Twój przewodnik po zdrowiu

  1. Opisz swój problem. Pomożemy Ci znaleźć odpowiedź w bazie ponad miliona porad!
  2. Nie ma informacji, których szukasz? Wyślij pytanie do specjalisty.
Rozpocznij
7 6 6 , 5 5 4

odpowiedzi udzielonych przez naszych ekspertów

Rzetelnie + Bezpiecznie + Bezpłatnie

Emocje: Pytania do specjalistów

Nie radzę sobie ze swoim życiem - czy jest na to sposób?

Mam 18 lat, moi rodzice się nie rozwiedli, wychowywałam się w dostatku i mam rodzeństwo. Uczę się w miarę dobrze i mam wspaniałego chłopaka, który mnie kocha. A jednak mam duży problem... Nie potrafię sobie poradzić ze swoim życiem....

Mam 18 lat, moi rodzice się nie rozwiedli, wychowywałam się w dostatku i mam rodzeństwo. Uczę się w miarę dobrze i mam wspaniałego chłopaka, który mnie kocha. A jednak mam duży problem... Nie potrafię sobie poradzić ze swoim życiem. Wiecznie miewam napady płaczu. Nie znam przyczyny mojego smutku, po prostu chce mi się płakać i każdy powód jest dobry. Wiem, że mój chłopak mnie kocha, a jednak strasznie się boję, że może nam się nie udać, że mogę kiedyś usłyszeć, że mnie nie kocha. Często się kłóciliśmy ostatnimi czasy i kilka razy padło to z jego ust. Przepraszał mnie później, mówił, że nie chciał, że mówił to w gniewie. Staraliśmy się zapominać, a jednak ja nie umiem dać sobie z tym rady. Nawet po najwspanialszym dniu z nim, gdy cały dzień się uśmiecham i czuję się najszczęśliwsza na świecie, wystarczy najmniejsza drobnostka, a ja mam łzy w oczach, ściśnięte gardło i wszystkie złe myśli wracają. Potrafię płakać nocami i dniami, kiedy już zacznę, to zwykle kończę, gdy zasypiam ze zmęczenia. Nie chcę przytłaczać tym swojego ukochanego, wiem, że dla niego to może być męczące, bo on naprawdę stara się mi pomóc, a mi nic nie pomaga, nic nie przechodzi. Wiem, że kiedyś będzie miał mnie przez to dosyć i zwyczajnie może odejść, zmieniłam się, i to bardzo... Z tej wesołej dziewczyny, którą byłam kilka lat temu, nic nie pozostało i sama siebie nie poznaję. Wiele razy miałam wrażenie, że jestem niekochana, niepotrzebna, że gdybym zniknęła, nikt by się tym nie przejął... Wyobrażałam sobie własną śmierć i napawało mnie to większym smutkiem. Jednak zawsze dochodziłam do wniosku, że jestem za słaba, żeby się zabić, że boję się umrzeć... Sama nie wiem już, co mam robić, i mnie, i jego męczy ten stan. Chciałabym zapomnieć o wszystkim i móc znowu się uśmiechać jak kiedyś.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Magdalena Brudzyńska

Nie potrafię cieszyć się życiem tak jak dawniej - co jest nie tak?

Witam, jestem kobietą, mam 20 lat. Od pewnego czasu, czyli od rozpoczęcia studiów, moje nastawienie do życia zmieniło się. Nie potrafię cieszyć się życiem tak jak dawniej. Coraz częściej miewam wahania nastroju, często objawiają się dużą nerwowością. Mam problemy z...

Witam, jestem kobietą, mam 20 lat. Od pewnego czasu, czyli od rozpoczęcia studiów, moje nastawienie do życia zmieniło się. Nie potrafię cieszyć się życiem tak jak dawniej. Coraz częściej miewam wahania nastroju, często objawiają się dużą nerwowością. Mam problemy z koncentracją uwagi, jestem apatyczna, nie mam motywacji do wykonywania jakichkolwiek zajęć. Temu wszystkiego towarzyszy trudność w wypowiadaniu myśli czy pisaniu ich i nieśmiałość, która utrudnia posiadanie dobrych relacji z innymi. Kiedyś byłam zupełnie inna, umiałam "pozytywnie" spojrzeć na świat, teraz widzę go tylko w szarych kolorach. Chciałabym, by to się zmieniło. Czuję, że ludzie nie chcą przebywać ze mną czy rozmawiać. Nie czuję, by moje teraźniejsze życie miało jakikolwiek sens, miewam myśli samobójcze. Z góry dziękuję za pomoc. Pozdrawiam

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Magdalena Brudzyńska

Samookaleczanie, problemy w kontaktach z innymi - co się dzieje?

Zacznę od tego, że mam 17 lat. Problem zaczął się, gdy byłam w drugiej klasie gimnazjum. Nie wiem, co się ze mną dzieje, kiedyś byłam bardzo otwartą osobą, bardzo szybko zapoznawałam się z rówieśnikami, nie miałam z tym problemu. Teraz...

Zacznę od tego, że mam 17 lat. Problem zaczął się, gdy byłam w drugiej klasie gimnazjum. Nie wiem, co się ze mną dzieje, kiedyś byłam bardzo otwartą osobą, bardzo szybko zapoznawałam się z rówieśnikami, nie miałam z tym problemu. Teraz siedzę w domu, rezygnując z wielu rzeczy (z koncertów, z innych takich), ponieważ nawet jeśli idą znajomi, będą też osoby które oni znają, a ja nie. Gdy ktoś mnie zaprasza, by gdzieś wyjść, a ja wiem, że będzie jeszcze jedna osoba i ja jej nie znam, to nie idę nigdzie. Jest mi źle z tym, że coraz mniej osób wokół mnie. Rezygnuję z wielu przyjemności z tego powodu. Coraz częściej płaczę bez większego powodu. Niepokoi mnie też to, jak łatwo daję się wyprowadzić z równowagi - zwykłe zadanie, którego nie umiem zrobić, może doprowadzić do tego, że wbijam sobie w ręce paznokcie, by wyładować złość. Najgorzej, gdy ktoś mnie zdenerwuje, bo nie umiem zapanować nad sobą, nad tym, co sobie robię, zaczyna mnie to przerażać... W skrajnych przypadkach, w nerwach potrafiłam podrapać sobie ręce do krwi... Co mam zrobić, by choć trochę zapanować nad nerwami, by nie robić sobie krzywdy za każdym razem, gdy się bardzo denerwuję?

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Kamila Drozd
Mgr Kamila Drozd

Brak chęci do dalszego życia - co się dzieje?

Witam. Mam 22 lata i od kilku miesięcy brak mi w ogóle chęci do życia i robienia czegokolwiek. Jeszcze rok temu żyłem pełnią życia, a teraz brak mi motywacji oraz chęci do życia. Niekiedy mam myśli samobójcze oraz dochodzę do...

Witam. Mam 22 lata i od kilku miesięcy brak mi w ogóle chęci do życia i robienia czegokolwiek. Jeszcze rok temu żyłem pełnią życia, a teraz brak mi motywacji oraz chęci do życia. Niekiedy mam myśli samobójcze oraz dochodzę do wniosku, że świat nie jest niczego wart. Dzieje się tak, od kiedy przestałem się zadawać z kolegami, którzy żyją w świecie narkotyków (byłem jednym z nich). Od kilku miesięcy jestem czysty i po prostu z nimi się nie zadaję. Inni znajomi, którzy są normalni, jak gdyby się ode mnie odwrócili (nie odbierają telefonów, nigdy nie mają czasu) i tak w kółko. Poza tym zerwałem kontakt z kobietą, z którą wyobrażałem sobie dalsze życie, bo tak mi się podobało (tego najbardziej żałuję). Naprawdę jest mi ciężko, gdy mam czas wolny i po prostu nie mam co robić. Oglądanie filmów i czytanie książek już też mi się znudziło, a nie mam innych pomysłów, co by tu robić. Bardzo proszę o poradę, co mógłbym ze swoim życiem zrobić. Z góry dziękuję.

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

Uczucie chronicznej pustki - jak z nim walczyć?

Mam 16 lat. Od jakiegoś czasu czuję w sobie taką pustkę. Czuję to co kilka dni. Nie wydaje mi się, abym przy tym była jakoś specjalnie smutna. Po prostu nie mogę zlikwidować tej pustki, bo ona powraca. Nie potrafię nawet...

Mam 16 lat. Od jakiegoś czasu czuję w sobie taką pustkę. Czuję to co kilka dni. Nie wydaje mi się, abym przy tym była jakoś specjalnie smutna. Po prostu nie mogę zlikwidować tej pustki, bo ona powraca. Nie potrafię nawet dokładnie tego wytłumaczyć, ale mam nadzieję, że Państwo mniej więcej wiedzą, jakie to uczucie. Jak mam sobie z tym poradzić? Co mogę zrobić, aby tego już nie było? Proszę o jakieś rady, wskazówki.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Magdalena Brudzyńska

Moje życie to pasmo niepowodzeń - jak sobie z tym poradzić?

Witam, mam 21 lat, jestem studentką architektury i... wydaje mi się, że tylko to w życiu mi wyszło. Moje życie składa się ostatnio z pasma niepowodzeń. Opiszę je wszystkie. Zaczęło się od dużych problemów finansowych rodziny, w międzyczasie zmieniłam uczelnię,...

Witam, mam 21 lat, jestem studentką architektury i... wydaje mi się, że tylko to w życiu mi wyszło. Moje życie składa się ostatnio z pasma niepowodzeń. Opiszę je wszystkie. Zaczęło się od dużych problemów finansowych rodziny, w międzyczasie zmieniłam uczelnię, żeby studiować w jednym mieście z chłopakiem, przy którym czułam się bezpiecznie. Dużym przeżyciem była niedawna śmierć mojej babci, potem dowiedziałam się, że rodzice się rozwodzą, cały ostatni rok utrzymuję się sama ze stypendium, gdyż moja rodzina ma bardzo duże problemy finansowe (pułapka kredytowa). Jest mi bardzo ciężko, czuję się niepewnie. Tato wyprowadził się z domu i zostawił moją mamę bez środków na życie. Martwię się o nią. Mama jest bezrobotna i nie ma dużych szans na zatrudnienie ze względu na wiek. Od 4 lat chodzę z chłopakiem, który w tej trudnej chwili mi nie pomaga, wręcz utrudnia wszystko. Często jeździ do swojego rodzinnego miasta i tam chodzi na całonocne zabawy ze swoimi kolegami, ukrywając to przede mną. Czuję się oszukiwana, a jednocześnie bezsilna, dowiadując się o tym później od np. jego mamy. Zawsze pokładałam w nim duże nadzieje, byłam wobec niego uczciwa i lojalna. Nie rozumiem, dlaczego on teraz ode mnie "ucieka". Zdaję sobie sprawę, że być może za bardzo siebie za wszystko winię, podchodzę emocjonalnie, ale to chyba nie jest normalna sytuacja. Nie widzę sensu życia, mam niską samoocenę i czuję się zdezorientowana. Nie wiem, jak wybrnąć z tego, nie mam nawet osoby, której mogę się poradzić. Proszę Państwa o fachową pomoc.  

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Magdalena Brudzyńska

Poczucie bezsensu - jak z nim walczyć?

Witam. Od jakiegoś czasu zaczęłam się zastanawiać, czy coś mi jest. Moja samoocena jest bardzo niska. Bardzo łatwo się poddaję. Czasem mam dobre dni, ale kiedy wracam do domu, zaczynam się zastanawiać nad sobą. Wówczas czuję się znowu źle. Mam...

Witam. Od jakiegoś czasu zaczęłam się zastanawiać, czy coś mi jest. Moja samoocena jest bardzo niska. Bardzo łatwo się poddaję. Czasem mam dobre dni, ale kiedy wracam do domu, zaczynam się zastanawiać nad sobą. Wówczas czuję się znowu źle. Mam wrażenie, że ktoś wypompował ze mnie powietrze. Już od długiego czasu się tak czuję. Boje się ludzi, ich wzroku, ich myśli. Często mam wrażenie, że wszyscy się ze mnie śmieją. Nikomu nie mówię, co mnie dręczy. Nie chcę. Mam wrażenie, że jak powiem, to ktoś wykorzysta to przeciwko mnie, a ja nie będę w stanie poradzić sobie z problemem. Wstydzę się samej siebie. Pewnych rzeczy nie robię na miarę swoich możliwości, tylko specjalnie robię gorzej. Nie wiem dlaczego. Są takie sytuacje, w trakcie których nagle przestaję robić daną czynność i myślę: "To i tak nie ma sensu. Po co mam to robić, kiedy umrę?". Wśród moich znajomych jestem wesoła i pozornie szczęśliwa, a kiedy jestem sama, jest inaczej. Mam 16 lat. Pozdrawiam

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Nie potrafię się otworzyć przed ludźmi i boję się odrzucenia - co zrobić z pustką, którą czuję?

Witam! Mam 15 lat, rok temu zdarzyła się sytuacja, która zaważyła nad moim teraźniejszym życiem. Złapano mnie na piciu alkoholu z koleżanką, która mnie do tego namawiała. Miałam wywiad środowiskowy przeprowadzony przez kuratora sądowego, a później rozmowę z samą panią...

Witam! Mam 15 lat, rok temu zdarzyła się sytuacja, która zaważyła nad moim teraźniejszym życiem. Złapano mnie na piciu alkoholu z koleżanką, która mnie do tego namawiała. Miałam wywiad środowiskowy przeprowadzony przez kuratora sądowego, a później rozmowę z samą panią sędzią. Sprawa została umorzona, ale nadal nie mogę się od tego uwolnić. Cały czas to nie daje o sobie zapomnieć, nigdy nie miałam kontaktu z policją ani żadnych problemów ze sobą czy w szkole. Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Zamknęłam się w sobie, odrzuciłam wszystkich ludzi w rzeczywistości, kontakt utrzymuję tylko z przyjaciółką z internetu, którą znam od 4 lat. Przestałam się uczyć, przez cały czas płaczę, świat mnie przytłacza. Czuję się strasznie. Można powiedzieć, że cały czas jestem smutna albo zdenerwowana i drę się na wszystko i wszystkich. Nawet ona [koleżanka] nie potrafi już przemówić mi do rozumu ani pocieszyć. Moja samoocena strasznie spadła, nie umiem rozmawiać z ludźmi, nie umiem podejść do kogoś i zagadać, np. do jakiegoś chłopaka, nawet do dziewczyny. W szkole staram się jakoś dorównywać koleżankom, udaję, że wszystko jest w porządku, ale nic nie jest. Z rodzicami się nie dogaduję, mam wrażenie, że jestem dla nich ciężarem. Czuję, że nic już nie ma dla mnie sensu. Ta moja najlepsza przyjaciółka, mieszka 600 km ode mnie, boję się, że ją też stracę, a tego nie chcę, jest dla mnie najważniejsza na świecie. A wydaje mi się, że powoli się od niej odłączam. Nie chcę tego. Nieustannie czuję pustkę, nie mam na nic ochoty, wszystkiego mi się odechciewa. Mam problem z wyborem czy ruszeniem się od komputera. Nie ma mnie kto wyciągać, bo przecież odrzuciłam wszystkie koleżanki. Sporadycznie zamienię z kilkoma ludźmi parę zdań w szkole, ale to nie są znajomości na wypady w weekendy czy kiedykolwiek. Boję się odrzucenia... i nie potrafię tego przezwyciężyć, nie umiem uwierzyć w siebie. Kiedyś śpiewałam, ale dziś nie śpiewam, bo wiem, że są lepsi, a otrzymywałam całkiem dobre opinie. Tak samo z rysowaniem i tańcem. Nie mogę do tego wrócić. Ale powrót myślami do wszystkiego, co było rok temu to ogromny ból. Do tego czuję się gruba, w klasie mam same chude dziewczyny, które liczą sobie 30 cm w udzie, no, może 35, nie mają ani grama tłuszczu a ja, jako sportowiec, niestety już 'emerytowany', gdyż z powodów zdrowotnych musiałam zaprzestać (z tym wiąże się ogromny ból, kochałam basen i uwielbiałam swojego trenera), mam mięśnie, i to spore, pływaniu poświęciłam naprawdę wiele czasu i miłości. A teraz nie mam nic, nie umiem sobie poradzić, czuję się bezradna.. Proszę o pomoc

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Magdalena Brudzyńska

Mama się złości z powodu moich złych ocen - jak rozwiązać ten problem?

Chodzę do 6 klasy, nigdy w nauce nie byłam orłem... Ale jest coraz gorzej. Najbardziej chodzi mi o matematykę. Moja mama jest uczulona na to, że gdy dostanę jedynkę czy dwójkę, jest strasznie zła. W czwartek miałam klasówkę. Nie powiedziałam...

Chodzę do 6 klasy, nigdy w nauce nie byłam orłem... Ale jest coraz gorzej. Najbardziej chodzi mi o matematykę. Moja mama jest uczulona na to, że gdy dostanę jedynkę czy dwójkę, jest strasznie zła. W czwartek miałam klasówkę. Nie powiedziałam nic mamie na ten temat. NIC! Dostałam jedynkę. Pani napisała mi w zeszycie tak: "Proszę o zgłoszenie się do szkoły w sprawie córki". Gdy to zobaczyłam, rozpłakałam się, wszyscy nade mną stali. A ja ryczałam. Ciągle ryczę, nawet teraz, gdy piszę, mam oczy we łzach. Nie wiem, co się ze mną dzieję. Pojutrze mam rekolekcje, więc do piątku nie będziemy chodzić do szkoły. Kiedy powiedzieć to mamie? Strasznie się boję, drżą mi ręce. Coś jest ze mną nie tak? Bardzo proszę o pomoc.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Kamila Drozd
Mgr Kamila Drozd

Brak chęci do życia - jak sobie pomóc?

Hm, jak by tu zacząć. Zawsze myślałem, że nie należę do ludzi, którzy się nad sobą użalają. Urodziłem się w sierpniu 91, rok później we wrześniu umarł mój ojciec, mama została sama w ciąży z moim bratem (urodził się w...

Hm, jak by tu zacząć. Zawsze myślałem, że nie należę do ludzi, którzy się nad sobą użalają. Urodziłem się w sierpniu 91, rok później we wrześniu umarł mój ojciec, mama została sama w ciąży z moim bratem (urodził się w styczniu 93). Mama z zawodu pielęgniarka, mieszkaliśmy przez pierwsze 9 lat w hotelu dla pielęgniarek (wspólna łazienka, kuchnia), lekko nie było. Brat jak się urodził okazało się że ma WZW typu B (prawdopodobnie zaraził się w szpitalu, ale mama nie otrzymała żadnego odszkodowania, ponieważ była z bratem w kilku placówkach i nie można było udowodnić winy jednej konkretnej). 2 lata spędził w szpitalu (w którym mama pracowała) ja siedziałem u sąsiadki, do której mówiłem mamo. Ja miałem WZW typu C (brzmi niewiarygodnie, prawdopodobnie też zaraziłem się w szpitalu, ale ja nie musiałem leżeć w przeciwieństwie do brata). W 2000 dostaliśmy 2 pokojowe mieszkanie komunalne (w porównaniu do hotelu to luksus) na osiedlu. Po drodze zdarzały się różne (głównie moje lecz nie tylko) problemy zdrowotne: padaczka, zmienny wrodzony zanik odporności organizmu (przetoczenia immunoglobulin, co 4 tyg. do końca życia), zanik mięśni w nogach (miałem ponoć jeździć na wózku), zapalenie pręcikowo-czopkowe siatkówki, jaskra (wymieniłem te większe bo za dużo by pisać). Mama w 2001 roku poznała mężczyznę, z którym nieszczególnie się dogadywaliśmy (parę razy po ryju dostałem, ale nie powiedziałbym, że byłem maltretowany), w 2002 roku mama straciła pracę, ponieważ miała problemy z kręgosłupem i zostaliśmy na utrzymaniu ojczyma (jestem pewien że gdyby nie to że nie była w stanie sama nas utrzymać to po jakimś czasie by od niego odeszła). W wieku 15 lat zaczęły się pierwsze imprezy z alkoholem, ogółem życie miałem raczej ciekawe (pale do teraz mnóstwo marihuany, prócz tego sporadycznie amfetamina, LSD, 2c-e, kodeina, tramadol, efedryna - uzależniony jestem jak dotąd tylko od nikotyny). Większość czasu spędzałem na osiedlu (odkąd się wprowadziłem zależało mi na tym, żeby mnie szanowano, trochę się biłem, jako osiągnięcie mogę powiedzieć, że nigdy w życiu nie stchórzyłem, nie byłem jakimś wielkim penerem, ale ludzie uważali co o mnie mówią). Mimo wszystko uczyłem się nie najgorzej, dostałem się do dobrego liceum, pierwszą klasę liceum zawaliłem z powodu choroby (miałem 75% nieobecności przez padaczkę, miałem odmianę brzuszną, czyli brzuch mnie z rana bardzo bolał i traciłem przytomność na parę godz., tak 2-3 razy w tyg.). Z klasą utrzymywałem średni kontakt, bo rzadko byłem w szkole, dlatego ograniczyłem znajomych tylko do osiedla, poza tym trochę gardziłem kolegami z klasy, uważałem że nic nie wiedzą o życiu. Z zainteresowań mogę zaliczyć basen (7 lat), siłownie (2,5 roku) kick-boxing (1 rok), poza tym 2 lata z rzędu ze znajomymi byliśmy w ustroniu morskim w wakacje, więc nie siedziałem tylko na ławce chlałem i ćpałem. Życie było OK, ale w tego sylwestra pokłóciłem się praktycznie ze wszystkimi znajomymi i do teraz z nimi nie gadam. Mam dziewczynę, ale mimo wszystko czuję się cholernie samotny, prócz tego dobija mnie monotonia życia, dzień w dzień jaram (załatwiłem sobie rentę socjalną, mam też rodzinną po ojcu, więc pieniądze to nie problem teraz). Dwa razy w tyg. widzę się z dziewczyną, jestem teraz po maturach, prawdopodobnie zdałem, powinienem się cieszyć, ale się nie cieszę. Nic mnie nie cieszy, bardziej popadłem w używki z nudy, dla zabicia czasu i żeby się sztucznie uszczęśliwić. Dużo szybciej się upijam i prawie zawsze mam urwany film, poza tym jestem od jakiegoś czasu zawsze agresywny po alkoholu, więc go mocno ograniczyłem, ale za to więcej pale marihuany, jem kodeinę i tramadol (mama dostaje receptę z powodu bólów kręgosłupa). Proszę o pomoc, co zrobić żeby zacząć się cieszyć? Nie uważam, że to wina używek, ponieważ stosuję je już od paru lat (głównie marihuanę) a problemy mam od ok. 8 miesięcy. Pomóżcie, bo nie widzę sensu tak dalej żyć, nie wiem co zrobię...

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Apatia i pesymizm - jak z nimi walczyć?

Mam 15 lat, od jakiegoś czasu czuję się naprawdę koszmarnie. Zamykam się w sobie, ludzie mnie denerwują, nie mogę znieść moich rodziców. Mam wrażenie, jakbym była wypompowana ze wszystkich emocji, mogłabym leżeć godzinami i nie myśleć o niczym. Jestem przygnębiona,...

Mam 15 lat, od jakiegoś czasu czuję się naprawdę koszmarnie. Zamykam się w sobie, ludzie mnie denerwują, nie mogę znieść moich rodziców. Mam wrażenie, jakbym była wypompowana ze wszystkich emocji, mogłabym leżeć godzinami i nie myśleć o niczym. Jestem przygnębiona, apatyczna i pesymistycznie nastawiona. Od dłuższego czasu zadaję sobie ból, rozdrapuję ręce, czoło, czasem nogi. Przegryzam i drapię wargi. Od ok. pół roku mam przyjaciela z drugiego końca Polski, cały czas oczekuje wsparcia, twierdząc, że on mi je okazuje, a ja tego nie odczuwam. On sprawia, że czuję się jeszcze gorzej, pisze do mnie: "kłamiesz, że mnie lubisz, wcale mnie nie lubisz, bo jestem idiotą". Wtedy nawet nie mam siły mu niczego tłumaczyć, tylko wylogowuję się, wyłączam komputer i płaczę, chociaż wiem, że on żartuje. Boję się, że mogłabym zrobić sobie coś więcej, moja mama rzuciła pomysł pójścia ze mną do psychologa. Rodzice nie wiedzą o moim zadawaniu sobie ran, toksycznej przyjaźni itp. Po prostu widzą, że jestem apatyczna i nie znoszę ludzi. Czy dolega mi coś poważniejszego, czy to jest po prostu związane z okresem dojrzewania czy czymś w tym rodzaju? Bardzo proszę o pomoc.

odpowiada 1 ekspert:
 Magdalena Pikulska
Magdalena Pikulska

Moja wnuczka odsunęła się od nas - co się z nią dzieje?

Niepokoi mnie moja 12-letnia wnuczka, jest zamknięta w sobie, smutna, zaczyna unikać ludzi dorosłych - mówi, że się wstydzi. Ma wybuchy gniewu, na dotyk cała sztywnieje, ma to od małego dziecka, ale teraz to się nasiliło. O każdy drobiazg pyta...

Niepokoi mnie moja 12-letnia wnuczka, jest zamknięta w sobie, smutna, zaczyna unikać ludzi dorosłych - mówi, że się wstydzi. Ma wybuchy gniewu, na dotyk cała sztywnieje, ma to od małego dziecka, ale teraz to się nasiliło. O każdy drobiazg pyta się matki, a często na jej polecenie reaguje wybuchem gniewu. Miała dobry kontakt z dziadkami, a teraz od nas też się odsunęła, choć staramy się ją wspierać i zabierać na wycieczki. Chętnie przychodziła do nas, a teraz nie chce. Sytuacja w domu nie jest dobra, tam brak ciepła. Synowa jest osobą apodyktyczną, skąpą i leniwą, syn jest nerwowym, zapracowanym człowiekiem. Wnuczka przez 10 lat była jedynaczką, a teraz ma 2-letnią siostrę. Synowa i syn nie potrafią okazywać sobie uczuć. Wnuczka ma 2 koleżanki i nie ma kłopotów z nauką.  

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Mam napady płaczu i niepokoju - czy to zaburzenia emocjonalne?

Witam. Mam problem z napadami płaczu i niepokoju. Przydarzają mi się w każdej sytuacji kojarzącej mi się z byciem samotnym albo odrzuconym, czasami to po prostu wilgotne oczy, czasami, zwłaszcza jeżeli jestem sam ze sobą, trudny do opanowania płacz. Zdarzają...

Witam. Mam problem z napadami płaczu i niepokoju. Przydarzają mi się w każdej sytuacji kojarzącej mi się z byciem samotnym albo odrzuconym, czasami to po prostu wilgotne oczy, czasami, zwłaszcza jeżeli jestem sam ze sobą, trudny do opanowania płacz. Zdarzają się często w relacji z moim chłopakiem, reaguję płaczem np. w sytuacji, w której on chce spędzić wieczór sam, zajmując się swoimi sprawami. Zdaję sobie sprawę z tego, że moje reakcje są przesadzone, staram się ich nie okazywać, ale najczęściej nie potrafię nad nimi zapanować. Jak mogę sobie z tym poradzić? Dodam, że to mój problem od co najmniej paru lat. M.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Jak powinnam się zachowywać w sytuacjach, kiedy Rodzice się kłócą?

Witam, właściwie to nie wiem, czy trafnie zadałam pytanie. Mam 28 lat, a sytuacja wygląda następująco. Na chwilę obecną jeszcze mieszkam z Rodzicami i z nimi pracuję, mamy wspólną firmę. Rodzice kłócili się zawsze, odkąd pamiętam, zawsze były zastraszania rozwodem...

Witam, właściwie to nie wiem, czy trafnie zadałam pytanie. Mam 28 lat, a sytuacja wygląda następująco. Na chwilę obecną jeszcze mieszkam z Rodzicami i z nimi pracuję, mamy wspólną firmę. Rodzice kłócili się zawsze, odkąd pamiętam, zawsze były zastraszania rozwodem, ale patrząc na to z perspektywy czasu i mojej, jednak większej, świadomości, stwierdzam, że taki mają oboje charakter, nikt nie popuszcza, a w gruncie rzeczy to się kochają. Ja jestem jedynaczką i zawsze ciężko sobie radziłam w tych sytuacjach. W dalszym ciągu to trwa. Jedyne co się zmieniło, to to, że jestem często świadkiem tych kłótni. Sama próbuję ułożyć swoje życie z chłopakiem i zdaję sobie sprawę, że kłótnie są rzeczą naturalną, ale do pewnego momentu. Mój Tato bardzo się zmienił. Co prawda zawsze wytykał nam wszystkie błędy, porównywał do innych mówiąc, że inni są lepsi, ale teraz jego zachowanie dla mnie jest niewytłumaczalne. Rozumiem praca, stres, zmęczenie... Znalazł sobie grupkę kolegów, z którymi baluje, spotyka się. Podejrzewam, że nie tylko z nimi, że ma kogoś, ale to są moje przypuszczenia. Często wieczorami nie ma go w domu, bo wychodzi na spotkania. Ma pretensje do Mamy, że ona nie ma swoich koleżanek, że ona nie wychodzi. Pomijając jego wyjścia, bo ich dobrą stroną jest to, że wtedy go nie ma i jest spokojniej, to nie da się z nim rozmawiać, żadna z nas nie wie, czy właściwie sformułuje zdanie, czy siedzi prosto, za co zaraz oberwie. Fakt jest taki, że wszystkim nam nerwy puszczają i każdy z nas dolewa oliwy do ognia, jak już się zacznie. Ale ani ja, ani Mama nie mówimy do niego w taki sposób jak on do nas. Ta złość, agresja, wyraz twarzy, jakby chciał nam coś zrobić. Słowa które z jego ust padają w stylu: „Ty szmato, uważaj bo Cię zaraz trzasnę, idź stąd, wynoś się, nie chcę Cię widzieć...” bolą bardzo. Jesteśmy często szantażowane tym, że nie mamy po co przychodzić na następny dzień do pracy, bo już nas tam nie ma. Że jesteśmy na pierwszym miejscu na wylocie, że wszyscy inni są dobrzy, a my beznadziejne. Bo to on haruje na nas, a my mu tylko przeszkadzamy. Dużo emocji, za dużo tych negatywnych, łącznie z nienawiścią do niego (chodź tego bardzo nie chcę). Na drugi dzień emocje są przenoszone do pracy, wszyscy widzą, że coś jest nie tak, a ja świecę oczami, że nic się nie stało, choć trudno wytłumaczyć trzaskanie drzwiami. Jeszcze jedna kwestia, Mój tato ubliża Mamie, widzę jak gaśnie w oczach, a robi to często przy innych, zresztą wobec mnie tak samo. Nie wiem, jak wtedy reagować, rozmowy krzyki nic nie dają. A ja nie mogę pozwolić na to, żeby on tak traktował Mamę, nas. Proszę mi pomóc, czy powinnam stać z boku, olewając to. Czy interweniować? Jeśli tak - to jak, rozmawiać? - nie potrafię z nimi bez emocji, mimo że się bardzo staram. Czasem staram się porozmawiać - o co poszło. Ojciec daje jedną wersję skrajnie różną od tego, co opowiada Mama. Zasugerowałam wizytę u specjalisty, żeby sobie pomogli, bo ja nie umiem być mediatorem. Wiem, że wina w tym wszystkim jest pewnie pośrodku. Chociaż bardzo kocham swoją Mamę, jesteśmy mocno związane emocjonalnie, to wiem, że potrafi wbić kij w mrowisko, że ma swój charakterek. Ale się nie zgodzi, a ja już nie daję rady, kłótnie są przynajmniej raz w tygodniu przez dwa trzy dni i nigdy nie wiadomo, kiedy wszystko wybuchnie z maksymalną siłą. Nie umiem być obojętna, bo zbyt boli zachowanie Ojca. Myślałam o zmianie pracy, ale to ciężki temat, firma rodzinna, którą budujemy od lat kilkunastu i gdybym tak zrobiła, prawdopodobnie musiałabym odciąć się od Rodzinki -> patrz Tato. Jest to jeszcze kwestia do zastanowienia się, bo jak tak dalej będzie, kto wie. Co mam robić? Żyjemy w stałej huśtawce emocjonalnej, nie dam rady tak dalej, wszyscy cierpimy, a co jeżeli Tata ma kochankę? Kiedyś mu to powiedziałam, że mam takie podejrzenia - zareagował agresją, a te moje przypuszczenia nie są bezpodstawne, zresztą mama sama o tym głośno mówi, choć nie wiem, czy ma dowody. Proszę o pomoc

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Czy słusznie postąpiłam z moimi radami w stosunku do wnuczka?

Moja córka i zięć mieszkają w Niemczech. Ona jest na urlopie macierzyńskim od 3 lat, z zawodu technik dentysta. Pracowała w zawodzie 11 lat w Niemczech, zięć prowadzi własną firmę personalnego trenera oraz sprzedaż urządzeń do fitness klubów. W związku...

Moja córka i zięć mieszkają w Niemczech. Ona jest na urlopie macierzyńskim od 3 lat, z zawodu technik dentysta. Pracowała w zawodzie 11 lat w Niemczech, zięć prowadzi własną firmę personalnego trenera oraz sprzedaż urządzeń do fitness klubów. W związku są od 7 lat, ślub wzięli, gdy córka była w ciąży. Związek był raz gorszy, raz lepszy, zależało to od humoru zięcia - ma zdiagnozowaną depresję lękową mieszaną. Od lat bierze różne leki, te z grupy trójpierścieniowych, często dawkuje je wg własnego odczucia i upodobania. Jego młodsza siostra również ma depresję ale lękową. Ojciec bierze także leki antydepresyjne i twierdzi, że w dzisiejszych czasach to normalne. Moja córka z teściami od 3 lat jest w kontakcie raczej bardzo rzadkim, ponieważ zięć często na nią nagadywał, co nie było prawdą, ale jego rodzice nie przyjmują do wiadomości, że syn choruje. W ubiegłym roku córka wzywała pogotowie na wyraźną prośbę zięcia, ponieważ słyszał jakieś głosy, jak sam określał - prosto do ucha. Pogotowie było i lekarz dał mu jakiś zastrzyk, i jakoś się to uspokoiło. Pod koniec lutego wydarzyła się dla nas wszystkich rzecz niesłychana, a mianowicie zięć wziął 3-letniego syna, wywiózł do matki i zgłosił, że matka chciała ,,małego obywatela Niemiec” porwać do Polski! Totalny absurd, no i oczywiście jego rodzina nie dopuszczała w ogóle matkę do dziecka, córka pokazywała w Jugendamcie recepty zięcia, ale nikt nawet okiem na nie nie spojrzał. Po tygodniu Jugendamt zadecydował, że matka ma prawo widzieć dziecko co drugi dzień po 2 godziny. Rozstania to był istny horror. Dziecko wyło po prostu za matką, a oni je wyszarpywali z jej objęć, czego sama byłam świadkiem. Zięcia rodzice zgłosili po około tygodniu w Jugendamcie, że najlepiej, aby matka nie miała kontaktu z dzieckiem, bo dziecko silnie to przeżywa, między innymi biegunki, moczenie się, płacz w nocy i wołanie matki. W tych okolicznościach Jugendamt zadecydował, że dziecko do czasu rozprawy - kto będzie nad nim sprawował opiekę - będzie u rodziny zastępczej, tzn. wnuczek ma już w ciągu miesiąca trzeci dom. Pierwszy u babci, drugi u dziadka i jego nowej żony, trzeci rodzina zastępcza. Córka i zięć mają prawo widywać dziecko raz w tygodniu przez 3 godziny. Z tego wszystkiego moja córka schudła 10 kg, jest w skrajnej rozpaczy, każdy dzień bez dziecka to piekło dla jej duszy. Aha, była jeszcze parę razy wmieszana policja, bo podobno śledzi męża, aby go zabić, totalna paranoja. Gdy wnuczek był w ostatnią sobotę ,,na widzeniu” w domu, zauważyłam, że z wesołego i ufnego dziecka jest coś, czego nie poznajemy. Jest smutnym dzieckiem, chociaż przez gry i zabawy udaje wywołać uśmiech. Wpada w szał, gdy na przykład nie udało mu się wyskrobać loda z kubeczka. Taki szał bez powodu, włącznie z rzucaniem się, trwa kilkanaście minut. Po uspokojeniu, tuli się do matki, ciężko oddychając. Zawsze na wszystkie pytania odpowiada „tak” lub „ja”, w zależności, w jakim języku jest pytany, ponieważ jest dzieckiem dwujęzycznym. Absolutnie nie pozwala się rozebrać u rodziny zastępczej i dlatego śpi i chodzi w tej samej odzieży aż do następnego widzenia z matką. Córka też ma z tym problem, ale po długich prośbach pozwala się rozebrać i umyć, bo wiadomo jak wygląda po tygodniu. Pani z rodziny zastępczej stwierdziła, że nie chce mu robić dodatkowego stresu i zaniechała mycia i rozbierania. Za dwa dni będzie rozprawa sądowa, adwokat córki stwierdziła, że na pewno córka dostanie dziecko, ale niestety dziecko i matka co przechodzą, to serce mi pęka z bólu. Córka już wniosła o separację, a tylko, jak się skończy, weźmie rozwód, tak przynajmniej twierdzi, że człowiek, z którym żyła - umarł. Ja natomiast martwię się zachowaniem wnuczka, poradziłam córce, aby poszła z dzieckiem do psychologa dziecięcego. Mam pytanie: czy słusznie postąpiłam z moimi radami w stosunku do wnuczka?

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

Ciągła tęsknota - jak z nią walczyć?

Witam bardzo serdecznie :) Mam 25 lat i mój problem może wyda się dziwny, ale mam problem z nadmierną wrażliwością emocjonalną, przez to naprawdę ciężko mi się żyje... Wzrusza mnie krzywda i bieda innych ludzi, złe traktowanie zwierząt, a po...

Witam bardzo serdecznie :) Mam 25 lat i mój problem może wyda się dziwny, ale mam problem z nadmierną wrażliwością emocjonalną, przez to naprawdę ciężko mi się żyje... Wzrusza mnie krzywda i bieda innych ludzi, złe traktowanie zwierząt, a po niektórych filmach płaczę nawet 3 dni itp. Może wyda się to komuś śmieszne :) ale dla mnie jest to strasznie męczące... w dodatku ciągle ogarnia mnie tęsknota, sama nie wiem za czym: za dzieciństwem, za dawnymi czasami, za niektórymi miejscami... Bardzo szybko się przyzwyczajam do miejsc, do ludzi, do pewnych schematów życia. Niedługo wyjeżdżam do pracy do miejscowości oddalonej od mojego miejsca zamieszkania o ponad 200 km i już tęsknię, mimo że nie jadę tam sama, tylko z narzeczonym, a mój problem polega na tym, że już dziś budzę się w nocy i myślę, jak tam będzie, i już tęsknię za rodzicami, za moim rodzinnym domem itp. Czasami nawet, gdy słyszę jakąś piosenkę, która kojarzy mi się np. z dzieciństwem, dawną miłością, to od razu biegnę ją wyłączyć, bo czuję wtedy taki wewnętrzy niepokój, jakiś ból, nie umiem tego opisać. Tak mi się ciężko z tym żyje, poza tym mam ciągły lęk o moich rodziców i rodzinę, bo ten czas tak szybko płynie, ja robię się coraz starsza, moi rodzice też :( Chciałabym, żeby czas się zatrzymał i żeby w końcu przestać tęsknić... za nie wiadomo czym... Nie sądzę, aby to, co czuję, było normalne, powoli mnie to męczy, nieraz mam przez to obniżony nastrój, mniejszą chęć do życia... Panicznie boję się zmian, czasem pragnę mieć znów 8 lat :( Nie wiem, czy to normalne. Proszę o radę.

odpowiada 2 ekspertów:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Bożena Waluś
Mgr Bożena Waluś

W jaki sposób pokochać swoje nienarodzone dziecko i zacząć czuć radość z życia?

Mam 22 lata, roczną córę i kolejne dziecko w drodze. Stany depresyjne mam od 12 roku życia. Pojawiają się i znikają, ale zawsze wraca do mnie wszystko z podwójną siłą. Na początku przestałam się uczyć, mówiłam, że nikt mnie nie...

Mam 22 lata, roczną córę i kolejne dziecko w drodze. Stany depresyjne mam od 12 roku życia. Pojawiają się i znikają, ale zawsze wraca do mnie wszystko z podwójną siłą. Na początku przestałam się uczyć, mówiłam, że nikt mnie nie kocha, na siłę szukałam sobie chłopaka. Mam wspaniałych rodziców, na których zawsze mogę liczyć, a jednak nigdy nie czułam tego wsparcia, które oni mi udzielali, mimo własnych problemów. W liceum mając chłopaka "na poważnie" miałam nawet do pięciu innych facetów na boku, ponieważ czując się mało atrakcyjna i mało kochana potrzebowałam wciąż jakichś "dowodów miłości". Nauczona przez nastoletnich gówniarzy, że miłość to sex po pewnym czasie zaczęłam się prostytuować. W wieku 18 lat wyprowadziłam się z domu, rzuciłam szkołę i pewnego poranka zdecydowałam, że wyjeżdżam za granicę na stałe. Jeszcze tego samego dnia wylądowałam w Londynie. Tam szybko znalazłam normalną pracę, z wynagrodzeniem. Chodziłam 3 razy w tygodniu na imprezy, miałam pełno adoratorów, a i tak nigdy nie czułam się zadowolona i kochana. W pewnym momencie wszystko się posypało, straciłam pracę, mieszkanie. Wylądowałam na ulicy. Tam poznałam paru chłopaków, którzy przygarnęli mnie na pustostan i nauczyli radzić sobie z "dołkiem" narkotykami. Przez dwa lata żyłam z kradzieży i kombinacji, zawsze starczało na jedzenie, rachunki i używki. W pewnym momencie zaczęłam być z jednym z nich tylko dlatego, że robił on wszystko żebym go zauważyła i żebym z nim była. Otworzył nam świeży pustostan i.... trafił do więzienia. Czekałam na niego pół roku, wyszedł, ja znalazłam pracę w restauracji za dobrą stawkę. Chciałam się urwać z tego towarzystwa, zostawić faceta, ale wiedziałam, że jak go zostawię to on się stoczy na sam dół. W końcu zaszłam z nim w ciążę. Do mieszkania z państwa i benefitów na dziecko zabrakło mi 2 tygodni pracy. Nie byłabym w stanie już pracować dłużej, gdyż miałam pracę stojącą a nogi mi spuchły tak, że ledwo chodziłam. Nie chciałam tego dziecka. W pierwszym trymestrze próbowałam się go pozbyć wszystkimi dostępnymi mi środkami. Było już za późno, żeby usunęli mi dziecko legalnie. Gdy w końcu musiałam iść na macierzyński miałam wybór. Mieszkać 2 tygodnie na ulicy w 8-miesiącu ciąży w zimie albo wrócić do rodziców do Polski. Wróciłam. Sama. Kiedy urodziłam cięciem cesarskim po 22 godzinach wywoływania porodu, dziękowałam Bogu, że dziecko jest niedożywione (mój organizm zaczął sam na początkach 8 miesiąca "zabijać" dziecko nie dostarczając mu pokarmów) i że nie muszę brać Róży na ręce. Przez pierwszy miesiąc miałam ją na rękach 2 razy i tylko raz próbowano dać mi ją, żeby ssała mleko, ponieważ nie miała wyrobionego odruchu ssania. Okazało się, że może mieć wadę genetyczną przez pół roku chodziłam z nią do neurologów, genetyków. Dopiero niedawno zaczęłam ją naprawdę kochać. Wcześniej to było tak jakbym ją bardzo lubiła, ale mi niszczy życie. Nie mogę się pozbierać po powrocie z Anglii, po porodzie, po całej sprawie z wadami genetycznymi dziecka, które nie są do końca wyjaśnione (nadal podejrzewana jest o lekki autyzm i opóźnienie w rozwoju). Cały czas mieszkam u rodziców na ich utrzymaniu. Co znajdowałam jakąś pracę to przy wypłacie okazywało się, że to firma krzak i nie zapłaci, albo że coś im nie pasowało i zapłacą mi tylko część. Kiedyś mama powiedziała mi, że więcej kosztuje ją to, że pracuje niż jakbym siedziała w domu. W kocu wzięłam sobie to do serca i siedzę od stycznia w domu z dzieckiem dzień w dzień. Rodzice kupili domek 70 km od mojego rodzinnego miasta i ojciec całymi tygodniami tam jest, mama pracuje w szpitalu zmianowo, czasem nie ma jej nawet 24 godziny. Znalazłam oparcie w starym przyjacielu, z którym jestem w narzeczeństwie i jestem w kolejnej ciąży. Boję się. Chciałabym wszystkie te złe rzeczy puścić w niepamięć. Zaczęłam wracać do narkotyków, chcę usunąć tę ciążę, ale zarazem chcę mieć nadzieję, że będzie lepiej. Zapisałam się na kurs fryzjerski organizowany przez urząd pracy. Staram się przeć do przodu, ale cały czas brakuje mi sił. Nie mam nic z własnej wolności, a przynajmniej się tak czuję. Chciałabym się zabić, ale wmawiam sobie to co w ciąży poprzedniej, że jeśli mam w sobie życie to nie chcę być odpowiedzialna za to, że przez to że chciałam się zabić nie żyje ktoś jeszcze. Wiem, że potrzebuję pomocy, mówiłam to rodzicom, chłopakowi. Wszyscy to bagatelizują mówią, że inni mają gorzej a mi przejdzie "bo jest okropne ciśnienie i ja też nie mam dziś na nic humoru". Od ponad roku wmuszam w siebie jedzenie, na które nawet nie mam ochoty, żeby nie schudnąć już więcej. Jak zaczęłam wmuszać w siebie jedzenie przy wzroście 169 cm miałam 46 kg. Myśli samobójcze mam od drugiej klasy gimnazjum. Cięłam się, ale nigdy nie miałam próby samobójczej, bo zawsze miałam świadomość, że jest ktoś kto mógłby się załamać po mojej śmierci (chociażby mama, nie chcę żeby cierpiała przeze mnie chociażby raz jeszcze). Wiem, że poczucie winy w depresji to jest ta najgorsza rzecz, ale mnie ona chroni od samobójstwa. Nie chcę żeby ktoś się załamał z powodu mojego samobójstwa - nie chcę być winna czyjegoś załamania. Na dodatek jestem typem osoby, która chociażby sama miała 100000000 problemów zawsze pomoże innym i często jest to wykorzystywane. Pomocy ;(

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Magdalena Brudzyńska

Nic mi się nie chce - co powinnam robić dalej?

Rzuciłam jedne studia, zaczęłam drugie, pierwszy semestr poszedł mi bardzo dobrze (średnia 4,5), ale w czasie drugiego semestru, któregoś dnia, po prostu doszłam do wniosku, że nie chcę już. Ani jeździć na uczelnię, ani być tam, ani się uczyć w...

Rzuciłam jedne studia, zaczęłam drugie, pierwszy semestr poszedł mi bardzo dobrze (średnia 4,5), ale w czasie drugiego semestru, któregoś dnia, po prostu doszłam do wniosku, że nie chcę już. Ani jeździć na uczelnię, ani być tam, ani się uczyć w domu, ani oglądać tych wszystkich gówniarzy z wydziału. Nie wiem, co o tym sądzić, bo po rzuceniu pierwszego kierunku miałam depresję przez 1,5 roku, a teraz jestem zadowolona z rzucenia studiów. Obojętna jest mi przyszłość, najważniejsze, żebym mogła siedzieć w domu i robić co mi się żywnie podoba. Właśnie to mnie martwi, że nie mam depresji! Mam tak kompletnie w nosie edukację, jak nigdy w życiu wcześniej. Czasem, jak teraz przychodzi mi myśl: Co ty najlepszego zrobiłaś? Dlaczego rzuciłaś studia? Wtedy sobie sama odpowiadam: Bo za dużo z nimi problemów, stresu, wstydu. Bałam się, że ośmieszę się na takim jednym przedmiocie i że nie napiszę prac semestralnych i magisterskiej, bo kompletnie nie umiem nic napisać! Poza tym boję się ludzi, jestem dziwna i nie mam sił zabiegać o znajomość z kimkolwiek. Mogę tak żyć? Czy to jest normalne? Dodam, że mam stwierdzony Zespół Aspergera i zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne. Ale czy to usprawiedliwia moje zachowanie?

odpowiada 1 ekspert:
Lek. Anna Syrkiewicz
Lek. Anna Syrkiewicz

W jaki sposób odzyskać radość życia?

Błagam... nie proszę lecz błagam o pomoc, o jakąś magiczną wskazówkę, o jakąś radę. Jestem po maturach pisemnych. Tyle się do nich przygotowywałam. Poświęciłam swoim przygotowaniom bardzo wiele czasu, wysiłku, emocji skupienia. Całe moje życie przez te ostatnie kilka miesięcy...

Błagam... nie proszę lecz błagam o pomoc, o jakąś magiczną wskazówkę, o jakąś radę. Jestem po maturach pisemnych. Tyle się do nich przygotowywałam. Poświęciłam swoim przygotowaniom bardzo wiele czasu, wysiłku, emocji skupienia. Całe moje życie przez te ostatnie kilka miesięcy podporządkowałam przygotowaniom. Poszło mi tragicznie. Poszło mi tak głównie dlatego, że w siebie nie wierze. Nigdy nie wierzyłam. Uciekam od problemów świat marzeń, wyimaginowanego świata. Myślę, że jestem typową introwertyczką, zamkniętą w sobie. Nie mam przyjaciół. Czasem, gdy widzę jak świetnie ludzie dogadują się między sobą przeraza mnie to, bo do mnie najczęściej nikt nic nie mówi. Obserwuję zwykle biernie jak inni między sobą rozmawiają, śmieją się, a ja stoję z boku. Tak nie było zawsze, kiedyś byłam znacznie bardziej towarzyska. Obecnie rzadko kiedy błyskam elokwencją lub genialnym żartem wśród innych. Nie wyróżniam się niczym. Czasem mam wrażenie, że jestem przezroczysta. Żyję a jednak tak jakby nie w pełni. Tak jakby mnie nie było. prawdopodobnie nie zdałam matury z matmy. Uczyłam się do niej naprawdę dużo, chodziłam nawet na korepetycje. Nie dociera do mnie ten fakt. Liczę na stronie w internecie tak te punkty i nie mogę się doliczyć 15 ( od tylu się zdaje). Od kilku miesięcy podejrzewam u siebie głęboką depresje. Nie wiem kim jestem naprawdę. Nie czuję wsparcia wśród nikogo na tym świecie. Z ambitnej zdolnej osoby staję się pomału nikim. Wszystkie moje pasje odłożyłam na bok, z niczego nie czuję się najlepsza, do niczego nie czuje mega powołania. Śpiewam, mam podobno piękną barwę głosu, ale nie robię nic z tym talentem. Na czas matur głównie. bardzo przeżywałam przygotowania do matury. Myślę, że stres zrobił swoje. (Podczas nauki miewałam napady małych krwotoków z nosa), ucząc się, nastawiałam się negatywnie, płakałam. W sumie to nawet teraz nie wiem czemu, bo byłam przez te 3 lata nauki bardzo pilną i sumienną osobą. Nie powinnam się była niczego bać, a jednak bałam, podobnie teraz. Bo boję się tego co będzie. Boję się zawalić, zawieść rodziców. Nie myślę o przyszłości w sposób pozytywny, konstruktywny,. Od dość dawna nie interesują mnie inni ludzie, strasznie się izoluję. Pisząc matury nie potrafiłam się skoncentrować, myślałam cały czas jaka jestem beznadziejna, dlaczego się wcześniej nie uczyłam więcej (robiłam to sporo). Ze wszystkich egzaminów wychodziłam z poczuciem niezadowolenia i poczuciem winy do siebie. Mam tendencje do wyniszczania się samej, myślami, czynami. Czuję się strasznie przygnębiona cały czas. Wszystkich przepraszam, gdy zrobię coś źle. Najgorsze jest jednak to co zaczęło dziać się z moją pamięcią i koncentracją. Niedawno zgubiłam mp4 i telefon, stałam się bardzo spóźnialska i nieodpowiedzialna. Mam problemy z wykonywaniem prostych czynności, nie mam ochoty i nie widzę sensu w robieniu czegokolwiek. Moja rodzina zauważa to, co dzieje się ze mną. Są zaniepokojeni bo nigdy wcześniej tak się nie zachowywałam. Najgorsze jest to, że nie wiem jak sobie pomóc. Miałam kiedyś marzenia, aby studiować filologię ang. Zdawałam angielski na maturze na poziomie rozszerzonym. Czuję, że poszło mi ok. ustna 90% pisemna około 60%, ale nie potrafię obudzić w sobie ponownie pasji, entuzjazmu do tego na tyle, aby to studiować. Nie radzę sobie także w rozmowach z rodziną, najbardziej chciałabym, aby mnie zostawili, nie przebywali w moim pokoju. Staje się nerwowa na cokolwiek co mówi do mnie mama. Moja siostra studiuje w Krakowie. Cały czas odczuwam presje ze strony rodziców, ze muszę iść również tam na studia. z kolei ja rozmyślam o innym mieście. Nie wiem czy uda mi sie namówić ich, do moich planów, w końcu to moje życie. Zostałam zapisana przez rodziców na prawo jazdy. Wiem, ze posiadanie go przyda mi się w życiu, ale pomysł ten nie jest moim lecz rodziców. Nie odczuwam zainteresowania uczeniem się i przygotowywaniem do tego egzaminu. To straszne, bo próbuje się zmuszać, ale ogarniają mnie wątpliwości, czy ze swoim stanem, nastawieniem i problemami koncentracji nie spowoduje wypadku na drodze. Wyjeździłam jak do tej pory jedynie 2 godziny i muszę przyznać, że szło mi fatalnie. Wiem, że to początki, więc teoretycznie nie powinnam się mieć czego obawiać, ale ja wiem, ze mogę mieć trudność nie tylko dlatego, że była to moja pierwszą styczność z samochodem, ale jak to określił także mój instruktor: " jak na tak młody wiek, jest pani wyjątkowo spiętą osobą" . Nie wspomnę już o tym, że polecenia jakie mi wydawał wykonywałam z wyraźnym opóźnieniem, nie zawsze docierało do mnie to, co mówił. To tyle jeśli chodzi o moje zmagania z prawem jazdy. Nie wiem w jaki sposób rozbudzić w sobie entuzjazm, aby walczyć, aby go mieć, skoro wewnętrznie nie tkwi we mnie przekonanie, że warto, że dam radę, że stać mnie. Uwielbiałam czytać książki, a obecnie mam problemy z przeczytaniem kilku stron. Zaczynam czytać coś co na pierwszy rzut oka zdaje się być interesujące, po czym szybko to odkładam. Nudzi mnie wszystko, nawet oglądanie telewizji nie sprawia mi już przyjemności. I to poczucie pustki i smutku całymi dniami. Błagam o pomoc.

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Arleta Balcerek
Mgr Arleta Balcerek

Jestem nieufna i nie potrafię okazywać uczuć - jak można mi pomóc?

Kiedyś ufałam ludziom, jednak dziś jestem bardzo nieufna, podejrzliwa i pamiętliwa, nie wierzę ludziom na słowo, przymrużam oko na to, co mówią. Dużo osób mnie skrzywdziło i okłamało, cierpiałam po tym, więc dziś ciężko mi zaufać komukolwiek; nawet jeśli chcę...

Kiedyś ufałam ludziom, jednak dziś jestem bardzo nieufna, podejrzliwa i pamiętliwa, nie wierzę ludziom na słowo, przymrużam oko na to, co mówią. Dużo osób mnie skrzywdziło i okłamało, cierpiałam po tym, więc dziś ciężko mi zaufać komukolwiek; nawet jeśli chcę zaufać, coś mówi, że on też chce mnie okłamać lub że chce mnie skrzywdzić. Jestem dojrzała jak na swój wiek, ale boję się, że będę miała tak przez cały czas. Mam także problemy z wyrażaniem uczuć, ale to bierze się z tego, że nikt nie dawał mi tyle miłości, ile powinnam dostać. Co mam zrobić?

odpowiada 1 ekspert:
Mgr Magdalena Brudzyńska
Mgr Magdalena Brudzyńska
Patronaty