziałam, co robię i raczej byłam niebezpieczna dla innych). Ale to jakoś w miarę uspokoiłam. Teraz uciekam od ludzi, ciągle myślę, marzę, odrywam się jak najczęściej od świata realnego. 2-5 dni rozumiem, ale nie miesiąc, nie dwa. I nie w takim stopniu, że potrafię nie jeść, nie pić, nie wstawać z łóżka. Nie potrafię za nic się zabrać, do niczego się zmusić. Nie ma rzeczy ważnych. Boję się zasnąć, bo śnią mi się ciągle koszmary, a nawet jeśli nie śnią mi się koszmary, to budzę się przerażona. Ciągle dopadają mnie uogólnione lęki. Ciągle mi się wydaje że wszystko robię źle. Zaburzenia, jeśli chodzi o jedzenie, to normalne. Pojawiają się bardziej lub znikają. Zdarza mi się dostawać ataków lękowych, jak i zdarzają się epizody z nerwicą natręctw (pozostałość z dzieciństwa). I nie wiem co ogólnie tu piszę, bo dla mnie to wszystko jedne wielkie brednie, zostanę nazwana hipochondryczką i tyle :-). Po prostu uważam, że nie powinno się skarżyć na takie rzeczy. Póki się nie ma halucynacji i nie zabija się ludzi, jest wszystko dobrze. Zadziałały tu osoby trzecie, które już ponoć nie mogą ze mną wytrzymać, a i mój organizm w sytuacjach stresowych zapada na rozmaite choroby (fizycznie). Więc raczej tego sama bym się chciała wyzbyć, tylko nie wiem czego. Jest tu pewnie wiele rzeczy, których nie napisałam, zaznaczam - ja ze sobą czuję się dobrze, do momentu ciszy, gdy aż słyszę swoje myśli. Wystarczy sekunda bym przypomniała sobie, jak siebie nienawidzę. I tak owszem potrafię się śmiać i cieszyć, ale nie znam takich uczuć jak spokój, szczęście, miłość. I jeszcze raz przepraszam za te brednie.

Załamanie...

Witam. 13 listopada opisałem w serwisie swój problem fobii szkolnej, dziś dostałem odpowiedź. Jednak nie tego będzie tyczyła się dzisiejsza wypowiedź. Od jakiegoś czasu (ok. dwóch tygodni) chodzę kompletnie przybity. Niegdyś rozmowny w domu, dziś cień tamtego człowieka. Krążę...

Witam. 13 listopada opisałem w serwisie swój problem fobii szkolnej, dziś dostałem odpowiedź. Jednak nie tego będzie tyczyła się dzisiejsza wypowiedź. Od jakiegoś czasu (ok. dwóch tygodni) chodzę kompletnie przybity. Niegdyś rozmowny w domu, dziś cień tamtego człowieka. Krążę po nim bez celu, walam się po dywanach i cały czas chodzę ze spuszczoną głową. Nie mam siły do życia. Z przyjacielem i ludźmi, z którymi kiedyś chętnie wychodziłem, nie spotykam się. Na ostatnim spotkaniu byłem mało rozmowny, smutny i zamyślony. Raz było lepiej, gdy spotkaliśmy się w większym gronie. Nawet trochę się pośmiałem, ale nie był to śmiech, który dawał mi kiedyś radość. Gdy rozeszliśmy się do domów, coś przybiło mnie jeszcze bardziej. Nie wiem co. Wróciłem, położyłem się na łóżku i płakałem... Kilka razy, tak bez powodu. Potem z nosa poleciała mi krew. Też sama z siebie. W domu głównie śpię i leżę na łóżku. Jak już wspominałem, mało rozmawiam z domownikami. Wysypiam się w nocy, ale mimo wszystko jestem senny. Nie mogę skoncentrować się na nauce... Jeszcze bardziej obawiam się swojej fobii szkolnej... Zastanawiam się nawet nad zrezygnowaniem z II klasy LO i rozpoczęciem nauki w następnym roku... Dziś po prostu nie mam na nic siły... Marcin, lat 17.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Jan Karol Cichecki
Lek. Jan Karol Cichecki

Nie jest dobrze

Chciałabym się wygadać, ponieważ właściwie nie mam komu się zwierzyć. Mam 20 lat, i co tu mówić, mam epi, a ostatnio chyba też depresję, zresztą sama nie wiem. Mam mało przyjaciół, w zasadzie to ich nie mam, tylko znajomych...

Chciałabym się wygadać, ponieważ właściwie nie mam komu się zwierzyć. Mam 20 lat, i co tu mówić, mam epi, a ostatnio chyba też depresję, zresztą sama nie wiem. Mam mało przyjaciół, w zasadzie to ich nie mam, tylko znajomych ze szkoły, z którymi nie spotykam się poza nią, odnoszę często wrażenie, że się litują. No, ale cieszę się, że są, w liceum miałam tylko 3 przyjaciół, z którymi trzymałam, byli pozytywnie nastawieni (optymiści), a teraz chodzę do szkoły i słyszę tylko problemy, a mnie nikt nie chce wysłuchać. Przychodzę ze szkoły do domu, idę spać, nie wiem, być może dlatego, że chodzę spać o północy, wstaję o 6.30, ale daję radę. W weekend śpię do 12. Weekend to albo komp, tv lub nauka. Po prostu nie mam siły, nic mi się nie chce. Jednego dnia mówię sobie: zrobię to i to, a drugiego mówię: nie chce mi się lub za godzinę, za 2, a potem wychodzi, że nic nie zrobiłam.

W domu nie mam zrozumienia, przynajmniej tak mi się zdaje, bo słyszę tylko pretensje i kłótnie, tylko nerwy. Być może dlatego to się przenosi na mnie. Ciągle się wkurzam, złoszczę. Zauważyli to też w szkole i odepchnęli mnie od siebie, tylko pytanie "Obraziłaś się?", a jak się nie obrazić, jak chciałabym coś zrobić, to mi ciągle pomagają. Moja pamięć ostatnio zawodzi, nie mogę się skupić, ucząc się, nie pamiętam później nic, i taka powtórka z rozrywki. Nie mogę się opamiętać co do słodyczy, chcę przestać jeść, ale nie mogę. Muszę przynajmniej batona. Nie jestem gruba ani nic, tylko brzuch, ciągle sobie to wmawiam, jakby 2 miesiąc ciąży.

Chłopak, który do mnie zarywał, obraził się, bo ja, głupio myśląc, że się nabija, odpuściłam go sobie, mówiąc mu, żeby udawał, że mnie nie zna. Rok temu też tak miałam, ale właśnie przez tego chłopaka mi przeszło, bo poczułam, że komuś na mnie zależy. Teraz znowu wróciło. Wiem, że powinnam iść do lekarza, ale się boję, nie wiem, co mu powiedzieć i co powiedzieć mamie, bo ona zawsze się pyta, a ja często sama z domu nie wychodzę, zresztą na zakupy i gdziekolwiek to z nią. Po nocach ciągle płaczę. Wiem, nie powinnam się użalać na sobą i życiem, że będzie dobrze, ale nie jest i w tym jest problem. Dziękuję za przeczytanie.

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Bezsenność, płaczliwość, uzależnienie męża...

Dzień dobry. Jestem 44-letnią kobietą, od kilku lat cierpię na bezsenność, płaczliwość, potliwość, duże łaknienie. Stresy w pracy i w domu doprowadzją mnie do furii. Mąż mój od kilku lat nadużywa alkoholu, jest agresywny i niemiły, nic nas nie łączy...

Dzień dobry. Jestem 44-letnią kobietą, od kilku lat cierpię na bezsenność, płaczliwość, potliwość, duże łaknienie. Stresy w pracy i w domu doprowadzją mnie do furii. Mąż mój od kilku lat nadużywa alkoholu, jest agresywny i niemiły, nic nas nie łączy od kilku lat, mieszkamy tylko pod jednym dachem. Non stop jestem zmęczona albo nadpobudliwa. Krzyczę na domowników, nic nie sprawia mi radości. Rok temu pochowałam ojca, od tej pory walczę w sądzie o spadek, więc stresu mi nie brakuje. Leczę się na tarczycę, mam całkowitą niedoczynność. Jestem po operacji woreczka żółciowego, mam nadciśnienie, stosuję hormonalną terapię zastępczą, walczę z nietrzymaniem moczu i astmą. Proszę o szybką odpowiedź. Dziękuję.

odpowiada 1 ekspert:
 Redakcja abcZdrowie
Redakcja abcZdrowie

Czy to normalne, że jak się potniesz, to nie czujesz bólu tylko ulgę?

Mam ileś tam lat, to nieważne. Ale zaczęłam się ciąć jakiś czas temu. I zastanawiam się, czy to normalne, że gdy moja ręka albo ręce krwawią, ja nie czuję bólu tylko ulgę? Nagle cała złość przechodzi, cały smutek i gniew...

Mam ileś tam lat, to nieważne. Ale zaczęłam się ciąć jakiś czas temu. I zastanawiam się, czy to normalne, że gdy moja ręka albo ręce krwawią, ja nie czuję bólu tylko ulgę? Nagle cała złość przechodzi, cały smutek i gniew :) PS Jeśli macie jakiś problem, to nie odpisujcie jakichś z***** komentarzy, bo sami z siebie kretynów robicie. Dzięki ;)

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Marta Mauer-Włodarczak
Lek. Marta Mauer-Włodarczak

Nie jestem w stanie sobie pomóc

Mam 30 lat i... wciąż bojkotuję swoje życie. Zaczęło się od wyjścia z domu w wieku lat 18, złe towarzystwo, praca w agencji towarzyskiej - tam poznałam męża. Mamy dziecko, zostawiłam je. Potem, za każdym razem, gdy znajdowałam pracę,...

Mam 30 lat i... wciąż bojkotuję swoje życie. Zaczęło się od wyjścia z domu w wieku lat 18, złe towarzystwo, praca w agencji towarzyskiej - tam poznałam męża. Mamy dziecko, zostawiłam je. Potem, za każdym razem, gdy znajdowałam pracę, robiłam coś, co ją przekreślało. Poszłam na studia, ale nigdy się nie obroniłam, zostałam skreślona z listy na piątym roku, nigdy do studiów nie wróciłam, choć miałam doskonałe wyniki. To samo było w szkole średniej, kiedy w trzeciej klasie przestałam chodzić do szkoły, pomógł mi dyrektor, który spotkał mnie na ulicy, pytając, co ja, na Boga, wyprawiam. Zrobiłam dwa lata (trzecią i czwartą klasę) w pół roku, zdałam maturę, ale to wszystko na nic, bo ciągle wiązałam się z jakimiś kretynami.

Znajdowałam pracę bardzo dobrze płatną, w agencjach reklamowych lub artystycznych, zarabiałam duże pieniądze, miałam same sukcesy i bach, rzucałam pracę, pogrążając się w jakimś marazmie. Potem poznawałam kolejnych facetów, toksyczne związki, rozkochiwałam ich w sobie, potem zostawiałam. Potem znów pracowałam w agencji towarzyskiej, zaszłam w ciążę i poroniłam sama w domu. Mogłam wtedy umrzeć, wykrwawić się na śmierć, żadna normalna kobieta by czegoś takiego nie zrobiła.

Szukałam pomocy u psychiatry. Opowiedziałam mu tylko część... w pół słowa mi przerwał i powiedział, że jak chcę wymusić leki, to źle trafiłam..., więcej do niego nie poszłam, chyba tego nie udźwignął. Mój syn jest nastolatkiem, nie mam z nim żadnych problemów (chyba nie wrodził się we mnie). Jestem obecnie z kimś, o kim tysiące kobiet mogłyby tylko marzyć i znów sabotuję ten związek w sposób tak absurdalny, że nawet nie umiem tego opisać. I oczywiście rzuciłam ostatnią pracę - jak zwykle, mimo że była to również praca, o jakiej teraz można tylko marzyć. Mam takie dni, kiedy siadam na podłodze i myślę, czemu sobie to robisz, o co chodzi, dlaczego? Nie umiem znaleźć odpowiedzi.

Moje życie to chaos, i gdyby nie jakiś wrodzony fart i to, że wiecznie spadam na cztery łapy, nie wiem jakbym skończyła. W ogóle dziwne jest to, że wpadając w takie miejsca, w takie towarzystwa, zawsze znikam bez szwanku, wracając do normalnego życia. Nie mogę jednak zrozumieć, czemu wciąż to robię. Nie pójdę już do żadnego psychologa, bo jak przypomnę sobie minę tego psychiatry, jakby nigdy nie słyszał historii o tym, że dziewczyna z agencji wyszła za mąż za swojego klienta, i ten tekst o lekach... nie wiem, co by było, jakbym mu opowiedziała o tym, jak wyciągałam z siebie pępowinę, wyrywając ją sobie, a wszędzie była krew, a ja nawet do nikogo nie zadzwoniłam. Poszłam na drugi dzień do pracy. Przez rok byłam tak "wycięta" po tym wszystkim, że potrafiłam, jadąc do pracy, zapomnieć skręcić i pojechać 20 km dalej. Albo zatrzymać się na poboczu i po godzinie zorientować się, że... minęła godzina.

To wszystko chaotyczne urywki, nie byłabym w stanie chyba opisać tu wszystkiego, co robię, bo to wszystko jest tak absurdalne, że jakby ktoś mi to opowiedział... ja bym nie uwierzyła. Problem polega na tym, że sprawa dotyczy mnie. Facet, z którym jestem, nie ma pojęcia o tym, co się ze mną dzieje i kim jestem, syn widzi tylko to, co ma widzieć. Z rodziną nie mam kontaktu lub sporadyczny. Gdybym komukolwiek opowiedziała o tym, co wyprawiałam i wyprawiam, myślę, że uznałby mnie za skrajnie patologicznie porąbaną. Najgorsze jest to, że zawsze udaje mi się spaść na cztery łapy. Nigdy nie ponoszę konsekwencji swoich działań, bo zawsze mi się udaje. Nie skończyłam studiów, a mimo to znalazłam pracę jako manager i zarabiałam kupę kasy, nie tak jak osoby mozolnie pnące się po szczeblach kariery. Byłam k****, a mam wspaniałego mężczyznę i syna.

Wiem, że potrzebuję pomocy, ale nie wiem, jak się do tego zabrać, boję się, że jak pojdę do specjalisty po raz kolejny, to już nie odważę się powiedzieć prawdy, będę kluczyć i kłamać. Zrobiłam w życiu tyle złych rzeczy, że nikomu innemu nie uszłoby to na sucho, a ja założę się, że znów wyjdę z tego bez szwanku... tyle, że za którymś razem zatrzymam się nie na poboczu, a na urwisku i już tam zostanę.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Jan Karol Cichecki
Lek. Jan Karol Cichecki

Straciłam chęć do życia - jak ją odzyskać?

Mój problem wydaje mi się, że pochodzi z wnętrza mnie samej. Nie wiem, czy wynika z egoizmu i zazdrości innym, czy może jest zalążkiem jakiejś choroby - być może właśnie depresji. Wszystko zaczęło się mniej więcej rok temu -...

Mój problem wydaje mi się, że pochodzi z wnętrza mnie samej. Nie wiem, czy wynika z egoizmu i zazdrości innym, czy może jest zalążkiem jakiejś choroby - być może właśnie depresji. Wszystko zaczęło się mniej więcej rok temu - zawsze byłam osobą ambitną, udawało mi się zrealizować wiele marzeń. Na 4 roku studiów związałam się z moim chłopakiem i w zasadzie przez wzgląd na niego wróciłam do mojej rodzinnej, maleńkiej miejscowości. Tutaj dostałam pracę, którą lubię i która sprawia mi wiele przyjemności - ale ciągle sobie myślę, że chciałabym robić coś innego. Smutno mi jest, kiedy dowiaduję się, że moi przyjaciele wyjeżdzają za granicę albo do innych, dużych miast w Polsce, bo ja ciągle nie mam odwagi zostawić spokoju i stabilności, które tu mam, a jednocześnie nie mam nikogo, z kim mogłabym pogadać w razie problemów czy wypić kawę i poplotkować - bo wszyscy są już daleko. Na dodatek obserwuję pewne mało sprzyjające okoliczności w pracy - pracuję wśród samych kobiet. Jestem osobą ambitną i dobrze robię to, co akurat robię - przynajmniej mój przełożony tak uważa. Myślę, że jest to powodem braku akceptacji ze strony moich koleżanek, które podobnie jak ja, są młode i ambitne, być może brakuje im po prostu życiowego szczęścia, by też zostały zauważone.

Prawdziwe dramaty przeżywam jednak od chwili rozstania z moim partnerem. Byliśmy z sobą 5 lat. Wiele razem przeżyliśmy. To ja podjęłam decyzję o tym, by się rozstać. Nie wiem, czy była słuszna, ale wiem, że gdybyśmy byli z sobą nadal, to ja bym go zadręczyła swoimi obawami, pytaniami itp. Nie wiem, czy nadal coś do niego czuję, czy się przyzwyczaiłam, że nie jestem sama, ale ciągle rozpamiętuję nasz związek. Najgorsze jest to, że z nikim nie mam ochoty rozmawiać o tym, co się ze mną dzieje. Nawet kiedy ktoś się stara do mnie dotrzeć, pytać - ja się zamykam. Ostatnio wyszłam ze znajomymi z pracy na piwo, one przyszły ze swoimi partnerami, mężami itp... poczułam się osaczona, zamknęłam się w sobie i nic nie mówiłam. Zawsze byłam osobą bardzo towarzyską, lubię mówić - nie wiem, co wtedy się stało. Ta sytuacja spowodowała, że zaczęłam się o siebie trochę martwić. Poczytałam literaturę o depresji. Być może ją mam. Nigdzie nie wychodzę, rozpamiętuję przeszłość, ciągle jestem zmęczona, nic mnie nie cieszy, mam napady głodu i niejedzenia, cały wolny czas przesypiam, płaczę... Jedynym organizmem, którego nie krzywdę i na co dzień toleruję bez względu na nastroje, jest pies. Mieszkam z rodzicami, którzy obserwują moje stany i chcą mi jakoś pomóc w sytuacji, w której się znalazłam. Ale nie potrafię się z nimi dogadać. Chciałabym być dla nich miła itp., ale nie potrafię. Nasze minirozmowy kończą się kłótniami albo się zwyczajnie nie kończą. Myślę czasami, żeby coś się stało ze mną... Niestety, myślę tak i się boję tego. Gdzie mam szukać pomocy? Czuję się taka bezradna...

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Reakcja na trudną sytuację

Mam 22 lata. Czuję się źle, jest mi ciężko określić swoje objawy, ale spróbuję. Od ponad miesiąca miewam bardzo zmienne nastroje - w sumie może dlatego, że kocham życie, cieszę się nim i zawsze potrafiłam obudzić w sobie beztroskie dziecko,...

Mam 22 lata. Czuję się źle, jest mi ciężko określić swoje objawy, ale spróbuję. Od ponad miesiąca miewam bardzo zmienne nastroje - w sumie może dlatego, że kocham życie, cieszę się nim i zawsze potrafiłam obudzić w sobie beztroskie dziecko, ale wielu ludzi robi wszystko, byle tylko tę moją beztroskość zburzyć. Może wydawać się to normalne, bo tak to właśnie jest na świecie... ale mi chodzi konkretnie o to, że najbliższa mi osoba (mój brat), posługując się bez mojej wiedzy moimi dokumentami, półtora roku temu wzięła około 8 kredytów...

Od początku na policji mówili mi, że różne rzeczy wskazują na niego, ale przez ten rok nie chciałam w to wierzyć i tłumaczyłam sobie na różne sposoby, że na pewno ktoś go wrabia (przez co też sama szukałam winnego), ale miesiąc temu dostałam wezwanie do sądu na sprawę, gdzie właśnie on jest oskarżony. Mogłabym o tym pisać i pisać, bo wiąże się z tym wiele rzeczy, które wpływają na moje objawy, ale raczej nie ma sensu się tu nad tym rozwodzić.

Wracając do mojego samopoczucia... bardzo szybko się denerwuję, wystarczy, że osoba obok mnie zbyt głośno rozmawia przez telefon, albo choćby pisząc na komputerze, wydaje mi się, że osoba bardzo głośno stuka w klawiaturę, lub też stukot damskich pantofli za oknem... Drażnią mnie spotkania ze znajomymi i to, że mnie zagadują, jednak zależnie od tego, czy własnie jest mi dobrze, czy źle, bo mimo że mnie drażnią, to za chwilę sama ich zaczepiam i wdaję się w mało sensowną rozmowę o mniej lub bardziej wartościowych rzeczach. Zamykam się w sobie. Cały czas czuję się zmęczona.

Jestem studentką, ale od półtora tygodnia nie byłam na zajęciach, bo po prostu mi się nie chce. Potrafię wytłumaczyć sobie w pięć sekund, np. że jest za wcześnie, żeby wstawać, albo pouczę się w swoim pokoju, a kończy się na tym, że albo cały dzień oglądam filmy, albo śpię. Ostatnio nawet zaczęłam myśleć o rzuceniu studiów, bo jest za ciężko, bo jest źle rozłożony plan, bo na uczelni panuje straszny bałagan, a najważniejsze to to, że najpierw muszę zakończyć sprawy z kredytami, bo pochłaniają dużo czasu i nerwów, i przez to nie mogę skoncentrować się na nauce. Ogólnie na niczym nie mogę się skoncentrować. Stałam sie bardziej agresywna, opryskliwa, chamska... bardzo dużo przeklinam albo po prostu olewam ludzi.

Z drugiej strony boję się, że jestem złą osobą i że osoby, które są mi bliskie zaczną się ode mnie odsuwać. Czuję też ciągłą pustkę w głowie, w sumie dziwne jest to uczucie, bo niby nie myślę o niczym konkretnym, jednak w tym samym momencie czuję niesamowicie nieprzyjemny ucisk między płucami a żołądkiem... to jakby totalna odwrotność tych tzw. motylków w brzuchu. Więc niby przepełnienie przykrymi emocjami, ale jednak brak konkretnych myśli.

Martwię się też stanem moich rodziców... mimo iż denerwują mnie swoim przeświadczeniem, że to oni mają najgorzej w tej sprawie, bo to oni będą musieli spłacać te długi, jednak to, co mówią, jest totalną bzdurą... owszem, martwią się, ale ich problem kończy i zaczyna się na zmartwieniu. Często myślę o samobójstwie. Ale mam jeszcze osobę, dla której jest sens żyć.

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Wybuchy złości - co to może być?

Mam na imię Adam, mam 18 lat. Mieszkam z dziadkiem, babcią, tatą, mamą, wujem, bratem i siostrą. Mój ojciec pije odkąd pamiętam, często kłóci się ze swoimi rodzicami i moją mamą, a jeszcze częściej moja mama kłóci się z moimi...

Mam na imię Adam, mam 18 lat. Mieszkam z dziadkiem, babcią, tatą, mamą, wujem, bratem i siostrą. Mój ojciec pije odkąd pamiętam, często kłóci się ze swoimi rodzicami i moją mamą, a jeszcze częściej moja mama kłóci się z moimi dziadkami, czyli rodzicami mojego ojca. Zawsze wstydziłem się za niego, nieraz kiedy stałem z rówieśnikami na przystanku autobusowym, czekając na autobus szkolny, on akurat szedł obok pijany... I wtedy myślałem, że lepiej byłoby się zapaść pod ziemię... W szkole prawie w ogóle mi nie szło, wciąż miałem złe stopnie, wciąż byłem zagrożony, moja mama nieraz płakała po wywiadówce i ja też.

Nigdy nie miałem bliższych kolegów, być może dlatego, że nie potrafiłem uszanować przyjaźni... Często drwiłem z kolegów... A w oczach innych stawałem się przez to d******... Z biegiem czasu zauważyłem, że oddalam się od innych, stałem się odludkiem mniej więcej do wieku 15 czy 14 lat, nic nie umiałem zrobić... Mamy gospodarstwo rolne i kiedy ojciec był trzeźwy, zawsze wołał mnie do pomocy, jednak mi nic nie wychodziło i wciąż na mnie krzyczał, było też kilka niepowodzeń sercowych...

Kiedyś, gdy rodzice wyzywali mnie po wywiadówce, coś we mnie wstąpiło, łzy napłynęły mi do oczu i uderzeł we mnie potężny gniew. Nawrzeszczałem na moich rodziców, a potem zamknąłem się w pokoju... Na początku tych wakacji, gdy obudziłem się rano, usłyszałem rozmowę moich starych, którzy mówili o mnie... Rozmawiali o mojej nieporadności, gapowatości i lenistwie. W pierwszej chwili nie przejąłem się tym, ale za kilkanaście sekund znów poczułem to... Takie uczucie, że teraz mogę robić, co chcę, a następnie szał agresji...

Zbiegłem na dół do kuchni, wziąłem taboret, łzy napłynęły mi do oczu, wbiegłem do pokoju obok, gdzie siedzieli rodzice, uniosłem taboret nad głową matki i wrzeszczałem wtedy do niej tak: "Zamknij tą starą papę albo cię k**** zabiję!". Matka uciekła na zewnątrz z ojcem, ja wpadłem do kuchni, drąc się, że wszystkich pozabijam siekierą, przewróciłem stół i zbiegli się dziadkowie, którzy patrzyli się na mnie i pytali, co mi jest, a ja się darłem. Wtedy ojciec i matka wrócili, wszyscy stali kilka metrów ode mnie, a ja wyłem na nich, że ich pozabijam, że ich porąbię siekierą, że ich nienawidzę i że mają wyp********. Byłem jakby w takim amoku, nie kontrolowałem swych uczuć, słów i czynów, czułem ulgę po tym wszystkim, nie czułem żalu, choć byłem roztrzęsiony i przeprosiłem wszystkich. Kilka razy zdarzyło się też, że gdy ojciec mnie skrzyczał, to biegłem na niego z siekierą, ale jakoś w ostatniej chwili zdołałem się powstrzymać...

To było już dłuższy czas temu, teraz na razie jest ok... Ojciec już na mnie nie krzyczy, moje stosunki z nim minimalnie się polepszyły, chociaż i tak jak np. siedzę z nim w samochodzie, to nie rozmawiamy ze sobą, tak jakbyśmy byli obcy sobie. Z matką zawsze miałem dobre stosunki, choć kilka razy, jak wpadłem w ten szał, to uniosłem na nią rękę :( strasznie mi głupio teraz, że tak robiłem, ale ten szał, kiedy ta złość we mnie wybucha, jest nie do powstrzymania... Myślę, że wszystkie złości zbierają się we mnie przez jakiś czas, a potem jest taki wybuch szału, agresji... Jeśli ktoś wie, co mi może być, to piszcie, proszę.

Jestem zmęczona, rozdrażniona, boję się samotności... Jak mam sobie pomóc?

Witam. Mam 19 lat i chyba od zawsze towarzyszył mi pesymizm. Jestem bardzo wrażliwa i słaba psychicznie, przejmuję się nawet drobnostkami, reaguję czasami histerycznie na pewne informacje... Miałam trudne dzieciństwo z powodu rozwodu rodziców, przeżywałam wiele załamań... Ojciec nas...

Witam. Mam 19 lat i chyba od zawsze towarzyszył mi pesymizm. Jestem bardzo wrażliwa i słaba psychicznie, przejmuję się nawet drobnostkami, reaguję czasami histerycznie na pewne informacje... Miałam trudne dzieciństwo z powodu rozwodu rodziców, przeżywałam wiele załamań... Ojciec nas zostawił... Nie chce mieć ze mną nic do czynienia... Teraz kłócę się z nim w sądzie... Mama głównie pracowała, nie miała dla mnie zbyt dużo czasu, choć wiem, że mnie kocha i chce dla mnie jak najlepiej, nie jesteśmy zbyt związane emocjonalnie... Z siostrą podobnie... Zawsze więc szukałam przyjaciół. Oni jednak też się ode mnie odwracali...

Każde rozstania strasznie przeżywam. Boję się samotności. Myśl, że zostanę sama, wprowadza mnie w jakiś niesamowity stan... Wręcz histerię... Dlatego zawszem muszę mieć kogoś przy sobie... A przynajmniej mieć pewność, że mogę taką osobę mieć kiedy tylko zechcę, kiedy jednak jest inaczej, jestem załamana... Nie potrafię sobie sama radzić z podejmowaniem decyzji... Z własnymi problemami... Kurczowo trzymam się jednej osoby, a kiedy ona odchodzi, tracę grunt pod nogami... Dla mnie to jest koniec świata. Obecnie jestem w strasznym stanie... Kompletnie nic mnie nie cieszy... Wszystkie moje marzenia po drodze gdzieś zagubiłam... Zawsze żyłam nadzieją. Ona trzymała mnie przy życiu, ale teraz nie mam żadnych marzeń i żadnej nadziei.

Kochałam grać w siatkówkę... Kiedy poszłam na sekcję sportową, odmówili mi po pierwszych zajęciach... Chłopak, do którego bardzo się przywiązałam, odmówił mi dłuższego związku, odepchnął mnie zupełnie... Z rodziną ciągle się kłócę, drażnią mnie. Cały czas podnoszę na wszystkich głos, jestem nerwowa, a kiedy jestem sama w domu, zazwyczaj płaczę i leżę na kanapie... Często objadam się, nie wiem, z nudów, z nerwów, po czym idę spać i ciężko mi się zwlec z kanapy, i męczy mnie poczucie winy, że tyle zjadłam, bo jestem osobą z nadwagą, z którą też bezskutecznie walczę... Chodzę na studia, ale kompletnie mnie one nie interesują, załamuje mnie myśl, że mam tam znów iść...

Jak pisałam, często było mi źle, ale nie aż tak, zaczyna mnie to przerażać... Moje zachowanie jest bez sensu... Naprawdę jest mi strasznie źle... Ciągle chce mi się płakać. Nasiliło się to, kiedy ten chłopak mnie odtrącił... Ale spotykałam się z nim dalej... I cieszyły mnie te spotkania nawet... Chociaż jak przypominało mi się, że to i tak nic z tego nie będzie, to bywało, że się smuciłam... Ale było coraz gorzej... Im więcej czasu mija od tego odtrącenia, tym mi gorzej... A teraz jeszcze powiedział, że wyjeżdża... I choć dopiero za kilka miesięcy, ja już myślę, że świat mi się zawalił, że już nikogo nie mam...

Siedzę w domu i nic mnie już nie interesuje. Ludzie sprawiają mi już przykrość... A jak ten chłopak chce ze mną iść np. do kina, to reaguję na to z obojętnością, a jak jakiś inny na mnie spojrzy, to uciekam od tego... Piszę, bo nie wiem, do kogo mam się zgłosić. Nie chcę iść do specjalisty, bo... Sama nie wiem czemu, po prostu nie chcę. O swoich problemach powiedziałam temu chłopakowi, przyjacielowi... Ale on nie potrafi mi pomóc, ma mnie za słabą psychicznie i oddala się ode mnie... Przed rodziną się wstydzę. Nie wiem, co mi jest... Czy to depresja? Czy nerwica? Co mam robić? Proszę o szybką odpowiedź. Pozdrawiam.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Jan Karol Cichecki
Lek. Jan Karol Cichecki

Tęsknota za ciocią

Mam 19 lat, jestem dziewczyną i niestety od kilku lat tęsknię za swoją ciocią, która mieszka ode mnie ok. 20 km. Z ciocią i jej rodziną spędziłam najwspanialsze chwile swojego życia, a ostatnie były 2 lata temu w wakacje (wcześniej...

Mam 19 lat, jestem dziewczyną i niestety od kilku lat tęsknię za swoją ciocią, która mieszka ode mnie ok. 20 km. Z ciocią i jej rodziną spędziłam najwspanialsze chwile swojego życia, a ostatnie były 2 lata temu w wakacje (wcześniej też do cioci jeździłam, ale to wyglądało trochę inaczej). Podczas tamtych wakacji byłam bardzo szczęśliwa, otoczona troską i miłością. Po prostu czułam się przez nich kochana. Cała ich rodzina była bardzo otwarta i miła dla mnie. A ja się w stosunku do nich zachowałam niewłaściwie, tzn. nie potrafiłam im powiedzieć, a zwłaszcza cioci, co czuję i jak mi z nimi dobrze. Jedyne, co oni mogli dostrzec, patrząc na mnie, to niezadowolenie, wieczny smutek, skrytą osobę, bo taka właśnie byłam. Natomiast w sercu miałam ogromną radość z przebywania z nimi. Tak więc, nie pokazałam im nigdy, że z nimi jest mi najlepiej.

W domu nigdy się dobrze nie czułam, nie umiałam pokochać własnej matki i do dzisiaj tak jest... nie byłam specjalnie przywiązana do mojej najbliższej rodziny. Wciąż myślę o mojej cioci i o tym, jak bardzo ją kocham, a nigdy jej tego nie powiedziałam, ponieważ nie potrafię. Jak kiedyś bałam się spojrzeć jej w oczy, powiedzieć, że kocham, tak dzisiaj jest podobnie, z jednym wyjątkiem, że teraz w ogóle się z nią nie widuję, bo ciocia myśli, że tego nie chcę i że nie mam ochoty na jej towarzystwo. Moim dziwnym zachowaniem tylko udowodniłam, że mam jej dość, więc ona mi kiedyś napisała w SMS-ie, że nie będzie mi się naprzykrzać. A przecież to nieprawda. Zawsze bałam się jej pokazać, że jest dla mnie najważniejszą i najbliższą osobą. Przecież ja pragnę się z nią widywać, rozmawiać, przytulić się do niej :( Ciocia jest taką dobrą i ciepłą osobą, że wszyscy dookoła ją kochają, a ona ich. Czasami myślę, że już dla mnie tej miłości nie wystarcza... Każdego dnia tak bardzo za nią tęsknię, że nawet jeżdżę do jej miejscowości, ponieważ mam nadzieję, że przez przypadek ją zobaczę, choć z daleka. Z drugiej strony strasznie się boję, że ona może mnie tam spotkać. Tego bym nie chciała, bo nie wiedziałabym, co jej powiedzieć. Pewnie gdyby mnie zobaczyła, od razu bym uciekła.

Na co dzień jestem bardzo samotna, nie mam żadnych przyjaciół i znajomych, bo się przeprowadziłam na studia do innej miejscowości i do tej pory nikogo nie poznałam. Kiedyś potrafiłam nawiązywać kontakty z ogromną łatwością, a od czasu tych wakacji z ciocią stałam się innym człowiekiem, jakby bardziej zamkniętym w sobie. Nawet pamiętam, że jak wróciłam po wakacjach do szkoły, to nie byłam w stanie się uczyć jak w poprzednich latach, stopnie mi się pogorszyły, przestało mi zależeć na czymkolwiek - myślałam tylko o tym, jak zraniłam ciocię, tzn. zasmuciłam ją swoim zachowaniem i jak mi jej brak :( Nie wiem dlaczego tak się stało po tamtych wakacjach, ale niestety bardzo się zmieniłam i od tamtego czasu nie mam żadnej bliskiej osoby. Chciałam się dowiedzieć, czy moje uczucia w stosunku do cioci są normalne? Czy jest ze mną źle, że nie umiem nikogo pokochać? A przede wszystkim, czy będę kogoś kochać tak jak ciocię? Bo uczucia do cioci bardzo mnie ranią i czasami bardzo chciałabym o niej zapomnieć, ale to nie wychodzi.

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży
Patronaty