Twój przewodnik po zdrowiu

  1. Opisz swój problem. Pomożemy Ci znaleźć odpowiedź w bazie ponad miliona porad!
  2. Nie ma informacji, których szukasz? Wyślij pytanie do specjalisty.
Rozpocznij
7 6 6 , 5 5 4

odpowiedzi udzielonych przez naszych ekspertów

Rzetelnie + Bezpiecznie + Bezpłatnie

Zdrowie psychiczne: Pytania do specjalistów

Zwidy w nocy - czy to nawrót depresji?

Witam, chodzi tu o moją Mamę, o którą się bardzo martwię. Ma 43 lata, kiedyś leczyła się u psychiatry na depresję, ale od kilku lat jest niby w porządku. "Niby", ponieważ w lipcu przeszła poważną operację na kręgosłup, znowu nerwy,...

Witam, chodzi tu o moją Mamę, o którą się bardzo martwię. Ma 43 lata, kiedyś leczyła się u psychiatry na depresję, ale od kilku lat jest niby w porządku. "Niby", ponieważ w lipcu przeszła poważną operację na kręgosłup, znowu nerwy, bezsilność. Od tego czasu nie potrafi zasnąć przy wyłączonym świetle, ponieważ widzi "kobiety w długich sukniach", nie śpi, jest świadoma, rozmawia ze mną, pokazuje mi je i dokładnie opisuje ich wygląd. Tak jest co noc. Dodam, że Mama jest bardzo zmęczona sytuacją ze zdrowiem oraz wrednym szefem. Wysyłam ją do psychiatry, ale chciałabym wiedzieć, czy to chodzi o nawrót depresji. Pozdrawiam.

odpowiada 1 ekspert:
 Agnieszka Jamroży
Agnieszka Jamroży

Nerwica żołądka - objawy

Witam. Mam 16 lat i często mam bóle brzucha. W październiku wywiozła mnie karetka do szpitala, gdzie leżałam dwa tygodnie. Wykryli mi choroby związane z żołądkiem i przepisali leki. Lecz one nic nie pomogły. Po wyjściu ze szpitala bóle...

Witam. Mam 16 lat i często mam bóle brzucha. W październiku wywiozła mnie karetka do szpitala, gdzie leżałam dwa tygodnie. Wykryli mi choroby związane z żołądkiem i przepisali leki. Lecz one nic nie pomogły. Po wyjściu ze szpitala bóle występują częściej i często robi mi się słabo i ostatecznym wynikiem jest utrata przytomności. Czy to nerwica żołądka?

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Magdalena Brudzyńska

Co robić, bo nie chcę cały czas się bać?

Witam, od jakiegoś czasu, coś się dzieje ze mną niedobrego. Ciągle odczuwam jakiś lęk. Denerwuję się praktycznie wszystkim, tym, że idę do pracy (chociaż nic niepokojącego się tam nie dzieje), jak jadę do przyszłego męża, można powiedzieć, że nie mam...

Witam, od jakiegoś czasu, coś się dzieje ze mną niedobrego. Ciągle odczuwam jakiś lęk. Denerwuję się praktycznie wszystkim, tym, że idę do pracy (chociaż nic niepokojącego się tam nie dzieje), jak jadę do przyszłego męża, można powiedzieć, że nie mam żadnych powodów żeby czuć jakiś lęk. Czasami jak mam się spotkać z jakąś dawno nie widzianą osobą to się boję - czego? Nie wiem. Wkurza mnie jak kilka rzeczy na raz słyszę, np. telewizor gra w pokoju, dwie osoby mówią, pies szczeka, a ja szaleję - zaczyna mi bić szybciej serce i w końcu nie wytrzymuje i wybucham. Rozmawiam o tym z moim narzeczonym, ale mam wrażenie, że on tego nie rozumie. To rujnuje moje życie, bo przed każdym spotkaniem strasznie się denerwuje i czasami nawet odwołuje spotkania. Zaczęłam trochę się sama leczyć, jakieś leki na uspokojenie, może i coś dają, ale to na chwilę. Potrzebuję jakiegoś dobrego specjalisty w Warszawie albo okolicach. Już nie mówiąc o tym, że denerwuję się przed egzaminami. Ten lęk mnie demobilizuje. Miałam wrażenie, że to coś z sercem, ale byłam u kardiologa - z sercem jest wszystko ok. Pomóżcie, błagam. Nie chcę się cały czas bać.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Czy jestem niezrównoważona, skoro nienawidzę siebie, wiecznie się odchudzam, nie mam znajomych ani chłopaka?

Trudno jest mi zacząć, ale właściwie to co stoi na przeszkodzie? Jestem anonimowa. Mam 19, prawie 20 lat. Studiuję - to mój pierwszy rok studiów. Nigdy nie lubiłam siebie, są dni kiedy, wręcz siebie nie cierpię, siebie nie tylko jako...

Trudno jest mi zacząć, ale właściwie to co stoi na przeszkodzie? Jestem anonimowa. Mam 19, prawie 20 lat. Studiuję - to mój pierwszy rok studiów. Nigdy nie lubiłam siebie, są dni kiedy, wręcz siebie nie cierpię, siebie nie tylko jako osobowości, tego jaka jestem, ale również tego jak wyglądam. Jestem na diecie, która nie daje mi efektów, mimo że jest drakońska - zdarza mi się nie jesc cały dzień. Tyle, że nie jestem aż taka silna, potem są kolejne dni gdy zjadam więcej. Ogólnie staram się nie przekraczać 1000 kcal. Po co to robię? Bo NIGDY nie lubiłam swojego wyglądu. Nie ma miejsca na moim ciele, które mi się podoba. No i może tak po cichu marzę, że kiedyś się komuś spodobam, że chociażby sama sobie. Strasznie dołuje mnie myśl, że nigdy nie byłam w związku, że nikt mną się nie interesuje. Czuję się samotna i gorsza od innych rówieśniczek. Szczególnie tutaj, w nowym mieście. Nie potrafię również zżyć się z grupą bądź z pojedynczymi osobami na studiach. Już sesja, a ja nie byłam na żadnej imprezie studenckiej. I kto tu mówił, że studia to taki piękny czas!? A może problem jest we mnie? Nie "może", a raczej na pewno! Przychodzę na uczelnię, nie mam do kogo gęby otworzyć, większość już się zakumulowała podczas gdy ja na początku spędzałam czas z taką jedną dziewczyną, moją byłą współlokatorką, ta sprawa też we mnie siedzi. Mieszkałam z dwiema dziewczynami, z tą z którą studiuję wydawało mi się, że mam dobre relacje. Któregoś dnia powiedziały, że powinnam się wyprowadzić, bo : "nie dogadujemy się". Zmieniłam mieszkanie. Specjalnie wychodzę później z mieszkania żeby nie siedzieć na uczelni jak ten ostatni głupek i nie znosić spojrzeń innych, że ja taka sierotka i sama siedzę. A jak jestem wcześniej to idę do łazienki, albo udaję że coś robię w telefonie. Udaję silną, często kogoś udaję, bo zwyczajnie nie mam ochoty nawet zazwyczaj być milutka dla ludzi. Zrzędzę, non stop zrzędzę! Nawet teraz. Wiem, że to moja wada, ale nie umiem tego pohamować. Wiem również, że jest złoty środek. Gdybym miała faceta, wszystko byłoby inaczej. Byłabym szczęśliwa i bardziej pewna siebie! Jednak to jest tak surrealistyczne, że aż śmieszne. Ja i facet? Ja w związku? To byłby chyba szok dla wszystkich. W życiu się nawet nie całowałam, a jestem dorosłą kobietą. Kiedy jak nie teraz? Odpowiedź jaka mi się nasuwa: nigdy. Jest jeden mężczyzna, który jest dla mnie ważny, ale On jest żonaty. Poza tym rozmawiamy jedynie mailowo i na komunikatorze. Nigdy Go nawet nie widziałam, a wydaje mi się, że Go kocham. On mnie wyśmiał jak mu o tym napisałam. A ja za Nim tęsknię. On mnie tak dobrze rozumie. Wiem, że to ten jedyny, ale jak pomyślę jakim jestem człowiekiem, że w ogóle flirtuję z żonatym mężczyzną znów mam wstręt do siebie. Zdarza mi się wymuszać wymioty, ale to tylko związane z dietą, kaleczyć własne ciało (już rzadziej, właściwie to już prawie tego nie robię), płakać rozpaczać. Właściwie dzień w dzień kładę się spać ze świadomością, że jestem beznadziejna i nikt mnie nie chce i ryczę. Czasem ogarnia mnie taki jakiś żal, niepokój i tak głęboki smutek, że nie jestem po prostu już w stanie zasnąć. Przepraszam za tak długą wypowiedź, właściwie mogłabym tak się jeszcze żalić bardzo długo. Jestem taką zrzędą! Ale może nakreśliłam jakoś sytuację.

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

Jak postępować z córką chorą na schizofrenię?

Mam 55 lat, moja córka 30. Już 10 lat choruje i leczy się na schizofrenię. Mieszkamy razem. Ona pracuje, jako tako funkcjonuje w świecie ludzi zdrowych. Tylko ja wiem, że jest chora i widzę jak się zmieniła. Ciężko żyć...

Mam 55 lat, moja córka 30. Już 10 lat choruje i leczy się na schizofrenię. Mieszkamy razem. Ona pracuje, jako tako funkcjonuje w świecie ludzi zdrowych. Tylko ja wiem, że jest chora i widzę jak się zmieniła. Ciężko żyć w domu na co dzień z nią i jej humorami. Ale już się przyzwyczaiłam. Problem jest gdzie indziej. Otóż ma ona 8-letnią córkę, którą razem wychowujemy. Jest to b. mądra dziewczynka. Kocha nas obie. Ale moja córka mnie bardzo źle traktuje. Ona to widzi. Chce mnie odizolować od Oliwki, źle o mnie mówi do niej. Dziecko jest już duże i widzi, że coś z mamą jest nie tak i boi się. Stara się mnie bronić. Zachowania mojej córki są agresywne w stosunku do mnie, tak jakby mnie sobie upatrzyła na wroga, źle wpływają na wnuczkę. Nie może w nocy spać. Rozmawiałam z córka, aby mnie nie poniżała przy dziecku i nie kłóciła się. Ale do niej nic nie dociera, jest jakby zazdrosna o dziecko, a ja zrobię wszystko żeby w domu był spokój, ale nie wiem jak z nią postępować, bo do niej nic nie dociera i uważa mnie za największego wroga. Wyprowadzka nie wchodzi w rachubę. Muszę córce pomagać w opiece nad dzieckiem, bo ona pracuje zmianowo po 12 godzin. Prowadzę cały dom, gotuję itp. Jestem pedagogiem i wiem jakie to może mieć konsekwencje. Ale moja córka wie swoje i nie widzi, że źle postępuje i całe zło widzi we mnie. Co robić? Jak z nią postępować? Jak rozmawiać? Zrobię wszystko, byle wnusia nie odczuła choroby matki. A może jest to konsekwencja zmniejszenia dawki leku z 10 na 5? Bo kiedyś pół roku temu nie było to aż tak widoczne. Mama Beata

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Jak poradzić sobie z ciągłymi wahaniami nastrojów i ciągłym zmienianiem podjętych decyzji?

Witam, mój problem dotyczy ciągłej huśtawki nastrojów. Raz jestem wesoła, a za chwilę wszystko mnie denerwuje, chce mi się płakać i krzyczeć. Podobnie jest jak sobie coś postanowię, cokolwiek. Cieszę się, że podjęłam decyzję, mówię sobie "teraz będę się trzymać...

Witam, mój problem dotyczy ciągłej huśtawki nastrojów. Raz jestem wesoła, a za chwilę wszystko mnie denerwuje, chce mi się płakać i krzyczeć. Podobnie jest jak sobie coś postanowię, cokolwiek. Cieszę się, że podjęłam decyzję, mówię sobie "teraz będę się trzymać tego co zdecydowałam", a za dosłownie parę chwil zaczyna mi się chcieć płakać, bo zaczynam czuć niepewność - czy dobrze postanowiłam, czy to co postanowiłam w ogóle ma sens, może jednak zrobię zupełnie inaczej itd... I tak muszę zmagać się ze sobą każdego dnia, mam wrażenie, że nie potrafię "dogadać się z samą sobą". Czy mogę coś z tym zrobić? Bardzo proszę o radę, ponieważ jest mi bardzo ciężko. Mam jeszcze jeden inny problem. Dotyczy mojego chłopaka. Jestem z nim dwa lata i kocham go. Tzn. tak myślę, ale w ogóle nie mam ochoty na żadne czułości z nim, nie wspominając nawet o seksie, bo to już szczyt, ale ja nie mam ochoty na zwykłe pocałunki. Staram się tego unikać, mój facet mnie nie pociąga, nie pożądam go, ale kocham, bo jest dla mnie bardzo dobry, kochający, czuły, zrobiłby dla mnie naprawdę wszystko, jestem przy nim bezpieczna... Czy coś ze mną nie tak? Bardzo proszę o odpowiedź na moje pytania, z góry bardzo dziękuję. Pozdrawiam

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

To nerwica, depresja, czy po prostu taka jestem?

Witam, Mam 25 lat mieszkam w małym miasteczku, gdzie prawie wszyscy się znają. Dzieciństwo miałam smutne, mój tata był alkoholikiem i to na dodatek agresywnym. Prócz tego, że pamiętam tylko wieczne kłótnie i płacz byłam w oczach ojca zawszę tą...

Witam, Mam 25 lat mieszkam w małym miasteczku, gdzie prawie wszyscy się znają. Dzieciństwo miałam smutne, mój tata był alkoholikiem i to na dodatek agresywnym. Prócz tego, że pamiętam tylko wieczne kłótnie i płacz byłam w oczach ojca zawszę tą gorszą córka. Moja siostra była ładniejsza, bystrzejsza i w ogóle naj. Ojciec nie żyje, mieszkam z mamą, moja siostra już z przyszłym mężem. Nadal jednak rywalizujemy ze sobą, która sobie lepiej ułoży życie, którą mama bardziej chwali - męczące to wszystko. Ja mam kochanego chłopaka, który mnie wspiera, czasem dopadaj mnie głupie myśli, że może powinnam znaleźć sobie innego, bogatszego, żeby mieć łatwiej w życiu, żeby mama była ze mnie dumna, aby mnie chwaliła, ale szybko odpędzam te niemądre myśli i przypominam sobie jaki mój chłopak jest dobry i jak się stara dla mnie. W życiu codziennym też nie jest najlepiej - wszędzie chcę być lubiana, uśmiecham się, dużo mówię, byle zostać zauważona - nie wiem dlaczego tak robię… A teraz to najgorsze - ciągły lęk, że nie sprostam, że nie osiągnę tego co bym chciała, że nie będę szła z podniesioną głową. Skończyłam studia, staram się o dobrą pracę, składam dokumenty, jednak tel. milczy - to całkiem mnie dołuje, najpierw stresuję się czy w ogolę się nadaję do takiej pracy, a później że do mnie nie dzwonią. Chodzę do psychiatry, miałam napady lęku, budziłam się w nocy, miałam napięte mięśnie barków i bóle kręgosłupa, szum w uszach łzawienie oczu jak na kogoś patrzyłam, poczucie, że jestem gorsza - czasem miałam nawet takie wizje jakbym zasypiała, kręci mi się w głowie i coś widzę, o czyś myślę, ale w innym świecie - myślałam, że wariuję, na szczęście teraz ustąpiły. Jak mam ze sobą walczyć i z tym co się ze mną dzieję? Chcę być szczęśliwa dla siebie, jak i dla niego.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Mam kryzys wiary, problemy z dziewczyną i myśli samobójcze, więc jak nie mysleć o bezsensie życia?

Witam, Mam 20 lat. Chodzę do 4 klasy o profilu informatycznym. Już od pewnego czasu mam problemy ze sobą. Strasznie dużo czasu spędzałem przy grach komputerowych i ogólnie przy komputerze. Przez komputer zaniedbałem „rozwój życiowy”, że tak to nazwę. Rówieśnicy...

Witam, Mam 20 lat. Chodzę do 4 klasy o profilu informatycznym. Już od pewnego czasu mam problemy ze sobą. Strasznie dużo czasu spędzałem przy grach komputerowych i ogólnie przy komputerze. Przez komputer zaniedbałem „rozwój życiowy”, że tak to nazwę. Rówieśnicy chodzili na imprezy, grali w piłkę, a ja wolałem komputer. Rodzice wychowali mnie na miłego i wrażliwego chłopaka za co jestem im wdzięczny. Ale mam teraz problemy, bo trudno jest mi się postawić i walczyć o swoje. Pod koniec drugiej klasy zacząłem pisać z dziewczyną. Chodzimy razem do tej samej klasy. Ona mieszka 200 km ode mnie. Mieszka w internacie i przyjeżdża od poniedziałku do piątku. Cieszyłem się z tego, że poznałem jakąś dziewczynę. Że ktoś się mną interesuje. Dobrze mi się z nią rozmawiało. Byłem tym bardzo podekscytowany. Wcześniej nie miałem styczności z dziewczynami, w sensie sam na sam, żebym z kimś chodził. Nie obchodziło mnie to. W Dlatego zacząłem czytać różne artykuły o samodoskonaleniu, pokonywaniu nieśmiałości, o sile umysłu. Chciałem stać się bardziej odważny i pewny siebie. Chciałem jej pokazać, że jestem coś wart. Zacząłem się interesować psychologią. Dożo czytałem różnych artykułów. Dwa tygodnie przed rozpoczęciem 3 klasy pokłóciłem się z nią. W tę noc płakałem jak dziecko. Bałem się że już nigdy ze sobą nie będziemy (jak byłem w gimnazjum to pewna dziewczyna wycięła sobie na nodze inicjały mojego kolegi z klasy, przystojny i ogólnie lubiany przez dziewczyny, jego to nie obchodziło, powiedział że jest nie normalna i tyle). Pociąłem się nożem… a dokładniej wyciąłem sobie pierwszą literę jej imienia (G) na ręce. Byłem strasznie wystraszony. Poszedłem do łazienki, umyłem ranę i założyłem bandaż. Wróciłem do łóżka i zasnąłem. Rano obudziłem się i nie wiedziałem co robić. Myślałem o samobójstwie. Mamie i wszystkim mówiłem, że skaleczyłem się podczas obcinania żywopłotu. Nie wiedziałem co robić. Bałem się, że się wszyscy dowiedzą i będą się śmiać do końca życia ze mnie. Że jestem nieudacznikiem, że jestem Emo. Byłem zrozpaczony. Nie wiedziałem co robić. Siedząc w ubikacji i myśląc o tym wszystkim pomyślałem: „Kogo to obchodzi, to jest moje życie, i tak przecież umrę i nikogo to nie będzie obchodziło? Po co ja się martwię?”. Poczułem się lepiej i że dam sobie radę. Ale tu się dopiero wszystko zaczęło, od „Po co?”. Kilka dni później pogodziłem się z dziewczyną, ale nic jej o tym nie napisałem. Bałem się, że nie będzie ze mną pisać, że nie będzie chciał mnie znać. Przez 2 tygodnie rana się zagoiła, ale została blizna w kształcie litery G. Kupiłem w aptece krem na blizny i smarowałem bliznę. I byłem dobrej myśli. Zaczęła się szkoła. Chciałem zasłonić bliznę zegarkiem na rękę, ale on jej niestety nie zasłaniał. I kilka osób zobaczyło tę bliznę. Jedyne co udało mi się wtedy wykrztusić to: „nieważne” lub „nie twój interes”. Czułem się coraz gorzej. Wiedziałem, że już kilka osób wie i miałem świadomość tego, że to się rozniesie. Na szczęście nic się nie stało. Blizna strasznie powoli się goiła. Z tą dziewczyną układało się jako tako. Nie chciała się ujawnić w klasie, że jesteśmy razem to i ja siedziałem cicho. Byłem nieśmiały i było mi to na rękę. Ale w głębi duszy chciałem wykrzyczeć całemu świtu, że ją kocham. Jednak nie ujawniliśmy się. Z gg przeszliśmy na smsy. I ciągle smsowaliśmy, w szkole i po szkole. Podczas rozmów dowiedziałem się, że chodziła wcześniej już z facetami i poczułem się gorszy. Że jestem łajza i siedzę w domu i nie mam się czym pochwalić. Flirtowaliśmy ze sobą przez cały rok szkolny. Ale nie ujawnialiśmy się przed klasą, że ze sobą piszemy itd. Pewnego dnia powiedziałem jej, że się pociąłem. Napisała mi, że mam do niej nic nie pisać, ale ja się wściekłem i napisałem jej, że jest nie czuła i jak może w ogóle tak do mnie pisać. Nie wierzyła mi wtedy, że się pociąłem. Poszedłem spać, a od następnego dnia znowu pisaliśmy jak zawsze. Jakoś w atmosferze końca roku szkolnego pokazałem jej bliznę na osobności i była zaskoczona. W końcu uwierzyła, że to zrobiłem i pytała mnie dlaczego itd. Nie umiałem odpowiedzieć na to pytanie. Dziś już wiem, że zrobiłem to po to aby zostać zauważony. Pod koniec roku szkolnego znowu się pokłóciliśmy. Nie pamiętam dokładnie o co chodziło. Dowidziałem się wtedy też, że miała cały czas faceta jak ze mną pisała. Czułem się oszukany. Nie pisaliśmy ze sobą całe wakacje. Ustawiała opisy na gg jaki ten jej chłopak jest kochany itd. Ja to olewałem. Pomyślałem: „*** mnie to, bądź sobie z tym swoim chłopakiem”. I tak jakoś przeleciały wakacje. Ja jednak ją nadal kochałem i tęskniłem za nią. Przez wakacje czytałem dużo różnych artykułów. Dużo z nich podważało istnienie Boga w którego i tak słabo wierzyłem. Na początku roku napisała do mnie smsa, ale ją zlałem. Jednak po kilku dniach nie wytrzymałem. Napisałem do niej i pogodziliśmy się. Od tego momentu nasze losy były dość stabilne. Zaczęły się inne problemy. Problemy ze mną w środku. Mam takiego kumpla z którym rozumiem się bez słów. Polecił mi książkę „Kod Leonarda Da Vinci”. Przeczytałem ją i moja wiara w Boga zmalała. Potem przeczytałem „Zaginiony symbol”. I całkowicie straciłem wiarę w Boga. Po przeczytaniu tych książek i artykułów zaczęły się problemy. Nie chodziłem do kościoła i byłem smutny. Czułem, że otaczają mnie sami debile. Czułem się oszukany, przez rodziców i księży. Ale nie było to silne. Jakoś sobie radziłem. Do pewnego momentu. Chyba październik to był. Zachorowałem na grypę. I wtedy wszystko się zaczęło. Przerabialiśmy wtedy lektury o obozach koncentracyjnych. Siedziałem w domu i myślałem o życiu. O tym czy ma sens, po co żyje. Że to nie ma sensu, że o tak umrę. Płakałem. Nie mogłem spać. Modliłem się chociaż nie widziałem sensu w modlitwie. Myślałem o tym co stanie się ze mną po śmierci. Że będzie ciemność. Po co w ogóle to wszystko istnieje. Utraciłem marzenia, nic nie miało sensu, nawet to że śpię, że jem, że wstaje, że w ogóle istnieje. Nie pragnąłem niczego. Żadnej materialnej rzeczy z tego świata. Nie wiedziałem czego chce. Bałem się, że zostanę sam. Zastanawiałem się po co istnieje ten świat i czy w ogóle jest realny. Bałem się jak nigdy. Od tamtego momentu wszystko mi było jedno. Utraciłem jakąkolwiek nadzieje na cokolwiek. Napisałem to wszystko dziewczynie i mnie pocieszała. Powiedziała że będzie lepiej. Rozpłakałem się przy mamie i jej to wszystko opowiedziałem. Mama też mnie pocieszała i mówiła, że będzie dobrze. Tata powiedział, że czym ja się martwię, że jeszcze całe życie przede mną. Dała mi jakieś tabletki na depresję i powiedziała, że ona też miała coś podobnego. Nie mogła spać, dusiła się i że była u psychologa. Byłem także z dziewczyną na spacerze i rozpłakałem się przy niej. Pocieszała mnie. Kilka dni było lepiej. Starałem się o tym nie myśleć. Czasami się udawało czasami nie. Od tamtego momentu ciągle o tym wszystkim myślę. Mamie powiedziałem że mi przeszło żeby się nie martwiała. Ale ja ciągłe mam te myśli. Cokolwiek robię po głowie chodzi mi pytanie po co ja cokolwiek robię, przecież i tak umrę. Życie wydaje mi się tak nierealne, nie umiem tego opisać… Czas wydaje mi się nierealny. Ludzie podstawieni. Jak w teatrze. Czuje jakby wszystko kręciło się wokół mnie. Boje się tego. Nawet zastanawiam się nad tym po co ja to pisze. Niczego innego się nie boje. Od tamtej pory nie czuje strachu do niczego innego i rzadko cokolwiek mnie cieszy. Chciałbym się spotkać z psychologiem, ale się boję. Boję się, że mi nie pomoże. I boję się, że rodzice umrą, że zostanę sam, że sobie nie poradzę, że ja umrę albo zachoruje na jakąś chorobę. A z drugiej strony się tego nie boję, bo krąży w mojej głowie, że przecież i tak umrę :/ Czyję jakbym tracił kontakt z rzeczywistością. Chce znowu normalnie żyć i przejmować się pierdołami, nie myśleć o śmierci i sensie życia. Nie wiem co robić. Im dłużej o tym myślę robię się coraz bardziej smutny. Proszę o pomoc! :(

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Co mam robić kiedy w dalszym życiu nie wiedzę najmniejszego sensu?

Jestem załamana, zrezygnowałam ze studiów, bo nie dawałam sobie rady, czułam się gorsza od innych studentów na moim kierunku, bo miałam problemy, mam dysgrafię. Nie ważne, czuję, że coś zawaliłam, że jestem głupia, że wszyscy studiują tylko nie ja,...

Jestem załamana, zrezygnowałam ze studiów, bo nie dawałam sobie rady, czułam się gorsza od innych studentów na moim kierunku, bo miałam problemy, mam dysgrafię. Nie ważne, czuję, że coś zawaliłam, że jestem głupia, że wszyscy studiują tylko nie ja, że będę mieć rok w plecy. Pracy też nie mam, jestem na utrzymaniu rodziców, czuję się jak jakichś pasożyt. W ogóle myślę, że każdy kto mnie widzimy myśli: "Ty, patrz, ale głupia". Rodzice całe życie mi wpajali, że do niczego się nie nadaję i nic nie potrafię, doszło do tego, że boję zrobić sobie nawet herbatę, żeby mi ktoś nie powiedział, że nie umiem jej robić. Siedzę sama w domu i się zadręczam, bo niby co ma robić? Wszyscy znajomi na studiach. Nie chce myśleć o przyszłości, czuję, że jestem głupia, że nigdy nie znajdę pracy i będę bezdomna. Strasznie się boję zimna, może dlatego, że myślę, że bezdomność mnie czeka. Jestem po próbie samobójczej, choć sama nie wiem czy naprawdę chciałam się zabić. Psychiatra przepisał mi kiedyś lek, nie brałam go. Ciągle myślę o tym, że nic nie robię, ta bezczynność mnie zabija, ciągle myślę żeby sobie coś zrobić i o śmierci - czuję się bezużyteczna. Czuję, ze po tej pomyłce ze studiami już się nie podniosę, a minęło już sporo czasu. Mam chłopaka, którego kocham i on próbuje mi pomóc, ale on ma własne stresy też. Nigdy nie czułam się szczęśliwa, byłam wyśmiewana w dzieciństwie, boję się ludzi. Nie chcę już żyć. Powinnam iść na jakąś psychoterapię czy do psychiatry? Ja proszę, błagam, żeby mi ktoś odp., bo czuję, że się wykańczam.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Magdalena Hanna Nagrodzka
Mgr Magdalena Hanna Nagrodzka

Czy moja znajoma może być chora psychicznie?

Znajoma ma częste zmiany na stroju, wybuchy gniewu. Również ma znacznie rozbudowaną wyobraźnię, co gorsza wierzy w to, że to jest prawda.
odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Boję się, że mogę cierpieć na schizofrenię - proszę o pomoc!

Mam pytanie odnośnie mojego zachowania, które mnie bardzo niepokoi. Od jakiegoś czasu zdarza mi się, że mam jakieś - nie wiem jak to nazwać - omamy. Słyszę jakiś dźwięk, a potem, jak tak się wsłucham bardziej, to on znika....

Mam pytanie odnośnie mojego zachowania, które mnie bardzo niepokoi. Od jakiegoś czasu zdarza mi się, że mam jakieś - nie wiem jak to nazwać - omamy. Słyszę jakiś dźwięk, a potem, jak tak się wsłucham bardziej, to on znika. Czasami rzeczywiście są to jakieś ciche dźwięki, które są gdzieś w oddali, bo teraz odruchowo sprawdzam, bo aż mnie ciarki przechodzą, gdy mnie takie coś dopada. Na przykład, gdy z kimś staram się rozmawiać, to mam takie uczucie, że się wyłączam, mam pustkę w głowie. Natomiast w oddali wyłapuję wszystkie dźwięki i na nich koncentruje się moja uwaga. Innym przykładem jest to, że gdy komuś coś staram się opowiadać, to ciągle mylę fakty, gubię wątek i dopiero po dłuższym czasie mogę sobie coś przypomnieć, jeśli w ogóle. Nie jestem też pewny, czy niektóre wydarzenia się rzeczywiście wydarzyły, czy tylko mi się tak wydaje. Zdarza mi się też, ale to już od dłuższego czasu, że często koloryzuję historie, gdy ich dokładnie nie pamiętam, wymyślam jakieś inne fakty, przejaskrawiam sytuację. Często mam też ostatnio uczucie pustki w głowie, przestałem mieć jakiekolwiek zainteresowania, wszystko mnie męczy, najchętniej ciągle bym spał. Mogę także dodać, że mam też ogólne problemy z koncentracją, nie słucham, gdy ktoś coś do mnie mówi, czasami nie mogę zrozumieć, o co chodzi i trzeba mi kilka razy powtarzać tę samą rzecz, bo ciągle zapomianam. Mam też dużo wyobrażeń na temat przyszłości i przeszłości, natomiast rzeczywistość jest dla mnie obca, nie myślę o tym, co jest tu i teraz. Czy to mogą być objawy schizofrenii? To pytanie męczy mnie od dłuższego czasu. Na lekarza niestety trzeba bardzo długo czekać od zapisu i mam odległy termin. Dodam, że ostatnio mój o cztery lata starszy brat zachorował jakiś czas temu na tę chorobę. Proszę o jakieś rady i pomoc!

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Magdalena Brudzyńska

Dlaczego badania nic nie wykazują, a mnie ciągle wszystko boli?

Mam 22 lata, od 3 miesięcy dokuczają mi bóle w klatce piersiowej, w okolicach serca, a nawet brzucha i pleców. Lekarz twierdzi, że to nerwobóle, a ja sobie wkręcam, że coś mi jest... Miałam robione ekg - niby...

Mam 22 lata, od 3 miesięcy dokuczają mi bóle w klatce piersiowej, w okolicach serca, a nawet brzucha i pleców. Lekarz twierdzi, że to nerwobóle, a ja sobie wkręcam, że coś mi jest... Miałam robione ekg - niby nic nie wykazało, również eeg głowy też jest dobre, ale nadal twierdzę, że coś mi dolega, wyczytuję rożne choroby i myślę, że może to mam. Może byłabym pewniejsza, jakbym miała jeszcze zrobione rtg klatki piersiowej i usg brzucha, ale mi już jest głupio prosić o skierowania, a prywatnie mnie nie stać aby iść się zbadać… Chodzę do psychiatry i psychologa - może troszkę pomogą, ale to za krótki czas aby jeszcze coś stwierdzić. Mam straszne lęki, że umieram, już sobie z tym nie radzę, bliscy nie potrafią mi pomóc. Może tutaj dostanę jakieś rady? Co mam robić? Proszę o pomoc

odpowiada 2 ekspertów:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Jak pokonać lęki po rozstaniu z dziewczyną i nadużywaniu różnych środków?

Witam, 3 miesiące temu się zaczęło. Zdradziła mnie dziewczyna co mocno przeżyłem, zacząłem pić alkohol, brać amfetaminę i po pewnym czasie stało się coś dziwnego. Zacząłem się budzić w nocy w strasznej panice, że nie mogę oddychać. Skończyłem z...

Witam, 3 miesiące temu się zaczęło. Zdradziła mnie dziewczyna co mocno przeżyłem, zacząłem pić alkohol, brać amfetaminę i po pewnym czasie stało się coś dziwnego. Zacząłem się budzić w nocy w strasznej panice, że nie mogę oddychać. Skończyłem z piciem i narkotykami - minęło budzenie się w nocy, ale zaczęły się męczarnie w dzień. Dziwny stres nie do opanowania, lęk nie wiadomo przed czym... W kolejce w markecie nagle zaczęło mi brakować powietrza, w gardle sucho, serce zaczęło bić jak szalone, miałem wrażenie, że zemdleją - i tak co jakiś czas. Bywają dni, że jest OK, a bywają dni, że jest tak jak dziś, czuję jakby coś mnie ściskało w głowie, a im bardziej o tym myślę, tym gorzej - momentami suchość w gardle, brak śliny do połknięcia i uczucie strachu. Nie mam pojęcia co mi jest, do psychiatry nie bardzo chcę się wybierać, bo pewnie nawpisuje mi leków i po sprawie. Doradźcie mi coś. Dodam jeszcze, że całe życie bylem w dużym stresie, ojciec alkoholik, brat narkoman ja najmłodszy patrzyłem na to wszystko od zawsze przejmując się tym najbardziej i mam wrażenie, że w końcu coś we mnie pękło. Pozdrawiam

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Czy mogę zacząć żyć bez lęków, które mnie rujnują?

Witam, mój problem jest dość skomplikowany, a przynajmniej tak mi się wydaje. Zacznę od tego, że jetem kobieta i mam 22 lata. Mam problem w relacjach z ludźmi, trudno jest mi nawiązać rozmowę nawet o pogodzie, nie wiem nawet o...

Witam, mój problem jest dość skomplikowany, a przynajmniej tak mi się wydaje. Zacznę od tego, że jetem kobieta i mam 22 lata. Mam problem w relacjach z ludźmi, trudno jest mi nawiązać rozmowę nawet o pogodzie, nie wiem nawet o czym mogłabym z kimś porozmawiać, zazwyczaj tak się stresuję, że nie mówię prawie nic. Przeważnie jest tak, że zanim o coś kogoś zapytam, to w głowie układam sobie całą wypowiedź, a przez to trudno jest mi być spontaniczną:(. Najsilniej odczuwam to w pracy i tam też mi to najbardziej przeszkadza, bo przez osiem godzin tam siedzę, pracuje tam od ponad roku, a cały czas czuję się jakbym była nowa i dopiero zaczęła pracę. Oczywiście nie zawsze tak jest, są dni kiedy jest dużo lepiej i czuję się swobodniej niż zwykle, to chyba zależy od moich myśli. Często mam złe i negatywne myśli na swój temat, że nie mam tematów do rozmów, jestem nudną osobą, brak mi poczucia humoru itd., itp., a do tego dochodzą problemy z nastrojem - często czuję się przygnębiona i zmęczona. Gdy chodziłam do szkoły średniej przeszłam przez poważną depresję i na jakiś czas odizolowałam się od ludzi, ale od tamtego czasu bardzo dużo się poprawiło, więc to chyba jednak nie depresja, bo czuję się inaczej niż kiedyś. Dodam jeszcze, że u mnie w rodzinie istnieje problem alkoholowy, mój ojciec nadużywa alkoholu i wiele razy w domu były awantury itd. Myślę, że jego zachowanie na mnie wpływa, po prawie każdej jego "niedyspozycji" odczuwam lęk i niechęć przed życiem. Jestem w kontakcie z psychologiem i gdy jest mi bardzo ciężko to umawiam się na wizytę, ale czasami trzeba tak długo czekać, że chciałabym sama sobie pomóc - czy mogę coś zrobić sama dla siebie? Chciałabym po prostu zacząć normalnie żyć, bez lęków, bo one nie pozwalają mi być sobą;(.

odpowiada 2 ekspertów:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Dlaczego ciagle się boję i źle się czuję?

Dzień dobry, mam wielką prośbę o doradzenie, wyjaśnienie, ponieważ nie mam pojęcia gdzie szukać już pomocy - jestem sama już zdruzgotana tym wszystkim i bardzo się martwię, a osoba w moim wieku powinna się cieszyć życiem, a nie myśleć co...

Dzień dobry, mam wielką prośbę o doradzenie, wyjaśnienie, ponieważ nie mam pojęcia gdzie szukać już pomocy - jestem sama już zdruzgotana tym wszystkim i bardzo się martwię, a osoba w moim wieku powinna się cieszyć życiem, a nie myśleć co dzisiaj będzie, czy znowu powtórzy się atak. Otóż rok temu zasłabłam w pracy, kręciło mi się strasznie w głowie, a serce waliło jak oszalałe, miałam też ciśnienie 180 na 90 - wylądowałam na pogotowiu jednak tam mi coś dali i kazali porobić badania, zrobiłam różne badania razem z tomografia głowy - nic nie wykryto, wszystko było okey, do dzisiaj. W sobotę jadąc sobie samochodem zasłabłam i złapały mnie duszności i szybkie bicie serca, tętno szalało jak opętane, ciśnienie skakało w górę (180 na 100) - też znalazłam się na pogotowiu, gdzie podali mi coś i wysłali do domu, kazali zrobić badania. Zrobiłam morfologię, crp, mocz, aspat, alat, glukozę, lipidy, tsh, helikobakter - nic nie wykazało, wyniki w miarę, nie mam pojęcia co to może być. Byłam też u kardiologa - nic tam nie wykrył po echu serca, że to coś groźnego z sercem, więc co się ze mną dzieję? Boję się, każdego dnia wstaję rano i myślę tylko o tym kiedy to się powtórzy, jakie badanie mam następne wykonać? W 2009 roku miałam tomografię głowy, w 2010 usg tarczycy, brzucha i nic tam nie znaleźli. Nie mogę sobie z tym poradzić, nawet nie umiem cieszyć się dniem, kiedy wstaję rano boję się, że to znów mnie spotka, nawet jak są goście nie umie skupić się na nich, tylko ciągle myślę co mi jest. Na ogól jestem nerwową osobą, potrafię denerwować się o każdą bzdurę, czasem nawet tego nie chcę, ale tak się mi dzieje samo. Bardzo proszę o pomoc, mam dopiero 26 lat, córeczkę 8-letnią, piękną dziewczynkę - powinnam się cieszyć, a nie zadręczać jaką mam chorobę.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Załamanie nerwowe, depresja czy zaburzenia psychiczne?

  Witam, Jestem studentką pierwszego roku. Postanowiłam, że swoją dalszą edukację poprowadzę w innym mieście - teraz jestem około 200 km od domu, wynajmuję mieszkanie ze znajomą, którą poznałam praktycznie dopiero tutaj. Na samym początku nastawiona byłam bardzo optymistycznie -...

  Witam, Jestem studentką pierwszego roku. Postanowiłam, że swoją dalszą edukację poprowadzę w innym mieście - teraz jestem około 200 km od domu, wynajmuję mieszkanie ze znajomą, którą poznałam praktycznie dopiero tutaj. Na samym początku nastawiona byłam bardzo optymistycznie - lubię wyzwania, a zupełnie nowe miasto było ciekawą odmianą po Warszawie. Dodam, że nigdy nie byłam w tym mieście przed podjęciem się studiów, a i nikogo tu nie znałam. Po przyjeździe jednak zaczęłam mieć dużo wątpliwości i lęków (czy aby na pewno mnie polubią, zaakceptują mnie, czy zostanę tu zupełnie sama?) - zaakceptowali mnie, bardzo szybko zyskałam pokaźne grono niesamowitych koleżanek i kolegów. Powiedzieć by można, że to była historia z happy endem, ale właśnie w tym momencie zaczynają się moje problemy. Czuję, że nie jest ze mną w porządku. Zawsze miałam problemy z zasypianiem, ale to co teraz przechodzę to koszmar. Zasypianie zajmuje mi teraz mniej więcej 5-6 godzin, o ile senność w ogóle następuje (biorąc pod uwagę, że moja normalna godzina kładzenia się spać to północ/pierwsza). Opłakanie się to na mnie odbija - nie mogę się skoncentrować, jestem rozdrażniona, więcej płaczę, nie mam siły na nic. Problemy domowe na odległość znoszę tragicznie. Dobija mnie 200 km. Mało jem, czasami zdarza mi się, że nie czuję głodu nawet cały dzień. Jestem rozregulowana. Nie mam aktualnie nikogo - przeszywa mnie uczucie chronicznej pustki. Chciałabym mieć bliską osobę, ale boję się, że jeżeli ktoś pojawi się teraz w moim życiu, to najnormalniej w świecie go zranię, a wszystkie moje problemy odbiją się na nim. Jestem ruiną. Nie potrafię dojść ze sobą do składu. Podejrzewam u siebie jedno z zaburzeń psychicznych, ale nie wiem czy dobrze interpretuję, bo nie występują u mnie zachowania autodestrukcyjne/agresywne. Emocje tłumię bardzo głęboko w sobie. Zdarza się, że płaczę nawet w tramwajach. Nad odwiedzeniem psychiatry zastanawiałam się już jakiś czas temu. Rodzice zaczęli temat dzisiaj, kiedy stwierdzili, że warto by było poszukać u niego przyczyny mojej bezsenności. Dodam, że próbowałam paru leków ziołowych, jednakże nie działały na mnie. Od lekarza rodzinnego dostałam na receptę lek uspokajający - co prawda po połowie mogłam zasnąć w miarę szybko, ale przespałam wykłady dnia następnego i nie byłam w stanie się uczyć. Proszę o pomoc, P.

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

Czy mam nerwicę spowodowaną wtrącaniem się w moje życie osoby trzeciej?

Witam, nazywam się Justyna, mam 23 lata. Mam problem, gdy na ulicy spotykam matkę mojego męża ściska mnie w żołądku, uginają mi się nogi i trzęsą mi się ręce, a dzieje się tak, gdyż moje stosunki z nią są bardzo...

Witam, nazywam się Justyna, mam 23 lata. Mam problem, gdy na ulicy spotykam matkę mojego męża ściska mnie w żołądku, uginają mi się nogi i trzęsą mi się ręce, a dzieje się tak, gdyż moje stosunki z nią są bardzo napięte od momentu gdy zaszłam w ciążę, czyli 2 lata temu. Normalnie cieszyłam się z tego, że zostanę mamą, bo bardzo pragnęłam tego dziecka i nie umiałam się doczekać kiedy przyjdzie na świat. Teściowa już wtedy zaczęła planować grafik kiedy ona i jej mąż będą wychodzić z dzieckiem na spacer i się nim zajmować, oczywiście nie uwzględniając tam ani mnie, ani mojego męża. Gdy córka przyszła już na świat Teściowa drygowala mną co i jak mam robić, widząc jej zdaniem moje błędy wykrzykiwała mi je w twarz. Przebywała u mnie po 8 godzin co dziennie, kilka razy doszło do niemiłych kłótni. Z mężem próbowaliśmy jej wytłumaczyć, że to nasze dziecko i żeby się nie wtrącała oraz to, żeby nie przychodziła tak często na tak długo, bo odbierała nam przyjemność z bycia rodzicami i prywatność w naszym własnym mieszkaniu. Zachowywała się tak jakby miała obsesję na punkcie naszego dziecka, wyrywała ją mi i innym z rąk. Po pewnym czasie i po kolejnych kłótniach zaczęła przychodzić rzadziej, ale i tak każda rzecz, którą robiłam przy dziecku była źle. Teraz nie przychodzi, nie mam z nią kontaktu, ale od ludzi dowiaduje się co mówi na mój temat, jakie przekleństwa. Kilka razy zaczepiła mnie na ulicy wykrzykując, że jestem wyrachowana i takie tam oraz groźby że ja i mój mąż jeszcze się doigramy, straszyła mnie też policją. Boję się, że możne odebrać mi dziecko i męża, bo jednak jest to jej syn, a ona bardzo dobrze potrafi mącić w głowie i wymyślać bajki na temat innych, choć mąż zapewnia mnie, że ona nigdy nie stanie miedzy nami. Dla mnie ta kobieta jest nieobliczalna. Przez pewien okres czasu idąc do sklepu ściskałam wózek córki i nie puszczałam ani na chwilkę, by gdzieś w sklepie ona mi jej nie uprowadziła. Zastanawiam się czego wynikiem jest mój lęk gdy ją widzę. Nie potrafi sobie sama z tym poradzić i nie umiem wytłumaczyć sobie jaki i mężowi dlaczego ona wywołuje u mnie taki stan.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Czy to, że nie mam przyjaciół i dziewczyny, a rodzice się mną nie interesują spowodowało u mnie depresję?

Witam, Mam 14 lat i mam na imię Piotrek. Cierpię chyba na depresję. Jest mi bardzo smutno, cały czas plączę, byłem dobrym uczniem, lecz pogorszyłem się w nauce, jestem jakby bez życia, nie mam przyjaciół, dziewczyny, ani kolegów,...

Witam, Mam 14 lat i mam na imię Piotrek. Cierpię chyba na depresję. Jest mi bardzo smutno, cały czas plączę, byłem dobrym uczniem, lecz pogorszyłem się w nauce, jestem jakby bez życia, nie mam przyjaciół, dziewczyny, ani kolegów, a z rodziną w ogóle nie rozmawiam - wracam ze szkoły, a mama jest w pracy, wraca o 20. Tata w ogóle ze mną nie rozmawia, ostatni raz się odezwał 2 tygodnie temu. Czuję się opuszczony, niechciany, jeszcze jutro rodzice odetną mi internet - całkiem się załamię, w ogóle ze mną nie rozmawiają, nie interesują się mną, wiec oni na pewno mi nie pomogą. Przyjaciół nie mam, ani dziewczyny - z tego powodu jest mi bardzo przykro, też nic tylko łzy. Całymi nocami płaczę i marzę o tym, żeby to się skończyło, czuję się po prostu tak samotny, nieakceptowany, że to jest nie do pomyślenia - błagam o pomoc, bo tylko wam mogę się zwierzyć z moich uczuć.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Czy mam depresję lub nerwicę i czy wymagam opieki psychiatry, a może to urojenia?

Witam, Mam 37 lat, haruję na stanowisku kierowniczym po 12 godzin i dłużej, oprócz tego prowadzę dom z trójką dzieci, to znaczy wszystko dotyczy się czasu przeszłego, bo niedawno, idąc do pracy, doświadczyłam czegoś, co nigdy wcześniej mnie nie spotkało...

Witam, Mam 37 lat, haruję na stanowisku kierowniczym po 12 godzin i dłużej, oprócz tego prowadzę dom z trójką dzieci, to znaczy wszystko dotyczy się czasu przeszłego, bo niedawno, idąc do pracy, doświadczyłam czegoś, co nigdy wcześniej mnie nie spotkało - nagła duszność, miękkość nóg, drżenie rąk i wrażenie, że zaraz umrę, serce chciało mi wyskoczyć z piersi. Z pracy trafiłam do szpitala, gdzie wykluczono chorobę serca. Wzięłam trochę wolnego, aby odpocząć i dojść do siebie, ale dalej była tylko równia pochyła do wiecznego kucia w sercu, uczucia niepokoju (tak jakby miała za chwilę zdać najważniejszy egzamin w życiu), płaczliwość, rozdrażnienie, doświadczyłam bezsennych nocy, myśli które kłębiły się w mojej głowie powodowały uczucie leku i obawę, że zaraz zwariuje i zrobię coś okropnego. Stałam się płaczliwa, wiecznie zmęczona, pomimo wolnego czasu jestem w stanie tylko z trudem coś ugotować na obiad. Coraz ciężej wstaje mi się z łózka. Stwierdziłam, że przyczyną moich dolegliwość są nieprzespane noce - udałam się do lekarza po leki (zaznaczam, że żadne ziółka na mnie już nie działają, bo stosowałam je jako środki uspakajające w stresujących sytuacjach w pracy). Po przedstawieniu Pani doktor (pierwszego kontaktu) dolegliwości, pani popatrzyła na mnie jak na symulanta i przepisała antydepresant w minimalnej dawce. Ponieważ moja samopoczucie się nie poprawiało, a wręcz odwrotnie poprosiłam męża, aby udał się do lekarki (kontakt osobisty z nią był ponad moje siły) i zapytał o zwiększenie dawki, ponieważ nadal nie śpię w nocy oraz na ból żołądka. Pani doktor powiedziała mężowi, że nie mam takiej możliwości, bo żona sobie to wszystko uroiła. Nie wiem co mam o tym myśleć, bo ja chciałam by mieć siłę i chęć wysprzątać mieszkanie, iść z dzieckiem na spacer, wstać rano do pracy, chciałabym umieć zdecydować co zrobić z sobą dalej, skoro obecna praca doprowadziła mnie do takiego stanu, a nie potrafię i chciała bym spokojnie przespać noc. Powrót do pracy mnie przeraża (wolałabym skoczyć pod pociąg niż tam wrócić). Nie wspomnę, że wstanie o 5 rano jest po prostu nie wykonalne w obecnej chwili. Jak mam sobie tłumaczyć moje dolegliwości? Kto może pomóc mi uzyskać energię i chęć do życia? A może naprawdę sobie to uroiłam? Pozdrawiam i proszę o odpowiedź, bo nie wiem co mam robić. Renata 17  

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Osobowość typu paranoicznego czy bordeline - jakie jest prawdopodobieństwo, że cierpię jednak na BPD?

Witam, mam dopiero rozpoczęte 19 lat i jestem kobietą. Opiszę pokrótce moją przypadłość, postaram się zawrzeć wszystkie szczegóły na tyle, ile się da i na tyle, na ile sobie sama pozwolę... Może zacznę od tego, iż podejrzewam u siebie BPD...

Witam, mam dopiero rozpoczęte 19 lat i jestem kobietą. Opiszę pokrótce moją przypadłość, postaram się zawrzeć wszystkie szczegóły na tyle, ile się da i na tyle, na ile sobie sama pozwolę... Może zacznę od tego, iż podejrzewam u siebie BPD i jestem prawie pewna, że to moje zaburzenie. Miałam robiony test osobowości, w którym wyszło, że - owszem - mam zaburzenie osobowości, ale typu paranoicznego. Śmiem twierdzić, iż wynik nie do końca zgadza się z moją osobą. Dlaczego? - badania (ok. 600 pytań) wykonałam w ciągu godziny, czyli bez głębszego przemyślenia - już po badaniu zdałam sobie sprawę, że niektóre moje odpowiedzi mogły być mylne, podam przykład: w pytaniu "czy mam wizje?", odpowiedziałam że "tak", ale właściwie był to jeden przypadek po jakichś prochach, więc właściwie powinno być "nie", bo w normalnym stanie wizji nie mam. Przykładów takich było więcej, które mogły zafałszować wynik... - starałam się na wszystkie pytania odpowiadać "tak" lub "nie", unikając "nie wiem". Teraz wiem, że tych "nie wiem" było dość sporo, a ja mimo wszystko kwalifikowałam je do "tak" lub "nie" i dziś pewnie udzieliłabym innych odpowiedzi, bo dziś np. sądzę inaczej. Badanie można wykonać raz na dwa lata, dlatego teraz niemożliwe jest powtórzenie, psychiatra skierowała mnie na psychoterapię, ale tutaj są moje wątpliwości, gdyż uważam, że powinnam być leczona na BPD, a nie na paranoję... Nie chodzi mi o interpretację tego badania, jedynie na stwierdzenie, czy objawy, które opiszę, bardziej wskazują na BPD, czy na paranoję. Teraz opiszę moją historię i objawy, które przemawiają (jak dla mnie) za BPD...: Przyczynę BPD ponoć trudno jest rozpoznać, ja moją potrafię świetnie zidentyfikować: śmierć mojego ojca, gdy miałam 8 lat. To była i jest dla mnie wielka strata, do dziś nie mogę się z tym pogodzić i nie pogodzę się nigdy. Nie muszę chyba dodawać, że wtedy runął mi cały świat, bo byłam córeczką tatusia (pozytywnie)... Gdy trochę dorosłam, moje problemy zaczęły się w pełni objawiać. Nie bardzo pamiętam taki wczesny okres szkolny (wiek 11-12 lat), pamiętam tylko tyle, że często przychodziłam do domu i potrafiłam usiąść i się rozpłakać. Na co dzień niby było ok. W dzieciństwie nie bawiłam się beztrosko z innymi dziećmi, lecz byłam izolowana przez mamę, trwało to właściwie do liceum... Wydaje mi się, że sedno tkwi w kontaktach z ludźmi. Ciężko to jednoznacznie opisać, ale otwarcie mogę stwierdzić, że mam więcej byłych przyjaciół niż obecnych. Dlaczego? Chyba wszystkie znajomości traktowałam bardzo serio, a nikt nie jest idealny, więc przy pierwszym rozczarowaniu, przejawach nielojalności wobec mojej osoby skreślałam taką osobę, a co najmniej stawałam się dla takiej osoby wrogo nastawiona, co też często ostentacyjnie okazywałam. Kiedy moja najlepsza koleżanka z gimnazjum oznajmiła, że się przeprowadzi i może zmieni szkołę (do tego wiedziałam, że wybierzemy inne licea), z dnia na dzień zerwałam z nią kontakt, bo wiedziałam, że prędzej czy później to się stanie. Dodam, że przy pierwszym poznaniu jakiejś osoby na wstępie powtarzam, że "wszyscy ludzie odchodzą". W liceum miałam 4 znajomości, z czego 2 intensywne, krótkie i jak na dziś - zerwane. Nie chcę wdawać się w szczegóły. Jedyne, co z tego istotne jest to, że wydawało mi się, że znalazłam bratnią duszę i tak było przez jakiś czas. To się jednak rozpadało przez około rok. Ona potrafiła powiedzieć mi tak okropne rzeczy, a ja nie wierzyłam, że ona tak rzeczywiście sądzi, słowem - byłam w stanie zrobić dla niej wszystko, nieważne po jakim poniżeniu. Ostatnio jednak zerwałyśmy zupełnie kontakt. Gdy o tym kiedyś rozmawiałyśmy, ona stwierdziła, że ja wszystko podważam, że nic nie jestem w stanie przyjąć do wiadomości. Kiedyś po prostu ona powiedziała "lubię Cię", na co ja "kłamiesz". To taki prosty przykład, a jest ich tysiące. I co ważne, bardzo mi na niej zależało, ale bałam się tego zaangażowania, więc podświadomie czy też nie sprawdzałam, na ile jej słowa są szczere. Oczywiście to o wiele bardziej złożone, nie jestem w stanie wszystkiego opisać. Druga moja znajomość była jakby pocieszeniem po tamtej, więc miałam do niej luźny stosunek. Jednak im więcej czasu upływało, zaczęłam zauważać w tej drugiej osobie rzeczy, które nie do końca mi pasowały i tak zaczęły się między nami "spięcia", po których zerwałyśmy kontakt. Ona pytała mnie, czy mogę zerwać z nią kontakt tak z dnia na dzień, ja odpowiedziałam, że "tak" i też to zrobiłam. Wcześniej podczas naszych rozmów ona oznajmiła mi, że na każde niewinne jej słowo reaguję jak na atak na moją osobę, że wszystkie słowa wyolbrzymiam, że "dramatyzuję", że mam zmienne nastroje, bo raz sie nie odzywam, po czym przychodze do niej uśmiechnięta. Dodam, że gdy ona zapoznała mnie ze swoją przyjaciółką, zaczęłam świrować. One obie chciały, żebyśmy we trzy spędzały czas, bo dobrze się rozumiałyśmy itd. Ja niestety nie mogłam na to przystać i powiedziałam, że nie chcę być w tzw. trójkącie, i że się wycofuję. To też złożone, ale nie ma czasu i miejsca na opisywanie tego. Usłyszałam jeszcze od tej "przyjaciółki", która miała czas, by mnie poznać, że dla mnie jest albo coś dobre, albo coś złe, i że jedyne kategorie, które uznaję, to "wszystko albo nic", z czym się zgadzam. Dodam jeszcze, że nasza wspólna przyszłość po skończeniu liceum była też dość mglista, więc to i tak by się rozpadło... Jeśli chodzi o ludzi to jestem nieufna, ale gdy zaczynam z kimś się poznawać, jestem dla tej osoby w stanie zrobić wszystko, za co później płacę gorzką cenę. Do szczęścia nie potrzebuję wielu przyjaciół, tylko JEDNEJ osoby, prawdziwej i lojalnej. Ponadto ciągle porównuję się z nimi, powtarzam, że inni zasługują na kogoś lepszego niż ja, bo ja jestem nikim. Mam problemy ze sprecyzowaniem celów w życiu, po stokroć zmieniam preferencje co do studiów. Zdając przedmioty humanistyczne, ostatnio nawet rozważałam medycynę... I do dziś nie wiem. Co jeszcze? Epizody depresyjne, autodestrukcja, nadużywanie (sporadycznie) alkoholu i leków. Do tego mam jeszcze obsesję śmierci, często lubię znaleźć się na granicy, jak np. po zażyciu jakichś prochów powtarzam, że "to mój sposób na życie". Odbierana jestem jako osoba ponura, trzymająca się z boku, często nieprzewidywalna, może trochę chwiejna emocjonalnie, dziwna, kłótliwa, cyniczna, złośliwa - słowem - nienormalna, za to ambitna, inteligentna, kreatywna. Ta kreatywność to nie zawsze idzie w dobrą stronę ;) Potrafię być towarzyska, po alkoholu jestem zupełnie inną osobą, mniej nieśmiałą (to jak każdy), ale jestem po prostu inna. Nie wiem, co jeszcze dodać, piszę szybko, na pewno mi coś umknęło. Proszę o odpowiedź, czy na podstawie tego, co napisałam, jest prawdopodobieństwo na BPD i jak duże? Dziękuję i pozdrawiam. Chętnie bym poznała inne osoby, które też podejrzewają lub cierpią na BPD.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś
Patronaty