Twój przewodnik po zdrowiu

  1. Opisz swój problem. Pomożemy Ci znaleźć odpowiedź w bazie ponad miliona porad!
  2. Nie ma informacji, których szukasz? Wyślij pytanie do specjalisty.
Rozpocznij
7 6 6 , 5 5 4

odpowiedzi udzielonych przez naszych ekspertów

Rzetelnie + Bezpiecznie + Bezpłatnie

Emocje: Pytania do specjalistów

Dlaczego, odkąd jestem matką, nie kontroluje swojego zachowania?

  3 lata temu urodziłam dziecko, mam jeszcze nieliczne oznaki mleka w piersi. Oprócz tego częste bóle głowy, nerwowość, napady wściekłości. Nie kontroluję swojego zachowania, często jest ono irracjonalne, nie mam ochoty na nic. Co może być tego przyczyną?
odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Co powinnam zrobić, żeby nie krzywdzić mojego chłopaka?

Witam, mam 19 lat, od prawie 5 lat jestem w związku z chłopakiem. Moim problemem jest to, że jeśli on mnie denerwuje nie potrafię uzasadnić w jaki sposób, po prostu czasem tak jest, że swoim zachowaniem i wtedy tracę kontrolę...

Witam, mam 19 lat, od prawie 5 lat jestem w związku z chłopakiem. Moim problemem jest to, że jeśli on mnie denerwuje nie potrafię uzasadnić w jaki sposób, po prostu czasem tak jest, że swoim zachowaniem i wtedy tracę kontrolę nad sobą, zaczynam go wyzywać, potrafię też uderzyć... Nie wiem czy to już jest choroba czy zwykłe złe humory, przez które wyżywam się na nim aż tak bardzo. Źle mi z tym, nie chcę go tak traktować, bo go bardzo kocham.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Jak poradzic sobie z kompulsywnym objadaniem się, złamanym sercem i problemami z rodzicami?

Jestem dojrzałą jak na swój wiek 17-latką (za 4 miesiące skończę 18). Już w 1 klasie gimnazjum zakochałam się w chłopaku z mojej klasy. Początkowo myślałam, że to tylko zauroczenie, ale w 3 klasie zorientowałam się, że naprawdę go kocham....

Jestem dojrzałą jak na swój wiek 17-latką (za 4 miesiące skończę 18). Już w 1 klasie gimnazjum zakochałam się w chłopaku z mojej klasy. Początkowo myślałam, że to tylko zauroczenie, ale w 3 klasie zorientowałam się, że naprawdę go kocham. Problem od samego początku polegał na tym, że on zupełnie nie zwracał na mnie uwagi. Jednakże w 3 klasie zauważyłam, że coś się zmieniło. Zaczęliśmy pisać ze sobą, rozmawiać (w późniejszym okresie także na dość intymne tematy). Czułam, że coś dla niego znaczę. Może to dziwne, ale wiedziałam jednocześnie, że jemu podoba się ktoś zupełnie inny. Prosił mnie nawet bardzo często o rady co zrobić, by tamta zwróciła na niego uwagę. A ja oczywiście (z głupoty/dobrego serca) pomagałam mu. Mimo iż wiedział, że ma inną na oku, cały czas łudziłam się, że może kiedyś domyśli się co tak naprawdę do niego czuję. Niestety myliłam się. Kiedy skończyły się wakacje i każdy z nas poszedł do innego liceum, nasz kontakt praktycznie się urwał (dodam, że mieszkamy w tym samym, stosunkowo niewielkim mieście). Dzięki jego wsparciu w wakacje postanowiłam zmienić swoje życie (schudłam ponad 16 kg). Niestety jak już wspomniałam, po wakacjach nasz kontakt się urwał. Czekałam miesiąc, dwa, trzy, a on się nie odzywał. Wreszcie w lutym naspał do mnie. Jego wiadomość była dla mnie prawdziwym ciosem. Napisał, że żałuje, że w ogóle tak daleko posunął się w relacji ze mną, że żałuje, że ze mną rozmawiał i pisał o tych sprawach. Poczułam się wykorzystana i oszukana. Od tego momentu zupełnie przestałam o siebie dbać, mówiąc krótko niesamowicie się, zapuściłam. Do czerwca przytyłam znacznie więcej niż poprzednio schudłam. Aż tu jak na złość pod koniec roku szkolnego spotkałam go po prawie rocznej przerwie i to w dodatku w miejscu, gdzie zupełnie nie spodziewałabym się tego (mały dworzec PKP w mojej miejscowości). On ku mojemu zdziwieniu w pierwszej chwili chyba ucieszył się, że mnie widzi, ale mina wyraźnie mu zrzedła, po krótkiej chwili, gdy dokładnie mi się przypatrzył. Nigdy wcześniej nie wstydziłam się za swój wygląd tak bardzo, jak wtedy. Spotkaliśmy się jeszcze raz przed wakacjami, kiedy przyszedł do mojej szkoły, odwiedzić dawne mury (oboje chodziliśmy tam do gimnazjum). Wtedy nawet niechętnie przywitał się ze mną. I to tak naprawdę zapoczątkowało mój problem, który o mały włos nie skończył się tragicznie... Po tym wydarzeniu, nawet wakacje w Paryżu nie poprawiły mi humoru. Wręcz przedziwnie, uczestnicząc w rejsie po Sekwanie czy stojąc na samym szczycie wieży Eiffla mój problem w moim mniemaniu nabrał wręcz monstrualnych rozmiarów. Zupełnie nie przeszkadzał mi mój wygląd, który był z tygodnia na tydzień coraz bardziej niepokojący dla moich rodziców, ale niestety nie dla mnie. Objadałam się (chociaż pewnie powinnam napisać obżerałam) się dosłownie wszystkim i to w niewyobrażalnych wręcz ilościach, a po tzw. ucztach miałam do siebie ogromne pretensje, że znów to zrobiłam. Moja samoocena była bliska 0. Któregoś dnia po kolejnej "wielkiej uczcie" postanowiłam ze sobą skończyć. Mój pokój znajduje się na 2 piętrze domu i dlatego uznałam, że najwłaściwszym sposobem, by to zrobić będzie skok z balkonu. Wiem, że pewnie brzmi to śmiesznie, ale dla mnie wtedy nie zupełnie takie nie było. Kiedy stałam już po drugiej stronie barierki doszły do mnie chyba resztki rozumu, który w przypływie chwili sprawił, że zaczęłam niesamowicie gorzko płakać (wręcz wyć) i szybko stamtąd uciekłam. Postanowiłam, że nie poddam się. Tej nocy (dokładnie o 4:20 nad ranem) napisałam do niego strasznie długi list, w którym powiedział mu o całym uczuciu, które do niego żywiłam przez te wszystkie lata. Zaznaczyłam, że nie chcę, by miał do siebie jakiekolwiek pretensje. Słowem: całą winę wzięłam na siebie. Postanowiłam, że pora coś ze sobą zrobić. Miałam już wcześniej duże doświadczenie w dietach odchudzających, ale nigdy jeszcze nie przeprowadzałam tak długiej jak tym razem głodówki. Postanowiłam przeprowadzić bowiem 10-dniową głodówkę oczyszczającą. Udało się, wytrwałam. Później oczywiście stopniowo z niej wychodziłam. Zaczęłam od małej porcji jedzenia i ćwiczeń fizycznych. Udało się osiągnąć zamierzony plan (od 12.08 do 31.01). Dosłownie 2 dni przed rozpoczęciem roku szkolnego dowiedziałam się, dlaczego tak niemiłosiernie obżerałam się, bardzo często aż do uczucia bólu żołądka. Okazało się, że przez te wszystkie miesiące od lutego do 12. sierpnia cierpiałam na BED. Mówiąc szczerze poczułam ulgę. Po pierwsze wiedziałam, że to moje obżeranie się nie wynikało z mojej słabej woli, a z choroby, nad którą po prostu nie mogłam zapanować. A po drugie wiedziałam, że od powodzenia wychodzenia z tej choroby zależy tak naprawdę moje życie. Teraz mogę się pochwalić, bo właśnie od 12.08. nie miałam kompulsu i cały czas mam siłę do walki z tą (nieuleczalną do końca) chorobą. Odżywiam się zdrowo, uprawiam sport i w efekcie schudłam już z 80 do 58 kg. Wiem, że pewnie pomyślicie sobie Państwo, że szybkie tempo sobie obrałam, ale proszę mi wierzyć - kiedy waga pokazała 80 kg wyglądałam dosłownie jak napompowana. Teraz chcę maksymalnie zrzucić jeszcze 3 kg, a później przejdę do stabilizacji. Wiem, że pewnie zastanawiacie się Państwo, w czum tkwi mój problem. Otóż po pierwsze moja mama nic nie wie o chorobie i nie chcę, by wiedziała. Wychodzę z założenia, że skoro niedługo kończę 18 lat, to nie mogę ją zamartwiać moimi problemami, choć wiem, że gdybym jej o tym powiedziała to na 100 % pomogłaby mi przez to przejść. Jednakże uważam, że dorosłość zobowiązuje, poza tym mama ma zbyt wiele swoich problemów, by jeszcze pomagać mi. Czasem jest mi po prostu ciężko żyć z tym prawie samej (mój młodszy brat jedynie wie o moim problemie). Ponadto myślę, że mam dość spory problem z wyrażaniem uczuć właśnie w stosunku do mamy i taty. Wiem, że kochają mnie najbardziej na świecie i zrobiliby wszystko bym była szczęśliwa, jednak nie potrafię im zaufać. Może to przez to, że już kilka razy po opowiedzeniu im o moich problemach wyśmiali mnie i opowiedzieli innym. Drugi problem polega na tym, że mimo tej całej smutnej historii ja cały czas kocham Michała (to imię chłopaka, o którym pisałam wcześniej). Moja choroba nie zmniejszyła moich uczuć do niego, wręcz przeciwnie. Czuję, że przez to co się stało moje uczucie do niego dojrzało i stało się silniejszym. Problem polega jedynie na tym, że ja cały czas nic dla niego nie znaczę. On woli niestety inny typ dziewczyn niż ja. I to boli mnie najbardziej: świadomość, że ja mogłabym zrobić dla niego wszystko, a on nie czuje do mnie nic. Kiedy wysłałam mu życzenia świąteczne i noworoczne oraz zapytałam (zaznaczyłam, że kieruję moje pytanie bez jakichkolwiek podtekstów) co u niego słychać, nawet nie odpisał... To bardzo zabolało, ale już nie popadłam w depresję jak ostatnim razem. Po prostu poczułam się odrzucona i niesamowicie samotna. Nie potrafię o nim zapomnieć, cały czas o nim myślę. Planowałam nawet zaprosić go na moją 18-nastkę, ale nie wiem czy to dobry pomysł. Często nawet śni mi się. Czy istnieje jakiś sposób by poradzić sobie z tym uczuciem i okazywaniem emocji w stosunku do moich rodziców?Bardzo proszę o odpowiedź i z góry dziękuję za przeczytanie i zrozumienie moich, być może, zawiłych problemów.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Co zrobić, aby chorobliwa zazdrość o moją dziewczynę mnie nie wykańczała?

Witam, mam 20 lat i zdaje mi się, że mam depresję. Zacznę od objawów: strach przed ludźmi, szczególnie przed młodymi chłopakami, który się zaczął ok. 2 lat temu, kiedy zostałem pobity podczas dyskoteki. Czasem ten strach mnie "paraliżuje". Rzeczy, które...

Witam, mam 20 lat i zdaje mi się, że mam depresję. Zacznę od objawów: strach przed ludźmi, szczególnie przed młodymi chłopakami, który się zaczął ok. 2 lat temu, kiedy zostałem pobity podczas dyskoteki. Czasem ten strach mnie "paraliżuje". Rzeczy, które kochałem stały się nudne. Od młodych lat kochałem muzykę. Chciałem zostać Dj'em, szedłem w tym kierunku bardzo długo, co teraz nie jest dla mnie niczym fascynującym. Nie potrafię się cieszyć z tego, co mam. Jestem ze wspaniałą dziewczyną, którą bardzo krzywdzę i tu jest największy problem. Moja zazdrość wszystko niszczy. Mam jakieś urojenia. Tam gdzie idzie beze mnie, czy spotka się z koleżankami od razu kojarzy mi się ze zdradą. Obrażam ją i osądzam o coś, co nie miało miejsca. Jestem ciągle znudzony, nie potrafię rozmawiać z ludźmi jak kiedyś. Jestem jakiś wstydliwy albo ciekawe tematy rówieśników mnie nudzą. Ok. 3 lat temu byłem zupełnie inną osobą - wesoły, rozgadany, kochałem żartować, byłem ciekaw życia, lubiłem poznawać nowych ludzi itp. Teraz to wszystko minęło. Raz na oczach rodziców chciałem popełnić samobójstwo z zazdrości do dziewczyny:( - fakt, że byłem pod wpływem alkoholu, ale to dodało odwagi. Myślę też, że wielki wpływ na to miała moja praca w zmianach nocnych oraz na 3 z rana. Piłem wtedy dużo kaw, bardzo mało spałem. Bardzo odpowiedzialne stanowisko oraz nacisk szefostwa przyczynił się do częstego stresu oraz nerwów. Mam jeszcze kłopoty ze snem. Nawet po nieprzespanej dobie czuję się wyczerpany, a jak się położę do snu - setki myśli chodzą mi po głowie i nie mogę zasnąć. Dodam jeszcze że podczas snu strasznie się pocę, mam sny, że dziewczyna robi coś złego i potrafię wstać mokry z krzykiem. To mnie wykańcza. Nie chce tak żyć :(.

odpowiada 2 ekspertów:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Jak sprawić, aby otworzyła się przede mną?

Chciałbym pomóc mojej szwagierce, wiem, że ma jakieś problemy, bo sama o tym wspomniała. Nie chciała mówić jakie. Problem polega na tym, że ona nie chce mówić o tych problemach, podejrzewam, że ma to związek z tym, że nie chciałaby,...

Chciałbym pomóc mojej szwagierce, wiem, że ma jakieś problemy, bo sama o tym wspomniała. Nie chciała mówić jakie. Problem polega na tym, że ona nie chce mówić o tych problemach, podejrzewam, że ma to związek z tym, że nie chciałaby, żeby ktoś się o tym w rodzinie dowiedział. Wiem, że na męża nie może liczyć, sama o tym mówiła, gdyż twierdzi, że dla niego nie ma żadnych problemów. Nie wiem jak zacząć z nią rozmowę, aby mogła mi się wyżalić, bo przecież każdy potrzebuje osoby, z którą mógłby porozmawiać, byłoby jej na pewno lżej, a zarazem zapewnić ją, że nikt się o tym nie dowie. Jak przedstawić to, że chcę jej pomóc, aby nie została sama sobie? Napisane jest trochę chaotycznie, ale może zrozumiecie mniej więcej, o co mi chodzi.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Boniuk
Mgr Magdalena Boniuk

Dlaczego, choć uczę się dniami i nocami, nic nie mogę zaliczyć?

Jestem 21-latką i przeżywam poważny kryzys teraz, w czasie sesji. Mimo że jestem na moich wymarzonych studiach, mimo że pracuję całymi dniami i nocami, to nic nie udaje mi się oddać, zaliczyć. W przyszłym tygodniu kończy się semestr, a ja...

Jestem 21-latką i przeżywam poważny kryzys teraz, w czasie sesji. Mimo że jestem na moich wymarzonych studiach, mimo że pracuję całymi dniami i nocami, to nic nie udaje mi się oddać, zaliczyć. W przyszłym tygodniu kończy się semestr, a ja ciągle nie mam niczego pozaliczanego i nie przez to, że się nie starałam, ale przez to, że nie daję rady. Obecnie jestem tak zestresowana, że nie pozaliczam (co jest już prawie pewne, biorąc pod uwagę ilość materiału) i że mnie wywalą (co jest myślą irracjonalną, w zeszłych sem. wszystko pozaliczałam i powinno mi wystarczyć punktów ects), że nie mogę niczego zacząć, tylko siedzę i plączę. Dodatkowo dobijają mnie wątpliwości, skoro nie daję rady i nic mi na tych studiach nie wychodzi, to może nie mam predyspozycji do tego zawodu? Może nie warto się dalej męczyć i poświęcać, walczyć o te zaliczenia skoro i tak po prostu się nie nadaję? Moi rodzice bardzo mnie wspierają i ciągle powtarzają, że nie muszę wszystkiego teraz pozaliczać itp., ale ja widzę jak oni się martwią i robią wszystko żeby mi pomoc i jeszcze bardziej się tym wszystkim przejmuję. Co mam zrobić, nie mogę już tak dalej funkcjonować (nie jem - brak apetytu i nie śpię - brak czasu), a myśl, że wszystko co ostatnio robię tymi nocami i tak nie wychodzi i nie ma żadnych efektów mojej pracy zupełnie mnie już dobija.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Jak poradzić sobie z emocjami i stresem?

Sytuacja jest w sumie dość skomplikowana i składa się na nią kilka rzeczy. Nie umiem panować nad swoimi emocjami, szczególnie jeśli dotyczą drugiej osoby - dwa lata temu zakończyłem bardzo toksyczny związek, który odcisnął na mnie mocne piętno. Nigdy nie...

Sytuacja jest w sumie dość skomplikowana i składa się na nią kilka rzeczy. Nie umiem panować nad swoimi emocjami, szczególnie jeśli dotyczą drugiej osoby - dwa lata temu zakończyłem bardzo toksyczny związek, który odcisnął na mnie mocne piętno. Nigdy nie miałem wysokiej samooceny, a w związku dodatkowo byłem szantażowany na każdym kroku rozstaniem i podsycaniem poczucia winy. Teraz gdy poznałem nową dziewczynę, która diametralnie różni się od poprzedniej, nie mogę pozbyć się negatywnych odczuć i emocji, przed oczyma często staje mi twarz byłej. Z jednej strony wiem, że warto z Nią być dalej, z drugiej ciągle odczuwam względem niej jakiś irracjonalny niepokój, lęk. Żadne logiczne wyjaśnianie tutaj nie pomaga. Nadinterpretuję nic nie znaczące wydarzenia, gesty. Dochodzi do tego, że pojawia się stres jak tylko dostaję smsa od niej, mimo że jest pełen ciepłych słów. Dodam, że jestem dość wrażliwą osobą. Nie umiem sobie z tym poradzić, wpadam w jakąś histerię. Cała sytuacja rozpoczęła się jakieś 3 miesiące temu, tj. od czasu gdy jesteśmy razem. Zależy mi na tym związku, bo wiem, że może wyniknąć z niego coś bardzo dobrego, ale im dalej w nim jestem tym trudniej mi sobie poradzić, czuję jak wewnętrznie oddalam się od tej osoby. Staram się także nie mówić Jej o swoich problemach, nawet jeśli powiem to nie poprawia to mojego samopoczucia. Czasem chyba traktuję Ją jak wyrocznię, tak jak to było poprzednio. Drugą kwestią są nadchodzące zmiany w moim życiu - koniec studiów, praca zawodowa, prawo jazdy, wizja samodzielnego życia. To dodatkowo mnie paraliżuje, odbiera chęć działania. Mam też ciągłe poczucie winy i nieustannie patrzę na to co powiedzą inni. Mam w sobie jakąś blokadę, która nie przepuszcza moich słów do podświadomości. Ciągle to wszystko analizuję i nie mogę przestać, to co było tydzień temu zdaje się być zamierzchłą przeszłością, często zapominam to co mówią inni. Czuję, że żeruję na ludziach, którzy chcą mi pomóc, brak mi zapału i chęci do zmieniania tego obecnego stanu, użalam się nad sobą. Staram się wykonywać swoje obowiązki, ale czasem lek paraliżuje mnie do tego stopnia, że nie jestem w stanie skupić się i w ogóle zacząć. Oprócz tego istnieje kilka pomniejszych powodów: bardzo niska samoocena w okresie dorastania, poczucie niedojrzałości, brak zadowolenia z własnych osiągnięć, stawianie sobie wysokich poprzeczek których nigdy nie osiągam, szybkie poddawanie się.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Dlaczego rozmawiam sam ze sobą?

Mam 13 lat i czasami jak się zezłoszczę to to muszę w coś walnąć albo nie wiem. Czasami rozmawiam z sobą - co to może być za choroba? Proszę szybko odp. mi, dziękuję.
odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Nagłe napady złości i agresji

Mam 5-letniego synka, który od sierpnia chodzi do przedszkola w Niemczech. Od kwietnia mieszkamy w tym kraju na stałe. Od pierwszego dnia w przedszkolu dzieci bardzo go polubiły, z wzajemnością pomimo braku znajomości języka. Mój syn nigdy nie stwarzał problemów,...

Mam 5-letniego synka, który od sierpnia chodzi do przedszkola w Niemczech. Od kwietnia mieszkamy w tym kraju na stałe. Od pierwszego dnia w przedszkolu dzieci bardzo go polubiły, z wzajemnością pomimo braku znajomości języka. Mój syn nigdy nie stwarzał problemów, jest spokojnym i wrażliwym dzieckiem. Potrafi się dzielić z innymi. Ma młodszego braciszka. Od kilku tygodni jednak zaprzyjaźnił się z bardzo agresywnym dzieckiem. Chłopak dopiero w czerwcu zmieni placówkę na "specjalną", gdyż sprawia dużo problemów. Mój synek zmienił się nie do poznania, bije dzieci, łapie, jest agresywny w przedszkolu i w domu. Nie słucha, kiedy tłumaczymy, że to co robi jest złe. Zachęcaliśmy go z mężem, żeby odciągał tego drugiego od takich zachowań i zapraszał go do wspólnej zabawy. Nic to nie dało. Czasem mój syn sam jest ofiarą tego chłopca. Ja nie znam jeszcze zbyt dobrze języka, dopiero się uczę. Nie wiem, gdzie mogę oczekiwać pomocy i wsparcia. Nie wiem, co robić. To dla nas bardzo trudny moment w życiu i nie twierdzę, że nie odbija się to zupełnie na zachowaniu syna. Ale agresja i złe zachowanie ewidentnie ma miejsce od momentu zaprzyjaźnienia z tym chłopcem. Błagam o pomoc, nie wiem co robić i jak do niego dotrzeć:(

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Aurelia Grzmot-Bilska
Mgr Aurelia Grzmot-Bilska

Co mam zrobić z tym, że ciągle chodzę zdenerwowana?

Mam na imię Ala, mam 16 lat, od około tygodnia chodzę wkurzona na wszystkich i co by mama nie powiedziała - ja jestem zła, wszystko mnie denerwuje. Co mam z tym zrobić? Do psychiatry nie pójdę, po prosu powiedz, co ja mam z tym zrobić? Co mam ze sobą zrobić?
odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Jak mam zmienić swój charakter? Jak sobie radzić z problemami?

Witam, Mam 15 lat i mam pewien problem, uważam, że do niczego się nie nadaję i chciałabym to zmienić. Chodzi o to, że mam słaby charakter jestem bardzo wrażliwa, nie potrafię być obojętna, czuję się i myślę tak o sobie,...

Witam, Mam 15 lat i mam pewien problem, uważam, że do niczego się nie nadaję i chciałabym to zmienić. Chodzi o to, że mam słaby charakter jestem bardzo wrażliwa, nie potrafię być obojętna, czuję się i myślę tak o sobie, jakbym miała niską samoocenę. Gdy mi na czymś zależy to nie potrafię tego odpuścić, nie umiem być obojętną, często się załamuję, nerwy nie pozwalają mi się za dobrze uczyć. Mam problemy z byłym chłopakiem, na którym wciąż mi zależy, ale nie mogę sobie go odpuścić. W dodatku moja mama jest ciężko chora. Jestem nerwową dziewczyną i nie potrafię sobie radzić z problemami, często płaczę, moje życie się wali, nie potrafię tego zmienić, nie potrafię sobie tłumaczyć i jakoś radzić z nerwami :(. Nikt o tym nie wie, dlatego też nie chcę iść do psychologa, bo stwierdziłam, że i tak nic nie powiem, a to w niczym mi nie pomoże, po prostu nie jestem aż tak otwartą dziewczyną, żeby mówić o swoim życiu. Pomóżcie, doradźcie mi - jak sobie z tym mam radzić? Jak mogę zmienić się dla siebie i bliskich, jak zmienić charakter? Co mam zrobić z nerwami? Proszę o wyrozumiałość i pomoc. Będę bardzo wdzięczna.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Jak opanować emocje i nie rujnować swoich relacji z bliskimi?

Moim problemem jest nie radzenie sobie z emocjami, co odbija się głównie na najbliższych osobach. Gdy czuję się przytłoczona innymi sprawami jak nauka, pieniądze etc. zaczynam być bardzo drażliwa. Każdą uwagę biorę do siebie, ciągle wynikają jakieś nieporozumienia, bo...

Moim problemem jest nie radzenie sobie z emocjami, co odbija się głównie na najbliższych osobach. Gdy czuję się przytłoczona innymi sprawami jak nauka, pieniądze etc. zaczynam być bardzo drażliwa. Każdą uwagę biorę do siebie, ciągle wynikają jakieś nieporozumienia, bo myślę, że inni mają mnie za głupią, nieporadną. Mam wrażenie, że wszystko naokoło mnie przytłacza. I potem nie widzieć czemu, zaczynam się wyładowywać na kimś kto chce mi pomóc. Mówię rzeczy, których normalnie bym nie powiedziała, bo nawet tak nie uważam, wiem, ze są krzywdzące. Potem się orientuję, że zrobiłam to w "odwecie" za to, że mi się nie udaje coś. Próbuję naprawić, ale często moje "przepraszam" nie jest prawdziwe, tylko wynika z tego, że wiem, że powinnam przeprosić, ale nie bardzo się zastanawiam nad wpływem mojego wcześniejszego zachowania na bliską osobę. Z czasem zaczynam rozumieć co zrobiłam - samymi słowami. I to jest tak straszne, że zaczynam się bać o wszystko o to, że już wszystko stracone. Że nie będę już kochana, że się nie nadaję do związku i nie umiem nad sobą pracować. Potem boję się jeszcze, o studia, potem boję się o... wszystko. Mam w głowie przez cały czas jakieś czarne scenariusze. Jak mi się coś według mnie uda to mam ulgę, że podołałam, zamiast się cieszyć, a kiedy mi się nie uda to potrafię się sama pogrążyć myśląc o tym co powinnam zrobić wcześniej żeby się udało. Krąg bliskich osób ograniczam do dwóch, czasem trzech - co nawet trudno na zwać kręgiem. więc tym bardziej nie chce popsuć. Żeby trochę wyluzować biorę czasem coś uspokajającego, właściwie to biorę to codziennie, ale i tak mam nerwobóle dosyć często i jakoś wcale nie pozwala mi to mniej panikować. Nie wiem od czego zacząć, nie wiem co zrobić. Czy to zależy od mojego charakteru? Zawsze tak będzie... Myślałam, że nie, ale teraz nie jestem pewna, bo panowanie nad sobą jest potwornie trudne. Jak można zawsze pamiętać o tym, że w złości można zrobić coś, czego się potem żałuje? Nie wiem od czego zacząć, nie wiem jak ma przebiegać "ulepszanie" i nie wiem jakiego efektu mogę się podziewać. Chciałabym móc być z innymi ludźmi nie zabiegając ciągle o akceptacje. Chciałbym mieć pewność w sobie, że mam coś do zaoferowania. Główne pytania: od czego zacząć? Czego się spodziewać?

odpowiada 2 ekspertów:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Niechęć do wszystkiego - co z tym zrobić?

Mam 18 lat i od pewnego czasu mało mnie cieszy. Jestem zmęczona prawie cały czas i co najgorsze na nic nie mam chęci. Najbardziej przeraża mnie fakt, że jeszcze niedawno byłam dobrą uczennicą, a teraz przez moje złe samopoczucie i...

Mam 18 lat i od pewnego czasu mało mnie cieszy. Jestem zmęczona prawie cały czas i co najgorsze na nic nie mam chęci. Najbardziej przeraża mnie fakt, że jeszcze niedawno byłam dobrą uczennicą, a teraz przez moje złe samopoczucie i niechęć do życia bardzo zaniedbałam naukę. Nie chce, żeby tak było i chcę coś z tym zrobić pomóżcie proszę!

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Jak pomóc bratu, którego rzuciła dziewczyna, a on próbował się zabić, a teraz chce się zemścić?

Witam, młodszego brata dziewczyna rzuciła dla jego przyjaciela. Nie mogąc się z tym pogodzić podjął próbę samobójczą przez połknięcie garści tabletek antydepresyjnych. Jednak po zażyciu tabletek zadzwonił do starszej siostry, prosząc o pomoc. Sytuacja skończyła się ostatecznie w szpitalu na...

Witam, młodszego brata dziewczyna rzuciła dla jego przyjaciela. Nie mogąc się z tym pogodzić podjął próbę samobójczą przez połknięcie garści tabletek antydepresyjnych. Jednak po zażyciu tabletek zadzwonił do starszej siostry, prosząc o pomoc. Sytuacja skończyła się ostatecznie w szpitalu na płukaniu żołądka. Wyszedł z tego z niewielkim uszczerbkiem na zdrowiu, niestety psychicznie jest znacznie gorzej. Początkowy żal, agresja na przemian ze stanami wręcz otępienia zamieniła się obecnie w niewyobrażalną chęć zemsty za wszelką cenę. Sytuacja ciągnie się drugi miesiąc. Cała rodzina żyje w ciągłym stresie o to, czy brat znowu nie spróbuje skończyć ze sobą, bądź nie zrobi krzywdy komuś innemu (byłej dziewczynie czy też byłemu przyjacielowi). W całą sytuację odegrania się na nich próbuje wciągnąć najbliższych i znajomych. Nie dawno wyszło na jaw wiele jego kłamstw, które uknuł, żeby zwrócić wszystkich przeciwko nim i przedstawić siebie w roli ofiary. Nawet problemy ze zdrowiem rodziców po całej sytuacji nie skłoniły go aby przerwać tę obsesję, przez którą rodzina a przede wszystkim on sam ma nieprzyjemności. Kiedy staramy się mu wytłumaczyć, że będziemy go wspierać we wszystkim, tylko żeby odpuścił i zaczął żyć własnym życiem, reaguje agresywnie zarzucając nam, że nas nie obchodzą jego sprawy i problemy. Boimy się, że jeśli nie będziemy popierać jego chęci zemsty poczuje się odtrącony i nierozumiany, co znowu skończy się próbą samobójczą. Ostatnie tygodnie życia całej rodziny toczą się tylko wokół tej jednej sprawy. Wizyty brata u psychologa oraz jedna u psychiatry zniechęciły go do tego rodzaju pomocy już po pierwszej wizycie. Proszę o pomoc, jakąkolwiek radę!

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

To świat jest głupi, czy mnie powinno nie być?

We mnie albo wszystko wre albo nie umiem zmusić się do uciechy czymkolwiek. Właściwie to złość wybucha we mnie różnych rzeczach, bez określenia ważna sprawa lub nie. Kiedy mnie coś wnerwi to akurat to jest najważniejsze nic innego się nie...

We mnie albo wszystko wre albo nie umiem zmusić się do uciechy czymkolwiek. Właściwie to złość wybucha we mnie różnych rzeczach, bez określenia ważna sprawa lub nie. Kiedy mnie coś wnerwi to akurat to jest najważniejsze nic innego się nie liczy tylko to zniszczyć, oddać komuś, nabluzgać. Siebie lubię w zależności. Czasem są chwile, że w ogóle nie wiem co do siebie czuję. Za to innych czuję niemałą nienawiść, prawie jak jakiś Hitler, i nieufność. Pracy nie mam. Miałam jedną, ukochaną, ale pozwalniali ludzi. Mnie też. To była jedyna praca, która dawała mi wielką satysfakcję i nadzieję na przyszłość... Od tego czasu nie mogę nigdzie zagrzać miejsca. Dwa razy trafiłam od tego czasu na oszustów i traktowanie pracowników jak szmaty i na tym się skończyło. Od roku znów nigdzie nie robię i tak zapewne zostanie - szlag mnie trafi! Czuję się jak wulkan. Jedna iskra i wybucham, nigdy nie wiem kiedy. Poza tym żyję jak wegetująca roślina. Na nic kasy, utrzymuje mnie mama. I narzeczony. Tak 7 lat chodzimy i nie mamy na ślub, na mieszkanie. On też mieszka z rodzicami, bo za mało zarabia na cokolwiek. Ma 37 lat. Ja mam 30 lat. Mam szkołę, staż .Co z tego, jeśli mamy taki region, że na byle roznoszenie ulotek trzeba czekać w kolejce zanim cię zatrudnią?! Człowiek żyły wypruwa, wysyła CV, na które stawonogi i tak nie odpowiadają i guzik! Jak widzę jak inni maja cokolwiek, chociażby pieniądze na tygodniowe wczasy w góry - już kły wytrzeszczam i zagryzłabym! Czuję jakby moje życie skończyło się, a teraz pozostała już tylko wegetacja aż do śmierci :(. Patrzę jak ludzie traktują siebie nawzajem i zwierzęta to obrzydzenie mnie bierze. To akurat temat dla wiedzących o co biega. Ja nigdy nie byłam dla nikogo wredna, złośliwa. Ostatnio samo się to zmieniło. Coś we mnie pękło. I już się raczej nie odbuduje. Nie wiem co z tym zrobić, w każdym razie ja już na to wpływu ani sił nie mam...

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Dlaczego chcę się zabić, chociaż nie mam żadnych powodów?

Witam serdecznie, Chodzę do 5 klasy podstawówki. Mam wspaniałą klasę, wspaniałych rodziców. Teraz przejdźmy do rzeczy. Ciągle nachodzi mnie takie odczucie, chęć do zabicia się. Nie wiem od czego i dlaczego, ale po prostu nie chce mi się żyć. Mówiłam...

Witam serdecznie, Chodzę do 5 klasy podstawówki. Mam wspaniałą klasę, wspaniałych rodziców. Teraz przejdźmy do rzeczy. Ciągle nachodzi mnie takie odczucie, chęć do zabicia się. Nie wiem od czego i dlaczego, ale po prostu nie chce mi się żyć. Mówiłam to mamie a ona powiedziała, że w moim wieku zdarzają się takie odczucia. Ja nie jestem pewna tej odpowiedzi. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało. Dopiero od miesiąca nachodzą mnie takie myśli. Również częściej płacze, tak sama z siebie. Robi mi się smutno, jestem przygnębiona. W szkole mam dobre oceny. Lubią mnie w klasie. Częściej również wybucham złością, denerwuje się. Wcześniej tak nie miała. Ostatnio mam też problemy ze spaniem. Nie wysypiam się. Nie mogę zasnąć. Nie wiem co mam zrobić… Jak mogę sobie pomóc?

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Uzależniłam się od samookaleczania - jak sobie z tym poradzić?

Jestem normalną trzynastolatką. W 4. klasie szkoły podstawowej pocięłam sobie rękę - tak bez powodu. Od razu przyznałam się do tego rodzinie. Rodzice zaprowadzili mnie do psychologa. Nie pomagało. Wpadłam w obsesję. Cięłam się bez powodu. Po jakichś 4 miesiącach...

Jestem normalną trzynastolatką. W 4. klasie szkoły podstawowej pocięłam sobie rękę - tak bez powodu. Od razu przyznałam się do tego rodzinie. Rodzice zaprowadzili mnie do psychologa. Nie pomagało. Wpadłam w obsesję. Cięłam się bez powodu. Po jakichś 4 miesiącach przestałam się samookaleczać. Jakieś 2 miesiące temu zauważyłam, że znów mam ochotę coś sobie zrobić, jednak nie myślałam o samobójstwie. Zaczęłam wbijać sobie np. igły w uda. Było mi wtedy lepiej. Tydzień temu pierwszy raz w życiu wzięłam do ręki żyletkę i pocięłam udo. Praktycznie jest całe zmasakrowane. Za każdym razem mówię sobie: "to był ostatni raz". Jednak to stało się już moim uzależnieniem. Jest mi wtedy lepiej. Pragnę dodać, że jestem bardzo dojrzała, nieśmiała oraz bardzo łatwo doprowadzić mnie do łez. Od roku też w mojej rodzinie są problemy finansowe. Ciągle mi tylko cała rodzina płacze nad uchem, jaka to ona biedna, a przecież 13-latka nic na to zaradzić nie może. Czasami też połykam jakieś mocne tabletki przeciwbólowe np. k****** (2 tabletki naraz). Nic mnie nie boli, ale po nich po prostu czuję, że umiem zapanować sama nad sobą, że robię coś, co jest w pewnym sensie niedozwolone. Za bardzo nie mam się komu zwierzać. Przyjaciół mam tylko w Internecie. Gdybym powiedziała o moim samookaleczaniu się rodzicom, to na pewno by się już totalnie załamali. Mam też niską samoocenę i często wywołuję wymioty. No i od 2 lat mam uciążliwe bóle brzucha (prawa dolna strona). Lekarze nie wiedzą, co mi jest, a więc zastanawiam się, czy może być to spowodowanie moją psychiką. Co mam zrobić? Jak sobie z tym poradzić? Nie chcę nikomu z mojego otoczenia o tym mówić.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Magdalena Brudzyńska

Zmienne nastroje i niechęć - co się ze mną dzieje?

Witam, od jakiegoś czasu mam zmienne nastroje. Potrafię wpadać w furię (mam w sobie tyle złości), a za 5 min. potrafię płakać z byle powodu. Nie chce mi się niczego, najchętniej zamknęła bym się w pokoju i przeleżała z łóżku....

Witam, od jakiegoś czasu mam zmienne nastroje. Potrafię wpadać w furię (mam w sobie tyle złości), a za 5 min. potrafię płakać z byle powodu. Nie chce mi się niczego, najchętniej zamknęła bym się w pokoju i przeleżała z łóżku. Mam 28 lat. Nie wiem co się z mną dzieje i jak temu zaradzić.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Rozchwianie emocjonalne: jak sobie z tym poradzić?

Witam. Chciałbym się poradzić specjalisty w pewnych płaszczyznach mojego życia. Trudno mi jest sprecyzować obiekt, który mnie czasami demotywuje/przeszkadza - użyję nawet słowa nęka. Mam 18 lat, jestem w III klasie liceum. Historia zaczyna się w wieku 7-8 lat, kiedy...

Witam. Chciałbym się poradzić specjalisty w pewnych płaszczyznach mojego życia. Trudno mi jest sprecyzować obiekt, który mnie czasami demotywuje/przeszkadza - użyję nawet słowa nęka. Mam 18 lat, jestem w III klasie liceum. Historia zaczyna się w wieku 7-8 lat, kiedy zaczynałem mieć wyróżniające się wyniki w sporcie. Już jako dziecko marzyłem o tym, aby zostać olimpijczykiem (wszystko było na bardzo dobrych torach). Brałem udział w licznych zawodach sportowych. W wieku 11 lat (5 klasa podstawówki) doznałem kontuzji - martwicy pięt. Był to dla mnie bardzo duży cios, gdy lekarz oznajmił, że nie mogę ćwiczyć i muszę zrobić sobie przerwę pół roku. Miałem żal do rodziców itp. W 5 kl. podstawowej ze średniej prawie 5.0 oceny mi spadły do 3.9 - ogólnie rzecz biorąc nic mi się nie chciało i byłem bardzo rozdrażniony (i nieświadomy tego jako dziecko). Po roku nadal czułem ból w piętach, ale dużo już mniejszy, niestety nie mogłem się przeciążać... Nie poddawałem się - w 6 klasie zacząłem chodzić na rękach do takiego stanu, aż nauczyłem się doskonałej równowagi i balansu ciałem na rękach. Na zakończenie 6 klasy otrzymałem świadectwo z wyróżnieniem. W czasie wakacji między 6 kl. podstawową a 1 gimnazjum zacząłem uprawiać parkur, liczne salta, mostki, akrobacje na samych rękach - byliśmy w 3 ze znajomymi i planowaliśmy się w tym kierunku rozwijać. Początek roku szkolnego... spadłem z płotu i niefortunnie pękł mi tylko i aż nadgarstek (na szczęście, ponieważ cała sytuacja z punktu widzenia obserwującego mnie znajomego, z którym trenowałem, wyglądała bardziej drastycznie). Biegać forsownie już nie mogłem, do tego dołączył pęknięty nadgarstek, który nie pozwolił mi na chodzenie na rękach i związane z tym różne manipulacje fizyczno-akrobatyczne. Skakać z wysokości też za bardzo nie mogłem, ponieważ cały ciężar rozprowadzałem na nogi-nadgarski-barki-plecy (dwa pierwsze elementy zostały już skontuzjowane...). 1 kl. gimnazjum to był czas zażartej przemocy psychicznej, która stopniowo się rozwijała w mojej klasie gimnazjum. Jak wiadomo - człowiek, który nie ma pasji i w osłabieniu jest łatwiejszym celem. Chociaż najbardziej nieprzewidzianym elementem była nielojalność albo chęć zyskania większego rozgłosu (nawet nie wiem jak to nazwać) przez jednego z moich znajomych, z którym znałem się od przedszkola - uznałem go za ''przyjaciela''. Zaczął roznosić plotki, obgadywać - w każdym razie z przyjaciela zmienił się w obłudnika, który widocznie był fałszywy, jak to w życiu bywa. 2 kl. gimnazjum - kiedy nadgarstek był jako tako zrośnięty (niestety nie mogłem wrócić do akrobacji na rękach), ale za to nogi pozwalały mi na coraz bardziej absorbujące treningi. Ponownie zacząłem trenować po lekcjach i przykładałem się do lekcji wf-u. Pewnego dnia mieliśmy lekcję poświęconą skoczności. Głównie skoki przez płotki. Nastąpiło odnowienie kontuzji pięt. Któraś z kolejnych wizyt u lekarza przeświadczyla mnie, że niestety kolejny specjalista ponownie za dużo nie wniósł do leczenia tych dolegliwości (wydaje mi się, że to rutyna, a nie niekompetencja, chociaż każdego charakteryzowałbym z osobna, ale nie o tym mowa). Oczywiście nastąpił kolejny bunt związany z kolejną kontuzją, ale znalazłem kolejną alternatywę - zacząłem namiętnie jeździć rowerem przynajmniej 3-4 razy w tygodniu, raz interwałowo, innym razem równym tempem. Po 3-4 miesiącach nabyłem jałową martwicę guzowatości kości piszczelowej kolana (wszystko ma związek z gospodarką wapniową w organizmie). Chciałbym wpomnieć, że przestrzegałem zaleceń lekarzy co do przyswajania przetworów mlecznych i utrzymywałem wysokokaloryczną ''dietę''. W 3 kl. gimnazjum nadal byłem ofiarą przemocy psychicznej, nie ja jeden, ale na moje siły starałem się bronić tych, którzy dostawali bardziej ode mnie. W przeciągu lat 1-3 kl. gimnazjum stoczyłem 5 bójek. Pierwsza gdzieś w 1 kl. gimnazjum za to, że pewien człowiek zaczął mnie wulgarnie wyzywać przy całej klasie. Nie jestem osobą konfliktową, dlatego do teraz trudno mi wytłumaczyć, co ten człowiek ode mnie chciał, ale o tym potem. To była moja pierwsza bójka - 3 uderzenia w twarz i oznajmiłem mu, że jeżeli ma problem to bardzo chętnie porozmawiam z nim w 4 oczy w normalnej atmosferze. Kolejne dotyczyły tej samej osoby, z czego ostatnia była dla niego już nieco krwawa - nie mogłem inaczej do tego człowieka dotrzeć - po takiej bójce miałem spokój na jakiś miesiąc (problem w tym, że on nie pochodzi z patologicznej rodziny, ma inteligentnych rodziców, dostatek, jest zdrowy, ale był w centrum uwagi klasy przez te ''wygłupy''). Ostatnie dwie również dotyczyły czlonków klasy, z czego ta ostatnia była bardzo dziwna (w 3 kl. gimnazjum). Tego dnia byłem niewyspany i trochę rozdrażniony...ogólnie zmęczony tą całą sytuacją ze sportem i klasą... Za to, że ktoś we mnie rzucił szyszką (teraz wiem, że to była koleżanka) biłem się bez sensu z jakimś człowiekiem z klasy. Po szkole zebrała się duża liczba ludzi w umówionym miejscu i my. W trakcie tego bezsensownego procederu nie czułem żadnej urazy do tego drugiego człowieka, żadnych emocji. Zdejmowałem czapkę i kurtkę przed samą bójką, kiedy ten człowiek rzucił się na mnie. Dostałem soczystym sierpowym w twarz, ale na tym się skończyło, ponieważ byłem dużo zwinniejszy i wysportowany. Po jakichś 20 minutach tego głupiego spektaklu widziałem jak był poobijany, stał i sapał, a z tłumu krzyczeli liczni agresorzy - ''no dalej rusz ****, nic mu nie zrobiłeś, zobacz jak wyglądasz, a jemu nic nie jest''. Nie mogłem na to patrzeć i po prostu musiałem stamtąd odejść, kiedy z tyłu głowy otrzymałem kolejny cios...stosunkowo lekki i niecelny - pewnie dlatego, że padł od tak wycieńczonej osoby. Wziąłem swoje rzeczy i odszedłem... Kilka dni po tej bójce zapisałem się na basen, bo to była jedna z ostatnich opcji... Po 2 miesiącach ogólne wycieńczenie organizmu i miałem dać sobie spokój na kolejne kilka miesięcy... W 1 kl. liceum, klasa biologiczno-chemiczna, moje zdrowie fizyczne i równowaga psychiczna wracały do normy, poznałem nawet bardzo ciekawą dziewczynę. Z dziewczyną nie wypaliło, ale miło wspominam ten czas. Kontynuując rytuał, w liceum znowu przykładałem się do sportu i wyrosło coś w rodzaju guza na lewym zawiasie udowym. Środek roku szkolnego - bunt, operacja, miesiąc mnie w szkole nie było (cały styczeń), w lutym 2 tygodnie korepetycji, żeby jakoś nadrobić zaległości z j. polskiego. Szkoła, do której się dostałem, należała do tych bardziej wymagających. Spadek ocen ze względu na brak aktywności fizycznej i nieobecność w szkole. Wtedy myślałem, że chcę iść na medycynę, ale po pewnym czasie zacząłem mieć problemy finansowe, osobiste (za dużo do tłumaczenia, rozwijałem się na wielu płaszczyznach, m.in. na zajęciach dodatkowych), rodzice nie mogli wydawać na mnie nie wiadomo ile, a chęć poznawania nowych rzeczy i alternatyw dla sportu była duża. Od wstąpienia do liceum już się zastanawiałem nad profilem mat-inf. czy biol-chem. - wybrałem ten drugi, lecz postanowiłem go zmienić na rzecz mat-infu. Nadrobiłem 1,5 roku zaległości z matematyki z profilu rozszerzonego, podwyższyłem znajomość j. angielskiego (aktualnie jestem na poziomie upper-intermediate) - podczas ostatnich wakacji byłem ponad miesiąc w Londynie (miałem szczęście i chwyciłem okazję - pracowałem w firmie budowlanej i uczyłem się angielskiego na kursie). W 3 kl. liceum we wrześniu opanowało mnie takie...wypalenie. Chciałem dużo rzeczy robić na raz. Potem zachorowałem i tydzień mnie nie było w szkole i w tym czasie odżyłem jak nigdy. Niestety nadal byłem nie do życia. Owładnął mną bunt i zdałem sobie sprawę, że pieniądze nie mogą być jedyną rzeczą, dla której idę na ekonomię. Matematyka jest dla mnie ciężka, mam nieusystematyzowane wiadomości, a jeśli chodzi o angielski jest ok, tylko bardziej musiałbym przysiąść do gramatyki... Zmieniłem deklarację maturalną z 3 przedmiotów maturalnych rozszerzonych na 1 - biologię. Od września-listopada czułem taką dużą demotywację, w sporcie nazwałbym to przetrenowaniem. Stwierdziłem, że nie wiem za bardzo co bym chciał robić w życiu - tak jest do teraz. Przez ten czas delikatnie podchodziłem do zajęć, nie zmuszałem się do niczego, uczyłem się, ale spokojnie, żadnej presji na siebie nie narzucałem - presji, która w sumie ciążyła na mnie od czasów gimnazjum do liceum w różnym natężeniu. Ku mojemu zaskoczeniu dość podniosłem się z fizyki, nie potrafię wytłumaczyć dlaczego. W grudniu dostałem się do klubu koszykarskiego sportowego, zacząłem trenować ponownie 4 razy w tygodniu, chodzić na solarium, aby zwiększyć syntezę witaminy D, jeść dużo ryb, kofeina - gdy jest przewidywany ciężki trening, 9-10 godzin snu dziennie i oceny zaczęły się podnosić ze wszystkich przedmiotów. Kilka dni temu na treningu znowu coś mi przeskoczyło czy przeciągneło na pięcie, nie mogę zupełnie biegać. Trochę jestem podłamany, ale co zrobić, życie idzie do przodu... Nie mam obranego kierunku studiów, bo myślałem o AWF-ie, a tam są sprawnościówki, więc słabiutko... Nie mam motywacji, czuję, że brakuje mi takiego zapalnika (podając w metaforycznej bombie). Czuję, że jestem blisko. Nie mogę się znaleźć ostatnio w szkole, chodzę jak zagubiony. Matura w maju, a ja nie mam w sobie siły. Dobrze, przyjmijmy, że to wiek dojrzewania - ale ja mam maturę za 4 miesiące! a przejawia się u mnie taki egocentryzm, myśli mnie demotywują, szukam aspiracji, czytam książki fantasy, bo najłatwiej je rozumiem, psychologię, biologiczne znaczenie stanu dojrzałości itd. Wszystko z ogromnym wysiłkiem + ta kontuzja. Gdy czytam, myślę ''o, wiem to, a inni nie wiedzą, ale jestem wspaniały'', a potem zbijam siebie i powtarzam sobie ''umiarkowanie...'' - jak sobie z tym poradzić? Przepraszam, że się tak rozpisałem, ale wydaje mi się, że to jest istotne, a mam mało czasu - mogę zmienić deklarację maturalną do 7 lutego, ale nie zamierzam. Zastanawiałem się już nad tym ''kim jestem?'', ''co lubię robić?'', nawet wpadła mi w ręce książka na temat podejmowania decyzji zawodowej, budowania samooceny, a piramidę masłową znam na pamięć i odnoga bezpieczeństwa odnosi się do tych stanów zdrowotnych, tylko nie wpadłem jeszcze na pomysł, jak to ominąć. Nie studiowałem jeszcze etapów leczenia depresji w trakcie wizyt u psychologa i myślę, że to zajęłoby mi dużo czasu. Przyjmuję zasadę 'nie siedzieć w domu i na siłę robić', bo jak siedzę i nic nie robię to jest tylko gorzej. Tylko, że to się utrzymuje - ta ''niemoc'' - co robić? Można powiedzieć, że jestem uzależniony od uprawiania sportu, lecz moje ciało - moim zdaniem - nie jest tak silne jak umysł. Matematycznie mogę to przedstawić tak, że ciało ma ok. 50% wytrzymałości, a mój umysł 100%, czyli o 50% więcej niż ciało (dlatego pewnie następowały urazy). Nie ma rady, chcę się jakoś stymulować do nauki pomijając sport, ale jak to robić, żeby nauka była efektywna? Pokładam w pani/panu dużą nadzieję. Czekam na odpowiedź...

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

Moje życie straciło sens, co mam robic?

Mam 15 lat i nie wiem co mam robić ze swoim życiem. Myślenie o przyszłości przeraża mnie, ciągle jestem na przemian smutna i radosna. Czasami mam ochotę po prostu położyć się i umrzeć. Ciągle myślę też o śmierci, nie tylko...

Mam 15 lat i nie wiem co mam robić ze swoim życiem. Myślenie o przyszłości przeraża mnie, ciągle jestem na przemian smutna i radosna. Czasami mam ochotę po prostu położyć się i umrzeć. Ciągle myślę też o śmierci, nie tylko mojej, ale i wielu innych osób, wyobrażam sobie jak umierają. Czy coś ze mną nie tak?

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska
Patronaty