Twój przewodnik po zdrowiu

  1. Opisz swój problem. Pomożemy Ci znaleźć odpowiedź w bazie ponad miliona porad!
  2. Nie ma informacji, których szukasz? Wyślij pytanie do specjalisty.
Rozpocznij
7 6 6 , 5 4 4

odpowiedzi udzielonych przez naszych ekspertów

Rzetelnie + Bezpiecznie + Bezpłatnie

Emocje: Pytania do specjalistów

Piekło wyobraźni. Jak sobie poradzić z tak wielkim napięciem?

Jest problem. Oczywiście, jakieś problemy zawsze istnieją, ale tym razem jestem przerażona. Otóż, mam 28 lat i jestem nadal dziewicą (sic), moje życie intymne ogranicza się jak na razie do Internetu - czytuję otóż pewne specyficzne rodzaje literatury z elementami...

Jest problem. Oczywiście, jakieś problemy zawsze istnieją, ale tym razem jestem przerażona. Otóż, mam 28 lat i jestem nadal dziewicą (sic), moje życie intymne ogranicza się jak na razie do Internetu - czytuję otóż pewne specyficzne rodzaje literatury z elementami porno, i mam z tego jakąś tam stymulację.

Ostatnio może przesadziłam z natężeniem czytanych yaoi i troszkę się zrobiłam momotematyczna - jak to się mówi, aluzje do seksu widzę nawet w lodówce. Kiedy rusza wyobraźnia, myślę o tych bohaterach z opowiadań i takich tam osobach, raczej nie wyobrażam sobie wtedy samej siebie w sytuacji intymnej. I wtedy stało się coś ohydnego. Szłam sobie przez przedpokój, coś tam sobie rozmyślałam, i przechodził obok mnie mój ojciec. Właściwie tylko zarejestrowałam jego obecność - i jakoś skojarzyła mi się z tym, co sobie akurat imaginowałam w głowie.

To było dwa dni temu - od tego czasu czuję się chora, wymiotuję, mam mętlik w głowie, jakbym dostała porażenia słonecznego. Nigdy nic sobie nie fantazjowałam o moim ojcu w ten sposób, a nawet nie przechodziłam za bardzo fazy edypalnej/elektry w dzieciństwie. Samo to zestawienie, mojego ojca, z dość niewinnie (brak doświadczenia), lecz graficznie zarysowaną sytuacją seksualną sprawia, że czuję się obrzydliwie. Chcę tylko zapomnieć, że coś takiego przeszło mi kiedykolwiek przez głowę. Jestem wściekła na siebie, jest mi wstyd, czuję się nienormalna i zbrukana.

A nie dość, że to nawet nie było jakieś konkretne wyobrażenie ze mną w roli głównej, to nawet nie było skonkretyzowane, co to miało wspólnego z ojcem, poza tym, że był w tym samym pomieszczeniu, w którym ja fantazjowałam o innych osobach, i zdałam sobie z tego sprawę. Mam ochotę zwymiotować. Nie rozumiem o co chodzi, nie chcę tego i tak naprawdę nie umiem nawet sprecyzować czego, bo ani nie mam na temat ojca tych fantazji, ani żadnego pociągu do niego nie czuję.

Czy to moje libido szaleje, a on jest najbliżej dostępnym samcem i po prostu coś mi się pokręciło w głowie? To działa tak, że myślę o czymś niewinnym, albo zaczynam sobie wymyślać jakieś historie i sytuacje z fikcyjnymi bohaterami i nagle tylko skojarzenie - ojciec - że jest, że istnieje - i natychmiast mam dreszcze, nudności, rozpacz. Zawsze wszystko było w porządku, więc tym bardziej nic z tego nie rozumiem. Czy mogę z tym iść do lekarza, czy są jakieś techniki albo środki na uspokojenie i wyparcie z pamięci tego durnego skojarzenia? Teraz się tak okropnie wstydzę, trzęsę się i wymiotuję od dwóch dni.

Bogu dzięki nie miałam nigdy i nie chcę mieć żadnych fantazji o tacie, ale prześladuje mnie to jedno skojarzenie koszmarnie. Jest mi źle, a tego nie lubię. Choruję na padaczkę, mam te drobniejsze, a uciążliwe ataki i jestem przeraźliwie podatna na pogodę, więc naprawdę nie potrzeba mi teraz takiego piekła. I to w dodatku narosłego na zupełnym głupstwie. Bardzo, bardzo potrzebuję porady.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Co się ze mną dzieje? Czy to normalne?

Mam 13 lat i coraz częściej myślę nad samobójstwem. Wydaje mi się to dosyć dziwne. Zawsze byłam pewna, że żyję aby się uczyć, bawić, osiągać jakieś sukcesy... Ale teraz zastanawiam się dlaczego tak myślałam. Coraz częściej mam wrażenie, że jestem...

Mam 13 lat i coraz częściej myślę nad samobójstwem. Wydaje mi się to dosyć dziwne. Zawsze byłam pewna, że żyję aby się uczyć, bawić, osiągać jakieś sukcesy... Ale teraz zastanawiam się dlaczego tak myślałam. Coraz częściej mam wrażenie, że jestem inna niż moi rówieśnicy. Zaczęłam prowadzić obserwacje swojego zachowania. Jest jakieś dziwne. Rozmyślam o swojej śmierci nie pod wpływem jakiś uczuć (złość, stres, strach), tylko tak po prostu, zwyczajnie, jak by moje życie nie było nic warte i tak jak bym była oswojona z tą myślą. Potem się zastanawiałam jak zareagują inni na moją śmierć i widzę zapłakaną mamę i zapłakanego tatę, a także siostrę i moje dwie najlepsze przyjaciółki (całe grono ludzi, których najbardziej kocham. I nikogo więcej). Zaraz po tym w moich myślach się pojawia obraz osób cieszących się, bo umarłam (to osoby, z którymi nigdy nie utrzymywałam bliższych kontaktów). Po takich moich rozmyśleniach rezygnuję z samobójstwa tylko z powodu, że szkoda mi rodziców. A potem nagle potrafię wrócić do "normalności'', śmiać się jakby nic się nie stało. A potem, po jakimś czasie (około 2-3 dni) znowu to samo: samobójcze myśli, brak akceptacji swojej osoby... Czy to normalne w moim wieku, że jestem przekonana, że w przyszłości będę sama (wiem, dużo się jeszcze może zmienić bo jestem mała, ale jestem przekonana, że na pewno będzie tak jak mówię) bo nie mam ani fajnego charakteru, ani nie jestem inteligentna (nie potrafię dobrze sformułować wypowiedzi aby sensownie brzmiała) ani nawet dobrze nie wyglądam? Czy to normalne, że uparcie twierdze, że wolę być nielubiana i mówić prawdę niż być lubiana i kłamać? Czy to normalne, że twierdzę "Wolę mieć dwójkę zaufanych osób niż grono znajomych, którzy, tylko jak będę miała jakiś kłopot,nie będą zwracać uwagi na mnie''? Umiem nawiązywać kontakt z ludźmi i nie mam z tym problemów. Ale pomimo licznych znajomości, które zawarłam, nie lubię przebywać z ludźmi (chyba, że z tymi dwiema przyjaciółkami). Zawsze mogę się z innymi pośmiać, porozmawiać, ale nie na dłużej. Wolę samotność, nie lubię przebywać w tłumach. Ludzie twierdzą, że jestem nienormalna, bo zamiast wykorzystywać wakacje (chodzić na dyskoteki, do kina, na kręgielnie, zakupy) ja wolę chodzić po lesie, wspinać się po drzewach, czytać fantastyczne powieści, rysować i wsłuchiwać się w ciszę...

Jak rozumieć zachowanie brata?

Dzień doby. Mam problem ze zrozumieniem zachowania swojego brata ( 27 lat) i chciałabym, żeby ktoś to racjonalnie wytłumaczył. Chodzi o to, że po 6 latach bycia ze swoją narzeczoną, z dnia na dzień, zerwał z nią przez smsa, było...

Dzień doby. Mam problem ze zrozumieniem zachowania swojego brata ( 27 lat) i chciałabym, żeby ktoś to racjonalnie wytłumaczył. Chodzi o to, że po 6 latach bycia ze swoją narzeczoną, z dnia na dzień, zerwał z nią przez smsa, było to w marcu tego roku. Może nie byli idealną parą, bo często się kłócili, ale wiem na pewno, że kochali się bardzo.

Niedługo potem poznał jakąś rozwódkę i tak nim zakręciła, że jego zachowanie w stosunku do całej rodziny, a w szczególności do byłej dziewczyny zmieniło się o 180 stopni, oczywiście na minus. Nie dość, że namówiła go na gruntowny remont mieszkania, na jego spory koszt, to jeszcze po 2 miesiącach zameldował ją na stałe, a w czerwcu wzięli ślub (ona naciskała). Nie załatwił swoich spraw ze swoją ex, nie spotkał się, bo ta nowa mu zabraniała, nie oddał jej prywatnych rzeczy itp.

Starałam się mu wytłumaczyć, że na moje oko jest manipulowany przez teraz już żonę i jej rodzinę, ale do brata nic nie dociera. Twierdzi, że on ją kocha a ona jego, ale patrząc na nich ja tej miłości nie widzę, na moje oko to bardziej wygląda na jakiś układ. Pamiętam jego zaręczyny, wtedy to taki blask i szczęście biło od nich, że czasami aż im zazdrościłam, a teraz brat z fajnego, miłego faceta stał się aroganckim, chamskim i cynicznym gburem. Nawet argument, że ta żona to nie ma dobrego ani charakteru ani wpływu na niego, nie dociera.

Najbardziej jednak zastanawia mnie ostatnie zachowanie brata w stosunku do byłej. Szłam z nią przez miasto (bo cały czas utrzymujemy kontakt), gdy nagle drogę zajechał nam brat z żoną i bez powodu zaczął nas wyzywać, do byłej, że ma się odczepić, że wygląda jak strach na wróble, że ma się umalować, że ma włosy źle ufarbowane, że ma brzydkie oczy (ta jego żona ma jakąś narośl czy brodawkę na powiece i wygląda to okropnie), że ogólnie jest brzydka. A to nieprawda - jego była jest o wiele razy ładniejsza od jego żony, chociaż parę lat od niej starsza (nie jest to tylko moja opinia, ale wielu ludzi, w tym wielu facetów, nie mówię już o charakterze, to bo to niebo a ziemia).I tego dnia też ładnie wyglądała, miała delikatny makijaż i włosy też bez zarzutu. Oczywiście ta żona nic z tego sobie nie robiła, wręcz przeciwnie, siedziała dumnie w jego samochodzie z ironicznym uśmiechem na twarzy. Nie poznaję brata, a  zwłaszcza w tamtym momencie.

Wiem, że to nie jest normalne zachowanie, ale ja wtedy miałam wrażenie, że albo ta żona nawciskała mu, że ta była jest "be", a on zauroczony (bo nie zakochany) uwierzył w to i dał temu przykład, albo w duchu żałuje tego co się stało, bo nadal coś czuje do byłej narzeczonej, dlatego wymieniał to co niby u niej było nie takie, chociaż w rzeczywistości podobało mu się. Nie wiem, może się mylę, ale moim zdaniem normalny facet, kiedy spotka przypadkiem byłą dziewczynę, na dodatek po zerwaniu z jego strony, nie wygaduje takich rzeczy i w taki sposób.

Nie usprawiedliwiam mojego brata, bo wiem, że zachował się chamsko i dziecinnie. Proszę tylko o opinie kogoś to spojrzy na to obiektywnie, co Państwa zadaniem mogło spowodować takie a nie inne jego zachowanie w stosunku do byłej narzeczonej? Pozdrawiam serdecznie.

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

Jak odnaleźć swoje szczeście?

Jestem 28-letnią, niezadowoloną z siebie i swojego życia kobietą. Główny mój problem polega na relacjach z mężczyznami. Nie wiem czego chcę od życia. Nie wiem jak chcę żeby wygladało moje życie uczuciowe, a jak zawodowe. Czasem mi się wydaje, że...

Jestem 28-letnią, niezadowoloną z siebie i swojego życia kobietą. Główny mój problem polega na relacjach z mężczyznami. Nie wiem czego chcę od życia. Nie wiem jak chcę żeby wygladało moje życie uczuciowe, a jak zawodowe.

Czasem mi się wydaje, że skłonna jestem zrezygnować z życia uczuciowego na rzecz pracy, tj. zrobienia doktoratu. Może wynika to z tego, że czuję lęk przed bliską relacją z mężczyznami. Wydaje mi się, że zostanę zraniona. Ma to pewnie źródło w relacjach jakie panowały w moim domu, pełnym agresji słownej. Nigdy nie przyznawałam się mamie do moich słabości, bo mogłoby by być to wykorzystane przeciwko mnie przy najbliższej awanturze z niczego. Zachorowałam na schizofrenię, a w reakcji na to i na brak pracy - matka życzyła mi śmierci, opowiadała ludziom, żebym się powiesiła. Dużo zniosłam, ale tego nie mogę jej zapomnieć. Do tego jej stosunek do seksu. Stawia go jako warunek zdrowia psychicznego, delikatnie mówąc.

Teraz, jak to piszę, to myślę sobie, że chciałabym mieć chłopaka, który by był dla mnie oparciem, ale to dziwne, bo z drugiej strony jest we mnie taka potrzeba imponowania, bycia twardą, chociaż jestem wrażliwą i raczej uległą, lękkajacą się osamotnienia, istotką. Zażywam Z***.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Czy oszukano mnie mówiąc, że to najpiękniejsze lata mojego życia?

Jestem 20-letnią dziewczyną z małego miasteczka. Do tej pory nie miałam problemów z emocjami, jednak ostatnio dzieje się ze mną coś dziwnego. Wstaję rano i jest mi "wszystko jedno", czyli nie interesuje mnie nawet to, że (jeszcze wczoraj wieczorem)...

Jestem 20-letnią dziewczyną z małego miasteczka. Do tej pory nie miałam problemów z emocjami, jednak ostatnio dzieje się ze mną coś dziwnego.

Wstaję rano i jest mi "wszystko jedno", czyli nie interesuje mnie nawet to, że (jeszcze wczoraj wieczorem) chciałam dojść do porozumienia z chłopakiem, na którym przecież tak bardzo mi zależy. Mają na mnie wpływ nawet piosenki, w zależności od tego jaki mają przekaz, bo to już zmienia mój nastrój nie do poznania.

Coraz częściej słucham muzyki bardzo głośno, bo to ucisza moje myśli. Wieczorem jestem zestresowana, mam dziwnie dobry humor, który mija po godzinie, może dwóch. Odnośnie wcześniej wspomnianego chłopaka pragnę jeszcze dodać, że mimo iż go kocham, będąc z nim, miałam momenty w których myślałam "co ja z nim tu robię?", natomiast po godzinie byłam już najszczęśliwszą zakochaną 20-latką pod słońcem...

Co się ze mną dzieję? Te zmiany nastroju mnie wykańczają. Czuję, że to wszystko kroczy w złym kierunku.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Płaczliwość i niekontrolowanie emocji po wypadku dziecka

Mam 34 lata, jestem żoną i matką. Cztery lata temu moje dziecko miało wypadek (uraz oka) zakończony czterema operacjami. Od tego czasu mam problemy ze sobą. Jestem płaczliwa, częst wpadam w furię. Nie mogę pogodzić się z częściową utratą wzroku...

Mam 34 lata, jestem żoną i matką. Cztery lata temu moje dziecko miało wypadek (uraz oka) zakończony czterema operacjami. Od tego czasu mam problemy ze sobą. Jestem płaczliwa, częst wpadam w furię. Nie mogę pogodzić się z częściową utratą wzroku u dziecka. Mam napady lękowe, boję się o zdrowie członków rodziny. Denerwuje mnie dosłownie wszystko. Są dni, kiedy nie mogę wykonywać podstawowych zajęć domowych. Bez zarzutu funkcjonuję tylko w pracy. Często miewam nagłe spadki ciśnienia krwi, oblewają mnie poty i serce wali mi jak oszalałe. Co dalej?

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Małgorzata Wierzbicka
Mgr Małgorzata Wierzbicka

Co mam robić? Przez przygnębienie odsuwam się od ludzi

Mam 18 lat. Od jakichś 2 miesięcy moje samopoczucie jest okropne, czuje się bardzo przygnębiona i rozdrażniona. Próbowałam znaleźć tego przyczynę i doszłam do wniosku, że to w większości wina szkoły. Chodzę do liceum, nauczyciele dużo wymagają, większość z nich...

Mam 18 lat. Od jakichś 2 miesięcy moje samopoczucie jest okropne, czuje się bardzo przygnębiona i rozdrażniona. Próbowałam znaleźć tego przyczynę i doszłam do wniosku, że to w większości wina szkoły.

Chodzę do liceum, nauczyciele dużo wymagają, większość z nich jest bardzo niesprawiedliwa. Spotkało mnie kilka przykrych sytuacji i z nauczycielami, i z rówieśnikami. To spowodowało, że odsunęłam się od wielu ludzi, nie mam ochoty spotykać się z nikim, zauważyłam, że po prostu uciekam od ludzi i nie ufam nikomu. Często przez to płakałam i zastanawiałam się czy to moja wina, co takiego robię źle?

Trwało to długo bo jakieś pół roku. Coraz częściej było mi smutno, nic mnie nie cieszyło, momentami działałam jak maszyna: wstawałam rano, szłam do szkoły, wracałam, odrabiałam lekcje i kładłam się spać. Nad niczym się nie zastanawiałam, o niczym nie myślałam, bo nie miałam na to po prostu siły ani ochoty. Poddawałam się. Byłam psychicznie bardzo zmęczona tym wszystkim. Przed zakończeniem roku nie chodziłam do szkoły, leżałam prawie cały dzień i nic nie robiłam, nie chciało mi się nawet zrobić śniadania.

Nie potrafiłam sobie z niczym poradzić, najmniejsze problemy wyprowadzały mnie z równowagi. Dopóki jakaś sytuacja mnie nie zmusi żebym wyszła z domu to bym po prostu tego nie zrobiła i została w domu. A wiem, że wtedy czuję się jeszcze gorzej. Ostatnio znajomi wyciągnęli mnie z domu. Po spotkaniu było mi jakoś lepiej, lżej zupełnie w inny sposób patrzyłam na niektóre sprawy. l teraz znowu to wraca. Nie chcę żeby tak było. Nie wiem co to jest... Czy to depresja ? Nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżywałam...

Na domiar złego ostatnio nie układa mi się z rodzicami. Ostatnio umówiłam sie z koleżanką. Wróciłam do domu trochę później, ale z rodzicami nie umawiałam się na konkretną godzinę. Zrobili mi wyrzuty o to i to w taki sposób, jakbym ich okłamała, że nie spotkałam się z koleżanką, tylko chłopakiem (którego nie mam) a ich pretekstem było, że niby się o mnie martwili. Zrobiło mi się bardzo przykro, bo poczułam się jak totalne dno, jak dziewczyna, która się nie szanuje i musi ukrywać takie rzeczy, jak małolata, która nie potrafi powiedzieć jasno dokąd idzie, że muszę ukrywać coś, czego tak naprawdę nie ukrywam.

Rzadko wychodzę z domu, nie imprezuję jak inni, nie przychodzę pijana. Nawet nie mogę się pochwalić ilością znajomych, bo po prostu nie wychodzę z domu. To była pierwsza taka sytuacja od dawna, bo wcześniej miałam z nimi dobry kontakt, albo tak przynajmniej mi się wydawało, myślałam że mi ufali. Jestem w domu najmłodsza, mam troje rodzeństwa. Nikt nigdy nie brał pod uwage mojego zdania, wszyscy byli lepsi ode mnie, ja byłam dzieckiem na posyłki. Kiedyś mama powiedziała mi, że po urodzeniu mnie nie chciała. I teraz też czuję się niepotrzebna, wykorzystywana i przez rodzeństwo i przez rodziców. Do wszystkiego.

Nikt się ze mna nie liczy i wiem o tym. Najgorsze jest to, że mama powiedziała, że wie jak to jest być najmłodszym, a w mojej sytuacji nie stara się nic zmienić. Mam problem z tym, żeby to z siebie wyrzucic, bo kiedy zbiorę się na odwagę, to mnie po prostu zatyka i zaczynam płakać. A potem po prostu ulegam... Nie chcę być oszukiwana! Przestaję ufać całemu światu, boję się komukolwiek zwierzyć, bo przekonałam się, że ludzie często wykorzysują takie słabości. Nawet własnej rodzinie przestaję ufać. Boję się, bo nie chcę być całe życie sama. Chciałabym miec chłopaka, założyć kiedyś rodzinę i choć przez część mojego życia być naprawdę szczęśliwa...

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

Dlaczego jestem tak bardzo nerwowa?

Witam serdecznie! Od ponad roku jestem bardzo nerwowa. Strasznie wybucham, krzyczę, przeklinam, a nawet zdarza się, że podnoszę rękę - nie umiem nad tym zapanować! Nawet już ostatno, gdy nasz mały nie zaśnie - od razu krzyczę na niego, nie...

Witam serdecznie! Od ponad roku jestem bardzo nerwowa. Strasznie wybucham, krzyczę, przeklinam, a nawet zdarza się, że podnoszę rękę - nie umiem nad tym zapanować! Nawet już ostatno, gdy nasz mały nie zaśnie - od razu krzyczę na niego, nie mam tyle cierpliwości, żeby siedzieć przy jego łóżeczku. Coś źle pójdzie - od razu jestem zła, mąż się spóźnia na obiad - biorą mnie straszne nerwy. Cała się trzęsę z nerwów. Czy muszę się zgłosić do psychiatry?

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Małgorzata Wierzbicka
Mgr Małgorzata Wierzbicka

Trudna miłość. Jak postąpić?

Witam, zakochałam się i nie potrafię sobie poradzić z tym uczuciem. Chciałabym opowiedzieć moją historię, aby wiedzieć co zrobić. Wiem, że nie ma idealnej recepty na szczęście, ale próbuję znaleźć rozwiązanie i choćby nikłą szansę na to, by znowu móc...

Witam, zakochałam się i nie potrafię sobie poradzić z tym uczuciem. Chciałabym opowiedzieć moją historię, aby wiedzieć co zrobić. Wiem, że nie ma idealnej recepty na szczęście, ale próbuję znaleźć rozwiązanie i choćby nikłą szansę na to, by znowu móc z nim przynajmniej porozmawiać.

Poznałam człowieka, który zupełnie różnił się od ludzi, których poznałam wcześniej. Przede wszystkim odznaczał się ogromną wiedzą i inteligencją. Był typem samotnika. Świetny obserwator. Człowiek punktualny. Jego ruchy były obmyślane, życie bardzo poukładane, według planu. Jestem nim zafascynowana. Częstko opowiadał mi o swoim znajomym, z którym spędzał sporo czasu. Uważał go w pewnym czasie za swojego przyjaciela. Wydaje mi się, że jest nim zafascynowany. Jego przyjaciel jest jego odwrotnością w pewnym sensie. Omijając jego błyskotliwość, inteligencję i dużą wiedzę, jest niepunktualny, bardzo towarzyski, niepoukładany. Posiada te cechy, które mój samotnik tak naprawdę chciałby posiadać, ale z powodu rozsądku i nieśmiałości nie potrafi.

Słuchałam o jego przyjacielu parę lat. Przez ten czas zdążyłam zbudować sobie jego wizerunek. W tym czasie zauroczyłam się. W towarzystwie jakim się znajdowałam porównywałam ludzi tylko do tych dwóch osób. To mi przeszkadzało w relacjach z innymi. Tak naprawdę znalazłam w obu dużą cząstkę mojego ojca. Pomimo tego, że nigdy z nim nie mieszkałam, czułam do niego respekt i jestem dumna z tego, że jestem jego córką. Jest dla mnie kimś bardzo inteligentnym, człowiekiem z pasją. Szalonego przyjaciela do mojego ojca zbliżyło także to, jak wiele kobiet traciło dla niego głowę. Szalonego przyjaciela jednak jeszcze nie poznałam. Na próżno starałam się zapomnieć o nim, pomimo tego nie widziałam nadziei na poznanie go.

Po pewnym czasie samotnik wyznał mi miłość. Był dla mnie jak przyjaciel, brat... Byliśmy ze sobą, ale pozwalałam mu się tylko trzymać za rękę, trzymałam na dystans, starałam się okazywać czułości, ale nie potrafiłam tego robić tak, jakby tego pragną. Nie pociągał mnie fizycznie, zwalałam winę na hormony, które wtedy brałam. Kiedy związek już się sypał, poznałam przypadkiem jego przyjaciela. Dostałam wtedy ataku paniki i zachwiałam się. Pamiętam, że ledwo się przedstawiłam. Byłam w szoku, bo sprowadziłam jego przyjaciela do jakiejś szalonej imaginacji, która nie istniała, a nagle pojawiła się przede mną jakby nigdy nic. Pierwszy raz tak bardzo pragnęłam być blisko kogoś. Rozmawiali obok, a ja stałam pijana powietrzem. Gdyby ktoś dawał mi wybór, wybrałabym przyjaciela. Pragnęłam tego bardzo mocno, ale rozsądek odmawiał. Skrzywdziłabym samotnika.

Samotnik postanowił zerwać ze mną. Poczułam ulgę, pomimo tego jakim uczuciem go darzę, ten związek był dla mnie ciężarem. Spotykałam jego przyjaciela raz na około miesiąc. Czasami to były 5 min spotkania, czasami parogodzinne w gronie znajomych. Nie wiedziałam czy go jeszcze zobaczę, ale potrafiłam długo czekać. Przyglądałam mu się, to wszystko. To chwile, które dawały mi wielkie szczęście. Potem często płakałam i czułam wielką bezsiłę. Trwa tak od roku. Znalazł mnie w internecie na portalu społecznościowym. Po roku zobaczył, że ineresuję się fotografią i umówił się ze mną na sesję zdjęciową. Poszłam do niego. Rozmawialiśmy dość długo. Po tej rozmowie stwierdziłam, że my także jesteśmy podobni do siebie. Jednak sesji nie zrealizowałam.

Przystawiał się do mnie, próbował się zbliżyć, długo odmawiałam. Usłyszałam prawdę w jego głosie. Powiedział, że tak naprawdę chcę tego. Rzeczywiście tak było. Pranęłam bardziej niż kto inny, wbrew sobie. Doszło do pocałunków i wielkiego poczucia winy z powodów samotnika i tego, że pewnie potraktował mnie jak kolejną dziewczynę, taką, która dałaby się byle komu. Mija 3. dzień od tego spotkania. Znowu nadeszła ta bezsiła. Przez pocałunek stała się nie do wytrzymania. Jestem w stanie długo czekać. Nie ma już dla mnie miejsca w poukładanym życiu samotnika, powiedział mi że szuka kobiety, nie przyjaciółki. Zostawił mnie i stałam się już zupełnie samotna. Jestem antytowarzyska, nie chce mi się jeść.

Zadaję sobie pytanie co robić w takiej sytuacji... Na dzień dzisiejszy najbardziej na świecie pragnę być z szalonym przyjacielem. Po każdym spotkaniu czuję wielki strach, że możemy się już nie zobaczyć. Każde spotkanie potęgowało we mnie uczucie jakim go darzę. Proszę o odpowiedź. Pozdrawiam.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Nie mam już siły. Chcę umrzeć! Czy jeszcze można mi jakoś pomóc?

Dzień dobry! Od dłuższego czasu nie chcę mi się żyć. Nie mam siły na nic. Przez tydzień potrafię leżeć w łóżku i płakać. Czasem wydaje mi się że wszystko jest dobrze, a za chwilę znów wyję po kątach. Wszystko mi... Dzień dobry! Od dłuższego czasu nie chcę mi się żyć. Nie mam siły na nic. Przez tydzień potrafię leżeć w łóżku i płakać. Czasem wydaje mi się że wszystko jest dobrze, a za chwilę znów wyję po kątach. Wszystko mi się zawaliło, jest coraz gorzej.Zawaliłam szkołę przez to, co się dzieje w domu. Palę i piję coraz więcej. Ostatnio mocno się upiłam. Obiecałam sobie, że przez tydzień nie będę piła, a upiłam się już na drugi dzień. Teraz muszę wybrać, czy chcę mieszkać z mamą i siostrą, czy z tatą (800 km różnicy). Jak będę z mamą to będzie jeszcze gorzej niż jest, bo wiem, że coraz bardziej będziemy się kłócić. W ogóle się ze sobą nie dogadujemy. Boję się, że w końcu się znienawidzimy. Z drugiej strony będę za nimi tęsknić. No ale jak będę mieszkać z tatą, to będę miała co jeść, nie będę piła i paliła, nadrobię szkołę. Nie mam już siły na to wszystko. Najchętniej bym się zabiła, ale niestety nie mam odwagi, jednak coraz częściej o tym myślę. Jak pójdę do taty boję się, że mama i siostra nie będą miały co jeść i to przeze mnie.Proszę! Niech mi Pani coś doradzi, co powinnam zrobić, bo już nie daję rady, sama nie wiem, co dla mnie lepsze. :( Pozdrawiam i przepraszam za takie długie pytanie.  
odpowiada 2 ekspertów:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska
mgr Magdalena Rachubińska
mgr Magdalena Rachubińska

Rodzice chcą mnie zostawić w UK. Ratunku! Co mam robić?

Mam taką nieciekawą sytuacją: mam 16 lat, w tym roku poszłabym do upragnionego LO w Kraśniku, ale moi rodzice wykręcili mało śmieszny kawał: wzięli nas na wakacje do UK i chcą tu zostawić. Ja pragnę skończyć szkołę w Polsce! W...

Mam taką nieciekawą sytuacją: mam 16 lat, w tym roku poszłabym do upragnionego LO w Kraśniku, ale moi rodzice wykręcili mało śmieszny kawał: wzięli nas na wakacje do UK i chcą tu zostawić.

Ja pragnę skończyć szkołę w Polsce! W dodatku mam tam chłopaka, który jest dla mnie naprawdę ważny, wiele dla mnie zrobił. Jedyną myślą teraz jest samobójstwo :(

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

Jak odnaleźć sens i radość życia?

Witam, nie wiem od czego zacząć. Mam 29 lat, od 9 lat jestem mężatką, mamy 5-letniego synka. Od okresu bycia nastolatką mam co jakiś czas niezrozumiałe, wyczerpujące stany, polegające na tym, że nie wiem po co jestem, co mam robić...

Witam, nie wiem od czego zacząć. Mam 29 lat, od 9 lat jestem mężatką, mamy 5-letniego synka. Od okresu bycia nastolatką mam co jakiś czas niezrozumiałe, wyczerpujące stany, polegające na tym, że nie wiem po co jestem, co mam robić w życiu, nie czuję się istotna na żadnym polu, gorsza od wszystkich, nie potrafię się w nic zaangażować, oddać się jakiejś pasji (których nie mam), czuję, że w zasadzie mogłoby mnie nie być, bo nie ma ze mnie żadnego pożytku.

Jestem niekonsekwentna, próbowałam już kilka razy rozpocząć jakąś terapię, ale po 1-2 wizytach się kończy... I tak jest ze wszystkim - szybko się "wypalam", rezygnuję, nie czuję motywacji. Nie mam celu w życiu. Owszem - jest dziecko, o które dbam i staram się być jak najlepszą mamą, ale poza tym, nie ma "mnie". Do tego prześladuje mnie myśl, że synek będzie nieszczęśliwy, bo ja jestem nienormalna... Marzę o tym, aby być z nim blisko emocjonalnie (ja tego nie miałam od swoich rodziców), a jednocześnie wiem, że tego nie potrafię. Mam niewielu znajomych, żadnych przyjaciół - nie umiem utrzymywać dłuższych relacji z ludźmi, a jednocześnie bardzo mi tego brakuje. Mogłabym tak pisać i pisać...

Jestem DDA, wyszłam za mąż w wielku 20 lat za bardzo odpowiedzialnego mężczyznę, starszego o 8 lat. Nie wyszło mi to jednak na dobre, ponieważ nie miałam okresu samodzielności, wszystko co mamy (rzeczy materialne) - zawdzięczam mężowi. Przez to czuję się nieudacznikiem - ja nic nie osiągnęłam. Skończyłam jakąś szkołę wyższą, ale nie pracuję w zawodzie. Pracę mam nierozwijającą, znacznie mniej płatną niż praca męża. To mnie bardzo demotywuje (aczkolwiek to dziwne, powinnam się cieszyć, że mąż zapewnia nam byt, że nie muszę się o nic martwić, a ja zamiast się cieszyć, np. z jego kolejnej premii - płaczę w kącie... Z zazdrości? Nie wiem).

Od zawsze miałam kompleksy - jak każdy. W dzieciństwie nikt się tym nie przejmował, przypięto mi po prostu łatkę pt. "ona jest nieśmiała", ale nikt nie próbował pomóc mi tę nieśmiałość zwalczyć. I tak zostało mi to do dziś, ale nauczyłam się "grać"... Mogę powiedzieć, że mam kilka twarzy, w zależności od tego z kim rozmawiam - zachowuję się inaczej, ale zaczynam się w tym już gubić...

Mój mąż jest jednocześnie moim pierwszym w życiu mężczyzną. Kiedyś po prostu sądziłam, że nikt się mną zainteresuje i muszę "łapać" tego, któremu akurat ja się spodobałam. Nie byłam zakochana... Teraz mamy głęboki kryzys w małżeństwie, o którym nie potrafimy nawet rozmawiać, po prostu tak trwamy. Po urodzeniu dziecka przeprowadziliśmy się do dużego miasta, ja przez ok 2 lata byłam na urlopie macierzyńskiem - dookoła nikogo znajomego, brak rodziny... Prawie szalałam, miałam napady wściekłości, płakałam, robiłam mężowi awantury...

Mąż powiedział kiedyś, że boi się wracać z pracy do domu... Sądziliśmy, że to się zmieni gdy ja pójdę do pracy. Znalazłam pracę w dużej korporacji, w której nie potrafiłam się odnaleźć. Nie rozumiem tych wszystkich zależności, mam problemy z zapamiętywaniem ludzi, nazwisk... Nie umiem funkcjonować w dużej grupie. Ale znalazł się "on"... jakieś porozumienie dusz? I prawie doszło do zdrady fizycznej, ale mnie zwolnili (na szczęście). Przez pracę zamiast zbliżyć się do męża - oddalaliśmy się co raz bardziej. Ja wręcz nie chciałam o pracy rozmawiać, chciałam mieć coś "swojego", coś o czym mąż nie musi wiedzieć.

Poznałam w tej pracy koleżankę, kilkanaście lat starszą ode mnie, znającą życie. Trochę jej opowiadałam o moich problemach. Powiedziała mi: "Ty albo zwariujesz, albo zaczniesz dopiero wywijać mężowi". No i zaczęłam... Mąż nie wie o mnie nic, nie wie z jak złą osobą żyje. A mi jest tak ciężko ze świadomością, że robię mu tyle krzywdy. On nawet nie wie, ile razy myślałam o rozwodzie... Znalazłam nową pracę, gdzie jestem do dzisiaj. I co? Po kilku miesiącach nawiązałam romans z szefem. Nie, nie chodzi absolutnie o jakieś kwestie materialne, on mi się po prostu szalenie podoba i jest taki inny niż mój mąż. On też ma rodzinę. Nie potrafię się od niego uwolnić uczuciowo.

Dlaczego ja to robię? Nie chcę tak żyć. Czasem coś wspomnę o tym koleżance, mówię, że zmienię pracę itp., a ona - mądra dziewczyna - powiedziała, że to nie ma sensu, że problem jest we mnie i w nowej pracy znowu sobie kogoś znajdę. A ja - o zgrozo - nie czuję jakiegoś poczucia winy, prawie nic nie czuję, złości, strachu, radości - nic. Jestem przerażona sobą, czuję jakbym była w jakiejś skorupie, brak mi uczuć, nie wiem co powinnam czuć, co robić.

Mój tata nie żyje od 11 lat, mama jest chora na raka (psychicznie bardzo słaba, "czeka" na śmierć, jest przerażona, nie mogę z nią o niczym rozmawiać, bo nigdy nie była dla mnie oparciem, a teraz to by ją tylko dobiło). Mama mieszka z moją siostrą i jej rodziną, nie uczestniczę za bardzo w jej chorobie. I to mnie też bardzo przytłacza. Często płaczę, mam huśtawki nastrojów, czuję nicość, czuję się jak ślepy we mgle, nie wiem za co się zabrać, chciałabym zmienić swoje życie...

Mam niby zdiagnozowaną nerwicę lękową, miałam napady paniki. Teraz gdy już wiem co to jest, jakoś umiem nad tym zapanować, ale stany nerwicowe miewam bardzo często (nawet na urlopie, na plaży). Nie biorę żadnych leków. To oczywiście nie wszystko, nie chcę się już rozpisywać, bo ciężko tak od razu wszystko z siebie wyrzucić. Nie wiem co robić. Proszę o pomoc!

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Co się dzieje z moją psychiką?

Witam. Mam 19 lat, a życie od kilku lat wcale mnie nie cieszy. Od ok. 3 lat jestem bardzo nerwowa, a ostatnio (w ciągu pół roku) mój stan pogorszył się. Denerwuję się bez powodu, wystarczy, że koleżanka zadzwoni i zapowie...

Witam. Mam 19 lat, a życie od kilku lat wcale mnie nie cieszy. Od ok. 3 lat jestem bardzo nerwowa, a ostatnio (w ciągu pół roku) mój stan pogorszył się. Denerwuję się bez powodu, wystarczy, że koleżanka zadzwoni i zapowie odwiedziny, a ja już zaczynam się denerwować. Wygląda to mniej więcej tak: na wszystkich krzyczę, trzęsą mi się ręce, jestem płaczliwa, rzucam przedmiotami, czuję się niechciana i mam wrażenie, ża tylko przeszkadzam. Abym została wyprowadzona z równowagi wystarczy, że coś pójdzie mi nie tak lub ktoś mi w czymś przeszkodzi. Boję się sama siebie i mam do siebie żal o to, że krzywdzę innych swym zachowaniem. Od 2 lat jestem w związku z chłopakiem i tylko przy nim staram się być spokojna, ale wewnątrz wszystko się we mnie gotuje. Myślę o zerwaniu z nim i wyjechaniu z kraju, ponieważ nie chcę psuć życia zarówno jemu jak i mojej rodzinie. Dlaczego tak się dzieje i co ze mną jest nie tak? Czy to może być jakaś choroba dziedziczna? Brat mojej babci miał schizofrenię. Proszę o pomoc.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Małgorzata Wierzbicka
Mgr Małgorzata Wierzbicka

Co mi jest i gdzie szukać pomocy?

Mam 16 lat i moje zachowanie bardzo mnie zaniepokoiło. Kiedyś byłam bardzo wesołą i żywiołową dziewczyną, lubiłam spotykać się z innymi ludźmi i aktywnie spędzać wolny czas. A teraz... nawet nie wiem jak to opisać. Czasami czuję się jak ktoś...

Mam 16 lat i moje zachowanie bardzo mnie zaniepokoiło. Kiedyś byłam bardzo wesołą i żywiołową dziewczyną, lubiłam spotykać się z innymi ludźmi i aktywnie spędzać wolny czas. A teraz... nawet nie wiem jak to opisać.

Czasami czuję się jak ktoś niepotrzebny, że wszystko to, co robię nie ma sensu. Jestem wtedy bardzo samotna i smutna. Nie mam ochoty się z kimkolwiek widzieć ani z nikim rozmawiać. Mam ochotę być sama, co często nie jest możliwe, bo u mnie w domu przeważ nie ktoś jest, a nie posiadam własnego pokoju. W tedy próbuję jak najszybciej wyjść z domu w jakieś odludne miejsce. Ale to nie wszystko, czasami odczuwam radość, która pojawia się z nawet najbardziej błahego powodu, w tedy uśmiech nie schodzi mi z twarzy.

Uważam, że świat jest piękny, a ja jestem jego bardzo ważnym elementem, bez którego nie może normalnie funkcjonować. Jednak po takiej euforii radości zawsze przychodzi smutek, gniew lub otępienie. Jest to dla mnie taki szok, bardzo szybko przechodzę z jednego stanu w drugi. Gdy odczuwam gniew, który jest spowodowany moim zachowaniem, muszę go rozładować, więc sprzątam. Jednak na otępienie nie mam sposobu. W tedy jest tak, jakbym wpadła w jakąś otchłań nicości, w której nie ma żadnych emocji. Jestem w tedy taka bezpłciowa i otępiała. Zapominam w tedy o wszystkim, o tym, że miałam sprzątnąć albo o tym, że jestem głodna.

Do tego dochodzi fakt, że odczuwam lęk przed kontaktem z drugą osobą, czego wcześniej nie odczuwałam. Nie lubię spotykać się ze znajomymi na mieście, nie lubię im mówić miłego "hej" z uśmiechem na ustach, bo np. nie jest mi wtedy do uśmiechów. Przy rozmowie boję się, że coś przekręcę, że się zająkam albo powiem coś niestosownego i wszyscy będą się na mnie patrzeć. Moi bliscy nie wiedzą przez co przechodzę, przy nich zakładam maskę. Mam taki charakter, że nie lubię obarczać innych swoimi problemami, od zawsze było tak, że to właśnie oni przychodzili do mnie szukając pomocy.

Nie mam już siły udawać, że wszystko jest OK. Chciałabym aby wróciła ta żywiołowa dziewczyna sprzed roku. Ale nie mam pojęcia jak to zrobić... Chciałabym wiedzieć co mi jest! Co mam w sobie zmienić, aby wróciła choć w części dawna ja?

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Nie widzę sensu życia. Jak to zmienić?

Witam. Nazywam się Mateusz, mam 17 lat. Od urodzenia do 15. roku życia moje życie było normalne - miałem dużo pieniędzy, tzn. moi rodzice, chodziłem do kościoła, kumplowałem się - wszystko było dobrze. Moje życie zaczęło się walić gdy poszedłem...

Witam. Nazywam się Mateusz, mam 17 lat. Od urodzenia do 15. roku życia moje życie było normalne - miałem dużo pieniędzy, tzn. moi rodzice, chodziłem do kościoła, kumplowałem się - wszystko było dobrze.

Moje życie zaczęło się walić gdy poszedłem do technikum z internatem - tam poznałem nowych przyjaciół. Przez kilka miesięcy było super. Po jakimś czasie odsunąłem się od kościoła, przestałem chodzić, spróbowałem parę razy narkotyków. Z kumplami paliliśmy fajki, chodziliśmy na piwo itp., opuszczałem bardzo dużo godzin. Na początku też poznałem dziewczynę - byłem z nią przez cały prawie rok szkolny. Raz zobaczyłem jej sms-y jak pisała z innym, powiedziałem jej o tym, ale jej wybaczyłem, bo nie potrafiłem zerwać.

Pod koniec roku miałem bardo dużo zagrożeń i nie dawałem rady z nauką. Kumple zawsze ode mnie pożyczali, brali papierosy - można powiedzieć, że ja za wszystko płaciłem. Po pewnym czasie, pod koniec roku szkolnego, pożyczyłem głupie 20 zł, już nie pamiętam na co - przyszli do mnie i powiedzieli, że za godzinę masz oddać kasę, bo inaczej porozmawiamy. Wtedy poczułem się bardzo głupio, nie miałem wyjścia, oddałem i wtedy zrozumiałem, jakich miałem kumpli: przez cały rok ja im wszystko fundowałem, a pod koniec roku, w ten sam dzień, co pożyczyłem, kazali mi oddać, ale mniejsza o to.

Dowiedziałem się również, że dziewczyna też chodziła ze mną dla pieniędzy. Jakoś skończyliśmy ze sobą. Na drugi dzień w szkole dowiedziałem się, że nie zdam. Pogodziłem się z tym, spakowałem się, wróciłem do domu. Wcześniej, ok. tydzień temu zabrali mojemu ojcu prawo jazdy za jazdę po pijanemu - już od 3 lat ojciec pił i widziałem jak się każdy męczy, a ja nie potrafiłem nawet słowa mu powiedzieć, tylko ciągnąłem od niego kasę. Przez 2 tygodnie ojciec nie pił - pojechaliśmy na wakacje na kilka dni. Tam poznałem dziewczynę, widziałem się z nią dwa dni, całowaliśmy się i było miło.

Natomiast nie wspomniałem, że przez to wszystkie problemy z alkoholem i hazardem w małym stopniu moje życie się zmieniło. Nie mam już tyle pieniędzy, ale i tak dostaję od rodziców, gdy tylko chcę. Nie mogę znieść jak widzę, słyszę, że ktoś ma kupę kasy i po prostu dostaję od razu nerwicy, cały czas myślę o pieniądzach, że chciałbym być bogaty i najważniejsze - spotkać taką dziewczynę, która będzie mnie kochała tak naprawdę i być z nią.

Po powrocie z wakacji tak jak wcześniej chodzę cały czas przygnębiony, nie wiem o czym myśleć, nie mam co robić - to umawiam się z kumplami na piwo i tak w koło, codziennie. Proszę o pomoc.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Nie chcę, żeby się ze mnie śmiali. Jak to zmienić?

Witam, jestem chłopakiem i mam 17 lat. Około trzech lat temu, po chorobie, głos zmienił mi się nie do poznania. Mówię jak dziewczyna, co z resztą każdy zauważa, i zwraca na to uwagę. Najgorsze w tym wszystkim jest aktywność na...

Witam, jestem chłopakiem i mam 17 lat. Około trzech lat temu, po chorobie, głos zmienił mi się nie do poznania. Mówię jak dziewczyna, co z resztą każdy zauważa, i zwraca na to uwagę. Najgorsze w tym wszystkim jest aktywność na lekcji - i to uczucie, gdy wszyscy uczniowie z nauczycielem się śmieją, nabijają i próbują mówić tak jak ja. Boże, to jest straszne. Przez to w ogóle przestałem się odzywać na lekcji. Gdy nauczyciel mnie się coś zapytał, nie mogłem nic powiedzieć, serce coraz szybciej biło, gorąco a głosu nie wydusiłem, choć na przerwach mogłem "normalnie" gadać.

Przeczytałem, że to przez depresję. Gdy idę ulicą, nic się nie odzywam, przy ludziach nie odbieram telefonu, nie chodzę do sklepów z obsługą, bo jak ostatnio byłem po ser, wyszedłem ze sklepu i usłyszałem śmiech. Myślałem, że się zapadnę pod ziemię. I tak zastanawiam się dlaczego ja? Wszyscy mówią normalnie. Pamiętam jak nauczyciel opowiadał o homoseksualistach, że mają wysoki głos i te spojrzenia na mnie i śmiechy. Albo o kastratach, że zaśpiewają wysokie C. Ja nie wiem czym sobie na to zasłużyłem, jestem wzorowym uczniem. Jak to piszę, to aż ryczeć mi się chcę.

Na każdej imprezie rodzinnej, bo na inne nie pójdę, zawsze cicho siedzę i jest pytanie: dlaczego nic się nie odzywasz? Tak jak ktoś napisał wyżej o śpiewaniu - mam tak samo. Albo gdy odbiorę telefon - dzień dobry pani. Po wakacjach idę do nowej szkoły, nowej klasy i nie wiem jak to wszystko zacząć. Parę dni temu próbowałem mówić tym grubszym głosem, ale jak byłem sam w domu. Nawet nie wiedziałem, że tak potrafię. Nie mam pojęcia jak się przełamać. To wszystko jest silniejsze ode mnie. Kilka razy próbowałem mówić tym niższym, a siostra do mnie: a tobie co? Znowu ci głos odbiera?

Myślę, że dzień wcześniej powiem, że mnie gardło boli, wstanę rano i będę mówić tym niskim głosem. Nie wiem czy się przełamię, bo już to odciągam od trzech dni. Nie wiem jak zareagują znajomi, rodzina - na pewno na początek będą się śmiali, ale w nowej szkole chcę zacząć wszystko od nowa. Tylko nie wiem czy to mi się uda. Przynajmniej mam taką nadzieję. Wy z resztą sami wiecie co ja teraz czuję. Jak dla mnie najgorsze są te śmiechy ludzi, którzy nic nie rozumieją, przez co przechodzę, że normalnie mam chęć ich rozszarpać. Nie wiem jak to wszystko zorganizować, jak się przełamać, dlatego proszę Was o pomoc. Pozdrawiam.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Czy on mnie jeszcze kocha? - c.d.

Witam. Próbowałam wszystkiego co tylko można, ale jest coraz gorzej. Przestał się do mnie odzywać, kontaktować ze mną, bo stwierdził, że tak mu lepiej. Niestety nie pomyślał o mnie, bo ja czuję się fatalnie. Nie mogę złapać równowagi psychicznej, ciągle...

Witam. Próbowałam wszystkiego co tylko można, ale jest coraz gorzej. Przestał się do mnie odzywać, kontaktować ze mną, bo stwierdził, że tak mu lepiej. Niestety nie pomyślał o mnie, bo ja czuję się fatalnie.

Nie mogę złapać równowagi psychicznej, ciągle udaję przed wszystkimi, że jest dobrze, a jak tylko zostaje sama to płaczę. Ostatnio powiedział mi, że ta moja korespondencja i smsy bardzo go zabolały i że miał dość moich smutków, dlatego mnie zostawił. Ja wiem, że nie potrafię bez niego żyć. Zastanawia mnie tylko to, dlaczego zaczął pisać jak dowiedział się, że z moim zdrowiem nie tak - po co się martwi? Przecież nic dla niego nie znaczę. Może Pani podsunie mi jakiś pomysł, jak z nim porozmawiać, bo ja już naprawdę nie mam siły. W ostatnim czasie stałam się bardzo agresywna, do każdego się przyczepię, powiem niemiłe słowa, które kogoś zabolą, a potem tego żałuję.

Mam wrażenie, że tracę kontrolę nad sobą i nad życiem. Nie mogę go stracić, o ile już nie straciłam. Nie wiem co robić, czy on mnie jeszcze kocha? Czy mam jeszcze walczyć? Pomocy.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Jak żyć, gdy już nie ma sił?

Mam 15 lat, jestem nieśmiała, cicha, młomówna itp. Trudno nawiązuję kontakty. Nie mam przyjaciół. W podstawówce jak i w gimnazjum obrzucali i czasami nadal obrzucają mnie obelgami typu: jaka gruba, świnia, cicha, dziwna, itp. A ja zawsze chciałam być taka...

Mam 15 lat, jestem nieśmiała, cicha, młomówna itp. Trudno nawiązuję kontakty. Nie mam przyjaciół. W podstawówce jak i w gimnazjum obrzucali i czasami nadal obrzucają mnie obelgami typu: jaka gruba, świnia, cicha, dziwna, itp. A ja zawsze chciałam być taka jak inni: odważna, śmiała, rozrywkowa, rozmowna, itd.

Boję się rozmów i mam tremę przed wystąpieniami publicznymi. Wstydzę się. Byłam spychana na bok, a gdy teraz traktują mnie normalnie, to nie potrafię sobie tego uświadomić, wyobrazić. Gdyby pani poprosiła mnie o wypisanie swoich zalet i wad, wypisałabym same wady, bo zalet nie dostrzegam. W gronie ludzi boję się odezwać, boję się reakcji innych. Zawsze wyobrażam sobie co pomyślą o mnie inni, gdy powiem lub zrobię to czy tamto. Jestem zamknięta w sobie. Nie potrafię rozmawiać o swoich problemach z rodzicami i ogólnie...

Gdy byłam młodsza tata za każde nieposłuszeństwo, np. niewyrzucenie śmieci albo niezrobienie zadania domowego, bił mnie pasem (teraz czasami też się zdarza, aczkolwiek rzadziej). Nie mam zaufania do rodziców: zawsze gdy tata chciał mnie zlać szukałam pomocy u mamy, choć z czasem i ona przestała pomagać. Teraz jedyną pomoc widzę w osobach duchownych, w Bogu, bo wiem, że on nie zleje mnie za moje upadki, błędy - da kolejną szansę, poczeka.

Poszukuję kapłana lub zakonnika psychologa, ale narazie nie znalazłam :( Przed kimś takim łatwiej byłoby mi się otworzyć. Jeden ksiądz uświadomił mi, że nie jestem sobą, że na każdym kroku zmieniam maski: wśród koleżanek jestem inna, dla Boga jestem inna, po prostu nie wiem jaka jestem. Zatraciłam poczucie własnej wartości. Chciałabym potrafić podejmować poważne decyzje i nie wahać się zawsze, bo na każde zapytanie zwykle odpowiadam "nie wiem".

Mam nadzieję, że to wystarczy i coś pani poradzi, bo już nie wiem co robić. Miałam nawet myśli samobójcze, ale na szczęście przeszły i mam nadzieję że nie wrócą. Jestem wrażliwa, być może czasami aż za bardzo, i każdy ból wydrapuje mi głęboką ranę w sercu :( Od niedawna zaczęłam się ciąć. Fakt boli, ale pomoga, czuję ulgę. Teraz nie mogłabym przestać, zbyt mi to pomaga. Mogłabym się ciąć całymi dniami, byle zapomnieć o wszystkim.

Moje życie nie mam sensu, przyszłości, chcę być sama - wystarczy mi żyletka i cztery ściany. Widok krwi na mojej ręce i ran uspokają mnie. Zapominam o tym, co wokół mnie, tak jest mi lepiej. Widzę, że moimi przyjaciółmi teraz są ból, krew i żyletka - przynajmniej nie mają zamiaru mnie opuścić... :((

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Napady wściekłości u męża

Mój mąż (30 lat) miewa napady wściekłości. Mają one jakiś powód, ale przesadnie wyolbrzymiony. W tych napadach jest agresywny, trzaska drzwiami, rzuca przedmiotami, krzyczy, do mnie odnosi się wulgarnie. Jest blady i zmieniony na twarzy. Za chwilę kładzie się...

Mój mąż (30 lat) miewa napady wściekłości. Mają one jakiś powód, ale przesadnie wyolbrzymiony. W tych napadach jest agresywny, trzaska drzwiami, rzuca przedmiotami, krzyczy, do mnie odnosi się wulgarnie. Jest blady i zmieniony na twarzy. Za chwilę kładzie się i niby śpi, ale wiem, że "gryzą" go nerwy. Może tak przeleżeć parę godzin.

Potem wstaje i znów jest awantura. Nie chce nic jeść. W nocy też tak pozornie śpi. Rano wstaje w takim samym nastroju. Nie chce ze mna rozmawiać, zamyka się w sobie. To trwa jakieś 2 dni. Potem powoli przychodzi uspokojenie, leży lub siedzi bez ruchu, nie reaguje gdy do niego mówię, czasem ma lekkie drgawki. Gdy się ocknie boli go głowa. Na końcu wylewa z siebie cały żal (przytulam go), są łzy, przepraszanie (nie wszystko pamięta) i wszystko wraca do normy. To się zdarza może raz na pół roku.

Mąż w ogóle jest nerwowy, łatwo wyprowadzić go z równowagi, często ma "doła", załamuje się, czymś się martwi (ma wtedy biegunkę, albo dławienie przy jedzeniu). Poza tym jest to poważny, odpowiedzialny człowiek, wesoły, życzliwy, towarzyski. Czy te napady złości to jakaś choroba? Czy trzeba iść z tym do psychiatry?

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Jak pomóc bratu?

Witam, mam problem z moim młodszym bratem - aktualnie ma on 20 lat. Od zawsze był dzieckiem wyjątkowo spokojnym, grzecznym. Jednak wszystko się zmieniło 2 lata temu, przed samą maturą. W rezultacie nie zdał matury, następnie okazało się, że ma...

Witam, mam problem z moim młodszym bratem - aktualnie ma on 20 lat. Od zawsze był dzieckiem wyjątkowo spokojnym, grzecznym. Jednak wszystko się zmieniło 2 lata temu, przed samą maturą. W rezultacie nie zdał matury, następnie okazało się, że ma kontakt z narkotykami. Po długiej walce i sprawdzaniu go na każdym kroku wydaje mi się, że zakończył kontakty ze starym towarzystwem i narkotykami, choć pewności na 100% nie mam.

Jakieś 8 miesięcy temu rozstał się też z dziewczyną, którą podejrzewał o zdrady. Choć wydaje mi się, że część rzeczy sam sobie wymyślił. Podejrzewam go nawet o chorobliwą zazdrość. Po ich rozstaniu miewał stany lękowe, np. że chodzą po nim robaki albo bał się, że w pokoju są myszy. Aktualnie za największego swojego wroga uważa rodziców. Twierdzi, że ich nienawidzi i chce się od nich wyprowadzić. Jednak jednocześnie nic nie robi w kierunku, aby się od nich wyprowadzić. Poza tym mówi, że nie chce mu się wracać do domu po pracy, bo nienawidzi swojego domu.

Wiem, że może go denerwować ciągła kontrola ze strony rodziców, ale oni zwyczajnie się o niego martwią. Poza tym jeśli wraca do domu o 3 nad ranem to dziwne byłoby, gdyby nic mu nie powiedzieli. Do tej pory to ja byłam osobą, z którą jeszcze się liczył i rozmawiał, jeszcze miałam na niego wpływ. Jednak wyprowadziłam się do innego miasta i ciężko jest mi utrzymywać z nim kontakt non stop. Poza tym nie ukrywam, że ciężko jest mi czuć się odpowiedzialną za niego.

Zastanawiam się cały czas jak mogę mu pomóc, a właściwie jemu i moim rodzicom, aby relacje między nimi się poprawiły. Choć z drugiej strony trudno na pierwszy rzut oka uznać je za nieprawidłowe. Oni normalnie ze sobą rozmawiają, jedzą wspólnie posiłki, czasem się pokłócą, gdy wróci za późno do domu. Czy powinnam namówić ich na wizytę u lekarza? Czy może są to zwyczajnie problemy wieku dorastania, a my je wyolbrzymiamy?

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska
Patronaty