Twój przewodnik po zdrowiu

  1. Opisz swój problem. Pomożemy Ci znaleźć odpowiedź w bazie ponad miliona porad!
  2. Nie ma informacji, których szukasz? Wyślij pytanie do specjalisty.
Rozpocznij
7 6 6 , 5 5 4

odpowiedzi udzielonych przez naszych ekspertów

Rzetelnie + Bezpiecznie + Bezpłatnie

Zdrowie psychiczne: Pytania do specjalistów

Szukam pomocy na moje objawy – co mi dolega?

Mam 18 lat. Od paru miesięcy wstając rano, wymiotuję, cały czas czuję nudności. W czerwcu trafiłem na oddział wewnętrzny. Zrobiono mi USG, gastroskopię, kolonoskopię, pobrano wycinki z całego przewodu pokarmowego. Wyniki nic nie wskazywały, podejrzewają zespół jelita nadwrażliwego. Dali mi...

Mam 18 lat. Od paru miesięcy wstając rano, wymiotuję, cały czas czuję nudności. W czerwcu trafiłem na oddział wewnętrzny. Zrobiono mi USG, gastroskopię, kolonoskopię, pobrano wycinki z całego przewodu pokarmowego. Wyniki nic nie wskazywały, podejrzewają zespół jelita nadwrażliwego. Dali mi leki. Po wyjściu ze szpitala wszystko się uspokoiło na około 3-4 tygodnie. Tydzień temu wstając rano, czułem straszne nudności, słabość, brak siły w rękach. Zdarzyło mi się jeden raz, że nieostro widziałem. Objawy się uspokoiły popołudniu. Odłożyłem te leki, myśląc, że one coś powodują lub za długo je używam ( D***, A***, D***). Na ulotce A*** wyczytałem, że mogę mieć takie objawy, więc odstawiłem wszystkie leki na parę dni. Za 2 dni znów powróciły objawy, więc udałem się do lekarza rodzinnego, który mi zlecił zrobienie badania dna oka. Więc udałem się do okulisty i wykonałem owe badanie, które nic nie wykazało. Dziś, kiedy piszę pytanie, znów mam objawy w postaci uczucia słabości. Proszę o pomoc! Pozdrawiam! Miałem też przeprowadzone badania krwi, moczu, kału i one też nic nie wykazały!  

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Anna Syrkiewicz
Lek. Anna Syrkiewicz

Wygląd fizyczny - wstyd za partnera

Witam. Od dwóch lat mam partnera, z którym mieszkam prawie rok. Kiedy go poznałam wydawało mi się, że jest mi przeznaczony, bo takich cech oczekiwałam od faceta: spokój, wrażliwość, czułość. Niestety jeśli chodzi o wygląd, nie był w moim typie,...

Witam. Od dwóch lat mam partnera, z którym mieszkam prawie rok. Kiedy go poznałam wydawało mi się, że jest mi przeznaczony, bo takich cech oczekiwałam od faceta: spokój, wrażliwość, czułość. Niestety jeśli chodzi o wygląd, nie był w moim typie, ale szybko się przekonałam, że nie to jest najważniejsze, bo on ma być dla mnie, a nie dla innych. Skrzętnie ukrywałam go w domu, nie poznawałam z rodziną, przyjaciółmi. Było nam dobrze, tylko we dwójkę. Jak zamieszkaliśmy ze sobą, wszystko było w jak najlepszym porządku. Poczułam się szczęśliwa. Uwielbiamy spędzać ze sobą czas, gotować, oglądać tv. Ale niestety zaczęło mi doskwierać to, że jesteśmy już ze sobą tyle czasu, a nikt go nie zna - ani rodzina, ani znajomi. Jak pomyślę o jakimkolwiek spotkaniu, paraliżuje mnie strach. Boję się, że ktoś go źle osądzi. Jeśli chodzi o rodzinę, to boję się głównie o wygląd - zawsze istniał tam wzorzec wysokiego, przystojnego faceta, o typowo męskich cechach, a mój partner wygląda jeszcze jak chłopiec, niski, skromny blondyn. Jeśli chodzi o znajomych - głównie o charakter, bo moi przyjaciele są głośni, wygadani, kłótliwi, a mój partner taki cichy, nieśmiały. Wstydzę się z nim pokazać, a ten wstyd jest bardzo męczący i napawa mnie strachem. Nawet jak wychodzimy gdzieś na spacer, to jakoś nie do końca dobrze się z nim czuję. Ciągle konfrontuję nasz wygląd z innymi parami. Mam dziwny dyskomfort psychiczny, czego w ogóle nie mam razem z nim w domu. I obawiam się, żeby tylko nie spotkać nikogo znajomego. Przez to nasuwają mi się wątpliwości co do sensu tego związku. Ale jak pomyślę o rozstaniu, to wydaje mi się to takie głupie, bo przecież dobrze nam razem. Chyba tego nie chcę :( Zastanawiam się, czy problem jest w moim uczuciu wobec niego czy problem gdzieś tkwi w mojej psychice, zakorzenionych schematach, które przesłaniają mi odpowiednie postrzeganie świata. Jeśli to pierwsze - to pewnie nic poza rozstaniem nie pomoże, jeśli to drugie - proszę powiedzieć jak mogę to przepracować. Bardzo proszę o sensowną poradę, bo gubię się w tym, zaczyna mi to przeszkadzać, przez to nie potrafię cieszyć się życiem i go wykorzystywać. Często płaczę jak skądś wracamy. Mam dwadzieścia parę lat, a zachowuję się jak emeryt - siedząc ciągle w domu przed tv, bez żadnej pasji, rozrywki.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

W jaki sposób pozbyć się lęku i zacząć szczerze rozmawiać z rodzicami?

Mam ogromny problem, będę świadkiem w sądzie. Sprawa jest dość trudna, bardzo się boję. Nigdy nie byłam w sądzie, ale najbardziej mi trudno z tym, że boję się powiedzieć o tym moim rodzicom. Bardzo ich kocham, liczę się z ich...

Mam ogromny problem, będę świadkiem w sądzie. Sprawa jest dość trudna, bardzo się boję. Nigdy nie byłam w sądzie, ale najbardziej mi trudno z tym, że boję się powiedzieć o tym moim rodzicom. Bardzo ich kocham, liczę się z ich zdaniem, bo oni mnie nie rozumieją są starsi, nigdy nie mieli do czynienia z prawem, z sądami. Nie chciałam być tym świadkiem, na policji mnie przesłuchano w taki sposób, że okropnie mnie zastraszano. Boję się wyjść do wszystkich. Myślę, że najlepszym wyjściem jest skończyć ze sobą, ale trzyma mnie jeszcze przy życiu to, że mam synka i kochanego męża, ale już jestem w takim załamaniu, że sobie nie radzę. Nikt mi nie pomoże, rodzina nie rozumie, mąż nie rozumie, że mogę być załamana, krzyczy na mnie, żebym się wzięła w garść, a ja nie wiem co ze sobą zrobić. Tak mnie przeraża ten sąd, że nie wiem co mam myśleć, a będę tylko świadkiem. Nie chcę by przeze mnie miał ktoś problemy, tak mi przykro i źle. Czym jest moje życie? Niczym, chwilę tylko za mną popłaczą i zapomną, po co im taka matka córka żona, niemądra wręcz głupia, nie chce mi się żyć tyle osób przeze mnie cierpi. Czy ktoś może mnie jeszcze podnieść na duchu, że jest sens życia. Ja wiem, mam rodzinę, choć ze zdrowiem też krucho. Sama po swoim toku myślenia widzę, że nie jest ze mną dobrze. Jest bardzo źle i nie liczę, że ktoś mi odpisze i pomoże. Proszę o radę jak rozmawiać z rodzicami? Mieszkam z nimi, nie wiem jak im to powiedzieć. Proszę o pomoc.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Magdalena Brudzyńska

Boję się pisać, kiedy ludzie na mnie patrzą - do jakiego specjalisty powinnam sie udać?

Witam! Mój problem polega na tym, że boję się podpisywać i pisać w miejscach publicznych. Jak ktoś na mnie patrzy jak piszę to trzęsie mi się ręka tak bardzo, że nie jestem w stanie nic napisać. Wychodzą mi wtedy straszne...

Witam! Mój problem polega na tym, że boję się podpisywać i pisać w miejscach publicznych. Jak ktoś na mnie patrzy jak piszę to trzęsie mi się ręka tak bardzo, że nie jestem w stanie nic napisać. Wychodzą mi wtedy straszne bazgroły. Bije mi mocno serce i pocę się. Ogólnie czuję strach, jak najszybciej chciałabym uciec. Strasznie się wtedy wstydzę. Jest to dla mnie ogromny problem. Do kogo powinnam iść z tym problemem? Czy to jest fobia?

odpowiada 2 ekspertów:
Lek. Anna Syrkiewicz
Lek. Anna Syrkiewicz
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Jak poradzić sobie z tikami oraz z myślami samobójczymi?

Witam! Mam 18 lat i chodzę do liceum, jestem w drugiej klasie. Ponoć jestem postrzegana za miłą, sympatyczną dziewczynę. Zawsze uśmiechnięta, zawsze pomocna, radosna. Jednak w środku czuję inaczej... Staram się nie pokazywać ludziom, że jest mi smutno, że nie...

Witam! Mam 18 lat i chodzę do liceum, jestem w drugiej klasie. Ponoć jestem postrzegana za miłą, sympatyczną dziewczynę. Zawsze uśmiechnięta, zawsze pomocna, radosna. Jednak w środku czuję inaczej... Staram się nie pokazywać ludziom, że jest mi smutno, że nie mam humoru, bo nie chcę by zadawali pytania "co się stało?" itp. Jednak, gdy jestem sama, uśmiech znika z mojej twarzy. Sytuacja w mojej rodzinie jest w porządku. Nie panuję przemoc ani żaden niepokojący nałóg. Problem polega w tym, że mam pewną chorobę, która wpędza mnie w zakłopotanie. To z tego zaczęły się moje myśli samobójcze. Od jakiś 10 lat choruję na "tiki". Jednak przez cały ten czas potrafiłam nad nimi panować, lecz od jakiegoś roku tak się nasiliły, że nie mam nad nimi panowania. Po ukończeniu 18 lat wybrałam się do lekarza rodzinnego, który zalecił mi dalsze leczenie neurologiczne. Zrobiłam badanie EEG, tomograf komputerowy, jednak nie wykryło to żadnych nieprawidłowości w głowie. W mojej rodzinie od strony taty były przypadki tej choroby, lecz nikt nie miał tak silnych objawów jak ja. Objawy tej choroby to mruganie oczami, dotykanie przedmiotów, chykanie (wydawanie dźwięków zbliżonych jakby do szczekania), kiwanie głową. Mam też różne, takie jakby rytuały, które muszę zrobić każdego dnia. Na przykład w trakcie wypowiadanego zdania przez drugą osobę, muszę zrobić coś parę razy itp. Nawet teraz pisząc ten list, muszę zmazywać każdą literę po ileś razy i napisać ją ponownie. Działa to też w oddawanych w różnych odstępach czasu, dźwięków, np. tykanie zegarka, szczekanie psa, śpiew ptaków, muzyka, hałasy na podwórku bądź w domu. W trakcie każdego wydawanego dźwięku muszę powtarzać ileś razy czynność. Dawniej potrafiłam nad tym zapanować, czyli zrobiłam coś i czułam ulgę, nie musiałam już więcej tego robić. Teraz jest tak, że nie minie 5 minut, a ja znów to powtarzam. W domu najbliższa rodzina wie o mojej chorobie, choć od niedawna mówi się o niej tak otwarcie, gdyż póki potrafiłam nad tym zapanować to starałam się niczego widocznego nie robić przy kimś, typu dotykanie przedmiotów lub wydawanie jakiś dźwięków. Jednak już nie miałam siły być z tym sama i najpierw porozmawiałam o tym z mamą. Byłam nawet w szpitalu na oddziale neurologii, ale tam zalecili mi leki przeciwdepresyjne, które maja mnie po prostu uspokoić. Jednak po zażywaniu ich już jakieś półtorej miesiąca nie odczuwam w ogóle różnicy. Jednym z największych przeżyć (nieszczęśliwych) w moim życiu, było rozstanie z moim chłopakiem, z którym byłam 3 i pół roku, a w trakcie naszego związku wiele razy się rozstawaliśmy, a ja byłam tą osobą, która się starała byśmy byli razem. Po rozmowie przeprowadzonej z panią psycholog, w szpitalu, zrobiła notatkę, że jestem osobą, która rozdrabnia pewne sprawy, zastanawia się jakby było gdyby itp. Nikt jednak nie rozumie jak to jest żyć z taką chorobą praktycznie całe życie, od czasów kiedy pamięta się wydarzenia z życia, czyli od podstawówki. Jednak nie potrafię sobie już poradzić z tą chorobą. Nie mam nawet 5 minut wolności od tego. Nie daje mi to żyć. Już nigdzie, w żadnym miejscu i przy żadnej osobie nie potrafię tego zahamować. A najgorsze jest to, że nie mogę odpocząć sama od siebie. By choć pól godziny od tych 10 lat pożyć jak normalny człowiek. Wstać rano, umyć się, ubrać, uczesać i bez dotykania niczego, bez powtarzania czynności. Po prostu nie daje sobie już z tym rady. Nie ma dnia bym się nie zastanawiała jakby to było, gdyby mnie nie było na świecie. Co by czuli moi bliscy, przyjaciele, były chłopak. Jednak boję się, jak to jest po drugiej stronie. Czy będę coś dalej czuć, czy uwolnię się od tej całej choroby, która mnie niszczy od środka, która niszczy moją psychikę. W mojej rodzinie była jeszcze jedna siostra, teraz by miała z 26 lat. Jednak zmarła, gdy miała 3 miesiące. Nie znałam jej, gdyż nie było mnie jeszcze na świecie. Jednak zawsze, gdy coś mi się psuje, gdy jestem w dołku, jak i teraz, gdzie od dłuższego czasu ta choroba nie daje mi o sobie zapomnieć, myślę sobie wtedy, że to ona powinna żyć, a nie ja. Proszę o pomoc, choć wiem, że nie będzie to łatwe, bo jedyne co by mi pomogło, to być zdrową, żyć jak inni ludzie. Kiedyś zastanawiałam się jak to będzie, gdy będę starsza, czy mi to minie czy nie. I jest coraz gorzej, to w ogóle nie ustępuje. Od 10 lat, nie ma 5 minut, bym mogła spędzić je normalnie, bym mogla wykonać jakąś czynność nie robiąc przy tym żadnych zbędnych czynów. Czuję przez to taki wielki niepokój w sobie, co prowadzi do tego, że mam myśli samobójcze. Nieraz już planowałam napisać listy do moich bliskich, na pożegnanie. Proszę o odpowiedź.  

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Boję się rozmawiać - jak sobie pomóc?

Witam, od roku mam spory problem ze sobą, mianowicie nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Rok temu przed maturą zaczęłam się okropnie denerwować a fakt, że będę osoba pełnoletnią te nerwy pogłębił. Czułam się wtedy okropnie, wydawało mi...

Witam, od roku mam spory problem ze sobą, mianowicie nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Rok temu przed maturą zaczęłam się okropnie denerwować a fakt, że będę osoba pełnoletnią te nerwy pogłębił. Czułam się wtedy okropnie, wydawało mi się, że wszyscy się ze mnie śmieją a ja sama jestem dziwna. Później objawy te częściowo zniknęły, niestety nadeszły inne, zaczęłam czytać dużo o zaburzeniach psychicznych i strasznie się przestraszyłam, bo wiele zaburzeń wskazywało moją osobowość. Najbardziej zmartwiło mnie to, że mogę mieć osobowość typu Borderline albo też narcystyczną i przez to też do tej pory analizuje swoje zachowanie, często muszę skomentować co jest dziwne a co nie. Czytałam też dużo o fobii społecznej i uważam, że też mogę na to cierpieć, ponieważ mam teraz problemy z podtrzymaniem rozmowy, podczas której tez się kontroluję i w zamian skupiać się na rozmowie to okropnie się denerwuje, jestem rozkojarzona. Podobnie też jest z wyjściem do miasta, sama okropnie się bojż, że ktoś mi coś powie a ja nie będę mogla odpowiedzieć, bo tak będę się wstydziła. Wszystko to mnie przytłacza, boję się, że przeze mnie, swoją marną komunikację sobie nie dam w życiu rady, czuję się gorsza od innych. Chciałabym być taka jak byłam młodsza, gdy wszystko miałam gdzieś i nie przejmowałam się życiem. Teraz jestem smutna, często myślę o śmierci, chociaż zdarzają się dni, gdy jest dobrze. Proszę o pomoc bo czuje się okropnie . Nie chce mi się nic robić, wychodzić do znajomych. A muszę się przygotować na poprawkę Matury;( Chcę też powiedzieć, że korzystałam z usług pani psycholog. Ale pewnego razu, gdy przyszłam na omówiona wizytę ta zapomniała o mnie. Chcę się zapisać też do psychiatry, niestety jest teraz na urlopie. Moje miasto jest małe, przez co nie mam dużego wyboru lekarzy. Wątpię, żeby byli w moim mieście psychoterapeuci;( Proszę o pomoc!

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Dlaczego jem i wymiotuję oraz wszystko napawa mnie lękiem?

Mam problem, ponieważ jem i wymiotuję. Mam 172 cm wzrostu i ważę około 55-56 kg. Dodam, iż bardzo boję się kontaktów z ludźmi. Chciałabym iść do pracy, lecz nawet nie potrafię zadzwonić. Tygodniami muszę się zmagać z lękiem,...

Mam problem, ponieważ jem i wymiotuję. Mam 172 cm wzrostu i ważę około 55-56 kg. Dodam, iż bardzo boję się kontaktów z ludźmi. Chciałabym iść do pracy, lecz nawet nie potrafię zadzwonić. Tygodniami muszę się zmagać z lękiem, zanim zadzwonię a później nic nie mówiąc odkładam słuchawkę. Boję się dosłownie wszystkiego. Nie odbieram nawet telefonu, gdy nie znam numeru. Zazdroszczę innym ludziom, którzy mi mówią: "Gdybyś chciała to byś mogła, zmienić swoje życie". Nie pójdę do psychologa ponieważ nie potrafię rozmawiać o swoich problemach, nie chcę. Ubieram się byle jak, bo po co skoro ja nie chcę mieć chłopaka? Może i bym chciała, ale jeszcze nigdy nie miałam chłopaka, po prostu boję się umówić z kimś na randkę. Przecież na niczym się nie znam, nie mam zainteresowań, nic nie potrafię. Kiedyś tak było, że poznałam wspaniałego chłopaka przez GG, ale nie potrafiłam się z nim spotkać, chociaż do dzisiaj bardzo cierpię z tego powodu. Powoli przestaje się odzywać, w końcu mu się nie dziwie. Chciałabym być wolontariuszką, ale jak, skoro trzeba było podać swoje dane kontaktowe i pewnie by dzwonili do mnie, a ja bym i tak nie odebrała. Nie wiem co będzie ze mną dalej, co mam robić? 10-letnie dzieci mają więcej odwagi ode mnie. Studiuję, ale po co, skoro w przyszłości nawet nie zapytam o pracę. Gdyby nie moi rodzice już dawno bym umarła z głodu i nie miała się nawet w co ubrać. Tak więc liczę chociaż na jakąkolwiek poradę przez Internet, ponieważ nie odważę się iść do specjalisty. Pozdrawiam

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Czy moja postawa życiowa świadczy o zaburzeniu osobowości?

Witam! Mam 30 lat i poważne problemy w kontaktach społecznych. Nie lubię ludzi (jako gatunku). Gardzę tymi którzy mając wolną wolę skłaniają się ku swej niższej/prymitywnej/zwierzęcej stronie osobowości. Unikam zawierania nowych znajomości i nie pielęgnuje starych. Z łatwością skreślam ludzi....

Witam! Mam 30 lat i poważne problemy w kontaktach społecznych. Nie lubię ludzi (jako gatunku). Gardzę tymi którzy mając wolną wolę skłaniają się ku swej niższej/prymitywnej/zwierzęcej stronie osobowości. Unikam zawierania nowych znajomości i nie pielęgnuje starych. Z łatwością skreślam ludzi. Palę za sobą wszystkie mosty. Miłość uważam jedynie za narzędzie natury mające za zadanie przyczynić się do zapewnienia ciągłości biologicznej gatunku. Nie uznaję wartości więzów biologicznych. Wszystkie uczucia wydają mi się puste i złudne/nietrwałe w swej naturze, ponad nie przedkładam logiczne myślenie. Potrafię wycofać i zgasić w sobie większość z nich. Nie posiadam instynktu rodzicielskiego. Nie widzę sensu w wykonywaniu jakichkolwiek czynności rytualnych. Nie potrafię radzić sobie w życiu. Nie dbam o swoje sprawy. Nie dbam o pieniądze. Seks jest dla mnie zwykłą czynnością fizjologiczną wykonywaną raczej pod wpływem przymusu biologicznego niż z własnej woli. Mam problemy ze snem. Przejawiam brak woli do działania. Nie widzę sensu w zakładaniu rodziny. Jestem introwertykiem. Nikomu nie ufam. Partnerki zawsze podejrzewam o zdradę. Nawet najlepsi przyjaciele nie znają mnie choćby w 50% . Codziennie myślę o śmierci, sensie oraz celu życia. Nieuniknioność faktu ustania biologicznej egzystencji jest dla mnie zbyt oczywista abym mógł na dłużej usunąć ją z pola świadomości. Nie potrafię się żywiołowo bawić. Większość ludzi wydaje mi się płytka i prymitywna (chociaż widzę w nich również potencjał i piękno). Pomimo stwierdzonego w profesjonalnym badaniu przeprowadzonym przez psychologa, IQ na poziomie 135 sd15, mam kompleks na punkcie swojej inteligencji. Bardzo często mam wrażenie, że mój poziom intelektualny jest mniej niż przeciętny. Bezustannie porównuję się z wszystkimi dookoła. Za każdym razem, gdy ktoś zrozumie coś szybciej lub rozwiąże jakiś problem przede mną, uznaję to za osobistą porażkę i dowód na brak inteligencji. Miewam (od dzieciństwa) poważne problemy ze skupieniem uwagi i koncentracją. Posiadam szereg dziwnych dysfunkcji, np: bezwarunkowa niemożność zapamiętania niektórych reguł ortograficznych czy też położenia kierunków geograficznych (wschód-zachód). Zdarza mi się widzieć kolory: czerwony lub niebieski, w odcieniach szarości (do momentu uświadomienia mnie o tym fakcie przez osobę trzecią). Czasami o wiele łatwiej zrozumieć mi jakąś skomplikowaną teorię fizyczną czy filozoficzną niż prostą, niemal oczywistą zależność z prawdziwego życia. Potrafię przez 2 godziny szukać np. telefonu po całym mieszkaniu, aby stwierdzić że cały czas miałem go w kieszeni. Odczuwam poważny opór przed szczerą rozmową z drugim człowiekiem, dlatego nigdy nie byłem z tymi problemami u psychologa. Czy mam podstawy do zmartwień?

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Dlaczego nie lubię ludzi - czy to choroba psychiczna?

Jestem jakaś dziwna, zawsze byłam. Od dawna unikałam ludzi, zwłaszcza z mojego wieku, gdyż w szkole zawsze byłam wyśmiewana. Szkoła to była wielka udręka. Od kiedy wyjechałam na studia jeszcze bardziej nienawidzę ludzi z mojej okolicy. Sposób, w jaki oni...

Jestem jakaś dziwna, zawsze byłam. Od dawna unikałam ludzi, zwłaszcza z mojego wieku, gdyż w szkole zawsze byłam wyśmiewana. Szkoła to była wielka udręka. Od kiedy wyjechałam na studia jeszcze bardziej nienawidzę ludzi z mojej okolicy. Sposób, w jaki oni na mnie patrzą. Wydaje mi się, że życzą mi źle. Jestem bardzo niemiła dla ludzi, wręcz chamska. Wiem, że tym sposobem robię wielką przykrość rodzicom. Oni naprawę się starają bardzo, a ich córka ciągle jest niezadowolona z życia. Mam 20 lat, nie wiem, kim chce być w życiu, poszłam na studia, ale nic się nie uczę. Nic mnie nie interesuje, ciągle chce mi się płakać, nie chce mieć chłopaka, nie wychodzę nigdzie. Nie mam ochoty. Chciałabym wyjść do ludzi, ale na myśl o tym, że będę musiała spotkać niektóre osoby, rezygnuję. Dodam, iż od zawsze jestem taka. Denerwują mnie ludzie, siedzę cały czas w domu, a później wyrzuty sumienia, że będę całe życie sama. Boję się, kto się mną zaopiekuje, jak będę miała 80 lat. To nie tak, że nie lubię ludzi. Gdy szłam do kogoś z rodzicami było ok, ale gdy idę sama wydaje mi się, że się ze mnie śmieją, zachowują się całkiem inaczej. Płacze praktycznie codziennie, odczuwam lęki bez powodu, potrafię cały dzień chodzić po mieszkaniu i nic nie robić. Żyje we własnym świecie i tak naprawdę tylko tam jestem szczęśliwa. Niestety gdy się przebywa w szkole, pracy, między innymi ludźmi, trzeba zrezygnować z wyobraźni, wtedy przychodzi załamanie. Wydaje mi się, że nikt mnie nie rozumie. Ja wiem, że każdy ma kłopoty i że to tylko ludzie, ale nie mogę zrozumieć, jak oni mogą tak łatwo zapominać o wszystkim, tak łatwo wybaczać. Nie mam współczucia dla nikogo. Gdy ktoś mi się żali, potrafię powiedzieć: "Dobrze Ci tak, to Twój wybór". Proszę o pomoc.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Kamila Drozd
Mgr Kamila Drozd

Dlaczego mam lęki i przestałem racjonalnie myśleć?

Pierwsze objawy były związane z utonięciem kolegi z rodzinnej miejscowości. Miałem wtedy 15 lat. Było to pierwsze zetknięcie z nieuniknionym losem człowieka. Mój organizm kompletnie się rozregulował. Falami pojawiały się napady lęku, strachu, płaczu. Dosłownie nie mogłem pojąć, co się...

Pierwsze objawy były związane z utonięciem kolegi z rodzinnej miejscowości. Miałem wtedy 15 lat. Było to pierwsze zetknięcie z nieuniknionym losem człowieka. Mój organizm kompletnie się rozregulował. Falami pojawiały się napady lęku, strachu, płaczu. Dosłownie nie mogłem pojąć, co się stało, w jednej chwili świat dziecięcy rozsypał się jak domek z kart i runął. Bardzo duże nasilenie objawów gwałtownie obniżyło moje samopoczucie i praktycznie przestałem logicznie myśleć. Natłok myśli doprowadził do tego, że ściągano mnie z okna. Ale ja kompletnie nie pamiętam tego wydarzenia. Miałem po tym wydarzeniu, aż głupio pisać, wizytę u psychiatry i przepisane leki antydepresyjne. Pomimo występujących myśli o zrobieniu sobie krzywdy, codziennie powtarzałem sobie, że to jest grzech i głupota. Stałem się bardziej religijny. Po opanowaniu napadów lęków i niemocy z ogromną ulgą mogłem przystąpić do nauki. A bardzo lubiłem szkołę. Miałem świetnych kolegów oraz lubiłem się uczyć. Po 1,5 roku doszedłem do siebie. Mogłem normalnie żyć i funkcjonować. Stałem się bardzo ambitny, przesiadywałem bardzo dużo przed książkami i w bibliotekach. Z bardzo dobrymi wynikami skończyłem gimnazjum i szkołę średnią. Bardzo dużo potrafiłem się uczyć, praktycznie całe weekendy spędzałem przy książkach. Jednak w roku 2007 zmarł mój mentor - brat ojca. Był chory na nerki. Bardzo wiele czasu z nim spędzałem i był (raczej jest ważną osobą dla mnie). W jednej chwili na wakacjach czas mi się zatrzymał. Ból, żal, rozpacz po utracie ukochanego wujka zniszczyła mi równowagę. Dodatkowo na zimę rozpocząłem studia. Dodatkowych stresów dostarczyła mi praca (pracuję jako osoba przeprowadzająca uczniów przez bardzo ruchliwą trasę). Przez kilka tygodni byłem w opłakanym stanie. Lęk, osłupienie, natłok myśli, zaraz pojawiły się cholerne myśli o zrobieniu sobie krzywdy. Zacząłem się bardziej kontrolować, na każdą czarną myśl od razu reagowałem stanem niepokoju i przywoływaniem się do porządku, modliłem się i odliczałem dni, aby jak najszybciej skończyło się to. Duże wsparcie uzyskałem u najbliższych. Zacząłem więcej spać, postanowiłem poświęcić więcej czasu na sport (kocham piłkę). Moją bronią na dni załamania było przespanie ich (bardzo polubiłem okresy wieczorne). W dzień starałem się zawsze mieć ręce pełne roboty i odsuwać od siebie złe myśli. Z czasem wrócił upragniony spokój. Zimą odżyłem. Jednak dwa kolejne lata to był istny slalom. W okresie wakacyjnym straciłem dziadka i kuzyna, który w młodym wieku rozbił się samochodem. Pomimo ponownych napadów lęku, żalu, rozpaczy i czarnych myśli za wszelką cenę starałem się utrzymać stały rytm codziennego funkcjonowania: studia, praca. Powtarzałem sobie, tylko poczekaj jeszcze trochę, a to wszystko się uspokoi i będzie dobrze. Faktycznie po roku już był spokój 2009-2011 mogłem z powrotem wrócić do intensywnej pracy, zwłaszcza studiów. Jednak w roku 2011 coś pękło. W pracy stres mnie zżerał, ciągłe napięcie (uczniowie zaczęli grać mi na nerwach i specjalnie zaczęli wychodzić pod pędzące samochody, zaczepki słowne), czułem się gorszy i wyśmiewany przez taką pracę. Okres szkolny przypominał katorgę, modliłem się o jak najszybsze zakończenie dnia roboczego. Dodatkowo na studiach zacząłem przygotowania 5. roku. Od lutego praktycznie po przyjściu do domu spędzałem czas na samej nauce i często spałem po 4-5,5 godziny. Stałem się bardziej nerwowy i wiecznie niewyspany. Wszystko robiłem w biegu. Organizm dwa razy dał mi znaki ostrzegawcze. Z dnia na dzień humor mi posępniał, huśtawka nastrojów, nerwowość, powrót czarnych myśli z przeszłości. Ale zawsze powtarzałem sobie, muszę się uczyć, bo jeszcze kilka dni i będzie odpoczynek. Po tygodniu stan się poprawiał i dalej harowałem jak wół. Apogeum nastąpiło w czerwcu. Dosłownie nie mogłem powstrzymać nerwów. Popadłem w problemy ze snem, rano brak sił i przekonanie, że w pracy nie dam rady, bo nie mam sił. Stany lękowe, nie mogłem się uspokoić, spadek samooceny, brak wiary w poprawę sytuacji i powrót do myśli o krzywdzeniu siebie oraz duża wrogość osób postronnych. Zacząłem się bać, że nerwowo nie wytrzymam i zaprzepaszczę swoje wszystkie dotychczasowe osiągnięcia. Jednak dalej starałem się utrzymać dotychczasowe tempo pracy. W końcówce czerwca skończyłem studia, w pracy przestałem na okres wakacyjny przeprowadzać dzieci. Mój stan fizyczny przedstawia się opłakanie. Praktycznie brak mi czasami sił na większy wysiłek fizyczny. Organizm nie mógł mnie zmusić objawami fizycznymi do odpoczynku, chyba znalazł inną metodę. Zaczęła nawalać mi strona mentalna. Ciągłe myśli o zrobieniu sobie krzywdy ograniczyły mój wysiłek fizyczny. Ale mam dość już widzenia jakiś pętli, skoków ze schodów. Żyję z dnia na dzień. Dużo rozmawiam o tym z rodziną i znajomymi (nie przyznaję się wprost do tych czarnych myśli). Chciałbym wrócić do stanu równowagi i najchętniej zakończyć ten rok, wykasować go z pamięci. Ten rozchwiany stan emocjonalny martwi mnie i burzy mój plan życiowy oraz spokój. Boję się, abym nie dostał ogólnego zniechęcenia i nie popadł w poważniejsze problemy natury psychologicznej. Domyślam się, że może to być objaw dużego wyczerpania organizmu oraz może depresja, która jakimiś falami nawiedza mnie co jakiś czas. Bardzo przydałaby się rada osoby fachowej w dziedzinie ludzkiej psychologii.  

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

W jaki sposób powstrzymać gwałtowne wybuchy złości?

  Mam problem polegający na tym, że nie potrafię kontrolować swoich emocji, w reakcji na problemy jakie mają miejsce w moim związku. Prawie codziennie, lub 2-3 razy w tygodniu, wieczorem kiedy wraca mój partner, dochodzi miedzy nami do jakiegoś spięcia...   Mam problem polegający na tym, że nie potrafię kontrolować swoich emocji, w reakcji na problemy jakie mają miejsce w moim związku. Prawie codziennie, lub 2-3 razy w tygodniu, wieczorem kiedy wraca mój partner, dochodzi miedzy nami do jakiegoś spięcia (głównie na tle komunikacji, zawsze mieliśmy z tym problem, on często zwraca się do mnie ozywając słów, które mnie ranią lub on zrobi coś, co mnie bardzo urazi, lub nie da mi tyle uwagi ile potrzebuję). W wyniku tego spięcia ja obrażam się na niego lub zaczynam się gniewać i zaczynamy się kłócić, a kłótnia prawie zawsze kończy się moją totalną histerią, w trakcie której płaczę, rzucam przedmiotami, pakuje się do wyprowadzki, sięgam po nóż strasząc go, że sobie podetnę żyły, a przede wszystkim naprawdę, w trakcie "szczytu" tej histerii czuję się strasznie, tak bardzo źle, że szczerze życzę sobie wtedy śmierci. Po prostu w tych momentach wydaje mi się niemożliwe rozwiązanie problemów w moim związku, wydaje mi się, że nigdy nie będę z moim chłopakiem tak naprawdę szczęśliwa, że mimo że chcę mieć dzieci, to z nim to nie będzie możliwe (no bo jak zdecydować się na dzieci w takiej atmosferze w domu). I jedynym wyjściem jest tak naprawdę rozstanie a jednocześnie czuję, że nie mam w sobie siły go zostawić i być sama, dopóki kogoś znów poznam. A poza tym wciąż go jednak kocham, mimo wszystko i nie mogę odejść, a jednocześnie nie potrafimy tygodnia jednego mieć bez takich kłótni. Dlatego też, w momentach wybuchu moich emocji jednocześnie doznaję uczucia totalnej beznadziei i naprawdę chcę przestać istnieć. Co ciekawe, w ciągu dnia kiedy on jest w pracy i ja pracuję, czuję się zazwyczaj całkiem dobrze, jedynie problemem jest, że często męczą mnie bóle głowy. Ale za dnia zazwyczaj mam sporo energii do życia, jestem kreatywna, bardzo ceniona w pracy (pracuję jako konsultant dla organizacji pozarządowej zajmującej się pokojem między religiami). Mam kilku bliskich przyjaciół, którzy uważają mnie za radosną dziewczynę, ja wstydzę się zwierzać z moich histerii, bo trudno mi w ogóle to wszystko wytłumaczyć, o co chodzi itp. Potrafię w 2 godziny po wybuchu emocji i impulsywnych zachowaniach, o wszystkim tak jakby "zapomnieć" i śmiać się przy oglądaniu filmów. Rano wstaję i zaczynam życie od nowa, za dnia jestem zdrowym, pełnym optymistycznych planów na przyszłość człowiekiem. Jednak wieczorem wszystko tak łatwo może się zmienić. Myślałam, żeby iść na terapię, ale jednak nie wiem czy mogę się podjąć w tym momencie takiego zobowiązania finansowego. Wydaje mi się ciągle, że nie jest tak źle, że jednak nie muszę. Ale coraz częściej myślę, że powinnam coś zrobić, bo sytuacja się nie polepsza, ale pogarsza i nie potrafię się wyrwać z tego koła. Moje wybuchy mnie wykańczają, tak naprawdę czuję ich konsekwencje wiele dni potem. To nie może tak wiecznie trwać. Co robić?
odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Czy moje objawy wskazują na fobię?

Witam serdecznie! Od kilku lat mam lekką agorafobię, której jedynym objawem jest lęk przed otwartą przestrzenią, jak np. supermarket, pole, duża hala sportowa. Nie przeszkadzały ani nie przeszkadzają mi one w normalnym życiu. Nigdy nie miałem innych objawów tej choroby,...

Witam serdecznie! Od kilku lat mam lekką agorafobię, której jedynym objawem jest lęk przed otwartą przestrzenią, jak np. supermarket, pole, duża hala sportowa. Nie przeszkadzały ani nie przeszkadzają mi one w normalnym życiu. Nigdy nie miałem innych objawów tej choroby, jak np. lęk przed tłumem, jazdą pociągiem, podróżowaniem itd. Zawsze moim największym marzeniem było pojechać do Ameryki Północnej, chciałem zacząć czynić kroki, aby to zrealizować, jednak około roku temu nagle wpadła mi do głowy myśl, że skoro mam agorafobię, to możliwe, że nie będę mógł tam pojechać, bo lęk przed podróżowaniem jest jednym z objawów i może się pojawić, gdy będę tak daleko, a wtedy nie miałbym co zrobić itp., itd. Wtedy zacząłem się nakręcać, czytałem w Internecie różne historie na temat lęku przed dalekimi wyjazdami, szukałem wiadomości. Im więcej o tym myślałem, tym gorzej się czułem, aż teraz czuję, że nie dałbym chyba rady pojechać samemu tak daleko. Chociaż oczywiście pewności mieć nie mogę, a nie wiem, jak to sprawdzić (oczywiście inaczej niż pojechać gdzieś). Nie wiem, skąd tak nagle pojawiła się u mnie ta myśl, bo nigdy wcześniej nie miałem problemów z wyjazdami. Fakt, że nie tak daleko i nie sam, ale byłem 3 razy kilka tysięcy kilometrów od domu i przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym czuć przed tym strach. Ironią losu jest trochę to, że ostatnio pojawiła się możliwość wyjazdu na wymianę ze studiów i teraz nie wiem, co zrobić. Z jednej strony jest szansa, że tej fobii w ogóle nie mam i ten strach to tylko efekt nakręcania oraz tego, że bardzo chciałem tego wyjazdu i sam zacząłem szukać problemów (w niektórych przypadkach tak mam). Z drugiej jednak strony możliwe jest, że faktycznie pojawił się u mnie objaw agorafobii i teraz mogę mieć problemy z wyjazdem tak daleko, a wtedy nie będę miał niestety drogi odwrotu. Wiadomo, nawet jeśli nie byłby to wyjazd na studia i nie musiałbym tam spędzić kilku miesięcy, to nie tak łatwo byłoby wrócić z innego kontynentu. A fakt, że będę tam musiał spędzić kilka miesięcy, bo inaczej nie zaliczę roku, jest trochę dobijający. Z jednej strony taka szansa się nie powtórzy, z drugiej jednak może pojawić się lęk, i co wtedy? Czy prawdopodobne jest, że nabyłem fobię przed podróżowaniem, będąc w domu, bez kontaktu z tym czynnikiem, który ma wywołać fobię, czyli dalekim wyjazdem? Czy prawdopodobne jest, że nagle po kilku latach tylko z jednym objawem agorafobii nagle zaczął się u mnie rozwijać inny, mimo iż wcześniej nie występował? Co uważa Pan/Pani za najbardziej prawdopodobne, no i co zalecił/a by Pan/Pani mi zrobić? Zaryzykować wyjazd czy nie? Jeśli tak, to co może mi pomóc w tym wyjeździe? Jakieś tabletki od psychiatry na wszelki wypadek? Czytałem trochę o różnych rodzajach terapii, np. poznawczo-behawioralnej i że jest dosyć szybka, ale jednak mam za mało czasu. Z drugiej strony jednak, nie wiem, czy mam co leczyć, nie wiem, jakie będą/mogłyby być objawy, bo nigdy jeszcze tego nie doświadczyłem. Nie mam obecnie kontaktu z psychiatrą, dlatego piszę tutaj. Sytuacja z boku może się wydawać trochę dziwna, nie wiem, czy czytelnie to opisuję, ale dla mnie to naprawdę poważny dylemat. Prosiłbym o poradę. Zależy mi, aby korzystając z Pani/Pana doświadczenia, podał/a Pan/Pani najbardziej prawdopodobny scenariusz tego, co będzie się ze mną działo podczas wyjazdu i czy Pani/Pana zdaniem możliwe jest, że ten lęk, skoro obawiam się tego w domu, pojawi się, czy raczej to tylko myśli, które nie będą miały przełożenia w rzeczywistości. Dodam tylko tak na marginesie, bo zapomniałem napisać, nie wiem, czy to istotne, ale niektórzy znajomi mówią, że to może mieć znaczenie, iż mam także lęk wysokości i trochę boję się latać samolotem (leciałem 2 razy w życiu, wtedy tylko lekki niepokój na początku, ale nic szczególnego się nie działo, jednak nadal czuję przed tym obawę). Gdy myślę o dalekim wyjeździe, akurat przelot wydaje się najmniejszym problem, zawsze można wziąć jakąś tabletkę, w końcu to tylko kilka godzin. Przepraszam za mało fachowy język, ale nie jestem specjalistą w tej dziedzinie. Liczę na pomoc. Pozdrawiam!

Szybkie bicie serca i uczucie ciężkości na szyi a nerwica

Mam 38 lat, od półtora roku dzieje się ze mną coś dziwnego, mam jakieś dziwne stany, chyba lękowe. Jest mi niedobrze, szybciej bije serce, takie uczucie ciężkości na szyi, uczucie, jakbym miał zaraz stracić przytomność. Częste ataki mam, jak przychodzi...

Mam 38 lat, od półtora roku dzieje się ze mną coś dziwnego, mam jakieś dziwne stany, chyba lękowe. Jest mi niedobrze, szybciej bije serce, takie uczucie ciężkości na szyi, uczucie, jakbym miał zaraz stracić przytomność. Częste ataki mam, jak przychodzi pora do zasypiania i leżę już w łóżku, a najgorsze objawy są, kiedy już zasnę i po godzinie przebudzę się. Wtedy serce wali mi jak oszalałe, jest mi słabo, biorę coś na uspokojenie. Muszę wstać, pójść do toalety, oddać mocz, obmyję się zimną wodą i po jakimś czasie przechodzi. Od jakiegoś czasu mierzę ciśnienie krwi i przeważnie jest dobrze, między 120-130/75-88, a czasem jak mnie to dopada, to 145/92. Choruję na dnę moczanową i zażywam M***, robiłem badania pod tym kątem, czyli kwasu moczowego, moczu, morfologii - wszystko w porządku, EKG wyszło także dobrze, cholesterol w normie.

Mój lekarz rodzinny twierdzi, że mam nadciśnienie, przepisał mi tabletki N*** i kazał zażywać po pół tabletki wieczorem. Nie wiem, czy tabletki mi pomagają, dalej mam te napady, ostatnio coraz częściej mi się zdarza przebudzić w nocy z dziwnym odczuciem głowy, jakby zaraz miało w niej coś pęknąć. Sam do siebie coś mówię, z tego co pamiętam, mówię, co mam robić, żeby to coś mi nie pękło, wstaję, idę do kuchni, chwilę się pokręcę i przechodzi... Jestem osobą, która nie pali, raz na tydzień coś tam się wypije, nie mam problemu ze sportem, z wysiłkiem, mogę pobiegać, pograć w piłkę, nic wtedy mi nie dolega, mam 182 cm wzrostu, 92 kg. Moi rodzice leczą się na nadciśnienie, ojciec jest po przebytym udarze mózgu, boję się, że mnie to także czeka. Pozdrawiam i proszę o pomoc.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Anna Syrkiewicz
Lek. Anna Syrkiewicz

Nagłe wystąpienie nerwicy lękowej - czy należy wracać do pracy?

Mój partner całe życie silny fizycznie i umysłowo (52 lata) w jednym momencie się rozłożył na małe cząsteczki, cały czas leży. W ogóle mu się nie chce ani wstać, ani jeść. Ma lęki itp. Byliśmy u psychiatry, bierze leki. Jest...

Mój partner całe życie silny fizycznie i umysłowo (52 lata) w jednym momencie się rozłożył na małe cząsteczki, cały czas leży. W ogóle mu się nie chce ani wstać, ani jeść. Ma lęki itp. Byliśmy u psychiatry, bierze leki. Jest na zwolnieniu w tej chwili, ale 26.06.2011 ma iść do pracy. Teraz histeryzuje, że sobie nie poradzi, że nic nie pamięta. Nie chce za bardzo jeść. W ogóle nic nie chce, cały czas leży, nie chce nawet do mnie się odzywać. Ma od czasu do czasu drgawki nerwowe. Powiedzcie czy lepiej, żeby poszedł do pracy, czy prosić o dalsze zwolnienie? Co radzicie? Ja naprawdę nie wiem co mam robić, to jest straszna choroba? W ciągu dnia bierze - 1 tabletkę P*** na noc bierze - H*** VP.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Anna Syrkiewicz
Lek. Anna Syrkiewicz

Czy ja mam zaburzenie obsesyjno-kompulsywne?

Moja córka ma 2,5 roku i od jakiegoś czasu miewam dziwne obrazy i myśli w głowie. Na przykład dziś, gdy robiłam obiad, patrząc na nóż, „ujrzałam” obraz, że robię coś nim, mojej córeczce, w ogóle przeraża mnie to, że mogę...

Moja córka ma 2,5 roku i od jakiegoś czasu miewam dziwne obrazy i myśli w głowie. Na przykład dziś, gdy robiłam obiad, patrząc na nóż, „ujrzałam” obraz, że robię coś nim, mojej córeczce, w ogóle przeraża mnie to, że mogę tak myśleć, że o tym myślę, że mogłabym to zrobić, choć doskonale wiem, że bym tego nie zrobiła. Mój poprzedni „obraz w myśli” był sprzed kilku dni, gdy byłam z córką na balkonie na I piętrze, obraz dotyczył tego, jak moja córka wypada przez balkon, jakbym mogła ją zrzucić, gdy ją trzymam na ręku na balkonie. Przeraża mnie to. Zupełnie inny mój problem, to takie objawy, że np. gdy oglądam jakiś film i spodoba mi się jakaś aktorka, mam ogromną obsesję przez dłuższy czas, która polega na gromadzeniu masy informacji o tej aktorce. Kolekcjonowanie nawet 2000 zdjęć tej postaci na komputerze, wtedy w każdej wolnej chwili siedzę i przeszukuję internet, aby zdobyć jak najwięcej zdjęć, poza tym staram się ją naśladować. Szukam różnych filmików z udziałem tej osoby i czuję potrzebę obejrzenia wszystkich filmów, seriali (dosłownie wszystkiego), w których zagrała. Aktorki się zmieniają co jakiś czas, lecz ta obsesja nie dotyczy nigdy mężczyzn. Nie wiem z czego to wynika, tłumaczyłam sobie to, że może to niedojrzałość. Proszę o pomoc i z góry dziękuję. Pozdrawiam

odpowiada 2 ekspertów:
Lek. Anna Syrkiewicz
Lek. Anna Syrkiewicz
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Bóle mięśni, kości, serca - czy to nerwica?

Witam! Mam 27 lat, od 3 cierpię na nerwicę - właściwie dużo wcześniej już ją miałam, ale nie była tak dokuczliwa. Ponad 6 m-cy temu zaczęłam brać C*** 20 i X*** jednocześnie. Brałam je przez 2 tygodnie, później tylko C***....

Witam! Mam 27 lat, od 3 cierpię na nerwicę - właściwie dużo wcześniej już ją miałam, ale nie była tak dokuczliwa. Ponad 6 m-cy temu zaczęłam brać C*** 20 i X*** jednocześnie. Brałam je przez 2 tygodnie, później tylko C***. 2 tygodnie temu odstawiłam C***. Mój lekarz wylądował w szpitalu, więc nie mogłam się z nim skontaktować - a do innego musiałabym czekać 2 m-ce, więc bez konsultacji najpierw zmniejszyłam dawkę do pół tabletki, a ostatnie 2 dni wzięłam po 1/4. W trakcie ostatnich dawek leku zaczęły się bóle lewej strony: pacha, ręka, bark, pod i nad piersią. Z dnia na dzień są coraz silniejsze. Miałam prześwietlenie i stwierdzono zaawansowaną esowatość kręgosłupa i pogłębiającą się kifozę. Kręgosłup zawsze mnie bolał - ale po ciężkim wysiłku i bardzo rzadko. Teraz boli cały czas - ćwiczę go, rozciągam wzmacniam, ale nic nie daje. W efekcie teraz boli mnie: lewa ręka, lewy bok, nad i pod piersią najbardziej dokuczliwe, czasami na środku klatki boli - jakby serce - albo żebra. Czasami mam chwilowe bóle prawej strony. Boli mnie cała górna część kręgosłupa - ustaje na 30 min po masażu - i lewa łopatka. Pod lewą piersią - bardziej od strony zewnętrznej - czuję ucisk, ciężar. Nie jakby ktoś w ręce zgniatał, a naciskał. Wszystkiemu towarzyszą bóle głowy, również migreny. Mój ośrodek nerwowy umiejscowiono w brzuchu, więc mam też problemy z trawieniem - wzdęcia, gazy w dużej ilości - co mnie przeraża i powoduje, że nie mam ochoty nigdzie wychodzić. Gazy są bezzapachowe, ale raz ciche raz głośne. Idąc coraz niżej odczuwam ból jakby w jajnikach, który promieniuje do nóg i czasami muszę "utykać" by nie poryczeć się z bólu. Bolą mnie mięśnie ud i stawy w kolanach. Przy tych bólach odczuwam drżenie całego ciała - przechodzi po wypiciu elektrolitów i jak wezmę magnez. Do tego jestem osłabiona i kręci mi się w głowie. Czasami czuję jakby ktoś wsadził mi głowę w imadło - odczuwam straszny ucisk, ale bez bólu. Co dziwne odczuwam też ból w szyi, po obu bokach - na całej długości (tam gdzie idą żyły, za węzłami chłonnymi), jest to przeszywający ból, chwilowy. Odkąd zaczęłam brać C*** moja nerwica przeobraziła się w nerwicę lękową - zaczęłam bać się wychodzić z domu - bo dostanę zawału, biegunki, gazów, bo źle się poczuję... Właściwie bałam się wszystkiego i dalej boję, ale teraz staram się z tym walczyć. Miałam: USG jamy brzusznej, kolonografię, badania TSH, krwi... wszystkie w normie. 3 lata temu miałam Helictobacter - wyleczony. Proszę o pomoc, już mam tego wszystkiego dość. Z góry dziękuje.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Ciągle słyszę głosy i leki przeciwpadaczkowe nie pomagają - co robić?

Proszę o pomoc. Od trzech lat lekarze nie są w stanie stwierdzić, co mi dolega. Mam ataki, przypominające ataki epilepsji, jednakże żadne badania nie wykazują zmian w mózgu ani żadne leki na padaczkę nie działają. Mój atak rozpoczyna się...

Proszę o pomoc. Od trzech lat lekarze nie są w stanie stwierdzić, co mi dolega. Mam ataki, przypominające ataki epilepsji, jednakże żadne badania nie wykazują zmian w mózgu ani żadne leki na padaczkę nie działają. Mój atak rozpoczyna się tak, że słuchając muzyki zaczynam odczuwać lęk, a po chwili zamiast słów muzyki słyszę jakieś głosy, wierszyk, mam wrażenie, że zawsze słyszę to samo. Początkowo głos mężczyzny, potem kobiety. Coś takiego zdarza się mniej więcej co miesiąc. Pierwszy atak w ciągu dnia jest delikatny, trwa kilka sekund, potem boli mnie głowa i odczuwam zmęczenie. Często nie kończy się jednak na jednym. Kolejne są coraz mocniejsze, dłuższe, wtedy tracę kontrolę nad sobą. Zaczynam mieć problemy z oddychaniem, pluję. Nie umiem mówić, wydaje mi się, że mówię normalnie, ale mówię niestworzone rzeczy. Nie rozumiem, co mówią do mnie inni, jestem wtedy przekonana, że mówią, to co słyszę, słyszę ich mówiących ten tekst, ale wiem, że oni tego nie mówią,ż e to tylko atak. Widzę normalnie. To mija, ale cztery razy skończyło się napadem typowym dla padaczki (drgawki, przegryzienie języka). A jakiś miesiąc temu popadłam w stan psychozy, słyszałam te rzeczy przez 3 dni, nie mogłam porozumieć się ze światem. Bolała mnie głowa, płakałam. Trafiłam do szpitala, zrobiono wszystkie badania, jakie się chyba dało. Nic nie wykazano. Ja widziałam lekarzy, rodziców, początkowo wiedziałam, że mówią coś innego niż słyszę, ale po dniu już zatraciłam się w tym. Byłam przekonana, do tej pory nie jestem pewna, o co chodziło, a mianowicie, że cały oddział neurologii mówił jakiś wierszyk. Skonsultowałam się z psychiatrą, od ponad 2 miesięcy biorę lek na nerwicę, stopniowo odstawiając wielkie dawki leków przeciwpadaczkowych. Niestety nic nie pomaga. Ja ciągle słyszę, mniej więcej co miesiąc. Ale ginekologicznie wszystko sprawdziłam, to nie ma z tym związku. Jednak często jest to po jakichś nerwowych sytuacjach, nie od razu lecz po okołu 4,5 dniach. Błagam o pomoc. Chciałabym usłyszeć jakąś diagnozę czy polecenie jakiegoś lekarza za granicą. Nie wiemy, co mi dolega, nic mi nie pomaga, a ja wciąż słyszę te okropne wierszyki. Zawsze w ciągu dnia zaczyna się, gdy słucham muzyki, zamiast słów, słyszę tego mężczyznę... próbuję zapisać co mówi, jednak potem, gdy czytam, jestem pewna, że to nie było to, co mówił... Kolejne ataki, np. drugi czy trzeci w ciągu dnia, pojawiają się nawet w ciszy, każdy kolejny jest silniejszy. Zaczęło się, gdy miałam 16 lat, po bardzo nerwowej sytuacji w rodzinie. Od tamtej pory było co raz silniejsze, co jakiś czas. Zrobię wszystko, by dowiedzieć się co mi dolega. Proszę o pomoc. Żaden z moich lekarzy nie spotkał się wcześniej z takim przypadkiem. W internecie też nie znalazłam osoby cierpiącej na coś choć ciut podobnego.

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Anna Syrkiewicz
Lek. Anna Syrkiewicz

Czy to normalne, że przy nerwicy lękowej odczuwam paniczny lęk i źle czuję się we własnym ciele?

  Witam! Mam 21 lat. Jestem kobietą. Od wczesnego dzieciństwa zmagam się z różnymi symptomami nerwicy. Mniej więcej 2 lata temu przybrała ona formę lęku napadowego. Przyjmowałam leki, które pomogły mi wrócić do normalności. Obecnie znów zmagam się nasileniem...

  Witam! Mam 21 lat. Jestem kobietą. Od wczesnego dzieciństwa zmagam się z różnymi symptomami nerwicy. Mniej więcej 2 lata temu przybrała ona formę lęku napadowego. Przyjmowałam leki, które pomogły mi wrócić do normalności. Obecnie znów zmagam się nasileniem objawów mej przypadłości. Od ponad tygodnia przyjmuję A*** i doraźnie L***. Jednakże tym, co najbardziej spędza mi sen z powiek, jest pewne uczucie, które towarzyszy mi podczas ataków. A zatem: bywa, że czuję się po prostu tak, jakby było mi bardzo "źle" we własnym ciele. Jakbym miała za chwilę nie wytrzymać, zwariować, sama nie wiem... Jest to pewien szczególny rodzaj "dyskomfortu", za którym natychmiastowo podąża panika, chęć "ucieczki", jak i objawy somatyczne. Chwila obecna zdaje mi się przesłaniać cały świat. Czuję się beznadziejnie, strasznie; boję się, a na myśl o kimś bliskim, o dniu jutrzejszym dostaję tylko kolejnego uczucia "katastrofy". Jednak najgorsze, a zarazem "napędzające" lęk, jest wrażenie/obawa przed tym, aby ten stan nie pozostał już na zawsze, że nawet śmierć nie mogłaby przynieść mi ulgi (choć nie myślę o samobójstwie, wręcz przeciwnie). Myśl o nieprzemijalności tego doznania jest chyba najgorsza. Zastanawiam się czy to co czuję to tylko jeden z wielu odcieni lęku, czy może coś więcej... Dodatkowym problemem jest moja wyjątkowo zaawansowana hipochondria, która (jak przypuszczam) podsuwa mi myśli o "beznadziejności" i "wyjątkowości" mego przypadku: nikt tak naprawdę nie wie, co mi jest. Mało tego, nigdy jeszcze nauka nie miała do czynienia z podobnymi objawami. Czyli w skrócie: Nie ma dla mnie ratunku. Znalazłam się w pułapce. Starałam się opowiedzieć o moich doznaniach lekarzowi psychiatrze, który mnie prowadzi, ale nie wydał się nimi zaniepokojony, mnie jednak dalej prześladują różne myśli. Dlatego też chciałam uzyskać odpowiedź na pytanie, czy rzeczywiście powinnam czuć się zaniepokojona. Z góry dziękuję za odpowiedź.

Nie mogę nawet dojeżdżać do pracy, co mi się stało?

Witam! Około 2 miesiące temu, jadąc do pracy autobusem mało zabrakło i bym w nim zemdlała. Miałam takie jakby uderzenie gorąca, mroczki przed oczami, ręce mi mrowiły i było mi słabo. Wysiadłam i jeszcze myśląc wezwałam pogotowie. W szpitalu badania...

Witam! Około 2 miesiące temu, jadąc do pracy autobusem mało zabrakło i bym w nim zemdlała. Miałam takie jakby uderzenie gorąca, mroczki przed oczami, ręce mi mrowiły i było mi słabo. Wysiadłam i jeszcze myśląc wezwałam pogotowie. W szpitalu badania wyszły ok, dali mi kroplówkę z glukozą, potem jeszcze z sodem, magnezem i chyba potasem. Jednak od tamtego momentu boję się jechać do pracy, do miasta. W ogóle czasami boję się wyjść z domu. Byłam u neurologa-psychiatry, który stwierdził u mnie nerwice lękową (boję się wsiąść do autobusu) i przepisał C*** (wg mnie on na mnie nie działa; jem go już chyba 6 tygodni i dalej nie jeżdżę autobusem). Byłam nawet u kardiologa, ale ten stwierdził u mnie tylko kołatanie serca i skoki tętna, ale jak stwierdził po EKG to na tle nerwowym. Przepisał mi B*** 5, potas raz na 3 dni i krople M*** w razie napadów duszności, uderzeń gorąca. Jednym słowem siedzę w domu już prawie 2 miesiące, jedynie gdzie wychodzę, to do rodziców (300 m), a jak sobie pomyślę, że mam jechać autobusem w stronę centrum miasta lub nawet na rowerze, to się mi cuda dzieją (ścisk w gardle, robi mi się niedobrze, boję się, kołatanie serca). Po miesiącu takiego życia wróciłam do pracy, dokładnie na jeden dzień, ponieważ 8 godzinne siedzenie w pracy jest dla mnie koszmarem. Za każdym razem boję się, że stanie się to samo co w autobusie. Proszę o pomoc, bo nikt mnie nie rozumie, a ja nie chcę się bać wyjść z domu. Muszę pracować, bo mam małe dziecko. Ja chcę pracować, tylko cały czas się boję wyjść dalej od domu. Ja mam dopiero 28 lat i boję się autobusu. Czy ja już zwariowałam?

odpowiada 3 ekspertów:
Mgr Kamila Drozd
Mgr Kamila Drozd
Dr Dominika Farley
Dr Dominika Farley
Mgr Anna Ingarden
Mgr Anna Ingarden

Dolega mi DDA czy zaburzenie osobowości?

Witam! Mam 24 lata i nie wiem właściwie, co się ze mną dzieje... Teoretycznie jestem DDA, moi rodzice mają problem z alkoholem, odkąd pamiętam. Nie pochodzę z patologicznej rodziny, owszem zdarzały się sytuację w moim wczesnym dzieciństwie, kiedy nie było...

Witam! Mam 24 lata i nie wiem właściwie, co się ze mną dzieje... Teoretycznie jestem DDA, moi rodzice mają problem z alkoholem, odkąd pamiętam. Nie pochodzę z patologicznej rodziny, owszem zdarzały się sytuację w moim wczesnym dzieciństwie, kiedy nie było przysłowiowego grosza na nic, ale tak od 12-13 roku życia sytuacja w sferze finansowej była ponad przeciętną. Pamiętam sytuację, kiedy rodzice „pod wpływem” mi coś obiecywali, a później na trzeźwo wycofywali się z tego, tłumacząc, że nie pamiętają, żeby coś takiego mówili. Bardzo często jak ojciec popił, to robił mi wielogodzinne kazania na temat życia. Parę razy ratowałem moją matkę przed samobójstwem, raz nawet musiałem dzwonić po pogotowie i jechać do szpitala, bo ojciec miał to gdzieś. Do tego doszła złamana szczęka u matki po jednej z awantur, wizyty prostytutek, kiedy mama była w szpitalu i różne inne nieprzyjemne sytuacje. Od zawsze, odkąd pamiętam, ukrywałem się i dalej zresztą to robię pod wieloma maskami. Nigdy nie pozwalałem siebie poznać tak naprawdę... Wydaje mi się, że może to być związane z lękiem przed odrzuceniem, który towarzyszy mi od zawsze i to praktycznie w każdej sferze życia. Panicznie wręcz boję się tego, że jak ktoś pozna, jaki naprawdę jestem, to mnie odrzuci. Do tego dochodzi chowanie emocji w sobie i ich zmienność. W ciągu dnia emocjonalnie potrafię skakać od niesamowitej radości, poprzez myśli samobójcze, do głębokiej złości, ale nigdy tego nie pokazuję, zawsze dzieje się to we mnie, ale zdarzają się też okresy, kiedy absolutnie nic nie czuję. Nieraz miałem też sytuację, kiedy moja była dziewczyna się do mnie przytulała, a ja wewnętrznie się irytowałem i miałem ochotę ją odepchnąć, bo nie chciałem bliskości. Jeśli chodzi o moją samoocenę, to jest podobnie, raz czuję się najlepszym człowiekiem na świecie, a później nie mogę spojrzeć na swoje odbicie w lustrze. Co do myśli i zachowań autodestrukcyjnych, to zaczęły się one w wieku dojrzewania, później był kilkuletni okres ciszy i w zeszłym roku na nowo się pojawiły. Byłem dwa razy u psychiatry i raz u psychologa, w zasadzie to od nich uciekłem, tłumacząc to sobie brakiem pieniędzy. Robiłem test mmpi2 i lekarz powiedział mi, że mam wysokie pokłady agresji i jakieś zaburzenie osobowości, ale jakie to nie wiem, bo więcej do niego nie poszedłem. Brałem też leki antydepresyjne, parę razy zdarzyło mi się, że piłem alkohol podczas ich brania. Wtedy też wylądowałem na noc w szpitalu psychiatrycznym, po tym jak pociąłem sobie nadgarstki (reakcja na odrzucenie przez moją dziewczynę, która zresztą zadzwoniła po karetkę). Lekarz chciał mnie zatrzymać na obserwację, ale na własne życzenie się wypisałem. Na wypisie miałem między innymi rozpoznanie: F60.9 plus to, że byłem dysforyczny itp. Do tego doszły też samookaleczenia i inne. Leki sam odstawiłem i przez jakiś czas było lepiej, myśli tego typu pozostały, ale zachowań samobójczych już nie mam. Od roku na nowo mieszkam z rodzicami, oni nie mają pojęcia, co we mnie siedzi i co się ze mną działo (np. noc w szpitalu), bo po pierwsze i tak tego nie zrozumieją, a po drugie uważają psychiatrów/psychologów za..., nie będę tutaj używał epitetów. Dodam, że od 14 roku życia do lipca tego roku byłem w związku z dziewczyną, u której w zeszłym roku rozpoznano borderlinę. W czasie trwania naszego związku oddawałem jej całego siebie. Wręcz sam dla siebie nie istniałem, zaspokajałem jej potrzeby, a o sobie zapominałem. Bałem się, że jak tylko gdzieś pójdzie sama, to na pewno mnie zdradzi (co miało parę razy miejsce...), ale mimo wszystko i tak ślepo jej wierzyłem i wybaczałem wszystkie wyskoki. W sytuacjach mocno stresujących, szczególnie pod wpływem alkoholu, przestaję racjonalnie myśleć, mam wtedy wrażenie, że cały świat i wszyscy ludzie chcą mnie skrzywdzić itp. Przestaję sobie już z tym wszystkim radzić, bo ciągle mam wrażenie, że jestem potwornie spięty, żeby dać sobie radę z życiem, a jeśli na chwilę sobie odpuszczę, przestanę wręcz istnieć i wszystko się zawali. Aha, dodam jeszcze, że jako dziecko/nastolatek miałem dwa spotkania z psychologiem, raz w sądzie przed rozprawą, bo zostałem pobity, i raz w Gimnazjum (takie kontrolne badanie) i zawsze udawało mi się ich zmanipulować w ten sposób, że byli przekonani, że wszystko ze mną jest w porządku. Zawsze byłem określany jako wyjątkowo zdolny, ale leniwy i chyba do teraz mi to zostało. Zawsze myślałem, że zachowuję się normalnie, że tak mają wszyscy. Teraz już wiem, że tak nie jest, ale dalej mam opory, żeby iść do lekarza...

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Patronaty